Alessia
Mieszkanie Hayley i Quinna nie było duże, ale
Alessia je uwielbiała. Czasami czuła się dziwnie, obserwując rodzeństwo,
zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę z tego, iż bliźnięta są na świecie
same, ale starała się o tym nie myśleć, a tym bardziej nie wspominać.
Byli razem i to im odpowiadało, a jakiekolwiek komentarze w tej
kwestii wydawały się czymś niewłaściwym, przynajmniej z logicznego punktu
widzenia.
W zasadzie historia Hayley i Quinna
była krótka. Oboje urodzili się w samym środku hiszpańskiego lasu,
zabijając przy porodzie matkę. Od tamtej chwili zdani byli wyłącznie na siebie,
ale jakimś cudem udało im się przetrwać, na dodatek trzymając się z daleka
od ludzi. Nigdy nie poznali ojca, możliwe zresztą, że ten nawet nie miał
pojęcia o ich istnieniu. Chociaż dla Alessi wydawało się to co najmniej
okrutne, takie przypadki wśród nieśmiertelnych były dość częste. Istniało wiele
istot, które nie dbały o uczucia, a ludzkie kobiety wykorzystywały
dla zaspokojenia własnych potrzeb. Istnienie inkubów i sukubów było równie
naturalne, co i wampiryzm, dlatego teoretycznie nikt nie powinien być
zdziwiony. Co więcej, wykorzystując kobiety jednorazowo, potencjalni ojcowie nawet
nie brali pod uwagę tego, że ich partnerka mogłaby zajść w ciążę, a tym
bardziej wydać na świat takie istoty, jakimi były pół-wampiry.
Tak czy inaczej, w przypadku
tego rodzeństwa skończyła się o tyle dobrze, że krótko po narodzinach
dwójkę dzieci znalazła przypadkiem podróżująca w okolicy ich kryjówki
wampirzyca. To ona uświadomiła im kim są i próbowała nauczyć odnajdowania
się w świecie nieśmiertelnych, nigdy jednak nie planowała zostać matką.
Ostatecznie przyprowadziła bliźnięta do Miasta Nocy, pozostawiając pod opieką
mieszkańców i tyle ją widziano. Hayley i Quinn zwykle o niej nie
rozmawiali, tak jak i nie wspominali swojej przeszłości, bo tak po prostu
było łatwiej. Mieszkanie w pojedynkę również miało swoje plusy –
zwłaszcza, kiedy potrzebowało się spokojnego miejsca, żeby porozmawiać.
– No dobra, a teraz do rzeczy
– powiedziała śpiewnym tonem Zoe, wsuwając się na blat kuchennego stołu. Była
drobna, więc nogami nie sięgała ziemi, niedbale machając nimi w powietrzu.
– Co to za akcja z tym wilkołakiem? – rzuciła prosto z mostu,
uśmiechając się niepewnie.
Alessia zawahała się, starając się
udawać, że pytanie dziewczyny jest jej absolutnie obojętne. Natychmiast poczuła
na sobie spojrzenie stojącego do niej plecami i skoncentrowanego na
zawartości lodówki Quinna, ale przynajmniej chłopak nie odezwał się ani słowem.
Przynajmniej Hayley zamknęła się w łazience, ale bacząc na czułość
wampirzych zmysłów, Ali była przekonana, że dziewczyna dokładnie się
wszystkiemu przysłuchuje.
– A jest jakaś akcja z wilkołakiem?
– zapytała wymownie, decydując się na jedyną strategię, która przychodziła jej
do głowy, a której nauczyła się od Aldero; jak mawiał jej kuzyn, czasami
po prostu lepiej jest udawać głupiego.
– Ali! – Zoe potrząsnęła głową. –
No wiesz co? Widziałam was razem, więc przynajmniej nie udawaj – żachnęła się.
– Tak. Widziałaś jak rozmawiam z Arielem.
To faktycznie zachodzi na spisek – mruknęła z rozbawieniem. Cholera, że
też Zoe musiała się po nią wrócić.
– To zależy, kto co rozumie przez
słowo „rozmowa”… – mruknęła Zoe,
uśmiechając się znacząco.
Chciała dodać coś jeszcze, ale
przerwało im dźwięk gwałtownie nabieranego powietrza i wstrząsający
kaszel, kiedy Quinn zakrztusił się własną śliną. Obie spojrzały w jego
kierunku, niepewne czy powinny się śmiać, czy może jednak rzucić się na pomoc.
– Zaraz, chwileczkę. – Przełknął z trudem,
próbując doprowadzić się do porządku. – Po pierwsze, to zaczyna być co najmniej
obrzydliwe, Zoe.
– To ty masz skojarzenia – żachnęła
się dziewczyna, ale jej wymowny uśmieszek świadczył o tym, że Quinn jak
najbardziej trafił w sedno.
– A po drugie – ciągnął,
zachowując się tak, jakby jej nie usłyszał – czy to był ten sam wilkołak, który
wtedy tańczył z Ali? – zapytał, unosząc brwi ku górze.
Alessia nie odpowiedziała, nie
zamierzając drążyć tematu. Dobrze wiedziała, co Quinn sądził o całej
sprawie, nie wspominając już o tym, że temat Ariela był ostatnim, który
chciała roztrząsać – i to nie dlatego, że obecny był przy niej ktoś, kto
zaliczał się do grona dobrych znajomych jej brata. Sama nie była pewna, jak
powinna się zachować po tej dziwnej wymianie zdań, zwłaszcza, że na sam koniec
Ariel znowu uciekł, zachowując się tak, jakby ktoś go gonił albo co najmniej
się paliło. Facet mieszał jej w głowie, a ona nawinie mu na to
pozwalała, prawdopodobnie niepotrzebnie wyolbrzymiając każdy jego gest, słowo
czy fakt, że w ogóle się z nią spotykał.
Potrząsnęła głową, chcąc odrzucić
od siebie te myśli. Już parokrotnie analizowała zachowanie Ariela i jak do
tej pory nie doszukała się logiki w tym, co działo się od ich pierwszego
spotkania. Chyba nie znała bardziej tajemniczej i zdystansowanej osoby,
która na dodatek całą sobą zdawała się krzyczeć, iż nie ma zamiaru nawiązywać
bliższych znajomości z kimkolwiek. Co więcej, Ariel był wilkołakiem, a to
z góry skreślało jakąkolwiek znajomość, nie wspominając o ewentualnym
związku, który…
Zaraz! Dlaczego ona w ogóle
roztrząsała coś takiego, jak związek? To zaczynało być coraz bardziej
niedorzeczne, zwłaszcza, że o Arielu nie wiedziała niczego więcej ponad imię,
a na dodatek chłopak wyraźnie jej unikał. Jak inaczej można było wyjaśnić
jego wcześniejsze zachowanie, kiedy pojawił się i zniknął, zachowując się
jak jakaś zjawa albo tak, jakby decyzja o spotkaniu z nią była jedną
wielką pomyłką?
– Ej, Ali, mówię do ciebie! – Nie
zauważyła, żeby Quinn się poruszył, ale pojawienie się jego dłoni tuż przed
twarzą sprawiło, że momentalnie poderwała głowę, rzucając mu rozdrażnione
spojrzenie. Natychmiast zamachnęła się, uderzając go w rękę, speszona tym,
że był tak blisko.
– A mógłbyś tak, proszę,
trzymać łapy przy sobie – mruknęła znudzonym tonem, wydymając usta. – Słyszę
cię. A jeśli raz jeszcze zaczniesz mi wymachiwać rękami przed twarzą,
wtedy naprawdę się zdenerwuję.
Quinn omal się nie uśmiechnął.
– Taa… Faktycznie, wyglądasz tak,
jakbyś mnie słyszała – sarknął, wywracając oczami. – Zresztą nieważne. Dlaczego
ten chłopak ciągle się przy tobie kręci?
– Skąd mam to, do cholery,
wiedzieć? – odparowała, zaciskając dłonie w pięści. Brew Quinna
powędrowała ku górze, ale ani słowem nie skomentował jej złośliwości. Szczerze
powiedziawszy, sama nie była pewna, dlaczego jest taka zdenerwowana. – Poza tym
nie cały czas, tylko wczoraj. Sądzę zresztą, że wpadł na mnie przypadkiem.
– I tak mi się to nie podoba –
westchnął chłopak, opierając się rękami o blat stołu na którym siedziała
Zoe. – Mam wrażenie, że kręci się przy tobie od czasu naszej wizyty na skwerze.
– Zaczynasz popadać w paranoję,
Quinn.
Spojrzał na nią wilkiem, ale
przynajmniej dał za wygraną. Alessia przyjęła to z ulgą, zwłaszcza, że
zachowanie chłopaka coraz bardziej ją irytowało. Nie, do cholery, Ariel
zdecydowanie się przy niej nie kręcił – wręcz przeciwnie. Nie była pewna
dlaczego, ale z jakiegoś powodu słowa Quinna i świadomość tego, iż
niekoniecznie mają związek z prawdą, jedynie ją drażniły, sprawiając, że
czuła się jeszcze bardziej podminowana. To nie miało sensu, ale na swój sposób
chyba chciała, żeby Ariel faktycznie nie dawał jej spokoju.
Jesteś wdzięczna, że już kilka razy
ci pomógł, czy podobnie jak Grace zaczynasz mieć żal do każdego, kto wydaje się
cię ignorować?,
szepnął cichy, złośliwy głosik w jej głowie. Zacisnęła usta, jeszcze
mocniej zaciskając dłonie w pięści, aż poczuła ból wbijających się w skórę
paznokci. Natychmiast poluzowała uścisk, jednocześnie zastanawiając się, co
takiego się z nią działo. Może to było zmęczenie, zwłaszcza, że nie
zmrużyła oka po tym, co wydarzyło się w tunelach, ale zdawała sobie sprawę
z tego, że to dość marna wymówka. W równie naciągany sposób wydawało
się brzmieć to, że przyczyną mógłby być telepatyczny głód, chociaż i ten
powoli zaczynał dawać się jej we znaki, domagając się zaspokojenia.
– Wasze anielskie głosiki niosą się
po całym domu – stwierdziła z przekąsem Hayley, w końcu pojawiając
się w kuchni. W niewielkim, umeblowanym niepasującymi do siebie
szafkami oraz w większości zajętym przez chwiejny, drewniany stół
pomieszczeniu, powoli zaczynało się robić ciasno. – Quinn, mógłbyś przynajmniej
raz nie drażnić Ali?
– To nasza złośnica mnie drażni –
mruknął chłopak, przeciągając się leniwie. Długie, sięgające poniżej ramion
włosy przypadkiem musnęły ramię siedzącej na blacie Zoe. – Hej! –
zaprotestował, bo dziewczyna pochwyciła jeden z niesfornych kosmyków,
szarpiąc za niego, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
– Są coraz dłuższe – zauważyła, ale
posłusznie poluzowała uścisk. – Jeszcze trochę i będziesz mógł konkurować z Hayley.
Sama zainteresowana prychnęła pod
nosem, po czym demonstracyjnie okręciła się na pięcie. Jej lśniące, intensywnie
pomarańczowe włosy zafalowały wokół twarzy, ostatecznie miękko opadając na
ramiona i plecy pół-wampirzycy. Quinn mruknął coś pod nosem, po czym sam
zaczął potrząsać głową, starając się sparodiować siostrę.
Hayley zacisnęła usta i wsparła
dłonie na biodrach.
– Ja wcale tak nie robię – żachnęła
się, rzucając chłopakowi mordercze spojrzenie. – A nawet jeśli… Cóż,
przynajmniej wyglądam przy tym kobieco – dodała, szczerząc się w uśmiechu.
– O, tak. Ty jesteś bardzo kobieca,
Hayley – zaśmiał się Quinn. – Zwłaszcza po przebudzeniu, kiedy staram się
ściągnąć cię z łóżka i…
Urwał, bo siostra cisnęła w niego
pierwszą rzeczą, która wpadła jej w ręce. Hayley zaklęła pod nosem,
zwłaszcza, że jej brat zrobił błyskawiczny unik i w efekcie to Alessia
omal nie oberwała kuchennym nożem. Ostrze świsnęło tuż obok jej twarzy,
ostatecznie lądując w przeciwległej ścianie, głęboko wbijając się w konstrukcje.
– Dziękuję, Hayley. Było
powiedzieć, że dzisiaj lepiej się do was nie zbliżać – mruknęła, częściowo
jedynie rozbawiona; podobne sceny w przypadku rodzeństwa były czymś
normalnym.
– Przepraszam, Ali – zreflektowała
się dziewczyna, uśmiechając się w niewinny sposób. – Ale nie ma krwi, nie
ma żalu, prawda? Poza tym dobrze wiesz, że celowałam w tego cholernego
dupka – dodała, nie mogąc przepuścić okazji, żeby podrażnić się z bratem.
Chłopak jedynie znów potrząsnął
głową, tym razem nie tylko na przekór siostrze, ale starając się celowo trafić w Zoe.
Blondynka roześmiała się i spróbowała uderzyć go w ramię, ale okazał
się szybszy. Natychmiast zerwał się na równe nogi, przez co dziewczyna omal nie
zleciała z blatu, kiedy zamachnęła się zbyt mocno.
Ali jedynie wywróciła oczami, dla
pewności jednak wolała odejść gdzieś na bok, na wypadek gdyby Hayley zechciało
rzucać się czymś jeszcze. Uwielbiała obserwować przekomarzanie tej dwójki i wręcz
dziecinną euforię Zoe, jednak tym razem jakoś niespecjalnie była w nastroju
do przebywania z przyjaciółmi. Kiedy rozmawiała z Damienem, była
przekonana, że przyjście tutaj jest dobrym pomysłem, ale teraz…
Co takiego się zmieniło? No oczywiście
– spotkała się z Arielem i…
– Hej, ale ja mówię poważnie –
odezwała się Zoe już nieco spokojniejszym tonem, w końcu zapanowując nad
śmiechem. Znów ujęła w palce kosmyk włosów Quinna, po czym uniosła go
sobie do oczu. – Są za długie.
– Masz na to jakąś cudowną radę? –
Quinn rzucił jej wymowne spojrzenie, ale nie próbował odsuwać dziewczyny od
siebie i swoich włosów. – Swoją drogą, dlaczego tak nagle czepiłaś się
moich włosów, co?
– Od dawna mnie drażniły –
odparowała Zoe. Lekko zeskoczyła z blatu, po czym bezceremonialnie
otworzyła pierwszą z szuflad, która wpadła jej w oczy i bez
skrępowania zaczęła przetrząsać jej zawartość. – Gdzie macie jakieś nożyczki? –
zapytała ze zniecierpliwieniem, kręcąc głową na widok chaosu, jaki panował w całym
mieszkaniu; zmarszczyła nos, widząc pozbawione logiki, powrzucane w pośpiechu
przedmioty, które bynajmniej nie wyglądały na takie, których używa się w kuchni.
Quinn obserwował ją w milczeniu,
dosłownie przeszywając wzrokiem. Przez moment Alessia była przekonana, że ze śmiechem
każe dziewczynie iść do diabła albo sam znajdzie powód, żeby w pośpiechu
się ewakuować, dlatego tym bardziej zaskoczył ją, kiedy zdecydował się
odpowiedzieć:
– W łazience.
Sądząc po minie Zoe, sama była jego
zachowaniem zaskoczona.
– Przyniosę ci – zaoferowała się
natychmiast Hayley, dosłownie rzucając się w stronę wyjścia. – Hej, Ali,
idziesz ze mną? – dodała z błyskiem w oczach.
– Jasne.
Intencje Hayley były jasne i chyba
musiałaby być głupia, żeby nie rozumieć. Co więcej, naprawdę głupia byłaby,
gdyby już na początku nie zorientowała się, że Quinn podoba się Zoe. Blondynka
nie spuszczała z brata Hayley wzroku odkąd tylko Ali sięgała pamięcią,
chociaż pół-wampir zdawał się tego nie dostrzegać – a przynajmniej do
czasu.
No, Quinn… Lepiej dla ciebie, żebyś
tego nie spieprzył, przeszło jej przez myśl, kiedy już znalazła się w oddzielającym
kuchnię od salonu korytarzu. Co prawda nie miała pewności, czy jej
przypuszczenia są słuszne, ale to nie miało żadnego znaczenia. Chyba nawet
chciałaby, żeby Zoe w końcu zdecydowała się na coś więcej niż tylko ciche
wzdychanie i udawanie, że rola irytującej przyjaciółki siostry chłopaka
jej odpowiada.
Tak byłoby lepiej. Bo może gdyby ta
dwójka dała radę, Alessia uwierzyłaby, że…
Że co? Wolała o tym nie
myśleć.
Zwłaszcza, że to nie miało sensu.
Zwłaszcza, że ona wciąż była sama…
Zoe
Zoe uświadomiła sobie, jak bardzo trzęsą jej się ręce.
Przeczesując palcami włosy Quinna, czuła się coraz bardziej podenerwowana, a to
raczej nie świadczyło dobrze o tym, co planowała zrobić. Cholera, co
właściwie ją podkusiło do tego, żeby zacząć wyrywać się nie tylko do tego, by
znaleźć się tak blisko niego, ale na dodatek do podjęcia się zadania, które
wymagało skupienia. Nie żeby sądziła, że jest w stanie przypadkiem go
zranić, ale jeśli ręce nadal będą jej się tak trzęsły, w którymś momencie
naprawdę stanie się coś, czego wszyscy będą żałować – zwłaszcza Quinn.
– Twoje milczenie zaczyna być
przerażające – odezwał się chłopak, wyrywając ją z zamyślenia. – I to
nie tylko dlatego, że zwykle buzia ci się nie zamyka – dodał; mogła założyć, że
się uśmiecha.
– Próbuję się skoncentrować, jasne?
– Odetchnęła w duchu, kiedy przekonała się, że głos nie zdradza tego, jak
bardzo zdenerwowana się czuła. – Poza tym, przestań mnie denerwować. Nie
zapominaj, że to ja mam nożyczki – zagroziła, demonstracyjnie biorąc przedmiot
do rąk i tnąc powietrze.
Quinn jedynie parsknął śmiechem, po
czym bezceremonialnie obrócił się w jej stronę. Siedział na krześle, ale i tak
musiała stawać na palcach, żeby mieć swobodny dostęp do jego włosów. Teraz,
bezceremonialnie wstając tak, żeby móc usiąść na krześle okrakiem, twarzą do
niej, wyrwał kosmyki z jej drżących dłoni. Szybko zacisnęła je w pięści,
żeby ukryć zdenerwowanie, ale to nie było takie łatwe, skoro w zamian
została zmuszona do zmierzenia się z przenikliwością jego spojrzenia.
– Wyglądasz jakbyś zaraz miała
zemdleć – skomentował, uważnie mierząc ją wzrokiem. Dobra bogini, czy on
specjalnie robił z rzęsami to, co właśnie widziała? Jak można w ogóle
tak na kogokolwiek patrzeć?
– Wcale nie – zaoponowała
machinalnie, ale dla pewności i tak oparła się plecami o kuchenny
blat. – Jak mam cokolwiek zrobić, skoro przez cały czas się wiercisz? – dodała,
siląc się na obojętny ton.
– Przepraszam – mruknął, ale nie
odwrócił się. Wciąż na nią patrzył, chyba całkowicie nieświadomy tego, co w ogóle
robił. – Zoe…
– Hm? – Na więcej nie było ją stać.
Quinn zawahał się. Patrzył na nią w dziwny
sposób, zupełnie niepodobny do tego, który zwykle u niego widziała. Co
więcej, byli sami – Hayley i Alessia, te wredne małe zdrajczynie,
ewakuowały się tak szybko, że aż się za nimi kurzyło. Miała przez to rozumieć,
że cokolwiek mu powiedziały?
Jak na zawołanie poczuła pieczenie
pod powiekami, a to odkrycie doprowadziło ją do szaleństwa. Zaczęła szybko
mrugać, próbując zwalczyć idiotyczną myśl, że którakolwiek z jej
przyjaciółek mogłaby się wygadać przed Quinnem, zdradzając wszystkie jej
uczucia. Przecież wiedziała, że to niemożliwe, ale myśl o tym, że on wie i że
dostrzega jej zdenerwowanie…
Wyśmieje ją. Albo będzie współczuł.
Albo jeszcze coś innego, bo i jaka miałaby być reakcja kogoś, kto nagle
dowiaduje się o tym, że jest obiektem westchnień niezrównoważonej,
dziecinnej przyjaciółki własnej siostry…?
– Zoe, czy dobrze się czujesz? –
zmartwił się Quinn, nagle materializując się tuż przed nią. Dopiero kiedy
ostrożnie wyjął jej nożyczki z ręki i odłożył je na bok, uświadomiła
sobie, że oddycha spazmatycznie i dosłownie słania się na nogach, bliska
omdlenia. Jeszcze tego brakowało, żeby uznał ją za histeryczkę! – Wyglądasz
jakbyś zobaczyła ducha – zauważył, lekko przekrzywiając głowę; jego dłoń
wylądowała na jej biodrze, kiedy dla pewności ją podtrzymał.
No odpowiedz mu, idiotko!, warknęła na siebie w myślach.
Musiała mu powiedzieć, że wszystko jest w porządku i że po prostu się
zamyśliła. Pewnie i tak miał jej nie uwierzyć, ale może wtedy udałoby się
jej wykręcić, ratując przed zrobieniem z siebie jeszcze większej idiotki
niż w tym momencie.
– Ja… – Cudownie, na domiar złego
zaczynała się jąkać. Czasami jej się to zdarzało, zwłaszcza kiedy była
zdenerwowana, ale naprawdę sądziła, że już z tego wyrosła. – Ja… ja n-nie…
– Zoe. – Quinn westchnął, w łagodny
sposób wypowiadając jej imię. W jego oczach pojawiła się niepewność, ale
przynajmniej nie uciekł z krzykiem, dochodząc do wniosku, że ma do
czynienia z idiotką. – Oddychaj. I zacznij mówić powoli, okej?
Wszystko jest w porządku – zapewnił z pewnością siebie, która trochę
jej się udzieliła, chociaż nie sprawiła, że udało jej się zapanować nad
zawrotami głowy.
– Ja…
Quinn nachylił się, po czym czule
ujął twarz dziewczyny w dłonie. Wstrząsnął nią nagły dreszcz, odnosząc
wrażenie, że za sprawą tego jednego dotyku została podłączona pod akumulator z prądem.
Wciąż drżała, ale sama już nie była pewna czy ze zdenerwowania, czy może w niemym
oczekiwaniu na coś, co…
Hm, sama nie wiedziała. Albo po
prostu bała się posunąć do wyciągania jakichkolwiek wniosków w sytuacji,
kiedy prawie zapomniała o tym, jak się nazywa.
– Tak, Zoe? – Quinn przesunął się
jeszcze bliżej. Ich ciała w uroczy sposób otarły się o siebie, a Zoe
przez moment miała wrażenie, że za moment jednak zemdleje z wrażenia. Co
się z nią działo, a co najważniejsze… – Co chcesz mi powiedzieć?
Skąd on wiedział, że miała mu
cokolwiek do powiedzenia? Nie miała pojęcia, a patrzenie się w jego
przystojną twarz i śledzenie wzrokiem zarysu miękkich ust, których od
dawna chciała posmakować, raczej nie ułatwiało jej koncentracji. Milczała,
wpatrzona w niego w taki intensywny sposób, że to wydawało się
nierealne, podobnie zresztą jak i cała jej chwila. Przecież była
przyjaciółką Hayley, co najwyżej jego kumpelką z którą wcześniej lubił
spędzać czas – nic poza tym, a jednak…
Nie, to nie powinno być tak. W którymś
momencie coś zepsuła i teraz mimo starań nie potrafiła wrócić do
wcześniejszego etapu, kiedy przebywanie z Quinnem przychodziło jej równie
naturalnie, co towarzyszenie Hayley albo Alessi. Coś zepsuła, a teraz była
na dobrej drodze do tego, żeby zniszczyć wszystko jeszcze bardziej.
W takim razie wszystko mi jedno, pomyślała buntowniczo, po czym –
pod wpływem impulsu – stanęła na palcach i bez chwili zastanowienia
musnęła wargami usta Quinna. Pocałowała go, podświadomie czekając na moment aż
ją odsunie albo – w najgorszym wypadku – brutalnie od siebie odepchnie,
zniesmaczony.
Z tym, że Quinn tego nie zrobił.
W zamian przyciągnął ją do siebie,
lekko unosząc do góry, żeby było jej łatwiej. W momencie, w którym
przejął inicjatywę, świat zawirował, a potem rozpadł się na kawałeczki,
przysłonięty przez wszechogarniającą euforię.
I to było dobre.
Oo, jaki słodki rozdział^^ aż mi się wyrwało "Ooo", kiedy się pocałowali. I teraz mam nadzieję, że będą parą. Zoe i Quinn idealnie do siebie pasują. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Myślałam, że już po wieczność będą tylko przyjaciółmi, a tu taka niespodzianka. Hm, nie wiem czy Zoe mogłaby iść na fryzjerkę, bo najwyraźniej się do tego nie nadaje i zamiast ciąć włosy, całuje się z klientami :D Oj, gdyby otworzyła zakład i robiłaby tak z każdym klientem wątpię, aby Quinn był zadowolony :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę im tego, że tak świetnie się dogadują całą czwórką. Chciałabym mieć takich przyjaciół :o ech, dobra przestaję narzekać. Szkoda, że Ali tylko rozmawia z Arielem. Ciągle liczę na coś więcej :/ np. na jakiś skromy pocałunek w policzek, albo chociaż muśnięcie dłoni. Najwyraźniej trochę sobie na to poczekam, ale będzie warto =]
Hayley tu, Hayley tam xd Hayley wszędzie :D Twoja Hayley też jest spoko i ją lubię :D widać, że Quinn odrobinę ją irytuje, a i reszta pewnie też. Trochę mi ich szkoda, bo wychowali się prawie sami ;c dobrze, że jakaś wampirza się nad nimi zlitowała i zaniosła do Miasta^.^
Teraz mam dylemat, bo nie wiem co chcę :C| wkurzoną Renesmee, kiedy zmierza do domu Beau, a za nią leci tłum napalonych facetów, czy całującego się Quinna i Zoe, lub Ariela i Alessię O.o co napiszesz i tak będę zadowolona :D
Gabrysia ♥