29 marca 2014

Siedemdziesiąt dziewięć

Alessia
Alessia stała w bezruchu przez jeszcze kilka sekund, zanim zdecydowała się podjąć decyzję. Pod wpływem impulsu rzuciła się za Arielem, chociaż zwlekała dość długo, żeby chłopak zdążył całkiem zniknąć jej z oczu. Kiedy wpadła w uliczkę, w którą wszedł chłopak, zobaczyła, że alejka jest pusta. Coś przewróciło jej się w żołądku, kiedy uprzytomniła sobie, że chłopak najprawdopodobniej uciekł i teraz równie dobrze mógł być daleko, ale i tak szybkim krokiem ruszyła przed siebie, niepewnie rozglądając się dookoła.
Ta uliczka wyglądała bardzo podobnie do tej, w której zaatakował ją Ian i tamte dzieciaki. Zasadniczo dzielnica w której mieszkali ludzie składała się z całego labiryntu podobnych do siebie, nachylonych do siebie kamieniczek. Brukowane uliczki były ciasne, a w efekcie czuła się wręcz klaustrofobicznie. W żyłach wciąż buzowała jej adrenalina, chociaż ta zaczynała powoli zanikać, pozostawiając po sobie zmęczenie i swego rodzaju odrętwienie mięśni. Na domiar złego w głowie miała pustkę, którą potęgowało dziwne zachowanie Ariela. Była na siebie zła za to, że tak długo zwlekała z próbami dogonienia wilkołaka; musieli porozmawiać, a przynajmniej ona tego potrzebowała.
Zacisnęła usta, po czym nabrała haust przesyconego słodyczą ludzkiej krwi powietrza. Gardło natychmiast jej zapłynęło, ale zignorowała pragnienie, bardziej skoncentrowana na leśnej nucie, która przebijała się przez oszałamiająca woń osoki. Zapach Ariela był aż nazbyt wyraźny na tle innych, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z tym, że go szukała.
Może była głupia, nie wiedziała, ale to nie miało żadnego znaczenia. Musiała znaleźć Ariela, nawet jeśli on z jakiegoś powodu nawet nie chciał na nią spojrzeć. Coś się stało; nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Atak ludzi również nie był przypadkowy, ale o tym mogła pomyśleć później. Teraz najważniejsze było zrozumienie tego, co takiego Arielowi strzeliło do głowy. Zamierzał go zmusić, żeby wszystko wyjaśnił, nawet gdyby miał ją przy tym zranić. Może i była masochistką, ale to w tym momencie było najmniej istotne. Jeśli już nie chciał się z nią spotykać, uczciwym było, żeby powiedział jej o tym prosto w twarz, zamiast zwodzić ją i unikać, jakby była trędowata. Niewiedza zawsze bolał gorzej niż nawet najbardziej okrutna prawda, a Ariel musiał zdawać sobie z tego sprawę.
Sądziła, że zapach krwi Ariela poprowadzi ją w głąb labiryntu bocznych uliczek, ale nic podobnego nie miało miejsca. Zaskoczona, przystanęła natychmiast, wyczuwając, że trop prowadzi do jednej z niepozornych kamieniczek, które ją otaczały. W milczeniu wpatrywała się w postarzałą już cegłę, która musiała przetrwać niejedno, zważywszy na burzliwą historię miasta. Sama jak przez mgłę pamiętała walkę z Drake’m i wilkołakami, a później zamieszanie, które wraz z bandą nowo narodzonych zorganizowała Aqua. W tym pierwszym przypadku spora część miasta spłonęła, ale ta dzielnica miała się najwyraźniej całkiem dobrze.
Pełna wątpliwości, podeszła do wyniszczonych drzwi i stanowczo szarpnęła za klamkę. Gdyby były zamknięte, może jeszcze by się wycofała, nawet jeśli moc z łatwością mogłaby pomóc jej zniszczyć zamek. Wtedy nie szłaby już nawet do kawiarni, tylko wróciła prosto do domu, żeby pomyśleć nad tym, co robić dalej. Może…
Ale zamek ustąpił, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, kiedy tylko pchnęła drzwi. Natychmiast uderzył ją przykry zapach starzyzny, jak w przypadku otworzenia jakiegoś rzadko używanego pomieszczenia, chociażby strychu czy piwnicy. Weszła do środka, wiedziona wciąż wyróżniającym się ponad wszystko zapachem Ariela. W zniszczonej klatce schodowej panowała ciemność, ale jej to nie przeszkadzało. Wampirze zmysły bywały przydatne, zwłaszcza w takich momentach jak ten – i to nie tylko dlatego, że łatwo mogła kogoś odnaleźć.
Krótko rozejrzała się dookoła, krzywiąc się na widok ilości kurzu. Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, cześć wbiła się w powietrze, przez co zaczęła kichać jak małe kocie. Natychmiast ruszyła w stronę schodów, osłaniając rękawem usta i próbując nad sobą zapanować. Nigdy specjalnie nie narzekała na brak koordynacji ruchowej, ale na widok wysłużonych, drewnianych schodów, pośpiesznie uchwyciła się wyglądającej na równie niestabilną poręczy. Stopnie zaskrzypiały nieprzyjemnie, ledwo zrobiła pierwszy krok, ale zmusiła się do tego, żeby iść dalej. Widziała, że kurz pokrywający podłogę i starą, wyniszczoną wykładzinę jest naruszony, co jasno dało jej do zrozumienia, że całkiem niedawno ktoś tędy przechodził.
Ariel, pomyślała z przekonaniem, chociaż to nie miało sensu. Niby co takiego miałby w tym miejscu robić?
Przeszła dwa piętra, zanim dostrzegła wyglądające obiecująco drzwi. Jako jedyne trzymały się na swoim miejscu, poza tym instynkt podpowiadał jej, że to tam powinna się udać. Nie miała pewności, czy kamienica jest w ogóle zamieszkana, ale nawet jeśli, nie wyczuwała obecności kogokolwiek. Na parterze wcale nie było mieszkać, zaś te na pierwszym piętrze wyglądały na opuszczone o czym świadczyły uchylone drzwi albo ogólny ich brak. W tym miejscu czuła się coraz bardziej nieswojo, chociaż starała się ignorować to uczucie, próbując przekonać samą siebie, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ariel był tutaj, więc była bezpieczna. W końcu gdyby było inaczej, nie pomógłby jej z Ianem, a to o czymś świadczyło.
Zamknięte drzwi wyglądały na równie ponure i niedostępne, co Ariel. Zawahała się, beznamiętnie wpatrując się w wyblakłe drewno i wodząc wzrokiem po wzorze doskonale widocznych nań słoi. Dłoń zacisnęła w pięść, gotowa zapukać, ale jakoś nie była w stanie się na to zdobyć. Nagle naszły ją wątpliwości i przez kilka sekund naprawdę miała ochotę się wycofał. W końcu on nie chciał z nią rozmawiać, prawda? Poza tym, nie mogła wykluczyć, że to nienajlepszy pomysł. W końcu co innego robiłby w tym miejscu?
A niech cię diabli, pomyślała i pośpiesznie – nie chcąc ryzykować, że przypadkiem się rozmyśli – załomotała w drzwi. Jej oddech i bicie serca były do tej pory jedynym towarzyszącym jej dźwiękiem, więc walenie zabrzmiało dziwnie w panującej ciszy. Wzdrygnęła się i na powrót znieruchomiała, czekając, żeby po kilku sekundach przekonać się, że najprawdopodobniej traci czas.
Znowu zapadła cisza. Drzwi nawet nie drgnęły.
Spróbowała ponownie, ale i tym razem efekt był taki sam. Zaklęła w duchu, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że mogłaby się pomylić, a chłopaka w rzeczywistości tam nie ma. Może i zaczynała już wariować, ale przecież doskonale wyczuwała jego zapach, a kiedy się wysiliła, doszedł ją chyba nawet przyśpieszony oddech po drugiej stronie. Zakładała, że tkwił pod drzwiami, czekając aż da za wygraną i sobie pójdzie, ale takiego rozwiązania nawet nie brała pod uwagę.
– Ariel! – „huknęła”, znów zaczynając walić pięścią w drzwi. Jak dobrze pójdzie, może dopasuje je do wystroju kamienicy i po prostu wylecą z zawiasów. – Ariel, ja doskonale wiem, że tam jesteś! Przestań się wydurniać i w tej chwili mi otwórz! – zażądała, przechodząc do rzeczy. Nie zamierzała udawać, że wszystko jest w porządku, a ona ma dobry humor.
