Marco
– No dobra, to zaczyna być denerwujące. – Marco nie
miał nastroju i to było widać. – Mogę, do diabła, wiedzieć, dlaczego non
stop mi się przypatrujecie?
Wampir warknął i założył obie
ręce na piersi, opierając się o parapet okna. Starał się trzymać na uboczu,
żeby niepotrzebnie nie wrzucać się w oczy, ale to najwyraźniej było z góry
skazane na niepowodzenie. Do diabła, dlaczego wszyscy musieli być do tego
stopnia upierdliwi? Nie powinien był przyjmować propozycji Allegry, ale skąd
mógł wiedzieć, że kobieta już nie mieszkała sama, tylko z grupą wampirów,
które miały nie lepszy stosunek niż sam Gabriel chociaż przynajmniej nie
próbowali rzucać mu się do gardła?
To zaczynało być denerwujące i na
pewno nie pomagało mu w koncentrowaniu się na tym, żeby… Cóż, sam nie był
pewien, co chciał osiągnąć, ale to i tak nie miało mu wyjść w takich
warunkach. W zasadzie wolałby pobyć samemu, ale nie chciał sprawiać
Allegrze przykrości. Co prawda pół-wampirzyca była zimna jak lód, a spojrzenie
tych pięknych, niebieskich oczu wpływało na niego destrukcyjnie, poza tym
jednak zachowywała się względem niego całkiem przyzwoicie. Tym bardziej czuł
się poirytowany tym, że przynajmniej kilkukrotnie przyłapał się na tym, że
najchętniej znalazłby się z nią w łóżku.
O szlag, to było do przewidzenia.
Gabriella ukradła mu serce i duszę. Allegra weszła w posiadanie tego,
co z niego zostało, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy.
– No nie wiem, niech się zastanowię
– mruknął z przekąsem miedzianowłosy wampir, chyba Edward. Marco nigdy nie
dbał o to, żeby próbować nauczyć się imion, zwłaszcza, że jakoś nie pałał
entuzjazmem na myśl o jakichkolwiek przyjaznych stosunkach z rodziną
swojej synowej. Zdążył już poznać Carlisle’a i to najzupełniej
wystarczyło. A jego syn był zdecydowanie gorszy. – Wiesz, to może mieć
związek z tym, że nikt ci tutaj nie ufa.
– Szczerość to podstawa, co nie? –
Wywrócił oczami, nie mogąc się powstrzymać. – Tak, tyle to już zdążyłem
zauważyć.
– Więc po co pytasz? – odparował
Edward, mrużąc oczy. Jego złociste tęczówki (cholera, co za absurd!) dosłownie
przeszywały Marco na wskroś, sprawiając, że czuł się coraz bardziej
podminowany. – Ktoś mi przypomni, co on tutaj robi? – dodał, zwracając się do
bliżej nieokreślonej osoby.
Marco poczuł, że ma wielko ochotę
na to, żeby zacząć wyć z rozpaczy. Doprawdy, starał się być spokojny,
starał się przynajmniej przez wzgląd na szacunek do Allegry, ale jeśli ten
rudzielec rzuci jeszcze jeden złośliwy komentarz, liczebność Miasta Nocy zmieni
się przynajmniej o jedną sztukę.
Swoją drogą, jedna dziura w ścianie
chyba nie miała nikomu zaszkodzić…
– Teraz to ty zaczynasz się na mnie
dziwnie patrzeć – stwierdził Edward, lekko przekrzywiając głowę. – Na Boga,
gdybym wiedział, co teraz sobie myślisz…
– To już dawno byś się zamknął –
warknął z irytacją Marco. – Te ściany wcale nie są takie grube, a ja
od jakiegoś czasu mam wielką ochotę coś rozwalić, Edmundzie – dodał, umyślnie
przekręcając imię wampira.
– Jak właśnie mnie nazwałeś?
Marco jedynie prychnął, po czym
wysilił się na jeden ze swoich najbardziej drapieżnych i złośliwych
uśmiechów. Edward nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego jego groźbami ani
zachowaniem, co zmusiło wampira do zastanowienia się nad tym, jak bardzo są z Gabrielem
podobni. Co prawda jego syn jasno wyraził się przy ich ostatnim spotkaniu, co
myśli o tym, że w ogóle są spokrewnieni, ale genów nie dało się
oszukać. Poza tym sprawa była nieco skomplikowana, bo wszyscy byli do niego
uprzedzeni. Nie, nie chodziło o to, że sądził, iż nie zasłużył sobie na
takie traktowanie, ale bawił go upór starającego się udawać, że czymkolwiek się
różnią Gabriela. Tak naprawdę byli tacy sami, chociaż jego syn nie potrafił
tego zaakceptować.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś nie
próbował demolować nam domu – odezwał się Carlisle, decydując się zareagować,
zanim sprawy posunął się za daleko. – To, że Allegra cię zaprosiła, jeszcze
niczego nie znaczy – dodał z rezerwą; już w tunelach za sobą nie
przepadali, a po akcji na placu ta niechęć jedynie się pogłębiła.
– O ile sobie przypominam, to
jest dom Allegry – zauważył, przenosząc wzrok na doktora. Jakby sam jeden Theo
nie był wystarczająco popieprzony z tym swoim zamiłowaniem do medycyny.
Ale nie, tutaj dodatkowo w grę wchodziło picie zwierzęcej krwi, co dla
Marco było równie abstrakcyjne, co śnieg w środku lata.
– Właśnie dlatego nie próbowaliśmy
podważać jej decyzji – przyznał Carlisle. – Co nie znaczy, że pozwolimy ci
posunąć się za daleko.
Och, super, a w następnej
kolejności zaczną mu grozić? Chyba naprawdę źle zrobił decydując się tutaj
przyjść, ale gdyby przewidział, że tak będzie…
– Mówisz tak, jakbyś podejrzewał,
że nie robię nic innego, a rozważam jak najlepiej uprzykrzyć komuś życie –
żachnął się, coraz bardziej zniecierpliwiony.
Carlisle nie podjął tematu, co
Marco przyjął z niejaką ulgą, chociaż z drugiej strony był chętny do
tego, żeby go sprowokować. Nie tak to sobie wyobrażał, poza tym wcześniej przez
dobry kwadrans przysłuchiwał się rozmowie Allegry i doktora, który miał
spore wątpliwości co do wpuszczenia Marco do domu. W końcu Allegra wpadła w szał
i w dość dobitny sposób przypomniała wampirowi i tym, że w swoim
domu mogłaby trzymać nawet rozszalałego wilkołaka, gdyby miała na to ochotę i chociaż
w tamtym momencie Marco poczuł coś na kształt triumfu, radość minęła
równie nagle, co się pojawiła – zwłaszcza, że kiedy tylko spróbował się
odezwać, matka Isabeau dosłownie rzuciła się na niego z pięściami, radząc
mu siedzieć cicho. Sam już za nią nie nadążał, ale ostatecznie doszedł do
wniosku, że Allegra sam tak naprawdę nie wie, jak powinna się zachować w obecnej
sytuacji, zwłaszcza przez wzgląd na to, co wydarzyło się między nimi cztery
wieki wcześniej.
Musiało być koło południa, bo
złociste promienie słońca wlewały się do pokoju, sprawiając, że blada skóra
Marco zaczęła lśnić. Zacisnął usta, po czym cofnął się w cień,
rozdrażniony tą cechą swojej natury. Co prawda lśnienie było lepsze od spalania
się na słońcu, ale zwłaszcza w tym momencie nadmiar kolorów zaczynał go
drażnić. W zasadzie wszystko go drażniło, a poczucie bezradności,
które nie opuszczało go od momentu, kiedy emocje na placu opadły, a wszyscy
zaczęli się rozchodzić, jedynie pogarszało sprawę, dodatkowo psując mu humor.
Nie podobało mu się to, podobnie jak i nie zachwycała go perspektywa tego,
że teraz przez cały czas miał być traktowany jak intruz, ale nic nie był w stanie
na to poradzić.
Fakt, że Gabriel uciekł, jakoś
niespecjalnie Marco zaskoczył. Bardziej martwił się o Laylę, która
zaskoczyła go nagłą decyzją o tym, żeby stanąć w jego obronie i zaraz
po tym zniknąć przy pierwszej możliwej okazji, nie chcąc nawet z nim
rozmawiać. Była jeszcze Isabeau oraz jego wnuki, ale zniechęcony niepowodzeniem
nie próbował się do nich odzywać, dochodząc do wniosku, że wszyscy muszą
ochłonąć. Nie był pewien, jak długo będzie trwać tymczasowy impas, ale już
teraz miał dość stania w miejscu i tego, że sam nie był pewien na
czym właściwie stoi. Czekanie nigdy nie było jego mocną stroną, a jeśli
wziąć pod uwagę to, że dodatkowo utknął w domu nieśmiertelnych, którzy
traktowali go jak zło konieczne, rozdrażnienie było jak najbardziej
uzasadnione.
