Alessia
Alessia
poczuła, jak wszelakie blokady puszczają. W jednej chwili już nie panowała
nad własnym ciałem i decyzjami, po prostu bez zastanowienia rzucając się w stronę
Ariela. Osunęła się przy nim na kolana, świadoma tego, że drży i jest
zdenerwowana, chociaż sama nie była już pewna czy to bardziej strach, czy może
to emocje zaczynają dawać o sobie znak w ten sposób.
– Ariel?
Nie poruszył się, kiedy dotknęła jego ramienia. Wyczuła
wilgoć pod palcami, ale to nie było dla niej specjalnym zaskoczeniem, bo
przecież doskonale widziała, że jego blada skóra błyszczy od potu. W tym
momencie wyglądał niczym wampir, równie blady i nieruchomy; jedyną różnicę
wydawał się stanowić fakt, że jego ciało było przyjemnie ciepłe, miękkie i nie
lśniło niczym wysadzany diamentami marmur, kiedy padły na nie pierwsze
promienie wschodzącego słońca.
Spanikowana, spróbowała jakoś odzyskać nad sobą kontrolę i zmusić
się do podejmowania rozsądnych decyzji. Wszystko w niej aż rwało się do
tego, żeby popędzić po Carlisle’a albo Theo, ale nie wyobrażała sobie tego, że
tak po prostu miałaby Ariela w tym miejscu zostawić. Starając się
skoncentrować na oddychaniu, przysiadła na piętach, próbując zapanować nad
chaosem w głowie. Ariel zemdlał, ale to mogło być normalne po wszystkim,
czego doświadczył. Przemiana bez wątpienia była bolesna, więc oczywistym
wydawało się, że po wszystkim będzie co najmniej wykończony.
Uspokoiła się nieco, widząc jak jego klatka piersiowa unosi
się i opada w rytm oddechu. Co prawda sprawiał wrażenie, że chwytanie
powietrza sprawia mu pewna trudność, ale poza tym był cały i – co
najważniejsze – znów był człowiekiem. Wyciągnęła rękę i nie mogąc się
powstrzymać, pogłaskała go po policzku. Kiedy odgarnęła mu włosy w twarzy,
wyrwało jej się ciche westchnienie, tak bardzo niezwykle wyglądał podczas snu.
Jego twarz na reszcie nie wyrażała cierpienia, tylko wyjątkowy wręcz spokój,
stanowiący przyjemną odmianę po wszystkim, czego oboje w ciągu minionych
godzin doświadczyli. Oczy miał zamknięte, ale nie przeszkadzało jej to.
Bardziej dziwiła się tym, że w ogóle mógł wyglądać tak niegroźnie i niewinnie,
naprawdę się rozluźnić…
Przysunęła się bliżej, zamierzając położyć sobie jego głowę
na kolanach. Nie miała lepszych pomysłów ponad to, żeby poczekać na moment,
kiedy się obudzi, bo przecież nie miała jak go przenieść. Nie żeby jego ciężar
mógł ją przytłoczyć, ale jak miała wparować do Miasta Nocy z Arielem na
rękach – i to na dodatek nagim Arielem.
Teraz wręcz błogosławiła fakt, że chłopak był nieprzytomny i nie mógł
zauważyć rumieńców, które wkradły się na jej policzki. Co ciekawe, jakoś
niespecjalnie przeszkadzało jej to, że nie miał ubrania, a przynajmniej
wcześniej nie czuła się z tego powodu skrępowana.
W zamyśleniu obserwowała jego twarz, chociaż w pewnym
momencie przestała cokolwiek widzieć. Zmęczenie nareszcie dało o sobie
znać, choć jednocześnie wątpiła, żeby udało jej się zasnąć, nawet gdyby
znalazła się w wygodnym łóżku. Kolejne minuty mijały, a ona nie
spuszczała oczu z Ariela, nawet kiedy już rysy jego twarzy zamieniły się w zamazaną
plamę najróżniejszych kolorów. Jakimś cudem udało jej się wyraź ze stanu
otępienia i zamrugała pośpiesznie, pozwalając żeby wszystko na powrót
nabrało ostrości.
A potem zamarła, bo Ariel miał otwarte oczy i z równie
wielkim zainteresowaniem i intensywnością wpatrywał się w nią.
