Renesmee
Marco zaatakował, bez chwili wahania rzucając się w stronę
Gabriela.
Zaklęłam i natychmiast
zaczęłam wyrywać się Dimitrowi, który chwilę wcześniej pomógł mi się wydostać
na zewnątrz. Zmrużyłam oczy w jasnym, chociaż wciąż mocno przytłumionym
blasku wschodzącego słońca. Nie byłam pewna, która jest godzina, ale czułam się
wykończona – a przynajmniej tak było do momentu, kiedy bieg przez
korytarze, znalezienie wyjścia i kolejna walka mojego ukochanego z ojcem
nie wytrąciły mnie z równowagi, dodając energii.
– Gabriel! – krzyknęłam, dobrze
wiedząc, że nie będę w stanie w porę dotrzeć do niego i do
Marco. Chciałam po prostu zrobić cokolwiek, żeby się opamiętali.
Gabriel uskoczył dosłownie w ostatnim
momencie, jakby chcąc popisać się przed atakującym wampirem. Jego usta po raz
kolejny wykrzywił szyderczy, pozbawiony radości uśmiech, kojarzący mi się z tym
pobłażliwym gestem, który widywałam na początku naszej znajomości, gdy chłopak
starał się trzymać mnie na dystans. Ta wersja była zdecydowanie gorsza, bo i intencje
wobec Marco były inne, ale i tak mi się to nie spodobało.
Ojciec Gabriela warknął cicho, ale
– co mnie zaskoczyło – nie zaatakował ponownie. Zatrzymał się w miejscu, w milczeniu
wpatrując się w bruk pod swoimi stopami i jakby zastanawiając się nad
tym, co robił w tym miejscu. Gabriel stał kilka metrów dalej, wyprostowany
i zagniewany, z tą samą pewnością siebie i wyzwaniem w oczach
spoglądając na Marco. Chciał go sprowokować; nie miałam co do tego najmniejszych
wątpliwości.
– Czy naprawdę musimy to ciągnąć? –
zapytał bezbarwnym tonem Marco, unikając spoglądania na Gabriela. Nie bał się
go, nie wspominając o obecności któregokolwiek nieśmiertelnego na placu;
jeśli już coś napawało go wątpliwościami, to tylko to, co mógł zrobić w pojedynkę.
– Nie chcesz przekonać się do czego jestem zdolny, Gabrielu.
– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
co potrafisz – odparł natychmiast mój mąż, robiąc stanowczy krok do przodu.
Poruszał się powoli, ale to nie miało znaczenia. W każdym jego ruchu
widziałam coś gniewnego i zwierzęcego, co przyprawiało mnie o dreszcze.
– Właśnie dlatego sądzę, że jesteś tchórzem. Jesteś…
– Przestań – wymamrotał wampir,
zaciskając obie dłonie w pięści. – Po prostu już przestań.
Z tym, że Gabriel nie miał takiego
zamiaru.
– Tchórz – powtórzył raz jeszcze. –
Pieprzony, tchórzliwy sukinsyn, któremu wydaje się, że jest silny tylko wtedy,
kiedy może nad kimś dominować. Masz może ochotę mnie uderzyć, tak na
przypomnienie starych, dobrych czasów, tatusiu?
– Powiedziałem ci: przestań! –
powtórzył gniewnie Marco, w jednej chwili tracąc cierpliwość. Jego oczy
zabłysły, ton głos podniósł się o oktawę, a mięśnie napięły się do
tego stopnia, że przez moment byłam przekonana, że ponownie zdecyduje się na to,
żeby Gabriela zaatakować.
– Przestańcie oboje!
Głos Layli był ostatnim, czego
którykolwiek z nich się spodziewał. Sama również spojrzałam na szwagierkę,
kiedy ta skoczyła do przodu, materializując pomiędzy bratem a ojcem. Jasne
włosy miała w nieładzie, a mnie dosłownie opadła szczęka, kiedy
dostrzegłam zaschniętą krew pokrywająca nie tylko ubranie, ale również skórę
Layli. Oddychała szybko, zaś w oczach płonęły niezdrowe ogniki,
zdradzające narastający gniew. Na moment spuściła wzrok, krótko obrzucając wzrokiem
całą swoją postać, ale chociaż widok krwi sprawił, że nieznacznie pobladła, to i tak
nie ukoił jej gniewu.
Nie byłam pewna, jak wiele osób
obecnych było na placu, ale jakoś nie miałam wątpliwości co do tego, że wszyscy
wpatrują się w dziewczynę. Za sobą czułam obecność Edwarda, Carlisle’a,
Damiena i Isabeau, którzy wydostali się z tuneli krótko po mnie, ale
praktycznie nie zwracałam na nich uwagi, nawet wtedy, kiedy tata
zmaterializował się tak blisko mnie, że praktycznie ocieraliśmy się ramionami. Widziałam
Rufusa, w milczeniu obserwującego swoją partnerkę; wzrok naukowca na
moment powędrował w stronę Marco, a w oczach pojawiło się zrozumienie
– w końcu podobieństwo wampira i Gabriela było uderzające. Widziałam
również bliźniaki Beau, oszołomioną Allegrę, Dimitra, Alessię i dwójkę
wampirów, w których dopiero po chwili rozpoznałam Benjamina i Tię.
Widok Egipcjan mnie zastanowił, ale nie miałam teraz czasu i chęci na to,
żeby roztrząsać powód obecności nietypowych znajomych dziadka. Sama nie byłam
już pewna, co tutaj się dzieje; wiedziałam jedynie, że coś jest nie tak.
Layla wciąż stała na środku,
błyszczącymi oczami spoglądając to na brata, to na ojca. W jej tęczówkach
dostrzegłam czerwony błysk, ale najwyraźniej wciąż panowała nad sobą
wystarczając, żeby się w tym gniewie nie zatracić. Wydawała mi się
zmęczona, jakby sytuacja zaczynała ją przytłaczać, chociaż równie dobrze mogło
mieć to związek z coraz wyraźniejszą pozycją słońca. Kątek oka zauważyłam
nawet, jak Rufus niespokojnie spogląda w niebo i powoli zaczyna się
wycofywać, wchodząc w cień rzucany przez najbliższy z budynków. Nie
widziałam Isabeau, ale podejrzewałam, że ona, Aldero i Cameron również
wyczuwając, że wkrótce będą musieli się ukryć.
- Sis, kochanie… – odezwał
się zaskakująco łagodnym tonem Gabriel, robiąc krok w stronę siostry.
Wciąż był spięty, ale nie potrafił zaatakować kogoś, kto był mu aż tak bliski,
jak jego bliźniaczka. – On już cię nie skrzywdzi. Na ogrody pięknej Selene,
przysięgam ci, że on już cię nie skrzywdzi…
– Cicho. Wiem o tym, Gabrielu
– przerwała mu Layla nieco oschłym tonem. – Nie potrzebuję, żebyś mnie chronił.
Poradzę sobie – dodała i zabrzmiało to bardziej tak, jakby chciała
przekonać samą siebie niż jego.
– Oczywiście, że tak – wtrącił
Marco. – Nie musisz się nawet specjalnie wysilać, skoro niczego nie robię. Do
cholery, ja przecież…
– Ty też się zamknij. – Layla
zacisnęła usta. – Powiedziałam wam już.
Brwi Marco powędrowały ku górze,
ale ostatecznie usłuchał. Layla wzięła kilka głębszych wdechów, obojętna na
liczne spojrzenia, które spoczęły na niej. W roztargnieniu przeczesała
jasne słowy palcami, próbując doprowadzić się do porządku, przynajmniej w miarę
możliwości. Gniew zaczął powoli z niej ulatywać, chociaż wciąż zdawała się
być na granicy wybuchu niczym aktywna bomba, czekająca na sygnał.
Wyczułam jakieś zamieszanie i to
rozproszyło mnie na tyle, żeby w końcu zdołała obejrzeć się za siebie.
Pomiędzy budynkami zauważyłam postać szybko zmierzającego w naszą stronę
Yves’a. Cudownie, jeszcze tylko jego tutaj brakowało, usłyszałam
mentalny głos Isabeau, ale nie odpowiedziałam jej, podejrzewając, że podesłała
mi te słowa nieświadomie. Wilkołak szybko podszedł bliżej, w milczeniu
lustrując wzrokiem scenę na placu, ale nie komentując jej ani słowem.
Co ciekawe, jego przybycie
otrzeźwiło nie tylko mnie. Alessia w jednej chwili ruszyła się z miejsca,
po czym podbiegła do mnie. Machinalnie otoczyłam ją ramionami, ledwo
powstrzymując westchnienie ulgi. Teraz mogłam sobie na to pozwolić, zwłaszcza,
że przez cały czas martwiłam się głównie o Ali, nie mając pojęcia, czy
mojej córce przypadkiem nie stało się nic złego.
