Aldero
Lilianne patrzyła się na
zgromadzonych tak, jakby widziała ich po raz pierwszy. Co więcej, Aldero
odniósł wrażenie, że dziewczyna miała poważne wątpliwości co do tego, czy cała
piątka przypadkiem nie postradała zmysłów albo nie przybyła z innej
planety. Sam przywykł do takich spojrzeń, bo bliscy niejednokrotnie z westchnieniem
kręcili głowami nad niektórymi jego dziwnymi pomysłami, ale w wykonaniu
jasnowłosej wampirzycy spojrzenie to miało w sobie coś szczególnego, czego
nie potrafił opisać.
Lilly
siedziała na ganku okazałego domu, który w przeszłości należał do jej
rodziny. Obie bliźniaczki Glass (Aldero wiedział, że Lilianne kiedyś miała
siostrę, ale nigdy nie chciała o niej mówić) wywodziły się z Miasta
Nocy, chociaż opuściły to miejsce już dawno temu. Nie wiedział również wiele o przeszłości
rodziny dziewczyny, może pomijając to, że ich matka nie przeżyła porodu. Nigdy
nie zapytał o to matki, ale miał wrażenie, że po wszystkim ojciec
bliźniaczek albo odszedł, albo targnął się na swoje życie; tak czy inaczej,
teraz Lilianne była sama, jeśli oczywiście brać pod uwagę więzy krwi.
Jak przez
mgłę pamiętał ten okres, kiedy w mieście panował istny chaos, a „nowe
wampiry” były zaledwie abstrakcją i czymś, czego żadne z nich nie
rozumiało. Lilianne była jednym z tych nieśmiertelnych o którym można
było powiedzieć, że postradali zmysły, przynajmniej do momentu, w którym
nie okazało się, że to śmierć jest rozwiązaniem. W pamięci również miał
ten okropny moment, kiedy to Isabeau stanęła w jego obronie i na jego
oczach zabiła kilka rozszalałych dzieciaków, nieświadomie dopełniając
przemiany, która od dłuższego czasu w nich zachodziła. Od tamtego czasu
Lilly była nie tyle ich przyjaciółką, co po prostu dobrą znajomą, po prostu
wdzięczną Beau za ukojenie, którego dzięki niej zaznała. Aldero nie potrafił
stwierdzić, czy dziewczyna go lubi; bez wątpienia można było mówić o jakimś
pozytywnym uczuciu, ale musiało mieć to bezpośredni związek z tym, że był
synem Isabeau.
Poza tym
wiedział o Lilianne jedynie tyle, że lubiła towarzystwo sobie podobnych, a samotność
doprowadzała ją do szaleństwa. Chyba właśnie dlatego zdecydowała się na to,
żeby przyjąć pod swój dach inne przemienione wampiry, chociażby ciemnowłosą
Eve, która teraz obserwowała ich gdzieś z okna. Również Kristin mogłaby
należeć do tego grona, gdyby oczywiście zdecydowała się targnąć na swoje życie i swój
stan ustabilizować, ale pół-wampirzyca jedynie parskała śmiechem i nie
podejmowała tematu, jeśli takowy w ogóle przewijał się podczas rozmowy.
– Możecie
powtórzyć? – zapytała Lilianne, w nerwowym geście nawijając kosmyk jasnych
włosów na palec. Wsparła brodę na kolanach, z zaciekawieniem i niedowierzaniem
obserwując stojącą przed nią grupkę. – Mam was zabrać do Egiptu?
– Otóż to –
oznajmiła z entuzjazmem Kristin. – Zrobisz to dla mnie, Lilly? Dla swojej
ulubionej, wciąż żywej przyjaciółki?
Wampirzyca
zaśmiała się cicho; jej śmiech zabrzmiał trochę sztucznie, ale z jakiegoś
powodu wydał się Aldero szczery.
– Masz
rację, Kris. Nie mam zbyt wielu żywych przyjaciół
– zgodziła się, przeciągając sylaby przy ostatnich słowach. – Zabawne, bo
wcześniej się nie przyjaźniłyśmy, prawda? – zauważyła.
– Wcześniej,
czyli w ZU? – Kristin miała na myśli Zespół Uderzeniowy, który lata
wcześniej zorganizował Lawrence, a który ostatecznie się rozpadł, kiedy
sprawy wymknęły się spod kontroli. Lilianne sztywno skinęła głową. – Cóż,
prawda jest taka, że wtedy należałaś do osób do których osobiście nie
podchodziłabym, jeśli nie musiałam. Byłaś… Ech, nie chcę nic mówić, ale z byciem
martwą jest ci do twarzy – stwierdziła ze swoim firmowym, złośliwych uśmiechem.
– Powiedz mi
po prostu, że… Ach, zresztą nieważne. – Lilianne westchnęła i pokręciła
głową. – Ty za to wciąż jesteś…
– Sobą,
Lilianne. Ja jestem sobą – ucięła stanowczo brunetka, podświadomie wyczuwając,
że rozmowa schodzi na niebezpieczny tor, jakbym było chociażby to, że wciąż
pozostawała na granicy życia i śmierci. Z drugiej strony, nie o wszystkim
bezpiecznie rozmawiać przy Theo, który w skupieni chłonął każde słowo
Lilianne, próbując jak najwięcej dowiedzieć się na temat przeszłości swojej
partnerki. – Więc jak? Pomożesz nam czy nie?
Lilianne
nie odpowiedziała. Wzdychając cicho, odwróciła wzrok i powoli się
podniosła, przeciągając się przy tym niczym kotka. Długie, sięgające pasa
włosy, tym razem związane w wysoki kucyk, zafalowały lekko, kiedy stanęła
na równe nogi.
Aldero
spojrzał na Kristin, nie jako jedyny zresztą, ale pół-wampirzyca jedynie
wzruszyła obojętnie ramionami, żeby okazać swoją bezsilność. Nie miała wpływu
na poczynania Lilianne, zwłaszcza, że nawet mimo wspólnej przeszłości, w rzeczywistości
nigdy nie były ze sobą blisko. Owszem, od śmierci Taylor łatwiej było z Lilly
przebywać, ale to wciąż było zbyt mało, zwłaszcza, że blondynka najlepiej czuła
się w swojej obecności. Kristin z kolei od zawsze była
indywidualistką, teraz skoncentrowana na Theo i próbach ucieczki przed
przeszłością i własną, nieokiełzaną naturą.
– Lilly,
proszę – odezwała się Esme, decydując się przerwać panującą ciszę. Jej złote
oczy zalśniły, kiedy spojrzała na dziewczynę. No proszę, a jeszcze jakiś czas
temu jedynie ja wierzyłem, że pomysł z szukaniem Benjamina jest dobry,
przeszło Aldero przez myśl, zwłaszcza kiedy zauważył determinację w postawie
żony Carlisle’a. – Wiem, że już kilka razy prosiliśmy cię o pomoc, ale tym
razem to równie ważne. Potrzebujemy szybkiego transportu i…
– Nie obraź
się, ale nie jestem zachwycona tym, że ktokolwiek sprowadza mnie do roli „środka
transportu” – wtrąciła Lilianne, ale przynajmniej na kobietę spojrzała.
– Och… – Esme
zamrugała pospiesznie, z opóźnieniem pojmując sens wypowiedzianych przez
siebie słów. – To nie miało być… Bardzo przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak
zabrzmiało. Ja po prostu…
– Po prostu
jesteś zdenerwowana – podpowiedziała jej usłużnie dziewczyna. – Nie ma sprawy.
Widzę… Nie jestem tylko pewna, czy ja potrafię wam pomóc – wyjaśniła, pierwszy
raz skutecznie będąc w stanie przygasić ich entuzjazm.
Aldero
poczuł się trochę tak, jakby ktoś zdzielił go czymś ciężkim po głowie i to
na dodatek nie po raz pierwszy. Od momentu, kiedy Kristin zaproponowała
skorzystanie ze zdolności przedstawicielki Glassów, zdążył już nabrać pewności,
że to jedyne i genialne rozwiązanie, więc słowa dziewczyny stanowiły
irytującą przeszkodę, której zdecydowanie się nie spodziewał – i która z jakiegoś
powodu doprowadzała go do szaleństwa,
– Jak to:
nie wiesz, czy potrafisz nam pomóc? – powtórzył, nie dając komukolwiek okazji
do tego, żeby się odezwać. Wszystko w nim aż rwało się do tego, żeby
doskoczyć do Lilianne i porządnie nią potrząsnąć, ale powstrzymał się
przed tym, doskonale świadom tego, że w ten sposób może jedynie wszystko
zepsuć. – Potrafisz się teleportować, do cholery! Tutaj nie chodzi o to,
czy możesz nam pomóc, ale że po prostu tego nie chcesz – zarzucił jej, nie
dbając o to, czy przypadkiem nie zrani dziewczyny swoimi słowami.
– Aldero –
upomniała go natychmiast Esme. – Lilly nie musi nam pomagać, jeśli tego nie
chcę. Och, bardzo cię za niego przepraszam, ale…
– Przepraszasz
ją?! – zapytał z niedowierzaniem, spoglądając na kobietę tak, jakby
widział ją po raz pierwszy. – Babciu, ty żartujesz? Ja nie żałuję żadnego
słowa, które wypowiedziałem, zwłaszcza, że mówię prawdę! Ona nie chce nam
pomóc, taka jest prawda, a ja nie zamierzam przepraszać za to, że jestem
tego świadom! – jęknął, mocno zaciskając dłonie w pięści.
Esme
spojrzała na przybranego wnuka z rezygnacją. Jej tęczówki nieznacznie
pociemniały, a od nadmiaru emocji, które Aldero dostrzegł w jej
oczach, w pierwszej chwili zakręciło mu się w głowie. Był na siebie
zły za to, że reagował tak emocjonalnie, zwłaszcza względem Esme, która na takie
traktowanie sobie nie zasłużyła, ale niby co miał zrobić? Sytuacja zaczynała go
przerastać, zwłaszcza, że miał wrażenie, iż wszystko zaczyna się sypać, ledwo
tylko jakimś cudem pokona napotkaną na swojej drodze przeszkodę. To było bardzo
frustrujące, zwłaszcza, że jeszcze pięć minut wcześniej czuł się podekscytowany
świadomością tego, że jednak będą w stanie cokolwiek działać.
– Aldero,
czy mógłbyś dać mi przynajmniej szansę na to, żebym się wytłumaczyła – odezwała
się cicho Lilianne, decydując się przerwać napięta ciszę, która zapadła po
gniewnej wypowiedzi chłopaka. – Jeśli chcesz, możesz być na mnie zły, ale
przynajmniej postaraj się zrozumieć to, że tutaj nie chodzi o moje
intencje. Nie powiedziałam też, że nie spróbuję wam pomóc, tylko… No cóż, to po
prostu nie jest takie proste, jak mógłbyś tego oczekiwać – wyjaśniła,
wzdychając ciężko.
– My to
rozumiemy, Lilianne – zapewnił ją pośpiesznie Theo, próbując przejąć kontrolę
nad sytuacją. Wampir rzucił ostrzegawcze spojrzenie Aldero, niewerbalnie dając
mu do zrozumienia, że ma w końcu zacząć siedzieć cicho. – Tylko w czym
w takim razie leży problem?
Lilianne
bezradnie rozłożyła ramiona.
– We mnie,
oczywiście – powiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Cała
piątka popatrzyła na nią tępo, wciąż nie rozumiejąc. – Och, no proszę was!
Jestem przenieść się w każde miejsce, które znam. Do cholery, przecież ja
nigdy nie byłam w Egipcie! – jęknęła, wywracając oczami.
– Och… – Czy
to właśnie były wyrzuty sumienia? Jeśli tak, Aldero musiał przyznać, że chyba
nigdy dotąd nie poczuł się aż tak beznadziejnie. – Ja nie wiedziałem, ja…
– Al jak
zwykle najpierw mówi, a dopiero po tym zaczyna myśleć – wtrącił
konspiracyjnym szeptem Cameron, rzucając pełne zrozumienia spojrzenie w stronę
Lilianne. Dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jej to dość marnie.
– Nie masz czymś się przejmować. Po prostu nie pomyśleliśmy, że… No cóż, w takim
razie będziemy musieli wymyśleć coś innego – stwierdził, siląc się na
entuzjazm, chociaż oczywiste było, że wcale go nie odczuwa. W tym
przypadku przeważało poczucie beznadziejności i rezygnacji nad którym
żadne z nich nie było w stanie zapanować. – Dzięki, Lilly.
Dziewczyna
sztywno skinęła głową, zachowując się trochę tak, jakby jego słów nie
usłyszała. Mruknęła coś pod nosem – chyba „przepraszam”, ale nawet mimo
wyostrzonych zmysłów Aldero miał wątpliwości – po czym znów zapatrzyła się w przestrzeń.
Dla Aldero jasnym stało się, że już więcej nie mają na co liczyć i chociaż
ta świadomość doprowadzała go do szaleństwa, przynajmniej spróbował się z tym
pogodzić.
Raz jeszcze
spojrzał na Lilianne, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i szybkim
krokiem ruszył w stronę lasu. Usłyszał ciche westchnienie, ale nie miał
pewności do kogo ono należało; w zasadzie nie interesował się tym, kto
czuł się jego zachowaniem rozczarowany. Wiedział jedynie, że wszystko po raz
kolejny szło nie tak, a on nie miał na to wpływu. Wygłupił się i chociaż
pewnie nikt nie miał mieć do niego pretensji, świadomość tego, że jego plan w gruncie
rzeczy okazał się głupi i nieprzemyślany, już i tak miała go
prześladować.
Nie było
sposobu na to, żeby dostać się do Egiptu i odszukać Benjamina… Ba! Nawet
gdyby Lilianne była w stanie ich przenieść, nie mogli nawet powiedzieć
jej, gdzie konkretnie powinni szukać Amuna i jego rodziny! Taki plan od
samego początku był skazany na niepowodzenie, a Aldero powinien był
wcześniej przewidzieć, jak bardzo to było głupie.
Nadzieja
umiera ostatnia, a przynajmniej tak słyszał… No cóż, jego właśnie
wykitowała w tej chwili – i to w bolesny sposób, przy okazji
uprzytomniając mu, że w istocie uczucie to jest matką głupich.
Był głupcem
i musiał się z tym pogodzić.
Nie musiał
nawet się oglądać, żeby wiedzieć, że reszta pośpiesznie ruszyła za nim. Czuł
się upokorzony i zagniewany, ale starał się nie dawać niczego po sobie
poznać. Nie raz matka powtarzała jemu i Cameronowi, że emocje są słabością
i że czasami należy je wyeliminować. Zwykle starał się o tym
pamiętać, bo chyba faktycznie coś w takim postępowaniu było, ale to nie
zawsze okazywało się takie łatwe, jak mógłby oczekiwać. Między teorią a praktyką
istniała ogromna przepaść, którą nie zawsze dało się pokonać, nawet gdyby
wysilał się na wszystkie możliwe sposoby. To go przerastało, ale nie potrafił
się z tym pogodzić, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że nikt
nie będzie miał do niego pretensji. Ważne, że sam je do siebie miał – nic
innego nie miało już sensu, zresztą…
– Hej,
zaczekajcie! – Spodziewał się wielu głosów, ale na pewno nie tego, że nagle w ich
rozmowę zdecyduje się wtrącić Eve. Kiedy machinalnie obejrzał się za siebie,
dziewczyna akurat wybiegała przed dom, ostatecznie zatrzymując się u boku
Lilianne. – Może ja będę mogła pomóc? Lilly, co o tym sądzisz? – zapytała,
rzucając blondynce krótkie spojrzenie.
Lilianne
zawahała się, jednak w oczach Kristin pojawił się błysk zrozumienia i ostrożnej
nadziei. Aldero natychmiast zawrócił, chociaż nie miał zielonego pojęcia, co
takiego brunetka mogła zdziałać, skoro jej zdolności ograniczały się do
telepatii i zdolności ukrywania mocy, gdyby zaszła taka potrzeba. No i bywała
irytująca, ale to już zupełnie inna sprawa, która w żaden sposób Aldero
nie obchodziła – a przynajmniej nie w tym momencie.
– Eve, czy
ty mogłabyś…? – zaczęła Kristin, ale wampirzyca machnęła ręką, nakazując jej
zamilknąć.
– Mogłabym,
mogła – odparła obojętnym tonem. – A przynajmniej tak sądzę. Spotkajmy się
za godzinę, najlepiej gdzieś przy jeziorze. Lilly i tak nie mogę się
przenieść poza Miasto Nocy, póki nie znajdzie się poza nim.
– A co
później? – zapytał z powątpieniem Aldero. Wciąż miał pewne obawy co do
tego, czy Eve miała jakiekolwiek szanse na to, żeby im pomóc, ale przynajmniej
próbował jej zaufać.
– No cóż…
Najpierw się spotkajmy, a później… – Dziewczyna westchnęła i wzruszyła
ramionami. – Później już wszystko zależy od Lilly.
Zwierciadło – bo tak
mieszkańcy miasta nazywali ogromne jezioro o regularnych kształtach,
znajdujące się bezpośrednio przed wejściem do Miasta Nocy – wyglądało równie
niezwykle niezależnie od pory roku. Spokojna, nieruchoma tafla wody była tak
idealnie spokojna i czysta, że wszystko odbijało się w niej tak,
jakby w istocie zamiast jeziora, na ziemi znajdowało się ogromne lustro.
Co prawda lepszy efekt miejsce to robiło zimą, kiedy woda dodatkowo zamarzała,
przypominając szkoło, ale widok i tak był niesamowity.
Eve i Lilianne
czekały na nich w pobliżu otaczającej miasto kopuły. Blondynka nerwowo
krążyła, raz po raz spoglądając w górę, wprost na atramentowe niebo i starając
się nie zwracać większej uwagi na rozciągniętą wygodnie na trawie wampirzycę.
Eve leżała na brzuchu, machając nogami w powietrzu. Ciemne włosy falami
spływały jej aż do samej ziemi, częściowo przysłaniając kawałek papieru, który
rozłożyła przed sobą. Kiedy Aldero i pozostali podeszli bliżej, chłopak
był w stanie rozpoznać obiekt jako mapę – i to nie byle jaką, ale jak
najbardziej mapę Egiptu.
– Cześć –
zaczął, decydując się odezwać jako pierwszy. – Po co my właściwie… – zaczął,
ale wtedy Lilianne i idąca za nim Kristin jednocześnie rzuciły mu
ostrzegawcze spojrzenie.
– Cii! –
syknęła Kristin, bezceremonialnie chwytając go za ramię i odciągając do
tyłu. Po chwili skinęła również na pozostałych, zwłaszcza na Theo, który chyba
zamierzał się odezwać. – Zamknijcie się wszyscy.
Leżąca na
ziemi Eve lekko przekrzywiła głowę.
– Dzięki,
Kris – powiedziała śpiewnym tonem. – Dobrze, że przynajmniej ty wciąż pamiętasz
o tym, że muszę się skupić… Ech, Aldero, jeśli już chcesz się przydać, to
zamiast mówić, spróbuj pokazać mi jak wygląda ten wasz cały Benjamin –
poprosiła, a właściwie zażądała.
– A co
do niby ma do rzeczy? – mruknął chmurnie, ale posłusznie wykonał polecenie.
Połączenie z umysłem
Eve przyszło mu z łatwością, tym bardziej, że dziewczyna nie zamierzała
się przed nim bronić. Chociaż Benjamina ostatni raz widział jako dzieciak, nie
tak trudno przyszło mu przywołanie w pamięci sympatycznej twarzy
ciemnowłosego wampira o rubinowych, błyszczących oczach. Eve zmarszczyła
brwi, kiwając z uznaniem głową i mrucząc coś pod nosem.
– Mmm,
ładniutki… – Aldero spojrzał na nią z niedowierzaniem, więc wzruszyła
ramionami. – No co? Nie wszyscy mamy tyle szczęścia, co nasza kochana Kristin –
żachnęła, odrzucając ciemne włosy na plecy, żeby jej nie przeszkadzały.
– Do rzeczy
– ponaglił ją, w duchu dziękując za to, że Esme i Cameron
przynajmniej raz nie zamierzali jej upominać.
– Dobrze,
dobrze… Nie piekl się tak. Poza tym jesteś niemiły – zarzuciła mu, wydymając
idealne bliźniacze łuki, które tworzyły jej usta.
– A ty
próbowałaś zabić mnie i moją matkę, więc chyba jesteśmy kwita.
Eve
odpowiedziała mu wymownym, rozdrażnionym spojrzeniem. Przez ułamek sekundy był
nawet przekonany, że dziewczyna za chwilę zachowa się niczym pięciolatka i pokaże
mu język, ale oczywiście tego nie zrobiła. W zamian uniosła obie dłonie do
szyi, żeby wyjąc spod ubrania zawieszony na ciemnym rzemyku kawałek kryształu.
Zawieszka zalśniła w srebrzystym blasku księżyca, wychwytując nawet
najmniejsze załamanie światła, kiedy Eve z wprawą ściągnęła naszyjnik
przez głowę i ponownie nachyliła się nad mapą.
Obserwowali
ją w milczeniu, kiedy ujęła rzemyk mniej więcej w połowie długości i ustawiła
tak, żeby kryształ mierzył w mapę. Lekko zakołysała kamieniem i – w pełni
przy tym skoncentrowana – zaczęła mruczeć coś pod nosem, jednocześnie
obserwując, jak kryształ zatacza coraz szersze koła nad mapą, w miarę jak
powoli przesuwała naszyjnik nad jej powierzchnią.
– Co ona
robi? – zapytał cicho Cammy, unosząc brwi ku górze. Starał się mówić szeptem,
ale jego głos i tak zabrzmiał donośnie w panującej ciszy.
– Uprawia różdżkarstwo
– odparła spokojnie Kristin, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. –
No co? – dodała, bo spojrzeli na nich z niedowierzaniem.
Aldero
pokręcił głową.
– Różdżkarstwo?
– powtórzył. – O czym wy teraz bredzicie? Jakieś chore czary-mary, na
dodatek bez różdżki, tylko…
– To jest
wahadełko, Aldero – przerwała mu Eve. Mówiąc, nie odrywała wzroku od mapy i kryształu.
– Dzięki temu jestem w stanie przynajmniej częściowo zlokalizować miejsce
pobytu osoby, jeśli wiem jak ona mniej więcej wygląda. Czasami wystarczy mi
jakiś przedmiot osobisty, świeże ubranie albo włos… Ale raczej nie
potrzebowalibyście pomocy, gdybyście mogli zdobyć włosy tego wampira, prawda? –
Uniosła głowę i wywróciła oczami. – Coś mi się zdaje, że mi nie wierzycie
– skomentowała, podchwyciwszy spojrzenie chłopaka.
– Bo to
brzmi… – Aldero z niedowierzaniem potrząsnął głową. – No cóż, chyba sama
najlepiej wiesz jak – zauważył z rezygnacją. A już prawie uwierzył w to,
że mają jakiekolwiek szanse!
– Równie
niedorzecznie, co wzmianki o telepatii i wampirach. Jakby nie
patrzeć, to co robię, wcale tak bardzo nie różni od tego, czego sam jesteś w stanie
dokonać za pomocą umysłu – wyjaśniła spokojnie Eve. – Poza tym, jeśli masz
lepszy pomysł, to wal śmiało.
Nie miał,
więc zdecydował się milczeć, ale i tak czuł się trochę tak, jakby brał
udział w jakiejś marnej komedii, której na dodatek nie rozumiał. Eve
musiało to wystarczyć, bo na powrót zamilkła i skoncentrowała się na
machaniu kryształem nad mapą, chociaż nie miał pojęcia, co takiego fascynującego
widziała się w kiwającym się rzemyku. Brakowało jeszcze tego, żeby
wyciągnęła obie ręce w jego stronę, chwyciła go za nadgarstek i przejmującym
szeptem oznajmiła, że posiada również zdolności jasnowidzącej albo medium.
No tak,
nawet zdolności pojmowania nieśmiertelnego bywały ograniczone.
– Skoro już
musicie wiedzieć – odezwała się Kristin – to właśnie dzięki Eve pod kontrolą
Lawrence’a byliśmy w stanie osiągnąć taki sukces. Co prawda to nie ona
organizowała większość ataków, które wtedy grupowo przeprowadziliśmy, ale
zawsze brała udział w planowaniu.
– I nigdy
się nie pomyliłam – dodała nieskromnie sama zainteresowana. Z błyskiem w oczach
spojrzała na kryształ, który teraz kręcił się tak szybko, że niemożliwym
wydawało się, żeby działo się to bez jej fizycznego udziału. – A jeśli tym
razem jest tak samo, to… – Nie dokończyła, bo wahadełko gwałtownie się
zatrzymało i z cichym pacnięciem uderzyło w niewielki punkt na
mapie; to było jakieś miasteczko, może wioska, ale Aldero nie miał okazji po
temu, żeby odczytać nazwę, bo w tym samym momencie Eve poderwała się z miejsca,
zabierające ze sobą mapę. – Możemy ruszać. Lilly, gotowa? Jeśli wszystko dobrze
pójdzie, będę w stanie cię poprowadzić…
Nawaliłam z komentowaniem i przepraszam, biorę się już do roboty =) Aldero się wkurzył i to porządnie, ale to nie wina Lily, że nie może ich przenieść:_: Jak wspomniałaś o Taylor to mi się tak smutno zrobiło, bo ją lubiłam, a teraz ona nie żyje :// czekam na retrospekcje z nią i chyba jeszcze pisałam, że chcę retrospekcję z Drakiem :D więc wiesz... ;p
OdpowiedzUsuńDalej nie obczajam o co chodzi Eve z tym co robi, ale może to zostać dla mnie zagadą xd Fajnie, że im pomaga i nie jest taka wredna jak była wcześniej^^ Rozdział wciągał jak i poprzednie, a ten przeczytałam w kilka chwil <3
Pozdrawiam^.^
Twoja Złota Rybka ;**
Siemka! Przepraszam, że mnie tutaj nie ma od dłuższego czasu, ale jedyne wolne dni, kiedy mogę usiąść przed komputerem to piątki i soboty. Wróciłam po feriach do szkoły, same sprawdziany i... ;c szkoda gadać. Obiecuję, że wszystko nadrobię, chociaż jest tego dużo. Dziękuję, że zaglądasz na esme-carlisle.blogspot.com jeszcze raz przepraszam. wkrótce skomentuję. obiecuję ;)
OdpowiedzUsuń