– Och… – wyrwało jej się. To były głupie, nic nieznaczące,
ale na więcej najzwyczajniej w świecie nie było ją stać.
– Hm… Dzień dobry?
Udało mu się odezwać, a przynajmniej tak jej się
wydawało, bo głos miał niezwykle cichy. Pośpiesznie odchrząknął i spróbował
się podnieść, wciąż nie odrywając oczu od jej twarzy. W pierwszym odruchu
chciała się odsunąć, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła i zdecydowała
na to, żeby zmusić go do pozostania we wcześniejszej pozycji. Wywrócił oczami,
ale przynajmniej się jej poddał, wyraźnie rozbawiony.
– Wiesz, to całkiem interesujące – zagaił znacznie pewniej
brzmiącym głosem. – Dawno nie miałem takiego przebudzenia…
– Dobrze się czujesz? – przerwała mu, uciekając wzrokiem
gdzieś w bok, żeby ukryć zażenowanie. – Bo mówisz trochę od rzeczy.
– Naprawdę? – Lekko zmarszczył brwi. – Zresztą nieważne.
Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że tutaj jesteś.
Nie dodał niczego więcej, ale nie musiał. Alessia
odetchnęła i zupełnie machinalnie przeczesała palcami jego włosy,
bynajmniej nie czując żadnego oporu przed tym, żeby go dotykać. Na moment
przymknął oczy, co sprawiło, że zaryzykowała stwierdzenie, iż jej dotyk sprawia
mu więcej przyjemności niż bólu. Miała wrażenie, że skórę miał niezwykle
wrażliwą i równie delikatną, co za sprawą oparzeń słonecznych, ale nawet
jeśli sprawiała mu jakąkolwiek przykrość, Ariel nie dawał niczego po sobie
poznać.
Na usta natychmiast zaczęły jej się cisnąć najróżniejsze
pytania i już sama nie była pewna, które z nich powinna zadać
pierwsze, jeśli w ogóle. W pamięci wciąż miała wspomnienie jego
przemiany, począwszy od tego, jak wił się na ziemi, na groteskowo wyglądającym,
deformującym się samoistnie ciele kończąc. Wciąż wydawało jej się, że słyszy
dźwięk pękających kości i przesuwających się stawów, i nagle poczuła
się naprawdę niepewnie, jakby w każdej chwili mogła być zdolna do tego,
żeby go przypadkiem skrzywdzić. To było jedynie wrażenie, ale nieświadomie zaczęła
szukać śladów na jego ciele – czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że coś
jest w nim nie tak.
Ariel nagle zamrugał i skrzywił się. Jego ciałem
wstrząsnął dreszcz, ale zdecydowanie łagodniejszy od tych, które przeszywały
całe jego ciało jeszcze kilkanaście godzin wcześniej. Nie była pewna na czym
tak poza tym polegała różnica, ale i tak ją wyczuła i to odkrycie
sprowadziło ją na ziemię.
– Przepraszam – powiedziała, w jednej chwili
uprzytomniając sobie, że wciąż się na niego patrzy, podczas gdy tak leżał
wykończony, nie mając się nawet czym przykryć. Ariel rzucił jej zdezorientowane
spojrzenie, ale nie zamierzała rozwijać tematu, zwłaszcza, że sama nie była
pewna za co go przeprasza. – Lepiej ci?
– Zdefiniuj „lepiej” – zaproponował z bladym
uśmiechem. Był ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o to, że w tym
stanie będzie do tego zdolny. – Jeśli pytasz, czy nadal czuję się jakby ktoś
pogruchotał mi kości, to i owszem, aczkolwiek chyba byłbym w stanie
gdzieś się stąd ruszyć… Oczywiście jeśli zechcesz mi pomóc.
Cóż, to od biedy pokrywało się z jej definicją dobrego
samopoczucia. Mniej więcej.
Chciała zaprotestować, ale ostatecznie tego nie zrobiła,
dochodząc do wniosku, że nie pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji i raczej
wiedział na co go stać. W pierwszym odruchu chciała mu pomóc się podnieść,
ale wtedy przypomniała sobie o tym, że jest nagi i nie powstrzymała
rumieńca, które wkradł się na jej policzki.
Ariel nie mógł wniknąć w jej myśli, ale bez trudu
zorientował się gdzie mógł leżeć problem. Co prawda nie wyglądał na
zmieszanego, a przynajmniej starał się tego nie okazywać, jednak
podejrzewała, że przynajmniej trochę się przejął. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok,
po czym znacząco skinął głową w stronę kamiennego stołu. Na początku nie
zrozumiała, ale i tak posłusznie zerwała się z miejsca, wcześniej
bardzo ostrożnie pomagając ułożyć mu się z powrotem na ziemi.
Nie spoglądała na Ariela, kiedy w pośpiechu obchodziła
stół, uważnie lustrując ziemię obok niepokojącego ją kamienia. Mimo wszystko
wyczuła, kiedy chłopak się poruszył, ale zmusiła się do tego, żeby się na niego
nie oglądać. Wciąż nie mogła wyrzucić z pamięci myśli o tym, że
znajdował się tak blisko, na dodatek bez ubrań, całkowicie obnażony i dosłownie
na wyciągnięcie ręki. W duchu błogosławiła fakt, że nie był telepatą i nie
wiedział, co w tym momencie działo się w jej wnętrzu… A przynajmniej
miała nadzieje, że jej postawa i oczy nie zdradzają wszystkiego, bo wtedy
mogliby się poczuć niezręcznie, a na to nie chciała pozwolić.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zorientować się, co
takiego Ariel chciał jej pokazać. Dobrze ukryta w wysokiej trawie, ukryta w szczelinie
z boku kamienia, znajdowała się zwitka ubrań. Mogła przewidzieć, że
wcześniej się zabezpieczy, ale i tak poczuła się odrobinę źle z tym,
że wybiegając z domu nawet nie pomyślała o tym, żeby o to
zadbać.
– Trzymaj – wymamrotała, na oślep rzucając ubrania w jego
stronę; nie odwróciła się, żeby sprawdzić, czy udało mu się je złapać. Mruknął
coś w odpowiedzi i najpewniej zaczął się ubierać, chociaż nie miała
pewności. – Hm… Jakbym miała ci w czymś pomóc albo…
– Ali. – Coś w głosie wilkołaka sprawiło, że jednak
postanowiła się odwrócić. W połowie poczuła panikę, ale ta okazała się
zbędna, bo Ariel zdążył naciągnąć spodnie. Widok jego torsu na moment odebrał
jej zdolność oddychania, chociaż nie była pewna dlaczego. – Wyluzuj. Już
wszystko jest w porządku – uspokoił, pośpiesznie wciągając bluzę przez
głowę.
– Powiedział facet, który okazyjnie zmienia się w wilka
– żachnęła się, rzucając mu nieco rozdrażnione spojrzenie.
Nie odpowiedział, ale na jego ustach pojawił się coś, co
bez wątpienia było zmęczonym, aczkolwiek szczerym uśmiechem. Mimo wszystko
poczuła się lepiej, chociaż i tak niespokojnie obserwowała jego bladą cerę
i podkrążone oczy. Wyglądał na chorego, bardziej niż zwykle, a szerokie
ubrania jedynie podkreślały to, jak bardzo był w tym momencie kruchy.
Stanął na nogi i lekko się zachwiał, zupełnie jakby
był pijany. Wiedziała, że stara się przed nią udawać, że doskonale sobie radzi,
ale nie zamierzała udawać, że dała się na to nabrać. Powstrzymując westchnienie
frustracji, bez pośpiechu podeszła bliżej, po czym jak gdyby nigdy nic otoczyła
go ramieniem. Rzucił jej krótkie, wymowne spojrzenie, ale przynajmniej dał za
wygraną i częściowo się na niej podparł.
– Chodź – zaproponowała cicho, mocniej go obejmując. Tym
razem przynajmniej był w stanie stać o własnych siłach, a ona
była przygotowana na przyjęcie ciężaru jego ciała, nie ryzykując upadku na
ziemię. – Zabiorę cię do domu.
Mówiąc „dom” miała oczywiście na myśli jego mały pokoik w ludzkiej
dzielnicy, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Skinął głową, odrobinę
zbyt gwałtownie, żeby uwierzyła w to, że jest spokojny. Nie musiała być
geniuszem, żeby zorientować się, jak bardzo jest rozgoryczony zawstydzony – i to
nie tylko własna słabością, ale tym, że ona musiała na to patrzeć.
– Nienawidzę tego – jęknął, nagle po prostu dając za
wygraną. Spojrzał na nią, a w jego oczach wyraźnie widziała lęk i ledwo
tamowany gniew.
– Wiem. – Co innego mogła mu powiedzieć? – Ale już dobrze.
Przy mnie nie musisz udawać, że jest w porządku.
Obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, ale kolejny raz nie
odpowiedział. W milczeniu ruszyli w głąb lasu, poruszając się tempem
zdecydowanie zbyt wolnym jak na możliwości nieśmiertelnych, ale nie było w tym
niczego złego. W którymś momencie Alessia zaczęła się męczyć tym, jak
bardzo Ariel ją obciążał, ale nie powiedziała nawet słowa, nawet kiedy zaczął
się niepokoić i sugerować, że może go puścić. Była uparta, więc
ostatecznie odpuścił, co przyjęła z satysfakcją; jeśli któreś z nich
naprawdę potrzebowało odpoczynku, to nie była ona.
Zanim dotarli do miasta, słońce już górowało na niebie.
Jakoś udało jej się dociągnąć na wpół przytomnego Ariela do kamieniczki, którą
pokazywał jej już wcześniej. Tym razem przynajmniej obyło się bez konfrontacji z ludźmi,
co przyjęła z ulga, bo wilkołak raczej nie był w stanie, który
pozwoliłby mu stanąć w jej obronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie żeby
uważała, że nie poradzi sobie sama, ale gdyby Ian po raz kolejny pojawił się ze
swoją świtą…
Schody okazały się problemem, ale przynajmniej w końcu
bezpiecznie znaleźli się w zaciemnionym pokoiku. Ariel padł na łóżko z cichym
jękiem i po prostu znieruchomiał, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń.
Ręce rozrzucił na boki, ale nawet wtedy wydawał się jej dziwnie kruchy i szczupły
w porównaniu ze swoimi pobratymcami. Wyglądał jak ludzkich rozmiarów
patyczak, chociaż nie mogła o nim powiedzieć, że był słaby.
Zawahała się, stojąc przy łóżku i niepewnie wpatrując
się w niego. Sprawiał wrażenie, jakby zdążył już zapomnieć o tym, że
była obecna, więc zaczęła się nawet zastanawiać nad tym, czy nie powinna sobie
pójść i dać mu odpocząć, ale nie potrafiła się do tego zmusić.
Przestępując nerwowo z nogi na nogę, zaczęła gorączkowo szukać powodu, dla
którego jeszcze powinna zostać, ale w głowie miała kompletną pustkę, a widok
i obecność Ariela bynajmniej nie ułatwiały jej zebrania myśli.
– Ariel?
Nie spojrzał na nią, ale przynajmniej odpowiedział:
– Dziękuję ci. – Zamknął oczy, jakby sączące się przez
brudne okna światło sprawiało mu ból. – Ja… Szczerze powiedziawszy, niewiele
pamiętam. Możesz mi coś powiedzieć? – zapytał cicho.
– Chyba tak – zgodziła się, chociaż nie była to pełna
zgoda. Coś podpowiadało jej, że pytanie niekoniecznie może przypaść jej do
gustu.
– Kiedy już się zmieniłem… – Ariel cicho westchnął, po czym
w końcu spojrzał w jej stronę. Jego ciemne oczy były duże, smutne i nieprzeniknione.
– Nigdy nie pamiętam tego, co robię jako wilk. Jedynie przebłyski, jakieś
uczucia… Ali, czy ja próbowałem cię zaatakować? – zapytał wprost, nie
spuszczając z niej wzroku.
Nie odpowiedziała od razu, skoncentrowana na tym, żeby nie
okazać żadnych emocji. Natychmiast pomyślała o nim jako o tym pięknym
srebrnym wilku, tak uważnie w nią wtedy wpatrzonym. Pamiętała również, jak
coś się w jego zachowaniu zmieniło, a potem zaczął na nią polować,
zupełnie jakby sama nie była niczym więcej, a jedynie zwierzyną łowną.
Pośpiesznie odrzuciła od siebie te wspomnienia.
– Nie, Arielu. Wszystko było w porządku – oznajmiła z powagą.
Czuła, że zaczyna robić się jej gorąco.
– Ach… No tak. – Ariel zamknął oczy. Kiedy ponownie je
otworzył, wydawał się jeszcze bardziej rozgoryczony niż wcześniej. – Mogłem
przewidzieć, że mi tego nie powiesz.
– Co by mi to dało, poza tym, że miałbyś do siebie
pretensje? Oczywiście pod warunkiem, że faktycznie byś mnie zaatakował – dodała
pośpiesznie, chociaż jasno dał jej do zrozumienia, że wie swoje.
– Jesteś marnym kłamcą, Alessiu – stwierdził, zachowując
się tak, jakby nie usłyszał jej słów. – Nie lubię, kiedy ktoś mnie okłamuje…
Ale to miłe, że masz o mnie lepsze zdanie niż ja sam o sobie.
Lepiej żebyś się mylił, bo jeśli nie, za moment wpatruje
tutaj Damien z patrolem przeciwko wilkołakom, pomyślała, ale doszła do wniosku, że Ariel raczej nie
doceni jej żartu. W ogóle nie chciała teraz myśleć o bliskich,
zwłaszcza o bracie, poniekąd dlatego, że wciąż miała z jego powodu
wyrzuty sumienia. Damien nigdy by jej nie okłamał, a przynajmniej miała
taką nadzieję.
Nie mogąc znieść przeciągającego się milczenia, zaczęła
krążyć po pokoiku, uważnie rozglądając się dookoła. Zauważyła już wcześniej, że
mieszkanie pozbawione jest jakichkolwiek rzeczy osobistych, co czyniło je
pustym i niedostępnym, ale przynajmniej próbowała udawać, że w zagraconym
pomieszczeniu dostrzega cokolwiek fascynującego.
Jej wzrok spoczął na niewielkich, częściowo przysłoniętych
szafą drzwiach. Zawahała się, po czym – świadoma tego, że Ariel dyskretnie ją
obserwuje – zrobiła kilka kroków w tamtą stronę.
– Łazienka? – upewniła się.
Fakt, że nie zaprotestował, uznała jako odpowiedź
twierdzącą.
„Łazienka” było w zasadzie określeniem na wyrost, ale
przynajmniej znalazła kapiący zlew i niedziałającą od dawna toaletę. Ariel
chyba faktycznie nie traktował tego miejsca jako mieszkanie, co było
jednocześnie kojące i smutne. Sama nie wiedziała, co takiego chciała
znaleźć, ale jakoś nie śpieszyło jej się do tego, żeby wracać do Ariela,
zwłaszcza jeśli teraz zamierzał biczować się z powodu czegoś na co przecież
nie miał wpływu. Gdyby go nie znała (a znała właściwie?), może uwierzyłaby, że
to z powodu złego samopoczucia, ale takie zadręczanie się było dla niego
czymś normalnym. Fakt, że teraz był słaby i chory jedynie wszystko
pogarszał.
Westchnęła, obserwując swoje odbicie w popękanym
lusterku nad umywalką. Przygotowana na rozczarowanie przekręciła kurek i aż
uniosła brwi ku górze, kiedy umywalka zakrztusiła się, a po chwili pojawił
się cienki strumień ciepłej wody. Pośpiesznie przemyła twarz, chcąc przynajmniej
częściowo doprowadzić się do porządku, po czym krótko rozejrzała się po
klaustrofobicznie małym pomieszczeniu. Udało jej się znaleźć wyglądające na
stosunkowo czyste ręczniki oraz jakaś miskę, co wydało się całkiem obiecujące.
Ariel wciąż milczał, kiedy zdecydowała się wrócić do
pokoju. Leżał z zamkniętymi oczami, jedną rękę trzymając pod głową, a drugą
częściowo przysłaniając twarz. Zawahała się jedynie na ułamek sekundy, bo
wyglądał jakby spał, ale nagły ruch mięśni dał jej do zrozumienia, że jak najbardziej
jest przytomny.
Zaczęła skubać zębami dolną wargę, jak zawsze kiedy była
zdenerwowana. Ostrożnie podeszła bliżej, po czym usiadła na skraju łóżka,
uważając żeby go nie dotknąć. Miska z wodą zaciążyła jej w dłoniach,
więc pośpiesznie postawiła ją na podłodze u swoich stóp, żeby przypadkiem
niczego nie wylać. Obserwując Ariela kątem oka, zamoczyła ręcznik, po czym
nieco drżącymi rękami musnęła jego odsłonięty policzek.
Zamrugał, zaskoczony i spojrzał na nią. Niczego nie
powiedział, najwyraźniej nie mając pojęcia, jak powinien zareagować.
– Czy jest sens mówić ci, że to zbytek łaski? – zapytał w końcu,
kiedy z nieco speszonym wyrazem twarzy podała mu wilgotny ręcznik. Sam
otarł twarz, wyraźnie zwlekając z tym, żeby ponownie na nią spojrzeć.
– Pewnie nie. – Wzruszyła ramionami. – Jestem uparta, jak
już zauważyłeś. A ty… Już wszystko w porządku?
– Żyję. – To nie było śmieszne, ale chyba nie miało być. –
Naprawdę jestem ci wdzięczny, wiesz? Nikt… Odkąd pamiętam byłem z tym sam.
Jeśli wcześniej było jej gorąco, teraz nagle zrobiło jej
się zimno. Wchodzili na ciężki temat, zwłaszcza dla niego, a i ona nie
była pewna, czy chce akurat teraz przeprowadzić tę rozmowę. Ba! Czy w ogóle
jest na to gotowa!
Pod wpływem impulsu wyjęła mu ręcznik z rąk. Może był
zbyt słaby, żeby prostować, ale przynajmniej pozwolił jej się dotykać, kiedy
niewprawnymi ruchami zaczęła ocierać jego bladą, lepką od potu skórę. Było w tym
coś kojącego, chociaż wrażenie mogło płynąć z tego, że Ariel nareszcie
zdołał się rozluźnić.
– Jak długo to się dzieje? – zapytała, starając się nie
sprawiać wrażenia zbytnio zainteresowanej, kiedy po raz kolejny dostrzegła
blizny na jego nadgarstkach.
Ariel zawahał się.
– Prawie siedem lat – przyznał. – Miałem osiemnaście lat…
Wcześniej działo się cały czas. Niezależnie od pełni, niezależnie od
czegokolwiek. Potrafiłem przechodzić przez to po kilka razy dziennie, w żadnej
postaci nie mogąc utrzymać się dłużej nić godzinę.
Przełknęła z trudem, ledwo panując nad zdenerwowaniem.
Ręce jej zadrżały, więc na moment przerwała i zacisnęła je w pięści.
Strużka wyciśniętej z ręcznika wody spłynęła jej wzdłuż nadgarstków,
zatrzymując się gdzieś w zgięciu łokci i przyprawiając o dreszcze.
Ariel milczał. Nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że mógł
mówić o czymś takim bez okazywania jakichkolwiek emocji, ale najwyraźniej
zdążył się już do takiego stanu rzeczy przyzwyczaić. To było przerażające, ale
prawdziwe.
– I nie można tego zatrzymać? – zapytała, czując się
trochę jak naiwna pięciolatka. Przecież wiedziała, a jednak… – Czy może…?
– W moim przypadku nie ma ratunku – przerwał jej
niemal agresywnie. Zesztywniała, zaskoczona ostrą nutą w jego głosie.
Kiedy na niego spojrzała, w jego oczach dostrzegła panikę. – Ja nie… To
ponad moje siły, Ali. Czasami już naprawdę nie mam siły…
Mówił coś jeszcze, ale już nie potrafiła tego zrozumieć.
Widziała jak rozpada się na jej oczach, nagle tracąc całą energie i chęć
do ukrywania emocji. Nagle po prostu tam siedział, pozbawiony zewnętrznych
barier, przerażony i taki samotny – a ona nie potrafiła mu pomóc,
nawet gdyby tego chciała.
Ta świadomość była gorsza niż sama przemiana.
Przepraszam że nie skomentowałam ostatniego rozdziału ale brakło mi wczoraj czasu.
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału, jestem oczarowana! :)
To takie słodkie jak Alessia się nim zajmuje, i chociaż jest jej ciężko to dalej go podpiera. Ja chyba bym nie dała rady :)
Mogliby jakoś uporządkować ten pokój aby milej wyglądał bo jak czytałam opis w ogóle tej łazienki to się aż przeraziłam. :)
Bezradność jest straszna, w tym Ali ma racje :)
No bo jak patrzeć na męczącą się osobę, którą na dodatek się kocha?
Rozdział wyśmienity, już nie mogę doczekać się następnego :)
Życzę weny i pozdrawiam
Lila