18 marca 2014

Sześćdziesiąt dziewięć

Alessia
Siedząc na tym dziwnym nienaturalnie zimnym kamieniu, Alessia nie mogła pozbyć się niepokojącego wrażenia, że coś jest zdecydowanie nie tak. Po pierwsze, sam widok pentagramu – znaku o którym przecież dobrze wiedziała, że świadczy o ochronie – sprawiał, że po plecach przechodziły jej ciarki. A po drugie, całe to miejsce emitowało czymś, czego nie potrafiła określić, a co sprawiało, że czuła się nieswojo. Miała wrażenie, że przenika ją jakaś nadnaturalna energia, obezwładniając i sprawiając, że była bliska tego, żeby zerwać się na równe nogi i uciec, nawet jeśli z logicznego punktu widzenia wydawało się to bezsensowne.
Był jeszcze Ariel, siedzący tak blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała. Chłopak zastygł w bezruchu i teraz beznamiętnie wpatrywał się w swoje dłonie, mimo tej bliskości, wydając się jej tak odległy, jak tylko było to możliwe. Ali zacisnęła dłonie w pięści, po czym położyła je na kolanach, próbując jakoś pozbyć się dziwnego mrowienia, które towarzyszyło jej od momentu, w którym chłopak po raz pierwszy zdecydował się wziąć ją za rękę. Zaskoczył ją tym, ale później taki gest wydał jej się absolutnie naturalny i teraz nie rozumiała, dlaczego wilkołak po raz kolejny się od niej odsunął. Przecież mimo swoich złośliwości, nie przypominała sobie, żeby zrobiła coś aż tak bardzo nie na miejscu, żeby miał powody się boczyć.
– Arielu? – Drgnął, ale poza tym nie dał po sobie w żaden sposób znać, że ja słyszy. Alessia westchnęła i wywróciła oczami. – Arielu, gniewasz się na mnie? – zaryzykowała, bo ta kwestia miała nie dawać jej spokoju, póki nie usłyszy odpowiedzi.
Chłopak zamrugał i poderwał głowę, spoglądając na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Oczywiście, że nie – odparł natychmiast, wyraźnie zaskoczony. Ulga, która na nią spłynęła, przypominała przyjemnie chłodny prysznic w wyjątkowo upalny dzień.
– Więc dlaczego milczysz? – dążyła, ostrożnie przysuwając się w jego stronę. Doskonale widziała, jak bardzo napięte miał mięśnie.
Ariel zawahał się i przez kilka sekund była absolutnie pewna tego, że jej nie odpowie. Chociaż miała w zwyczaju być denerwującą, zwłaszcza kiedy się zawzięła, spoglądając na chłopaka, postanowiła przynajmniej spróbować odpuścić.
– Chyba się zamyśliłem – wyznał Ariel, nie po raz pierwszy decydując się ją zaskoczyć. – To dla mnie takie dziwne…
– To miejsce? – Wymownie rozejrzała się dookoła. Nawet przez ubranie czuła przejmujący chłód kamiennego stołu. – Tak, ja też czuję się tutaj nieswojo – zapewniła go.
– Nie, nie mam na myśli miejsca. Lubię je – zaoponował natychmiast. Skinęła głową, chcąc go uspokoić, ale i tak z westchnieniem uniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Jak zawsze, kiedy widziała te jego duże, smutne tęczówki, czuła się jeszcze bardziej oszołomiona. – Chodzi o to, że tutaj jesteś. Nie sądziłem, że… Wiesz, tak po prawdzie to sam nie jestem pewien tego, co robię.
Alessia lekko przekrzywiła głowę. Więc chodziło o nią? W odpowiedzi na te słowa jednocześnie poczuła się przyjemnie połechtana i zaniepokojona jednocześnie. Jak w zasadzie powinna rozumieć jego słowa? Miała mętlik w głowie, zwłaszcza rozpamiętując jego poranne zachowanie i to, jak nagle uciekł, zostawiając ją w sali teatralnej samą. Ariel wydawał się być równie zdezorientowany, co i ona sama, chociaż Ali nie była pewna, co takiego w końcu wilkołak myślał o niej. Wiedziała jedynie, że jednocześnie chciał i nie chciał z nią przebywać, a to raczej niczego nie ułatwiało, przynajmniej jeśli próbowała go zrozumieć.
Czasami zaczynała mieć dość przeciągłego milczenia, które powracało w najmniej oczekiwanych momentach. Kiedy już zdawało jej się, że nareszcie do Ariela dotarła, a on zaczyna czuć się przy niej swobodnie, zawsze działo się coś, co ponownie stawiało ich w tej niezręcznej sytuacji. Za każdym razem czuła się niezręcznie, zupełnie jakby taki stan rzeczy miał miejsce z jej powodu, a to bynajmniej nie sprawiało, że czuła się dobrze.
– Hm, słyszałaś kiedyś historię o „śmiertelnym kwartecie”? – zapytał nagle Ariel, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. Mimo wszystko przyjęła to z ulgą, bo sama już nie była pewna, co takiego powinna mu odpowiedzieć.
– Słyszałam o rządach Isobel – odpowiedziała machinalnie, rzucając mu pytające spojrzenie. – Kapłanki nie chcą się nad tym rozwodzić, bo to po prostu legenda. Upadek, polityka, jaką rządził się nasz świat zanim zostaliśmy zepchnięci na margines…
– Nie wierzysz w to. – To było stwierdzenie, ale i tak potaknęła. – No dobra, abstrahując od tematu tego ile jest w tych historiach prawdy, chcesz posłuchać czy nie? – zapytał, odsuwając się trochę do tyłu, tak, żeby móc swobodnie wyciągnąć nogi na kamieniu.
Jedynie wzruszyła ramionami, ale posłusznie odwróciła się w jego stronę. Ariel uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, lekko unosząc kąciki ust. Kiedy pozwalał sobie na jakikolwiek z podobnych gestów, Alessia czuła się trochę pewniej, zwłaszcza, że wtedy nie wyglądał jak żywa śmierć.
Wilkołak przez kilka sekund patrzył na nią, po czym zdecydował położyć się na plecach. Spojrzał w niebo, a jego oczy zaszły mgłą, co uprzytomniło Alessi, że w tym momencie myślami jest gdzieś daleko. Czasami dręczyło ją pytanie o to, co takiego sobie w takich chwilach zapomnienia myślał, ale nie była do tego stopnia zdesperowana, żeby posunąć się do naruszania jego umysłu i wspomnień. To byłoby nieuczciwe, nawet jeśli coś podpowiadało jej, że Ariel chciałby, żeby wiedziała.
Taa… Nagle się zrobił z ciebie jasnowidz, Licavoli?, zadrwiła w myślach. Niby skąd mogła wiedzieć, co takiego sobie myślał albo czego chciał, skoro sama nie potrafiła odpowiedzieć na podobne pytania, jeśli chodziło o jej własne pragnienia?
W zamyśleniu sama zaczęła wodzić wzrokiem po szczupłej sylwetce Ariela. Obserwując jego spokojną twarz i na wpół przymknięte powieki, pomyślała, że wygląda niezwykle łagodnie. Czarne włosy opadały mu na czoło i tworzyły wokół głowy ciemną aureolę. Zdawały się mocno kontrastować z jego bladą skórą, co sprawiało, że Ariel wyglądał jej na jeszcze bardziej zmęczonego, wręcz chorego. Wolała kiedy z nią rozmawiał albo się uśmiechał – nawet w ten blady, wymuszony sposób – i to nie tylko dlatego, że dzięki temu była w stanie odsunąć od siebie zbędne myśli.
Powiodła wzrokiem dalej, obserwując miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Słyszała bicie jego serca oraz dźwięk wydawany przez krążącą w żyłach krew. Było w tym coś uspokajającego, co sprawiało jej przyjemność. Nigdy nie czuła się w taki sposób, zwłaszcza przy kimś, kto w gruncie rzeczy był jej obcy. Zabawne, bo czasami miała wrażenie, że znają się już bardzo długo, nawet jeśli Ariel wciąż pozostawał dla niej zagadką. Poza tym wcale nie wyglądał aż tak mizernie, bo pod bluzą, którą miał na sobie, dostrzegła całkiem dobrze umięśnione ramiona. Swoją drogą, w ciemnych, dopasowanych spodniach, wyglądał niezwykle… pociągająco.
Dobra bogini, o czym ja myślę…? Natychmiast przeniosła wzrok w inny punkt, decydując się spojrzeć na rozrzucone na boki ręce chłopaka. Nic nie mogła poradzić na to, że nie potrafiła odwrócić od niego wzroku i właściwie bezwiednie analizowała każdy najdrobniejszy skrawek jego ciała, próbując jakoś go poznać, nauczyć się na pamięć. Co prawda nie była pewna, czy Arielowi to odpowiada i czy oby na pewno chce się o nim czegokolwiek dowiedzieć, ale to było silniejsze od niej. Chłopak pociągał ją w każdy możliwy sposób, wprawiając stan, którego nie rozumiała i którego w żaden sposób nie była zdolna opisać słowami.
Właśnie wtedy dostrzegła coś, co na moment odebrało jej oddech. Wodząc wzrokiem po ramionach Ariela, natrafiła na dziwne, podłużne ślady, które znaczyły wnętrze jego nadgarstków. Pod wpływem szoku, całkowicie bezwiednie, przysunęła się bliżej, żeby palcami móc dotknąć jednego z licznych zgrubień – zabliźnionych szram, które…
Ariel poderwał się tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie spadła z kamiennego stołu. Momentalnie zrobiło jej się zimno, kiedy wilkołak odsunął się od niej prawie na całą długość blatu, zastygając w bezruchu i wpatrując się w nią w taki sposób, że chyba jedynie cudem nie padła trupem. Jej kołaczące się serce na kilka sekund całkiem się zatrzymało, żeby już w następnej chwili zacząć nadrabiać stracony czas w niemal desperacki sposób. Oddychała z trudem, czując jak nieposłuszny narząd w jej piersi trzepoce się rozpaczliwie, jakby chcąc przebić się przez żebra i warstwę skóry, żeby wyrwać się na zewnątrz.
Poczuła na sobie oszołomione spojrzenie chłopaka. Nie była pewna, co dostrzegł w jej twarzy, ale z jakiegoś powodu rysy jego własnej nagle złagodniały, kiedy spojrzał na nią przepraszająco.
– Nie powinnaś była tego robić – powiedział cicho; znów wrócił ten pozbawiony emocji szept, który drażnił ją od samego początku.
– Przepraszam. – Co właściwie oboje mieli na myśli? Nie powinna była go dotykać, czy tak się do niego podkradać? Nie była pewna, ale zakładała, że oba. – Ja nie… Co ci się stało? – zapytała wprost, nie spuszczając z niego oczu.
Oczywiście lepszym według niej pytaniem byłoby coś w stylu „Dlaczego, do diabła, próbowałeś się zabić?!”, ale powstrzymała się od wyciągania pochopnych wniosków. Przecież to nie musiało niczego znaczyć, jednak z drugiej strony…
Ariel zacisnął usta i uprzytomniła sobie, że jej spojrzenie zdradzało wszystko. Natychmiast spróbowała jakoś nad sobą zapanować i nawet otworzyła usta, żeby jakoś się wytłumaczyć, ale Ariel zdążył już uciec wzrokiem gdzieś w bok. Zaczął nerwowo szarpać za rękawy bluzy, żeby zakryć ślady, jakby w ten sposób był w stanie sprawić, żeby całkiem zapomniałą o wszystkim, co do tej pory zdążyła zobaczyć.
– To nie jest tak, jak ci się wydaje – mruknął, nawet na nią nie patrząc. – Ja nie… Zresztą to nie jest ważne. Pewne rzeczy stało się dawno i nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości.
Innymi słowy, miała darować sobie jakiekolwiek pytania, bo to i tak była strata czasu. Teoretycznie powinna przyjąć taką możliwość z pokorą, raz jeszcze go przeprosić i się wycofać, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Przed oczami wciąż miała podłużne, przecinające się ze sobą blizny, które znaczyły jego bladą skórę. Więcej niż jedno cięcie o poszarpanych brzegach, na dodatek wystarczająco głębokie, żeby nawet na skórze nieśmiertelnego zostawić blizny.
Alessia czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Dla pewno przytrzymała się blatu, ale to i tak było zbyt mało, żeby zdołała poczuć się lepiej. On się… Może nie teraz, może faktycznie kiedyś, ale naprawdę próbował się zabić. Co prawda to nie musiało być tak, jak sądziła – w końcu sam to dopiero co powiedział, widząc jej zszokowaną minę – ale z drugiej strony, co innego mógłby próbować jej wmówić? Nie potrafiła sobie wyobrazić, co takiego pchnęło go do tego, żeby chociaż przez moment przeszło mu przez myśl, żeby chcieć się zabić, ale to i tak było dla niej wstrząsem.
Ariel milczał, uparcie unikając spoglądania na nią. Z całą mocą dotarło do niej, że teraz przede wszystkim pragnie zostać sam – jej towarzystwo nie było mu już do niczego potrzebne – ale nie potrafiła przyjąć takiej możliwości do świadomości. Wciąż siedziała w bezruchu, wpatrując się w niego i nie będąc w stanie ruszyć się chociaż o milimetr. Powinna była wstać, zostawić go samego, ale…
– Opowiedz mi tę historię – poprosiła, wypowiadając pierwsze słowa, które w ogóle przyszły jej do głowy. Zaskoczony, nie powstrzymał się od rzucenia jej przenikliwego spojrzenia, jakby sądził, że jakkolwiek się przesłyszał. – Tę o „śmiertelnym kwartecie”. Miałeś to zrobić, Arielu – przypomniała mu.
– Przecież w to nie wierzysz – zauważył z rezerwą. W jego głosie czuć było chłód i podejrzliwość, kiedy zaczął doszukiwać się w jej zachowaniu jakiegoś postępu. Nie rozumiał, dlaczego tak nagle zmieniła temat, zwłaszcza, że znał ją na tyle dobrze, żeby podejrzewać, że tak łatwo nie odpuści.
– Co z tego? Chyba możesz mi opowiedzieć nawet mimo tego, że mam wątpliwości, prawda? – stwierdziła lekkim tonem, wzruszając ramionami. – No dalej. Mam przynajmniej nadzieję, że to naprawdę dobra historia.
Wciąż spięty i podejrzliwy, ostatecznie usiadł tak, żeby widzieć jej twarz. Mimochodem zauważyła, że kurczowo przyciskał obie ręce do piersi, tak, żeby nie zauważyła nawet skrawka jego pokaleczonej skóry.
– Moim zdaniem jest całkiem dobra, zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, w większości dotyczy wampirów…
– Ach… Czyli historie wampirów nie są dla dzieci nocy dość dobre? – żachnęła się, natychmiast wykorzystując sytuację do tego, żeby zacząć się z nim drażnić.
Mogłaby przysiąc, że niewiele brakowało, żeby jednak się uśmiechnął.
– Nie wszystkie. Ta jest dobra, bo występuje w niej wilkołak albo raczej wilkołaczyca. – Jeszcze kiedy mówił, wyszczerzył się w uśmiechu.
Alessia poczuła, że ma ochotę głęboko odetchnąć z ulgą. Co prawda wciąż czuła swego rodzaju dystans między nią a Arielem, a chłopak unikał spoglądania jej w oczy, ale przynajmniej przestał dawać jej do zrozumienia, żeby sobie poszła. Wygodniej rozsiadła się na kamieniu, ignorując jego chłód i starając się udawać w pełni wyluzowaną, czekającą na początek historii.
– Wiesz o Upadku, prawda? – zaczął Ariel, rzucając jej przenikliwe spojrzenie. Skinęła głową, ale on chyba jej odpowiedzi nie oczekiwał. – Za rządów Isobel, pierwszej z wampirzyc, niewolnicy swojej własnej próżności… To Amelie, parająca się magią, pomogła znaleźć swojej pani sposób na uzyskanie nieśmiertelności. Tak powstała rasa wampirów, a więc i w naturalny sposób tacy jak ty… – Na moment zamilkł, napawając się jej widokiem. – Amelie również stała się wampirzycą, pierwszą przemienioną przed jad. Oczywiście to sama Isobel podarowała jej nieśmiertelność, co miało być formą nagrody, ale mnie wydaje się, że chciała po prostu mieć kogoś, kim mogłaby rządzić. Amelie stała się jedną z najwierniejszych, zapoczątkowując tak zwany harem, który Isobel otaczał. Z tym, że Isobel chciała więcej, dążąc nie tylko do zdominowania rasy ludzi, ale również całego świata nieśmiertelnych. Tutaj właśnie zaczyna się robić ciekawie, bo pojawia się wilkołaczyca Lilia, która… Hej, nie patrz tak na mnie! Może Riddley to dupek, ale lokalny patriotyzm to nic złego – zauważył, teraz dla odmiany samemu zaczynając się z nią drażnić. – Lilia była bezwzględną, okrutną córą księżyca, która z jakiegoś powodu zdecydowała się wesprzeć matkę wampirów. Miała niezwykłe zdolności przywódcze, a dzięki jej wsparciu, również wilkołaki były na każde skinienie Isobel. To były bardzo niespokojne czasy, okupione śmiercią, krwią i oczekiwaniem na wybawienie… Była również Rovena, zmiennokształtna będąca oczami i uszami Isobel, bo potrafiła przemieniać się w potężnego sokoła. Właściwie nie wiem, dlaczego „śmiertelny kwartet” składał się z samych kobiet, ale najwyraźniej już wtedy kwestia feminizmu miała się świetnie. Tak czy inaczej, Rovena sięgała tam, gdzie Isobel nie była w stanie, poza tym opiekowała się jej córką i…
– Chwila! – Alessia aż gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Może to talent Ariela, a może wpływ tego miejsca i jego dziwnej aury, ale czuła, że ma gęsią skórkę. – Co ty próbujesz mi wmówić? Isobel miałaby mieć córkę, która…?
– Ostatnia ze „śmiertelnego kwartetu”. Pierwsza pół-wampirzyca urodzona w naszym świecie, spłodzona na życzenie Isobel… To chyba był jakiś eksperyment, ale kto ją tam wie, prawda? Isobel miała wszystko, co tylko sobie zażyczyła, więc znalazł się również wampir chętny do tego, żeby zapłodnić jakąś ludzką kobietę, nawet jeśli wiadomo było, że biedaczka prędzej czy później zostanie stracona. – Ariel zawahał się, po czym lekko przekrzywił głowę. Ali wiedziała, że napawa się jej obawami, wyraźnie z siebie zadowolony. – Z takiego związku przyszła na świat Solange. Pierwsza wampirzyca, hybryda, wilkołaczyca i zmiennokształtna – „śmiertelny kwartet” został uzupełniony, od tamtej pory będąc najwierniejszym haremem królowej.
Ali jęknęła cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. Uważnie lustrowała wzrokiem twarz swojego rozmówcy, próbując doszukać się w niej rozbawienia, żeby mieć powód do tego, żeby na niego naskoczyć. Niestety, Ariel był aż do bólu poważny, poza tym nie spuszczał z niej swoich ciemnych, przenikliwych oczu.
– Solange to moje drugie imię – przyznała w końcu, chociaż sama nie była pewna dlaczego czuje, że powinna mu to powiedzieć.
– Och, doprawdy? – Jednak potrafił się uśmiechać. – To byłby ciekawy zbieg okoliczności, gdybyś oczywiście liczyła sobie kilka tysięcy lat i była Syreną – powiedział, po czym nieznacznie nachylił się w jej stronę. – Możesz mi wierzyć lub nie, ale przybrana córka Isobel była potężna. Podobno obezwładniała każdego swoim śpiewem, co Isobel namiętnie wykorzystywała, żeby zyskać sojuszników… Oczywiście było kilka historii o tym, że Solange jest równie potężna i zdecydowanie bardziej utalentowana, ale w nie wszystko należy wierzyć. Okres przed Upadkiem to dość daleka historia… Ale dzięki temu to takie ciekawe, prawda?
– No dobra, ale co… Powiesz mi, co ze „śmiertelnym kwartetem”? – zapytała, spoglądając na niego niespokojnie. – Nie żebym w to wierzyła – zaznaczyła – ale skoro już zacząłeś, wypadałoby skończyć, prawda?
Wiedziała po jego minie, że nie wierzy w ani jedno słowo jej zapewnień. Cóż, przynajmniej go rozbawiła, dzięki czemu zapomniał o jej wcześniejszych nietakcie.
– Rozpadł się – odparł po prostu, wzruszając ramionami. – Kiedy doszło do wielkiego buntu, Isobel i „śmiertelny kwartet” musieli się wycofać. Podobno Amelie po raz kolejny wykorzystała swoje zdolności, żeby pomóc swojej pani w przetrwaniu i dać jej szansę na to, żeby powrócić. Legenda mówi – uśmiechnął się nieco gorzko, po czym wywrócił oczami – że za sprawą Amelie, Isobel została pogrzebana żywcem. Uwięziona w podziemiach, miała czekać na uwolnienie… Hm, podobno Amelie również okazała się fałszywa. Zaniepokojona zapędami Isobel, wykorzystała sytuację i uwięziła swoja dawną panią tak, żeby ta nie miała szansy się wycofać. Pogrzebana pod imperium, które sama zbudowała, miała przez resztę wieczności trwać w uśpieniu, niezdolna do tego, żeby się wydostać. Kolejne podania mówią, że podobno kiedyś powróci, jeszcze silniejsza niż wcześniej, ale to raczej już nie jest prawdą, te teksty zresztą są niejasne. Mówią o ofierze krwi; ziemia ma spłynąć krwią Uzdrowiciela i pozwolić Isobel opuścić więzienie. Mowa również o Światłości i o ostatecznym upadku matki wampirów… Hej, coś pobladłaś – zauważył, instynktownie przesuwając się w stronę wpatrzonej w niego Alessi. – Czyżbyś się wystraszyła.
– Wcale nie. – Kłamstwo brzmiało tak żałośnie, że zaczęła w duchu dziękować za to, iż w mroku nie może dostrzec rumieńców na jej policzkach. – Po prostu jest późno… Powinnam wracać do domu, zanim rodzina zacznie mnie szukać – wykręciła się, ale w gruncie rzeczy wcale nie było to taką znowu nieprawdą. – Dziękuję, że mi to opowiedziałeś, Arielu.
– Jasne. To zabawne, że znam legendy twojej rasy lepiej od ciebie – zauważył, nie odrywając od niej wzroku. Jeśli wciąż był zły za jej wcześniejsze zachowanie, doskonale szło mu maskowanie prawdziwych uczuć. – A tak swoją drogą… Wiesz, co jest w tym wszystkim najbardziej ironiczne? – zapytał, raptownie poważniejąc.
Chciała wierzyć, że tylko się z niej naigrywa, ale i tak rzuciła mu niespokojne spojrzenie. Ariel uśmiechnął się niepewnie, po czym przysunął bliżej, jak gdyby nigdy nic kładąc dłoń na jej policzku. Kiedy spojrzał jej w oczy, przez ułamek sekundy naprawdę miała nadzieję, że ją pocałuje i to odkrycie omal nie wytrąciło jej z równowagi.
Z tym, że Ariel nie zamierzał jej całować. Kilka razy musnął kciukiem jej policzek, jakby zachwycając się jego gładkością i rozważając słowa, które zamierzał jej powiedzieć. Już chwilę później powoli nachylił się w jej stronę, tak, że poczuła jego ciepły oddech na policzku, po czym wyszeptał:
– Najbardziej ironiczne jest to, że właśnie oboje siedzimy na jej grobie.

3 komentarze:

  1. O rany, jak wczoraj końcówka mnie rozśmieszyła tak dzisiaj się wystraszyłam. Normalnie wyobraziłam siebie w takiej sytuacji jak była Alessia i ciarki mnie przeszły. :)
    Co do reszty rozdziału to mega fajny, spodobał mi się moment jak Ali przygląda się Arielowi i ta legenda... Po prostu cudo!
    Życzę weny i do nn :)

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaa...na serio myślałam, że ją pocałuje.I znowu rozdział pełen Ali i Ariela po prostu cudo!!!Ta historia jest na serio straszna zwłaszcza końcówka .Kurczę trochę to przerażające, że Alessia ma drugie imię identyczne co córka Isobel, nie wspomnę już o krwi Uzdrowiciela, serio umiesz człowieka przestraszyć.Czekam z utęsknieniem na więcej Ali i Ariela :D
    Pozdrawiam
    Renesmee :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ariel potrafi zaskakiwać. W ogóle nie przyszło mi do głowy, ze mogą siedzieć na grobie Isobel :o no nieźle ich urządził, to muszę przyznać. Wyobrażam sobie jak Alessia odskakuje jak oparzona od tego i zaczyna się na niego wydzierać, a on jest rozbawiony całą tą sytuacją. Chociaż myślę, że raczej by ją przeprosił xd ech, Ariel, Ariel...
    Solange, tak? Zbieg okoliczności, że ma tak na drugie imię czy "przeznaczenie"? Kurde, mieszasz mi w głowie xD
    czeka na nn :*
    Gabrysia <3

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa