Alessia
– Alessia! Damien!
Ali zatrzymała się w pół
kroku, szybko rozglądając się po zatłoczonym korytarzu Akademii. Głos Zoe
rozpoznałaby wszędzie, ale i tak minęła dłuższa chwila, zanim wypatrzyła
swoją drobną, niepozorną przyjaciółkę, starającą przedostać się w ich
stronę. Złociste loki dziewczyny podskakiwały przy każdym kroku, kiedy
próbowała zrobić wszystko, byleby przepchnąć się przez grupkę uczniów, nie
robiąc sobie przy tym krzywdy.
Ciche parsknięcie dało Alessi do
zrozumienia, że Damien również już dziewczynę zauważył. Kiedy spojrzała na
brata, zauważyła, jak wymownie wywraca oczami, śledząc wzrokiem poczynania Zoe.
Rzuciła bliźniakowi ostrzegawcze spojrzenie, chociaż dobrze zdawała sobie
sprawę z tego, że na chłopaku nie zrobi to żadnego wrażenia. Damien był
prawdziwą ostoją spokoju, przynajmniej w większości wypadków – no i jak
każdy brat wziął sobie za punk honoru drażnienie siostry i jej najlepszych
przyjaciółek.
– Cześć, Zoe – powiedział, rzucając
dziewczynie nieco pobłażliwy uśmiech. Oczywiście, kiedy tylko znalazła się
wystarczająco blisko, zaczął zachowywać się jak na dżentelmena przystało, może
pomijając całowanie w rękę.
– Cześć? Tylko cześć?! – Zoe
skoczyła w ich stronę niczym rozjuszona kotka, chociaż to Alessia była jej
celem. Kiedy bez ostrzeżenia pół-wampirzyca zarzuciła jej obie ręce na szyję,
Ali wygięła się do tyłu, żeby utrzymać równowagę. – Czy wyście całkiem
powariowali? My tutaj odchodzimy od zmysłów, a wy świetnie bawicie się pod
miastem! – zarzuciła im, w charakterystyczny dla siebie sposób wydymając
usta.
– Wiesz, Zoe, ucieczka przez ciemne
tunele raczej nie należy do mojej definicji „świetnej zabawy” – mruknęła
Alessia, delikatnie acz stanowczo odsuwając dziewczynę od siebie. – Poza tym
nic nam się nie stało, więc nie ma się czym przejmować.
Błękitne oczy Zoe rozszerzyły się w geście
niedowierzania, jakby w słowach Alessi było cokolwiek abstrakcyjnego, co
nie mieściło się w granicach tego, co dziewczyna była w stanie
zrozumieć. Zoe pokręciła głową, ale przynajmniej powstrzymała się od
komentarza, bardziej koncentrując się na tym, żeby przyjrzeć się rodzeństwu i wyciągnąć
ewentualne wnioski.
Damien, jakby czytając jej w myślach
(Alessia mogła się założyć, że faktycznie się do tego posunął), zdecydował się
odezwać:
– Daj spokój, Zoe. Wiesz dobrze, że
nawet gdyby coś nam się stało, to i tak tego nie zauważysz – przypomniał,
splatając ręce razem. – Hej, słabo ci?
– No dobra, dobra… Trochę się
zdenerwowałam, ale co w tym dziwnego? Plotki roznoszą się u nas ot
tak – pstryknęła palcami – a ja nie miałam zielonego pojęcia, co… Ech,
swoją drogą, co wy tutaj robicie? – dodała, wspierając obie dłonie na biodrach i rzucając
wymowne spojrzenia to jednemu, to drugiego.
Alessia westchnęła i krótko
spojrzała na Damiena. Nie masz przypadkiem czegoś do roboty, braciszku?,
podesłała mu myśl, próbując w jakiś delikatny sposób dać mu do
zrozumienia, że mógłby je zostawić same. Chciała z Zoe porozmawiać, a znając
szczerość bliźniaka, byłoby to dość problematyczne, skoro nie pozwoliłby jej
przynajmniej trochę złagodzić faktów.
