Alessia
Siedząc na tym dziwnym nienaturalnie zimnym kamieniu,
Alessia nie mogła pozbyć się niepokojącego wrażenia, że coś jest zdecydowanie
nie tak. Po pierwsze, sam widok pentagramu – znaku o którym przecież
dobrze wiedziała, że świadczy o ochronie – sprawiał, że po plecach
przechodziły jej ciarki. A po drugie, całe to miejsce emitowało czymś,
czego nie potrafiła określić, a co sprawiało, że czuła się nieswojo. Miała
wrażenie, że przenika ją jakaś nadnaturalna energia, obezwładniając i sprawiając,
że była bliska tego, żeby zerwać się na równe nogi i uciec, nawet jeśli z logicznego
punktu widzenia wydawało się to bezsensowne.
Był jeszcze Ariel, siedzący tak
blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała. Chłopak zastygł w bezruchu i teraz
beznamiętnie wpatrywał się w swoje dłonie, mimo tej bliskości, wydając się
jej tak odległy, jak tylko było to możliwe. Ali zacisnęła dłonie w pięści,
po czym położyła je na kolanach, próbując jakoś pozbyć się dziwnego mrowienia,
które towarzyszyło jej od momentu, w którym chłopak po raz pierwszy
zdecydował się wziąć ją za rękę. Zaskoczył ją tym, ale później taki gest wydał
jej się absolutnie naturalny i teraz nie rozumiała, dlaczego wilkołak po
raz kolejny się od niej odsunął. Przecież mimo swoich złośliwości, nie przypominała
sobie, żeby zrobiła coś aż tak bardzo nie na miejscu, żeby miał powody się
boczyć.
– Arielu? – Drgnął, ale poza tym
nie dał po sobie w żaden sposób znać, że ja słyszy. Alessia westchnęła i wywróciła
oczami. – Arielu, gniewasz się na mnie? – zaryzykowała, bo ta kwestia miała nie
dawać jej spokoju, póki nie usłyszy odpowiedzi.
Chłopak zamrugał i poderwał
głowę, spoglądając na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Oczywiście, że nie – odparł
natychmiast, wyraźnie zaskoczony. Ulga, która na nią spłynęła, przypominała
przyjemnie chłodny prysznic w wyjątkowo upalny dzień.
– Więc dlaczego milczysz? – dążyła,
ostrożnie przysuwając się w jego stronę. Doskonale widziała, jak bardzo
napięte miał mięśnie.
Ariel zawahał się i przez
kilka sekund była absolutnie pewna tego, że jej nie odpowie. Chociaż miała w zwyczaju
być denerwującą, zwłaszcza kiedy się zawzięła, spoglądając na chłopaka,
postanowiła przynajmniej spróbować odpuścić.
– Chyba się zamyśliłem – wyznał
Ariel, nie po raz pierwszy decydując się ją zaskoczyć. – To dla mnie takie
dziwne…
– To miejsce? – Wymownie rozejrzała
się dookoła. Nawet przez ubranie czuła przejmujący chłód kamiennego stołu. –
Tak, ja też czuję się tutaj nieswojo – zapewniła go.
– Nie, nie mam na myśli miejsca.
Lubię je – zaoponował natychmiast. Skinęła głową, chcąc go uspokoić, ale i tak
z westchnieniem uniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Jak zawsze,
kiedy widziała te jego duże, smutne tęczówki, czuła się jeszcze bardziej
oszołomiona. – Chodzi o to, że tutaj jesteś. Nie sądziłem, że… Wiesz, tak
po prawdzie to sam nie jestem pewien tego, co robię.
Alessia lekko przekrzywiła głowę.
Więc chodziło o nią? W odpowiedzi na te słowa jednocześnie poczuła
się przyjemnie połechtana i zaniepokojona jednocześnie. Jak w zasadzie
powinna rozumieć jego słowa? Miała mętlik w głowie, zwłaszcza
rozpamiętując jego poranne zachowanie i to, jak nagle uciekł, zostawiając
ją w sali teatralnej samą. Ariel wydawał się być równie zdezorientowany,
co i ona sama, chociaż Ali nie była pewna, co takiego w końcu
wilkołak myślał o niej. Wiedziała jedynie, że jednocześnie chciał i nie
chciał z nią przebywać, a to raczej niczego nie ułatwiało,
przynajmniej jeśli próbowała go zrozumieć.
Czasami zaczynała mieć dość
przeciągłego milczenia, które powracało w najmniej oczekiwanych momentach.
Kiedy już zdawało jej się, że nareszcie do Ariela dotarła, a on zaczyna
czuć się przy niej swobodnie, zawsze działo się coś, co ponownie stawiało ich w tej
niezręcznej sytuacji. Za każdym razem czuła się niezręcznie, zupełnie jakby taki
stan rzeczy miał miejsce z jej powodu, a to bynajmniej nie sprawiało,
że czuła się dobrze.
– Hm, słyszałaś kiedyś historię o „śmiertelnym
kwartecie”? – zapytał nagle Ariel, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. Mimo
wszystko przyjęła to z ulgą, bo sama już nie była pewna, co takiego
powinna mu odpowiedzieć.
– Słyszałam o rządach Isobel –
odpowiedziała machinalnie, rzucając mu pytające spojrzenie. – Kapłanki nie chcą
się nad tym rozwodzić, bo to po prostu legenda. Upadek, polityka, jaką rządził
się nasz świat zanim zostaliśmy zepchnięci na margines…
– Nie wierzysz w to. – To było
stwierdzenie, ale i tak potaknęła. – No dobra, abstrahując od tematu tego
ile jest w tych historiach prawdy, chcesz posłuchać czy nie? – zapytał,
odsuwając się trochę do tyłu, tak, żeby móc swobodnie wyciągnąć nogi na
kamieniu.
Jedynie wzruszyła ramionami, ale
posłusznie odwróciła się w jego stronę. Ariel uśmiechnął się w ten
swój charakterystyczny sposób, lekko unosząc kąciki ust. Kiedy pozwalał sobie
na jakikolwiek z podobnych gestów, Alessia czuła się trochę pewniej,
zwłaszcza, że wtedy nie wyglądał jak żywa śmierć.
Wilkołak przez kilka sekund patrzył
na nią, po czym zdecydował położyć się na plecach. Spojrzał w niebo, a jego
oczy zaszły mgłą, co uprzytomniło Alessi, że w tym momencie myślami jest
gdzieś daleko. Czasami dręczyło ją pytanie o to, co takiego sobie w takich
chwilach zapomnienia myślał, ale nie była do tego stopnia zdesperowana, żeby
posunąć się do naruszania jego umysłu i wspomnień. To byłoby nieuczciwe,
nawet jeśli coś podpowiadało jej, że Ariel chciałby, żeby wiedziała.
Taa… Nagle się zrobił z ciebie
jasnowidz, Licavoli?, zadrwiła w myślach. Niby skąd mogła wiedzieć, co takiego sobie
myślał albo czego chciał, skoro sama nie potrafiła odpowiedzieć na podobne
pytania, jeśli chodziło o jej własne pragnienia?
W zamyśleniu sama zaczęła wodzić
wzrokiem po szczupłej sylwetce Ariela. Obserwując jego spokojną twarz i na
wpół przymknięte powieki, pomyślała, że wygląda niezwykle łagodnie. Czarne
włosy opadały mu na czoło i tworzyły wokół głowy ciemną aureolę. Zdawały
się mocno kontrastować z jego bladą skórą, co sprawiało, że Ariel wyglądał
jej na jeszcze bardziej zmęczonego, wręcz chorego. Wolała kiedy z nią
rozmawiał albo się uśmiechał – nawet w ten blady, wymuszony sposób – i to
nie tylko dlatego, że dzięki temu była w stanie odsunąć od siebie zbędne
myśli.
Powiodła wzrokiem dalej, obserwując
miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Słyszała bicie jego serca oraz dźwięk
wydawany przez krążącą w żyłach krew. Było w tym coś uspokajającego,
co sprawiało jej przyjemność. Nigdy nie czuła się w taki sposób, zwłaszcza
przy kimś, kto w gruncie rzeczy był jej obcy. Zabawne, bo czasami miała
wrażenie, że znają się już bardzo długo, nawet jeśli Ariel wciąż pozostawał dla
niej zagadką. Poza tym wcale nie wyglądał aż tak mizernie, bo pod bluzą, którą
miał na sobie, dostrzegła całkiem dobrze umięśnione ramiona. Swoją drogą, w ciemnych,
dopasowanych spodniach, wyglądał niezwykle… pociągająco.
Dobra bogini, o czym ja
myślę…? Natychmiast
przeniosła wzrok w inny punkt, decydując się spojrzeć na rozrzucone na
boki ręce chłopaka. Nic nie mogła poradzić na to, że nie potrafiła odwrócić od
niego wzroku i właściwie bezwiednie analizowała każdy najdrobniejszy
skrawek jego ciała, próbując jakoś go poznać, nauczyć się na pamięć. Co prawda
nie była pewna, czy Arielowi to odpowiada i czy oby na pewno chce się o nim
czegokolwiek dowiedzieć, ale to było silniejsze od niej. Chłopak pociągał ją w każdy
możliwy sposób, wprawiając stan, którego nie rozumiała i którego w żaden
sposób nie była zdolna opisać słowami.
Właśnie wtedy dostrzegła coś, co na
moment odebrało jej oddech. Wodząc wzrokiem po ramionach Ariela, natrafiła na
dziwne, podłużne ślady, które znaczyły wnętrze jego nadgarstków. Pod wpływem
szoku, całkowicie bezwiednie, przysunęła się bliżej, żeby palcami móc dotknąć
jednego z licznych zgrubień – zabliźnionych szram, które…
Ariel poderwał się tak gwałtownie,
że z wrażenia omal nie spadła z kamiennego stołu. Momentalnie zrobiło
jej się zimno, kiedy wilkołak odsunął się od niej prawie na całą długość blatu,
zastygając w bezruchu i wpatrując się w nią w taki sposób,
że chyba jedynie cudem nie padła trupem. Jej kołaczące się serce na kilka
sekund całkiem się zatrzymało, żeby już w następnej chwili zacząć nadrabiać
stracony czas w niemal desperacki sposób. Oddychała z trudem, czując
jak nieposłuszny narząd w jej piersi trzepoce się rozpaczliwie, jakby
chcąc przebić się przez żebra i warstwę skóry, żeby wyrwać się na
zewnątrz.
Poczuła na sobie oszołomione
spojrzenie chłopaka. Nie była pewna, co dostrzegł w jej twarzy, ale z jakiegoś
powodu rysy jego własnej nagle złagodniały, kiedy spojrzał na nią
przepraszająco.
– Nie powinnaś była tego robić –
powiedział cicho; znów wrócił ten pozbawiony emocji szept, który drażnił ją od
samego początku.
– Przepraszam. – Co właściwie oboje
mieli na myśli? Nie powinna była go dotykać, czy tak się do niego podkradać?
Nie była pewna, ale zakładała, że oba. – Ja nie… Co ci się stało? – zapytała
wprost, nie spuszczając z niego oczu.
Oczywiście lepszym według niej
pytaniem byłoby coś w stylu „Dlaczego, do diabła, próbowałeś się zabić?!”,
ale powstrzymała się od wyciągania pochopnych wniosków. Przecież to nie musiało
niczego znaczyć, jednak z drugiej strony…
Ariel zacisnął usta i uprzytomniła
sobie, że jej spojrzenie zdradzało wszystko. Natychmiast spróbowała jakoś nad
sobą zapanować i nawet otworzyła usta, żeby jakoś się wytłumaczyć, ale
Ariel zdążył już uciec wzrokiem gdzieś w bok. Zaczął nerwowo szarpać za
rękawy bluzy, żeby zakryć ślady, jakby w ten sposób był w stanie
sprawić, żeby całkiem zapomniałą o wszystkim, co do tej pory zdążyła
zobaczyć.
– To nie jest tak, jak ci się
wydaje – mruknął, nawet na nią nie patrząc. – Ja nie… Zresztą to nie jest
ważne. Pewne rzeczy stało się dawno i nie mają żadnego odniesienia do
rzeczywistości.
Innymi słowy, miała darować sobie
jakiekolwiek pytania, bo to i tak była strata czasu. Teoretycznie powinna
przyjąć taką możliwość z pokorą, raz jeszcze go przeprosić i się
wycofać, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Przed oczami wciąż miała podłużne,
przecinające się ze sobą blizny, które znaczyły jego bladą skórę. Więcej niż
jedno cięcie o poszarpanych brzegach, na dodatek wystarczająco głębokie,
żeby nawet na skórze nieśmiertelnego zostawić blizny.
Alessia czuła, że zaczyna jej się
kręcić w głowie. Dla pewno przytrzymała się blatu, ale to i tak było
zbyt mało, żeby zdołała poczuć się lepiej. On się… Może nie teraz, może
faktycznie kiedyś, ale naprawdę próbował się zabić. Co prawda to nie musiało
być tak, jak sądziła – w końcu sam to dopiero co powiedział, widząc jej
zszokowaną minę – ale z drugiej strony, co innego mógłby próbować jej
wmówić? Nie potrafiła sobie wyobrazić, co takiego pchnęło go do tego, żeby
chociaż przez moment przeszło mu przez myśl, żeby chcieć się zabić, ale to i tak
było dla niej wstrząsem.
Ariel milczał, uparcie unikając
spoglądania na nią. Z całą mocą dotarło do niej, że teraz przede wszystkim
pragnie zostać sam – jej towarzystwo nie było mu już do niczego potrzebne – ale
nie potrafiła przyjąć takiej możliwości do świadomości. Wciąż siedziała w bezruchu,
wpatrując się w niego i nie będąc w stanie ruszyć się chociaż o milimetr.
Powinna była wstać, zostawić go samego, ale…
– Opowiedz mi tę historię –
poprosiła, wypowiadając pierwsze słowa, które w ogóle przyszły jej do
głowy. Zaskoczony, nie powstrzymał się od rzucenia jej przenikliwego
spojrzenia, jakby sądził, że jakkolwiek się przesłyszał. – Tę o „śmiertelnym
kwartecie”. Miałeś to zrobić, Arielu – przypomniała mu.
– Przecież w to nie wierzysz –
zauważył z rezerwą. W jego głosie czuć było chłód i podejrzliwość,
kiedy zaczął doszukiwać się w jej zachowaniu jakiegoś postępu. Nie
rozumiał, dlaczego tak nagle zmieniła temat, zwłaszcza, że znał ją na tyle
dobrze, żeby podejrzewać, że tak łatwo nie odpuści.
– Co z tego? Chyba możesz mi
opowiedzieć nawet mimo tego, że mam wątpliwości, prawda? – stwierdziła lekkim
tonem, wzruszając ramionami. – No dalej. Mam przynajmniej nadzieję, że to
naprawdę dobra historia.
Wciąż spięty i podejrzliwy,
ostatecznie usiadł tak, żeby widzieć jej twarz. Mimochodem zauważyła, że
kurczowo przyciskał obie ręce do piersi, tak, żeby nie zauważyła nawet skrawka
jego pokaleczonej skóry.
– Moim zdaniem jest całkiem dobra,
zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, w większości dotyczy wampirów…
– Ach… Czyli historie wampirów nie
są dla dzieci nocy dość dobre? – żachnęła się, natychmiast wykorzystując
sytuację do tego, żeby zacząć się z nim drażnić.
Mogłaby przysiąc, że niewiele
brakowało, żeby jednak się uśmiechnął.
– Nie wszystkie. Ta jest dobra, bo
występuje w niej wilkołak albo raczej wilkołaczyca. – Jeszcze kiedy mówił,
wyszczerzył się w uśmiechu.
Alessia poczuła, że ma ochotę
głęboko odetchnąć z ulgą. Co prawda wciąż czuła swego rodzaju dystans
między nią a Arielem, a chłopak unikał spoglądania jej w oczy,
ale przynajmniej przestał dawać jej do zrozumienia, żeby sobie poszła.
Wygodniej rozsiadła się na kamieniu, ignorując jego chłód i starając się
udawać w pełni wyluzowaną, czekającą na początek historii.
– Wiesz o Upadku, prawda? –
zaczął Ariel, rzucając jej przenikliwe spojrzenie. Skinęła głową, ale on chyba
jej odpowiedzi nie oczekiwał. – Za rządów Isobel, pierwszej z wampirzyc,
niewolnicy swojej własnej próżności… To Amelie, parająca się magią, pomogła
znaleźć swojej pani sposób na uzyskanie nieśmiertelności. Tak powstała rasa
wampirów, a więc i w naturalny sposób tacy jak ty… – Na
moment zamilkł, napawając się jej widokiem. – Amelie również stała się
wampirzycą, pierwszą przemienioną przed jad. Oczywiście to sama Isobel podarowała
jej nieśmiertelność, co miało być formą nagrody, ale mnie wydaje się, że
chciała po prostu mieć kogoś, kim mogłaby rządzić. Amelie stała się jedną z najwierniejszych,
zapoczątkowując tak zwany harem, który Isobel otaczał. Z tym, że Isobel
chciała więcej, dążąc nie tylko do zdominowania rasy ludzi, ale również całego
świata nieśmiertelnych. Tutaj właśnie zaczyna się robić ciekawie, bo pojawia
się wilkołaczyca Lilia, która… Hej, nie patrz tak na mnie! Może Riddley to
dupek, ale lokalny patriotyzm to nic złego – zauważył, teraz dla odmiany samemu
zaczynając się z nią drażnić. – Lilia była bezwzględną, okrutną córą
księżyca, która z jakiegoś powodu zdecydowała się wesprzeć matkę wampirów.
Miała niezwykłe zdolności przywódcze, a dzięki jej wsparciu, również wilkołaki
były na każde skinienie Isobel. To były bardzo niespokojne czasy, okupione
śmiercią, krwią i oczekiwaniem na wybawienie… Była również Rovena,
zmiennokształtna będąca oczami i uszami Isobel, bo potrafiła przemieniać
się w potężnego sokoła. Właściwie nie wiem, dlaczego „śmiertelny kwartet” składał
się z samych kobiet, ale najwyraźniej już wtedy kwestia feminizmu miała
się świetnie. Tak czy inaczej, Rovena sięgała tam, gdzie Isobel nie była w stanie,
poza tym opiekowała się jej córką i…
– Chwila! – Alessia aż gwałtownie
nabrała powietrza do płuc. Może to talent Ariela, a może wpływ tego
miejsca i jego dziwnej aury, ale czuła, że ma gęsią skórkę. – Co ty
próbujesz mi wmówić? Isobel miałaby mieć córkę, która…?
– Ostatnia ze „śmiertelnego
kwartetu”. Pierwsza pół-wampirzyca urodzona w naszym świecie, spłodzona na
życzenie Isobel… To chyba był jakiś eksperyment, ale kto ją tam wie, prawda?
Isobel miała wszystko, co tylko sobie zażyczyła, więc znalazł się również
wampir chętny do tego, żeby zapłodnić jakąś ludzką kobietę, nawet jeśli wiadomo
było, że biedaczka prędzej czy później zostanie stracona. – Ariel zawahał się,
po czym lekko przekrzywił głowę. Ali wiedziała, że napawa się jej obawami,
wyraźnie z siebie zadowolony. – Z takiego związku przyszła na świat Solange.
Pierwsza wampirzyca, hybryda, wilkołaczyca i zmiennokształtna –
„śmiertelny kwartet” został uzupełniony, od tamtej pory będąc najwierniejszym
haremem królowej.
Ali jęknęła cicho, kręcąc z niedowierzaniem
głową. Uważnie lustrowała wzrokiem twarz swojego rozmówcy, próbując doszukać
się w niej rozbawienia, żeby mieć powód do tego, żeby na niego naskoczyć.
Niestety, Ariel był aż do bólu poważny, poza tym nie spuszczał z niej
swoich ciemnych, przenikliwych oczu.
– Solange to moje drugie imię –
przyznała w końcu, chociaż sama nie była pewna dlaczego czuje, że powinna
mu to powiedzieć.
– Och, doprawdy? – Jednak potrafił
się uśmiechać. – To byłby ciekawy zbieg okoliczności, gdybyś oczywiście liczyła
sobie kilka tysięcy lat i była Syreną – powiedział, po czym nieznacznie
nachylił się w jej stronę. – Możesz mi wierzyć lub nie, ale przybrana
córka Isobel była potężna. Podobno obezwładniała każdego swoim śpiewem, co
Isobel namiętnie wykorzystywała, żeby zyskać sojuszników… Oczywiście było kilka
historii o tym, że Solange jest równie potężna i zdecydowanie
bardziej utalentowana, ale w nie wszystko należy wierzyć. Okres przed
Upadkiem to dość daleka historia… Ale dzięki temu to takie ciekawe, prawda?
– No dobra, ale co… Powiesz mi, co
ze „śmiertelnym kwartetem”? – zapytała, spoglądając na niego niespokojnie. –
Nie żebym w to wierzyła – zaznaczyła – ale skoro już zacząłeś, wypadałoby
skończyć, prawda?
Wiedziała po jego minie, że nie
wierzy w ani jedno słowo jej zapewnień. Cóż, przynajmniej go rozbawiła,
dzięki czemu zapomniał o jej wcześniejszych nietakcie.
– Rozpadł się – odparł po prostu,
wzruszając ramionami. – Kiedy doszło do wielkiego buntu, Isobel i „śmiertelny
kwartet” musieli się wycofać. Podobno Amelie po raz kolejny wykorzystała swoje
zdolności, żeby pomóc swojej pani w przetrwaniu i dać jej szansę na
to, żeby powrócić. Legenda mówi – uśmiechnął się nieco gorzko, po czym wywrócił
oczami – że za sprawą Amelie, Isobel została pogrzebana żywcem. Uwięziona w podziemiach,
miała czekać na uwolnienie… Hm, podobno Amelie również okazała się fałszywa.
Zaniepokojona zapędami Isobel, wykorzystała sytuację i uwięziła swoja
dawną panią tak, żeby ta nie miała szansy się wycofać. Pogrzebana pod imperium,
które sama zbudowała, miała przez resztę wieczności trwać w uśpieniu, niezdolna
do tego, żeby się wydostać. Kolejne podania mówią, że podobno kiedyś powróci,
jeszcze silniejsza niż wcześniej, ale to raczej już nie jest prawdą, te teksty
zresztą są niejasne. Mówią o ofierze krwi; ziemia ma spłynąć krwią
Uzdrowiciela i pozwolić Isobel opuścić więzienie. Mowa również o Światłości
i o ostatecznym upadku matki wampirów… Hej, coś pobladłaś – zauważył,
instynktownie przesuwając się w stronę wpatrzonej w niego Alessi. –
Czyżbyś się wystraszyła.
– Wcale nie. – Kłamstwo brzmiało
tak żałośnie, że zaczęła w duchu dziękować za to, iż w mroku nie może
dostrzec rumieńców na jej policzkach. – Po prostu jest późno… Powinnam wracać
do domu, zanim rodzina zacznie mnie szukać – wykręciła się, ale w gruncie
rzeczy wcale nie było to taką znowu nieprawdą. – Dziękuję, że mi to
opowiedziałeś, Arielu.
– Jasne. To zabawne, że znam
legendy twojej rasy lepiej od ciebie – zauważył, nie odrywając od niej wzroku.
Jeśli wciąż był zły za jej wcześniejsze zachowanie, doskonale szło mu
maskowanie prawdziwych uczuć. – A tak swoją drogą… Wiesz, co jest w tym
wszystkim najbardziej ironiczne? – zapytał, raptownie poważniejąc.
Chciała wierzyć, że tylko się z niej
naigrywa, ale i tak rzuciła mu niespokojne spojrzenie. Ariel uśmiechnął
się niepewnie, po czym przysunął bliżej, jak gdyby nigdy nic kładąc dłoń na jej
policzku. Kiedy spojrzał jej w oczy, przez ułamek sekundy naprawdę miała
nadzieję, że ją pocałuje i to odkrycie omal nie wytrąciło jej z równowagi.
Z tym, że Ariel nie zamierzał jej
całować. Kilka razy musnął kciukiem jej policzek, jakby zachwycając się jego
gładkością i rozważając słowa, które zamierzał jej powiedzieć. Już chwilę
później powoli nachylił się w jej stronę, tak, że poczuła jego ciepły
oddech na policzku, po czym wyszeptał:
– Najbardziej ironiczne jest to, że
właśnie oboje siedzimy na jej grobie.
O rany, jak wczoraj końcówka mnie rozśmieszyła tak dzisiaj się wystraszyłam. Normalnie wyobraziłam siebie w takiej sytuacji jak była Alessia i ciarki mnie przeszły. :)
OdpowiedzUsuńCo do reszty rozdziału to mega fajny, spodobał mi się moment jak Ali przygląda się Arielowi i ta legenda... Po prostu cudo!
Życzę weny i do nn :)
Lila
Jaaa...na serio myślałam, że ją pocałuje.I znowu rozdział pełen Ali i Ariela po prostu cudo!!!Ta historia jest na serio straszna zwłaszcza końcówka .Kurczę trochę to przerażające, że Alessia ma drugie imię identyczne co córka Isobel, nie wspomnę już o krwi Uzdrowiciela, serio umiesz człowieka przestraszyć.Czekam z utęsknieniem na więcej Ali i Ariela :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Renesmee :3
Ariel potrafi zaskakiwać. W ogóle nie przyszło mi do głowy, ze mogą siedzieć na grobie Isobel :o no nieźle ich urządził, to muszę przyznać. Wyobrażam sobie jak Alessia odskakuje jak oparzona od tego i zaczyna się na niego wydzierać, a on jest rozbawiony całą tą sytuacją. Chociaż myślę, że raczej by ją przeprosił xd ech, Ariel, Ariel...
OdpowiedzUsuńSolange, tak? Zbieg okoliczności, że ma tak na drugie imię czy "przeznaczenie"? Kurde, mieszasz mi w głowie xD
czeka na nn :*
Gabrysia <3