– Laylo, czy mogę? – odezwał się
Dimitr, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że to jemu wypada przejąć kontrolę
nad sytuacją. Król wyglądał na spokojnego, jednak w czarnym stroju i z
błyszczącymi, rubinowymi oczami, wydawał się groźny i niezwykle poważny.
– Rób co chcesz, Dimitrze, jeśli
tylko powstrzymasz ich od walki – zgodziła się dziewczyna, wzruszając
ramionami.
Yves prychnął cicho. Mrużąc oczy,
niedbale opierał się o ścianę, obserwując nas w taki sposób, jakby
oglądał kolejny dramatyczny odcinek jakiejś nużącej go telenoweli. Doskonale
znałam stosunek wilkołaków do wampirów, zresztą kilka razy zdążyłam się już
przekonać, że dowódca straży Dimitra nie jest zachwycony z konieczności
ingerowania w sprawy, które nie dotyczyły jego rasy. Co prawda darzył
Falcone niezwykłym szacunkiem, ale poza tym nie było żadnego powodu, dla
którego miałby którekolwiek z nas więcej niż tolerować.
– Kolejny Licavoli, co? Dzień dobry, Marco – mruknął, leniwie
przeciągając sylaby. Nie byłam jakoś specjalnie zdziwiona tym, że go znał.
– Spieprzaj, Yves – warknęła
milcząca do tej pory Isabeau. – Nikt cię tutaj nie zapraszał, wątpię zresztą,
żebyś był tutaj potrzebny. Sytuacja jest pod kontrola – mruknęła, ale bez
przekonania.
– To prośba, droga kapłanko, czy
polecenie służbowe? – Yves natychmiast się wyprostował. Widziałam, jak jego
mięśnie napinają się pod materiałem czarnej koszuli, którą miał na sobie. Jego
spotkania z Beau nigdy nie przebiegały spokojnie, a fakt, że na swój
sposób byli sobie równi, jedynie wszystko pogarszał. - Wydawało mi się zresztą,
że moim zadaniem jest chronienie króla i miasta. Co więcej, właśnie staram
się to robić – dodał z naciskiem.
Isabeau nie odpowiedziała, krzywiąc
się mimowolnie, kiedy spróbowała zrobić krok do przodu i zaraz cofnęła
się, nieufnie spoglądając na plamę światłą słonecznego, które rozjaśniło bruk.
Miasto powoli nabierało kolorów, kiedy szarość zaczęła ustępować blaskowi
poranka.
Usta Yves’a na moment wykrzywił
blady uśmiech. Taki stan rzeczy jak najbardziej mu odpowiadał, nie wspominając o możliwości
bezkarnego grania na nerwach najmłodszej siostry Gabriela.
– Na razie jesteś zbędny, Yves –
wtrącił Dimitr, rzucając wilkołakowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Jak sobie życzysz, mój królu –
ustąpił tamten niechętnie.
Skłonił się nieznacznie, ale
zarówno w jego słowach jak i gestach było coś, czego nie potrafiłam
zidentyfikować, a co wydawało mi się czystą kpiną. W przypadku Yves’a
takie zachowanie było czymś normalnym, na Dimitrze zresztą już dawno przestało
robić jakiekolwiek wrażenie. Wiedziałam, że tolerował wilkołaki jedynie
dlatego, że były skuteczne, chociaż od dnia zdrady i tego, jak część
stanęła po stronie Drake’a, król nie ufał im nawet w najmniejszym stopniu.
Dimitr odczekał aż wilkołak zniknie
mu z oczu, dopiero wtedy zwracając się na powrót w stronę Layli,
Marco i Gabriela. Emocje trochę opadły, przynajmniej względnie i wszystko
wskazywało na to, że jednak nie dojdzie do rękoczynów…
Miejmy nadzieję.
Coś poruszyło się za moimi plecami.
I bez odwracania wiedziałam, że to Damien, dlatego wypuściłam Alessię,
żeby móc pozwolić chłopakowi na to, żeby objął siostrę. Nie on jedyny otrząsnął
się z szoku, więc chwilę później pojawiła się przy nas Esme, aż rwąc się
do tego, żeby rzucić się Carlisle’owi w ramiona. Dopiero wtedy babcia
pozwoliła sobie na to, żeby się rozluźnić, chociaż i tak wcześniej musiała
przynajmniej objąć każdego z nas, żeby się upewnić, iż jesteśmy sami.
Zdecydowałam się podejść do Gabriela,
ledwo Esme wypuściła mnie ze swoich ramion. Zdawałam sobie sprawę z tego,
że to ryzykowne – zbliżanie się do rozgniewanego nieśmiertelnego nigdy nie było
dobrym pomysłem, niezależnie od relacji, które nas łączyły – ale miałam dość
biernego obserwowania i czekania na to, co w każdej chwili mogło się
wydarzyć. Usłyszałam, że Edward wypowiada moje imię, chcąc mnie zatrzymać, ale
nie zareagowałam, zbyt zdeterminowana, żeby dostać się do męża. Gabriel drgnął,
kiedy dotknęłam jego ramienia, ale wyczułam, że pod moim dotykiem jego mięśnie
rozluźniły się nieznacznie.
– Masz na imię Renesmee, prawda? –
usłyszałam i cała zesztywniałam, kiedy Marco bez ostrzeżenia zwrócił się w moją
stronę. Mimowolnie uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. – Jesteś moją
synową? – zapytał.
– Ja… – Zawahałam się, wytrącona z równowagi
jego pytaniem. Wpatrując się w kogoś tak łudząco podobnego do Gabriela, po
prostu nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że mam przed sobą kogoś
okrutnego, zdolnego do krzywdzenia własnych dzieci. – Tak.
Wzrok Marco przesunął się po mojej
twarzy, ostatecznie zatrzymując się na oczach, chociaż na ułamek sekundy
zerknął na zdobiący mój serdeczny palec pierścionek zaręczynowy. Nie miałam
najmniejszych wątpliwości, że rozpoznał „Oczki Gabrielli”, zwłaszcza, że kamień
należał do jego żony.
– Jesteś piękna – stwierdził z uznaniem,
a ja cała spąsowiałam. Cholera, nie chciałam żeby prawił mi komplementy.
– Dziękuję – odparłam machinalnie.
Marco zrobił krok do przodu, wciąż
nie spuszczając mnie z oczu. Zesztywniałam, bo wampir zrobił taki gest, jakby
chciał chwycić mnie za rękę.
Gabriel w jednej chwili
zesztywniał, po czym pociągnął mnie do tyłu, tak, że znalazłam się za jego
plecami. Kiedy spojrzał na ojca, jego oczy ciskały błyskawice.
– Trzymaj się od niej z daleka
– doradził chłodno. – Od niej i od całej mojej rodziny – dodał, wraz ze
mną cofając się do tyłu, żeby mieć swobodny dostęp do Alessi i Damiena,
gdyby zaszła taka potrzeba.
Przez twarz jego ojca przemknął
cień.
– Po prostu próbuję poznać moją
synową i wnuki – żachnął się, mrużąc oczy i dosłownie taksując
Gabriela wzrokiem. – Co w tym złego?
– To, że najchętniej bym cię zabił
– syknął mój mąż. Czułam, że drży od nadmiaru emocji, chociaż moja obecność w jakiś
dziwny sposób powstrzymywała go od podjęciem pochopnych decyzji.
– Gabrielu… – szepnęła Allegra,
odzywając się po raz pierwszy od momentu, w którym ją zobaczyłam. Była
nienaturalnie blada i spięta, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy Licavoli
omawiali ewentualne kroki, kiedy stało się jasne, że Marco powtórzył. – Proszę,
zastanów się nad tym, co robisz – poprosiła; jakoś panowała nad głosem, siląc
się na rzeczowy ton, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jest
zaniepokojona.
Nie widziałam twarzy Gabriela, ale
za to dostrzegłam błysk w rubinowych oczach Marco. Kiedy spojrzał na
Allegrę, w wyrazie jego twarzy coś się zmieniło, chociaż nie potrafiłam
tego opisać. Jego spojrzenie było podobne do tego, którym czasem obdarzał mnie
Gabriel, sprawiając, że czułam się, jakbym była największym cudem, jaki
zdarzało mu się widzieć w życiu. To zawsze mnie peszyło, ale Allegra
najwyraźniej nie dostrzegła tego zachwytu we wzroku Marco albo po prostu takie
spojrzenie nie robiło na niej żadnego wrażenia, zwłaszcza w tej sytuacji.
Swoją drogą, w takim wydaniu wampir był jeszcze bardziej podobny do syna,
co wcale nie ułatwiało mi koncentracji.
– Dziękuję, Allegro – odezwał się
cicho, kiwając jej głową. Jego głos nie zdradzał nawet połowy tego, co mówiły
oczy.
– Nie robię tego dla ciebie –
żachnęła się natychmiast, ale ja wcale nie byłam tego taka pewna. Dla obojga
ponowne spotkanie było trudne, a skoro nawet chłodna i opanowana
Allegra miała problem z panowaniem nad emocjami, to coś musiało być na
rzeczy. – Nie chcę po prostu, żeby dzieci mojej siostry posunęły się do mordu z twojego
powodu.
Marco zacisnął usta, ale przyjął
jej słowa z zaskakującą wręcz pokorą. Nie jestem pewna, jak wyobrażałam
sobie swojego teścia, słuchając wszystkich tych historii na temat tego, jak
traktował swoje dzieci w przeszłości, ale pewnie nawet jakbym miała jakieś
wyobrażenie, to i tak byłoby ono dalekie od prawy. Sądziłam, że stanie
przede mną potwór, a jednak w Marco było coś, co nie pozwalało mi się
go obawiać. Muszę wręcz przyznać, że z jakiegoś powodu chciałam go poznać.
Jakby nie patrzeć, był ojcem
Gabriela. Zły czy nie, zachowywał się tak, jakby i jemu zależało na tym,
żeby się do nas zbliżyć. Mimo wszystkich wątpliwości, na pewno nie potrafiłam
życzyć mu śmierci i to stanowiło największy problem.
– Allegra ma rację – odezwał się Dimitr,
ostrożnie dobierając słowa. – Czego ode mnie oczekujecie? – dodał, zwracając
się do Licavolich. – On nie złamał naszych zasad, a przynajmniej żadne z nas
nie złapało go za rękę. Obawiam się, że to sprawa między wami. Daję wam wolną
rękę, chociaż gdyby to zależało ode mnie… – Zacisnął usta. – Gabrielu? Laylo?
– Ja chcę jego śmierci –
odpowiedział bez chwili wahania Gabriel. Allegra jęknęła cicho, ale nie
próbowała protestować. – Już dość zrobił, Dimitrze. Nie pozwolę mu zniszczyć
jeszcze więcej.
Gabrielu…, pomyślałam z niepokojem, ale
nie odezwałam się na głos. Mocno wbiłam palce w ramię chłopaka, w nadziei
na to, że jakoś nad nim zapanuję, chociaż to i tak okazało się
problematyczne. Czułam, że mięśnie Gabriela rytmicznie napinają się i rozluźniają,
a chłopak aż rwie się do tego, żeby zaatakować. Nigdy nie widziałam
ukochanego w takim stanie, nawet podczas jedynej wizyty w jego domu,
kiedy opowiadał mi historię swojej rodziny i ta świadomość napawała mnie
niepokojem.
Gabriel był zdolny do tego, żeby
zabić – ta jedna kwestia nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości. Rozumiałam
to, ale z jakiegoś powodu zwłaszcza teraz nie potrafiłam takiego
rozwiązania zaakceptować.
– Rób co chcesz, Gabrielu –
odezwała się Layla, nagle materializując się tuż przed bratem – ale ja nie
pozwolę ci go nawet tknąć – oświadczyła.
Mój mąż wzdrygnął się, jakby
poraził go prąd.
– Słucham? – zapytał z niedowierzaniem,
spoglądając na Laylę tak, jakby widział ją po raz pierwszy. – O czym ty
mówisz, Lay?
– Powiedziałam, że nie pozwolę ci
go zabić – powtórzyła tym samym tonem, zakładając obie ręce na piersi. Brudna i blada,
wyglądała jak przysłowiowe siódme nieszczęście, ale widoczna w jej oczach
determinacja miała w sobie coś, co robiło wrażenie nawet na Gabrielu. –
Nie chcę tego, braciszku. I ty również nie powinieneś chcieć.
– Nie pozwolę, żeby on jeszcze
kiedykolwiek skrzywdził ciebie albo kogoś z mojej rodziny – zaoponował
Gabriel, robiąc krok w stronę siostry. Bez trudu oswobodził się z mojego
uścisku, po czym nachylił się do Layli tak bardzo, że wyglądali tak, jakby za
moment mieli się pocałować. – Laylo, czy już zapomniałaś, że…?
– Ja nigdy nie zapomnę. Nie jestem
głupia, braciszku – przypomniała mu z nutką goryczy. Chłopak jedynie
westchnął, ale Layla jeszcze nie skończyła: – Już powiedział, że nic nam nie
zrobić. Myśl sobie co chcesz, ale ja w to wierzę. Miał przynajmniej
dziesięć okazji do tego, żeby zabić mnie, Alessię czy Carlisle’a, a jednak
tego nie zrobił. Co więcej, pomógł nam się wydostać. Uratował mnie, uratował
twoją córkę. – Layla spojrzała wprost w ciemne oczy brata. – Gabrielu…
– Co? – warknął. Obie dłonie
zacisnął w pięści, ledwo panując nad drżeniem mięśni. – Powiedz mi wprost,
co masz do powiedzenia. Nie chcesz go zabić, bo zapomniałaś o przeszłości,
bo się go boisz, czy może jakimś cudem mu wybaczyłaś, co Laylo?
Layla poruszyła się niespokojnie, w popłochu
cofając się o krok. Pytanie brata sprawiło, że zachowywała się tak, jakby
Gabriel co najmniej spróbował ją spoliczkował, chociaż nie wyobrażałam sobie,
że chłopak mógłby kiedykolwiek przynajmniej spróbować podnieść na nią rękę.
Zastygły w bezruchu Marco
spojrzał wprost na Laylę. Milczał, ale i bez jakichkolwiek słów widać
było, że czeka na odpowiedź córki. Chociaż jego oczy nie wyrażały żadnych
emocji, czułam przenikające powietrze napięcie i podenerwowanie nie tylko
wampira, ale również samego Gabriela.
– Ja nie wiem. – Layla ze świstem
wypuściła powietrze. – Nie wiem co czuję. W głowie mam mętlik, a to
wszystko… Wszystko dzieje się zbyt szybko, Gabrielu. Mówisz o wybaczeniu,
ale ja nie mam pojęcia, czy jestem na to gotowa. Ale na pewno wiem, że nie chcę
niczyjej śmierci – powiedziała z naciskiem. – Gabrielu, posłuchaj mnie
przez moment. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, ty również… Powinniśmy odpocząć, a później
na spokojnie porozmawiać. Gabrielu…
Jeszcze kiedy mówiła, chłopak
zaczął potrząsać głową.
– Nie wierzę, że to właśnie ty
mówisz mi takie rzeczy – powiedział cicho. Jego głos był tak zimny i bezbarwny,
że chyba jedynie cudem nie zamrozi wszystkiego wokół. – Nie rozumiem cię,
Laylo. On pojawia się po latach, obojętny na wszystko, co nam zrobił, a ty…
Ale ty już zapomniałaś, prawda? Nie pamiętasz swoich krzyków. Nie pamiętasz jak
zrywałaś się w nocy i jak krzyczałaś, jak niejednokrotnie szlochałaś w moich
ramionach…
– Gabriel…
– … przekonana, że on za moment
znowu cię znajdzie i skrzywdzi – ciągnął, nieczuły na to, że próbowała mu
przerwać. – Przez tyle lat go nienawidziliśmy, przez tyle lat… A teraz on
zjawia się tutaj, a ty z radością przystajesz na to, żeby bawić się w szczęśliwą
rodzinę?
– To nie tak! – Oczy zaszły jej
mgłą. Jeszcze nie płakała, ale była tego bliska. – Gabrielu, na litość bogini…
– Życzę powodzenia – powiedział
cicho, cofając się o krok i unosząc obie ręce w poddańczym
geście. – Róbcie co chcecie, ale na mnie nie liczcie. I nie, do cholery,
nie chcę żadnego z was widzieć na oczy – dodał, obracając się na pięcie.
Już w następnej sekundzie
puścił się biegiem, zostawiając oszołomioną Laylę na środku placu.
Teraz rozumiem co miałaś na myśli mówiąc, że Gabriel będzie na Laylę zły. Wydaje mi się czy przesadził? - zdecydowanie. Zachowała się chamsko, ale cóż to jest Gabriel, a Gabriel to Gabriel. On zawsze mówi co myśli. Myślałam, że już się obaj pozabijają, ale jak się okazało jednak nie. Zdziwiło mnie to, że Lay wkroczyła między tą dwójkę. Mogłoby być całkiem zabawie, gdyby tak sobą pomiatali na oczach wszystkich. Dobra - przebaczyła czy nie jestem na nią zła. Jak dla mnie zbyt szybko mu zaufała. Ej, no gość pojawia się na pięć minut, a ona tak jakby wszystko zapomina. Szkoda, że nie stara się go zabić ;<
OdpowiedzUsuńRozdział pełen napięcia, akcji czyli to co mi się podoba :D
Czekam na następny^^