– Och, no oczywiście… – Damien
rzucił jej urażone spojrzenie. – Będziesz mnie jeszcze prosić, żebym ci pomógł,
Ali. Wtedy też każę ci spadać – zagroził, odwracając się na pięcie. – Hej,
Quinn! – dodał, przyśpieszając, kiedy zauważył brata Hayley.
– Oboje wiemy, że blefuje –
mruknęła pod nosem, kiedy tylko brat i Quinn zniknęli jej z oczu. Ten
drugi jeszcze zdążył skinąć jej głową, ale Damien nawet się nie obejrzał,
najwyraźniej decydując się udawać obrażonego. Czasami bywał irytujący,
zwłaszcza kiedy wywracał oczami nad brakiem jej wiedzy, ale zwykle litował się
nad nią i pomagał jej w zadaniach domowych, zwłaszcza wtedy, kiedy
miała nóż na gardle. Zostawienie bliźniaczki na lodzie, niezależnie od
problemu, kłóciło się z charakterem Świętego Damiena. – Coś ważnego mnie
ominęło, Zoe? – zapytała spokojnie, zachowując się tak, jakby nic złego nie
wydarzyło się w ostatnim czasie.
– Ali… – westchnęła Zoe, ale
przynajmniej odpuściła. – Pomijając to, że we trójkę umieraliśmy ze strachu?
Nic.
– We trójkę? – Alessia uśmiechnęła
się złośliwie. – Ty, Hayley i Quinn…?
Zoe zaczerwieniła się, po czym
klepnęła ją w ramię. Alessia roześmiała się, w duchu gratulując sobie
tego, że jednak udało jej się zapanować nad emocjami przyjaciółki. Nie miała
ochoty wracać pamięcią do długich godzin błąkania się po tunelach, nie
wspominając o pojawieniu się Marco i… spotkania z Arielem.
Kiedy tylko pomyślała o chłopaku,
całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Wspomnienie spotkania w tunelach o jedno,
ale widok jego smutnych, czarnych oczu… Dobra bogini, jego spojrzenie będzie ją
dręczyć w snach, jeśli to w jej przypadku w ogóle możliwe. Te
oczy były piękne, chociaż ich wyraz sprawiał, że coś ściskało ją za gardło,
uniemożliwiając złapanie oddechu. Nigdy nie widziała takich oczu, a również
w samym Arielu było coś, co jednocześnie ją niepokoiło, co i do niego
przyciągało.
Alessia, skup się, nakazała sobie, starając się
wyrzucić chłopaka z pamięci. Szlag, dlaczego w ogóle o nim
myślała, zwłaszcza po tym, jak najzwyczajniej w świecie ją zostawił, nagle
po prosu rozpływając się w powietrzu? Nie widziała go od tamtego momentu i to
ją martwiło, chociaż nie chciała przyznawać się przed samą sobą, że nieobecność
wilkołaka jakkolwiek ją martwi. Pomógł jej, to wszystko. Jakimś cudem znalazł
się w tunelach i niezależnie od przyczyn, znajdował się w równie
wielkich tarapatach, co i ona. Właściwie wszystko jedno jej było, dlaczego
wtedy na siebie wpadli. Przynajmniej próbowała przekonywać samą siebie, że tak
jest, ale mimo wszystko…
Nie, to idiotyczne. Cokolwiek Ariel
robił w korytarzach, nie powinno jej obchodzić. Mogła być mu co najwyżej
wdzięczna za to, że jej pomógł, a później poprowadził ją do wyjścia. W końcu
przez większość czasu i tak milczeli, a to jedynie potwierdzało, że
niespecjalnie paliło mu się do kontaktu z nią, zwłaszcza, że była
pół-wampirzycą. Pomógł jej, bo ją znał, a może tylko dlatego, że oboje
byli zdesperowani, sytuacja zaś zmusiła ich do podróżowania we dwójkę. Niczego
więcej w tym nie było. Niczego więcej…
Och, swoją drogą, znowu zaczynała
doszukiwać się dziury w całym. To, że uratował ją dwa razy, a wcześniej
ze sobą tańczyli, tak naprawdę niczego nie znaczyło.
– Alessia, czy ty mnie słuchasz? –
zapytała Zoe, wbijając paznokcie w jej ramię.
Ali zamrugała mało przytomnie, po
czym spojrzała na przyjaciółkę. Zoe miała o do siebie, że niewiele było
trzeba, żeby coś rozproszyło jej uwagę. Co więcej, znów dostała słowotoku,
mówiąc o wszystkim i wszystkich, byleby ukryć zdenerwowanie, które
odczuwała. Niestety, nawet Zoe nie mogła nie zauważyć, że jej rozmówca
zachowuje się trochę jak żywy trup, idąc przed siebie i nie wykazując
żadnego zainteresowania padającymi w zawrotnym tempie słowami.
Alessia wysiliła się na
przepraszający uśmiech.
– Oczywiście, że cię słucham –
zapewniła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że Zoe i tak wie
swoje. – Przepraszam cię. Po prostu się zamyśliłam… Wiesz, trochę źle spałam –
wyjaśniła wymijająco.
No dobrze, jeśli miała być ze sobą
szczera, nie zmrużyła oka od przeszło doby. Gdyby mogła, cały dzień spędziłaby w łóżku,
zwłaszcza, że zmęczenie i stres znacznie przyśpieszały proces spalania
energii, więc na dniach mogła spodziewać się głosu związanego z niedoborem
telepatycznej energii. Powinna była tego pilnować, bo gdyby straciła nad sobą
kontrolę, sprawy mogłyby potoczyć się różnie, ale ostatecznie i tak
zdecydowała się pokazać w Akademii – i to nie tylko dlatego, że
powrót rodziców i wypełniający cały dom zapach ich pożądania dał jej i Damienowi
do zrozumienia, że najlepiej jak najszybciej się ewakuować.
Alessia nie miała nic przeciwko
temu, że Gabriel i Renesmee się kochali, ale to wcale nie znaczyło, że
zamierzała tego słuchać. Swoją drogą, nie trzeba było obserwować tego, co
wydarzyło się na placu, żeby dojść do wniosku, iż przez najbliższych kilka dni
lepiej będzie, jeśli zacznie schodzić ojcu z drogi, tak na wszelki
wypadek. Od zawsze wiedziała, że temat dziadka Marco jest wrażliwy, ale dopiero
teraz zaczynała pojmować, że to więcej niż tylko delikatna sprawa.
– Właśnie widzę – skomentowała Zoe,
lekko unosząc brwi ku górze. – Wyglądasz, jakbyś miała za moment odlecieć.
– Wierz mi, mam taki zamiar. –
Zasłoniła usta, żeby powstrzymać ziewanie. – Powiedz mi, proszę, że się nie
pomyliłam i za chwilę faktycznie mamy historię…
– Mamy. Chociaż wątpię, żeby
Anastasia była zachwycona, jeśli utniesz sobie drzemkę… – Zoe wywróciła oczami.
Alessia wiedziała, że wcale nie chodzi jej o ewentualną reakcję Anastasii,
ale o sam fakt możliwości nie słuchania tego, co działo się na zajęciach.
Zoe miała fioła na punkcie historii, zwłaszcza prowadzonej przez żywiołową
wampirzycę, która większość tematów, które przerabiała, opierała na własnych
przeżyciach. No cóż, na pewno w ludzkiej szkole nie rozmawiało się o upadku
Rzymu czy rewolucji Francuskiej z kimś, kto faktycznie żył w tamtych
czasach. Co więcej, gdyby snucie opowieści można było uznać za dar, Anastasię z czystym
sumieniem można byłoby uznać za szczególnie uzdolnioną w tej kwestii. –
Wracając do tego, co mówiłam, to czy zdajesz sobie sprawę z tego, że River
Song cię szuka?
– River Song? – powtórzyła. Czuła
się trochę tak, jakby jej mózg wyjechał na długie wakacje, żeby odreagować
wszystkie stery, których doświadczyła w ostatnim czasie. Skupienie się
zaczynało graniczyć z cudem. – Po co?
– Gdybym wiedziała, nie musiałabyś
do niej iść.
Alessia westchnęła, więc Zoe szybko
zmieniła temat, znów zaczynając trajkotać bez większego sensu. Ali lubiła
słuchać jej głosu, zwłaszcza kiedy potrzebowała się wyłączyć albo odpocząć.
Dźwięczny sopran pół-wampirzycy miał w sobie coś kojącego, podobnie jak i głos
dziecka, którym Zoe na swój sposób wciąż była.
A więc River Song jej szukała? Ali
mogła się założyć, że chodzi o ceremonię zakończenia szkoły, chociaż sama
nie była pewna jaki to miało związek z nią. Może chodziło o Damiena
albo Aldero i Camerona, którzy – mogła się założyć – wykorzystali sytuację
i nie zamierzali pojawić się w Akademii Nocy przynajmniej przez kilka
dni. Znając River Song, denerwowała się bez powodu, jak zwykle przekonana o tym,
że coś pójdzie nie tak i przygotowania do ceremonii albo się opóźnią, albo
nie dadzą tak zadowalających skutków, jakich wampirzyca mogłaby oczekiwać. I oczywiście
przez kogo? Przez Licavoli i Devile’ów, którzy nie pojmują, że wszystko
powinno przebiegać idealnie, jak wieki temu, kiedy Miasto Nocy było potęgą.
Kobieta niejednokrotnie kręciła z niedowierzaniem głową, ubolewając nad
zanikiem tradycji i tęskniąc do przeszłości, kiedy wampiry miały większy
wpływ na to, co działo się w świecie.
Godziny zdawały się przeciągać w nieskończoność,
ale Alessi wyjątkowo taki stan rzeczy odpowiadał. Chociaż zmęczona, w obecności
Zoe i Hayley, która pojawił się krótko po rozpoczęciu zajęć, zdołała jakoś
zapanować nad sennością. Co więcej, kiedy podczas zajęć na sali gimnastycznej
nagle pojawili się Cameron i Aldero (– Nie chcesz wiedzieć, kuzyneczko, co
dzieje się w domu – skomentował Al, ledwo otworzyła usta), w końcu
miała okazję do tego, żeby trochę się rozruszać. Fakt faktem, że Aldero
rozbroił zanim w ogóle zdążyła oswoić się z ciążącym jej w dłoni
floretem, ale przynajmniej nie czuła się tak, jakby miała zasnąć na stojąco.
River Song – mimo obaw Alessi – nie
wyglądała na rozdrażnioną, ale podekscytowaną. Krążyła po sali teatralnej,
jakby nie mogąc ustać w miejscu. Na widok Alessi jej oczy rozbłysły, a na
usta wkradł się pełen zadowolenia uśmiech.
– No proszę – powiedziała z uznaniem,
spoglądając zawłaszcza na Aldero i Camerona. – Chyba powinien mi zacząć
rosnąć kaktus na dłoni, skoro w końcu was u siebie widzę – skomentowała,
nie kryjąc rozbawienia.
– Kiedyś trzeba się pokazać,
prawda? – Aldero wyszczerzył się w uśmiechu, wygodnie rozsiadając na swoim
miejscu. – Najwyraźniej nawet za szkołą można się stęsknić.
River jedynie wywróciła oczami.
– Już nie mogę się doczekać widoku
ciebie podczas ceremonii – stwierdziła z przekąsem. – Nie muszę dodawać,
że jeśli wytniecie mi jakikolwiek numer, gorzko tego pożałujecie, prawda? –
zapytała ociekającym słodyczą głosem.
– Obiecuję zamknąć Aldero w piwnicy,
jeśli tylko przyjdzie mu coś głupiego do głowy – obiecał przymilnie Cameron,
ignorując urażone spojrzenie brata.
– Dzięki, Cammy. Twoje słowa
sprawiają, że zaczynam wierzyć w więzy rodzinne – zakpił Aldero, wnosząc
oczy ku górze.
River Song z premedytacją ich
zignorowała, ponownie koncentrując wzrok na całej grupie. Alessia ledwo
powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, słysząc dość wymowne i coraz
odważniejsze komentarze Aldero i Camerona. Wcale nie byłaby zdziwiona,
gdyby ta dwójka przy najbliższej okazji zdecydowała się rzucić sobie do gardeł.
W zasadzie w przypadku synów Isabeau była zdolna uwierzyć we
wszystko, może pomijając to, że Al byłby w stanie komukolwiek wybaczyć.
Przestała o tym myśleć, czując
na sobie przenikliwe spojrzenie nienaturalnie ludzkich oczu River Song. Zdolności
kobiety niejednokrotnie sprawiały, że czuła się nieswojo, nawet kiedy starała
się o tym nie myśleć.
– Mamy coraz mniej czasu, dlatego
chciałabym od razu przejść do rzeczy, zwłaszcza teraz, kiedy jesteście wszyscy
razem – odezwała się, starannie akcentując poszczególne słowa. – Dobrze
wiedzie, jak wygląda ceremonia zakończenia. Będą tańce, będziemy się bawić i świętować
aż do momentu ponownego wzejścia słońca. To radosny okres, na dodatek w pełni
oddany naszej bogini, bo wierzymy, że Selene sprawuje nad wami piecze. Swoją
drogą, to właśnie hybrydy są ulubieńcami Selene, bo…
– Bo obdarzyła nas ludzkimi cechami
– wtrącił usłużnie Damien. – Według naszych wierzeń, dzieci wampira i człowieka
to prawdziwe błogosławieństwo, zwłaszcza, że przypomina o równowadze.
Kiedyś ludzie i wampiry żyli razem.
– Bardzo dobrze, Damien – rzuciła z uznaniem
River Song. – Mów dalej. Do czego zmierzam, przypominając wam o ceremonii?
– Jak mniemam, do wyboru królowej –
odpowiedział bez wahania.
Oczy River Song znów zabłysły
podekscytowaniem. Skinęła głową, po czym pośpiesznie podjęła przerwany wątek:
– Otóż to – potaknęła, uśmiechając
się. – Kobiety odgrywają ważną rolę w naszej tradycji… Nie to, co u zdominowanych
przez samców ludzi – dodała, a przez jej twarz przemknął cień. – Tradycją
jest, że wśród wchodzących w dorosłość kobiet, ulubienic bogini, wybierana
jest jedna, która poprowadzi ceremonię. Można powiedzieć, że to królowa,
chociaż nikt tutaj nie zamierza wchodzić w kompetencje Dimitrowi i Isabeau
– zapewniła, uśmiechając się pod nosem. – Właśnie dlatego od rana próbowałam
znaleźć Alessię. Sądzę, że jako przyszła wybranka i kandydatka na
kapłankę, sprawdzi się w tej roli doskonale.
Alessia zesztywniała, zaskoczona.
Natychmiast przeniosła wzrok na River Song, czując mieszaninę oszołomienia,
euforii i pewnych obaw. Zupełnie zapomniała o przebiegu ceremonii,
dlatego bezpośredniość wampirzycy wytrąciła ją z równowagi.
– Ja… – Pokręciła głową. –
Dziękuję, River Song – zreflektowała się, spuszczając z szacunkiem głowę
dokładnie w taki sposób, jakiego uczyła ją Allegra.
– Mam rozumieć, że wszystko mamy
ustalone? Znakomicie – stwierdziła zadowolona z siebie River Song. –
Wkrótce wszystko ci wyjaśnię, Alessiu. A teraz, skoro nikt nie ma żadnych
uwag, po prostu zejdźcie mi z oczu. Też nad tym ubolewam, ale dzisiaj mam
jeszcze sporo do zrobienia – oznajmiła, po czym bezceremonialnie odwróciła się
na pięcie, już chwilę później znikając za kulisami sali teatralnej, gdzie
znajdowało się tylne wyjście.
O tak, takie zachowanie było jak
najbardziej w stylu River Song. Alessia wciąż siedziała w miejscu,
oszołomiona, zaraz jednak zmusiła się do tego, żeby poderwać się z miejsca.
U jej boku w ułamku sekundy zmaterializował się zadowolony z siebie
Damien, szczerząc się w uśmiechu. Jego oczy błyszczały, co uświadomiło
Alessi, że…
– Wiedziałeś, prawda? – zarzuciła
mu, ale nie potrafiła się na niego zdenerwować. – Damien, na litość bogini…
– Przecież to było oczywiste. –
Chłopak wywrócił oczami. – Moja mała Alessia – dodał i odskoczył, bo
spróbowała trzepnąć go w ramię. – Swoją drogą, uwielbiam River Song.
Potrafi przedstawić sprawy w taki sposób, żeby nie zabrzmiało to zbyt… Czy
ja wiem? Postawiła cię przed faktem dokonanym, nie robiąc z tego szopki,
na całe szczęście – wyjaśnił, rzucając wymowne spojrzenie w stronę
miejsca, gdzie chwilę wcześniej zniknęła River.
– Fakt. – Alessia machinalnie
podążyła za spojrzeniem brata. – River Song to River Song… A co? Boisz
się, że woda sodowa mogłaby mi uderzyć do głowy? – zapytała z uśmiechem,
kątem oka obserwując maszerująca w stronę wyjścia Grace; co prawda nie
widziała twarzy dziewczyny, ale drżenie jej mięśni było dość wymowną
odpowiedzią, jeśli chodziło o to, co musiał sobie myśleć o oświadczeniu
River.
– Już i tak jesteś zbyt pewna
siebie – zarzucił jej Damien, poprawiając torbę na ramieniu. – Hm, chyba na
miejscu Ethana dzisiaj bym do naszej królewny nie podchodził… Idziemy? – dodał,
kierując się w stronę wyjścia.
– Szczerze powiedziawszy, zamierzam
cały dzień spędzić z Zoe i Hayley – przyznała, uśmiechając się
przepraszająco. – Nie lubię spać w dzień, poza tym nie jestem pewna, czy
bezpiecznie jest wracać do domu.
– Szczęściara. – Damien
zachichotał. – Mnie jest wszystko jedno. Jak nie do domu, może zaszyję do
kliniki albo do domu Isabeau. Co prawda nie mam ochoty na spotkanie z Marco,
przynajmniej nie teraz, ale… – Zawahał się na moment. – Ali… Uważaj na siebie,
okej? – powiedział, raptownie poważniejąc.
Zmiana w jego nastroju ją
zaskoczyła, zwłaszcza, że Damien nigdy nie był chwiejny ani nie miał skłonności
do przesady. Lekko uniosła brwi ku górze, uważnie przyglądając się bliźniakowi,
ale nie była w stanie stwierdzić jakie targały nim emocje.
– Zawsze uważam – powiedziała w końcu.
– Ale dlaczego?
Damien wzruszył ramionami.
– Tak jakoś… Chyba zaczyna mi
odbijać ze zmęczenia – zbagatelizował, ale objął ją ramieniem i przyciągnął
tak, żeby móc pocałować ją w policzek. – Do później – rzucił na odchodne.
– Aha, cześć… – mruknęła z opóźnieniem,
pocierając twarz dłonią. Cholera, nie znosiła, kiedy zachowywał się względem
niej w taki sposób, zwłaszcza w szkole.
Chwyciła za torbę, jednocześnie
kierując się w stronę wyjścia z sali teatralnej. Pomieszczenie
praktycznie opustoszało, ale wiedziała, że Zoe i Hayley czekają na nią
przy wyjściu z Akademii, tam gdzie zawsze. Obie już wyszły, dając jej czas
na rozmowę z Damienem, a Alessia mogła się założyć, że Zoe za jej
plecami zdawała siostrze Quinna pełne sprawozdanie, nawet jeśli niewiele
wyciągnęła od Ali na temat tunelów i tego, co się tam wydarzyło.
Alessia była przy drzwiach, kiedy
uświadomiła sobie, że ktoś ją obserwuję. Pod wpływem impulsu obejrzała się za
siebie, ale nie zobaczyła nikogo ani niczego podejrzanego. Przekonana, że to
jak nic zaczątki paranoi, ponownie obróciła się w stronę wyjścia i…
Z krzykiem odskoczyła do tylu,
kiedy znikąd zmaterializowała się przed nią jakaś postać. Machinalnie uniosła
dłoń do ust, po czym omal nie zapadła się pod ziemię, uważniej przyglądając się
przybyszowi.
– Ariel! – zawołała, nie kryjąc
oszołomienia. – Na litość bogini, nie skradaj się tak! – wyrzuciła z siebie,
coraz bardziej zażenowana.
– Przepraszam? – Chłopak zamrugał.
Jego piękne, ciemne oczy zdawały przenikać ją na wskroś. – Przepraszam, ale…
Wiesz, chciałem tylko się upewnić, że jesteś cała – wyjaśnił cichym, aksamitnym
głosem.
Alessia poczuła, że robi jej się
gorąco.
– Jestem. – Dlaczego czuła się jak
kompletna idiotka? – Jeśli już ktoś powinien się martwić, to ja. Poza tym
jestem zła. Zostawiłeś mnie – naskoczyła na niego, robiąc stanowczy krok do
przodu.
– Jak widzisz, mnie również nic się
nie stało. Zresztą… Chyba wytłumaczyłem ci, dlaczego cię zostawiam, prawda? –
zauważył przytomnie.
– To i tak dla mnie bez sensu…
– mruknęła, ale nie zamierzała się z nim kłócić. – Co tutaj robisz? –
dodała, nie dbając o tym, że to zabrzmiało niegrzecznie. Przy nim czuła
się co najmniej niezręcznie, zwłaszcza kiedy tak na nią patrzeć.
Ariel zawahał się, chyba dopiero po
chwili pojmując sens jej pytania.
– Chciałem tylko… – zaczął, ale
urwał wpół słowa. – Już nieważne. Bardzo się cieszę, że jesteś cała, Alessiu –
rzucił.
Odszedł zanim zdążyłaby go
powstrzymać.
Mm, oczy Ariela *.* no za każdym razem mi się robi smutno ;c nie oczekiwałam teraz Alessi! Chciałam Gabriela i Nessie, ale tym też się zadowolę^^ Chyba się cieszę, że nie mam brata bliźniaka czy starszego brata (chociaż starszy kuzyn też nieźle wkurza). Dobra; zawsze chciałam mieć starszego brata :D
OdpowiedzUsuńDamien chyba bardzo lubi dokuczać Ali ;D ja mu się nie dziwię. ^^
Ech, spotkanie Ariela i Ali było bardzo... Szybie i nie nacieszyłam się jego obecnością w rozdziale :/ kurde, już 65 rozdział, a scen między nimi było o połowę mniej :D
Mam nadzieję, że uda im się być razem, bo oni nie mogą być osobno ;-; ech, zdecydujcie się szybciej, że oboje się kochacie i będzie po sprawie :D ale wątpię, żebyś miała zamiar tak szybko dopuścić do ich związku ;)
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział^^
Gabi :**