Ciche kroki i słodki zapach
były zapowiedzią wejścia kolejnej przedstawicielki Cullenów, delikatniej i ciemnowłosej
Esme. Natychmiast poczuł na sobie zlęknione spojrzenie kobiety, wampirzyca
zresztą prawie natychmiast uciekła na drugi koniec pomieszczenia, siadając u boku
swojego męża. Kątem oka Marco zauważył, że Carlisle objął ją ramieniem, chyba
zupełnie nieświadomie zachowując się tak jak każdy inny nieśmiertelny, który
podejrzewa, że jego partnerka może być w niebezpieczeństwie. To było wręcz
niczym wyzwanie, a Marco zaczął się zastanawiać, czy oni przypadkiem
specjalnie nie próbując go sprowokować do tego, żeby posunął się do zrobienia
czegoś naprawdę idiotycznego.
– Lilly zadbała o to, żeby
Benjamin i Tia wrócili bezpiecznie do domu. Co prawda przekazałam im twoją
prośbę, ale nie chcieli zostać, przede wszystkim z uwagi na reakcję Amuna
– odezwała się Esme, uśmiechając się niepewnie.
– Podejrzewałem, że tak będzie.
Amun bywa bardzo zaborczy, zwłaszcza jeśli chodzi o członków swojego klanu
– przyznał Carlisle, w zamyśleniu kiwając głową. Kiedy jego partnerka
skrzywiła się nieznacznie, spojrzał na nią pytająco. – O co chodzi?
– O nic – odparła wymijająco.
Marco nawet z drugiego końca pomieszczenia czuł charakterystyczny zapach
kłamstwa. Co prawda wątpił, żeby pozbawiony jakichkolwiek zdolności Carlisle
był w stanie to wychwycić, ale na pewno znał swoją żonę na tyle dobrze,
żeby wiedzieć, że coś jest nie tak. – Ach, swoją drogą, powinniśmy podziękować
Aldero. To był jego pomysł, żeby poprosić Egipcjan o pomoc.
– Aldero jest niezwykle sprytny –
zgodził się doktor, ale nadal patrzył na nią podejrzliwie. – On i Cammy to
dwa różne charaktery.
Marco ledwo powstrzymał się przed
parsknięciem śmiechem. Nie, nie powinien być zainteresowany ich rozmową, ale
przecież chodziło o jego wnuki, prawda? Nie podobało mu się to, że
ktokolwiek niejako zajął jego miejsca, ale starał się o tym nie myśleć,
podobnie jak i próbował odrzucić od siebie wspomnienia związane z wydarzeniami
w tunelach, zwłaszcza z Laylą. Dobrze pamiętał jej szał, poza tym
chyba nigdy nie czuł się tak dobrze jak wtedy, kiedy mógł ją przytulić – po
prostu, bez tego gniewu i przerażających pragnień, które stawiały go na
krawędzi, kiedy dziewczyna jeszcze była dzieckiem. Te gorsze wspomnienia
wydawały mu się dziwnie odległe i czasami sam nie potrafił uwierzyć, że
pewne rzeczy wydarzyły się naprawdę. Na pewno nie powinny były – tak jak i on
nie powinien był pozwolić sobie na żadną z tych rzeczy, które jednak się stały.
Pojawienie się Allegry wyrwało go z zamyślenia.
Kobieta przypominała powiew świeżego powietrza, zwłaszcza w długiej,
staromodnej sukni, którą miała na sobie. Jej skłonność do noszenia się niczym
królowa nie uległa zmianie przez te wszystkie lata, ale to była jedna z tych
rzeczy, którą go urzekła. Teraz – na sobie mając krwistą sukienkę z rozłożystym
trenem i ze spiętymi na czubku głowy włosami – stanowiła prawdziwe
wyzwanie, zwłaszcza kiedy chciało się skoncentrować na czymkolwiek innym,
pomijając jej niezwykłą urodę.
– Sprawdzam tylko, czy jeszcze się
nie pozabijaliście – powiedziała wymijająco, nie zaszczyciwszy go nawet
spojrzeniem. – W zasadzie to chciałam wyjść. Wciąż musimy wiele
przygotować, zwłaszcza, że wkrótce wypada zakończenie Akademii, ale jeśli
jestem potrzebna…
– Pójdę z tobą – zaoferowała
natychmiast Esme.
Carlisle’owi wyraźnie ulżyło, jakby
nie potrafił znieść myśli o tym, że jego żona miałaby spędzić jeszcze
kilka chwil w jednym domu z kimś takim jak Marco.
– Proszę bardzo. – Allegra skinęła
głową. Jej włosy zafalowały, a materiał sukni zaszeleścił, Marco zaś
otoczył jeszcze intensywniejszy zapach jej skóry. – W przeciwieństwie do
moich wnuków nie spalisz świątyni, oni zresztą i tak śpią jak zabici.
– W takim razie zobaczymy się
wieczorem – zaproponował Carlisle, obejmując Esme. Lekko przyciągnął ją do
siebie, żeby złożyć na jej ustach krótki, ale czuły pocałunek. – Zobaczę, czy
Theo nie potrzebuje pomocy w klinice – wyjaśnił, a Marco pomyślał, że
to pewnie dlatego tak entuzjastycznie podchodził do pomysłu Esme z wyjściem
z domu; bał się ją zostawić przynajmniej na chwilę.
Wampirzyca uśmiechnęła się, ale
chyba jedynie ona była z takiego stanu rzeczy zadowolona. W zasadzie
cichy jęk Edwarda był wystarczająco wymowny.
– Czyli co? Wy wychodzicie, a ja
mam z nim tutaj zostać? – zapytał z niedowierzaniem.
Marco warknął i przeciągnął
się lekko.
– Nie potrzebuję niańki, więc nie
dramatyzuj – westchnął, ledwo powstrzymując się od wywracania oczami. – Nie
wchodźmy sobie w drogę, a wtedy wszystko będzie dobrze… Przynajmniej
póki moje dzieci nie porozumieją się w kwestii tego, czy przypadkiem nie
uprzykrzyć mi życia. Sądząc po zachowaniu Gabriela, nie jestem tutaj mile
widziany.
Nikt jego słów nie skomentował, ale
to było zbędne. Marco nie zamierzał ruszać się z domu, woląc zaoszczędzić
sobie problemów, zwłaszcza po tym, jak Gabriel dosłownie wykrzyczał to, co miał
mu do zarzucenia. Biorąc pod uwagę pozycję Isabeau i Allegry, jak nic
przynajmniej połowa miasta była teraz nastawiona przeciwko niemu, może
pomijając ludzi i obojętnych wobec konfliktów zmiennokształtnych. Były
jeszcze wilkołaki, które z natury nie cierpiały wampirów, a słowa
Yves’a były niczym ostrzeżenie. Co więcej, skoro Dimitr dał jemu i dzieciakom
wolną rękę, nie można było wykluczyć tego, że sprawy potoczą się różnie.
Marco w milczeniu obserwował
Cullenów i Allegrę – zwłaszcza tę ostatnią, póki nie zniknęła mu z oczu,
wraz z Esme wchodząc do słonecznego ogrodu. Jej skóra połyskiwała
łagodnie, nie tak intensywnie jak w przypadku wampirów, ale dzięki temu
kobieta wydawała się jeszcze piękniejsza. Nawet kiedy zniknęła mu z oczu,
wpatrywał się w kwitnące kwiaty i owocowe drzewa, zastanawiając się w którym
momencie wszystko stało się aż do tego stopnia skomplikowane.
– No tak… – usłyszał i zacisnął
usta, zastanawiając się, czy Edward nie jest przypadkiem skrytym masochistą,
skoro wciąż próbował go dręczyć. – Mogę mieć do ciebie pytanie?
– A czy moja odpowiedź ma dla
ciebie jakiekolwiek znaczenie? – zakpił, dobrze wiedząc jaka będzie reakcja.
– Dlaczego wróciłeś? – zapytał
wprost miedzianowłosy, nie spuszczając go z oczu. Tak, to zdecydowanie
było do przewidzenia. – Wiesz dobrze, co mam na myśli. Nie podoba mi się to, że
ktoś taki w ogóle mógłby się kręcić wokół mojej córki, a skoro
Renesmee jest częścią życia Gabriela, jak najbardziej mam powody, żeby się
martwić. Co więcej, mam też wnuki, które…
– Które są również moją rodziną –
przerwał mu chłodno. – Szlag, znajdź sobie jakieś zajęcie, okej? Jesteś
ostatnią osobą, której zamierzam cokolwiek powiedzieć.
Edward rzucił mu niechętne
spojrzenie, ale przynajmniej się wycofał. Marco rozluźnił się, przynajmniej w miarę
możliwości, po czym ponownie zastygł w bezruchu, wbijając wzrok w jakiś
punkt w przestrzeni. Cisza miała w sobie coś dobijającego, dlatego
niespecjalnie zdziwiło go to, że jego niechciany towarzysz ostatecznie
przysiadł przy fortepianie, oddając się w pełni wygrywaniu jakiejś
melodii, która wydawała się Marco znajoma, chociaż za nic w świecie nie
potrafił przypomnieć sobie gdzie mógł ją słyszeć. Swoją drogą, przygnębiające
dźwięki muzyki klasycznej miały w sobie coś kojącego, nawet jeśli
przyznanie się do tego, że Edward jest dobry w tym, co robi, był sporym
wyzwaniem, zwłaszcza dla Marco.
Dźwięk otwieranych drzwi
wejściowych był cichy, ale dla kogoś, kto dysponował wampirzym słuchem,
wystarczająco wyraźny. Marco zesztywniał, zwłaszcza kiedy doszedł go słodki
zapach krwi, należący do dobrze znanej mu osoby, której bynajmniej nie
spodziewał się w najbliższym czasie zobaczyć.
– Allegro? – Layla zawahała się,
ale przynajmniej weszła do domu. – Isabeau? – dodała już mniej pewnie, nie
kryjąc obaw.
– Jestem na górze – padła odpowiedź
Beau. Trochę go to zdziwiło, bo zdążył zapomnieć o tym, że zaraz po
powrocie jego młodsza córka zaszyła się wraz z synami na piętrze. – Jakbyś
pozamykała okna i drzwi, to chętnie do siebie zejdę, Lay.
Marco nie miał pojęcia skąd brały
się te problemy ze słońcem, ale nie zamierzał nikogo wypytywać, już i tak
wystarczająco rozdrażniony perspektywą tego, że musiałby kogokolwiek o coś
prosić. Machinalnie wykorzystał moc, żeby przesunąć ciężkie zasłony w salonie,
sprawiając, że pokój pogrążył się w przyjemnym półmroku. Wampir wyczuł,
kiedy Layla pojawiła się w progu, po czym zamarła w bezruchu,
wcześniej gwałtownie nabierając powietrza do płuc. Czuła się nieswojo w jego
obecności, poza tym bez wątpienia ją zaskoczył, ale przynajmniej nie uciekła,
chociaż wydawała się do tego chętna.
Kiedy przeniósł wzrok w stronę
córki, zauważył również zbiegającą ze schodów Isabeau. Layla drgnęła i nieco
się rozluźniła na widok siostry, ale nadal pozostawała spięta.
– Nie możesz spać czy jak? – Beau
uniosła pytająco brwi.
Layla jedynie wzruszyła ramionami.
– Rufus zasnął, a ja nie mogę
– odparła wymijająco. – Przyszłam porozmawiać… A przynajmniej spróbować
porozmawiać – uściśliła, przenosząc wzrok na ojca.
– A Gabriel? – wtrąciła
natychmiast Isabeau. – Rozmawiałaś z nim w ogóle? – uściśliła,
chociaż milczenie Layli było wystarczająco wymowne.
Jeśli Gabriel się pojawi, to tylko
po to, żeby zorganizować rzeź, przeszło Marco przez myśl. Z drugiej strony, tak może byłoby lepiej,
bo bynajmniej nie czuł się gotowy na to, żeby rozmawiać z kimkolwiek, a tym
bardziej próbować cokolwiek wytłumaczyć, zwłaszcza jeśli chodziło o przyczyny
jego powrotu. Allegra już go o to pytała i raczej nie była zachwycona
jakże wymowną, krótką odpowiedzią, którą miał jej do zaoferowania.
– Pokuta.
Dopiero po chwili uświadomił sobie,
że i tym razem wypowiedział to słowo na głos. Chociaż jego głos był
niewiele głośniejszy od szeptu, Isabeau i Layla natychmiast spojrzały w jego
stronę, wyraźnie zaintrygowane.
– Już to mówiłeś – odezwała się
cicho Layla. – Wtedy. W tunelach.
Skinął głową, bynajmniej nie
zachwycony tym, że dziewczyna spoglądała na niego z taką obawą. Już wcześniej
jej niepokój napawał go obrzydzeniem do samego siebie, ale teraz czuł to
jeszcze wyraźniej. Tak nie powinno być – ona nie powinna się go bać – ale
przecież sam do tego doprowadził, a teraz nie miał pojęcia, co takiego
powinien zrobić, żeby przynajmniej spróbować to wszystko odkręcić.
– Bo to prawda – przyznał.
Znów zamilkł, w milczeniu
obserwując córki i zastanawiając się, co takiego jeszcze miał im do
powiedzenia.
Przysłuchujący się im do tej pory
Edward nagle poderwał się z miejsca, szybkim, ale wciąż ludzkim krokiem
ruszając w stronę drzwi. Layla popatrzyła na niego mało przytomnie, jakby
zaskoczona tym, że ktokolwiek jeszcze był w domu.
– Nie będę wam przeszkadzać –
rzucił na odchodne, ale przed wyjściem i tak obejrzał się przez ramię,
żeby rzucić Marco długie, znaczące spojrzenie. – Jakby co, jestem w okolicy
– dodał. To jak nic była groźba albo przynajmniej ostrzeżenie.
Naprawdę chcesz mnie zdenerwować?, pomyślał, chociaż wampir i tak
nie miał tego usłyszeć. Marco cenił sobie prywatność, a możliwość
dopuszczenia kogokolwiek do myśli była ostatnim na co zamierzał sobie pozwolić.
Kiedy znów zapanowała cisza, miał
pewien problem z tym, żeby skoncentrować się na czymkolwiek. Ledwo
powstrzymując westchnienie, Marco wycofał się do salonu, starając się nie zwracać
uwagi na zastygłe w bezruchu Laylę i Isabeau. W zasadzie jako
wampir nie powinien czuć dyskomfortu w żadnej formie, a jednak
zdenerwowanie było jak najbardziej prawdziwe. Fakt, że w głowie miał
kompletną pustkę, również mu nie pomagało.
– No dobrze, więc o czym
chciałybyście rozmawiać? – zapytał pozornie lekkim tonem, rozsiadając się w fotelu
i zakładając nogę na nogę. Zawsze był dobrym aktorem, ale obawiał się, że
tym razem jego zdolności nie wystarczą, żeby zamaskować wszystkie emocje.
– Mówisz tak, jakbyś nie wiedział –
żachnęła się Isabeau. Przynajmniej ona jedna była w stanie się odezwać.
Marco jedynie westchnął, po czym
rzucił córkom udręczone spojrzenie. Nie wszystko było takie proste, a one
powinny zdawać sobie z tego sprawę, zwłaszcza, że nie były już dziećmi.
Każde z nich przeżył dość, żeby do tej pory wyciągnąć wnioski i zrozumieć,
że nie wszystko było takie proste, jakim się wydawało.
Wzdychając ponownie, chciał przejść
do rzeczy i przynajmniej spróbować zacząć rozmowę, ale wtedy drzwi wejściowe
otworzyły się bezceremonialnie, właściwie same z siebie. Isabeau
natychmiast uciekła w cień, rzucając gniewne spojrzenie przybyszowi, ale
na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– Gabriel…
Kocówka rozdziału powala. Mam nadzieję, że nie dojdzie do kolejnej walki chociaż bardzo chciałabym to przeczytać. No, ale raczej tak w domu bić się nie będą. Isabeau, by na to nie pozwoliła.
OdpowiedzUsuńEj, Marco chyba powinien przywyknąć do tych niespokojnych spojrzeń i do tego, że wszyscy życzą mu jak najgorzej. Nawet matka jego dzieci, która jest siostrą jego zmarłej żony... Edward chyba lubi go wkurzać. Ja też bym wykorzystywała każdą chwilę, aby mu jakoś uprzykrzyć życie. Ha, powaliło mnie szczególnie to jak bardzo chciał się znaleźć z Allgerą w łóżku :D oj, nieładnie Marco, nieładnie ;3 ale jak podejrzewam przez pięć wieków to on w celibacie nie żył, no nie.? xD
Ja się tam nie dziwię czemu Rufus śpi. ;D Marco jest miły i zasłonił dla Beau zasłony, a Gabriel jest niemiły i otworzył drzwi ;D
Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału ;>
Pozdrawiam, Gabi ;**