Alessia
– Co to miało być? – Quinn
wyglądał, jakby za chwilę miał paść z nadmiaru emocji. Co więcej, sam
przyprawiał o Alessię o podobny stan, bo sama nie była pewna, czy ma
ochotę na to, żeby rozmawiać z nim na jakiekolwiek tematy. – Ali…
– A o co
chodzi? – zapytała z niewinnym uśmiechem. Niechętnie zatrzymała się w korytarzu,
po czym spojrzała na chłopaka, lekko unosząc brwi.
Hayley i Zoe
pojawiły się chwilę później, ale na całe szczęście żadna z nich się nie
odezwała. Twarz tej pierwszej wyrażała absolutny spokój.. No, ewentualnie lekką
dezorientację, ale zupełnie niepodobną do podenerwowania, które okazywał jej
brat. Jeśli chodziło o Zoe, to ta jednie kręciła głową, nie mając pojęcia o co
chodzi i jak powinna się zachować.
– Ali, nie
wygłupiaj się – westchnął Quinn, wznosząc oczy ku niebu. Jego rysy twarzy
nieznacznie złagodniały, jakby dopiero dotarło do niego, że niepotrzebnie się
uniósł, ale wciąż pozostawał spięty i wzburzony. – Wiesz dobrze, co mam na
myśli. Ten chłopak…
– Po prostu
z nim zatańczyłaś, na dodatek na prośbę River Song – dokończyła, decydując
się przerwać mu w połowie wypowiedzi – na dodatek nie pierwszy raz. – Poza
tym, on ma imię. I gdyby nie Ariel, prawdopodobnie odwiedzałabym się teraz
w szpitalu, jeśli nie na cmentarzu – dodała chłodno, nie zastanawiając się
nad doborem słów.
Oczywiście
prawie natychmiast swojej reakcji pożałowała, ale nie zamierzała się wycofywać
albo przepraszać. Quinn doskonale wiedział, że miała rację – widziała to w jego
oczach oraz tym, jaki wyraz twarzy przybrał w odpowiedzi na jej słowa.
Sama nie była pewna dlaczego, ale stanięcie w obroni Ariela wydawało jej
się bardzo ważne, chociaż jakaś część jej podpowiadała, że prawdopodobne
zachowywała się aż nadto nadpobudliwie. Na pewno mogła być delikatniejsza, ale
jaki właściwie to miało sens, skoro Quinn najwyraźniej zapominał o tym,
komu zawdzięczali powstrzymanie Riddley’a?
Chłopak
zacisnął usta, po czym ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Mocno
zaciskał dłonie w pięści, ale po chwili zastanowienia zdołał nad sobą
zapanować i rozluźnić uścisk, nawet jeśli zdawało mu się to przyjść z wyraźnym
trudem. Alessia dostrzegła czerwone rumieńce, które zabarwiły jego zwykle
alabastrową skórę oraz to, jak szybko unosiła się i opadała jego pierś.
Sięgające ramion loki podskakiwały przy każdym ruchu, ale poza tym Quinn nie
zareagował w żaden sposób, najwyraźniej nie mogąc znaleźć odpowiednich
słów albo zarzutów; przecież doskonale wiedział, że Alessia miała rację –
cokolwiek myślał, mówienie o Arielu źle było nieuczciwe, nawet jeśli
teoretycznie żadne z nich nie miało powodów, żeby darzyć chłopaka
sympatią.
– Możecie
mi wyjaśnić o co chodzi? – jęknęła Zoe. Zadziwiające, że jeszcze nie
rozbolała jej szyja od tego, jak raz po raz przenosiła wzrok, spoglądając to na
opanowaną twarz przyjaciółki, to na rozeźlonego Quinna. – Nic nie rozumiem! Kto
to był i dlaczego Ali mówi o jakimś cmentarzu? – zapytała, raptownie
blednąc.
– O nic
nie chodzi! – mruknął Quinn, chociaż bardziej zabrzmiało to jak warknięcie. Zoe
wzdrygnęła się i spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Wybacz –
zreflektował się, odrobinę spuszczając z tonu. – Niepotrzebnie… Och,
zresztą nieważne. Zachowuję się jak kretyn, prawda?
– Brawo,
Quinn. Cóż za przebłyski geniuszu – mruknęła z przekąsem Hayley, lekko
unosząc brwi. Podeszła do Zoe, po czym objęła ją ramieniem. – Chodź, pogadamy… O ile
oczywiście nadal chcesz, żebym ci cokolwiek wyjaśniła – dodała z nutą
nadziei; chyba do samego końca miała nadzieję, że Zoe jednak się rozmyśli.
– Jasne.
Ale mogłabym wiedzieć, dlaczego jak zwykle dowiaduję się o wszystkim
ostatnia…?
Alessia
odprowadziła obie wzrokiem, póki nie zniknęły na najbliższym zakręcie. Przed
oczami wciąż miała spojrzenie Ariela, którym obdarował ją zanim ostatecznie
opuścił salę teatralną, ale i tak zmusiła się do tego, żeby uśmiechnąć się
blado, kiedy to Hayley mrugnęła do niej porozumiewawczo. Była jej wdzięczna za
to, że sama chciała porozmawiać z Zoe, tym bardziej słysząc ciągłe
trajkotanie poirytowanej blondynki, która najwyraźniej tak szybko nie miała
darować im tego, że cokolwiek przed nią przemilczeli.
Został
jedynie Quinn, teraz milczący i ponury, chociaż już nie tak rozeźlony, jak
na samym początku. Najwyraźniej zaczynał dochodzić do siebie, aż nadto świadom
bezsensowności swojego wybuchu, nawet jeśli za nic w świecie by się do
tego nie przyznał. Pieprzona
męska duma, uświadomiła sobie Alessia, bo kiedy się nad tym zastanowiła,
takie rozwiązanie wydało jej się aż nadto sensowne. Quinn był nie tyle zły
widokiem Ariela, bliskością jakiekolwiek wilkołaka albo tym, że przyjaciółka
jego siostry znalazła się tak nagle blisko dziecka księżyca – nie, tutaj po
prostu chodziło o to, że to właśnie Ariel.
Ariel,
który uratował ich wszystkich. Quinn zdecydowanie nie był zadowolony z tego,
że cokolwiek komuś zawdzięczał, ale to akurat było najmniejszym problemem.
– Skończyłeś
już może? – zapytała Alessia, decydując się przerwać panującą ciszę. – Wielkie
dzięki za opiekę, ale wydaje mi się, że od tego mam Damiena. Poza tym nie mam
pojęcia o co ci chodzi – dodała z wyrzutem.
– Okej,
niech będzie, że trochę przesadziłem – zgodził się niechętnie. Jęknął, kiedy
uniosła brwi, spoglądając na niego z niedowierzaniem. – Ali! Dobra,
przesadziłem bardzo. Zadowolona?
– W zupełności.
Quinn
zacisnął usta i przez moment miała wrażenie, że odwróci się na pięcie i po
prostu sobie pójdzie. Niestety, nie zrobił tego.
– Świetnie.
Ale to i tak mi się nie podoba – przyznał niechętnie. – Jakby nie patrzeć,
to wilkołak. Uratował nas i bardzo się cieszę, chwała mu za to, ale po co
ciągle się przy nas pałęta? Nie uważasz, że to trochę dziwne, że tak po prostu
sobie przyszedł?
– Uważam,
że jesteś przewrażliwiony, Qui – stwierdziła z przekonaniem. Skrzywił się,
jak zawsze kiedy ktoś próbował zdrabniać jego imię. – Albo zazdrosny. Dobra
bogini, czy wy – faceci – naprawdę nie możecie zrobić czegoś z tym
wrodzonym pragnieniem rywalizowania ze sobą? Moim zdaniem to obrzydliwe.
– Wrodzonym
czym…? – mruknął, ale już bez złości. Mogła się wręcz założyć o to, że
ledwo powstrzymał się przed uśmiechem. – Zaczynasz wyciągać wnioski, których
nie rozumiem. Coś czuję, że Damien będzie dumny – stwierdził i tym razem
już nawet nie próbował udawać, że go nie rozbawił.
Alessia
uśmiechnęła się pod nosem, w duchu czując ulgę, że jednak zdołali jakoś
dojść do porozumienia. Quinn westchnął i w roztargnieniu przeczesał
włosy palcami, odgarniając grzywkę z czoła. Mimochodem pomyślała o tym,
jak wiele razy Zoe i Hayley narzekały z powodu tego, że tak uparcie
trwał przy zachowanie długich włosów i to o czymś jej przypomniało.
– Dzięki za
troskę i tak dalej, ale czy przypadkiem nie jesteś coś winien Zoe?
Warknąłeś na nią – wypomniała mu, chociaż sądząc po jego minie, zdecydowanie
wolał o tym nie myśleć.
– Zoe nie
potrafi się długo gniewać – stwierdził obojętnie, ale w jego głowie
wyczuła swego rodzaju obawę. – Hej, a co z nią właściwie? Ostatnio
jakoś rzadko ją z wami widuję, a przynajmniej nie przypominam sobie…
– Zoe
spędza z nami dokładnie
tyle samo czasu, co zwykle – powiedziała z naciskiem, spoglądając wprost w jego
niezwykłe oczy. „Z nami”. Czy zrozumiał aluzję? Miała nadzieję, że tak, chociaż
czego mogła wymagać po kimś, kto dopiero teraz zauważył, że dziewczyna zwykle
trzyma się na dystans, kiedy on był w pobliżu. – Powinniście pogadać.
Quinn
uniósł brwi.
– Aha, tak
– mruknął w roztargnieniu. – I mam uwierzyć, że wpadłaś na to
przypadkiem i wcale nie liczysz na to, że w ten sposób się mnie
pozbędziesz? – zapytał, ukazując komplet białych, równych zębów w uśmiechu.
– Wierz w co
chcesz. Ja jedynie jestem pewna, że Hayley weźmie cię w obroty, jeśli sam
nie zadbasz o to, żeby przeprosić Zoe… – Sądząc po jego spojrzeniu,
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego może spodziewać się po
siostrze. – Przyjaźnicie się z Damienem, ale to jeszcze nie znaczy, że
jesteś zobowiązany do opieki nade mną. To, że jestem irytującą przyjaciółką
Hayley, też do niczego cię nie zobowiązuje – dodała łagodniej, całkiem
zmieniając temat.
Chłopak
spojrzał na nią zdziwiony, najwyraźniej nie spodziewając się usłyszeć podobnych
wyznań. Między jego brwiami pojawiła się pionowa kreska. Zdezorientowało ją to
trochę, tym bardziej, że Quinn nagle wydał jej się nie tyle oszołomiony, co
odrobinę speszony.
– Wiem. Ale
wydawało mi się, że my też się przyjaźnimy, Ali – przypomniał jej. – Co prawda
za sprawą Hayley, ale już dawno stałaś się dla mnie przyjaciółką. A przyjaciół
się chroni, prawda?
– Och… – Zamrugała
pośpiesznie. Momentalnie spięła się, poirytowana kierunkiem, który nagle
przybrała rozmowa. Nie wiedziała, czy to kolejna cecha, którą przejęła po
członkach rodziny, których przez wzgląd na skomplikowaną sytuację mamy nie
miała okazji poznać, ale nigdy specjalnie nie przepadała za rozmawianiem o uczuciach;
nawet takie rozmowy ją peszyły, nawet jeśli w innych przypadkach była aż
nadto wygadana. – Gdybyśmy nie byli sami, oczywiście byś mi tego nie
powiedział, co Qui? – zauważyła ze śmiechem, niemal z ulgą znajdując
sposób na to, żeby jakoś wybrnąć z konieczności dalszej rozmowy.
Quinn
roześmiał się, po czym zamachnął, próbując trafić ją w ramię. Uskoczyła i pokazała
mu język, w końcu będąc w stanie się rozluźnić. Cóż, skoro już
wracali do normalności, chyba mogła uznać, że jeszcze są szanse na to, żeby ten
dziwny dzień zakończył się tak, jak powinno być od samego początku.
– Idę
poszukać Hayley i Zoe. Do domu trafisz sama, nie? – Udał, że nie dostrzega
jej ostrzegawczego spojrzenia. Oczywiście, że była w stanie trafić do domu
sama, nawet jeśli nie była pewna, czy akurat tam chce się teraz znaleźć. – Ach,
poza tym masz rację. Oczywiście nie muszę dodawać, że jeśli komukolwiek powiesz
o tym, co ode mnie usłyszałaś, wszystkiego się wyprę, prawda? – oznajmił,
siląc się na poważny, nieznoszący sprzeciwu ton.
– A o jakiej
rozmowie mówimy? – Udawanie zaskoczenia zawsze przychodziło łatwiej od próbą
zapanowania nad emocjami. – Spadaj już, Quinn.
Machnął jej
ręką i szybko się oddalił, wciąż rzucając jakieś złośliwe uwagi na temat
kobiet. Wiedziała, że w ten sposób próbował ją sprowokować, ale zbyt
dobrze go znała, żeby jakkolwiek zareagować. Jakby nie patrzeć, wychowała się w otoczeniu
samych chłopców, w tym Aldero – wtedy trzeba było być silnym, jeśli nie
chciał się zostać ofiarą. No i, oczywiście, cięty język również był przydatny,
jeśli było się jedyną dziewczyną.
Quinn
zniknął, dokładnie jak wcześniej Hayley i Zoe. Alessia rozluźniła się,
czując jakiś niezrozumiały wewnętrzny spokój w związku z tym, że
nareszcie została sama. Wręcz odetchnęła, bo od samego początku chciała zostać
sama, nawet jeśli nie była pewna, czy to najlepszy pomysł. Cisza i obecność
wyłącznie własnych myśli niekoniecznie była tym, czego mogła oczekiwać, tym
bardziej, że przed oczami wciąż widziała twarz Ariela – to długie, udręczone
spojrzenie, którym ją obdarzył. I ten taniec, ten cudowny taniec…
Uważaj
na siebie, Ali. No i mam nadzieje, że serio wiesz, co robisz,
usłyszała w swojej głowie głos Quinna i aż wzdrygnęła się,
zaskoczona. Chłopak prawie natychmiast się wycofał, poza tym nie lustrował jej
myśli, a jedynie podesłał jej własną, ale i tak poczuła nie tyle
poirytowana, co zaskoczona tym, że nie zorientowała się, kiedy w ogóle
musnął jej umysł.
Jasne,
pomyślała w pustkę. Oczywiście, że wiem, co robię…
Ale prawda
była taka, że sama zdawała sobie sprawę z tego, jak wierutnym było to
kłamstwem.
Alessia szybko pokonywała
kolejne metry, sukcesywnie kierując się w stronę domu. Ostatecznie doszła
do wniosku, że samotność jej nie służy, chociaż jednocześnie nie była pewna,
czy chce spędzić czas z rodzicami albo Damienem – cała trójka była
spostrzegawcza, więc pewnie zauważyłaby, że cos jest nie tak. W krzyżowym
ogniu pytań, zdecydowanie nie dało się pomyśleć, a na rozmowę o wilkołakach
nie miała najmniejszej ochoty – zresztą po co, skoro tak naprawdę niczego nie
było na rzeczy?
Miała
poszukać Layli, ale to już dawno wyleciało jej z głowy, kiedy
skoncentrowała się na Arielu. Nie miała pojęcia, co powinna sądzić o chłopaku
i o tym, co zaszło między nimi podczas tańca… W zasadzie,
dlaczego sądziła, że cokolwiek było na rzeczy? Ariel po prostu dobrze tańczył, a ta
zmiana, którą w nim dostrzegła… To w sumie również nie było czymś,
czemu należało się dziwić. Przecież sama również poczuła się zdecydowanie
lepiej, kiedy tańczyli, więc doskonale wiedziała, co takiego musiał czuć Ariel.
Był sam w otoczeniu wrogich sobie pół-wampirów i uwziętej na niego
wampirzycy; jak inaczej mógł się zachować, skoro w końcu znalazł okazję po
temu, żeby móc się rozluźnić?
W głowie
miała mętlik, ale uparcie starała się to ignorować. Nagle poczuła się dokładnie
tak samo, jak w swoim koszmarze, kiedy zobaczyła Ariela i zaczęła
starać się zrozumieć, dlaczego o nim śni. Tym razem nie chodziło o sen,
ale o coś jak najbardziej rzeczywistego, co jednak wcale nie musiało
świadczyć o czymś szczególnym. Tańczyli – na prośbę River Song. Co z tego,
że poczuła się jakkolwiek wyjątkowo, skoro to nie musiało o niczym
świadczyć? To była po prostu fascynacja; poczucie zagrożenia, które płynęło z tego,
kim był Ariel, pobudzało ciekawość i nic poza tym. Może po prostu coś z nią
było nie tak – nie miała pewności – ale to jeszcze nie był powód, żeby teraz
przez większość czasu zadręczała się czymś, co tak naprawdę nie musiało może
najmniejszego znaczenia.
Nawet to
spojrzenie. Ariel od samego początku wydawał jej się dziwny i oddalony, a to,
że na nią patrzył…
Zachowujesz
się jak jedna z tych głupich, ludzkich nastolatek, które szukają dziury w całym,
skarciła się w duchu, coraz bardziej rozeźlona własnym samopoczuciem. Brawo,
Ali. Wilkołak na ciebie patrzył. A liście drzew poruszają się na wietrze.
Przeanalizuj to, bo to pewnie również jakiś wyjątkowy znak, który musisz
zinterpretować, zadrwiła.
No cóż,
mówienie do siebie – nawet w myślach – zdecydowanie nie należało do
objawów zdrowia psychicznego, ale w jakiś dziwny sposób to przynosiło jej
ulgę. Uśmiechnęła się pod nosem i zdołała przynajmniej względnie
rozluźnić, nareszcie wpadając na pomysł, który nie miał żadnego związku z Arielem,
wilkołakami i dziwnymi snami. Jeśli chodziło o zdenerwowanie i pragnienie
tego, żeby się wyciszyć, to istniał tylko jeden sposób na to, żeby zaznać
ukojenia. Teraz, kiedy o tym pomyślała, sama nie była pewna, jak mogła
wcześniej na to nie wpaść.
Rozochocona,
przyśpieszyła i w rekordowym tempie pokonała odległość, która
dzieliła ją od domu. Popychając czarną, zdobioną bramę, która prowadziła na
teren, który wraz z domem kupił Gabriel, niemal z ulgą powitała
znajome skrzypienie zawiasów. Jej wzrok momentalnie powędrował w stronę
domu – jednego z miejsc, gdzie czuła się naprawdę bezpiecznie – zaraz
jednak uciekła spojrzeniem gdzieś w bok i spokojnym, ludzkim krokiem
ruszyła przed siebie. Zadbany ogród prezentował się wyjątkowo, jak zawsze w słonecznych
promienia; w powietrzu czuć było lato i Alessia aż nie mogła doczekać
się momentu, kiedy nareszcie skończy szkołę i będzie mogła skoncentrować
się na innych rzeczach, chociażby ceremonii połączenia albo tym, kim naprawdę
chciała być. Te tematy wydały jej się bardziej przychylne, dlatego
skoncentrowała się na nich, pozwalając żeby wypełniły jej głowę i zajęły
myśli, podczas gdy podążała w stronę bardziej otwartej przestrzeni,
znajdującej się tuż za owocowym sadem – oczywiście wypełnionego drzewami w pełni
rozkwitu.
Sam widok
stajni podziałał na nią kojąco. Zapach owoców, siana i koni przywołał te
najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, zwłaszcza te niezliczone razy, kiedy
– sama bądź z rodzicami – mogła doskonalić się w jeździectwie.
Tempesta i Buio – piękne, niezwykłe pod każdym względem i niezmienne
odkąd tylko pamiętała – leniwie przechadzały się tuż przed stajniami, skubiąc
trawę i szukając chociaż skrawka cienia. Kiedy się na nie patrzyło, łatwo
można było pomylić je ze zwykłymi zwierzętami, Alessia jednak doskonale
wiedziała, że są jedyne w swoim rodzaju; jakby nie patrzeć, miały w sobie
coś z wampirów – podobnie jak i ona, obojętnie jak bardzo wydawało
się to ironiczne. Nigdy nie rozumiała, co takiego działo się ze zwierzętami,
kiedy do ich krwiobiegu wnikał jad, to zresztą nie było istotne; wiedziała
jedynie, że to dzięki takiemu eksperymentowi mogła z obcować z dwoma
najbardziej niezwykłymi stworzeniami pod słońcem.
Buio wyczuł
ją pierwszy, ale nawet nie spojrzała w jej stronę, demonstracyjnie
odwracając się tyłem i wciąż koncentrując się na powolnym skubaniu trawy.
Ali wywróciła oczami; doskonale znała ostre usposobienie wierzchowca, który tak
naprawdę tolerowała wyłącznie Gabriela. Inaczej było z Tempestą, która
potruchtała w jej stronę, kiedy tylko na nią cmoknęła, w znaczącym
geście wyciągając dłoń w stronę w jej stronę. Czarna sierść lśniła w słońcu,
kryjąc pracujące mięśnie i sprawiając, że koń wydawał się tym piękniejszy,
jakby już na co dzień nie był w stanie jej zachwycić.
– No, nie
mógłbyś zachowywać się podobnie? Wystarczy trochę dobrej woli – mruknęła, ale
Buio jedynie prychnął, uparcie ją ignorując. Wzdychając demonstracyjnie,
Alessia skoncentrowała się na Tempeście i czule poklepała ją po pysku. –
Śliczna dziewczynka. Pojedziemy na przejażdżkę, hm?
Odpowiedziało
jej dumne prychnięcie, ale zdecydowała je uznać za przyzwolenie.
Usatysfakcjonowana, zostawiła Tempestę na zewnątrz i szybko pobiegła do
stajni, żeby wziąć uprząż i siodło. W środku dostrzegła jeszcze dwie
młodsze klacze – Neve i Rabbię* – kiedyś również należące do jej babci od
strony ojca (przynajmniej tak powiedział jej Gabriel), ale nie zwróciła na nie
większej uwagi. Co więcej, od obu lepiej było trzymać się z daleka,
zwłaszcza od Rabbii, której imię nie było przypadkowe.
Była
jeszcze jedna – Fiamma** – tej jednak nigdzie nie było widać. Na początku ją to
zmartwiło, wtedy jednak wyczuła w powietrzu charakterystyczny zapach,
który mógł należeć wyłącznie do Layli i wszystko stało się jasne. Mogła
przewidzieć, że zwłaszcza po kłótni jej ciotka wyląduje tutaj, tym bardziej, że
od momentu, w którym zdecydowali się sprowadzić Miasta Nocy również
pozostałe konie Gabrielli, Fiamma w jasny sposób dała wszystkim do
zrozumienia, że będzie posłuszna wyłącznie Layli. Zabawne, ale ta klacz miała
naprawdę żywiołowy charakter – i najwyraźniej nie tyle zamierzała pozwolić
się zaadoptować, co sama zadecydowała, że to Layla będzie jej. Gabriel
twierdził, że to dlatego, że jego siostra tak bardzo przypominała matkę i chyba
faktycznie był w tym jakiś sens.
Żegnana
przez ciche parsknięcia Nevy i Rabbii, Alesisa wróciła do Tempesty. Klacz
spokojnie stała, pozwalając się osiodłać i chyba nawet entuzjastycznie
podchodząc do perspektywy jakiejkolwiek podróży. Przestępując niecierpliwie z nogi
na nogę, lekko pochyliła się, pozwalając Alessi wspiąć się sobie na plecy. Ali z wprawą
usadowiła się w siodle, po czym mocno zacisnęła dłonie na lejcach i lekko
nimi szarpnęła. Tempesta natychmiast usłuchała, prostując się i energicznie
potrząsając ogonem, w oczekiwaniu na polecenia.
– No
dobrze, malutka. Trochę się przejedziemy – wyszeptała, chociaż nie miała
pojęcia, czy ma to jakikolwiek sens; nawet jeśli Tempesta pewne polecenia
rozumiała, raczej nie mogła udzielić jej rady, gdyby zaszła taka potrzeba.
Ale
przynajmniej potrafiła słuchać – i była świetna w odbieraniu emocji.
Teraz chociażby doskonale przewidziała, czego Alessia mogła oczekiwać i gwałtownie
wyrwała do przodu, kierując się prosto przed siebie.
Ali
uśmiechnęła się z satysfakcją, po czym dla pewności mocniej ścisnęła
lejce. Pęd, wiatr we włosach i chwila zapomnienia – tego właśnie
potrzebowała.
A Tempesta
zamierzała jej to dać.
* Neve –
z włoskiego 'śnieg'; Rabbia – 'gniew'.
** Fiamma –
z włoskiego 'płomień'.
Quinn jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy jeśli chodzi o Alessię. Dziewczyna sama potrafi o siebie zadbać i nikt nie musi jej przypominać o własnym bezpieczeństwie. Podobała mi się ich rozmowa - szkoda, że ja nie mam takiego kontaktu z przyjaciółmi - chłopakami =( cóż nie wszystko jest możliwe. Ojej, jak ja dawno nie jeździłam na koniu.... Chyba wybiorę się na przejażdżkę z Ali i Laylą, bo bardzo za tym tęsknię. Czemu mnie nie dziwi, że Fiamma będzie należała do Lay XD to nie może być ironia losu - to przeznaczenie :D Ogółem bardzo fajne imiona na koni. Tego chyba nie mówiłam :0 więc się poprawiam i już mówię^^
OdpowiedzUsuńQuinn i Alessia to idealna para na przyjaciół i niech (broń Boże!) Quinn się w niej nie zakocha! Wtedy nie będzie przyjemnie... Przepraszam, że znowu tak późno dodaję, ale serial wciąga i nie wyłączysz tego bez żalu XD
Gabrysia <3