Alessia
Alessia
nerwowo rozejrzała się dookoła. Czekanie nigdy nie było jej mocna stroną,
chociaż kiedy trzeba było, potrafiła być cierpliwa. Teraz chociażby starała się
taka być, siedząc na kamiennym stole i wpatrując się w ciemniejące
niebo. Nikt nie miał do niej pretensji o to, że czasami (a ostatnio nawet
często) wracała do domu późno, to jednak nie znaczyło, że miała ochotę na
samotne siedzenie w lesie, na dodatek w tym miejscu. Co prawda
przywykła do tej dziwnej atmosfery oraz poczucia zagrożenia, które odczuwała,
kiedy siedziała na blacie, ale była w stanie to ignorować i mówiąc
szczerze, szło jej to coraz lepiej.
– No, Ariel… Gdzie ty jesteś? – mruknęła nerwowo, stukając
palcami w kamień. Przestała, kiedy wyczuła, że w ten sposób co
najwyżej zniszczy sobie paznokcie, ale to wcale nie znaczyło, że poczuła się
pewniej.
Ariel nigdy się nie spóźniał i właśnie to w tym
wszystkim było najbardziej niepokojące. Odkąd zaczęli się spotykać, to on
zawsze pojawiał się przed czasem i czekał na nią, obojętnym wzrokiem
obserwując niebo. Zabawne, bo teraz role jakby się odwróciły, chociaż ona w gwiazdach
i księżycu nie widziała czegoś szczególnie fascynującego. W zasadzie
jedynie ją drażniły, zwłaszcza księżyc, który sugerował, że już za kilka dni
Ariel może być… niebezpieczny.
Kiedy byli razem, łatwo było jej zapomnieć, że jest
wilkołakiem. Zachowywali się jak dwójka nastolatków, dzięki czemu i ona
łatwo wyrzucała z pamięci to, kim była naprawdę. Chwilami wręcz łatwo
przyszłoby jej uwierzenie, że są zwyczajni – normalna dziewczyna i normalny
chłopak, oboje w sobie… No dobrze, może lepiej nie wybiegać zbytnio do
przodu. Nie miała pewności, bo nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego, ale
chyba właśnie się zakochała. W zasadzie „właśnie” było pojęciem dość
naciąganym, bo już w dniu pierwszego spotkania z Arielem poczuła coś,
czego nie potrafiła do tej pory określić, ale już mniejsza z tym. Liczył
się fakt, że była oficjalnie i nieodwołanie zauroczona tym chłopakiem,
chociaż ciężko jej było określić, czy można mówić tutaj o wzajemności.
Jakby nie patrzeć, należeli do dwóch różnych światów, a znając Ariela,
mogłaby być równie dobrze jego przyjaciółką, której tak bardzo potrzebował,
żeby w końcu przestać być samotnym.
Bywały momenty, kiedy naprawdę mu współczuła. Nie chciał mówić
o sobie, o rodzinie, o bliznach na rękach. Kilka razy dyskretnie
próbowała zacząć temat, ale to zawsze kończyło się tak samo – po prostu ją
zbywał, więc posłusznie zmieniała kierunek rozmowy. Bardziej fascynował się nią
albo tak błahymi rzeczami, jak otaczająca go natura. Potrafił zadawać pytania,
które nigdy nie wpadłyby jej do głowy i które w gruncie rzeczy
okazywały się naprawdę ciekawe. Zawsze wiedział, jak zapanować nad jej
charakterem i zawrócić jej w głowie, sprawiając przy tym, że
przeżywała coś niezwykle złożonego i fantastycznego, czego wciąż nie
potrafiła opisać słowami.
Czuła się normalna.
Najbardziej fascynowało ją to, jak Ariel patrzył na nią.
Miała wrażenie, że kiedy się pojawiała, coś się w nim zmieniało i to
na lepsze. Jego ciemne oczy nareszcie nabierały życia, chociaż przy tym wciąż
były tak przygnębiająco smutne. Za wszelką cenę chciała znaleźć sposób na to,
żeby przynajmniej spróbować to zmienić, ale obawiała się, że nie będzie do tego
zdolna. Jak długo Ariel się przed nią zamykał, tak długo czuła się wobec niego
bezradna. Chciała wierzyć, że to jedynie kwestia czasu i prędzej czy
później zaufa jej na tyle, żeby udało jej się z nim szczerze porozmawiać,
ale nie miała pewności; ich relacje wciąż były nieokreślone, a ona bała
się naciskać.
Bywały momenty, kiedy naprawdę chciała z kimś o tym
porozmawiać. Może gdyby to z siebie wyrzuciła, znalazłaby sposób na to,
jak dalej powinna postępować albo jak mu pomóc. Niestety, Zoe i Hayley nie
wchodziły w grę, bo coś Alessi podpowiadało, że niekoniecznie zrozumiałyby
sytuację między nią a Arielem. A może po prostu chodziło o to,
że obie były zbyt blisko z Quinnem, a gdyby i on się dowiedział,
informacja jak nic prędzej czy później trafiłaby prosto do Damiena. Kogo jak
kogo, ale brata Ali miała powody się obawiać, zwłaszcza znając jego
nadopiekuńczość względem niej. Jeszcze nie oszalała na tyle, żeby niepotrzebnie
narażać siebie i Ariela, poza tym zakładała, że to trochę zbyt wcześnie,
żeby wtajemniczać bliźniaka. Dopiero kiedy sama będzie wiedziała na czym tak
naprawdę stoi, przekona Damiena i wtedy wszystko będzie dobrze.
Więc może mama?
Kiedy o tym pomyślała, nagle za nią zatęskniła.
Renesmee od samego początku była jej bliska, już od momentu, kiedy jako płód,
Ali wnikała w jej sny. Jeśli mogła komuś zaufać, na pewno to była mama,
poza tym Damien nie miał dostępu do jej myśli. Co więcej, kilka razy widziała u mamy
drewnianą zawieszkę w kształcie rdzawo brązowego wilka, więc miała
przynajmniej cień nadziei, że Nessie będzie mogła jej coś doradzić. Potrzebowała
tego, a nawet jeśli nie, to zawsze mogła się po prostu przytulić.
Alessia westchnęła, po czym w nerwowym geście
przygryzła dolną wargę. On nie
przyjdzie, podpowiedział jej cichy głosik w jej głowie, a ona z jakiegoś
powodu mu uwierzyła. Strach ścisnął ją za gardło i przez kilka sekund
siedziała w absolutnym bezruchu, próbując wyrównać oddech i jakoś nad
sobą zapanować. Przecież Arielowi na pewno nic złego się nie stało, a to,
że nie przyszedł, tak naprawdę o niczym nie świadczyło. Pewnie tylko był
zajęty albo coś mu wypadło; jakby nie patrzeć, wilkołaki pełniły w Mieście
Nocy ważną funkcję, więc po Arielu można było się spodziewać wszystkiego.
Głupia, on przecież nie należy do straży. Jest niewiele
starszy od ciebie, poza tym na pewno byś wiedziała, gdyby miewał patrole, skarciła się w duchu. Nienawidziła tych momentów,
kiedy miała pewność, iż to o czym spekuluje, jak najbardziej znajdowało
odniesienie w rzeczywistości. Po
prostu nie przyszedł. To musiało się prędzej czy później wydarzyć… Może nawet
lepiej, że pewne sprawy wrócą do normy już teraz.
Zerwała się z jękiem, po czym szybkim, wampirzym
krokiem, ruszyła przed siebie. Nie biegła, chociaż była tego bliska, wątpiła
jednak, żeby pęd przyniósł jej ukojenie. Spacerując, mogła skoncentrować się na
otaczających ją drzewach, dzięki czemu mogła przynajmniej częściowo zagłuszyć
myśli. Może to dlatego Ariel tak dużo uwagi poświęcał otaczającej go naturze;
nie miała pewności, ale to jak najbardziej brzmiało sensownie. Czuła, że kto
jak kto, ale chłopak ma powody, żeby jak ognia unikać przebywania sam na sam z własnym
umysłem, chociaż wszystko wskazywało na to, że nigdy nie dowie się dlaczego.
Kierując się w stronę miasta, nie rozglądała się
dookoła. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że nie jest na Ariela zła,
tylko czuje się rozżalona. Nie spodziewała się po nim tego, że tak zwyczajnie
się nie pojawi, nie dając jej nawet znaku, że wszystko z nim w porządku.
Zignorował ją i to bolało, chociaż nie powinno. W zasadzie wolała
wierzyć, że ją zignorował niż pogodzić się z tym, że mogło go spotkać
cokolwiek złego. Nie chciała jego krzywdy, a tym bardziej konieczności
zamartwiania się… W sumie lepiej byłoby, gdyby okazał się dupkiem.
Nie miała pewności, czy Renesmee tego wieczoru pracuje w kawiarni,
co uświadomiło jej, jak mało uwagi ostatnio poświęcała temu, co działo się w domu.
Damien kilka razy jej to zarzucił, chociażby wtedy, kiedy uświadomił ją, że
jedna z jej przyjaciółek właśnie znalazła chłopaka, ale dopiero teraz
Alessia zaczęła zauważać, jak daleko to zaszło. Ariel pochłaniał jej myśli
niezależnie od sytuacji, przez co zapomniała nawet o tym, że za kilka dni w końcu
odbędzie się ceremonia przyjęcia, która miała przygotować ją i Damiena do
wytworzenia więzi. Z wrażenia aż zwolniła, zaskoczona, że mogła nie myśleć
o czymś tak ważnym, zwłaszcza, że jeszcze niedawno to właśnie
przygotowania do obrzędu zaprzątały całą jej uwagę. Damien aż miał dość
wspominania i tego, że mruczała pod nosem odpowiednie formułki, a to o czymś
świadczyło – w końcu nigdy nie wzgardził czymś, czego można było się
nauczyć.
Miała wiele do nadrobienia, ale najpierw naprawdę musiała
porozmawiać z mamą. Jednak zdecydowała się zaryzykować spacer do kawiarni,
chociaż to do domu miała zdecydowanie bliżej. W zasadzie jedynie poza domem
mogła w ogóle brać pod uwagę jakąkolwiek rozmowę, bo w domu ściany
miały uszy – innymi słowy, zawsze mógł znaleźć się ktoś, kto usłyszy za dużo. W najgorszym
wypadku mogli ich nawet odwiedzić Aldero i Cameron, którym skrycie się
przed ludzkim wzrokiem przychodziło równie łatwo, co oddychanie.
Nie, to zdecydowanie musiała być kawiarnia.
Była blisko miasta, ale jakoś nie śpieszyła się, żeby tam
dotrzeć. Wiedziała, że gdzieś niedaleko znajduje się Piekielna Brama, jak
zwykło ją określać, dlatego skręciła w przeciwnym kierunku. Brama
prowadziła na główną ulicę, gdzie stały między innymi szpital czy coś, co
pełniło funkcję więzienia, poza tym tędzy doszłaby bezpośrednio do placu, ale
tego nie chciała. Chociaż spotkanie z Renesmee napawało ją swego rodzaju
entuzjazmem, najpierw musiała uporządkować myśli i dojść do wniosku, czy
to, co planowała, ma jakikolwiek sens. Ta sprzeczność odczuć i pragnień
nieco ją dezorientowała, ale udało jej się o tym nie myśleć, więc po
prostu ruszyła w głąb lasu, trzymając się granicy miasta.
Niestety, Miasto Nocy nie było stosunkowo duże, więc
dostanie się z jednego miejsca do drugiego było jedynie kwestią chwili,
ale krótki spacer był lepszy niż nic. Spokojnie wyszła w dzielnicy
mieszkalnej, stanowiącej neutralny teren, który zamieszkiwali przede wszystkim
ludzie, chociaż zdawały się również nieliczne wampiry, zmiennokształtni czy
hybrydy. Wilkołaki miały swoje tereny, również na obrzeżach, ale w zupełnie
innej części miasta. Alessi wpojono, żeby nigdy tam nie chodzić, jeszcze zanim
zdążyła nauczyć się dlaczego.
Nikt nie zwracał na nią uwagi, ruch zresztą był praktycznie
żaden. Po zmroku ludzie zawsze wychodzili z domu, chociaż wtedy było tak
samo bezpiecznie, co i w dzień. Co prawda istniała garstka wampirów,
takich jak Rufus czy Isabeau, którzy mogli wychodzić na zewnątrz tylko po
zapadnięciu zmroku, ale reszta istot nieśmiertelnych równie swobodnie poruszała
się w świetle dnia. Jakby tego było mało, Dimitr zakazał jakichkolwiek
polowań, co oczywiście nie znaczyło, że nie zdarzały się wypadki. Nie wszyscy
tak łatwo przestawiali się na konieczność użytkowania banków krwi, wciąż
zresztą król otrzymywał subtelne, aczkolwiek jasne sygnały, że tępienie
instynktu nie popłaca. Ludzie się bali i mieli powody, zwłaszcza, że
zdarzały się zniknięcia. Co prawda oficjalnie się o tym nie mówiło, ale
podziemna gazeta – „ Czysta Krew”, co stanowiło dość ironiczny tytuł, ale
ludziom właśnie o to chodziło – cieszyła się specjalnym kącikiem, gdzie
umieszczano liczne wzmianki o zaginionych. Ludzie próbowali obnażyć to, co
tuszowały wampiry i chociaż żadna ze stron aż tak bardzo ze sobą nie
konfliktowała, strach bywał problematyczny. Mimo panującego spokoju i zasad,
ludzie wciąż trwali w swoim przekonaniu na temat istot nadnaturalnych, co w gruncie
rzeczy nie było takie dziwne. Mimo spokoju, zawsze mogło dojść do jakiegoś
buntu (nie pierwszy raz zresztą), a to zdecydowanie nie było wampirom na
rękę.
Tak czy inaczej, nikt bez kłów i z bijącym sercem nie
dał się przekonać, że dzień wcale nie jest bezpieczniejszy od nocy. Mimo
wszystko wampiry preferowały tę porę dnia, żeby się poruszać i ruszyć na
ewentualne łowy, co chyba miało związek ze zwierzęcym instynktem oraz prostą
logiką – łatwiej było dorwać ofiarę, kiedy była ograniczona. Noc pod tym
względem spisywała się znakomicie.
Droga minęła jej bez większych niespodzianek, może
pomijając kilka nieufnie obserwujących ją twarzy, które widziała w oknach.
Starała się nie rozglądać, spokojnie idąc przed siebie i sprawiając
wrażenie w pełni wyluzowanej. Zaletą bycia w połowie nieśmiertelną
jak nic było to, że nikomu z żyjących nie przyszłoby do głowy, żeby
zaatakować ją w pojedynkę. Praktycznie należała do wampirów, a to
mimo wszystkich ustępstw na które szły, stanowiły mściwy i niebezpieczny
gatunek, którego lepiej było nie drażnić.
Skręciła w kolejną alejkę – i właśnie wtedy po
raz pierwszy ogarnął ją niepokój.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, po czym
gwałtownie obejrzała się za siebie. Nie zobaczyła niczego, przynajmniej
pozornie, ale mogłaby przysiąc, że przez ułamek sekundy widziała jakąś postać,
zanim ta skryła się w cieniu najbliższego budynku. Zmarszczyła brwi i ponownie
ruszyła w swoją stronę, nasłuchując. Nie bez powodu zdwoiła czujność,
dlatego tym razem ciche kroki nie uszły jej uwadze… Na dodatek nie jednej, ale
większej ilości osób.
– No dobra, to już zaczyna był drażnione – wymamrotała,
kolejny raz zwracając się twarzą w stronę uliczki, którą miała za swoimi
plecami. – Wiem, że tam ktoś jest. Pokażcie się albo naprawdę się zdenerwuję –
zagroziła, chociaż czuła się co najmniej zaniepokojona.
Przez chwilę nic się nie działo, a potem z cienia
wyłonił się pierwszy człowiek. Był to dobrze zbudowany, osiemnastoletni chłopak
o dość pospolitych rysach twarzy i nieprzyjemnych, stalowych oczach.
Alessia natychmiast go rozpoznała, bo również uczęszczał do Akademii Nocy,
chociaż ludzie kończyli ją na nieco innych zasadach. Ali nie widywała go
często, ale wiedziała, że zwykle bywa spokojny.
Po chwili dołączyło do niego jeszcze kilka osób. Razem
piątka, chociaż Alessia czuła, że tuż za nią czają się jeszcze dwie osoby.
Wszyscy w podobnym wieku, chociaż nie każdą twarz rozpoznawała. Zarówno
chłopaki, jak i dziewczyny, każde z nich z wyrazem wrogości na
zniekształconych przez podejrzliwość twarzach.
– Ian. – W końcu przypomniała sobie imię pierwszego z chłopaków.
Nie musiała być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że to on jest najważniejszy w tej
grupie. Nie miała pewności, dlaczego pomyślała o nich jak o zorganizowanym
zespole, ale to wydawało się oczywiste. – Nie mam czasu na bzdury –
stwierdziła, wzruszając ramionami.
Kiedy chciała się obejrzeć, usłyszała cichy szelest i zauważyła,
że dwójka tuż za nią zbliżyła się na tyle, żeby znajdować się poza zasięgiem
jej rąk, ale przy tym blokować jej drogę. To również byli chłopak i dziewczyna,
chociaż ta druga z przyciętymi przy skórze włosami i zaciętym wyrazem
twarzy, wyglądała na bardziej niebezpieczną niż jej towarzysz. Gdy Ali
przyjrzała się uważniej, dostrzegła, że oboje trzymają broń – kolejno solidny
kij do baseballu oraz posrebrzany nóż, ale jednak broń.
Natychmiast się spięła i ustawiła tak, żeby mieć obie
grupy na oku. Ian i czwórka towarzyszących mu dzieciaków również była
uzbrojona. Według obowiązującego prawa, mającym dawać ludziom zasady równości z nieśmiertelnymi,
mieli do tego prawo, chociaż broń miała im służyć jedynie wtedy, kiedy naprawdę
czuli się zagrożeni.
– Czy moglibyście, do diabła…? – zaczęła i urwała, bo
Ian zaczął kręcić głową w odpowiedzi na pytające spojrzenie stojącej u jego
boku jasnowłosej dziewczyny.
– Jeszcze nie teraz – mruknął przez zaciśnięte zęby.
Alessia machinalnie cofnęła się o krok, chociaż
wiedziała, że to nie jest najlepszy pomysł. Niektóre z tych dzieciaków
pewnie tylko czekały, żeby móc się na nich rzucić.
– O czym ty mówisz? – zapytała nerwowo, czując, że ma
poważne kłopoty. Spróbowała dyskretnie poszukać ewentualnej drogi ucieczki, ale
obawiała się, że to nie będzie takie łatwe. Ich było wielu, a ona jedna;
nawet gdyby rzuciła się do ucieczki, któryś z nich mógłby ją trafić, a konsekwencje
użycia srebra bywały poważne. – Ja tutaj tylko przechodziłam. Nie poluję, nie
polowałam i nie mam takiego zamiaru. Najlepiej stąd spadajcie i pozwólcie
mi przejść, zanim Dimitr zainteresuje się tym, co robicie za jego plecami.
– Czy ty nam grozisz? – zapytała jedna z dziewczyn, ta
o wyglądzie chłopaka. – Pozwól nam, Ianie. Suka zaczyna się rzucać.
Ian się skrzywił.
– Wyluzuj, Melisso. Nie mamy dziwki zabić, tylko
przypomnieć jej, jakie obowiązują zasady – przypomniał dziewczynie o czymś,
co dla Alessi pozostawało zagadką. – Pamiętasz jaka była umowa… Wszyscy
pamiętacie i lepiej, żebyśmy się z niej wywiązali.
Coś podpowiedziało jej, że ma coraz mniej czasu na podjęcie
decyzji o tym, co robić dalej. Musiała jak najszybciej coś wymyślić, ale
nie obawiała się, że ucieczka już nie wchodzi w grę. Natychmiast napięła
mięśnie i spróbowała się skoncentrować, żeby być w pogotowiu. W jednej
chwili całe jej ciało wypełniła jakże pożądana w obecnej sytuacji moc,
chociaż jednocześnie obawiała się, że będzie musiała kogoś skrzywdzić, a tego
nie chciała.
Spojrzenia jej i Iana się spotkały. W jego
stalowych oczach pojawił się charakterystyczny błysk, który dał jej do
zrozumienia, że chłopak już najprawdopodobniej podjął decyzje. Teraz już tylko
mogła czekać na moment, w którym każe zaatakować, a wtedy…
– Dosyć! – usłyszała i serce omal jej nie stanęło,
kiedy w alejce pojawił się… Ariel. Szedł szybko, błyskawicznie pokonując
metry dzielące go od Alessi i zbiegowiska. Wszyscy zesztywnieli,
niespokojnie oglądając się na wilkołaka. – Co wy, na litość bogini, robicie?! –
zapytał z niedowierzaniem, bezceremonialnie przepychając się między dwójką
nastolatków, która blokowała Alessi drogę wyjścia.
Chłopak i ogolona dziewczyna odskoczyli od siebie,
robiąc mu przejście. Oboje kurczowo ściskali broń, spoglądając na wilkołaka tak
morderczym wzrokiem, że przez ułamek sekundy Alessia była naprawdę pewna, że
jednak zrobią ze swoich sprzętów użytek.
Przez kilka kolejnych, ciągnących się w nieskończoność
sekund, wszyscy tak po prostu wpatrywali się w siebie nawzajem. Jedyny
dźwięk stanowiło przyśpieszone bicie serc oraz spazmatyczne oddechy,
zdradzające strach i złość. Taka mieszanka nigdy nie wróżyła dobrze, a jednak…
– Nic się nie dzieje – oznajmił cicho Ian, unosząc dłoń w znaczącym
geście. Reszta natychmiast go usłuchała, opuszczając broń, chociaż niechętnie.
– Idziemy stąd.
Nikt nie zaoponował, nawet Ariel, chociaż w jego
ciemnych oczach Ali widziała stłumioną obawę. Nie była pewna, co stałoby się,
gdyby sprawy potoczyło się inaczej, ale nie miała pewności, czy chciałaby
oglądać wilkołaka, gdyby jednak zmuszony był ukazać swoją mroczniejszą stronę.
Obserwując go, pierwszy raz była naprawdę pewna tego, kim w rzeczywistości
był, chociaż prawie natychmiast wszystko wróciło do normy… Teoretycznie.
Cała grupa rozeszła się, w krótkim czasie znikając im z oczu.
Została jedynie ona i Ariel, który w milczeniu wpatrywał się w miejsce,
gdzie dopiero co stał Ian. Alessia miała wątpliwości, czy dobrze słyszała, że
chłopak na odchodne rzucił coś w stylu „Zdrajcy krwi kończą marnie,
dziwko”, ale wyraz twarzy Ariela dał jej do zrozumienia, że przynajmniej co do
ostatniego słowa się nie pomyliła. Wciąż nie miała pojęcia, co takiego
właściwie się wydarzyło, ale to teraz nie było ważne. Coś się działo, ale ona
nie chciała tego wiedzieć.
– Ariel?
Drgnął i zamrugał, jakby wyrwany z jakiegoś
transu. Znów wyglądał tak niewinnie i smutno, dokładnie w taki
sposób, jak wtedy, kiedy ujrzała go po raz pierwszy.
Unikając jej wzroku, wsunął obie dłonie do kieszeni bluzy.
– Przepraszam, że nie przyszedłem, Ali – wymamrotał i miała
pewność, że w istocie jest mu z tego powodu przykro. – Ale teraz
wracaj do domu, dobrze?
– Dlaczego? – Uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco.
– Dlaczego nie przyszedłeś? Czy dzieje się coś złego, Arielu?
Zrobiła krok w jego stronę, chcąc znaleźć się bliżej i chwycić
go za ramię, ale się odsunął. Widząc jego gwałtowną reakcję, zesztywniała.
Czuła się trochę tak, jakby ją spoliczkował.
– Nie mogłem. I raczej… – Pokręcił głową, żeby odrzucić
od siebie jakąś myśl. Jego oczy były puste. – Wracaj do domu – powtórzył w niemal
agresywny sposób.
Otworzyła usta, ale nie powiedziała niczego, w głowie
mając kompletną pustkę. Ariel nawet na to nie czekał, tylko odwrócił się na
pięcie i w pośpiechu ruszył przed siebie, szybko znikając za rogiem, kiedy
wszedł w kolejną uliczkę. Alessia zastygła w bezruchu, oszołomiona i niezdolna
do ruchu.
To koniec, wtrącił ten
irytujący, drwiący głosik w jej głowie. Zostawił
cię. Tak po prostu.
Zamknęła oczy.
Tak po prostu…
Ojeju... Biedna Alessia, a tak liczyła na spotkanie z Arielem!
OdpowiedzUsuńNo ale Ariel mógł chociaż jej wytłumaczyć że ktoś się dowiedział że widują się! A nie tak po prostu powiedzieć jej aby poszła do domu, to nie było fair.
Myślę że Ali dobrze robi idąc do Renesmee, w końcu to jej mama.
Zaciekawiła mnie ta banda, oni są źli, na pewno i niosą ze sobą coś niedobrego, boję się co. Musisz to szybko wyjaśnić bo chyba zwariuję. :)
Rozdział wspaniały, chociaż trochę smutno mi się zrobiło z powodu Alessi ale mam nadzieję że wszystko się w między czasie poukłada.
Życzę weny na następne rozdziały :)
Lila