Aldero
Aldero zareagował
automatycznie. Niewiele myśląc i nie sprawdzając nawet, czy ktokolwiek
inny zorientował się z obecności wampirzycy, rzucił się w pogoń za
błyskawicznie oddającą się Kebi. Gdzieś za sobą usłyszał, że ktoś wypowiada
jego imię, ale nie miał czasu i chęci na to, żeby zastanawiać się, kto
próbował go zatrzymać. Teraz najważniejszy był bieg i to, żeby nie dać
kobiecie uciec. W jednej chwili to właśnie Kebi stała się ich jedyną
szansą na to, że dotrzeć do pozostałych Egipcjan, dlatego musiałby być szalony,
żeby pozwolić sobie na tracenie czasu.
Kebi
okazała się zaskakująco szybka i zwinna. Nie podejrzewałby jej o to,
że jest w stanie biegać aż z taką prędkością, ale to chyba właśnie było
jednym z jej ukrytych talentów. Brunetka nigdy nie zwracała na siebie
uwagi, pozornie cicha i w pełni oddana Amunowi. Aldero pamiętał ją
jak przez mgłę, bo koncentrował się bardziej na Benjaminie, który swoimi
zdolnościami oczarowywał wszystkich. Kebi stanowiła co najwyżej dodatek;
kolejnego dorosłego gościa, który był mu obcy i nie był w stanie
przekuć uwagi dziecka. Jedyne wspomnienie Kebi sprowadzało się do tego, że
wciąż milczała jak zaklęta i niczym cień posuwała się za swoim partnerem,
posłusznie zgadzając się na wszystko, co miał jej do powiedzenia.
Zauważył,
że kobieta jeszcze bardziej przyśpiesza i z zaskakującą wprawą kluczy
pomiędzy drzewami. W ciemnościach, zaledwie w bladym świetle
księżyca, wyglądała niczym zjawa albo jakieś inne mistyczne stworzenie. Czarne
włosy wampirzycy powiewały za nią niczym gładki welon, mocno kontrastując z lekko
oliwkową, ale mimo wszystko bladą skórą. Szczupła sylwetka raz po raz znikała
mu z oczu, ale uparcie stałam się nie zwalniać, biegnąc przed siebie i robiąc
wszystko, byleby nie zgubić tropu kobiety.
– Kebi! –
zawołał ponownie. Wiedział, że w ten sposób może jeszcze bardziej ją
wystraszyć, ale jednocześnie liczył na to, że dzięki temu doprowadzi do tego,
że wampirzyca zawaha się i przynajmniej zdecyduje się sprawdzić, kto za
nią podąża.
Niestety, w odpowiedzi
kobieta gwałtownie skręciła, tak błyskawicznie, że z wrażenia omal nie
wpadł na jakieś niskie, sięgające mu zaledwie do pasa drzewko. W ostatniej
chwili uskoczył i wyklinając na czym świat stoi, skoncentrował się na
próbach nadrobienia cennych sekund, które z powodu swojej nieuwagi
stracił. Kebi znów zniknęła mu z oczu, ale gdzieś w powietrzu wciąż
wyczuwał jej słodki zapach, wyraźny nawet mimo suchości powietrza, które od
samego początku go irytowało. Gardło natychmiast go zapiekło, sprawiając, że
poczuł się tak, jakby męczyło go pragnienie, ale pośpiesznie zignorował to
uczucie, zbyt skupiony na ciągłym pościgu.
No
dobra, sama tego chciałaś, pomyślał z irytacją. Co prawda zdawał sobie
sprawę z tego, że to, co zamierzał zrobić, nie należy raczej do
najlepszych sposobów nawiązywania znajomości, zwłaszcza jeśli później
zamierzało się o coś poprosić, ale nie dbał o to. Zaciskając zęby,
skumulował całą swoją telepatyczną moc i bez chwili zastanowienia
pozwolić, żeby energia opuściła jego ciało, tworząc potężną, chociaż nie
śmiercionośną falę, która rozeszła się na wszystkie strony. Trochę
przesadziłem, ocenił z lekkim zażenowaniem, czując jak moc – pod
postacią czegoś, co można było określić mianem silnego podmuchu wiatru – sięga
wszędzie, zanikając dopiero jakichś pięć kilometrów od miejsca, w którym
się znajdował. Westchnął cicho, w duchu modląc się o to, żeby nikt
tego nie zauważył albo żeby ludziom taki nagły poryw wiatru nie wydał się czymś
podejrzanym. No i żeby Cameron i reszta w porę zareagowali,
zanim uderzenie zwali ich z nóg.
Cichy,
zaskoczony okrzyk, który musiał należeć bez wątpienia do kobiety, wyrwał go z zamyślenia.
Aldero natychmiast rzucił się biegiem w stronę z której dochodził,
czując ponurą satysfakcje na myśl o tym, że najprawdopodobniej mu się
udało. Nie minęło dziesięć sekund, jak odnalazł wciąż leżącą na ziemi Kebi,
która w pośpiechu usiłowała się zerwać na równe nogi, ale nie była w stanie
z powodu długiej, sięgającej ziemi sukni, którą miała na sobie... Albo
niekoniecznie. Aldero nie potrafił określić, jak nazywa się jej strój, dlatego
ostatecznie zaczął nazywać go w myślach „suknią”, ale to wciąż nie było
to. Ubiór kobiety przypominał raczej szatę albo okazały kawałek materiału,
który narzuciła na siebie tak, że przypominał całkiem ciekawą, kolorową
kreację. Ten należąca do Kebi miała odcień głębokiej czerwieni, miejscami
wykończonej złocistą koronką. Materiał ładnie komponował się z jej oczami,
chociaż znacznie ograniczała jej ruchy.
Kebi
zesztywniała, kiedy tylko wyczuła jego obecność. Raz jeszcze spróbowała wstać,
ale ostatecznie dała za wygraną, uświadamiając sobie, że każdy gwałtowny ruch
sprawia, iż jeszcze bardziej zaplątywała się w krwisty materiał. Aldero
otworzył usta, chcąc coś powiedzieć (przeprosić? przywitać się?), wampirzyca
jednak nie dała mu po temu okazji, bez ostrzeżenia kuląc się na ziemi i to
w taki sposób, że czołem wręcz dotykała podłoża. Ciemne włosy opadły jej
na twarz, zakrywając rysy twarzy i uniemożliwiając Aldero stwierdzenie,
jaki miała wyraz, ale to ostatecznie i tak miało okazać się bez znaczenia
– do określenia emocji, wystarczył dźwięczny, drżący głos kobiety, która
zaczęła wyrzucać z siebie jakieś melodyjne, pozbawione sensu słowa,
których za żadne skarby nie był w stanie zrozumieć.
– Yyy… – Tak,
to było bardzo inteligentne, Al!, warknął na siebie w duchu. Czuł się
jak kompletny idiota, a wydająca się balansować gdzieś na granicy paniki i szlochu
Kebi wcale mu nie pomagała. – Posłuchaj, ja nie chciałem cię wystraszyć. To po
prostu ty nie chciałaś się zatrzymać… Och, czy w ogóle rozumiesz, co do
ciebie mówię? – westchnął, spoglądając na nią niemal błagalnie. Mówił trochę po
francusku i włosku, ale na tym jego znajomość języków obcych się kończyła.
– Och… – Kebi,
która chwilę po tym, jak zaczął mówić, posłusznie zamilkła i wzdrygnęła
się, zupełnie jakby ktoś próbował ją uderzyć, nagle poderwała głowę. Z wahaniem
spojrzała mu w twarz zza zasłony czarnych włosów, ale prawie natychmiast z pokorą
spuściła wzrok. – Rozumiem, panie. Mówię po angielsku – zapewniła z zaskakująco
ładnym akcentem; po jej mowie ciężko byłoby stwierdzić, że pochodzi z obcego
kraju.
– Cudownie
– odetchnął, chociaż za żadne skarby nie potrafił stwierdzić, co powinien
sądzić o tym, że kobieta zwracała się do niego per „panie”. Ostatecznie
zdecydował się to zignorować, dochodząc do wniosku, że to może być jakiś głupi
zwyczaj albo coś, czego nie był w stanie zrozumieć. – Mogłaby pani wstać?
Ja naprawdę nie próbuję… – Wzruszył ramionami, dobrze wiedząc, że Kebi wciąż go
obserwuje. – Chcę tylko porozmawiać, proszę.
Wampirzyca
znów wzdrygnęła się i zerknęła na niego niespokojnie. Nie rozumiał jej
zachowania, bo nie czuł, żeby zrobił cokolwiek nie tak, ale zachowanie Kebi
sugerowało, że jednak coś jest na rzeczy. Odniósł wręcz wrażenie, że kobieta
zareagowała tak w momencie, kiedy zaczął zwracać się do niej z szacunkiem,
nawet jeśli to było bez sensu. Przecież powinna czuć się uspokojona tym, że ją
szanował, prawda? Takie postępowanie wydawało mu się logiczne, skoro była od
niego starsza a przy okazji obca. Dimitr zresztą od zawsze wpajał jemu i Cameronowi,
że należy wobec kobiet należy zachowywać się z należytym szacunkiem.
Spojrzał na
Kebi wyczekująco, ale ona wciąż kuliła się na ziemi. Po chwili zastanowienia
doszedł nawet do wniosku, że kobieta wygląda trochę tak, jakby przed nim
klękała albo składała mu pokłon, ale to również zdawało się pozbawione sensu.
Niby dlaczego miałaby to robić? Powoli zaczynał się czuć nieswojo, a to
zdecydowanie mu nie odpowiadało.
– Ech… Czy
mogłabyś…? – Odchrząknął i spróbował raz jeszcze: – Czy mogłaby pani
wstać?
Kebi
drgnęła nerwowo.
– Jeśli pan
sobie tego życzy – zgodziła się tym samym, pokornym głosem.
Ostrożnie,
zważając na każdy swój ruch, poprawiła szatę i z gracją stanęła na
nogi. Teraz Aldero mógł się przekonać, że jej strój w istocie sięga niemal
do samej ziemi, szczelnie zasłaniając całą sylwetkę wampirzycy. Co więcej,
kiedy się podniosła, Kebi zarzuciła materiał tak, że przysłonił również jej
włosy i twarz, sprawiając, że w efekcie Aldero był w stanie
dostrzec jedynie wystraszone, krwiste tęczówki, otoczone gęstymi, długimi
rzęsami.
– Dlaczego
przede mną uciekałaś? – zapytał, zbyt zdezorientowany, żeby zwracać uwagę na
to, że wciąż nie przeszli na „ty”. – Przecież cię wołałem. Chciałem tylko
porozmawiać, bo sądzę, że możesz mi pomóc, ale…
– Nie wiem,
kim jesteś, panie – odparła skruszona Kebi. Odezwała się dopiero po kilku
sekundach, kiedy już upewniła się, że Aldero zwiesił głos dlatego, że nie ma
już nic więcej do dodania. – Nie mogłam wiedzieć, dlaczego za mną podążasz.
Możliwe, że Amun nie będzie zadowolony, że z panem rozmawiam – ciągnęła.
Zaczynała go już irytować tym ciągłym „panem”, ale starał się tego nie
okazywać.
– No dobra,
posłuchaj…
Chciał
przejść do rzeczy, ale wtedy Kebi drgnęła i niespokojnie spojrzała w ciemność,
obserwując las gdzieś ponad jego ramieniem. Aldero z opóźnieniem usłyszał
odgłos szybko zmierzających w ich stronę kroków i cicho odetchnął,
uświadamiając sobie, że to Cameron i reszta w końcu go dogonili. Trochę
im zeszło, pomyślał, ale doszedł do wniosku, że rzucanie sarkastycznych
uwag przy kimś takim jak Kebi mogłoby być dość problematyczne.
– Nie bój
się – uspokoił ją. – Oni są ze mną. To mój brat i kilka innych osób, które
na pewno nie zrobią ci krzywdy – zapewnił ją gorączkowo, przejęty tym, że Kebi
znów mogłaby spróbować uciec. – Na pewno ich znasz. Jestem Aldero. Spotkaliśmy
się siedem lat temu, pamiętasz? Byłem wtedy dzieckiem, więc mogłaś mnie nie
poznać, ale ja pamiętam ciebie bardzo dobrze – skłamał, chociaż nie do końca.
Po prostu lekko naciągnął fakty, ale raczej nie mógł jej wyznać, że tak
naprawdę wspomnienie o niej sprowadza się do kilku obojętnych spojrzeń i tego,
że wciąż podążała za swoim partnerem.
– Aldero? –
powtórzyła Kebi. W jej oczach pojawił się błysk zrozumienia, ale jej
spojrzenie wcale nie okazało się bardziej przychylne; wręcz przeciwnie – wydała
mu się jeszcze bardziej speszona. – Czy widziałam pana w Mieście Nocy? To
było podczas…
– Podczas
wesela Carlisle’a i Esme, tak! – ucieszył się. Przynajmniej mieli już
swego rodzaju postęp. – Ja i Cameron jesteśmy ich przybranymi wnukami.
Wtedy bardzo dużo czasu spędzaliśmy z Mary, tą Irlandką, ale i tak
orientowaliśmy się, co dzieje się dookoła.
Kebi nie
odpowiedziała, wciąż obserwując go w milczeniu. Jej oczy nieznacznie
pociemniały, ale Aldero nie był w stanie określić dlaczego. Wiedział
jedynie, że Kebi nie zachowywała się tak, jak zwyczajna kobieta, a tym
bardziej nie miał pojęcia czy to dobrze, czy może źle.
– Amun nie
będzie zadowolony – wyszeptała cicho, bardziej do samej siebie. – Wyjechaliśmy
przed czasem, krótko po zakończeniu ceremonii. Tamto miejscu nas przerażało…
Obawiam, że może być na mnie zły za to, że z panem rozmawiam.
– Dlaczego
wciąż mówisz do mnie per „pan”? – zapytał, dając upust swoim wątpliwościom. Nie
zamierzał udawać, że go to nie dekoncentruje, zwłaszcza, że Kebi w jednej
chwili stała się wystraszona i równie oficjalna, co na samym początku. –
Nie zrozum mnie źle, ale… No cóż, dla mnie to trochę dziwne.
– Przepraszam,
Aldero. – Brwi kobiety powędrowały ku górze i na moment zniknęły za
okrywającym jej twarz i włosy materiałem. – Tak zostałam wychowana.
Niewolnica powinna mieć należny szacunek do każdego, żeby nie zdenerwować
swojego pana. Wciąż jestem wdzięczna Amunowi za to, że podarował mi
nieśmiertelność, dlatego nie chcę dać mu powodów do tego, żeby się z mojego
powodu wstydził – odparła dziwnie zdławionym, pełnym uwielbienia tonem głosu.
Aldero pamiętał, że już lata temu była w swojego partnera zapatrzona jak w obrazek,
ale nawet nie przypuszczał, że ich relacje są aż tak złożone.
– N-niewolnica?
– powtórzył z niedowierzaniem. Natychmiast tego pożałował, bo Kebi drgnęła
nerwowo, ale w tym samym momencie pojawili się pozostali, więc został uwolniony
od konieczności dalszego mówienia.
A więc Kebi
była niewolnicą, przynajmniej za ludzkiego życia. Kiedy się nad tym głębiej
zastanowił, musiał przyznać, że to miało sens. Nawet on wiedział, że te tereny
pozostawały dzikie i okrutne, zwłaszcza dla kobiet. Nie potrafił sobie
wyobrazić tego, co ta dziewczyna musiała przejść, ale najwyraźniej nawet
przemiana nie stanowiła dla niej pełnego wybawienia. Co więcej, Amun’owi taki
stan rzeczy wydawał się odpowiadać, obojętnie jak wydawało się to obrzydliwe
dla kogoś, kto został wychowany w poszanowaniu dla kobiet.
– Aldero,
do cholery, co to miało być? – naskoczył na niego Theo. Ciemne włosy miał w nieładzie;
jego oczy lśniły i widać było, że powoli zaczynał tracić cierpliwości. –
Wołaliśmy cię i… Och – wyrwało mu się. Dopiero z opóźnieniem zauważył
starającą się skryć za plecami chłopaka wampirzycę.
– No, to
jest właśnie reszta moich bliskich. Bardzo udane wejście, Theo – żachnął się,
krótko oglądając na kobietę. Odczekał chwilę, póki do lekarza nie dołączyli pozostali
i dopiero wtedy przeszedł do bardziej oficjalnej prezentacji: – Poznajcie,
proszę, Kebi. Żonę Amuna – dodał z naciskiem, ledwo powstrzymując się od
pełnego samozadowolenia uśmiechu.
Ha! Ciekawe
czy teraz mieli jakiekolwiek uwagi do planu, który im zaproponował!
Theo
zamrugał, wyraźnie zdezorientowany, po czym skinął głową. Aldero nawet nie
musiał patrzeć do pozostałych, żeby wiedzieć, że są równie zaskoczeni, co i ciemnowłosy
wampir. Podchwycił nawet spojrzenie złocistych oczu Esme, która z nieskrywaną
ulgą poparzyła na czarnowłosą Egipcjankę; mięśnie jego przybranej babci
wyraźnie się rozluźniły, kiedy pozwoliła sobie na cichą, ale wyraźną nadzieję
na to, że wszystko jednak ma szansę się ułożyć.
– Amun nie
jest moim mężem – odezwała się cicho Kebi, decydując się przerwać panującą
ciszę. Aldero ledwo powstrzymał się od westchnienia. – On jest…
– Twoim
partnerem, tak – poprawił niecierpliwym tonem. Sądząc po minie Kebi, to dalej
mocno mijało się z prawdą, ale przynajmniej darowała sobie dalsze uwagi,
po prostu dając za wygraną. – To zresztą teraz nieistotne. Poznaj proszę Theo i Kristin…
Może pamiętasz ich z wesela – dodał z nadzieją. Kobieta sztywno
skinęła głową, ale ciężko było mu stwierdzić czy z grzeczności, czy może w istocie
tę dwójkę rozpoznała. – Tutaj mamy Lilianne i Eve, one pomogły nam się
tutaj dostać. No i oczywiście Esme – dodał, z opóźnieniem
uświadamiając sobie, że wampirzycę powinien przedstawić w pierwszej
kolejności. Dimitr
byłby bardzo niepocieszony…, przeszło mu przez myśl, chociaż sam nie był
pewien, dlaczego tak bardzo się tym przejmował. Przecież chciał być na króla
zły. – A ten jasnowłosy głupek to mój brat bliźniak, Cameron. –
Wyszczerzył się do chłopaka w uśmiechu. – No wiesz, Cammy…
– Dzięki,
Al. Czymże sobie zasłużyłem na taką uprzejmość? – mruknął sam zainteresowany,
ale nie dał się sprowokować. – Cześć, Kebi – rzucił, posyłając wampirzycy
uśmiech.
Aldero
cicho westchnął, podświadomie wiedząc, że mimo starań, żadne z nich nie
będzie w stanie sprawić, żeby wampirzyca się rozluźniła. Przez cały czas
stała niemal na baczność, spięta i tak oficjalna, że wydawało się to
irytujące. Mięśnie miała napięte do granic możliwości, przez co sprawiała
wrażenie kogoś, kto spodziewa się nagłego ataku – i to nie tylko z ich
strony, ale ze wszystkich kierunków jednocześnie. W normalnym wypadku
chłopak doszedłby do złośliwego wniosku, że Kebi jest naprawdę przewrażliwiona,
ale z jakiegoś powodu nie mógł oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że jej
zachowanie jest naturalne i jak najbardziej usprawiedliwione – oczywiście
pod warunkiem, że paranoja mogła być normą.
Ta czy
inaczej, wszystko w Kebi zdawało się krzyczeć i podkreślać fakt, że
należy do zupełnie innej kultury, której żadne z nich nie znało i raczej
nie chciało poznać. Aldero nie dziwił się, że nawet jako dziecko podświadomie
trzymał się do kobiety z daleka, chociaż względem innych gości zarówno on,
jak i jego brat, byli aż nadmiernie otwarci i ufni. Wcześniej sądził,
że to Amun miał w sobie coś nieprzystępnego, co udzielało się również jego
partnerce i sprawiało, że przez cały czas trzymała się na uboczu, ale
teraz widział, że to o wiele bardziej złożony problem. Kebi z natury
była strachliwa i posłuszna zasadom, które narzucono jej jeszcze na długo
przed tym, jak Aldero i Cameron pojawili się na świecie. Al podejrzewał
nawet, że te zasady były nawet starsze od niej – w końcu coś tak
abstrakcyjnego jak niewolnictwo wieki temu było równie naturalne, co obecnie
demokracja – ale to i tak było czymś, czego nie był w stanie tak po
prostu pojąć, a tym bardziej zaakceptować. Może gdyby chodziło o człowieka,
przyszłoby mu to łatwiej, ale Kebi była wampirem. Fakt, że była od kogokolwiek
zależna aż do tego stopnia, wydawał mu się czymś nieprawdopodobnym i stanowczo
przeczył jego przekonaniu o tym, że wampiry nie tylko są nieśmiertelne,
ale również silne i niezależne.
– Wybaczcie
mi, że zapytam – ostrożny głos Kebi wyrwał go z zamyślenia – ale nie
wszyscy jesteście wampirami. Nie jestem pewna, ale…
– To trochę
bardziej złożone i bardzo chętnie z tobą o tym porozmawiamy, ale
czy najpierw moglibyśmy mieć do ciebie prośbę? – zapytała Kristin,
bezceremonialnie decydując się przejść do sedna sprawy.
– Oczywiście.
– Kebi krytycznie spojrzała na strój dziewczyny. Aldero odniósł wrażenie, że
już sam fakt tego, że jakakolwiek kobieta mogłaby odzywać się z taką
swobodą, a na dodatek nosić spodnie, jest ponad zdolności pojmowania
wampirzycy. – Czego potrzebujecie? – upewniła się, chociaż doskonale znała
odpowiedź na to pytanie; w końcu Aldero powiedział jej o tym już na
samym początku, kiedy wyjaśniał jej, dlaczego próbował ją gonić.
– Czy
mogłabyś nas zaprowadzić do Amuna, Kebi? – zapytała natychmiast Esme. Z błyskiem
w oczach spojrzała na brunetę, po czym zrobiła stanowczy krok do przodu.
Jak zwykle wyglądała na łagodną i niegroźną, ale z jakiegoś powodu
Egipcjanka instynktownie się od niej odsunęła. – Proszę. To dla nas bardzo
ważne.
W oczach
Kebi pojawił się dziwny błysk, który zaniepokoił Aldero, chociaż chłopak sam
nie był pewien z jakiego powodu. Nie potrafił nawet zinterpretować, co
takiego w tym momencie Kebi musiała sobie myśleć, a na wnikanie w jej
myśli nie miał ochoty. Wiedział jedynie, że w sposobie, w jaki
uważnie zmierzyła wzrokiem Esme, było coś, co wydało mu się niewłaściwe.
– Nie
jestem pewna, czy Amun życzy sobie waszej obecności – odezwała się w końcu
Kebi. Błysk w jej oczach zniknął, a ona znów wydała się równie
niepozorna i irytująco oficjalna. Sprawiała wręcz wrażenie kogoś, komu
powiedzenie czegoś więcej sprawia niezwykły wysiłek. Bacząc na to, że przez większość
czasu milczała, pokornie zgadzając się na wszystkie decyzje swojego partnera,
jej zachowanie wcale nie było aż takie dziwne. – On…
– Więc go
zapytaj – nalegała Kristin. Wydawała się rozdrażniona, zwłaszcza, że z jej
perspektywy sprawa była dziecinnie prosta. – Albo sami to zrobimy, kiedy tylko
nas do niego zaprowadzisz.
– Kristin… –
wymruczał Theo, dla pewności ujmując dłoń dziewczyny i przyciągając ją do
siebie. Kebi wyglądała na jeszcze bardziej poruszoną, jakby nie pojmowała, że
takie zachowanie może spotkać się z tak pobłażliwym traktowaniem. Po
chwili zastanowienia, Aldero przypomniał sobie również to, że ani razu na
weselu nie widział, żeby to Amun Kebi przytulał. – To była tylko sugestia.
Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz nam pomóc… – zaczął, zwracając się do
wampirzycy.
Kebi
pośpiesznie potrząsnęła głową, więc Theo natychmiast zamilkł. Zdążył się
zorientować, że kobieta sama z siebie mu nie przerwie.
– Ależ nie.
Oczywiście, że mogę wam pomóc – zreflektowała się. – Chodźcie. Zaprowadzę was do
Amuna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz