18 lutego 2014

Czterdzieści dwa

Aldero
Aldero zareagował automatycznie. Niewiele myśląc i nie sprawdzając nawet, czy ktokolwiek inny zorientował się z obecności wampirzycy, rzucił się w pogoń za błyskawicznie oddającą się Kebi. Gdzieś za sobą usłyszał, że ktoś wypowiada jego imię, ale nie miał czasu i chęci na to, żeby zastanawiać się, kto próbował go zatrzymać. Teraz najważniejszy był bieg i to, żeby nie dać kobiecie uciec. W jednej chwili to właśnie Kebi stała się ich jedyną szansą na to, że dotrzeć do pozostałych Egipcjan, dlatego musiałby być szalony, żeby pozwolić sobie na tracenie czasu.
Kebi okazała się zaskakująco szybka i zwinna. Nie podejrzewałby jej o to, że jest w stanie biegać aż z taką prędkością, ale to chyba właśnie było jednym z jej ukrytych talentów. Brunetka nigdy nie zwracała na siebie uwagi, pozornie cicha i w pełni oddana Amunowi. Aldero pamiętał ją jak przez mgłę, bo koncentrował się bardziej na Benjaminie, który swoimi zdolnościami oczarowywał wszystkich. Kebi stanowiła co najwyżej dodatek; kolejnego dorosłego gościa, który był mu obcy i nie był w stanie przekuć uwagi dziecka. Jedyne wspomnienie Kebi sprowadzało się do tego, że wciąż milczała jak zaklęta i niczym cień posuwała się za swoim partnerem, posłusznie zgadzając się na wszystko, co miał jej do powiedzenia.
Zauważył, że kobieta jeszcze bardziej przyśpiesza i z zaskakującą wprawą kluczy pomiędzy drzewami. W ciemnościach, zaledwie w bladym świetle księżyca, wyglądała niczym zjawa albo jakieś inne mistyczne stworzenie. Czarne włosy wampirzycy powiewały za nią niczym gładki welon, mocno kontrastując z lekko oliwkową, ale mimo wszystko bladą skórą. Szczupła sylwetka raz po raz znikała mu z oczu, ale uparcie stałam się nie zwalniać, biegnąc przed siebie i robiąc wszystko, byleby nie zgubić tropu kobiety.
– Kebi! – zawołał ponownie. Wiedział, że w ten sposób może jeszcze bardziej ją wystraszyć, ale jednocześnie liczył na to, że dzięki temu doprowadzi do tego, że wampirzyca zawaha się i przynajmniej zdecyduje się sprawdzić, kto za nią podąża.
Niestety, w odpowiedzi kobieta gwałtownie skręciła, tak błyskawicznie, że z wrażenia omal nie wpadł na jakieś niskie, sięgające mu zaledwie do pasa drzewko. W ostatniej chwili uskoczył i wyklinając na czym świat stoi, skoncentrował się na próbach nadrobienia cennych sekund, które z powodu swojej nieuwagi stracił. Kebi znów zniknęła mu z oczu, ale gdzieś w powietrzu wciąż wyczuwał jej słodki zapach, wyraźny nawet mimo suchości powietrza, które od samego początku go irytowało. Gardło natychmiast go zapiekło, sprawiając, że poczuł się tak, jakby męczyło go pragnienie, ale pośpiesznie zignorował to uczucie, zbyt skupiony na ciągłym pościgu.
No dobra, sama tego chciałaś, pomyślał z irytacją. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że to, co zamierzał zrobić, nie należy raczej do najlepszych sposobów nawiązywania znajomości, zwłaszcza jeśli później zamierzało się o coś poprosić, ale nie dbał o to. Zaciskając zęby, skumulował całą swoją telepatyczną moc i bez chwili zastanowienia pozwolić, żeby energia opuściła jego ciało, tworząc potężną, chociaż nie śmiercionośną falę, która rozeszła się na wszystkie strony. Trochę przesadziłem, ocenił z lekkim zażenowaniem, czując jak moc – pod postacią czegoś, co można było określić mianem silnego podmuchu wiatru – sięga wszędzie, zanikając dopiero jakichś pięć kilometrów od miejsca, w którym się znajdował. Westchnął cicho, w duchu modląc się o to, żeby nikt tego nie zauważył albo żeby ludziom taki nagły poryw wiatru nie wydał się czymś podejrzanym. No i żeby Cameron i reszta w porę zareagowali, zanim uderzenie zwali ich z nóg.
Cichy, zaskoczony okrzyk, który musiał należeć bez wątpienia do kobiety, wyrwał go z zamyślenia. Aldero natychmiast rzucił się biegiem w stronę z której dochodził, czując ponurą satysfakcje na myśl o tym, że najprawdopodobniej mu się udało. Nie minęło dziesięć sekund, jak odnalazł wciąż leżącą na ziemi Kebi, która w pośpiechu usiłowała się zerwać na równe nogi, ale nie była w stanie z powodu długiej, sięgającej ziemi sukni, którą miała na sobie... Albo niekoniecznie. Aldero nie potrafił określić, jak nazywa się jej strój, dlatego ostatecznie zaczął nazywać go w myślach „suknią”, ale to wciąż nie było to. Ubiór kobiety przypominał raczej szatę albo okazały kawałek materiału, który narzuciła na siebie tak, że przypominał całkiem ciekawą, kolorową kreację. Ten należąca do Kebi miała odcień głębokiej czerwieni, miejscami wykończonej złocistą koronką. Materiał ładnie komponował się z jej oczami, chociaż znacznie ograniczała jej ruchy.
Kebi zesztywniała, kiedy tylko wyczuła jego obecność. Raz jeszcze spróbowała wstać, ale ostatecznie dała za wygraną, uświadamiając sobie, że każdy gwałtowny ruch sprawia, iż jeszcze bardziej zaplątywała się w krwisty materiał. Aldero otworzył usta, chcąc coś powiedzieć (przeprosić? przywitać się?), wampirzyca jednak nie dała mu po temu okazji, bez ostrzeżenia kuląc się na ziemi i to w taki sposób, że czołem wręcz dotykała podłoża. Ciemne włosy opadły jej na twarz, zakrywając rysy twarzy i uniemożliwiając Aldero stwierdzenie, jaki miała wyraz, ale to ostatecznie i tak miało okazać się bez znaczenia – do określenia emocji, wystarczył dźwięczny, drżący głos kobiety, która zaczęła wyrzucać z siebie jakieś melodyjne, pozbawione sensu słowa, których za żadne skarby nie był w stanie zrozumieć.
– Yyy… – Tak, to było bardzo inteligentne, Al!, warknął na siebie w duchu. Czuł się jak kompletny idiota, a wydająca się balansować gdzieś na granicy paniki i szlochu Kebi wcale mu nie pomagała. – Posłuchaj, ja nie chciałem cię wystraszyć. To po prostu ty nie chciałaś się zatrzymać… Och, czy w ogóle rozumiesz, co do ciebie mówię? – westchnął, spoglądając na nią niemal błagalnie. Mówił trochę po francusku i włosku, ale na tym jego znajomość języków obcych się kończyła.
– Och… – Kebi, która chwilę po tym, jak zaczął mówić, posłusznie zamilkła i wzdrygnęła się, zupełnie jakby ktoś próbował ją uderzyć, nagle poderwała głowę. Z wahaniem spojrzała mu w twarz zza zasłony czarnych włosów, ale prawie natychmiast z pokorą spuściła wzrok. – Rozumiem, panie. Mówię po angielsku – zapewniła z zaskakująco ładnym akcentem; po jej mowie ciężko byłoby stwierdzić, że pochodzi z obcego kraju.
– Cudownie – odetchnął, chociaż za żadne skarby nie potrafił stwierdzić, co powinien sądzić o tym, że kobieta zwracała się do niego per „panie”. Ostatecznie zdecydował się to zignorować, dochodząc do wniosku, że to może być jakiś głupi zwyczaj albo coś, czego nie był w stanie zrozumieć. – Mogłaby pani wstać? Ja naprawdę nie próbuję… – Wzruszył ramionami, dobrze wiedząc, że Kebi wciąż go obserwuje. – Chcę tylko porozmawiać, proszę.
Wampirzyca znów wzdrygnęła się i zerknęła na niego niespokojnie. Nie rozumiał jej zachowania, bo nie czuł, żeby zrobił cokolwiek nie tak, ale zachowanie Kebi sugerowało, że jednak coś jest na rzeczy. Odniósł wręcz wrażenie, że kobieta zareagowała tak w momencie, kiedy zaczął zwracać się do niej z szacunkiem, nawet jeśli to było bez sensu. Przecież powinna czuć się uspokojona tym, że ją szanował, prawda? Takie postępowanie wydawało mu się logiczne, skoro była od niego starsza a przy okazji obca. Dimitr zresztą od zawsze wpajał jemu i Cameronowi, że należy wobec kobiet należy zachowywać się z należytym szacunkiem.
Spojrzał na Kebi wyczekująco, ale ona wciąż kuliła się na ziemi. Po chwili zastanowienia doszedł nawet do wniosku, że kobieta wygląda trochę tak, jakby przed nim klękała albo składała mu pokłon, ale to również zdawało się pozbawione sensu. Niby dlaczego miałaby to robić? Powoli zaczynał się czuć nieswojo, a to zdecydowanie mu nie odpowiadało.
– Ech… Czy mogłabyś…? – Odchrząknął i spróbował raz jeszcze: – Czy mogłaby pani wstać?
Kebi drgnęła nerwowo.
– Jeśli pan sobie tego życzy – zgodziła się tym samym, pokornym głosem.
Ostrożnie, zważając na każdy swój ruch, poprawiła szatę i z gracją stanęła na nogi. Teraz Aldero mógł się przekonać, że jej strój w istocie sięga niemal do samej ziemi, szczelnie zasłaniając całą sylwetkę wampirzycy. Co więcej, kiedy się podniosła, Kebi zarzuciła materiał tak, że przysłonił również jej włosy i twarz, sprawiając, że w efekcie Aldero był w stanie dostrzec jedynie wystraszone, krwiste tęczówki, otoczone gęstymi, długimi rzęsami.
– Dlaczego przede mną uciekałaś? – zapytał, zbyt zdezorientowany, żeby zwracać uwagę na to, że wciąż nie przeszli na „ty”. – Przecież cię wołałem. Chciałem tylko porozmawiać, bo sądzę, że możesz mi pomóc, ale…
– Nie wiem, kim jesteś, panie – odparła skruszona Kebi. Odezwała się dopiero po kilku sekundach, kiedy już upewniła się, że Aldero zwiesił głos dlatego, że nie ma już nic więcej do dodania. – Nie mogłam wiedzieć, dlaczego za mną podążasz. Możliwe, że Amun nie będzie zadowolony, że z panem rozmawiam – ciągnęła. Zaczynała go już irytować tym ciągłym „panem”, ale starał się tego nie okazywać.
– No dobra, posłuchaj…
Chciał przejść do rzeczy, ale wtedy Kebi drgnęła i niespokojnie spojrzała w ciemność, obserwując las gdzieś ponad jego ramieniem. Aldero z opóźnieniem usłyszał odgłos szybko zmierzających w ich stronę kroków i cicho odetchnął, uświadamiając sobie, że to Cameron i reszta w końcu go dogonili. Trochę im zeszło, pomyślał, ale doszedł do wniosku, że rzucanie sarkastycznych uwag przy kimś takim jak Kebi mogłoby być dość problematyczne.
– Nie bój się – uspokoił ją. – Oni są ze mną. To mój brat i kilka innych osób, które na pewno nie zrobią ci krzywdy – zapewnił ją gorączkowo, przejęty tym, że Kebi znów mogłaby spróbować uciec. – Na pewno ich znasz. Jestem Aldero. Spotkaliśmy się siedem lat temu, pamiętasz? Byłem wtedy dzieckiem, więc mogłaś mnie nie poznać, ale ja pamiętam ciebie bardzo dobrze – skłamał, chociaż nie do końca. Po prostu lekko naciągnął fakty, ale raczej nie mógł jej wyznać, że tak naprawdę wspomnienie o niej sprowadza się do kilku obojętnych spojrzeń i tego, że wciąż podążała za swoim partnerem.
– Aldero? – powtórzyła Kebi. W jej oczach pojawił się błysk zrozumienia, ale jej spojrzenie wcale nie okazało się bardziej przychylne; wręcz przeciwnie – wydała mu się jeszcze bardziej speszona. – Czy widziałam pana w Mieście Nocy? To było podczas…
– Podczas wesela Carlisle’a i Esme, tak! – ucieszył się. Przynajmniej mieli już swego rodzaju postęp. – Ja i Cameron jesteśmy ich przybranymi wnukami. Wtedy bardzo dużo czasu spędzaliśmy z Mary, tą Irlandką, ale i tak orientowaliśmy się, co dzieje się dookoła.
Kebi nie odpowiedziała, wciąż obserwując go w milczeniu. Jej oczy nieznacznie pociemniały, ale Aldero nie był w stanie określić dlaczego. Wiedział jedynie, że Kebi nie zachowywała się tak, jak zwyczajna kobieta, a tym bardziej nie miał pojęcia czy to dobrze, czy może źle.
– Amun nie będzie zadowolony – wyszeptała cicho, bardziej do samej siebie. – Wyjechaliśmy przed czasem, krótko po zakończeniu ceremonii. Tamto miejscu nas przerażało… Obawiam, że może być na mnie zły za to, że z panem rozmawiam.
– Dlaczego wciąż mówisz do mnie per „pan”? – zapytał, dając upust swoim wątpliwościom. Nie zamierzał udawać, że go to nie dekoncentruje, zwłaszcza, że Kebi w jednej chwili stała się wystraszona i równie oficjalna, co na samym początku. – Nie zrozum mnie źle, ale… No cóż, dla mnie to trochę dziwne.
– Przepraszam, Aldero. – Brwi kobiety powędrowały ku górze i na moment zniknęły za okrywającym jej twarz i włosy materiałem. – Tak zostałam wychowana. Niewolnica powinna mieć należny szacunek do każdego, żeby nie zdenerwować swojego pana. Wciąż jestem wdzięczna Amunowi za to, że podarował mi nieśmiertelność, dlatego nie chcę dać mu powodów do tego, żeby się z mojego powodu wstydził – odparła dziwnie zdławionym, pełnym uwielbienia tonem głosu. Aldero pamiętał, że już lata temu była w swojego partnera zapatrzona jak w obrazek, ale nawet nie przypuszczał, że ich relacje są aż tak złożone.
– N-niewolnica? – powtórzył z niedowierzaniem. Natychmiast tego pożałował, bo Kebi drgnęła nerwowo, ale w tym samym momencie pojawili się pozostali, więc został uwolniony od konieczności dalszego mówienia.
A więc Kebi była niewolnicą, przynajmniej za ludzkiego życia. Kiedy się nad tym głębiej zastanowił, musiał przyznać, że to miało sens. Nawet on wiedział, że te tereny pozostawały dzikie i okrutne, zwłaszcza dla kobiet. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, co ta dziewczyna musiała przejść, ale najwyraźniej nawet przemiana nie stanowiła dla niej pełnego wybawienia. Co więcej, Amun’owi taki stan rzeczy wydawał się odpowiadać, obojętnie jak wydawało się to obrzydliwe dla kogoś, kto został wychowany w poszanowaniu dla kobiet.
– Aldero, do cholery, co to miało być? – naskoczył na niego Theo. Ciemne włosy miał w nieładzie; jego oczy lśniły i widać było, że powoli zaczynał tracić cierpliwości. – Wołaliśmy cię i… Och – wyrwało mu się. Dopiero z opóźnieniem zauważył starającą się skryć za plecami chłopaka wampirzycę.
– No, to jest właśnie reszta moich bliskich. Bardzo udane wejście, Theo – żachnął się, krótko oglądając na kobietę. Odczekał chwilę, póki do lekarza nie dołączyli pozostali i dopiero wtedy przeszedł do bardziej oficjalnej prezentacji: – Poznajcie, proszę, Kebi. Żonę Amuna – dodał z naciskiem, ledwo powstrzymując się od pełnego samozadowolenia uśmiechu.
Ha! Ciekawe czy teraz mieli jakiekolwiek uwagi do planu, który im zaproponował!
Theo zamrugał, wyraźnie zdezorientowany, po czym skinął głową. Aldero nawet nie musiał patrzeć do pozostałych, żeby wiedzieć, że są równie zaskoczeni, co i ciemnowłosy wampir. Podchwycił nawet spojrzenie złocistych oczu Esme, która z nieskrywaną ulgą poparzyła na czarnowłosą Egipcjankę; mięśnie jego przybranej babci wyraźnie się rozluźniły, kiedy pozwoliła sobie na cichą, ale wyraźną nadzieję na to, że wszystko jednak ma szansę się ułożyć.
– Amun nie jest moim mężem – odezwała się cicho Kebi, decydując się przerwać panującą ciszę. Aldero ledwo powstrzymał się od westchnienia. – On jest…
– Twoim partnerem, tak – poprawił niecierpliwym tonem. Sądząc po minie Kebi, to dalej mocno mijało się z prawdą, ale przynajmniej darowała sobie dalsze uwagi, po prostu dając za wygraną. – To zresztą teraz nieistotne. Poznaj proszę Theo i Kristin… Może pamiętasz ich z wesela – dodał z nadzieją. Kobieta sztywno skinęła głową, ale ciężko było mu stwierdzić czy z grzeczności, czy może w istocie tę dwójkę rozpoznała. – Tutaj mamy Lilianne i Eve, one pomogły nam się tutaj dostać. No i oczywiście Esme – dodał, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że wampirzycę powinien przedstawić w pierwszej kolejności. Dimitr byłby bardzo niepocieszony…, przeszło mu przez myśl, chociaż sam nie był pewien, dlaczego tak bardzo się tym przejmował. Przecież chciał być na króla zły. – A ten jasnowłosy głupek to mój brat bliźniak, Cameron. – Wyszczerzył się do chłopaka w uśmiechu. – No wiesz, Cammy…
– Dzięki, Al. Czymże sobie zasłużyłem na taką uprzejmość? – mruknął sam zainteresowany, ale nie dał się sprowokować. – Cześć, Kebi – rzucił, posyłając wampirzycy uśmiech.
Aldero cicho westchnął, podświadomie wiedząc, że mimo starań, żadne z nich nie będzie w stanie sprawić, żeby wampirzyca się rozluźniła. Przez cały czas stała niemal na baczność, spięta i tak oficjalna, że wydawało się to irytujące. Mięśnie miała napięte do granic możliwości, przez co sprawiała wrażenie kogoś, kto spodziewa się nagłego ataku – i to nie tylko z ich strony, ale ze wszystkich kierunków jednocześnie. W normalnym wypadku chłopak doszedłby do złośliwego wniosku, że Kebi jest naprawdę przewrażliwiona, ale z jakiegoś powodu nie mógł oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że jej zachowanie jest naturalne i jak najbardziej usprawiedliwione – oczywiście pod warunkiem, że paranoja mogła być normą.
Ta czy inaczej, wszystko w Kebi zdawało się krzyczeć i podkreślać fakt, że należy do zupełnie innej kultury, której żadne z nich nie znało i raczej nie chciało poznać. Aldero nie dziwił się, że nawet jako dziecko podświadomie trzymał się do kobiety z daleka, chociaż względem innych gości zarówno on, jak i jego brat, byli aż nadmiernie otwarci i ufni. Wcześniej sądził, że to Amun miał w sobie coś nieprzystępnego, co udzielało się również jego partnerce i sprawiało, że przez cały czas trzymała się na uboczu, ale teraz widział, że to o wiele bardziej złożony problem. Kebi z natury była strachliwa i posłuszna zasadom, które narzucono jej jeszcze na długo przed tym, jak Aldero i Cameron pojawili się na świecie. Al podejrzewał nawet, że te zasady były nawet starsze od niej – w końcu coś tak abstrakcyjnego jak niewolnictwo wieki temu było równie naturalne, co obecnie demokracja – ale to i tak było czymś, czego nie był w stanie tak po prostu pojąć, a tym bardziej zaakceptować. Może gdyby chodziło o człowieka, przyszłoby mu to łatwiej, ale Kebi była wampirem. Fakt, że była od kogokolwiek zależna aż do tego stopnia, wydawał mu się czymś nieprawdopodobnym i stanowczo przeczył jego przekonaniu o tym, że wampiry nie tylko są nieśmiertelne, ale również silne i niezależne.
– Wybaczcie mi, że zapytam – ostrożny głos Kebi wyrwał go z zamyślenia – ale nie wszyscy jesteście wampirami. Nie jestem pewna, ale…
– To trochę bardziej złożone i bardzo chętnie z tobą o tym porozmawiamy, ale czy najpierw moglibyśmy mieć do ciebie prośbę? – zapytała Kristin, bezceremonialnie decydując się przejść do sedna sprawy.
– Oczywiście. – Kebi krytycznie spojrzała na strój dziewczyny. Aldero odniósł wrażenie, że już sam fakt tego, że jakakolwiek kobieta mogłaby odzywać się z taką swobodą, a na dodatek nosić spodnie, jest ponad zdolności pojmowania wampirzycy. – Czego potrzebujecie? – upewniła się, chociaż doskonale znała odpowiedź na to pytanie; w końcu Aldero powiedział jej o tym już na samym początku, kiedy wyjaśniał jej, dlaczego próbował ją gonić.
– Czy mogłabyś nas zaprowadzić do Amuna, Kebi? – zapytała natychmiast Esme. Z błyskiem w oczach spojrzała na brunetę, po czym zrobiła stanowczy krok do przodu. Jak zwykle wyglądała na łagodną i niegroźną, ale z jakiegoś powodu Egipcjanka instynktownie się od niej odsunęła. – Proszę. To dla nas bardzo ważne.
W oczach Kebi pojawił się dziwny błysk, który zaniepokoił Aldero, chociaż chłopak sam nie był pewien z jakiego powodu. Nie potrafił nawet zinterpretować, co takiego w tym momencie Kebi musiała sobie myśleć, a na wnikanie w jej myśli nie miał ochoty. Wiedział jedynie, że w sposobie, w jaki uważnie zmierzyła wzrokiem Esme, było coś, co wydało mu się niewłaściwe.
– Nie jestem pewna, czy Amun życzy sobie waszej obecności – odezwała się w końcu Kebi. Błysk w jej oczach zniknął, a ona znów wydała się równie niepozorna i irytująco oficjalna. Sprawiała wręcz wrażenie kogoś, komu powiedzenie czegoś więcej sprawia niezwykły wysiłek. Bacząc na to, że przez większość czasu milczała, pokornie zgadzając się na wszystkie decyzje swojego partnera, jej zachowanie wcale nie było aż takie dziwne. – On…
– Więc go zapytaj – nalegała Kristin. Wydawała się rozdrażniona, zwłaszcza, że z jej perspektywy sprawa była dziecinnie prosta. – Albo sami to zrobimy, kiedy tylko nas do niego zaprowadzisz.
– Kristin… – wymruczał Theo, dla pewności ujmując dłoń dziewczyny i przyciągając ją do siebie. Kebi wyglądała na jeszcze bardziej poruszoną, jakby nie pojmowała, że takie zachowanie może spotkać się z tak pobłażliwym traktowaniem. Po chwili zastanowienia, Aldero przypomniał sobie również to, że ani razu na weselu nie widział, żeby to Amun Kebi przytulał. – To była tylko sugestia. Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz nam pomóc… – zaczął, zwracając się do wampirzycy.
Kebi pośpiesznie potrząsnęła głową, więc Theo natychmiast zamilkł. Zdążył się zorientować, że kobieta sama z siebie mu nie przerwie.
– Ależ nie. Oczywiście, że mogę wam pomóc – zreflektowała się. – Chodźcie. Zaprowadzę was do Amuna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa