Layla
♪ Kasia Kowalska – „Spowiedź”
Layla uważnie wpatrywała się w ciemność
przed sobą. Nawet mimo blasku mocy, mrok za żadne skarby nie chciał się uciąć i stać
się przynajmniej trochę bardziej przystępnym. Owszem, przynajmniej coś
widzieli, ale efekt był dość marny, Layli jednak niespecjalnie to
przeszkadzało. Ciemność nigdy nie stanowiła dla niej przeszkody… „Nigdy”, jeśli
liczyć od momentu, w którym zaczęła się zmieniać, ale jednak.
Wpatrywanie
się w czerń wydawało się czymś idiotycznym, a przynajmniej
czasochłonnym, ale na pewno było lepsze od zerkania na Marco. Wampir wyjątkowo
nie szedł na równi z nią, ale tuż przed i gdzieś na granicy
świadomości majaczyła jej jego znajoma sylwetka. Nie odwrócił się ani razu od
momentu, kiedy – wyraźnie urażony – ruszył w dalszą drogę, najwyraźniej
nie zamierzając udzielić im żadnych wyjaśniać jeśli chodziło o rozmowę o przeszłości,
a tym bardziej niezrozumiałe mruknięcie „pokuta”. Co sobie myślał? Że
jeśli zachowa się w ten sposób, ona nagle zacznie mu ufać albo
przynajmniej udawać, że nic się nie wydarzyło? Najzabawniejsze wydawało się
jednak to, że Marco również uciekał – przed przeszłością i przed samym
sobą.
Nas
wszystkich to kiedyś dopada. Prędzej czy później, pomyślała, wciąż
skoncentrowana na jego dziwnym zachowaniu. Sama już nie była pewna, czego
powinna spodziewać się po własnym ojcu, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze. Jeśli w istocie był tutaj przez wyrzuty sumienia (jakoś ciężko
było jej to sobie wyobrazić), dlaczego zachowywał się w taki sposób? To
zresztą znaczyłoby, że we wszechświecie jednak istnieje coś takiego jak
sprawiedliwość, a to zmusiłoby ją do zweryfikowania swoich poglądów. Nie
była pewna czy to dobrze, czy może źle.
Marco nagle
cały zesztywniał i przystanąwszy, błyskawiczne odwrócił się w ich
stronę. Serce zabił jej szybciej, kiedy z gracją i energią polującej
pantery ruszył w jej stronę.
– Na litość
bogini, czy mogłabyś w końcu przestać, dziecko?! – zapytał z irytacją.
Layla otworzyła usta, zaskoczona, ale ojciec nie zwracał się do niej tylko do
Alessi. – Przysięgam, za moment naprawdę szlag mnie trafi – jęknął, coraz
bardziej sfrustrowany.
– Ja? – Ali
zamrugała, wyraźnie poruszona jego słowami. – Ja przecież nic…
Marco
wywrócił oczami, kiedy Carlisle dla pewności przesunął się tak, żeby odgrodzić
wampirowi dostęp do prawnuczki. Mruczeć coś gniewnie pod nosem, w roztargnieniu
przeczesał ciemne włosy palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan
niż do tej pory. Pod tym względem zdecydowanie był podobny do Gabriela albo to
raczej syn wdał się w niego, chociaż taki stan rzeczy nigdy to nie
zachwycał, zwykle wręcz doprowadzając do szału.
– O co
znowu chodzi? – zapytał Carlisle, wyraźnie poirytowany ciągłymi zmianami
nastroju Marco. Layli wcale to nie dziwiło, bo wampir w istocie zaczynał
już trochę przypominać paranoika.
– Jej się
zapytaj – odparował Marco. – Cały czas mnie atakuje… Albo raczej mój umysł.
Cholera, Ali, czy naprawdę sądzisz, że jesteś w stanie tak po prostu
przeskoczyć moje bariery i spenetrować mój umysł? – dodał, tym razem
zwracając się do dziewczyny.
– Ja
przecież nic nie robię! – zaprotestowała Alessia. Już nie wyglądała na
przestraszoną, a przynajmniej nie przede wszystkim. Jej ciemne oczy
rozszerzyły się lekko od nadmiaru sprzecznych ze sobą emocji. Czasami była
podobna do Isabeau, trochę jak uzbrojone bomba z przyciskiem aktywującym
odliczanie do wybuchu. Cóż, zagniewany Marco najwyraźniej przypadkiem go
nacisnął, a teraz dodatkowo napędzał ją swoimi oskarżeniami. Pieprzona
duma Licavolich, przeszło Layli przez myśl, ale na swój sposób była z bratanicy
dumna. – Mógłbyś się w końcu ode mnie odczepić? Musiałabym być szalona,
żeby chcieć wiedzieć, co takiego sobie myślisz, dziadku. Niech cię szlag,
przecież to ty nas porwałeś! I, do jasnej cholery, przestań mówić na mnie „Ali”!
– Dziewczyna najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaczyna
posuwać się za daleko.
– Zacznij
uważać na słowa, młoda damo – doradził jej spokojnie wampir. Marco
umoralniający Alessię to było zdecydowanie coś ponad zdolności pojmowania
Layli. – To po pierwsze. A po drugie… Hm, ile masz lat, Alessiu?
Jego
pytanie zaskoczyło ją do tego stopnia, że zmarszczyła brwi i machinalnie
odpowiedziała:
– Siedem.
Ponad. – Przekrzywiła głowę, żeby lepiej widzieć wampira ponad ramieniem
Carlisle'a. – A co to ma do rzeczy.
– Przed czy
po? – pytał dalej Marco, najzwyczajniej w świecie ignorując jej pytanie. –
Pytam o ceremonię – dodał z westchnieniem, widząc jej oszołomione
spojrzenie.
– Ach…
Przed. Ale dalej nie rozumiem, co…
Marco
pokiwał ze zrozumieniem głową. Layla z niedowierzaniem uprzytomniła sobie,
że nagle spuścił z tonu, wręcz łagodniejąc, jakby coś nagle do niego
dotarło.
– To by
wszystko wyjaśniało – stwierdził, wzdychając cicho. – Ale spróbuj nad sobą
zapanować, Alessiu. W innym wypadku może powtórzyć się to, co stało się w lesie,
a tego zdecydowanie byś nie chciała.
– Czy ty
właśnie grozisz mojej wnuczce? – zapytał Carlisle, zaalarmowany. Jego mięśnie
napięły się lekko, jakby spodziewał się, że Marco w każdej chwili będzie
zdolny do tego, żeby się na nich rzucić.
– A skąd!
Zresztą to też moja wnuczka, na dodatek biologiczna – dodał, uśmiechając się.
Było w tym geście coś wymuszonego. – Poza tym nie grożę jej, tylko
ostrzegam. Przynajmniej moglibyście udawać, że to doceniacie.
– Doceniamy!
– Layla sama nie zorientowała się, kiedy odważyła się podejść bliżej, mimo
wewnętrznego oporu, który powstrzymywał ją przed zbliżaniem się do ojca. – Czy
ty siebie słyszysz? Oczekujesz, że docenimy to, że jak na razie powstrzymujesz
się przed próbą zgwałcenia Alessi? Pieprzona łaska! Dziękuję ci bardzo,
tatusiu. Od razu czuje się przy tobie bezpiecznie – prychnęła, po czym wybuchał
histerycznym śmiechem, który zaskoczył nawet ją.
Marco
spojrzał na nią okrągłymi ze zdumienia oczami, oszołomiony. W jednej
chwili stał przed Carlisle'm i Alessią, w następnej nagle
materializując się u jej boku. Zesztywniała cała, kiedy chwycił ją za
ramiona, stanowczo odwracając w swoją stronę i zmuszając do tego,
żeby spojrzała mu w oczy.
– Patrz
tutaj na mnie… Layla! – zaoponował, bo szarpnęła się, próbując odwrócić wzrok. –
Layla, chcę powiedzieć, że…
– Zostaw
mnie! W tej chwili mnie zostaw! – zawołała, znów zaczynając z nim
walczyć. – Zawsze doprowadzałam coś do szału, prawda? Byłam skazana na to,
żebyś mnie krzywdził i nienawidził, bo aż do tego stopnia przypominałam ci
mamę. Przeklęta uroda, tak jak i to, że musiałam trafić właśnie na ciebie
i… – Głos jej się załamał, a ona dopiero wtedy uświadomiła sobie, że
płacze. Przełknęła z trudem i znów zaczęła się szarpać, zaskoczona
tym, że Marco jeszcze jej nie uderzył. – Co my takiego ci zrobiliśmy, oprócz
tego, że po prostu byliśmy, tato? Nie chciałam tego – ani ja, ani Gabriel.
Żadne z nas nie chciało, żeby mama umarła… I wiesz co? Czasami
żałuję, że nie umarliśmy przed narodzinami. Gdyby mama poroniła, pewnie nadal
by żyła, a ty nie musiałbyś nas aż do tego stopnia nienawidzić! –
wykrzyczała, w jednej chwili dając upust wszystkim emocjom i żalom,
które kumulowały się w niej od wieków. – Mówiłeś mi, że przyciągam gniew.
Pamiętasz? Chyba, że to również moje sny, ale… Ale to nie ma znaczenia. Wiem
jak na ciebie działam i wciąż działam. Jestem do niej tak bardzo podobna, a ty
nie możesz tego znieść… Ale ja już dłużej nie zamierzam pozwolić na to, żebyś
krzywdził mnie albo tych, których kocham. Już więcej nie…
Chciała
powiedzieć coś więcej, ale zabrało jej tchu, w głowie zresztą i tak
miała kompletną pustkę. Wykorzystując fakt, że Marco zastygł w bezruchu,
całkowicie jej słowami oszołomiony, szarpnięciem wyrwała się z jego objęć.
Udało jej się uciec z zasięgu jego rąk, dosłownie na sekundę przed tym,
jak wampir otrząsnął się na tyle, żeby znów spróbować ją pochwycić. Jego
ramiona zacisnęły się wokół pustki, bo Layla zareagowała wystarczająco szybko w ułamku
sekundy przemieściła się niemal na drugi koniec korytarza. Raz po raz potykała
się o własne nogi, ale jakimś cudem udało jej się utrzymać równowagę,
chociaż sama nie była pewna w jaki sposób; w końcu czuła się tak,
jakby właśnie rozpadała się na kawałeczki albo jakby grunt usunął jej się spod
nóg, chociaż nie miało to żadnego odniesienia do tego, co działo się w rzeczywistości.
– Tak
uważasz? – Marco dał za wygraną i przynajmniej nie próbował jej gonić. W zamian
wpatrywał się w nią rozszerzonymi do granic możliwości oczami. Layla nie
sądziła, że jej słowa zrobią na wampirze aż takie wrażenie, ale nie czuła się
usatysfakcjonowana tym, że może jednak była zdolna do tego, żeby go zranić. –
Layli, czy naprawdę uważasz, że was nienawidzę?
– Nas? Nie
wiem. Na pewno mnie, bo i dlaczego robiłbyś to wszystko? – Nie była pewna,
dlaczego w ogóle zdecydowała się na to, żeby z nim dyskutować, ale to
nie miało znaczenia. Chyba podświadomie wiedziała, że prędzej czy później będą
zmuszeni do tego, żeby znów się spotkać i odbyć tę rozmowę, ale wcale nie
czuła się do niej przygotowana. Paradoksalnie bała się tego, co mogło z ich
wymiany zdań wyniknąć, a zarazem była tego nade wszystko ciekawa. – Masz
do nas żal, tak właśnie sądzę. Od samego początku obwiniałeś Gabriela, bo
właśnie po jego narodzinach umarła mama. A ja… Ja jestem do niej podoba,
to wystarczy. To wystarczyło, żeby…
Znów
zaczęła szlochać, tym razem już na całego. Czuła, że drży na całym ciele,
chociaż za wszelką cenę starała się zrobić wszystko, byleby jakoś nad sobą
zapanować. Niestety, ciało i emocje po raz kolejny wymykały jej się spod
kontroli, sprawiając, że czuła się jeszcze bardziej zdesperowana i bezradna
niż do tej pory. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie tylko Marco
się w nią wpatruje, ale to również nie miało dla niej żadnego znaczenia.
Czuła na sobie zszokowane spojrzenia Alessi i Carlisle’a, jedna nie dbała
już o to, czy zachowuje się jak szalona albo czy ktokolwiek będzie
świadkiem tego, co działo się między nią i jej ojcem. W jednej chwili
straciła nad sobą kontrolę, balansując gdzieś na granicy wariactwa i świadomości.
Niczego już nie była pewna, niczego już nie czuła…
Niczego
prócz żalu i złości, które ostatecznie miały znaleźć ujście.
Miała
wrażenie, że płonie, chociaż jednocześnie ogień wciąż był gdzieś poza jej
zasięgiem. Znów zobaczyła gdzieś w pamięci te wyimaginowanego, zamknięte
drzwi, ale już nie dbała o to, że nie ma do nich kluczach. Po co miałaby
go mieć, skoro równie dobrze mogła zmieść przeszkodę w inny sposób, chociażby
owe drzwi wyważając? Dawno nie czuła aż takiego gniewu, napędzanego żalem i goryczą,
a także nadmiarem innych, sprzecznych ze sobą emocji, które pojawiły się
znikąd w momencie, kiedy przeszło jej przez myśl, że jej ojciec mógł w ogóle
posunąć się do tego, żeby spróbować grozić Alessi. Siebie nie potrafiła
obronić, ale bratanicy nie miała zamiaru pozwolić skrzywdzić – obiecała to
sobie w momencie, kiedy przez krótką okropną chwilę sądziła, że Ali już
spotkało coś złego i teraz zamierzała zrobić wszystko, byleby
przyrzeczenia obiecać.
Marco
westchnął i zrobił stanowczy krok w jej stronę. Machinalnie cofnęła
się o krok, a z głębi jej gardła wyrwało się przeciągłe,
ostrzegawcze warknięcie.
– Nie
zbliżaj się – syknęła, spoglądając na ojca przez łzy. Mrugała coraz szybciej,
starając się jakoś zapanować nad szlochem, ale nie była w stanie. Kolejne
słone krople pojawiały się praktycznie z nikąd, spływając po jej
policzkach i gromadząc się na brodzie. – Do cholery, nie zbliżaj się! –
powtórzyła głośniej, kiedy tylko jego mięśnie drgnęły.
– Nie
zbliżam – zapewnił, w poddańczym geście unosząc obie dłonie ku górze. –
Nie zbliżam, tylko… Och, Laylo, proszę… Po prostu mnie wysłuchaj. Nawaliłem,
tak? Ale, na litość bogini, daj mi cokolwiek powiedzieć, bo…
– Z tym,
że ja już nie chcę nic wiedzieć – wyszeptała tak cicho, że ledwo sama była w stanie
zrozumieć własne słowa. – A jeśli zrobisz jeszcze jeden krok, przysięgam,
że cię zabiję – zagroziła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to
kłamstwo. Ogień wciąż był gdzieś poza jej zasięgiem, obojętny na jej stan
emocjonalny i na to, że za wszelką cenę pragnęła go wezwać.
Jeszcze
kiedy mówiła, dalej zaczęła cofać się, na oślep kierując tyłem w głąb
korytarza. Marco nie próbował zmniejszać dzielącej ich odległości, po prostu
się w nią wpatrując. Jego rubinowe oczy mocno kontrastowały z ciemnymi
włosami i panującym dookoła mrokiem. W efekcie wampir wyglądał trochę
tak, jakby był zjawą albo jakimś majakiem z przeszłości; widem, które nie
powinno istnieć, ale z jakiegoś powodu wróciło, żeby ją dręczyć. Myśl o tym
była zarazem przerażająca, co i irytująca, bo sprawiała, że Layla czuła
się trochę tak, jakby była więźniem własnej przeszłości. Sądziła, że będzie w stanie
się od tego uwolnić i przez pewien czasu naprawdę była tego bliska, ale
powrót Marco zmienił wszystko i była tego boleśnie świadoma.
– Czy ty w ogóle
zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? – zapytała pod wpływem impulsu,
niechętnie decydując się na to, żeby spojrzeć ojcu w oczy. Wciąż drżała,
teraz tak mocno, że miała wrażenie, iż wszystko wokół niej niebezpiecznie
wiruje. – Już nawet nie pytam o to, czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad
tym, co ja… Czy zastanawiałeś się…? – Musiała przerwać, żeby zebrać myśli i spróbować
normalnie oddychać. – Ja nie jestem w tym momencie ważna. To co się stało…
To już nie ma dla mnie znaczenia. Ja chcę tylko o tym zapomnieć, ale ty
najwyraźniej zawziąłeś się, żeby kolejny raz doprowadzić mnie do szaleństwa.
Dlaczego wróciłeś, co tato? Nie powiesz mi tego, ale… Ale ja jestem w stanie
to znieść. To, podobnie jak i wiele innych rzeczy, których z twojej
strony doświadczyłam. Jestem w stanie to wytrzymać, bo i tak
zniszczyłeś we mnie wszystko to, co najlepsze. Odebrałeś mi niewinność, wiarę,
nadzieję… Wszystko. Odebrałeś mi spokój, bo do tej pory zdarza się, że budzę
się w nocy i zlana potem rozglądam, jakbym spodziewała się, że za
moment pojawisz się gdzieś przede mną, a wszystko zacznie się od nowa.
Odebrałeś mi zdolność darzenia innych zaufaniem, chociaż tak może jest lepiej,
bo kto wie czy… Zepsułeś mnie. Miałam wrażenie, że potrafię to zwalczyć i chyba
nawet mi się to udawało, ale teraz znów jesteś… Jesteś ty. –
Gniewnym ruchem otarła oczy wierzchem dłoni. – Zawsze byłeś ty. Cokolwiek by mi
się nie układało, ostatecznie zawsze psuło się przez to, co mi zrobiłeś. Za
każdym razem, bo… Ale ciebie nigdy to nie obchodziło, prawda? A teraz nie
obchodzi również to, że mógłbyś to samo zrobić Alessi albo…
– Przestań!
– Marco zacisnął dłonie w pięści, wyraźnie rozeźlony. – Myśl sobie o mnie,
co chcesz, ale nie wmawiaj mi, że próbowałem skrzywdzić Alessię. Sądzisz, że
pojawiam się tylko po to, żeby powiedzieć swojej wnuczce „Cześć, jestem twoim
dziadkiem!”, a potem… – Z niedowierzaniem pokręcił głową. – Laylo,
właśnie to próbowałem wytłumaczyć. Tamtego wieczora nawet nie tknąłem Alessi.
To ona jakimś cudem dostała się do mojej głowy i wyciągnęła te
wspomnienia.
Layla
zamrugała. Stojąca u boku Carlisle’a Alessia gwałtownie nabrała powietrza
do płuc, nagle coś sobie uświadamiając.
– Jak to:
wspomnienia? – powtórzyła drżącym głosem. – Chcesz powiedzieć, że to wszystko,
co widziałam… O bogini, to były wspomnienia o Layli? – zapytała,
chociaż tak naprawdę już wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
– Najgorsze
wspomnienia. Moje najgorsze wspomnienia, które… – Marco zacisnął usta w wąską
linijkę. Wyglądał na wytrąconego z równowagi, jakby to on był największą
ofiarą obecnej sytuacji. – Dlatego zapytałem o wiek. Ty i Gabriel –
spojrzał na córkę – też zaczęliście rozwijać moce mniej więcej w tym
okresie, może trochę wcześniej. Okres dojrzewania jest najgorszy, bo wtedy
zdolności wymykają się spod kontroli, zwłaszcza tak wymagające jak telepatia.
Ali do tego stopnia uparła się, żeby dowiedzieć się kim jestem, że posunęła się
za daleko. A ja nie potrafiłem jej powstrzymać… Jak na ironię zobaczyła te wspomnienia,
jeśli oczywiście wiesz, co takiego mam na myśli. Pamiętasz, Laylo, prawda?
Wiesz, co zobaczyła… I co ja zobaczyłem.
Kolejne
wspomnienie zamigotało gdzieś na granicy jej świadomości, odległe, ale
jednocześnie nieznośnie żywe. Pamiętała oszołomienie Gabriela, własny szloch i krzyk
Marco, którego jej brat zdołał w jednej chwili powalić na kolana.
Pamiętała ten wrzask – ten rozdzierający, pełen szaleństwa krzyk – kiedy
Gabriel wyładował się na ich ojcu, mieszając mu w głowie i sprawiając
mu najgorsze z możliwych cierpień.
Były rzeczy
zdecydowanie gorsze od bólu czy śmierci, chociaż czasami wydawało się to
niemożliwe. Chociażby wspomnienia – i Layla wiedziała o tym
doskonale.
Teraz już
rozumiała, co takiego ojcu na pożegnanie pokazał Gabriel. To nadal w tym
było, tak jak i w niej.
A teraz
zobaczyła to również Alessia.
Layla sama
nie była pewna, co w tamtym momencie poczuła. Mimowolnie pomyślała o tym,
jak sama posunęła się do tego samego, żeby zapanować nad Lawrence’m. Dręczyła
go wtedy w ten sam sposób, przywołując te myśli i fakty z przeszłości
od których pastor chciał uciec. Przywołała wspomnienia jego zmarłej żony,
Beatrycze. Już samo to było okrutne, ale nagle zapragnęła zrobić to samo, żeby
tylko ukarać ojca. Chciała zmusić go do tego, żeby pożałował i żeby
krzyczał; żeby naprawdę odpokutował za wszystko, co zrobił nie tylko jej, ale
również Gabrielowi.
Chciała
żeby cierpiał.
A potem
mogłaby go zabić.
Ta myśl ją
oszołomiła, ale w jakiś dziwny sposób, jednocześnie stanowiąc niemal
kusząca perspektywę. Pewnie powinna być przerażona tą myślą, ale naprawdę czuła
się… podekscytowana? Była niemal na granicy szaleństwa, a może już
zwariowała – sama nie miała pewności, to zresztą jej nie obchodziło. Liczył się
sam fakt tego, żeby chociaż raz nie stać się ofiarą; żeby potrafić się obronić
i…
W
rubinowych oczach Marco pojawiło się zrozumienie. Wampir zareagował
błyskawicznie, chociaż Layla nigdy nie dowiedziała się, co takiego zdradziło,
jakie miała względem niego zamiary. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy ojciec
ubiegł ją, samemu wnikając w jej umysł. Przypominało to podmuch gorącego
wiatru, aż nazbyt znajome, tym bardziej, że nieśmiertelny nawet nie próbował
ukryć swojej obecności.
Jesteś w szoku.
Przepraszam, ale nie mam innego wyboru, usłyszała jego mentalny głos.
Zaraz po
tym pojawił się ból. Krzyknęła i chwyciła się za głowę, mając wrażenie, że
ciśnienie za moment rozsadzi jej czaszkę. Kolana ugięły się pod nią, ale prawie
nie była tego świadoma, podobnie jak i tego, że osunęła się na ziemię. Nie
wiedziała już nawet, czy krzyk, który słyszała, należał do niej, czy może do
kogoś innego.
– Przestań!
– Jak przez mgłę słyszała głos Carlisle’a. – Słyszysz? W tej chwili…
Wiedziała,
że doktor traci czas i właśnie dodało jej dość siły, żeby spróbować się
bronić. Zacisnęła zęby i skoncentrowała się na tym, żeby jakoś zablokować
mentalny atak ojca, zanim uda mu się pozbawić ją przytomności. Chociaż z trudem,
wzniosła wokół jego umysłu mentalny mur, który wampir zburzył swoim atakiem.
Odnawiała go, cegiełka po cegiełce, będąc dzięki temu w stanie
przynajmniej częściowo osunąć od siebie oszałamiający ból głowy.
Z trudem
dźwignęła się na nogi. Całe ciało miała jak z waty, a pierwszej
chwili zakręciło jej się w głowie. Machinalnie cofnęła się jeszcze o krok,
omal nie upadając.
Być może to
była jej wyobraźnia, ale w odpowiedzi na jej ruch, coś cicho kliknęło za
jej plecami. Już w następnej sekundzie cały korytarz wypełnił się
płomieniami i żarem.
Z tym, że
to nie ona wezwała ogień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz