
Alessia
Zaczęło
się od wrażenia bycia obserwowaną.
Alessia zmarszczyła brwi, po czym przystanęła. Znajdowała
się w jednej z ciasnych, łudząco podobnych do wszystkich innych w tej
dzielnicy uliczek, stanowiących idealne miejsce dla ludzkiej społeczności.
Stała w bezruchu, wdychając nieco zatęchłe powietrze, przesycone słodyczą
krwi istot, które w najgorszym wypadku mogłyby posłużyć jej jako posiłek,
gdyby akurat miała zły humor i dała upust swoim najmroczniejszym rządzą.
Chociaż był środek dnia, na ulicach panowały pustki, co bez wątpienia miało
związek z wciąż utrzymującymi się upałami, które sprawiały, że spacer
Miastem Nocy przypominał poruszanie się po powierzchni patelni – niezbyt
sprzyjające porównanie, zwłaszcza jeśli było się człowiekiem.
Machinalnie zapięła mięśnie, po czym raz jeszcze rozejrzała
się dookoła. Być może zaczynała być przewrażliwiona, ale kiedy ostatnim razem
została zaatakowana przez Iana i jego ludzi, również nie spodziewała się
pojawienia kogokolwiek. Co więcej, chyba nikt nie lubił tego nieprzyjemnego,
przyprawiającego o dreszcze uczucia bycia obserwowanym, które objawiało się
w postaci przejmującego chłodu oraz mrowienia skóry, co z kolei
wprost prowadziło do tego, żeby poczuć się… No cóż, nieswojo.
Ali zawahała się, po czym przeprowadziła szybkie
kalkulacje, które mogły mieć mniej albo więcej sensu. Znajdowała się jakieś dwie
przecznice od mieszkania Ariela, ale nie była pewna, czy w takim wypadku
dobrym pomysłem było to, żeby tam pobiec. Po pierwsze, utrzymanie ich związku w tajemnicy
było ważne, a po drugie – jeśli miała do czynienia z nieśmiertelnym,
nie mogła mieć pewności, czy w ogóle uda jej się tam w porę otrzeć.
Inną sprawą było to, że narażanie Ariela nie stanowiło najlepszego pomysłu,
zwłaszcza, że już i tak mieli więcej problemów niż chłopak raczył
przyznać. Co prawda nie wspominał o Riddleyu albo innych swoich pobratymcach,
więc teoretycznie mogła uznać, że sprawy z nimi jak na razie się
unormowały, ale lepiej było nie ryzykować. Poza tym – chociaż to było płytkie i Ariel
jak nic by ją wyśmiał, gdyby oczywiście zamierzała mu o tym powiedzieć –
chciała udowodnić samej sobie, że potrafi radzić sobie sama. Była Licavoli, a to
niestety wiązało się z istnieniem nadmiernej wręcz dumy i tym, że
miała skłonności do tego, żeby na każdym kroku okazywać niezależność.
Tak, tata zdecydowanie byłby dumny.
Ruszyła przed siebie spokojnym, ludzkim krokiem. Przez
kilka sekund nic się nie działo, a później wyraźnie wyczuła za sobą
ostrożny ruch. Tym razem była na to przygotowana, poza tym nie miała
najmniejszych wątpliwości co do tego, że nie jest sama. Naprawdę sądzisz, że dam się nabrać?,
zadrwiła, chociaż musiała przyznać, że ktokolwiek za nią podążał, był dobry w tym,
co robił. Gdyby nie była przewrażliwiona i nie miała zbyt wiele na
sumieniu, pewnie nawet dałaby się nabrać, nie dostrzegając niczego dziwnego.
Przeszła jeszcze kilka kroków, udając, że niczego nie
dostrzega. Ktokolwiek ją śledził, nie rozluźnił się i nie rozproszył, ale
to nie było potrzebne, skoro zdawała sobie sprawę z tego, że jest tuż za
nią. Co prawa gdyby się obejrzała, nie zobaczyłaby niczego poza pustą ulicą, wypełnioną
śmieciami i gorącymi promieniami popołudniowego słońca, ale to jeszcze o niczym
nie świadczyło. Miasto Nocy zostało zbudowane niczym jeden, wielki i zupełnie
nielogiczny dla ludzi labirynt, gwarantujący liczne kryjówki dla wampirów i innych
istot nadnaturalnych. Chociaż polowań zaniechano już jakiś czas temu –
przynajmniej oficjalnie, zgodnie z poleceniem Dimitra – nie od dzisiaj
wiadomo było, że nie wszyscy mogli albo też chcieli zapanować nad swoimi
instynktami, w wyniku czego doliczyło do licznych „nieszczęśliwych”
wypadków. Albo tajemniczych zniknięć. Tak czy inaczej, zawsze lepiej było
zachować czujność i ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Teraz wyraźnie słyszała ciche kroki, chociaż mimo starań
nie była w stanie wyczuć żadnego odbiegającego od normy zapachu, a tym
bardziej stwierdzić, kim była przebywająca z nią w jednej uliczce
istota. W takim wypadku rozwiązania mogły być dwa, chociaż żadne z nich
nie napawało ją specjalnym entuzjazmem. Zdecydowanie pewniej czuła się kilka
tygodni temu, kiedy wprost mogła stwierdzić, że jest nietykalna, przede
wszystkim przez wzgląd na przynależność do Licavolich i powiązania jej
rodziny z Dimitrem. Artykuł w gazecie i to, że w istocie
łamali z Arielem wszelakie niepisane zasady, wydawały się zmieniać
wszystko, przede wszystkim z punktu widzenia ludzi, wiedziała jednak, że
to nikt, w kogo żyłach płynęła czysta, ludzka krew – żaden człowiek nie
był w stanie w taki sposób podejść wampira. Wątpiła też, żeby to były
wilkołaki albo zmiennokształtni (najmniej prawdopodobne, skoro jak zwykle
pozostawali neutralni), bo tych wyczułaby ze sporej odległości. Jedynym
rozwiązaniem wydawał się wampir i to najprawdopodobniej pokroju Rufusa czy
Isabeau, zważywszy na ich powiązanie z mrokiem i to, jak potrafili
się kryć.
Drugie rozwiązanie również wydawało się możliwe i nagle
poczuła się absolutnie pewna tego, że tak jest. Co prawda nie miała pewności
skąd to wie i dlaczego odrzuca wszystkie inne możliwości, ale to nie miało
znaczenia. W przypadku wampirów, a w zasadzie wszystkich
nieśmiertelnych, instynkt był aż nadto rozwinięty, nawet jeśli czasami mimo
upływu lat nie dało się do niego tak po prostu przyzwyczaić.
Tak czy inaczej, wydawało jej się, że wie – i że
śledzi ją telepata.
– No, w takim razie zobaczymy – mruknęła pod nosem,
świadoma tego, że ktoś w każdej chwili może ją usłyszeć. Jeśli miała być
ze sobą szczera, nie dbała o to.
Poruszając się lekko i w sposób, który nie
powinien wzbudzać podejrzeń, dyskretnie przywołała do siebie moc.
Przypominająca podmuch gorącego wiatru energia wypełniła ją całą, niosąc ze
sobą znajome poczucie pewności siebie oraz ukojenia, którego tak bardzo
potrzebowała. Machinalnie zacisnęła obie dłonie w pięści, szykując się do
walki, chociaż jakaś cząstka jej podświadomości podpowiadała jej, że
jakiekolwiek obawy są zbędne. Ktokolwiek to był, nie chciał zrobić jej krzywdy
– w końcu gdyby tak było, spróbowałby już dawno.
Uwolniła energię pod wpływem impulsu, świadoma każdego
swojego ruchu i tego, co zamierzała zrobić. Zaatakowała szybko i precyzyjnie,
nawet nie musząc odwracać się za siebie, żeby przekonać się, czy trafiła.
Najpierw sondująca myśl, która rozeszła się na wszystkie strony, utwierdzając
ją w przekonaniu, że faktycznie nie jest sama i umożliwiająca
precyzyjne ustalenie, gdzie znajdował się intruz. Następna była fala
uderzeniowa – delikatna i dyskretna, ale przy tym dość mocna, żeby
skutecznie uprzykrzyć intruzowi życie.
Doszedł ją głośny, satysfakcjonujący dźwięk, kiedy ktoś za
jej plecami z impetem uderzył o ścianę jednego z budynków,
wytrącony z równowagi siłą jej umysłu. Zaraz po tym rozpoznała znajomy
glos, kiedy jej brat zaklął pod nosem. Trochę ją to zaskoczyło, bo zwykle
unikał przekleństw jak ognia, ale poza tym wcale nie czuła się jakoś specjalnie
zdziwiona.
Bez pośpiechu odwróciła się, bez trudu wypatrując go w cieniu
jednej z kamieniczek, jakieś pięć metrów od niej.
– Cześć, braciszku – zagaiła pogodnie, zachowując się jakby
przypadkiem wpadli na siebie na szkolny korytarzu albo w domu.
Damien westchnął, po czym szybko wyprostował się, bez trudu
odzyskując równowagę. Nawet jeśli jakkolwiek zaskoczyła go tym, że zorientowała
się, iż za nią podążał, nie dał tego po sobie poznać. Pośpiesznie wyprostował
się i z braku lepszych pomysłów podszedł bliżej, robiąc wszystko,
byleby nie okazać zakłopotania.
– Ali – westchnął, ale nie dodał niczego więcej. Spoglądał
na nią stanowczo, w typowy dla siebie sposób, który jakimś cudem był w stanie
wprawić ją w zakłopotanie.
– Wiesz, prawie ci się udało. Długo mnie już śledzisz? –
zapytała, nie zamierzając owijać w bawełnę. Dziwne, ale wcale nie czuła
się jakoś specjalnie zdenerwowana, być może dlatego, że zorientowała się
dostatecznie wcześnie, dzięki czemu nie musiał ryzykować zdradzenia tajemnicy
swojej i Ariela.
– Nie śledzę cie – odparł machinalnie. Wywróciła oczami,
więc westchnął i dał za wygraną: – No dobrze. Od momentu, kiedy po raz
kolejny wykradłaś się z domu.
Oskarżenie w jego głosie ją zaskoczyło i to do
tego stopnia, że aż uniosła pytająco brwi i spojrzała na niego tak, jakby
widziała go po raz pierwszy. Co to niby miało znaczyć?
– Wykradłam? – powtórzyła. – Damien, nie rozumiem…?
Spojrzał na nią pobłażliwie i to było aż nadto
znajome.
– Ali, komu ty to próbujesz wmówić? – westchnął, kręcąc z niedowierzaniem
głową. – Naprawdę uważasz, że to wygląda tak, jakbyś po prostu wyszła na
spacer?
Zastanowiła się i niechętnie musiała przed samą sobą
przyznać, że może i miał rację. Nie chodziło nawet o to, że od
jakiegoś czasu podświadomie ograniczała przebywanie z bliskimi, żeby nie
ryzykować niewygodnych bliskich. Tego może nawet nie zauważali, bo tata był w pełni
skoncentrowany na mamie i ciąży, Damien z kolei spędzał dość czasu w klinice,
żeby mogła czuć się samotna. Jeśli już o coś miał do niej pretensje, to
chyba o to, że pokusiła się o szybkie, dyskretne wyjście oknem
sypialni, a tego faktycznie nie można było uznać za normę.
Cholera.
– Faktycznie. Tu mnie masz – dała za wygraną. –
Przepraszam, że jestem na tyle leniwa, żeby nie docenić fantastyczności
wynalazku, jakim są drzwi – dodała, siląc się na promienny uśmiech i próbując
jakoś go rozbawić.
Z tym, że to nie wystarczyło. Damien wciąż był poważny i wpatrywał
się w nią w jakiś dziwny sposób, którego nie potrafiła określić, ale
którego nigdy wcześniej u niego nie widziała.
Cholera do kwadratu.
– Damien? – Zawahała się i podeszła bliżej, tak, że
niewiele brakowało, żeby zaczęli się o siebie ocierać. – Coś nie tak?
Zamrugał i szybko wziął się garść.
– Wybacz – zreflektował się, ale nie wyglądało to tak,
jakby było mu jakkolwiek przykro z powodu tego, że posunął się do
śledzenia jej. – Ja tylko… Alessiu, czy ty mi ufasz?
– Zabrzmiało poważnie – zauważyła, siląc się na pogodny
ton. Fakt, że użył jej pełnego imienia również nie wróżył dobrze.
Damien westchnął i rzucił jej urażone spojrzenie.
– Bo pytam się na poważnie. Mogłabyś przynajmniej przez
chwilę posłuchać, co takiego do ciebie mówię? – zapytał poirytowany.
Z wrażenia aż otworzyła, a potem zamknęła usta. Chyba
faktycznie coś było na rzeczy, bo dawno nie widziała Damiena aż tak wzburzonego.
Co prawda regularnie się na nią denerwował, najczęściej kiedy wprowadzała w życie
jakiś idiotyczny pomysł, ale zwykle boczył się na nią krótko i nie
zachowywał się… tak. Z jakiegoś powodu wydawał się jej naprawdę poruszony,
poza tym w niczym nie przypominał tej wyrozumiałej wersji siebie, jak
wtedy, kiedy rozmawiała z nim nocą, gdy wróciła wystraszona tym, czego
doświadczyła podczas przemiany Ariela.
Odchrząknęła, żeby zyskać na czasie, po czym w pełni
skoncentrowała na nim wzrok i uwagę. Machinalnie zdwoiła czujność,
zaalarmowana.
– Cały czas cię słucham – przypomniał mu ostrzej niż
zamierzała. Nie lubiła, kiedy ktoś ją atakował, nie mając po temu sensownych
powodów. – O co ci chodzi? Jasne, że ci ufam. Dlaczego powinno być
inaczej?
– Sęk w tym, że właśnie nie powinno – przyznał, nie
spuszczając z niej wzroku. – A jednak od jakiegoś czasu mam wrażenie,
że niczego mi nie mówisz. Może się mylę? – Tym razem pytanie zadał łagodnie,
niemal błagalnie, jakby liczył na to, że zaprotestuje.
Ach…, pomyślała i nagle
cała zesztywniała, kiedy pojawiło się zrozumienie. Więc to go bolało! Nie była
pewna, czy zachowywała się w ostatnim czasie jakkolwiek dziwnie, ale
najwyraźniej Damien to zauważył, skoro teraz prowadził z nią tę rozmowę.
Nie miała pojęcia, czy jakoś specjalnie się w ostatnim czasie zmieniła,
ale oskarżenia brata wydawały się być jednoznaczną odpowiedzią na jej niezadane
pytanie. Cokolwiek jej się wydawało, brat znał ją lepiej niż ktokolwiek inny i najwyraźniej
dostrzegał więcej niż nawet sama mogłaby.
– Damien…
– Tak czy nie? – powtórzy, chociaż wszystko wskazywało na
to, że uznał jej wymijające milczenie za wystarczającą odpowiedź.
Nie miała pojęcia, co powinna mu powiedzieć, więc jedynie
wzruszyła ramionami, decydując się na milczenie. Nie spodziewał się, że w ogóle
dojdzie do sytuacji, kiedy będzie musiała przeprowadzić podobną rozmowę i teraz
czuła się co najmniej wytrącona z równowagi. Wiedziała, że milczenie nie
jest najlepszym rozwiązaniem, ale co innego powinna była zrobić? Powiedzieć mu o Arielu?
Z jakiegoś powodu czuła, że to jedynie wszystko by pogodziło.
Damien powoli skinął głową, chociaż przecież nie odezwała
się nawet słowem. Jego czekoladowe oczy pociemniały, aura zaś zafalowała i przygasła,
zdradzając to, jak bardzo się jej odpowiedzią rozczarował. Alessia ledwo
powstrzymała jęk frustracji i rosnące pragnienie, żeby to jakoś odkręcić,
ale ostatecznie nie zrobiła niczego.
– Nie powiesz mi dokąd idziesz, jeśli cię zapytam, prawda?
– odezwał się w końcu. Głos miał cichy i pozornie spokojnym, ale
czuła, że ta obojętność jest wymuszona.
– Nie mogę – przyznała. Do jej głosu wkradła się błagalna
nuta, ale przecież wiedziała, że nie ma co liczyć na zrozumienie. Nie w ciemno.
– Nie powinieneś za mną iść.
Kolejne skinienie, tym razem po to, żeby ukryć
rozczarowanie.
– Mam tylko nadzieję, że wiesz, co takiego robisz, Ali –
wyznał i zabrzmiało to szczerze. Jeszcze kiedy mówił, cofnął się w popłochu,
jakby nagle dostrzegł w niej coś, co wywoływało w nim niechęć. Nawet
jeśli nie miał złych intencji, to i tak zabolało. – Nie martw się. Już nie
będę za tobą szedł – dodał, jak gdyby nigdy nic odwracając się na pięcie.
– Damien, daj spokój – westchnęła, ale on już nie słuchał.
Nie minęła sekunda, jak została na ulicy sama.

Damien
Damien
zatrzymał się. Ciało miał napięte do tego stopnia, że mięśnie wydawały się
drżeć, chociaż nie rozumiał dlaczego, nie wspominając o poczuciu
beznadziejności, kiedy spróbował nad reakcjami własnego ciała zapanować.
Odczuwał gniew, a do tego również nie był przyzwyczajony, poza tym to był
inny rodzaj złości, wyjątkowo skierowany… w stronę Alessi.
Nie przywykł do tego, żeby denerwować się na siostrę i naprawdę
nie chciał tego robić, ale co innego mu pozostało w obecnej sytuacji? Coś
było na rzeczy, a siostra bez wątpienia miała przed nią jakąś tajemnicę.
Do tej pory przymykał na to oko, naiwnie czekając aż zbierze się w sobie i przyjdzie
z nim o tym porozmawiać – przecież zawsze przychodziła – po jakimś
czasie jednak zdał sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej traci czasu.
Chociaż każde z nich miało prawo do sekretów, świadomość wykluczenia i bycia
oszukiwanym przez Alessię, wywołała w nim swego rodzaju poczucie goryczy, a może
nawet odrzucenia i zazdrości, chociaż coś podobnego nigdy dotąd nie miało
miejsca.
Zacisnął dłonie w pięści, przez ułamek sekundy czując
irracjonalną potrzebę tego, żeby w coś uderzyć albo zniszczyć. To
pragnienie go zaskoczyło, na moment przynosząc zapomnienie i chwilę
zdrowego rozsądku, których tak potrzebował. Nigdy nie czuł się w taki
sposób, poza tym zawsze wydawało mu się, że jest zbyt rozsądny na to, żeby dać
się ponieść tym jakże zgubnym emocjom. Zwykle stawiał na logiczne myślenie i fakty;
ufał temu, co bezpośrednio odnosiło się do nauki i co dało się opisać za
pomocą zasad, którymi rządził się świat. Gwałtowność i nadmierne
kierowanie się uczuciami było zgubne i daleko od zdrowego rozsądku, a przynajmniej
tak mu się do tej pory wydawało.
Z braku lepszych pomysłów, szybkim i nie do końca
ludzkim krokiem ruszył przed siebie. Bieg miał w sobie coś kojącego, ale
niekoniecznie pozwalał mu się wyładować, więc ostatecznie wydawał się
bezsensowną stratą czasu. Damien nie rozumiał, co takiego się z nim
dzieje, ale zachowanie Alessi naprawdę miał w sobie coś przykrego, wręcz…
bolesnego. To był inny rodzaj bólu niż ten fizyczny, którego miał okazję
doświadczyć i nawet jego dar wydawał się wobec temu nieprzyjemnemu uczuci
bezradny. Wiedział, że nie powinien się w ten sposób zachowywać, a jednak
nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia, a tym bardziej nie
zamierzał nikogo przeprasza.
To ona mnie okłamuje, prawda? Mam prawo być zły…
Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo?
Prawda była taka, że czuł się tak, jakby Ali tracił,
chociaż to wydawało się irracjonalne. Kochał siostrę nade wszystko i był
gotów zrobić wszystko, byleby zapewnić jej bezpieczeństwo. W zasadzie
uczucie, którym darzył Alessię, stanowiło coś bardziej złożonego niż był w stanie
opisać słowami, ale nie czuł się z tym jakkolwiek źle. Chyba nie było
niczego złego w tym, że dbał o bliźniaczkę, która była mu najbliższa.
Jeśli miał być ze sobą szczery, nie chodziło już nawet o to,
że Ali próbowała być niezależna i od jakiegoś czasu wydawała się żyć
własnym życiem. Gdyby to sprowadzało się jedynie do pragnienia niezależności,
dopingowałby ją w tym, przynajmniej tak długo, jak byłoby to dla niej
bezpieczne. Wiedział, że rodzice pozwalali im na wiele, darząc im zaufaniem,
które momentalni chyba było nawet większe niż mogliby zasłużyć. Wierzyli w nim
i to było dobre, a jednak Damien od jakiegoś czuł, że Alessia ma aż
nadto swobody, a Gabriel i Renesmee niekoniecznie są w stanie to
dostrzec.
Może był głupi, ale nic nie mógł na to poradzić.
A może po prostu wszystko sprowadzało się do tego dziwnego
zapachu, który od jakiegoś czasu wyczuwał na siostrze i to mimo tego, że
po powrocie do domu zwykle pędziła pod prysznic, gdzie spędzała przynajmniej
pół godziny? Czegokolwiek by nie robiła, zdawała sobie sprawę z tego, że w grę
wchodził ktoś trzeci, a myśl o tym doprowadzała go do szaleństwa.
Ona jest moja,
pomyślał pod wpływem impulsu, niemal agresywnie. Moja…
Dobra bogini, co się z nim działo i…?
Uderzenie nastąpiło nagle i omal nie wytrąciło go z równowagi.
Szybko odskoczył, stanął pewne na nogach i nieco nieprzytomnie spojrzał
przed siebie, wprost na drobną postać, która z okrzykiem zaskoczenia
odbiła się od jego torsu i jak długa runęła na ziemię. Zareagował
instynktownie i chwycił dziewczynę za ramiona, stanowczo prostując ją do
pionu.
– O bogini, przepraszam – zreflektował się natychmiast.
– Nie zauważyłem cię. Ja naprawdę nie chciałem…
– Gdzie ty masz oczy?! – przerwał mu znajomy głos. Ten ton
był trochę jak kubeł lodowatej głowy, który momentalnie go otrzeźwił. – Co z tobą
nie tak…? Och, cześć Damien – zreflektowała się dziewczyna, nagle go
rozpoznając.
Grace przypominała rozjuszoną kotkę, smukła i gotowa
rzucić się na niego z pazurami, gdyby tylko dał jej po temu okazję.
Spróbowała cofnąć się i strząsnąć jego dłonie z ramion, ale prawie
nie wrócić na to uwagi, zbyt zdezorientowany tym, że mógł na nią wpaść.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, odrzuciła jasne włosy na plecy i przybrała
najbardziej niedostępną, ostrzegawczą pozę na jaką było ją stać. Z długimi
nogami, idealną karnacją oraz lśniącymi blond puklami przypominałaby anioła,
gdyby nie najgorszy charakterek jaki kiedykolwiek spotkał.
– Ech, puścić mnie w końcu? – zapytała, ale nie
zabrzmiała tak pewnie.
Natychmiast cofnął się o krok.
– No tak. Przepraszam – powtórzył, po czym z braku
lepszych pomysłów założył obie ręce na piersi. Wciąż patrzył na Grace, a trybiki
w jego głowie wydawały się pracować na najwyższych obrotach, analizując
coś, czego sam nie był świadom.
– Wiesz, gdyby to był któryś z twoich szurniętych
kuzynów, pewnie bym się obraziła. W zasadzie najbardziej wykurzyłabym się,
gdyby to była… A zresztą nieważne – stwierdziła, ale i tak wiedział,
że miała na myśli Alessię. Jej jasne oczy zabłysły, kiedy zmierzyła go
wzrokiem. Damien przywykł już do tego spojrzenia, bo dziewczyna niejednokrotnie
dawała mu do zrozumienia, że jest nim zainteresowana. Nie żeby czymkolwiek ją
intrygował, ale tak z czystego przekonania, że jest w stanie owinąć
sobie wokół palca każdego faceta. – Gdzie się tak śpieszysz?
Nie, zdecydowanie rozmowa z Grace nie była tym na co
miał ochotę.
– Nigdzie szczególnie – odparł wymijająco. – Raz jeszcze cię
przepraszam – dodał bardziej formalnie i chciał przejść, ale dziewczyna
zastąpiła mu drogę.
– Chwileczkę, przecież cię nie pogryzę. – Zaśmiała się
perliście. Śmiech miała piękny, mimo wszystko. – Serio, nie widziałam się z nikim
od momentu zakończenia szkoły. Poza tym, chyba jesteś mi coś winny po tym, jak
omal nie posłałeś mnie na tamten świat, prawda? – zauważył, rzucając mu nieco
urażone spojrzenie.
Ledwo powstrzymał jęk i już miał zaprotestować, kiedy
coś go powstrzymało. Raz jeszcze zmierzył Grace wzrokiem, koncentrując się na
jej pozornie niewinnym wyrazie twarzy i jednocześnie myśląc o Alessi.
Wciąż odczuwał gniew względem siostry i chociaż gorycz nie była tak
intensywna, mimo wszystko był jej świadom.
W zasadzie…
– Czemu nie? – Wysilił się na uśmiech i wyszło mu to
zaskakująco dobrze. – Kawa? – dodał, chociaż to w zasadzie nie była
prośba.
– W końcu zaczynasz mówić od rzeczy – stwierdziła
Grace, a na jej pełnych ustach pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech.
– Ty stawiasz, oczywiście.
– No oczywiście. – Dlaczego
to jakoś specjalnie nie dziwiło?
Grace skinęła głową, po czym – w taki sposób, że
wydawało się to najzupełniej naturalne – wystawiła rękę tak, że impulsywnie
pozwolił, żeby ujęła go pod ramię. Nie była tak delikatna i niewinna jak
Alessia i ta różnica go ubodła, ale w jakiś pokrętny sposób
odpowiadała mu jej obecność.
Zaczynam wariować,
pomyślał.
A potem raz jeszcze przypomniał sobie o tym, jak
bardzo zdenerwowała go Alessia i wszelakie wyrzutu sumienia po prostu
zniknęły.
Rozdział świetny, tylko Damien mnie rozczarował,powinien bardziej ufać siostrze.Dlaczego to musiała być akurat Grace?Boże nienawidzę tej dziewczyny, ale czemu Damien musiał jej ulec. Jasne może wkurzył się na siostrę bo ma przed nim tajemnice, ale to nie powód żeby zachowywać się tak podle.Oj Damien będziesz tego żałować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny cudny rozdział.
Renesmee<3
Mrrrr... Znów o Alessi!!!
OdpowiedzUsuńUbóstwiam rozdziały z nią :***
Kurcze jestem pełna podziwu jak ty tak umiesz opisać te wszystkie sceny. :)
Zawsze jak czytam twoje opowiadanie to mam wrażenie że jestem pośród tych postaci ale ja Ci to już chyba pisałam nie? :
Masz ogromny talent!!!
Rozdział bardzo mi się podobał. Nie spodziewałam się Damiena, już myślałam jak czytałam że on się dowie że Ali spotyka się z Arielem. :)
Swoją drogą jestem ciekawa co by wtedy zrobił :) . Jest zazdrosny o Ali i to mnie doprowadza do szału!!!
To jego siostra! Ale historia lubi się powtarzać nie?
Rozdział cudowny, naprawdę nie umiem doczekać się następnego :)
Pozdrawiam
Lila