28 marca 2014

Siedemdziesiąt osiem

Alessia
Alessia nerwowo rozejrzała się dookoła. Czekanie nigdy nie było jej mocna stroną, chociaż kiedy trzeba było, potrafiła być cierpliwa. Teraz chociażby starała się taka być, siedząc na kamiennym stole i wpatrując się w ciemniejące niebo. Nikt nie miał do niej pretensji o to, że czasami (a ostatnio nawet często) wracała do domu późno, to jednak nie znaczyło, że miała ochotę na samotne siedzenie w lesie, na dodatek w tym miejscu. Co prawda przywykła do tej dziwnej atmosfery oraz poczucia zagrożenia, które odczuwała, kiedy siedziała na blacie, ale była w stanie to ignorować i mówiąc szczerze, szło jej to coraz lepiej.
– No, Ariel… Gdzie ty jesteś? – mruknęła nerwowo, stukając palcami w kamień. Przestała, kiedy wyczuła, że w ten sposób co najwyżej zniszczy sobie paznokcie, ale to wcale nie znaczyło, że poczuła się pewniej.
Ariel nigdy się nie spóźniał i właśnie to w tym wszystkim było najbardziej niepokojące. Odkąd zaczęli się spotykać, to on zawsze pojawiał się przed czasem i czekał na nią, obojętnym wzrokiem obserwując niebo. Zabawne, bo teraz role jakby się odwróciły, chociaż ona w gwiazdach i księżycu nie widziała czegoś szczególnie fascynującego. W zasadzie jedynie ją drażniły, zwłaszcza księżyc, który sugerował, że już za kilka dni Ariel może być… niebezpieczny.
Kiedy byli razem, łatwo było jej zapomnieć, że jest wilkołakiem. Zachowywali się jak dwójka nastolatków, dzięki czemu i ona łatwo wyrzucała z pamięci to, kim była naprawdę. Chwilami wręcz łatwo przyszłoby jej uwierzenie, że są zwyczajni – normalna dziewczyna i normalny chłopak, oboje w sobie… No dobrze, może lepiej nie wybiegać zbytnio do przodu. Nie miała pewności, bo nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego, ale chyba właśnie się zakochała. W zasadzie „właśnie” było pojęciem dość naciąganym, bo już w dniu pierwszego spotkania z Arielem poczuła coś, czego nie potrafiła do tej pory określić, ale już mniejsza z tym. Liczył się fakt, że była oficjalnie i nieodwołanie zauroczona tym chłopakiem, chociaż ciężko jej było określić, czy można mówić tutaj o wzajemności. Jakby nie patrzeć, należeli do dwóch różnych światów, a znając Ariela, mogłaby być równie dobrze jego przyjaciółką, której tak bardzo potrzebował, żeby w końcu przestać być samotnym.
Bywały momenty, kiedy naprawdę mu współczuła. Nie chciał mówić o sobie, o rodzinie, o bliznach na rękach. Kilka razy dyskretnie próbowała zacząć temat, ale to zawsze kończyło się tak samo – po prostu ją zbywał, więc posłusznie zmieniała kierunek rozmowy. Bardziej fascynował się nią albo tak błahymi rzeczami, jak otaczająca go natura. Potrafił zadawać pytania, które nigdy nie wpadłyby jej do głowy i które w gruncie rzeczy okazywały się naprawdę ciekawe. Zawsze wiedział, jak zapanować nad jej charakterem i zawrócić jej w głowie, sprawiając przy tym, że przeżywała coś niezwykle złożonego i fantastycznego, czego wciąż nie potrafiła opisać słowami.
Czuła się normalna.
Najbardziej fascynowało ją to, jak Ariel patrzył na nią. Miała wrażenie, że kiedy się pojawiała, coś się w nim zmieniało i to na lepsze. Jego ciemne oczy nareszcie nabierały życia, chociaż przy tym wciąż były tak przygnębiająco smutne. Za wszelką cenę chciała znaleźć sposób na to, żeby przynajmniej spróbować to zmienić, ale obawiała się, że nie będzie do tego zdolna. Jak długo Ariel się przed nią zamykał, tak długo czuła się wobec niego bezradna. Chciała wierzyć, że to jedynie kwestia czasu i prędzej czy później zaufa jej na tyle, żeby udało jej się z nim szczerze porozmawiać, ale nie miała pewności; ich relacje wciąż były nieokreślone, a ona bała się naciskać.
Bywały momenty, kiedy naprawdę chciała z kimś o tym porozmawiać. Może gdyby to z siebie wyrzuciła, znalazłaby sposób na to, jak dalej powinna postępować albo jak mu pomóc. Niestety, Zoe i Hayley nie wchodziły w grę, bo coś Alessi podpowiadało, że niekoniecznie zrozumiałyby sytuację między nią a Arielem. A może po prostu chodziło o to, że obie były zbyt blisko z Quinnem, a gdyby i on się dowiedział, informacja jak nic prędzej czy później trafiłaby prosto do Damiena. Kogo jak kogo, ale brata Ali miała powody się obawiać, zwłaszcza znając jego nadopiekuńczość względem niej. Jeszcze nie oszalała na tyle, żeby niepotrzebnie narażać siebie i Ariela, poza tym zakładała, że to trochę zbyt wcześnie, żeby wtajemniczać bliźniaka. Dopiero kiedy sama będzie wiedziała na czym tak naprawdę stoi, przekona Damiena i wtedy wszystko będzie dobrze.
Więc może mama?
Kiedy o tym pomyślała, nagle za nią zatęskniła. Renesmee od samego początku była jej bliska, już od momentu, kiedy jako płód, Ali wnikała w jej sny. Jeśli mogła komuś zaufać, na pewno to była mama, poza tym Damien nie miał dostępu do jej myśli. Co więcej, kilka razy widziała u mamy drewnianą zawieszkę w kształcie rdzawo brązowego wilka, więc miała przynajmniej cień nadziei, że Nessie będzie mogła jej coś doradzić. Potrzebowała tego, a nawet jeśli nie, to zawsze mogła się po prostu przytulić.
Alessia westchnęła, po czym w nerwowym geście przygryzła dolną wargę. On nie przyjdzie, podpowiedział jej cichy głosik w jej głowie, a ona z jakiegoś powodu mu uwierzyła. Strach ścisnął ją za gardło i przez kilka sekund siedziała w absolutnym bezruchu, próbując wyrównać oddech i jakoś nad sobą zapanować. Przecież Arielowi na pewno nic złego się nie stało, a to, że nie przyszedł, tak naprawdę o niczym nie świadczyło. Pewnie tylko był zajęty albo coś mu wypadło; jakby nie patrzeć, wilkołaki pełniły w Mieście Nocy ważną funkcję, więc po Arielu można było się spodziewać wszystkiego.
Głupia, on przecież nie należy do straży. Jest niewiele starszy od ciebie, poza tym na pewno byś wiedziała, gdyby miewał patrole, skarciła się w duchu. Nienawidziła tych momentów, kiedy miała pewność, iż to o czym spekuluje, jak najbardziej znajdowało odniesienie w rzeczywistości. Po prostu nie przyszedł. To musiało się prędzej czy później wydarzyć… Może nawet lepiej, że pewne sprawy wrócą do normy już teraz.
Zerwała się z jękiem, po czym szybkim, wampirzym krokiem, ruszyła przed siebie. Nie biegła, chociaż była tego bliska, wątpiła jednak, żeby pęd przyniósł jej ukojenie. Spacerując, mogła skoncentrować się na otaczających ją drzewach, dzięki czemu mogła przynajmniej częściowo zagłuszyć myśli. Może to dlatego Ariel tak dużo uwagi poświęcał otaczającej go naturze; nie miała pewności, ale to jak najbardziej brzmiało sensownie. Czuła, że kto jak kto, ale chłopak ma powody, żeby jak ognia unikać przebywania sam na sam z własnym umysłem, chociaż wszystko wskazywało na to, że nigdy nie dowie się dlaczego.
Kierując się w stronę miasta, nie rozglądała się dookoła. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że nie jest na Ariela zła, tylko czuje się rozżalona. Nie spodziewała się po nim tego, że tak zwyczajnie się nie pojawi, nie dając jej nawet znaku, że wszystko z nim w porządku. Zignorował ją i to bolało, chociaż nie powinno. W zasadzie wolała wierzyć, że ją zignorował niż pogodzić się z tym, że mogło go spotkać cokolwiek złego. Nie chciała jego krzywdy, a tym bardziej konieczności zamartwiania się… W sumie lepiej byłoby, gdyby okazał się dupkiem.
Nie miała pewności, czy Renesmee tego wieczoru pracuje w kawiarni, co uświadomiło jej, jak mało uwagi ostatnio poświęcała temu, co działo się w domu. Damien kilka razy jej to zarzucił, chociażby wtedy, kiedy uświadomił ją, że jedna z jej przyjaciółek właśnie znalazła chłopaka, ale dopiero teraz Alessia zaczęła zauważać, jak daleko to zaszło. Ariel pochłaniał jej myśli niezależnie od sytuacji, przez co zapomniała nawet o tym, że za kilka dni w końcu odbędzie się ceremonia przyjęcia, która miała przygotować ją i Damiena do wytworzenia więzi. Z wrażenia aż zwolniła, zaskoczona, że mogła nie myśleć o czymś tak ważnym, zwłaszcza, że jeszcze niedawno to właśnie przygotowania do obrzędu zaprzątały całą jej uwagę. Damien aż miał dość wspominania i tego, że mruczała pod nosem odpowiednie formułki, a to o czymś świadczyło – w końcu nigdy nie wzgardził czymś, czego można było się nauczyć.
Miała wiele do nadrobienia, ale najpierw naprawdę musiała porozmawiać z mamą. Jednak zdecydowała się zaryzykować spacer do kawiarni, chociaż to do domu miała zdecydowanie bliżej. W zasadzie jedynie poza domem mogła w ogóle brać pod uwagę jakąkolwiek rozmowę, bo w domu ściany miały uszy – innymi słowy, zawsze mógł znaleźć się ktoś, kto usłyszy za dużo. W najgorszym wypadku mogli ich nawet odwiedzić Aldero i Cameron, którym skrycie się przed ludzkim wzrokiem przychodziło równie łatwo, co oddychanie.
Nie, to zdecydowanie musiała być kawiarnia.
Była blisko miasta, ale jakoś nie śpieszyła się, żeby tam dotrzeć. Wiedziała, że gdzieś niedaleko znajduje się Piekielna Brama, jak zwykło ją określać, dlatego skręciła w przeciwnym kierunku. Brama prowadziła na główną ulicę, gdzie stały między innymi szpital czy coś, co pełniło funkcję więzienia, poza tym tędzy doszłaby bezpośrednio do placu, ale tego nie chciała. Chociaż spotkanie z Renesmee napawało ją swego rodzaju entuzjazmem, najpierw musiała uporządkować myśli i dojść do wniosku, czy to, co planowała, ma jakikolwiek sens. Ta sprzeczność odczuć i pragnień nieco ją dezorientowała, ale udało jej się o tym nie myśleć, więc po prostu ruszyła w głąb lasu, trzymając się granicy miasta.
Niestety, Miasto Nocy nie było stosunkowo duże, więc dostanie się z jednego miejsca do drugiego było jedynie kwestią chwili, ale krótki spacer był lepszy niż nic. Spokojnie wyszła w dzielnicy mieszkalnej, stanowiącej neutralny teren, który zamieszkiwali przede wszystkim ludzie, chociaż zdawały się również nieliczne wampiry, zmiennokształtni czy hybrydy. Wilkołaki miały swoje tereny, również na obrzeżach, ale w zupełnie innej części miasta. Alessi wpojono, żeby nigdy tam nie chodzić, jeszcze zanim zdążyła nauczyć się dlaczego.
Nikt nie zwracał na nią uwagi, ruch zresztą był praktycznie żaden. Po zmroku ludzie zawsze wychodzili z domu, chociaż wtedy było tak samo bezpiecznie, co i w dzień. Co prawda istniała garstka wampirów, takich jak Rufus czy Isabeau, którzy mogli wychodzić na zewnątrz tylko po zapadnięciu zmroku, ale reszta istot nieśmiertelnych równie swobodnie poruszała się w świetle dnia. Jakby tego było mało, Dimitr zakazał jakichkolwiek polowań, co oczywiście nie znaczyło, że nie zdarzały się wypadki. Nie wszyscy tak łatwo przestawiali się na konieczność użytkowania banków krwi, wciąż zresztą król otrzymywał subtelne, aczkolwiek jasne sygnały, że tępienie instynktu nie popłaca. Ludzie się bali i mieli powody, zwłaszcza, że zdarzały się zniknięcia. Co prawda oficjalnie się o tym nie mówiło, ale podziemna gazeta – „ Czysta Krew”, co stanowiło dość ironiczny tytuł, ale ludziom właśnie o to chodziło – cieszyła się specjalnym kącikiem, gdzie umieszczano liczne wzmianki o zaginionych. Ludzie próbowali obnażyć to, co tuszowały wampiry i chociaż żadna ze stron aż tak bardzo ze sobą nie konfliktowała, strach bywał problematyczny. Mimo panującego spokoju i zasad, ludzie wciąż trwali w swoim przekonaniu na temat istot nadnaturalnych, co w gruncie rzeczy nie było takie dziwne. Mimo spokoju, zawsze mogło dojść do jakiegoś buntu (nie pierwszy raz zresztą), a to zdecydowanie nie było wampirom na rękę.
Tak czy inaczej, nikt bez kłów i z bijącym sercem nie dał się przekonać, że dzień wcale nie jest bezpieczniejszy od nocy. Mimo wszystko wampiry preferowały tę porę dnia, żeby się poruszać i ruszyć na ewentualne łowy, co chyba miało związek ze zwierzęcym instynktem oraz prostą logiką – łatwiej było dorwać ofiarę, kiedy była ograniczona. Noc pod tym względem spisywała się znakomicie.
Droga minęła jej bez większych niespodzianek, może pomijając kilka nieufnie obserwujących ją twarzy, które widziała w oknach. Starała się nie rozglądać, spokojnie idąc przed siebie i sprawiając wrażenie w pełni wyluzowanej. Zaletą bycia w połowie nieśmiertelną jak nic było to, że nikomu z żyjących nie przyszłoby do głowy, żeby zaatakować ją w pojedynkę. Praktycznie należała do wampirów, a to mimo wszystkich ustępstw na które szły, stanowiły mściwy i niebezpieczny gatunek, którego lepiej było nie drażnić.
Skręciła w kolejną alejkę – i właśnie wtedy po raz pierwszy ogarnął ją niepokój.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, po czym gwałtownie obejrzała się za siebie. Nie zobaczyła niczego, przynajmniej pozornie, ale mogłaby przysiąc, że przez ułamek sekundy widziała jakąś postać, zanim ta skryła się w cieniu najbliższego budynku. Zmarszczyła brwi i ponownie ruszyła w swoją stronę, nasłuchując. Nie bez powodu zdwoiła czujność, dlatego tym razem ciche kroki nie uszły jej uwadze… Na dodatek nie jednej, ale większej ilości osób.
– No dobra, to już zaczyna był drażnione – wymamrotała, kolejny raz zwracając się twarzą w stronę uliczki, którą miała za swoimi plecami. – Wiem, że tam ktoś jest. Pokażcie się albo naprawdę się zdenerwuję – zagroziła, chociaż czuła się co najmniej zaniepokojona.
Przez chwilę nic się nie działo, a potem z cienia wyłonił się pierwszy człowiek. Był to dobrze zbudowany, osiemnastoletni chłopak o dość pospolitych rysach twarzy i nieprzyjemnych, stalowych oczach. Alessia natychmiast go rozpoznała, bo również uczęszczał do Akademii Nocy, chociaż ludzie kończyli ją na nieco innych zasadach. Ali nie widywała go często, ale wiedziała, że zwykle bywa spokojny.
Po chwili dołączyło do niego jeszcze kilka osób. Razem piątka, chociaż Alessia czuła, że tuż za nią czają się jeszcze dwie osoby. Wszyscy w podobnym wieku, chociaż nie każdą twarz rozpoznawała. Zarówno chłopaki, jak i dziewczyny, każde z nich z wyrazem wrogości na zniekształconych przez podejrzliwość twarzach.
– Ian. – W końcu przypomniała sobie imię pierwszego z chłopaków. Nie musiała być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że to on jest najważniejszy w tej grupie. Nie miała pewności, dlaczego pomyślała o nich jak o zorganizowanym zespole, ale to wydawało się oczywiste. – Nie mam czasu na bzdury – stwierdziła, wzruszając ramionami.
Kiedy chciała się obejrzeć, usłyszała cichy szelest i zauważyła, że dwójka tuż za nią zbliżyła się na tyle, żeby znajdować się poza zasięgiem jej rąk, ale przy tym blokować jej drogę. To również byli chłopak i dziewczyna, chociaż ta druga z przyciętymi przy skórze włosami i zaciętym wyrazem twarzy, wyglądała na bardziej niebezpieczną niż jej towarzysz. Gdy Ali przyjrzała się uważniej, dostrzegła, że oboje trzymają broń – kolejno solidny kij do baseballu oraz posrebrzany nóż, ale jednak broń.
Natychmiast się spięła i ustawiła tak, żeby mieć obie grupy na oku. Ian i czwórka towarzyszących mu dzieciaków również była uzbrojona. Według obowiązującego prawa, mającym dawać ludziom zasady równości z nieśmiertelnymi, mieli do tego prawo, chociaż broń miała im służyć jedynie wtedy, kiedy naprawdę czuli się zagrożeni.
– Czy moglibyście, do diabła…? – zaczęła i urwała, bo Ian zaczął kręcić głową w odpowiedzi na pytające spojrzenie stojącej u jego boku jasnowłosej dziewczyny.
– Jeszcze nie teraz – mruknął przez zaciśnięte zęby.
Alessia machinalnie cofnęła się o krok, chociaż wiedziała, że to nie jest najlepszy pomysł. Niektóre z tych dzieciaków pewnie tylko czekały, żeby móc się na nich rzucić.
– O czym ty mówisz? – zapytała nerwowo, czując, że ma poważne kłopoty. Spróbowała dyskretnie poszukać ewentualnej drogi ucieczki, ale obawiała się, że to nie będzie takie łatwe. Ich było wielu, a ona jedna; nawet gdyby rzuciła się do ucieczki, któryś z nich mógłby ją trafić, a konsekwencje użycia srebra bywały poważne. – Ja tutaj tylko przechodziłam. Nie poluję, nie polowałam i nie mam takiego zamiaru. Najlepiej stąd spadajcie i pozwólcie mi przejść, zanim Dimitr zainteresuje się tym, co robicie za jego plecami.
– Czy ty nam grozisz? – zapytała jedna z dziewczyn, ta o wyglądzie chłopaka. – Pozwól nam, Ianie. Suka zaczyna się rzucać.
Ian się skrzywił.
– Wyluzuj, Melisso. Nie mamy dziwki zabić, tylko przypomnieć jej, jakie obowiązują zasady – przypomniał dziewczynie o czymś, co dla Alessi pozostawało zagadką. – Pamiętasz jaka była umowa… Wszyscy pamiętacie i lepiej, żebyśmy się z niej wywiązali.
Coś podpowiedziało jej, że ma coraz mniej czasu na podjęcie decyzji o tym, co robić dalej. Musiała jak najszybciej coś wymyślić, ale nie obawiała się, że ucieczka już nie wchodzi w grę. Natychmiast napięła mięśnie i spróbowała się skoncentrować, żeby być w pogotowiu. W jednej chwili całe jej ciało wypełniła jakże pożądana w obecnej sytuacji moc, chociaż jednocześnie obawiała się, że będzie musiała kogoś skrzywdzić, a tego nie chciała.
Spojrzenia jej i Iana się spotkały. W jego stalowych oczach pojawił się charakterystyczny błysk, który dał jej do zrozumienia, że chłopak już najprawdopodobniej podjął decyzje. Teraz już tylko mogła czekać na moment, w którym każe zaatakować, a wtedy…
– Dosyć! – usłyszała i serce omal jej nie stanęło, kiedy w alejce pojawił się… Ariel. Szedł szybko, błyskawicznie pokonując metry dzielące go od Alessi i zbiegowiska. Wszyscy zesztywnieli, niespokojnie oglądając się na wilkołaka. – Co wy, na litość bogini, robicie?! – zapytał z niedowierzaniem, bezceremonialnie przepychając się między dwójką nastolatków, która blokowała Alessi drogę wyjścia.
Chłopak i ogolona dziewczyna odskoczyli od siebie, robiąc mu przejście. Oboje kurczowo ściskali broń, spoglądając na wilkołaka tak morderczym wzrokiem, że przez ułamek sekundy Alessia była naprawdę pewna, że jednak zrobią ze swoich sprzętów użytek.
Przez kilka kolejnych, ciągnących się w nieskończoność sekund, wszyscy tak po prostu wpatrywali się w siebie nawzajem. Jedyny dźwięk stanowiło przyśpieszone bicie serc oraz spazmatyczne oddechy, zdradzające strach i złość. Taka mieszanka nigdy nie wróżyła dobrze, a jednak…
– Nic się nie dzieje – oznajmił cicho Ian, unosząc dłoń w znaczącym geście. Reszta natychmiast go usłuchała, opuszczając broń, chociaż niechętnie. – Idziemy stąd.
Nikt nie zaoponował, nawet Ariel, chociaż w jego ciemnych oczach Ali widziała stłumioną obawę. Nie była pewna, co stałoby się, gdyby sprawy potoczyło się inaczej, ale nie miała pewności, czy chciałaby oglądać wilkołaka, gdyby jednak zmuszony był ukazać swoją mroczniejszą stronę. Obserwując go, pierwszy raz była naprawdę pewna tego, kim w rzeczywistości był, chociaż prawie natychmiast wszystko wróciło do normy… Teoretycznie.
Cała grupa rozeszła się, w krótkim czasie znikając im z oczu. Została jedynie ona i Ariel, który w milczeniu wpatrywał się w miejsce, gdzie dopiero co stał Ian. Alessia miała wątpliwości, czy dobrze słyszała, że chłopak na odchodne rzucił coś w stylu „Zdrajcy krwi kończą marnie, dziwko”, ale wyraz twarzy Ariela dał jej do zrozumienia, że przynajmniej co do ostatniego słowa się nie pomyliła. Wciąż nie miała pojęcia, co takiego właściwie się wydarzyło, ale to teraz nie było ważne. Coś się działo, ale ona nie chciała tego wiedzieć.
– Ariel?
Drgnął i zamrugał, jakby wyrwany z jakiegoś transu. Znów wyglądał tak niewinnie i smutno, dokładnie w taki sposób, jak wtedy, kiedy ujrzała go po raz pierwszy.
Unikając jej wzroku, wsunął obie dłonie do kieszeni bluzy.
– Przepraszam, że nie przyszedłem, Ali – wymamrotał i miała pewność, że w istocie jest mu z tego powodu przykro. – Ale teraz wracaj do domu, dobrze?
– Dlaczego? – Uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco. – Dlaczego nie przyszedłeś? Czy dzieje się coś złego, Arielu?
Zrobiła krok w jego stronę, chcąc znaleźć się bliżej i chwycić go za ramię, ale się odsunął. Widząc jego gwałtowną reakcję, zesztywniała. Czuła się trochę tak, jakby ją spoliczkował.
– Nie mogłem. I raczej… – Pokręcił głową, żeby odrzucić od siebie jakąś myśl. Jego oczy były puste. – Wracaj do domu – powtórzył w niemal agresywny sposób.
Otworzyła usta, ale nie powiedziała niczego, w głowie mając kompletną pustkę. Ariel nawet na to nie czekał, tylko odwrócił się na pięcie i w pośpiechu ruszył przed siebie, szybko znikając za rogiem, kiedy wszedł w kolejną uliczkę. Alessia zastygła w bezruchu, oszołomiona i niezdolna do ruchu.
To koniec, wtrącił ten irytujący, drwiący głosik w jej głowie. Zostawił cię. Tak po prostu.
Zamknęła oczy.
Tak po prostu…

1 komentarz:

  1. Ojeju... Biedna Alessia, a tak liczyła na spotkanie z Arielem!
    No ale Ariel mógł chociaż jej wytłumaczyć że ktoś się dowiedział że widują się! A nie tak po prostu powiedzieć jej aby poszła do domu, to nie było fair.

    Myślę że Ali dobrze robi idąc do Renesmee, w końcu to jej mama.

    Zaciekawiła mnie ta banda, oni są źli, na pewno i niosą ze sobą coś niedobrego, boję się co. Musisz to szybko wyjaśnić bo chyba zwariuję. :)

    Rozdział wspaniały, chociaż trochę smutno mi się zrobiło z powodu Alessi ale mam nadzieję że wszystko się w między czasie poukłada.
    Życzę weny na następne rozdziały :)

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa