Renesmee
– Eksperyment?! Jaki znów
pieprzony eksperyment?!
Rufus
popatrzył na Isabeau w sposób sugerujący, że nie miałby nic przeciwko
temu, żeby siedziała cicho, ale dziewczyna nie zamierzała zamilknąć. Dosłownie
trzęsła się ze złości, coraz bardziej zagniewana w miarę tego, jak wampir
starał się mówić. Sama też nie byłam w lepszym nastroju, balansując na
granicy niedowierzania i szoku, chociaż jednocześnie czułam, że to
zaledwie początek tego, co naukowiec planował (o ile przymus można było
określić mianem „planowania”) nam wyznać.
Wampir
zamilkł, co jeszcze bardziej rozjuszyło moją szwagierkę. Drgnęła i zrobiła
taki ruch, jakby znów zamierzała chwycić chłopaka za gardło, ale tym razem
Rufus był przygotowywany i w porę chwycił ją za nadgarstek. Miałam
wrażenie, że uścisk jest silny i nieprzyjemny, ale Isabeau nawet się nie
skrzywiła. Spojrzenia tej dwójki znów się skrzyżowały, grożąc nagłym wybuchem
konfliktu oraz tym, że w każdej chwili znów znajdę się pomiędzy parą
zagniewanych wampirów, skłonnych do tego, żeby zacząć ze sobą walczyć. Powoli
zaczynało mnie to denerwować.
– Posłuchaj,
kapłanko – odezwał się Rufus, starannie akcentując kolejne słowa. Słowo „kapłanko”
zabrzmiało w jego ustach trochę jak kpina, a w oczach Beau
pojawiły się czerwone błyski niekontrolowanej złości, na naukowcu jednak nie
zrobiło to żadnego wrażenia. – Nie będę mówić, jeśli nie zaczniesz zachowywać
się poważnie. Chyba tego akurat mogę od ciebie wymagać? Twoja matka jest
doskonała w tym, co robi, ale tobie wciąż jest daleko do tego, żeby
pozwolić sobie na zbyt wiele, przynajmniej względem mnie. Owszem, mam do ciebie
szacunek, ale jeśli raz się na mnie rzucisz, przysięgam, że nie będę przejmował
się tym, jakie mogę ponieść konsekwencje, jeśli – powiedzmy – złamie co
kręgosłup. A wierz mi, wiem jak zrobić to tak, żebyś szybko się nie
podbierała, więc radzę zastanowić się nad tym co robisz – oznajmił ze stoickim
spokojem.
Isabeau
spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jej zwykle błękitne oczy wciąż
błyszczały, ale musiałaby być naprawdę szalona, żeby Rufusowi nie uwierzyć.
– Jak
śmiesz mi grozić? – sapnęła, wciąż uparcie mu się przypatrując. – Do diabła,
Rufus…
Wampir
roześmiał się bez wesołości. Mimowolnie wzdrygnęłam się, bo w tym śmiechu
rozpoznałam cień tego znajomego, przeszywającego i pełnego szaleństwa
chichotu.
– Robiłem w życiu
bardziej szalone rzeczy, moja złota – oznajmił niemal pogodnie. – Nie masz
pojęcia do czego jestem zdolny… I wierz mi, lepiej żebyś nigdy nie musiała
się o tym przekonać – stwierdził cicho. Pomyślałam, że ja jak najbardziej
się z tym zgadzam; chyba faktycznie lepiej było nie wiedzieć wszystkiego. –
Więc? Wciąż czekam, kapłanko. Wciąż dobrze pamiętam ciebie i twojego brata
– dodał, a Beau się wzdrygnęła, zupełnie jakby poraził ją prąd. – Dla mnie
wciąż jesteś jedynie dzieckiem, Isabeau. Przez to tym bardziej wolałbym cię nie
skrzywdzić, ale… No cóż, zrobię to, nawet jeśli później będę żałował.
Zamilkł i popatrzył
jej w oczy niemal w zuchwały sposób. Walczyli na spojrzenia, oboje
zdeterminowani i niezwykle niebezpieczni. Nie mogę ukryć, że poczułam się
wtedy naprawdę nieswojo, tym bardziej, że nagle uświadomiłam sobie, iż tak
naprawdę nie znam żadnego z nich aż tak dobrze. Byłam zaledwie
mikroskopijnym fragmentem wieczności, którą zdążyli już przejrzeć – a w porównaniu
z nimi pozostawałam zaledwie niedoświadczonym dzieciakiem, któremu
zachciało bawić się w dorosłość. Może i udało mi się raz wywrzeć na
nich wpływ, ale tak naprawdę zarówno Isabeau jak i Rufus byli w stanie
zmieść mnie z powierzchni ziemi, gdyby tylko tego zapragnęli – i to
niekoniecznie świadomie.
Beau
jeszcze przez kilka sekund patrzyła wyzywająco na Rufusa, w końcu jednak z jękiem
odwróciła wzrok. Na ustach wampira pojawił się cień pełnego samozadowolenia
uśmiechu, ten jednak znikł równie nagle co się pojawił, kiedy nieśmiertelny
spoważniał.
– Dobra
decyzja – stwierdził cicho, ale i tak puścił jej rękę dopiero po kilku
kolejnych sekundach, dla pewności jeszcze raz analizując wyraz twarzy oraz
emocje dziewczyny. Nie byłam pewna do jakich doszedł wniosków, ale wydawał się
być usatysfakcjonowany.
Isabeau
gniewnie odrzuciła włosy na plecy i cofnęła się o krok, intensywnie
pocierając zdrętwiały nadgarstek. Na jej bladej skórze dostrzegłam
zaczerwienienie; jakoś nie miałam wątpliwości, że szczupłe palce Rufusa
idealnie wpasowałyby się w ślad. Naukowiec może i wydawał się wątły w porównaniu
z niektórymi nieśmiertelnymi, ale to nie zmieniało faktu, że jego siła
była imponująca.
– Czy teraz
już możemy przejść do rzeczy? – zapytał Rufus, jak gdyby nigdy nic przybierając
ton profesjonalnego wykładowcy. Zachowywał się trochę tak, jakby właśnie jakiś
natrętny uczeń przerwał mu zajęcia w szkole, ale problem już został
rozwiązany. – Naprawdę nie mamy czasu na to, żeby tkwić tutaj bezczynnie, więc
wolałbym przejść do rzeczy, skoro już tego ode mnie oczekujecie.
Isabeau nie
odpowiedziała, ale jej spojrzenie jasno sugerowało, co myśli o całej
sprawie – i o Rufusie. Ledwo powstrzymując się od westchnienia,
doszłam do wniosku, że chyba powinnam się odezwać.
– Mów,
Rufusie – poprosiłam. Głos miałam cichy i lekko drżący, podświadomie
obawiając się tego, że wampir będzie skłonny do tego, żeby się na mnie rzucić,
nawet jeśli nic mu nie zawiniłam. – To znaczy… Proszę? – dodałam, bo
błyskawicznie odwrócił się w moją stronę, przenosząc na mnie swoje
niepokojące spojrzenie.
Rufus
popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym pospiesznie zamrugał, jakby
zaskoczony. Lekko zmarszczył brwi, sprawiając wrażenie zaskoczonego moją
obecnością. Jego oczy natychmiast odzyskały normalny wyraz, rysy twarzy zaś
złagodniały. Aż wzdrygnęłam się, bo chociaż zaczynałam przywykać do jego
ciągłych zmian nastroju, po wszystkim co usłyszałam sama już nie byłam pewna,
czy przypadkiem nie mam powodów do niepokoju.
– Dobra
bogini, nie powinnaś była tego oglądać – westchnął, wyraźnie speszony. Z wahaniem
zrobił krok w moją stronę, jakby spodziewając się, że za moment puszczą mi
nerwy i ucieknę z krzykiem. Zmusiłam się do tego, żeby stać
spokojnie, nie tylko dlatego, że w istocie miałam względem Rufusa pewne
obawy. – Nie chciałem… Och, wystraszyłem cię? – zaryzykował, uważnie lustrując
wzrokiem moją twarz.
– Nie, nic
mi nie jest. – W zasadzie to nie było kłamstwo. Byłam zdenerwowana, ale
nie bardziej niż wcześniej. – To zresztą teraz nie ma znaczenia, Rufusie.
– Może i masz
rację, ale i tak… – mruknął, wzdychając. – No dobra, więc jest tak jak już
wam powiedziałem. To był eksperyment, a przynajmniej tak bym to nazwał,
skoro nie ma lepszej alternatywy. Eksperyment, który… No cóż, chyba właśnie
wymknął mi się spod kontroli.
Coś
przewróciło mi się w żołądku w odpowiedzi na jego słowa, ale zmusiłam
się do tego, żeby zachować neutralny wyraz twarzy. W zamyśleniu skinęłam
głową, próbując zmusić go do tego, żeby mówił dalej.
– Jaki
eksperyment? – zapytałam, ostrożnie dobierając słowa. – Powiedziałeś, że Layla
będzie zła. – Parsknął w odpowiedzi na tę parafrazę, ale go zignorowałam. –
A potem dodałeś, że Dylan… Że on… – Nie byłam w stanie dokończyć.
– Że Dylan
żyje – wyręczył mnie. Jedynie na niego patrzyłam, próbując jakoś poukładać
sobie to wszystko w głowie. – Zgadza się. Obawiam się, że zrobiłem coś nie
do końca rozsądnego… Ale, na litość bogini, przede wszystkim robiłem to dla
niej! – jęknął.
Poczułam,
że muszę usiąść, ale to akurat nie było możliwe, więc niechętnie oparłam się o ścianę.
Rufus przyjrzał mi się uważnie, próbując ocenić czy czasem nie zasłabnę, ale ja
nie zamierzałam mdleć.
– Co
takiego zrobiłeś? – zapytałam zaskakująco pewnym głosem. Brzmiał zdecydowanie
lepiej niż ja się czułam. – Mów od początku. Co tak naprawdę zdarzyło się
siedem lat temu?
– Och,
gdyby to było takie proste – westchnął z rezygnacją. Jego twarz ponownie
przybrała nieodgadniony, poważny wyraz, który nie pozwalał mi określić jakie
targają nim emocje. W bladym świetle, rzucanym przez srebrzystą kulę mocy,
wampir wyglądał jeszcze bardziej niepokojąco. – Sama najlepiej wiesz, jak
bardzo Layla to wszystko przeżywała. Dylan… Cóż, to już nie była po prostu
miłość. Przemiana, odrzucenie, skrajne emocje… Mnie Layla uratowała, ale jego
zniszczyła. Trzymał się tej miłości, ale kiedy ona go odepchnęła, skutki były
opłakane. – Zacisnął usta i zamilkł, żeby zebrać myśli. – W tunelach
wydarzyło się dokładnie to, co Layla wam opowiadała. Dylan wszystko zniszczył,
może w złości, ale jak dla mnie po prostu próbował się zabić. Kiedy
wyprowadza emocje stamtąd Lay, naprawdę byłem przekonany, że mu się udało,
kiedy jednak dla pewności poszedłem to sprawdzić…
– Żył,
prawda? – Całym moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. – Wtedy wciąż żył…
– Tak… I nie.
– Rufus odchrząknął i szybko wziął się w garść. W jednej chwili
zaczął krążyć, najwyraźniej nie będąc w stanie ustać w miejscu.
Irytowało mnie to, bo od obserwowania go zaczynało mi się kręcić w głowie,
ale nie dałam nic po sobie poznać. – Uznaj mnie teraz za potwora, ale w czasach
w których się wychowałem, samobójców szczerze się potępiało. Wiesz dobrze,
co sądzę o Dylanie, prawda? Nie mogłem przecież pozwolić na to, żeby nadal
nam zagrażał. Tak naprawdę on zginął w tamtych tunelach, jednak w naszym
przypadku śmierć nie jest ostatecznością. Wiedziałem, że prędzej czy później
się obudzi, że stanie się taki jak ja…
– Ty też
się zabiłeś – wtrąciła milcząca do tej pory Isabeau. Jej oczy wróciły już do
zwykłego stanu, ale nadal wydawały się niepokojące. – Albo raczej poprosiłeś
Laylę, żeby to zrobiła, ale to na jedno wychodzi.
– To nie
jest to samo! – zaoponował gniewnie. – Ja dopełniłem przemiany. Dylan tamtego
dnia naprawdę chciał zginąć.
– Nie wiesz
tego – stwierdziła cicho; w tamtym momencie trafiła w sedno – Rufus
nie wiedział.
Wampir
zignorował jej wypowiedź, a może pogrążony we własnych myślach w ogóle
jej nie usłyszał. Zaczął krążyć jeszcze szybciej, a mnie naszła dziwna
myśl, że za chwilę wydepcze dziurę w podłożu.
– Co było
później? – odezwałam się, a przynajmniej taki miałam zamiar, bo mój głos
okazał się tak cichy, że ledwo sama zrozumiałam swoje słowa. Rufus wciąż
milczał, uparcie nie patrząc w moją stronę. Zrezygnowana, raz jeszcze
spojrzałam na kratę, próbując wyciągnąć właściwe wnioski. – Zabrałeś Dylana
tutaj i postarałeś się, żeby się nie wydostał. Te kraty… To było
więzienie, tak? Wiedziałeś, że moc nie zadziała, podobnie jak i wampirze
zdolności… – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Och, Rufusie…
– Wiem – przerwał
mi, chociaż sama nie byłam pewna, co jeszcze chciałam w tym momencie
powiedzieć. – Wiem, ja po prostu… Z tym, że to wciąż nie jest wszystko – wyznał,
a ja zesztywniałam.
– Och,
cudownie – sarknęła Isabeau, dosłownie materializując się u mojego boku.
Jak zwykle poruszała się absolutnie bezszelestnie. Być może było to grą
świateł, ale jakimś cudem wydawała mi się jeszcze bledsza niż zazwyczaj. – W końcu
to nie mógłby być koniec.
Rufus
zatrzymał się i niechętnie spojrzał w naszą stronę.
– Pomijając,
że teraz musiał się wydostać… No cóż, obawiam się, że Dylan nie jest sam – wyznał
tak bezbarwnym tonem, jakby mówił o pogodzie.
– Nie jest
sam? – Isabeau zamrugała. – A o czym ty teraz do mnie mówisz?
– O tym,
że jest ich więcej.
Isabeau
otworzyła usta, ale nie odezwała się ani słowem, najwyraźniej nie będąc w stanie
wykrztusić z siebie słowa. Sama również byłam w stanie jedynie na
wampira patrzeć, nie zdolna nawet do tego, żeby wszystko sensownie poukładać.
Głowa zaczęła mnie boleć, ale sama nie byłam już pewna czy to efekt
wcześniejszego uderzenia, czy nadmiaru wrażeń i szokujących informacji.
– To był
eksperyment – powtórzył raz jeszcze Rufus. – Kiedy już, powiedzmy…
zneutralizowałem problem, pomyślałem, że warto by to wykorzystać. Było wielu
zarażonych, a dla niektórych nie było już szansy, zresztą jak i dla
Dylana. Byli tacy, którzy tracili zmysły i mordowali, więc nie czułem,
żeby próba powstrzymania ich była czymś złym, poza tym…
– Ilu? – Isabeau
brzmiała tak, jakby sama za moment miała stracić przytomność. – Ilu ich było?
– Dziesięciu,
może trochę więcej… Ale nie jest aż tak źle, naprawdę – dodał pospiesznie.
– Nie jest
źle? Rufus, do cholery, czy ty sam siebie słyszysz?! – warknęła, mimowolnie
podnosząc głos. Jej krzyk odbił się od ścian korytarza, zwielokrotniony. – Na
dodatek nie jesteś pewien ilu ich jest! Około dziesiątka wampirów biega po
tunelach, a ty…
– Może
najpierw daj mi skończyć, dobrze? – Rufus próbował ratować sytuację. – Powiedziałem,
że było ich koło dziesięciu, ale teraz została trójka… No i Dylan, ale to
inna sprawa.
Isabeau ze
świętem wypuściła powietrze.
– A więc
czworo – stwierdziła, ale nie wyglądała na uspokojoną. – Co stało się z resztą?
Coś ty właściwie zrobił?
Rufus
jedynie pokręcił głową, coraz bardziej zdenerwowany. Znów zaczął krążyć, teraz z jeszcze
większą nerwowością, jednocześnie energicznie pocierając skronie, zupełnie
jakby bolała go głowa. Jego dotychczasowa maska zaczynała być coraz bardziej
niedoskonała, kiedy emocje przejęły nad nim kontrolę, zbyt silne żeby dalej nad
nimi panować.
– W tamtym
okresie… – Westchnął i spróbował zacząć raz jeszcze: – W tamtym
okresie niemal obsesyjnie szukałem czegoś, co pozwoliłoby mi jakkolwiek
zapanować nad tymi wybuchami złości, zrozumieć, co takiego się dzieje z pół-wampirami.
Ta przemiana i to kim stajemy się po przemianie wciąż pozostaje dla mnie
zagadką, chociaż jednocześnie mam wrażenie, że wszystkie odpowiedzi powinny być
mi znane. Tak, to okrutne, ale zacząłem… No cóż, nie do końca eksperymentować,
ale od biedy tak można to nazwać. Trzymałem ich tutaj, ale… – Jęknął i skrzywił
się. – Och, nie patrzcie tak na mnie! Przecież nie przywiązywałem ich do stołów
i nie kroiłem żywcem. Nie mam pojęcia, co teraz wam się w tych
ślicznych główkach zrodziło, ale lepiej po prostu mnie posłuchajcie, zamiast
wyciągać pochopne wnioski – westchnął, coraz bardziej sfrustrowany.
Ani ja, ani
Isabeau nie odpowiedziałyśmy, zbyt oszołomione, żeby zdobyć się na jakąkolwiek
sensowną reakcję. Sama nie byłam pewna, co powinnam myśleć o postępowaniu
Rufusa, ale chociaż zapewniał nas, że nie posunął się aż tak daleko, jakoś
miałam wątpliwości co do tego, czy jednak nie byłby do tego zdolny. Może i Layla
go zmieniła, ale Rufus wciąż pozostawał najbardziej nieprzewidywalną i niebezpieczną
istotą jaką znałam, dlatego wolałam o tym nie zapominać.
– Ja po
prostu obserwowałem – podjął niemal błagalnie Rufus, dochodząc do wniosku, że
jednak nie doczeka się od nas jakiejkolwiek reakcji. – Nie tylko dlatego, że
pewnie zabiliby mnie, gdybym zaryzykował cokolwiek więcej… Tak mogłem
dowiedzieć się naprawdę wiele, chociażby tego, co dzieje się z nami, jeśli
dokonany złych wyborów. Życie w wiecznym cieniu, bez nadziei… Teraz
żałuje, jeśli to ma dla was jakiekolwiek znaczenie – dodał, chociaż i tym
razem nie doczekał się reakcji. – Dopiero teraz pojąłem pełen sens wyjaśnień
Jaquesa i to, dlaczego każde z nas czuje więź z nocą, z mrokiem.
Pewnie nie raz słyszałyście stwierdzenie, że człowieczeństwo zanika, jakby
stara się zniknąć… Ach, widzę, że wiesz co mam na myśli – wtrącił, rzucając
krótka spojrzenie w stronę Isabeau. Mówił coraz szybciej, jakby już od
dawna nie mógł się doczekać, żeby podzielić się z kimś swoimi teoriami. W takich
chwilach naprawdę wydawał mi się szalony, zwłaszcza kiedy dostrzegłam znajomy
błysk w jego czekoladowych tęczówkach. To była obawa pomieszana z fascynacją.
– To ciągła walka. Gdybyśmy zechcieli, moglibyśmy stać się idealnymi łowcami,
może nawet groźniejszymi niż wampiry, które są nam znane. To właśnie
człowieczeństwo jest w wielu przypadkach przeszkodą… Pół-wampiry – spojrzał
na mnie – są tego idealnym przykładem. Wampir i człowiek… Gdyby spojrzeć
na to od strony naturalnego porządku rzeczy, coś podobnego nie powinno mieć
miejsca. Uczucia bywają zgubne, a jednak nie jesteśmy w stanie ich w pełni
odrzucić, na swój sposób mniej lub bardziej trwając przy tym, co upodabnia nas
do ludzi. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, można by powiedzieć, że emocje to
słabość… O tak, ja wiem jak to brzmi – zapewnił pośpiesznie. – Sam również
tego nie uznaję, ale w tym momencie liczą się fakty. To kim się staliśmy
albo stajemy… Ta przemiana jest trudniejsza, ale i bardziej idealna,
przynajmniej jeśli chodzi o przetrwanie i równowagę w naturze.
Instynkt nakazuje nam odrzucić to, co w nas ludzkie – a więc i słabe.
Gdybyśmy tylko sobie na to pozwolili… No cóż, same widziałyście, co dzieje się,
kiedy instynkt przejmuje kontrole. Te wszystkie wybuchu złości… To jest w każdym
z nas, nie tylko tych zarażonych SA, ale dzięki człowieczeństwu potrafimy
nad tym panować. Z tą tylko różnicą, że jeśli ktoś tako jak ja czy Isabeau
spróbuje uczucia odrzucić, może okazać się, że nie będzie już dla nas powrotu.
Stracimy to na zawsze, kiedy tylko przestaniemy o siebie walczyć.
Czułam, że
drżę, chociaż jednocześnie działo się to jakby poza mną. Rozszerzonymi oczami
wpatrywałam się w Rufusa, starając się uporządkować sobie jakoś jego
słowa, chociaż to było trudne – i bardzo, ale to bardzo przerażające.
– A co…
– Musiałam urwać, żeby złapać oddech. – Co dzieje się, jeśli ktoś już podjął
decyzję i utracił człowieczeństwo?
Rufus
spojrzał na mnie pustym wzrokiem, prawdopodobnie doskonale zdając sobie sprawę z tego,
że nie do końca o to chciałam go zapytać.
– Została
tylko czwórka, bo… No cóż, głód również bywa zgubny. Nie jesteśmy w stanie
umrzeć z powodu pragnienia, obojętnie jak długo nie dostaniemy krwi, ale
brak pożywienia jest niebezpieczny. Oni już wcześniej tacy byli, a w zamknięciu…
Zaczęli ze sobą walczyć, zabijać… To jak w przypadku młodych,
nowo narodzonych wampirów, dokładnie jak w armii – podpowiedział, żeby
lepiej wszystko zobrazować. – Te wszystkie lata… Obawiam się, że jedynie
przyśpieszyłam to, co już i tak było nieuniknione. Oszaleli, ostatecznie
stracili zmysły. Przestali walczyć, a więc stali się… – Zawahał się na
moment. – Pytałaś mnie, moja mała Renesmee, co dzieje się z tymi, którzy
odrzucili człowieczeństwo. Och, to bardzo proste: są niebezpieczni. Stali się
idealnymi maszynami do zabijania. Jesteśmy istotami mroku, którym noc i cienie
są posłuszna… Potrafimy się idealnie kryć i skradać, i to tak, że
nawet innym nieśmiertelnym ciężko jest nas dostrzec. Instynkt jest dla nas
najważniejszy, a po odrzuceniu człowieczeństwa, ostatecznie staje się
wszystkim – on, pragnienie krwi oraz chęć tego, żeby zabijać.
Rufus
zamilkł, po czym bardzo powoli podszedł do mnie. Dopiero kiedy ujął mnie pod
ramię, uświadomiłam sobie, że chwieję się na nogach i ledwo jestem w stanie
utrzymać się w pionie.
Wzdrygnęłam
się, kiedy Rufus ujął mnie pod ramię, ale nie próbowałam się odsunąć.
Niechętnie pozwoliłam, żeby posłużył mi za oparcie, po czym odważyłam się
spojrzeć mu w oczy.
– Czy teraz
już rozumiesz, dlaczego tak bardzo nalegam, żebyśmy się pośpieszyli? Oni są
gdzieś tutaj, nareszcie wolno i bardzo, ale to bardzo źli. Jakoś nie mam
wątpliwości co do tego, że to ja będę ich celem, ale… – Rufus nieświadomie
objął mnie mocniej. Patrzył na mnie jakoś dziwnie, jakby szukając zrozumienia
albo usprawiedliwienia, ale ja nie byłam zdolna do tego, żeby próbować go
pocieszać. – Obawiam się, że nie tylko ja mam kłopoty. Są szaleni, głodni i źli…
– Pokręcił głową. – Obawiam się, że dla nich nie będzie miało znaczenia to, kto
stanie na ich drodze. Nie martwię się wampiry, ale wszyscy ci, w których
żyłach płynie krew…
Nie musiał
mówić dalej. Ja zrozumiałam.
O kurcze to się porobiło.Ja nawet nie chcę wiedzieć jak Layla zareaguje kiedy się dowie, że Rufus przez siedem lat więził Dylana i jak by tego było mało dziesięć innych pół wampirów.Dobrze, niby są niebezpieczni, ale to nie zmienia faktu, że ją oszukuję.Jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju skoro Renesmee, Isabeau i Rufus są razem, Gabriel, Damien i Edward też, a reszta jest na górze to gdzie jest Ali no i oczywiście Carlisle?
OdpowiedzUsuńNo, ale będę cierpliwie czekać na następne cudne rozdziały:)
Pozdrawiam
Renesmee:3