Ariel
Ariel stawiał kolejne kroki w skupieniu,
napawając się bliskością Alessi. Czuł jej wątpliwości w postaci goryczy na
języku, ale nie widział powodu, żeby jakkolwiek przejmować się jej reakcją.
Wręcz przeciwnie – dobrze było, że mu nie ufała, a przynajmniej nie w pełni,
bo jakieś częściowe zaufanie wchodziło w grę, skoro jeszcze nie wysłała go
do diabła.
W zasadzie sam powinien to zrobić,
ale to byłoby zbyt proste i nieegoistyczne. Na pewno należało do czynów z kategorii
„uczciwe”, jednak Ariel nie potrafił zdobyć się na to, żeby zachować się
właściwie. Ali zaprzątała każdą jego myśl; od dnia w którym zobaczył ją po
raz pierwszy, walczącą z Riddley’em, nie potrafił wytrzymać nawet doby bez
przynajmniej kilkukrotnego zastanawiania się nad tym, czy wszystko z nią w porządku.
Co więcej, jego ciało całym sobą domagało się jej widoku, pragnęło tego
słodkiego zapachu, żądało słyszeć ten melodyjny sopran. To było coś, czego do
tej pory nie doświadczył i co teraz napawało go wątpliwościami, zwłaszcza,
że wystarczył mu już jeden problem nad którym za żadne skarby nie potrafił
zapanować. Odkąd sięgał pamięcią, musiał mierzyć się z czymś albo kimś, co
było poza jego kontrolą i powoli doprowadzało go do szaleństwa – od ojca
zaczynając, na ciążącej na nim klątwie kończąc.
Zacisnął usta, po czym niespokojnie
spojrzał w atramentowe niebo nad ich głowami. Przez ułamek sekundy miał
przerażającą wręcz pewność, że dostrzeże lśniący czystym srebrem, ogromny
księżyc w całej okazałości i rozpęta się koszmar, ale jakaś cząstka
jego świadomości zdawała sobie sprawę z tego, że tak się nie stanie.
Faktycznie, kiedy uważniej się przyjrzał, dostrzegł pomiędzy gałęziami drzew
zaledwie połowę koła, na dodatek niepełną. Tłusty rogalik przypominał trochę
przekrzywione, na wpół przymknięte oko, które zdawało się łypać na niego
groźnie, karcąc za to, co właśnie robił.
– Coś nie tak? – zapytała Alessia,
rzucając mu niespokojne spojrzenie.
Jej dłoń drgnęła, jakby zamierzała
ją wycofać, więc machinalnie wzmocnił uścisk, nie chcąc dopuścić do tego, żeby
tak po prostu się odsunęła. Teraz, kiedy w końcu mógł ją trzymać, ciężar jej
ręki w jego własnej wydawał mu się największą nagrodą, jaką kiedykolwiek
otrzymał od losu. Tym gorsza wydawała się świadomość tego, że niczym sobie na
taki przywilej nie zasłużył, ale po raz kolejny do głosu doszedł jego egoizm.
Dobra bogini, gdyby był rozsądny, na pewno nie pozwoliłby sobie na to, żeby ją
narażać!
– Oczywiście – zapewnił z opóźnieniem,
co raczej nie dodało jego słowom wiarygodności. Opuścił głowę, po czym spojrzał
na Ali, jak zwykle starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Była piękna, a w
panującym półmroku wyglądała niezwykle eterycznie, wręcz niczym rusałka. – Po
prostu się zamyśliłem.
– Patrzysz na księżyc – zauważyła
przytomnie. W jej ciemnych oczach dostrzegł lęk, chociaż zapanowała nad
nim w zaledwie ułamku sekundy. Musiał przyznać, że bawiła go tym swoim
uporem i próbami udawania odważnej nawet wtedy, kiedy czuła strach. Jej
charakter był niesamowity, a osobowość tak silna, że momentami czuł się
przytłoczony. – Arielu, czy…?
– Nie. – Zacisnął usta, żeby nie
zacząć krzyczeć z frustracji. – Nic mi nie jest.
Skinęła głową, ale nie był pewien,
czy mu uwierzyła. Bardzo prawdopodobne, skoro nie zaprotestowała, kiedy ruszyli
dalej, ale po tej istocie sam nie był pewien, czego powinien się spodziewać.
Alessia była dla niego zagadką i to mu się podobało. Nigdy nie był pewien
tego, jak mogłaby zareagować, nie wspominając o słowach, które w każdej
chwili mogły paść z jej ust. Zdążył się zorientować, że czasami bywała
lekkomyślna – jak chociażby teraz, skoro zgodziła się gdziekolwiek z nim
pójść – i wręcz przesadnie szczera, ale to jedynie dodawało jej uroku. Ta
niezdrowa pewność siebie i upór coraz bardziej go zachwycały, jakby
niewystarczająco dziwny był sam fakt tego, że łaknął obecności kogoś, kto
przecież w połowie był wampirem.
Nie, do diabła. Księżyc w tej
fazie nie był w stanie wywołać przemiany. Ten okres, kiedy przemiana w bestię
następowała niezależnie od pory dnia i księżyca miał już dawno za sobą, a przynajmniej
tak mu się do tej pory wydawało. Kiedy poznał Alessię, pojawiły się również
wątpliwości i niepokojące uczucie, że w każdej chwili może wydarzyć
się coś, co wytrąci go z równowagi. To z kolei mogło spowodować, że…
Nie, naprawdę nie chciał o tym
myśleć. Ani o tym, ani o towarzyszących mu mdłościach, które nasilały
się za każdym razem, kiedy ona była tak blisko.
Ariel powstrzymał się od tego, żeby
ze świstem wypuścić powietrze z płuc. Wiedział, że Alessia uważnie go
obserwuje, analizując każdy ruch i gest, jaki wykonał. Może i zgodziła
się z nim pójść, ale to jeszcze nie znaczyło, że była aż tak bardzo
naiwna. Trochę uspokoiło go to, że wciąż zachowywała czujność, nawet jeśli sam
siebie próbował przekonać do siebie, że to jedynie nadmierne środki
ostrożności. W końcu lepiej było dmuchać na zimne, prawda?
Jakby w odpowiedzi na jego
myśli, mdłości wzmogły się. Ariel miał wrażenie, jakby coś w jego wnętrzu
niecierpliwie wierciło się i drapało, starając wydostać się na zewnątrz.
Wilk w jego wnętrzu był od rana aż nadto pobudzony, a obecność Alessi
jedynie wszystko komplikowała. Kiedy rozmawiał z nią w Akademii,
przez chwilę miał wrażenie, że za moment jakimś cudem przeistoczy się w wilka,
a na to nie mógł sobie pozwolić. Teraz sądził, że jest dość silny i pewny
siebie, żeby bezpiecznie przy niej przebywać, ale to wciąż było trudne. Nie
rozumiał tego, bo kiedy miał styczność z innymi wampirami albo hybrydami,
bestia pozostawała w uśpieniu – przy wszystkich z wyjątkiem jednej
jedynej Ali.
Idąc przez las, starał się robić
wszystko, byleby ignorować swoją drugą naturę. Czuł się trochę tak, jak w pierwszych
miesiącach po przemianie, kiedy żył w ciągłym napięciu, czekając na
kolejne nieregularne przemiany. Z czasem zaczął nad tym panować, powoli
przywykając do istnienia kogoś jeszcze – wilka, którym stawał się każdej pełni.
To było trudne, ale możliwe, więc z czasem udało mu się zacząć nad
zwierzęciem panować, dzięki czemu doszedł do swojego rodzaju stabilizacji. Co
prawda wciąż był młody i zdarzało się, że ciało odmawiało mu posłuszeństwa
nie tylko podczas pełni, ale to zdarzało się coraz rzadziej i już tak
bardzo mu nie przeszkadzało.
Stawał się wilkiem; nigdy nie
próbował robić tego na własne życzenie, nie tylko dlatego, że wtedy mógłby
przeistoczyć się w na wpół ludzką, na wpół zwierzęcą istotę, której nie
potrafił sobie wyobrazić. Prawda była taka, że gdyby istniał jakikolwiek sposób
na pozbycie się tej drugiej natury – na zdjęcie rodzinnej klątwy, która została
mu przekazana w genach – zgodziłby się na to bez chwilę wahania. Niestety,
jedynym warunkiem na zaznanie spokoju w jego przypadku była śmierć, a na
to nie czuł się gotowy. Może i wilkołactwo było najgorszym, co mogło go w życiu
spotkać, ale nie czuł się na tyle zdesperowany, żeby próbować się zabić. Kiedyś
tak, ale nie teraz.
Wyczuł zniecierpliwienie Alessi,
kątem oka zresztą widział, jak dziewczyna niespokojnie rozgląda się dookoła,
próbując stwierdzić, jaki mógł być cel ich podróży, ale uparcie udawał, że nie
dostrzega jej starań. Zdawał sobie sprawę z tego, że muszą błądzić po
lesie już dobrych półtora godziny, ale nie czuł wyrzutów sumienia z powodu
tego, że uparcie opóźniaj moment dotarcia na miejsce. Chciał spędzić z nią
trochę więcej czasu, nawet w milczeniu, zresztą po zachodzie słońca czuł
się zdecydowanie pewniej.
Wykorzystując to, że Ali nie
zadawała żadnych pytań, bez pośpiechu szedł dalej. W końcu skręcił we
właściwym kierunku, mając nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła, że wcześniej
przynajmniej dwukrotnie szli tą samą trasą. Nawet jeśli cokolwiek podejrzewała,
nie dawała tego po sobie poznać, po prosty trzymając go za rękę i pozwalając,
żeby prowadził ją przed siebie, w pełni mu ufając. Nie wyglądała na
specjalnie spiętą, doszedł więc do wniosku, że dobrze zna tę okolicę. To
dobrze; znajomość gęstwiony mogła jej kiedyś uratować życie, zwłaszcza w Mieście
Nocy.
Zwłaszcza przy mnie…
– Idziemy w stronę świątyni? –
zapytała bezceremonialnie, zachowując się tak, jakby wcale nie przerywali
rozmowy. Doprawdy, sam już nie był pewien, jak powinien czuć się w jej
obecności.
– Trochę. – Co innego mógł jej
powiedzieć. – Zresztą sama zobaczysz.
Wywróciła oczami, nie kryjąc
rozdrażnienia.
– Dlaczego non stop odpowiadasz mi
monosylabami? Nie żebym miała coś przeciwko spacerom, ale od czasu do czasu
przydałyby się jakieś wyjaśnienia.
Puści jej słowa mimo uszu, co
skwitowała kolejnym teatralnym westchnieniem. Przez cały czas spodziewał się
tego, że za moment całkiem straci cierpliwość i jednak zdecyduje się go
zostawić, ale nie zrobiła tego, w zamian wbijając wzrok w jakiś punkt
w przestrzeni. Zaczęła coś cicho nucić i chociaż nie rozpoznał
melodii, musiał przyznać, że sprawiała mu przyjemność. Alessia miała ładny
głos, czysty i dźwięczny, a może myślał tak dlatego, że zachwycała go
całą sobą – nie miał pojęcia, to zresztą było dla niego najmniej istotne.
Przyłapał się na tym, że wpatruje się
w nią bezwstydnie, nawet nie starając się z tym kryć, ale nie
odwrócił wzroku. Alessia uśmiechnęła się, po czym mrugnęła do niego
porozumiewawczo, co ośmieliło go jeszcze bardziej. Czuł się przy niej coraz
bardziej swobodnie, poza tym szarpiący się w jego wnętrzu wilk w końcu
dał sobie spokój, dzięki czemu Ariel poczuł się lepiej.
Zauważył, że Alessia znów cicho
wzdycha. Lekko przygryzła idealnie pełne wargi, wciąż wpatrując się w coś
poza zasięgiem jego wzroku. Widok ten przyprawił go o zawroty głowy, ale
jednocześnie trochę zaniepokoił, zwłaszcza, że zaczął zastanawiać się nad tym,
czy wszystko było w porządku.
– W porządku? – mruknął, nie
mogąc powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Spojrzała na niego nieco
zaskoczona, ale pokręciła głową.
– Wszystko gra – zapewniła z przekonaniem.
– A dlaczego?
Wzruszył ramionami.
– Czy ja wiem? – W końcu
oderwał wzrok od jej rozkosznie zarumienionych policzków. – Wydawało mi się…
Dobra, zapomnij. Po prostu mam wrażenie, że coś cię dręczy – przyznał,
zastanawiając się jednocześnie od kiedy to miał w zwyczaju bawić się w pocieszyciela.
– Ach… – W jej oczach pojawiło
się zrozumienie. – To nic takiego… Jestem trochę głodna i to wszystko.
Długo by tłumaczyć.
– To znaczy… Potrzebujesz krwi,
tak? – A niby czego innego, durniu?!, skarcił się w duchu,
walcząc z nagłym pragnieniem, żeby uderzyć głową w coś solidnego.
Znów coś przewróciło mu się w żołądku, ale tym razem z zupełnie
innego powodu niż wcześniej. Co więcej, nie czuł się zaniepokojony jej dietą,
ale myślą o Alessi, przyciskającej ust do szyi jakiegoś innego mężczyzny.
– Nie ma sprawy. Mam na myśli… Jeśli chcesz wrócić do miasta i się
posilić, mogę tutaj zaczekać.
W oczach dziewczyny pojawiło się
coś na pograniczu rozbawienia i zażenowania. Ariel czuł, że najchętniej
zapadłby się pod ziemię albo w jakiś inny magiczny sposób zniknął
dziewczynie z oczu, żeby nie ryzykować, iż jeszcze bardziej się pogrąży.
Swoją drogą, ciekawe, czy to w ogóle było możliwe.
– Ja nie poluję na ludzi, Arielu –
powiedziała w końcu Alessia, siląc się na łagodny uśmiech. – Jestem wegetarianką,
jeśli wiesz, co mam w tym momencie na myśli.
Wiedział, chociaż i tak
potrzebował chwili na zebranie myśli i przypomnienie sobie pewnych pojęć.
Jak mógł być taki głupi? Przecież dobrze wiedział, że Ali jest nie tylko jedną z Licavoli,
ale również ma powiązanie z Cullenami. Doktor, jego żona i ich
przybrany syn byli dość znani, nie tylko dlatego, że niejednokrotnie mieli
styczność z Dimitrem, ale właśnie z powodu diety, która dla
większości wampirzych mieszkańców miasta była czymś niedorzecznym. Wilkołaki
również kręciły z niedowierzaniem głowami nad możliwością żywienia się
zwierzęcą krwią, ale głównie dlatego, że starały doszukać się w tych
praktykach jakiegoś drugiego dna. Arielowi było wszystko jedno, ale dla
nienawidzących wampirów dzieci księżyca każde odstępstwo od normy zdawało się
podejrzane – zwłaszcza jeśli miało związek z krwiopijcami.
Co więcej, Ariel już zdążył poznać
Carlisle’a i jego żonę. Jak podejrzewał, żadne z nich nie wspominało
tego spotkania pomyślnie.
Och, gdyby tylko Alessia wiedziała…
Swoją drogą, Cullenowie też raczej nie byliby zachwyceni, gdyby dowiedzieli
się, że członkini ich rodziny spotyka się z wilkołakiem. Jeśli z kolei
chodziło o Licavolich, może pomijając Isabeau, to wtedy…
– Ariel? – Alessia pstryknęła mu
palcami przed twarzą, próbując jakoś zwrócić nań jego uwagę. Zamrugał i wzdrygnął
się, zaskoczony tym, że nagle znalazła się tak blisko – i to do tego
stopnia, że ocierali się biodrami. – Ziemia do Ariela – powtórzyła śpiewnie,
pozwalając sobie na nieco zawadiacki uśmiech.
Dobra bogini, ona chyba nie zdawała
sobie sprawy z tego, co z nim robiła. Albo wręcz przeciwnie i w
okrutny sposób potrafiła to wykorzystać.
– Przepraszam?
Uśmiech Alessi stał się bardziej
złośliwy.
– Musimy przez cały czas się
przepraszać? – zapytała retorycznie. – Przecież nic się nie stało. Nie musisz
wiedzieć o mnie wszystkiego – zauważyła przytomnie.
Ale chciałbym, pomyślał i ledwo powstrzymał
się od wypowiedzeniem tych słów na głos. Pośpiesznie odchrząknął i ostrożnie
odsunął się od dziewczyny, niechętnie zwiększając dzielący ich dystans. Przez
twarz Alessi przemknął cień, ale przynajmniej w żaden sposób tego nie
skomentowała, nie wyglądała zresztą na urażoną.
– No dobrze, więc zwierzęta –
mruknął nerwowo. – Jeśli tylko nie masz nic przeciwko wilkom, ja bardzo chętnie
popatrzę na twoje polowanie – zapewni, starając się rozluźnić atmosferę;
wiedział, że idzie mu to co najmniej marnie.
– Więc jednak zdarza ci się
żartować. – Kolejny ironiczny uśmieszek. – Ech, gdyby to było takie proste…
Nie, Arielu. Możemy iść dalej.
– Jak sobie chcesz – dał za wygraną
– ale powiedziałem już, że…
Stanowczo potrząsnęła głową.
– Wiem, co powiedziałeś –
przypomniała mu, nerwowo oblizując wargi. – Z tym, że tutaj nie chodzi po
prostu o krew.
Nie musiała dodawać niczego więcej,
żeby domyślił się, że nie ma co liczyć na wnikliwsze wyjaśnienia. Znów ruszyli
przed siebie, wracając do wcześniejszej zmowy milczenia, chociaż tym razem
cisza nie ciążyła mu aż tak bardzo. Raz po raz zerkał na idącą u jego boku
dziewczynę, przyglądając się zwłaszcza jej twarzy, ale ciężko mu było ocenić,
co takiego sobie myślała albo czy była na niego z jakiegokolwiek powodu
zła.
Tym razem poprowadził ja prosto na
polanę, którą od samego początku chciał jej pokazać. Kiedy wyszli spomiędzy
drzew, zatrzymując się na niewielkim skrawku zieleni, brwi Alessi powędrowały
ku górze, gdy spojrzała na niego z niedowierzaniem. Westchnął, bo zdawał
sobie sprawę z tego, iż nie jest jak te wszystkie przesadnie romantyczne
dziewczyny, które zaczął wzdychać na widok skrawka natury.
Otworzyła usta, chcąc coś
powiedzieć, ale ostatecznie zamknęła je, najwyraźniej nie będąc w stanie
znaleźć odpowiednich słów, żeby przy okazji go nie urazić. Ariel pomyślał, że
to zabawne, iż to właśnie ona boi się o to, że przypadkiem sprawi mu
przykrość; jeśli miał być szczery, sytuacja powinna prezentować się zupełnie
odwrotnie.
– Hm… Całkiem tutaj ładnie –
powiedziała w końcu, siląc się na entuzjazm, ale kłamca był z niej
marny.
– W taki sam sposób
zapewniłabyś człowieka, że nie ma w tobie niczego dziwnego? – zadrwił,
siląc się na uśmiech. – Jej, przyszłość naszych ras jest w bardzo dobrych
rękach.
Wydęła usta i spróbowała
trzepnąć go w ramię.
– I pomyśleć, że wystarczyła
chwila ze mną, żebyś zaczął być nieprzyjemny – parsknęła, uśmiechając się
jeszcze szerzej. – Niech ci będzie, Arielu. W takim razie jest tutaj
bardzo ładnie, tak ładnie, że…
– Dobra, możesz się nie wysilać –
uspokoił ją. – Nie przyszedłem tutaj z tobą, żebyś zachwycała się drzewami
i trawą.
– Kamień spadł mi z serca –
stwierdziła, podchodząc bliżej. Wyminęła go i przeszedłszy kilka kroków,
odwróciła się na pięcie, żeby móc na niego spojrzeć. – W zasadzie zaczynam
już wątpić w to, czy faktycznie chcesz mi coś pokazać.
Ariel nie podjął tematu, po prostu
ruszając za nią. Czuł, że obserwowała go, kiedy zaczął okrążać polanę,
przechodząc na drugą stronę i zatrzymując się przy linii drzew. Zadowolony
z siebie, znacząco skinął głową w stronę gęstwiny, zachęcając ją do
tego, żeby podeszła bliżej. Usłuchała bez chwili wahania, materializując się u jego
boku i niecierpliwie spoglądając przed siebie. Na początku wyczuł jej
rozdrażnienie, kiedy najwyraźniej po raz kolejny doszła do wniosku, że się z nią
drażni, ale potem jej tęczówki rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła
majaczący w ciemnościach kształt.
– Co to jest? – zapytała, marszcząc
brwi i lekko wyginając się na boki, żeby lepiej widzieć to, co znajdowało
się pomiędzy drzewami. – Ariel…
– Podejdź i zobacz –
zaproponował z nieco pobłażliwym uśmiechem; teraz sam miał ochotę wywrócić
oczami.
Usłuchała, nawet słowem nie
komentując pobrzmiewającej w jego głosie złośliwej nutki. Razem ruszyli w stronę
kształtu, tak blisko siebie, że Ariel doskonale czuł ciepło bijące od smukłego
ciała jego towarzyszki. Ciemne włosy Ali podskakiwały przy każdym niecierpliwym
kroku, kiedy z ciekawością parła przed siebie, chcąc jak najszybciej
zobaczyć, co takiego miał jej do pokazania.
Omal nie uśmiechnął się, kiedy w końcu
ich oczom ukazał się idealnie okrągły, kamienny stół. Zachowując neutralny
wyraz twarzy, bez pośpiechu podszedł bliżej i położył dłoń na ułożonym na
ziemi, mającym dobrych pięć metrów średnicy blacie, kątem oka spoglądając na
zastygłą w bezruchu Alessię. Widział, jak wodzi wzrokiem po kamieniu,
śledząc wzrokiem kształt wyrytego w kamieniu pentagramu, zupełnie jakby w znaku
było coś hipnotyzującego. Pięcioramienna gwiazda robiła wrażenie, w świetle
księżyca wyglądając na jeszcze bardziej eteryczną i tajemniczą. Gdyby to
było możliwe, Ariel powiedziałby nawet, że jarzyła się łagodnym, wewnętrznym
blaskiem.
– Co to jest? – Alessia powtórzyła
wcześniejsze pytanie, w końcu będąc w stanie ruszyć się z miejsca.
Drżącą dłoń położyła na kamieniu, tuż obok ręki Ariela. – Zimny…
– Naprawdę? – Zmarszczył brwi,
dopiero po chwili uświadamiając sobie, że miała rację. Chociaż noc była
stosunkowo ciepła, kamień wydawał się swoją temperaturą przypominać lód. – Jest
taki odkąd pamiętam – przyznał.
Ali wzdrygnęła się i zabrała
rękę. Jej skóra wydała się jeszcze bledsza, chociaż równie dobrze to mogło być
jedynie wyrażeniem.
– Dlaczego mnie tutaj
przyprowadziłeś? – zapytała nerwowo, niespokojnie zerkając na stół, jakby
podejrzewała, że byłby w stanie w jakiś sposób zrobić jej krzywdę.
– Czy ja wiem? Pomyślałem, że może
cię zainteresować – przyzna zgodnie z prawdą, prostując się. Sztywno
skinęła głową, ale nie odezwała się ani słowem. – Wszystko gra? Możemy stąd
iść, jeśli…
– Nie, jest w porządku. – Raz
jeszcze rzuciła nieufne spojrzenie na wyryty w kamieniu pentagram. – Po
prostu dziwnie się przy nim czuje… To pewnie zmęczenie – dodała pewniejszym
tonem głosu, ale Ariel zdawał sobie sprawę z tego, że niekoniecznie jest z nim
szczera. W zasadzie brzmiała tak, jakby za wszelką cenę starała się
przekonać samą siebie.
Obserwując Alessię, wsparł się
obiema dłońmi o blat stołu, po czym z gracją usiadł na kamieniu.
Zauważył obawę w oczach dziewczyny, jakby podświadomie wyczekiwała, że coś
się wydarzy – coś, cokolwiek, co…
Z tym, że oczywiście nie wydarzyło
się nic. Ali rozluźniła się nieznacznie, po czym w końcu zmusiła do tego,
żeby pójść w jego ślady. Ariel cały zesztywniał, czując jej obecność tuż
obok, tak blisko, jak tylko było to możliwe.
Powoli zamknął oczy. Do diabła, co
teraz powinien był zrobić?
Dużo Ariela, dużo Alessi...Czyli to co najbardziej lubię. :)
OdpowiedzUsuńNo i co ja mam tu napisać???
Rozdział jak zwykle zaczepisty, nie wiem czemu ale bardzo rozbawiła mnie końcówka, ze mną jest chyba coś nie tak. :)
Z niecierpliwością czekam na nn.
Pozdrawiam
Lila
Dobra nie skomentowałam poprzedniego i przejęta przez sen piszę xD Dużo Ariela i dużo Ali - czekałam na ten moment. To słodkie, że trzymają się za ręce <3 Ja chcę więcej :D Kurde, brak pomysłu na komentarz ;-; Ogółem to mi się podobało, a Ariel był przecież chyba już na początku Mroku, bo przecież "podróżował" z Isabeau, mam rację? Czy coś mi się pomieszało? xD
OdpowiedzUsuńHm, liczę, że przemiana nie jest bolesna, bo już mi szkoda Ariela ;-;
Niecierpliwie czekam kochana na rozdział :* <3