Brak odpowiedzi jej nie zaskoczył, aczkolwiek zirytował. Czy naprawdę sądził, że miał do czynienia z pierwszą naiwną, która posłusznie odejdzie i dostosuje się do sytuacji, której nawet nie znała? Miała zrozumieć, że zabawił się z nią i to tylko po to, żeby teraz puścić ja kantem, dochodząc do wniosku, że nie jest mu potrzebna? Jeśli tak, wcale nie poznał jej tak dobrze, jak mógłby przypuszczać.
Raz jeszcze załomotała drzwi, mocniej niż by wypadało. Na koniec demonstracyjnie w nie kopnęła, poniekąd w nadziei na to, że może uda jej się go zdenerwować. Swoją drogą, drewno okazało się solidniejsze niż mogłaby przypuszczać, bo na powierzchni nie pojawiła się nawet rysa, nie wspominając o pęknięciu.
– No dobra, boisz się spojrzeć mi w oczy, więc możemy porozmawiać sobie przez drzwi. Skoro tak wolisz, może być monolog – westchnęła, opierając się czołem o drzwi. – Ale wiesz co ci powiem, Arielu? Jesteś tchórzem. Pieprzonym tchórzem, który boi mi się powiedzieć, że jednak mam iść do diabła. Chodzi o to, że jestem w połowie wampirem? Nie ma sprawy, nie obrażę się, ale mógłbyś mieć przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby mi to powiedzieć – wytknęła mu, podświadomie przewidując, że się jej przysłuchiwał. Może i on jej nie znał, ale ona zdążyła poznać go przynajmniej trochę. Co więcej, zdawało jej się, że usłyszała ciche westchnienie, a to już był jakiś postęp. – Ignoruj mnie, skoro tak wolisz. Ale sądziłam, że jesteś na tyle bystry, żeby zorientować się, że mnie nie da się tak łatwo zbyć. Do tej pory było między nami dobrze, więc zakładam, że zasłużyłam przynajmniej na jakieś wyjaśnienia. Powiem ci nawet więcej: ja nie odpuszczę, póki ich nie usłyszę.
Cisza. To zaczynało być naprawdę irytujące.
– Ariel…
– Odejdź stąd Ali – usłyszała i machinalnie aż zamilkła, zaskoczona. Mimo wszystko nie spodziewała się, że jednak postanowi się ujawnić. – Proszę. Idź stąd.
– Nie. – Pokręciła głową, chociaż nie mógł jej zobaczyć. Westchnęła, czując narastającą irytacją. – Masz w tej chwili otworzyć mi drzwi. Słyszysz? Ze mną się tak nie pogrywa, Arielu. Sądziłam, że przynajmniej tyle zdążyłeś już zaobserwować. Ja nie pozwolę się zbyć, więc lepiej mi otwórz, zanim sama to zrobię.
Zamilkła, czekając na jego reakcję. Mówiła poważnie, a on musiał o tym wiedzieć. Wystarczyło, że naparłaby na drzwi z odpowiednią siłą, a wyleciałyby z zawiasów i wpadły do środka. Może były solidne, ale ona była w połowie wampirzycą, a to o czymś świadczyło. Taka możliwość była nawet bardziej kusząca niż perspektywa wykorzystania mocy, żeby otworzyć zamek. Po wszystkim, co się wydarzyło, czuła się mocno wytrącona z równowagi i teraz potrzebowała czegoś, co mogłoby pozwolić jej się wyładować.
Przez jeszcze kilka sekund trzymał ją w napięciu, a potem w końcu doszedł ją sfrustrowany jęk i Ariel dał za wygraną. Drzwi uchyliły się nieznacznie, a w szczelinie pomiędzy nimi a framugą pojawiło się ciemne oko Ariela. Alessia natychmiast zareagowała, popychając drzwi i zmuszając chłopaka do tego, żeby się cofnął i wpuścił ją do środka. Nie zamierzając czekać aż jednak się rozmyśli, weszła do mieszkania, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie plecami.
W zasadzie nie dało się tego nazwać mieszkaniem. To było jedno, niewielkie pomieszczenie, coś jak pokój na poddaszu sądząc po skośnych ścianach. W pokoiku zaledwie mieściło się pojedyncze łóżko, jakaś stara komoda i niewielki stolik z krzesłem. Nic więcej – mieszkano było puste, jakby niezamieszkane. Ze ścian odłaziła tapeta albo coś, co mogło ją udawać. I tutaj było tak brudno, że ciężko było określić kolor ścian, jeśli zaś chodziło o podłogę… Cóż, chyba nigdy nie widziała tak obrzydliwego, puszystego dywanu. Stojąc na nim, miała wrażenie, jakby się zapadała, a to uczucie bynajmniej nie należało do przyjemnych.
Przez moment jeszcze wodziła wzrokiem po pokoju, obserwując ubogi wystrój i brudne, nieszczelne okno, po czym w końcu skoncentrowała wzrok na Arielu. Obserwował ją w milczeniu, dziwnie samotny na tle tego nieprzyjaznego mieszkanka. Chociaż minęło może dziesięć minut od chwili, w której tutaj dotarł, zdążył ściągnąć bluzę i teraz miał na sobie jedynie cienką koszulkę z krótkim rękawem. Dzięki temu doskonale widziała niewielkie, ale wrzucające się w oczy mięśnie, drgające nerwowo pod warstwą skóry. Może i wyglądał na słabowitego, ale to były tylko pozory.
– Nie powinnaś była tutaj przychodzić – powiedział cicho, decydując się przerwać panujące milczenie. Jego głos brzmiał obco.
– Nie powinnam? Naprawdę? – Rzuciła mu najbardziej wrogie spojrzenie na jakie tylko było ją stać. Była na niego zła i nie zamierzała tego ukrywać. – Gdzie właściwie jesteśmy?
Ariel zawahał się.
– Można powiedzieć, że to… moje mieszkanie – przyznał w końcu. Uniosła brwi, zaskoczona. W końcu to nie były tereny wilkołaków. – No dobrze, źle to zabrzmiało. Czasami po prostu potrzebuję odetchnąć i pobyć samemu. Ten pokój to najlepsze miejsce, jakie udało mi się znaleźć.
W zamyśleniu skinęła głową, zastanawiając się nad tym, czy jego oczy kiedykolwiek wyglądały bardziej smutno. Wzbudzał w niej poczucie winy, chociaż to on powinien mieć do siebie pretensje o to, jak ją traktował.
Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu. Zdecydowała się nie pytać, ale podejrzewała, że to jedna z opuszczonych kamienic. Takich mieszkań, czasem całych budynków, było na pęczki, zwłaszcza, że w tym miejscu regularnie zdarzało się, że ludzie znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. Raz ktoś był, a następnego dnia już nie – zostawały jedynie mieszkania i rzeczy, które w szybkim tempie rozkradano. Lokatorzy zmieniali się ot tak, więc teoretycznie zachowanie Ariela nie było jakimś specjalnym odstępstwem od normy.
To była rzeczywistość Miasta Nocy. Alessia wychowywała się jak księżniczka, otoczona wszelakimi dobrami materialnymi i miłością, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia, a życie z natury bywało okrutne.
– Chyba powinniśmy porozmawiać – stwierdziła, decydując się od razu przejść do rzeczy. Znów na niego spojrzała, tym razem wyczekująco, zakładając obie ręce na piersi. Czuła, że wodzi wzrokiem po jej sylwetce i niewiele brakowało, żeby się zarumieniła. – Masz mi może coś do powiedzenia?
– Hm, nie sądzę…
Patrzył na nią, a w jego wzroku wyraźnie widziała tęsknotę. Zaskoczyło ją to, poza tym wzmogło poczucie winy, jakby to ona miała coś wspólnego z tym, że nagle zdecydował się traktować ją tak, jakby była obca. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że wydarzyło się coś złego, jednak milczenie Ariela niczego jej nie podpowiadało.
Zamknęła oczy. Chciało jej się płakać z frustracji, ale przecież nie mogła pozwolić sobie na słabość, zwłaszcza w jego obecności.
– Dlaczego mi to robisz? – zapytała. Do jej głosu wkradła się gorycz, chociaż starała się jakoś nad sobą zapanować. W zasadzie dlaczego miałaby udawać, że jego zachowanie jej nie rani? – Czy ja zrobiłam coś nie tak, Arielu?
– Czy zrobiłaś…? – Spojrzał na nią w taki sposób, jakby widział ją po raz pierwszy. – Dobra bogini, nie! Oczywiście, że nie zrobiłaś niczego…
– A więc o co chodzi? – naskoczyła na niego, nagle tracąc nad sobą kontrolę. – Nie przyszedłeś, zostawiłeś mnie… Nie rozumiesz, że się martwiłam? A teraz na dodatek nie chcesz ze mną nawet porozmawiać? Co twoim zdaniem powinnam o tym wszystkim myśleć?
Spuścił wzrok. Kolejny raz uciekła przed nią, oddalając się od niej i powoli wracając do tego, co było między nimi na samym początku. Coś psuło się na jej oczach, ale ona nie potrafiła tego zrozumieć, a w konsekwencji zatrzymać. Chciała coś zrobić, jednak nie była w stanie, skoro on tego nie chciał.
Zrobiła stanowczy krok do przodu, materializując się tak blisko, że gdyby tylko chciała, mogłaby go dotknąć. Doskonale czuła bijące od jego szczupłego ciała ciepło, zauważyła zresztą, że się wzdrygnął. Kiedy na domiar złego zrobił taki ruch, jakby chciał w popłochu cofnąć się o krok, machinalnie chwyciła go za ramiona, nie zamierzając na to pozwolić. Zesztywniał pod jej dotykiem, ale nie strząsnął jej rąk. Na jego twarzy pojawiło się oszołomienie, wręcz ból, jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę, którą przegrywał. Z jakiegoś powodu cierpiał, a ona nie była w stanie mu pomóc.
– Porozmawiaj ze mną – powiedziała stanowczo. Bez chwili zastanowienia ujęła jego dłoń w swoją, splatając ich palce razem. Drżał, kiedy uniosła ich ręce, żeby mógł je zobaczyć. Trzymała go mocno, czerpiąc przyjemność z tego, że jego palce kurczowo zacisnęły się wokół jej dłoni, jakby możliwość trzymania jej stanowiła najcudowniejszą nagrodę, jakiej tylko mógł oczekiwać. – Wiem, że coś się stało. Musisz mi powiedzieć.
– Nie mogę – jęknął, ale przynajmniej spojrzał jej w oczy. Od nadmiaru emocji, które dostrzegła w jego ciemnych tęczówkach, dosłownie zakręciło jej się w głowie. – Alessia, proszę cię. To nie ma żadnego związku z tobą. Ja po prostu…
– Po prostu co? – ponagliła go, wiedząc, że szuka jakiejś wymówki. Znowu się zawahał, ale zaszli zbyt daleko, żeby mu na to nie pozwoliła. – Ranisz mnie, Arielu. To boli. I ty dobrze o tym wiesz – dodała stanowczo. Może i była okrutna, ale on musiał o tym wiedzieć.
Przez jego twarz przemknął cień.
– Przepraszam – wymamrotał. – Przepraszam… Ale z mojego powodu może wydarzyć się coś, czego będziesz żałowała. Od początku zdawałem sobie sprawę z tego, że to zły pomysł, żeby się do ciebie zbliżać, ale chciałem…
Nagle zrozumiała i poczuła wielką chęć, żeby się roześmiać. Uczucie przypominało trochę nagłe zdzielenie czymś ciężkim po głowie, ale to było dobre. Może całkiem już zwariowała, jednak naprawdę poczuła ulgę, kiedy uprzytomniła sobie, że tutaj w istocie nie chodzi o nią – a przynajmniej nie w takim sensie, jakiego mogłaby się spodziewać. Arielowi na niej zależało, chciał ją chronić – i właśnie ta kwestia stanowiła największy problem.
Zrobiła kolejny krok do przodu, tak, że teraz praktycznie dotykała piersiami jego torsu. Zdezorientowała go tym, ale właśnie o to chodziło, bo nie przerwał jej, kiedy zaczęła mówić:
– Do jasnej cholery, tylko o to chodzi? – zapytała, walcząc z pokusą, żeby wywrócić oczami. Wciąż była zła, teraz poniekąd dlatego, że kolejna osoba traktowała ją tak, jakby była bezmyślna i zbyt głupia, żeby o siebie zadbać. – Ktoś ci coś powiedział? Bo nie uwierzę, że nagle doszedłeś do wniosku, że jesteś dla mnie niebezpieczny. Bo nie jesteś – dodała z naciskiem, intensywnie patrząc mu w oczy tak długo, aż zdecydował się nie protestować.
– Ali… – Coś przed nią ukrywał i nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Tym bardziej wzięła sobie za punkt honoru, żeby nie pozwolić mu się zbyć.
– To zaczyna być naprawdę irytujące – poskarżyła się, jeszcze mocniej zaciskając palce wokół jego nadgarstka. Spróbował cofnąć rękę, ale jakoś niespecjalnie mu na tym zależało, bo nie zareagował, kiedy go nie puściła. – W tej chwili powiedz mi, co się stało. Nie mów, że nic, bo i tak ci nie uwierzę… – Urwała i raz jeszcze spojrzała w te ciemne tęczówki. – Chyba, że faktycznie tak jest. Powiesz mi prosto w oczy, że mam sobie pójść, bo nie chcesz mnie oglądać?
Jego tęczówki rozszerzyły się, poza tym skulił się tak, jakby co najmniej próbowała go uderzyć. Z ust wyrwał się cichy, zrezygnowany jęk, ale Alessia nie pozwoliła się w ten sposób zdekoncentrować. Nie spuściła z niego wzroku, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, iż dręczenie go bynajmniej nie należy do rzeczy uczciwych. To, co robiła, było niczym cios poniżej pasa, jednak wierzyła w to, że cel uświęca środki.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Tak swoją drogą, sama nie była pewna, czy w tym momencie ma do czynienia z miłością czy wojną, ale…
– Słyszałeś, co powiedziałam? – odezwała się ponownie, mając dość przeciągającego się milczenia. – Powiedz to. Każ mi się wynosić.
– Nie. – Krótkie, stanowcze słowo. Serce zabiło jej szybciej. – Wiesz dobrze, że tego ci nie powiem. Ali…
– Decyzja, Arielu – upomniała go. – Próbujesz mnie zostawić, więc zrób to jak należy. W końcu do tego próbujesz mnie przekonać, prawda?
Kolejny jęk.
– Ali…
Jedynie pokręciła głową. Wciąż wpatrywała mu w oczy, chociaż próbował odwrócić wzrok. Gra była coraz trudniejsza dla nich oboje, ale przecież musiała ja wygrać.
I wygrała.
Wraz z kolejnym pełnym frustracji jękiem, Ariel bezceremonialnie przyciągnął ją do siebie. Spodziewała się wielu jego reakcji, ale na pewno nie tego – a tym bardziej nie podejrzewałaby, że nagle poczuła jego usta na swoich, kiedy pocałował ją w tęskny, pełen desperacji sposób. Zanim się obejrzała, przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej stanowczo, wplatając palce w jej długie włosy, żeby znalazła się jeszcze bliżej.
Alessia zamknęła oczy. Taka odpowiedź jej wystarczyła.

2 komentarze:

  1. Mrrrrr... Upór Alessi bardzo mi się podoba. :)
    Dobrze że nie poszła do domu czy do kawiarni tylko podążyła za Arielem, nie szkodzi że późno bo i tak by go namierzyła po zapachu. No ale wyszło jej to na dobre prawda?
    Czekałam na ten moment przez całą księgę(nie komentowałam wtedy bo znalazłam bloga stosunkowo miesiąc temu i pochłonęło mnie to co napisałaś i nie zastanawiałam się nad takim czymś jak komentowanie, ale myślę że mi wybaczysz :) ) i doczekałam się pocałunku!
    Jest moc!!!! xd

    Rozdział mega wspaniały, bardzo mi się podobał, życzę weny.
    Pozdrowienia

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  2. Okaj, pomieszały mi się rozdziały xd Jak fajnie, że Ali zdecydowała za nim pobiec i wszystko wyjaśnić ;D no i zakończyło się jak skończyło^^ nie spodziewałam się takiego obrotu akcji, ale to nie jest ważne ♥ cieszę się, że się pocałowali i może dojdzie do tego, że w końcu Ariel będzie miał gdzieś to co powiedział mu Riddley i może będą razem^.^
    Jestem podekscytowana tym co się dzieje!
    Teraz zdecydowanie czekam na dalszą część :D
    Pozdrawiam,
    Gabi ;**

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa