14 lutego 2014

Trzydzieści osiem

Layla
Kasia Kowalska – „Spowiedź”

Layla uważnie wpatrywała się w ciemność przed sobą. Nawet mimo blasku mocy, mrok za żadne skarby nie chciał się uciąć i stać się przynajmniej trochę bardziej przystępnym. Owszem, przynajmniej coś widzieli, ale efekt był dość marny, Layli jednak niespecjalnie to przeszkadzało. Ciemność nigdy nie stanowiła dla niej przeszkody… „Nigdy”, jeśli liczyć od momentu, w którym zaczęła się zmieniać, ale jednak.
Wpatrywanie się w czerń wydawało się czymś idiotycznym, a przynajmniej czasochłonnym, ale na pewno było lepsze od zerkania na Marco. Wampir wyjątkowo nie szedł na równi z nią, ale tuż przed i gdzieś na granicy świadomości majaczyła jej jego znajoma sylwetka. Nie odwrócił się ani razu od momentu, kiedy – wyraźnie urażony – ruszył w dalszą drogę, najwyraźniej nie zamierzając udzielić im żadnych wyjaśniać jeśli chodziło o rozmowę o przeszłości, a tym bardziej niezrozumiałe mruknięcie „pokuta”. Co sobie myślał? Że jeśli zachowa się w ten sposób, ona nagle zacznie mu ufać albo przynajmniej udawać, że nic się nie wydarzyło? Najzabawniejsze wydawało się jednak to, że Marco również uciekał – przed przeszłością i przed samym sobą.
Nas wszystkich to kiedyś dopada. Prędzej czy później, pomyślała, wciąż skoncentrowana na jego dziwnym zachowaniu. Sama już nie była pewna, czego powinna spodziewać się po własnym ojcu, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Jeśli w istocie był tutaj przez wyrzuty sumienia (jakoś ciężko było jej to sobie wyobrazić), dlaczego zachowywał się w taki sposób? To zresztą znaczyłoby, że we wszechświecie jednak istnieje coś takiego jak sprawiedliwość, a to zmusiłoby ją do zweryfikowania swoich poglądów. Nie była pewna czy to dobrze, czy może źle.
Marco nagle cały zesztywniał i przystanąwszy, błyskawiczne odwrócił się w ich stronę. Serce zabił jej szybciej, kiedy z gracją i energią polującej pantery ruszył w jej stronę.
– Na litość bogini, czy mogłabyś w końcu przestać, dziecko?! – zapytał z irytacją. Layla otworzyła usta, zaskoczona, ale ojciec nie zwracał się do niej tylko do Alessi. – Przysięgam, za moment naprawdę szlag mnie trafi – jęknął, coraz bardziej sfrustrowany.
– Ja? – Ali zamrugała, wyraźnie poruszona jego słowami. – Ja przecież nic…
Marco wywrócił oczami, kiedy Carlisle dla pewności przesunął się tak, żeby odgrodzić wampirowi dostęp do prawnuczki. Mruczeć coś gniewnie pod nosem, w roztargnieniu przeczesał ciemne włosy palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan niż do tej pory. Pod tym względem zdecydowanie był podobny do Gabriela albo to raczej syn wdał się w niego, chociaż taki stan rzeczy nigdy to nie zachwycał, zwykle wręcz doprowadzając do szału.
– O co znowu chodzi? – zapytał Carlisle, wyraźnie poirytowany ciągłymi zmianami nastroju Marco. Layli wcale to nie dziwiło, bo wampir w istocie zaczynał już trochę przypominać paranoika.
– Jej się zapytaj – odparował Marco. – Cały czas mnie atakuje… Albo raczej mój umysł. Cholera, Ali, czy naprawdę sądzisz, że jesteś w stanie tak po prostu przeskoczyć moje bariery i spenetrować mój umysł? – dodał, tym razem zwracając się do dziewczyny.
– Ja przecież nic nie robię! – zaprotestowała Alessia. Już nie wyglądała na przestraszoną, a przynajmniej nie przede wszystkim. Jej ciemne oczy rozszerzyły się lekko od nadmiaru sprzecznych ze sobą emocji. Czasami była podobna do Isabeau, trochę jak uzbrojone bomba z przyciskiem aktywującym odliczanie do wybuchu. Cóż, zagniewany Marco najwyraźniej przypadkiem go nacisnął, a teraz dodatkowo napędzał ją swoimi oskarżeniami. Pieprzona duma Licavolich, przeszło Layli przez myśl, ale na swój sposób była z bratanicy dumna. – Mógłbyś się w końcu ode mnie odczepić? Musiałabym być szalona, żeby chcieć wiedzieć, co takiego sobie myślisz, dziadku. Niech cię szlag, przecież to ty nas porwałeś! I, do jasnej cholery, przestań mówić na mnie „Ali”! – Dziewczyna najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaczyna posuwać się za daleko.
– Zacznij uważać na słowa, młoda damo – doradził jej spokojnie wampir. Marco umoralniający Alessię to było zdecydowanie coś ponad zdolności pojmowania Layli. – To po pierwsze. A po drugie… Hm, ile masz lat, Alessiu?
Jego pytanie zaskoczyło ją do tego stopnia, że zmarszczyła brwi i machinalnie odpowiedziała:
– Siedem. Ponad. – Przekrzywiła głowę, żeby lepiej widzieć wampira ponad ramieniem Carlisle'a. – A co to ma do rzeczy.
– Przed czy po? – pytał dalej Marco, najzwyczajniej w świecie ignorując jej pytanie. – Pytam o ceremonię – dodał z westchnieniem, widząc jej oszołomione spojrzenie.
– Ach… Przed. Ale dalej nie rozumiem, co…
Marco pokiwał ze zrozumieniem głową. Layla z niedowierzaniem uprzytomniła sobie, że nagle spuścił z tonu, wręcz łagodniejąc, jakby coś nagle do niego dotarło.
– To by wszystko wyjaśniało – stwierdził, wzdychając cicho. – Ale spróbuj nad sobą zapanować, Alessiu. W innym wypadku może powtórzyć się to, co stało się w lesie, a tego zdecydowanie byś nie chciała.
– Czy ty właśnie grozisz mojej wnuczce? – zapytał Carlisle, zaalarmowany. Jego mięśnie napięły się lekko, jakby spodziewał się, że Marco w każdej chwili będzie zdolny do tego, żeby się na nich rzucić.
– A skąd! Zresztą to też moja wnuczka, na dodatek biologiczna – dodał, uśmiechając się. Było w tym geście coś wymuszonego. – Poza tym nie grożę jej, tylko ostrzegam. Przynajmniej moglibyście udawać, że to doceniacie.
– Doceniamy! – Layla sama nie zorientowała się, kiedy odważyła się podejść bliżej, mimo wewnętrznego oporu, który powstrzymywał ją przed zbliżaniem się do ojca. – Czy ty siebie słyszysz? Oczekujesz, że docenimy to, że jak na razie powstrzymujesz się przed próbą zgwałcenia Alessi? Pieprzona łaska! Dziękuję ci bardzo, tatusiu. Od razu czuje się przy tobie bezpiecznie – prychnęła, po czym wybuchał histerycznym śmiechem, który zaskoczył nawet ją.
Marco spojrzał na nią okrągłymi ze zdumienia oczami, oszołomiony. W jednej chwili stał przed Carlisle'm i Alessią, w następnej nagle materializując się u jej boku. Zesztywniała cała, kiedy chwycił ją za ramiona, stanowczo odwracając w swoją stronę i zmuszając do tego, żeby spojrzała mu w oczy.
– Patrz tutaj na mnie… Layla! – zaoponował, bo szarpnęła się, próbując odwrócić wzrok. – Layla, chcę powiedzieć, że…
– Zostaw mnie! W tej chwili mnie zostaw! – zawołała, znów zaczynając z nim walczyć. – Zawsze doprowadzałam coś do szału, prawda? Byłam skazana na to, żebyś mnie krzywdził i nienawidził, bo aż do tego stopnia przypominałam ci mamę. Przeklęta uroda, tak jak i to, że musiałam trafić właśnie na ciebie i… – Głos jej się załamał, a ona dopiero wtedy uświadomiła sobie, że płacze. Przełknęła z trudem i znów zaczęła się szarpać, zaskoczona tym, że Marco jeszcze jej nie uderzył. – Co my takiego ci zrobiliśmy, oprócz tego, że po prostu byliśmy, tato? Nie chciałam tego – ani ja, ani Gabriel. Żadne z nas nie chciało, żeby mama umarła… I wiesz co? Czasami żałuję, że nie umarliśmy przed narodzinami. Gdyby mama poroniła, pewnie nadal by żyła, a ty nie musiałbyś nas aż do tego stopnia nienawidzić! – wykrzyczała, w jednej chwili dając upust wszystkim emocjom i żalom, które kumulowały się w niej od wieków. – Mówiłeś mi, że przyciągam gniew. Pamiętasz? Chyba, że to również moje sny, ale… Ale to nie ma znaczenia. Wiem jak na ciebie działam i wciąż działam. Jestem do niej tak bardzo podobna, a ty nie możesz tego znieść… Ale ja już dłużej nie zamierzam pozwolić na to, żebyś krzywdził mnie albo tych, których kocham. Już więcej nie…
Chciała powiedzieć coś więcej, ale zabrało jej tchu, w głowie zresztą i tak miała kompletną pustkę. Wykorzystując fakt, że Marco zastygł w bezruchu, całkowicie jej słowami oszołomiony, szarpnięciem wyrwała się z jego objęć. Udało jej się uciec z zasięgu jego rąk, dosłownie na sekundę przed tym, jak wampir otrząsnął się na tyle, żeby znów spróbować ją pochwycić. Jego ramiona zacisnęły się wokół pustki, bo Layla zareagowała wystarczająco szybko w ułamku sekundy przemieściła się niemal na drugi koniec korytarza. Raz po raz potykała się o własne nogi, ale jakimś cudem udało jej się utrzymać równowagę, chociaż sama nie była pewna w jaki sposób; w końcu czuła się tak, jakby właśnie rozpadała się na kawałeczki albo jakby grunt usunął jej się spod nóg, chociaż nie miało to żadnego odniesienia do tego, co działo się w rzeczywistości.
– Tak uważasz? – Marco dał za wygraną i przynajmniej nie próbował jej gonić. W zamian wpatrywał się w nią rozszerzonymi do granic możliwości oczami. Layla nie sądziła, że jej słowa zrobią na wampirze aż takie wrażenie, ale nie czuła się usatysfakcjonowana tym, że może jednak była zdolna do tego, żeby go zranić. – Layli, czy naprawdę uważasz, że was nienawidzę?
– Nas? Nie wiem. Na pewno mnie, bo i dlaczego robiłbyś to wszystko? – Nie była pewna, dlaczego w ogóle zdecydowała się na to, żeby z nim dyskutować, ale to nie miało znaczenia. Chyba podświadomie wiedziała, że prędzej czy później będą zmuszeni do tego, żeby znów się spotkać i odbyć tę rozmowę, ale wcale nie czuła się do niej przygotowana. Paradoksalnie bała się tego, co mogło z ich wymiany zdań wyniknąć, a zarazem była tego nade wszystko ciekawa. – Masz do nas żal, tak właśnie sądzę. Od samego początku obwiniałeś Gabriela, bo właśnie po jego narodzinach umarła mama. A ja… Ja jestem do niej podoba, to wystarczy. To wystarczyło, żeby…
Znów zaczęła szlochać, tym razem już na całego. Czuła, że drży na całym ciele, chociaż za wszelką cenę starała się zrobić wszystko, byleby jakoś nad sobą zapanować. Niestety, ciało i emocje po raz kolejny wymykały jej się spod kontroli, sprawiając, że czuła się jeszcze bardziej zdesperowana i bezradna niż do tej pory. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie tylko Marco się w nią wpatruje, ale to również nie miało dla niej żadnego znaczenia. Czuła na sobie zszokowane spojrzenia Alessi i Carlisle’a, jedna nie dbała już o to, czy zachowuje się jak szalona albo czy ktokolwiek będzie świadkiem tego, co działo się między nią i jej ojcem. W jednej chwili straciła nad sobą kontrolę, balansując gdzieś na granicy wariactwa i świadomości. Niczego już nie była pewna, niczego już nie czuła…
Niczego prócz żalu i złości, które ostatecznie miały znaleźć ujście.
Miała wrażenie, że płonie, chociaż jednocześnie ogień wciąż był gdzieś poza jej zasięgiem. Znów zobaczyła gdzieś w pamięci te wyimaginowanego, zamknięte drzwi, ale już nie dbała o to, że nie ma do nich kluczach. Po co miałaby go mieć, skoro równie dobrze mogła zmieść przeszkodę w inny sposób, chociażby owe drzwi wyważając? Dawno nie czuła aż takiego gniewu, napędzanego żalem i goryczą, a także nadmiarem innych, sprzecznych ze sobą emocji, które pojawiły się znikąd w momencie, kiedy przeszło jej przez myśl, że jej ojciec mógł w ogóle posunąć się do tego, żeby spróbować grozić Alessi. Siebie nie potrafiła obronić, ale bratanicy nie miała zamiaru pozwolić skrzywdzić – obiecała to sobie w momencie, kiedy przez krótką okropną chwilę sądziła, że Ali już spotkało coś złego i teraz zamierzała zrobić wszystko, byleby przyrzeczenia obiecać.
Marco westchnął i zrobił stanowczy krok w jej stronę. Machinalnie cofnęła się o krok, a z głębi jej gardła wyrwało się przeciągłe, ostrzegawcze warknięcie.
– Nie zbliżaj się – syknęła, spoglądając na ojca przez łzy. Mrugała coraz szybciej, starając się jakoś zapanować nad szlochem, ale nie była w stanie. Kolejne słone krople pojawiały się praktycznie z nikąd, spływając po jej policzkach i gromadząc się na brodzie. – Do cholery, nie zbliżaj się! – powtórzyła głośniej, kiedy tylko jego mięśnie drgnęły.
– Nie zbliżam – zapewnił, w poddańczym geście unosząc obie dłonie ku górze. – Nie zbliżam, tylko… Och, Laylo, proszę… Po prostu mnie wysłuchaj. Nawaliłem, tak? Ale, na litość bogini, daj mi cokolwiek powiedzieć, bo…
– Z tym, że ja już nie chcę nic wiedzieć – wyszeptała tak cicho, że ledwo sama była w stanie zrozumieć własne słowa. – A jeśli zrobisz jeszcze jeden krok, przysięgam, że cię zabiję – zagroziła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to kłamstwo. Ogień wciąż był gdzieś poza jej zasięgiem, obojętny na jej stan emocjonalny i na to, że za wszelką cenę pragnęła go wezwać.
Jeszcze kiedy mówiła, dalej zaczęła cofać się, na oślep kierując tyłem w głąb korytarza. Marco nie próbował zmniejszać dzielącej ich odległości, po prostu się w nią wpatrując. Jego rubinowe oczy mocno kontrastowały z ciemnymi włosami i panującym dookoła mrokiem. W efekcie wampir wyglądał trochę tak, jakby był zjawą albo jakimś majakiem z przeszłości; widem, które nie powinno istnieć, ale z jakiegoś powodu wróciło, żeby ją dręczyć. Myśl o tym była zarazem przerażająca, co i irytująca, bo sprawiała, że Layla czuła się trochę tak, jakby była więźniem własnej przeszłości. Sądziła, że będzie w stanie się od tego uwolnić i przez pewien czasu naprawdę była tego bliska, ale powrót Marco zmienił wszystko i była tego boleśnie świadoma.
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? – zapytała pod wpływem impulsu, niechętnie decydując się na to, żeby spojrzeć ojcu w oczy. Wciąż drżała, teraz tak mocno, że miała wrażenie, iż wszystko wokół niej niebezpiecznie wiruje. – Już nawet nie pytam o to, czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, co ja… Czy zastanawiałeś się…? – Musiała przerwać, żeby zebrać myśli i spróbować normalnie oddychać. – Ja nie jestem w tym momencie ważna. To co się stało… To już nie ma dla mnie znaczenia. Ja chcę tylko o tym zapomnieć, ale ty najwyraźniej zawziąłeś się, żeby kolejny raz doprowadzić mnie do szaleństwa. Dlaczego wróciłeś, co tato? Nie powiesz mi tego, ale… Ale ja jestem w stanie to znieść. To, podobnie jak i wiele innych rzeczy, których z twojej strony doświadczyłam. Jestem w stanie to wytrzymać, bo i tak zniszczyłeś we mnie wszystko to, co najlepsze. Odebrałeś mi niewinność, wiarę, nadzieję… Wszystko. Odebrałeś mi spokój, bo do tej pory zdarza się, że budzę się w nocy i zlana potem rozglądam, jakbym spodziewała się, że za moment pojawisz się gdzieś przede mną, a wszystko zacznie się od nowa. Odebrałeś mi zdolność darzenia innych zaufaniem, chociaż tak może jest lepiej, bo kto wie czy… Zepsułeś mnie. Miałam wrażenie, że potrafię to zwalczyć i chyba nawet mi się to udawało, ale teraz znów jesteś… Jesteś ty. – Gniewnym ruchem otarła oczy wierzchem dłoni. – Zawsze byłeś ty. Cokolwiek by mi się nie układało, ostatecznie zawsze psuło się przez to, co mi zrobiłeś. Za każdym razem, bo… Ale ciebie nigdy to nie obchodziło, prawda? A teraz nie obchodzi również to, że mógłbyś to samo zrobić Alessi albo…
– Przestań! – Marco zacisnął dłonie w pięści, wyraźnie rozeźlony. – Myśl sobie o mnie, co chcesz, ale nie wmawiaj mi, że próbowałem skrzywdzić Alessię. Sądzisz, że pojawiam się tylko po to, żeby powiedzieć swojej wnuczce „Cześć, jestem twoim dziadkiem!”, a potem… – Z niedowierzaniem pokręcił głową. – Laylo, właśnie to próbowałem wytłumaczyć. Tamtego wieczora nawet nie tknąłem Alessi. To ona jakimś cudem dostała się do mojej głowy i wyciągnęła te wspomnienia.
Layla zamrugała. Stojąca u boku Carlisle’a Alessia gwałtownie nabrała powietrza do płuc, nagle coś sobie uświadamiając.
– Jak to: wspomnienia? – powtórzyła drżącym głosem. – Chcesz powiedzieć, że to wszystko, co widziałam… O bogini, to były wspomnienia o Layli? – zapytała, chociaż tak naprawdę już wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
– Najgorsze wspomnienia. Moje najgorsze wspomnienia, które… – Marco zacisnął usta w wąską linijkę. Wyglądał na wytrąconego z równowagi, jakby to on był największą ofiarą obecnej sytuacji. – Dlatego zapytałem o wiek. Ty i Gabriel – spojrzał na córkę – też zaczęliście rozwijać moce mniej więcej w tym okresie, może trochę wcześniej. Okres dojrzewania jest najgorszy, bo wtedy zdolności wymykają się spod kontroli, zwłaszcza tak wymagające jak telepatia. Ali do tego stopnia uparła się, żeby dowiedzieć się kim jestem, że posunęła się za daleko. A ja nie potrafiłem jej powstrzymać… Jak na ironię zobaczyła te wspomnienia, jeśli oczywiście wiesz, co takiego mam na myśli. Pamiętasz, Laylo, prawda? Wiesz, co zobaczyła… I co ja zobaczyłem.
Kolejne wspomnienie zamigotało gdzieś na granicy jej świadomości, odległe, ale jednocześnie nieznośnie żywe. Pamiętała oszołomienie Gabriela, własny szloch i krzyk Marco, którego jej brat zdołał w jednej chwili powalić na kolana. Pamiętała ten wrzask – ten rozdzierający, pełen szaleństwa krzyk – kiedy Gabriel wyładował się na ich ojcu, mieszając mu w głowie i sprawiając mu najgorsze z możliwych cierpień.
Były rzeczy zdecydowanie gorsze od bólu czy śmierci, chociaż czasami wydawało się to niemożliwe. Chociażby wspomnienia – i Layla wiedziała o tym doskonale.
Teraz już rozumiała, co takiego ojcu na pożegnanie pokazał Gabriel. To nadal w tym było, tak jak i w niej.
A teraz zobaczyła to również Alessia.
Layla sama nie była pewna, co w tamtym momencie poczuła. Mimowolnie pomyślała o tym, jak sama posunęła się do tego samego, żeby zapanować nad Lawrence’m. Dręczyła go wtedy w ten sam sposób, przywołując te myśli i fakty z przeszłości od których pastor chciał uciec. Przywołała wspomnienia jego zmarłej żony, Beatrycze. Już samo to było okrutne, ale nagle zapragnęła zrobić to samo, żeby tylko ukarać ojca. Chciała zmusić go do tego, żeby pożałował i żeby krzyczał; żeby naprawdę odpokutował za wszystko, co zrobił nie tylko jej, ale również Gabrielowi.
Chciała żeby cierpiał.
A potem mogłaby go zabić.
Ta myśl ją oszołomiła, ale w jakiś dziwny sposób, jednocześnie stanowiąc niemal kusząca perspektywę. Pewnie powinna być przerażona tą myślą, ale naprawdę czuła się… podekscytowana? Była niemal na granicy szaleństwa, a może już zwariowała – sama nie miała pewności, to zresztą jej nie obchodziło. Liczył się sam fakt tego, żeby chociaż raz nie stać się ofiarą; żeby potrafić się obronić i…
W rubinowych oczach Marco pojawiło się zrozumienie. Wampir zareagował błyskawicznie, chociaż Layla nigdy nie dowiedziała się, co takiego zdradziło, jakie miała względem niego zamiary. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy ojciec ubiegł ją, samemu wnikając w jej umysł. Przypominało to podmuch gorącego wiatru, aż nazbyt znajome, tym bardziej, że nieśmiertelny nawet nie próbował ukryć swojej obecności.
Jesteś w szoku. Przepraszam, ale nie mam innego wyboru, usłyszała jego mentalny głos.
Zaraz po tym pojawił się ból. Krzyknęła i chwyciła się za głowę, mając wrażenie, że ciśnienie za moment rozsadzi jej czaszkę. Kolana ugięły się pod nią, ale prawie nie była tego świadoma, podobnie jak i tego, że osunęła się na ziemię. Nie wiedziała już nawet, czy krzyk, który słyszała, należał do niej, czy może do kogoś innego.
– Przestań! – Jak przez mgłę słyszała głos Carlisle’a. – Słyszysz? W tej chwili…
Wiedziała, że doktor traci czas i właśnie dodało jej dość siły, żeby spróbować się bronić. Zacisnęła zęby i skoncentrowała się na tym, żeby jakoś zablokować mentalny atak ojca, zanim uda mu się pozbawić ją przytomności. Chociaż z trudem, wzniosła wokół jego umysłu mentalny mur, który wampir zburzył swoim atakiem. Odnawiała go, cegiełka po cegiełce, będąc dzięki temu w stanie przynajmniej częściowo osunąć od siebie oszałamiający ból głowy.
Z trudem dźwignęła się na nogi. Całe ciało miała jak z waty, a pierwszej chwili zakręciło jej się w głowie. Machinalnie cofnęła się jeszcze o krok, omal nie upadając.
Być może to była jej wyobraźnia, ale w odpowiedzi na jej ruch, coś cicho kliknęło za jej plecami. Już w następnej sekundzie cały korytarz wypełnił się płomieniami i żarem.
Z tym, że to nie ona wezwała ogień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa