16 lutego 2014

Czterdzieści

Aldero
Lilianne patrzyła się na zgromadzonych tak, jakby widziała ich po raz pierwszy. Co więcej, Aldero odniósł wrażenie, że dziewczyna miała poważne wątpliwości co do tego, czy cała piątka przypadkiem nie postradała zmysłów albo nie przybyła z innej planety. Sam przywykł do takich spojrzeń, bo bliscy niejednokrotnie z westchnieniem kręcili głowami nad niektórymi jego dziwnymi pomysłami, ale w wykonaniu jasnowłosej wampirzycy spojrzenie to miało w sobie coś szczególnego, czego nie potrafił opisać.
Lilly siedziała na ganku okazałego domu, który w przeszłości należał do jej rodziny. Obie bliźniaczki Glass (Aldero wiedział, że Lilianne kiedyś miała siostrę, ale nigdy nie chciała o niej mówić) wywodziły się z Miasta Nocy, chociaż opuściły to miejsce już dawno temu. Nie wiedział również wiele o przeszłości rodziny dziewczyny, może pomijając to, że ich matka nie przeżyła porodu. Nigdy nie zapytał o to matki, ale miał wrażenie, że po wszystkim ojciec bliźniaczek albo odszedł, albo targnął się na swoje życie; tak czy inaczej, teraz Lilianne była sama, jeśli oczywiście brać pod uwagę więzy krwi.
Jak przez mgłę pamiętał ten okres, kiedy w mieście panował istny chaos, a „nowe wampiry” były zaledwie abstrakcją i czymś, czego żadne z nich nie rozumiało. Lilianne była jednym z tych nieśmiertelnych o którym można było powiedzieć, że postradali zmysły, przynajmniej do momentu, w którym nie okazało się, że to śmierć jest rozwiązaniem. W pamięci również miał ten okropny moment, kiedy to Isabeau stanęła w jego obronie i na jego oczach zabiła kilka rozszalałych dzieciaków, nieświadomie dopełniając przemiany, która od dłuższego czasu w nich zachodziła. Od tamtego czasu Lilly była nie tyle ich przyjaciółką, co po prostu dobrą znajomą, po prostu wdzięczną Beau za ukojenie, którego dzięki niej zaznała. Aldero nie potrafił stwierdzić, czy dziewczyna go lubi; bez wątpienia można było mówić o jakimś pozytywnym uczuciu, ale musiało mieć to bezpośredni związek z tym, że był synem Isabeau.
Poza tym wiedział o Lilianne jedynie tyle, że lubiła towarzystwo sobie podobnych, a samotność doprowadzała ją do szaleństwa. Chyba właśnie dlatego zdecydowała się na to, żeby przyjąć pod swój dach inne przemienione wampiry, chociażby ciemnowłosą Eve, która teraz obserwowała ich gdzieś z okna. Również Kristin mogłaby należeć do tego grona, gdyby oczywiście zdecydowała się targnąć na swoje życie i swój stan ustabilizować, ale pół-wampirzyca jedynie parskała śmiechem i nie podejmowała tematu, jeśli takowy w ogóle przewijał się podczas rozmowy.
– Możecie powtórzyć? – zapytała Lilianne, w nerwowym geście nawijając kosmyk jasnych włosów na palec. Wsparła brodę na kolanach, z zaciekawieniem i niedowierzaniem obserwując stojącą przed nią grupkę. – Mam was zabrać do Egiptu?
– Otóż to – oznajmiła z entuzjazmem Kristin. – Zrobisz to dla mnie, Lilly? Dla swojej ulubionej, wciąż żywej przyjaciółki?
Wampirzyca zaśmiała się cicho; jej śmiech zabrzmiał trochę sztucznie, ale z jakiegoś powodu wydał się Aldero szczery.
– Masz rację, Kris. Nie mam zbyt wielu żywych przyjaciół – zgodziła się, przeciągając sylaby przy ostatnich słowach. – Zabawne, bo wcześniej się nie przyjaźniłyśmy, prawda? – zauważyła.
– Wcześniej, czyli w ZU? – Kristin miała na myśli Zespół Uderzeniowy, który lata wcześniej zorganizował Lawrence, a który ostatecznie się rozpadł, kiedy sprawy wymknęły się spod kontroli. Lilianne sztywno skinęła głową. – Cóż, prawda jest taka, że wtedy należałaś do osób do których osobiście nie podchodziłabym, jeśli nie musiałam. Byłaś… Ech, nie chcę nic mówić, ale z byciem martwą jest ci do twarzy – stwierdziła ze swoim firmowym, złośliwych uśmiechem.
– Powiedz mi po prostu, że… Ach, zresztą nieważne. – Lilianne westchnęła i pokręciła głową. – Ty za to wciąż jesteś…
– Sobą, Lilianne. Ja jestem sobą – ucięła stanowczo brunetka, podświadomie wyczuwając, że rozmowa schodzi na niebezpieczny tor, jakbym było chociażby to, że wciąż pozostawała na granicy życia i śmierci. Z drugiej strony, nie o wszystkim bezpiecznie rozmawiać przy Theo, który w skupieni chłonął każde słowo Lilianne, próbując jak najwięcej dowiedzieć się na temat przeszłości swojej partnerki. – Więc jak? Pomożesz nam czy nie?
Lilianne nie odpowiedziała. Wzdychając cicho, odwróciła wzrok i powoli się podniosła, przeciągając się przy tym niczym kotka. Długie, sięgające pasa włosy, tym razem związane w wysoki kucyk, zafalowały lekko, kiedy stanęła na równe nogi.
Aldero spojrzał na Kristin, nie jako jedyny zresztą, ale pół-wampirzyca jedynie wzruszyła obojętnie ramionami, żeby okazać swoją bezsilność. Nie miała wpływu na poczynania Lilianne, zwłaszcza, że nawet mimo wspólnej przeszłości, w rzeczywistości nigdy nie były ze sobą blisko. Owszem, od śmierci Taylor łatwiej było z Lilly przebywać, ale to wciąż było zbyt mało, zwłaszcza, że blondynka najlepiej czuła się w swojej obecności. Kristin z kolei od zawsze była indywidualistką, teraz skoncentrowana na Theo i próbach ucieczki przed przeszłością i własną, nieokiełzaną naturą.
– Lilly, proszę – odezwała się Esme, decydując się przerwać panującą ciszę. Jej złote oczy zalśniły, kiedy spojrzała na dziewczynę. No proszę, a jeszcze jakiś czas temu jedynie ja wierzyłem, że pomysł z szukaniem Benjamina jest dobry, przeszło Aldero przez myśl, zwłaszcza kiedy zauważył determinację w postawie żony Carlisle’a. – Wiem, że już kilka razy prosiliśmy cię o pomoc, ale tym razem to równie ważne. Potrzebujemy szybkiego transportu i…
– Nie obraź się, ale nie jestem zachwycona tym, że ktokolwiek sprowadza mnie do roli „środka transportu” – wtrąciła Lilianne, ale przynajmniej na kobietę spojrzała.
– Och… – Esme zamrugała pospiesznie, z opóźnieniem pojmując sens wypowiedzianych przez siebie słów. – To nie miało być… Bardzo przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Ja po prostu…
– Po prostu jesteś zdenerwowana – podpowiedziała jej usłużnie dziewczyna. – Nie ma sprawy. Widzę… Nie jestem tylko pewna, czy ja potrafię wam pomóc – wyjaśniła, pierwszy raz skutecznie będąc w stanie przygasić ich entuzjazm.
Aldero poczuł się trochę tak, jakby ktoś zdzielił go czymś ciężkim po głowie i to na dodatek nie po raz pierwszy. Od momentu, kiedy Kristin zaproponowała skorzystanie ze zdolności przedstawicielki Glassów, zdążył już nabrać pewności, że to jedyne i genialne rozwiązanie, więc słowa dziewczyny stanowiły irytującą przeszkodę, której zdecydowanie się nie spodziewał – i która z jakiegoś powodu doprowadzała go do szaleństwa,
– Jak to: nie wiesz, czy potrafisz nam pomóc? – powtórzył, nie dając komukolwiek okazji do tego, żeby się odezwać. Wszystko w nim aż rwało się do tego, żeby doskoczyć do Lilianne i porządnie nią potrząsnąć, ale powstrzymał się przed tym, doskonale świadom tego, że w ten sposób może jedynie wszystko zepsuć. – Potrafisz się teleportować, do cholery! Tutaj nie chodzi o to, czy możesz nam pomóc, ale że po prostu tego nie chcesz – zarzucił jej, nie dbając o to, czy przypadkiem nie zrani dziewczyny swoimi słowami.
– Aldero – upomniała go natychmiast Esme. – Lilly nie musi nam pomagać, jeśli tego nie chcę. Och, bardzo cię za niego przepraszam, ale…
– Przepraszasz ją?! – zapytał z niedowierzaniem, spoglądając na kobietę tak, jakby widział ją po raz pierwszy. – Babciu, ty żartujesz? Ja nie żałuję żadnego słowa, które wypowiedziałem, zwłaszcza, że mówię prawdę! Ona nie chce nam pomóc, taka jest prawda, a ja nie zamierzam przepraszać za to, że jestem tego świadom! – jęknął, mocno zaciskając dłonie w pięści.
Esme spojrzała na przybranego wnuka z rezygnacją. Jej tęczówki nieznacznie pociemniały, a od nadmiaru emocji, które Aldero dostrzegł w jej oczach, w pierwszej chwili zakręciło mu się w głowie. Był na siebie zły za to, że reagował tak emocjonalnie, zwłaszcza względem Esme, która na takie traktowanie sobie nie zasłużyła, ale niby co miał zrobić? Sytuacja zaczynała go przerastać, zwłaszcza, że miał wrażenie, iż wszystko zaczyna się sypać, ledwo tylko jakimś cudem pokona napotkaną na swojej drodze przeszkodę. To było bardzo frustrujące, zwłaszcza, że jeszcze pięć minut wcześniej czuł się podekscytowany świadomością tego, że jednak będą w stanie cokolwiek działać.
– Aldero, czy mógłbyś dać mi przynajmniej szansę na to, żebym się wytłumaczyła – odezwała się cicho Lilianne, decydując się przerwać napięta ciszę, która zapadła po gniewnej wypowiedzi chłopaka. – Jeśli chcesz, możesz być na mnie zły, ale przynajmniej postaraj się zrozumieć to, że tutaj nie chodzi o moje intencje. Nie powiedziałam też, że nie spróbuję wam pomóc, tylko… No cóż, to po prostu nie jest takie proste, jak mógłbyś tego oczekiwać – wyjaśniła, wzdychając ciężko.
– My to rozumiemy, Lilianne – zapewnił ją pośpiesznie Theo, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją. Wampir rzucił ostrzegawcze spojrzenie Aldero, niewerbalnie dając mu do zrozumienia, że ma w końcu zacząć siedzieć cicho. – Tylko w czym w takim razie leży problem?
Lilianne bezradnie rozłożyła ramiona.
– We mnie, oczywiście – powiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Cała piątka popatrzyła na nią tępo, wciąż nie rozumiejąc. – Och, no proszę was! Jestem przenieść się w każde miejsce, które znam. Do cholery, przecież ja nigdy nie byłam w Egipcie! – jęknęła, wywracając oczami.
– Och… – Czy to właśnie były wyrzuty sumienia? Jeśli tak, Aldero musiał przyznać, że chyba nigdy dotąd nie poczuł się aż tak beznadziejnie. – Ja nie wiedziałem, ja…
– Al jak zwykle najpierw mówi, a dopiero po tym zaczyna myśleć – wtrącił konspiracyjnym szeptem Cameron, rzucając pełne zrozumienia spojrzenie w stronę Lilianne. Dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jej to dość marnie. – Nie masz czymś się przejmować. Po prostu nie pomyśleliśmy, że… No cóż, w takim razie będziemy musieli wymyśleć coś innego – stwierdził, siląc się na entuzjazm, chociaż oczywiste było, że wcale go nie odczuwa. W tym przypadku przeważało poczucie beznadziejności i rezygnacji nad którym żadne z nich nie było w stanie zapanować. – Dzięki, Lilly.
Dziewczyna sztywno skinęła głową, zachowując się trochę tak, jakby jego słów nie usłyszała. Mruknęła coś pod nosem – chyba „przepraszam”, ale nawet mimo wyostrzonych zmysłów Aldero miał wątpliwości – po czym znów zapatrzyła się w przestrzeń. Dla Aldero jasnym stało się, że już więcej nie mają na co liczyć i chociaż ta świadomość doprowadzała go do szaleństwa, przynajmniej spróbował się z tym pogodzić.
Raz jeszcze spojrzał na Lilianne, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę lasu. Usłyszał ciche westchnienie, ale nie miał pewności do kogo ono należało; w zasadzie nie interesował się tym, kto czuł się jego zachowaniem rozczarowany. Wiedział jedynie, że wszystko po raz kolejny szło nie tak, a on nie miał na to wpływu. Wygłupił się i chociaż pewnie nikt nie miał mieć do niego pretensji, świadomość tego, że jego plan w gruncie rzeczy okazał się głupi i nieprzemyślany, już i tak miała go prześladować.
Nie było sposobu na to, żeby dostać się do Egiptu i odszukać Benjamina… Ba! Nawet gdyby Lilianne była w stanie ich przenieść, nie mogli nawet powiedzieć jej, gdzie konkretnie powinni szukać Amuna i jego rodziny! Taki plan od samego początku był skazany na niepowodzenie, a Aldero powinien był wcześniej przewidzieć, jak bardzo to było głupie.
Nadzieja umiera ostatnia, a przynajmniej tak słyszał… No cóż, jego właśnie wykitowała w tej chwili – i to w bolesny sposób, przy okazji uprzytomniając mu, że w istocie uczucie to jest matką głupich.
Był głupcem i musiał się z tym pogodzić.
Nie musiał nawet się oglądać, żeby wiedzieć, że reszta pośpiesznie ruszyła za nim. Czuł się upokorzony i zagniewany, ale starał się nie dawać niczego po sobie poznać. Nie raz matka powtarzała jemu i Cameronowi, że emocje są słabością i że czasami należy je wyeliminować. Zwykle starał się o tym pamiętać, bo chyba faktycznie coś w takim postępowaniu było, ale to nie zawsze okazywało się takie łatwe, jak mógłby oczekiwać. Między teorią a praktyką istniała ogromna przepaść, którą nie zawsze dało się pokonać, nawet gdyby wysilał się na wszystkie możliwe sposoby. To go przerastało, ale nie potrafił się z tym pogodzić, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie będzie miał do niego pretensji. Ważne, że sam je do siebie miał – nic innego nie miało już sensu, zresztą…
– Hej, zaczekajcie! – Spodziewał się wielu głosów, ale na pewno nie tego, że nagle w ich rozmowę zdecyduje się wtrącić Eve. Kiedy machinalnie obejrzał się za siebie, dziewczyna akurat wybiegała przed dom, ostatecznie zatrzymując się u boku Lilianne. – Może ja będę mogła pomóc? Lilly, co o tym sądzisz? – zapytała, rzucając blondynce krótkie spojrzenie.
Lilianne zawahała się, jednak w oczach Kristin pojawił się błysk zrozumienia i ostrożnej nadziei. Aldero natychmiast zawrócił, chociaż nie miał zielonego pojęcia, co takiego brunetka mogła zdziałać, skoro jej zdolności ograniczały się do telepatii i zdolności ukrywania mocy, gdyby zaszła taka potrzeba. No i bywała irytująca, ale to już zupełnie inna sprawa, która w żaden sposób Aldero nie obchodziła – a przynajmniej nie w tym momencie.
– Eve, czy ty mogłabyś…? – zaczęła Kristin, ale wampirzyca machnęła ręką, nakazując jej zamilknąć.
– Mogłabym, mogła – odparła obojętnym tonem. – A przynajmniej tak sądzę. Spotkajmy się za godzinę, najlepiej gdzieś przy jeziorze. Lilly i tak nie mogę się przenieść poza Miasto Nocy, póki nie znajdzie się poza nim.
– A co później? – zapytał z powątpieniem Aldero. Wciąż miał pewne obawy co do tego, czy Eve miała jakiekolwiek szanse na to, żeby im pomóc, ale przynajmniej próbował jej zaufać.
– No cóż… Najpierw się spotkajmy, a później… – Dziewczyna westchnęła i wzruszyła ramionami. – Później już wszystko zależy od Lilly.

Zwierciadło – bo tak mieszkańcy miasta nazywali ogromne jezioro o regularnych kształtach, znajdujące się bezpośrednio przed wejściem do Miasta Nocy – wyglądało równie niezwykle niezależnie od pory roku. Spokojna, nieruchoma tafla wody była tak idealnie spokojna i czysta, że wszystko odbijało się w niej tak, jakby w istocie zamiast jeziora, na ziemi znajdowało się ogromne lustro. Co prawda lepszy efekt miejsce to robiło zimą, kiedy woda dodatkowo zamarzała, przypominając szkoło, ale widok i tak był niesamowity.
Eve i Lilianne czekały na nich w pobliżu otaczającej miasto kopuły. Blondynka nerwowo krążyła, raz po raz spoglądając w górę, wprost na atramentowe niebo i starając się nie zwracać większej uwagi na rozciągniętą wygodnie na trawie wampirzycę. Eve leżała na brzuchu, machając nogami w powietrzu. Ciemne włosy falami spływały jej aż do samej ziemi, częściowo przysłaniając kawałek papieru, który rozłożyła przed sobą. Kiedy Aldero i pozostali podeszli bliżej, chłopak był w stanie rozpoznać obiekt jako mapę – i to nie byle jaką, ale jak najbardziej mapę Egiptu.
– Cześć – zaczął, decydując się odezwać jako pierwszy. – Po co my właściwie… – zaczął, ale wtedy Lilianne i idąca za nim Kristin jednocześnie rzuciły mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Cii! – syknęła Kristin, bezceremonialnie chwytając go za ramię i odciągając do tyłu. Po chwili skinęła również na pozostałych, zwłaszcza na Theo, który chyba zamierzał się odezwać. – Zamknijcie się wszyscy.
Leżąca na ziemi Eve lekko przekrzywiła głowę.
– Dzięki, Kris – powiedziała śpiewnym tonem. – Dobrze, że przynajmniej ty wciąż pamiętasz o tym, że muszę się skupić… Ech, Aldero, jeśli już chcesz się przydać, to zamiast mówić, spróbuj pokazać mi jak wygląda ten wasz cały Benjamin – poprosiła, a właściwie zażądała.
– A co do niby ma do rzeczy? – mruknął chmurnie, ale posłusznie wykonał polecenie.
Połączenie z umysłem Eve przyszło mu z łatwością, tym bardziej, że dziewczyna nie zamierzała się przed nim bronić. Chociaż Benjamina ostatni raz widział jako dzieciak, nie tak trudno przyszło mu przywołanie w pamięci sympatycznej twarzy ciemnowłosego wampira o rubinowych, błyszczących oczach. Eve zmarszczyła brwi, kiwając z uznaniem głową i mrucząc coś pod nosem.
– Mmm, ładniutki… – Aldero spojrzał na nią z niedowierzaniem, więc wzruszyła ramionami. – No co? Nie wszyscy mamy tyle szczęścia, co nasza kochana Kristin – żachnęła, odrzucając ciemne włosy na plecy, żeby jej nie przeszkadzały.
– Do rzeczy – ponaglił ją, w duchu dziękując za to, że Esme i Cameron przynajmniej raz nie zamierzali jej upominać.
– Dobrze, dobrze… Nie piekl się tak. Poza tym jesteś niemiły – zarzuciła mu, wydymając idealne bliźniacze łuki, które tworzyły jej usta.
– A ty próbowałaś zabić mnie i moją matkę, więc chyba jesteśmy kwita.
Eve odpowiedziała mu wymownym, rozdrażnionym spojrzeniem. Przez ułamek sekundy był nawet przekonany, że dziewczyna za chwilę zachowa się niczym pięciolatka i pokaże mu język, ale oczywiście tego nie zrobiła. W zamian uniosła obie dłonie do szyi, żeby wyjąc spod ubrania zawieszony na ciemnym rzemyku kawałek kryształu. Zawieszka zalśniła w srebrzystym blasku księżyca, wychwytując nawet najmniejsze załamanie światła, kiedy Eve z wprawą ściągnęła naszyjnik przez głowę i ponownie nachyliła się nad mapą.
Obserwowali ją w milczeniu, kiedy ujęła rzemyk mniej więcej w połowie długości i ustawiła tak, żeby kryształ mierzył w mapę. Lekko zakołysała kamieniem i – w pełni przy tym skoncentrowana – zaczęła mruczeć coś pod nosem, jednocześnie obserwując, jak kryształ zatacza coraz szersze koła nad mapą, w miarę jak powoli przesuwała naszyjnik nad jej powierzchnią.
– Co ona robi? – zapytał cicho Cammy, unosząc brwi ku górze. Starał się mówić szeptem, ale jego głos i tak zabrzmiał donośnie w panującej ciszy.
– Uprawia różdżkarstwo – odparła spokojnie Kristin, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. – No co? – dodała, bo spojrzeli na nich z niedowierzaniem.
Aldero pokręcił głową.
– Różdżkarstwo? – powtórzył. – O czym wy teraz bredzicie? Jakieś chore czary-mary, na dodatek bez różdżki, tylko…
– To jest wahadełko, Aldero – przerwała mu Eve. Mówiąc, nie odrywała wzroku od mapy i kryształu. – Dzięki temu jestem w stanie przynajmniej częściowo zlokalizować miejsce pobytu osoby, jeśli wiem jak ona mniej więcej wygląda. Czasami wystarczy mi jakiś przedmiot osobisty, świeże ubranie albo włos… Ale raczej nie potrzebowalibyście pomocy, gdybyście mogli zdobyć włosy tego wampira, prawda? – Uniosła głowę i wywróciła oczami. – Coś mi się zdaje, że mi nie wierzycie – skomentowała, podchwyciwszy spojrzenie chłopaka.
– Bo to brzmi… – Aldero z niedowierzaniem potrząsnął głową. – No cóż, chyba sama najlepiej wiesz jak – zauważył z rezygnacją. A już prawie uwierzył w to, że mają jakiekolwiek szanse!
– Równie niedorzecznie, co wzmianki o telepatii i wampirach. Jakby nie patrzeć, to co robię, wcale tak bardzo nie różni od tego, czego sam jesteś w stanie dokonać za pomocą umysłu – wyjaśniła spokojnie Eve. – Poza tym, jeśli masz lepszy pomysł, to wal śmiało.
Nie miał, więc zdecydował się milczeć, ale i tak czuł się trochę tak, jakby brał udział w jakiejś marnej komedii, której na dodatek nie rozumiał. Eve musiało to wystarczyć, bo na powrót zamilkła i skoncentrowała się na machaniu kryształem nad mapą, chociaż nie miał pojęcia, co takiego fascynującego widziała się w kiwającym się rzemyku. Brakowało jeszcze tego, żeby wyciągnęła obie ręce w jego stronę, chwyciła go za nadgarstek i przejmującym szeptem oznajmiła, że posiada również zdolności jasnowidzącej albo medium.
No tak, nawet zdolności pojmowania nieśmiertelnego bywały ograniczone.
– Skoro już musicie wiedzieć – odezwała się Kristin – to właśnie dzięki Eve pod kontrolą Lawrence’a byliśmy w stanie osiągnąć taki sukces. Co prawda to nie ona organizowała większość ataków, które wtedy grupowo przeprowadziliśmy, ale zawsze brała udział w planowaniu.
– I nigdy się nie pomyliłam – dodała nieskromnie sama zainteresowana. Z błyskiem w oczach spojrzała na kryształ, który teraz kręcił się tak szybko, że niemożliwym wydawało się, żeby działo się to bez jej fizycznego udziału. – A jeśli tym razem jest tak samo, to… – Nie dokończyła, bo wahadełko gwałtownie się zatrzymało i z cichym pacnięciem uderzyło w niewielki punkt na mapie; to było jakieś miasteczko, może wioska, ale Aldero nie miał okazji po temu, żeby odczytać nazwę, bo w tym samym momencie Eve poderwała się z miejsca, zabierające ze sobą mapę. – Możemy ruszać. Lilly, gotowa? Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będę w stanie cię poprowadzić…

2 komentarze:

  1. Nawaliłam z komentowaniem i przepraszam, biorę się już do roboty =) Aldero się wkurzył i to porządnie, ale to nie wina Lily, że nie może ich przenieść:_: Jak wspomniałaś o Taylor to mi się tak smutno zrobiło, bo ją lubiłam, a teraz ona nie żyje :// czekam na retrospekcje z nią i chyba jeszcze pisałam, że chcę retrospekcję z Drakiem :D więc wiesz... ;p
    Dalej nie obczajam o co chodzi Eve z tym co robi, ale może to zostać dla mnie zagadą xd Fajnie, że im pomaga i nie jest taka wredna jak była wcześniej^^ Rozdział wciągał jak i poprzednie, a ten przeczytałam w kilka chwil <3
    Pozdrawiam^.^
    Twoja Złota Rybka ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemka! Przepraszam, że mnie tutaj nie ma od dłuższego czasu, ale jedyne wolne dni, kiedy mogę usiąść przed komputerem to piątki i soboty. Wróciłam po feriach do szkoły, same sprawdziany i... ;c szkoda gadać. Obiecuję, że wszystko nadrobię, chociaż jest tego dużo. Dziękuję, że zaglądasz na esme-carlisle.blogspot.com jeszcze raz przepraszam. wkrótce skomentuję. obiecuję ;)

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa