Alessia
Dzień wydawał się dziwny,
chociaż Alessia sama nie była pewna, dlaczego tak uważa. Przecież wszystko
wyglądało dokładnie tak, jak na co dzień. Co prawda w Akademii i tak
pojawiła się zdecydowanie zbyt szybko, ale nie miała innego pomysłu. Musiała
gdzieś pójść, a szkoła była jedynym sensownym miejscem, skoro Rufus
wygonił ją z laboratorium.
To była
jedyna nietypowa rzecz. Niecałą godzinę później wszystko wróciło do normalnego
rytmu, kiedy korytarze wypełniły się pierwszymi uczniami. Ali siedziała na
prowadzących na piętro schodach w południowej części szkoły, jak zwykle
czekając się na pojawienie Zoe i Hayley. Zwykle zjawiały się w tej
samej kolejności, najpierw siostra Quinna, później blondynka, więc i tym
razem nie było inaczej. Może jedynie Hayley pojawiła się wcześniej i to w towarzystwie
Quinna – najwyraźniej oboje również mieli mały problem z tym, żeby dojść
do siebie – chłopak jednak oddalił się, ledwo tylko zorientował się, że
wszystko jest w porządku. Na całe szczęście nie musieli rozmawiać, po
prostu decydując się zapomnieć i przestać niepotrzebnie się zamartwiać.
Tak było łatwiej, poza tym takie rozwiązane wydawało się całkiem rozsądne,
skoro próbowali uwierzyć w to, że wilkołaki po prostu są nieprzyjemne i faktycznie
nie będą próbowały się na nich mścić. Groźby bez pokrycia… A przynajmniej
taką mieli nadzieję.
Zoe
pojawiła się niemal w ostatniej chwili, w jakiś niezwykły sposób
pojawiając się dosłownie zaraz po tym, jak Quinn się oddalił. Nerwowo obejrzała
się za siebie, ale zaraz skoncentrowała się na przyjaciółkach, zaczynając
pierwszy temat, jaki przyszedł jej do głowy.
Ani słowa o tym,
co robili wieczorem. Być może właśnie z powodu Quinna, ale lepsze było i to.
Tak,
zdecydowanie nie było powodów, żeby czuć się nieswojo, a jednak Alessia
nie mogła pozbyć się tego wrażenia. Ostatecznie doszła do wniosku, że musiało
chodzić właśnie o świadomość tego, że wszystko jest takie normalne. Nie
wiedziała dlaczego, ale przebywanie w Akademii po tym, co wydarzyło się na
skwerze, wydawało jej się dziwne i ryzykowne.
Wraz z tokiem
zajęć, udało jej się dojść do siebie i w pełni rozluźnić. Ogólnie
zajęcia w Akademii Nocy były dość ciekawe, a na pewno bardziej
urozmaicone niż zwyczajnych szkołach. Alessia nie miała porównania, ale mogła
się założyć, że w zwykłych placówkach, do których uczęszczali ludzie, nie
uczono się historii Miasta Nocy i wampirów (co ciekawe, Volturi wcale nie
odegrali aż tak istotnej roli, przynajmniej zdaniem Blear, która im o tym
opowiadała). Nie słuchało się o wydarzeniach z przeszłości, o stylu
życia od faktycznych przedstawicieli tamtych ras, którzy na dodatek nieczęsto
było naocznymi świadkami wojen i pokojowych traktatów. Nie analizowało się
podań, które o nieśmiertelnych opowiadali ludzie, żeby być w stanie
oddzielić kłamstwo od prawdy; fakt faktem, że od pojawienia się wampirów takich
jak Rufus czy Isabeau, trzeba było mocno zweryfikować cześć poglądów, ale to
zostawiono naukowcowi, chociaż zajęcia z nim zwykle sprawiały, że
większość kryła się po kątach i siedziała wyprostowana niczym struna,
niecierpliwie odliczając kolejne minuty do końca.
W zasadzie
wszystko zaczęło się od pierwszego razu, kiedy pojawił się, żeby cokolwiek im
wyłożyć; już wtedy przekonali się, że raczej nie pozwoli im wejść sobie na
głowę, poza tym był nieprzewidywalny – chociażby potrafił zacząć rzucać czym
popadnie, wychodząc z założenia, że na pewno nikogo nie zabije, jeśli są
zbyt wolni, żeby w porę zrobić unik, to najlepszy dowód na to, że powinni
trzymać buzię na kłódkę i nikogo nie prowokować. Alessia miała niemałą
frajdę, kiedy w pewnym momencie kreda, która prawie na pewno była
przeznaczona dla Ethana, rozprysła się i wylądowała w puszystych
włosach Grace. Chyba nigdy nie widziała, żeby ktokolwiek zrobił takiego
zamieszania, wręcz zachodzącego na zaczątki histerii. Nie miała pojęcia, czy
dziewczyna spełniła swoje groźny i poszła do Dimitra, tak jak wykrzyczała
wypadając z sali, ale nawet jeśli tak, król najwyraźniej zajmować się
bzdurami – to nie było ludzkie przedszkole, a jeśli chodziło o Rufusa…
Cóż, na niego po prostu nie było mocnych.
Tym razem
jeszcze bardziej cieszyła się, że wampir się nie pojawi, bo w takim
nastroju prawdopodobnie mogliby liczyć na coś zdecydowanie gorszego od
latającej kredy. Była poirytowana tym, że na dodatek ją wygonił, chociaż
jednocześnie się martwiła – i to nie tyle o wampira, co o Laylę.
Zdecydowanie coś musiało być między nimi nie tak, ale trudno było jej
stwierdzić, czego może się spodziewać; jakby nie patrzeć, ta dwójka potrafiła
sprzeczać się o drobiazgi, a ostatecznie i tak wychodziło, że
nie potrafią bez siebie żyć.
– Ach… Czyli
Przemądrzały Nietoperek szaleje bardziej niż zwykle? – zapytała Hayley, kiedy
już wspomniała im o tym, czego doświadczyła przed szkołą. We trójkę – ona,
Hayley i Zoe – kierowały się w stronę sali gimnastycznej, a więc
i skweru, chociaż o tym akurat starała się nie myśleć. – To ciekawe…
Ali
spojrzała na nią tak, jakby widziała ją po raz pierwszy. Pokręciła głową z niedowierzaniem,
po czym uniosła brwi, spoglądając na Zoe, która dostała nagłego ataki śmiechu.
– Jak… ty
go… nazwałaś? – zapytała blondynka, gwałtownie nabierając powietrza i znów
zaczynając niekontrowanie chichotać.
– Przemądrzały
Nietoperek. Pasuje, prawda? – Hayley wyszczerzyła się w uśmiechu.
– Zdecydowanie
– zapewniła ją Alessia. – Tylko lepiej nie wspominaj o tym przy Aldero.
Wiesz, że za dużo gada, a jeśli…
– O czym
ma mi nie wspominać, kuzyneczko?
Alessia
westchnęła, po czym powoli się odwróciła. Aldero stał tuż za nią, chociaż nie
zorientowała się, kiedy właściwie zdążył podejść – w końcu jak każdy
wampir poruszał się bezszelestnie. Zawsze uderzała go jego beztroska i oszałamiająca
wręcz uroda, niezwykła nawet jak na nieśmiertelnego. Miał ciemne włosy, które
mocno kontrastowały z jego bladą skórą, dodając mu uroku. Wysoki i szczupły,
wyróżniał się wyrazistymi rysami twarzy i ciemnymi oczami, którymi
potrafił działać cuda – chociażby wtedy, kiedy się denerwował i obdarzał
kogoś tym przenikliwym, zimnym spojrzeniem. Ali kilka razy widziała go w akcji
i musiała przyznać, że bym w tym doby, chociaż zdecydowanie bardziej
normalny był błysk rozbawienia albo ten specyficzny wyraz oczu, który wyrażał
pewność siebie. Właśnie to zobaczyła, kiedy spojrzała na kuzyna w tamtym
momencie – to i rozbawienie.
Ali jak
przez mgłę pamiętała Drake'a Devile, ojca rodzeństwa, ale i z tymi
skrawkami wspomnień potrafiła stwierdzić, że byli do siebie bardzo podobni. W zasadzie
Aldero był niczym młodsza wersja Drake'a, chociaż w jego twarzy i postawie
można było doszukać się kilku cech, które odziedziczył po Isabeau. No i Aldero
nie był potworem, ale przecież Drake również początkowo nie był zły; szaleństwo
przyszło dużo później.
– Cześć,
Al. – Z premedytacją zignorowała jego pytanie, w zamian uśmiechając
się niewinnie. – Gdzie Cammy? Przecież jesteście… – zaczęła, ale nie miała
okazji dokończyć, bo przerwał jej wystraszony pisk Zoe.
– Cameron! –
jęknęła dziewczyna, demonstracyjnie chwytając się za serce, kiedy drugi z braci
znikąd pojawił się u jej boku. Gwałtownie potrząsnęła głową, aż złociste
loki zafalowały wokół jej głowy. – Przestań to robić, bo zawału dostanę!
– Ona ma
rację, bracie. Świętego Damiena nie ma w pobliżu, więc możesz mieć
problemy – poparł z powagą Aldero, kiwając głową z miną znawcy;
najwyraźniej świetnie się bawił.
Cammy
jednie uśmiechnął się w roztargnieniu. Już samo to wystarczyło, żeby
udobruchać wciąż wzburzoną Zoe, która chyba nigdy nie miała przyzwyczaić się do
tego, że Cameron pojawiał się i znikał, kiedy tylko miał na to ochotę.
Wykorzystywał swój dar ukrywanie swojej obecności już wtedy, kiedy wraz z Aldero
znajdowało się jeszcze w łonie matki, a teraz „znikanie” weszło mu
nawyk – ku rozpaczy podenerwowanej jego zachowaniem dziewczyny. Alessia już
dawno się przyzwyczaiła, dochodząc do wniosku, że jej kuzyn chyba zupełnie nie
zdaje sobie sprawy z tego, co i kiedy zdarza mu się robić. Zdolności
były częścią niego, a ich wykorzystywanie przychodziło mu równie
naturalnie, jak oddychanie czy spanie, więc nie widział powodów, żeby się
ograniczać.
Ten z braci
stanowił całkowite przeciwieństwo Aldero, chociaż przecież byli bliźniętami. Z jasnymi
włosami i łagodnym usposobieniem, przypominał anioła i może nawet to
stwierdzenie byłoby prawdziwe, gdyby nie fakt, że aniołami raczej nie dało się
manipulować – Cammy’m za to jak najbardziej. Aldero od samego początku potrafił
wpłynąć na brata, który bez wahania godził się na wszystko, co chłopak
wymyślił, nawet jeśli w znamienitej większości przypadków wiedział, że to
bez sensu i prawie na pewno wpadną w kłopoty. No cóż, charakter miał
chwiejny; a przy tym był wręcz nieznośnie niewinny, czym wzbudzał zaufanie.
Kogoś takiego po prostu nie dało się nie lubić i może właśnie tym leżał
największy problem. Cameron jak nikt inny potrafił owijać sobie ludzi wokół
palca, bez większego wysiłku wzbudzając zaufanie i skłaniając do zwierzeń.
Może to
on powinien porozmawiać z Laylą i Rufusem?, pomyślała, ale nie
powiedziała tego na głos. Lepiej było, żeby Cammy nie został wyrzucony z laboratorium
w ekspresowym tempie.
– Damiena
nie ma, ale wy jesteście. Czyżby roboty w świątyni ubyło, że
przypomnieliście sobie o czymś takim, jak szkoła? – odgryzła się,
jednocześnie zmieniając temat.
Aldero
wywrócił oczami, ale przynajmniej odpuścił. Zanim Ali zdążyła się obejrzeć,
bezceremonialnie wepchnął się między nią a Hayley, po czym obie objął
ramieniem.
– Fajnie,
że pytasz, wiesz? To całkiem zabawna historia… No, może nie aż tak zabawna –
zreflektował się po chwili zastanowienia – bo mama dostała szału, ale skąd, do
diabła, mogłem wiedzieć, że ustawienie zapalonych świec tak blisko kwiatowych
bukietów to taki marny pomysł? Poszło trochę dymu, ale czy to powód, żeby
grozić nam przynajmniej wiekowym szlabanem na wychodzenie z domu?
Alessia
zaśmiała się nerwowo, łatwo będąc sobie w stanie wyobrazić Isabeau na
granicy wytrzymałości. W zasadzie nie tylko ją, bo Aldero miał wyjątkowo
łatwość w wyprowadzaniu wszystkich z równowagi. Był niczym tykająca
bomba zegarowa – po prostu wiadomo było, że prędzej czy później eksploduje i coś
zrobi, chociaż czasami ciężko było stwierdzić kiedy i czego można się po
nim spodziewać. Co więcej, Beau najbardziej irytowało to, że jej syn miał to po
niej. No i po Drake’u, którego bezustannie jej przypominał.
Mimo obaw,
które ogarnęły Alessię, kiedy tylko znaleźli się na zewnątrz, skwer wyglądał
najzupełniej normalnie. Dzienne światło zmieniało wszystko, chociaż i tak
nie miała czasu na to, żeby zbytnio rozglądać się dookoła i przyglądać
trawnikowi w miejscu, gdzie wcześniej paliło się ognisko, bo musieli
szybko przemknąć z miejsca na miejsce, żeby zaoszczędzić Cameronowi i Aldero
problemu. Obaj byli w stanie poruszać się na zewnątrz, jeśli tylko w pobliżu
znajdował się cień albo mieli na sobie coś, czym mogli się zasłonić, chociażby
długie peleryny, które trochę upodabniały ich do członków Volturi. Natychmiast
je odrzucili, ledwo tylko znaleźli się w przyjemnie chłodnej i zacienionej
sali gimnastycznej.
– Zamawiam
sobie Alessię, tak z góry mówię – zastrzegł Aldero, przeciągając się
lekko. Zaczął energicznie wachlować się dłonią, żeby podkreślić, jak bardzo
niewygodne było chodzenie w pelerynie po upale. – Ty, ja i szpada.
Hej, czy tylko ja uwielbiam szermierkę?
– Pewnie
tak. – Alessia wywróciła oczami. Ona również uwielbiała zajęcia praktyczne i to,
że uczyli się walczyć, ale chyba niekoniecznie podobało jej się bezsensowne
powtarzanie tych samych ruchów. Nie lubiła zwłaszcza walki z Damienem,
który potrafił rozbroić ją w kilka sekund, nawet specjalnie się przy tym
nie starając, a Aldero był niewiele gorszy. – Ale jak sobie chcesz. I tak
z gwoli ścisłości, to jest floret – przypomniała mu z westchnieniem,
związując włosy gumką, żeby jej nie przeszkadzały.
– Jak zwał,
tak zwał. – Aldero wyszczerzył się w uśmiechu. – Kto wie, może nawet
pozwolę ci się dźgnąć. Nie mam ochoty na tańce, a do świątyni pójść nie
mogę, więc warto zerwać się z jakiegoś innego powodu – stwierdził, wraz z Alessią
kierując się w stronę mat i rozłożonego sprzętu.
Alessia nie
odpowiedziała, tylko podeszła do jednego z wyznaczonych miejsc i pochyliła
się, żeby ująć floret. Słyszała śmiechy, okrzyki i szczęk metalu, kiedy
walczące dzieciaki doskakiwały do siebie, ale prawie nie zwracała na to uwagi.
Obróciła w palcach własną broń, uważnie obserwując tańczące na metalowej
powierzchni refleksy światła i próbując się rozluźnić. Gdzieś w pamięci
miała słowa Aarona – z wyglądu trzydziestoletniego i niezwykle czarującego
wampira, który uczył ich walczyć – mówiące o tym, że w szermierce nie
miało znaczenia to, że jest dziewczyną; już samą przewagę stanowiło to, że była
szybka i mogła logicznie myśleć.
Błyskawicznie
odwróciła się, po czym dźgnęła powietrze i wymierzyła ostrzem w stronę
Aldero. Uśmiechnął się pod nosem i od niechcenia zrobił krok do przodu,
pozwalając żeby koniec floretu dotknął jego torsu, tuż obok serca. Chyba
faktycznie tym razem zamierzał pozwolić na to, żeby go znokautowała, chociaż to
bynajmniej nie miało usatysfakcjonować przejętej przygotowaniami River Song.
No cóż,
przecież nie mogła przepuścić takiej okazji.
– Walczmy –
zgodziła się, spoglądając na kuzyna.
Aldero się
uśmiechnął.
River Song była zła, co
zresztą okazało się proste przewidzenia. Co prawda Aldero ostatecznie doszedł
do wniosku, że przegrana z dziewczyną byłaby zbyt upokarzająca i dosłownie
w ostatniej chwili wytrącił Alessi floret z rąk, zanim w ogóle
zdążyła się rozkręcić, ale na przygotowanie do zakończenia i tak się nie
wybierał. Co więcej, bez trudu przekonał do tego samego Camerona, więc obaj
rozpłynęli się w powietrzu, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.
Puff. Nie
było ich.
No i nie
było Damiena, a to też nie satysfakcjonowało River Song. Wampirzyca tym
razem okazała się bardziej przewidywalna i niemal pod groźbą znalazła
kilku młodszych chłopców, żeby w końcu poprowadzić normalne zajęcia, ale
przecież to nie brak par stanowił problem. Chodziło o reputację; co było
jej po tym, że odpowiedni przygotuje płeć piękną, jeśli podczas ceremonii,
taniec i tak miał wyjść im beznadziejnie.
Alessia
westchnęła, coraz bardziej poirytowana. Tańczyła z całkiem miłym
dzieciakiem, który przedstawił jej się jako Sean, ale to było bardziej niż
uciążliwe. Po pierwsze, chłopak wyglądał tak, jakby miał góra piętnaście lat (w
rzeczywistości musiał mieć pięć), a wzrostem przewyższała go o głowę.
A po drugie, mimo wrodzonej gracji, poruszał się tak niezręcznie, że
stanowił niebezpieczeństwo dla samego siebie, nie wspominając o niej. Sama
nie była pewna kiedy, ale to ona musiała przejąć prowadzenie i cały czas
uważać na kolejne kroki, a to raczej nie miało pomóc jej w opanowaniu
ruchów, nawet gdyby się starała.
River Song
jedynie kręciła głową i załamywała ręce. Co innego mogła zrobić,
oczywiście pomijając posunięcie się do wymordowania tych kilku osób, które
uparcie jej unikały? Widząc jej minę, Alessia obiecała sobie w duchu, że
dla pewności doradzi Aldero, by jednak pokusił się o mały wypadek – wtedy
byłby bezpieczniejszy.
Muzyka
grała, ale Alessia nie potrafiła się na niej skoncentrować, niecierpliwie
czekając na moment, w którym River Song zrezygnuje i jednak odpuści
sobie dalszy trening. Nie miała serca powiedzieć Seanowi, że jakkolwiek źle
czuje się, mając go za partnera, ale jednocześnie nie potrafiła zdziałać cudów i w pełni
oddać się tańcu, jeśli nie zamierzała pozwolić na to, żeby przypadkiem
zafundował jej jakąś kontuzje. Biorąc pod uwagę to, że miała zdolność wpadania w kłopoty,
więcej niż prawdopodobne było to, że w którymś momencie wraz z Seanem
wylądują na ziemi; a potem na domiar złego złamie nogę albo…
Drzwi
otworzyły się cicho, ale Ali jakimś cudem zdołała je usłyszeć. Sean akurat
obrócił ją tak, że ponad jego ramieniem miała idealny widok na wejście, dlatego
od razu dostrzegła niepewną postać, która z wahaniem zajrzała do środka.
A potem ją
rozpoznała i z wrażenia zamarła – to był Ariel.
River Song
również go zauważyła. Z zaciekawieniem uniosła brwi, po czym – z wyraźną
ulgą – machnęła ręką na Zoe, nakazując jej przerwać grę. Ariel speszył się
jeszcze bardziej, bo wtedy wszyscy zwrócili na niego uwagę, ale przynajmniej
się nie wycofał. Wciąż pełen rezerwy, powoli podszedł bliżej, wyraźnie nieswojo
czując się w otoczeniu pół-wampirów. Oddychał płytko, poza tym mocno
zaciskał dłonie w pięści i wodził wzrokiem dookoła, ale na widok
River Song, skinął głową z szacunkiem.
– Nie
przeszkadzam? – Sądząc po tonie jego głosu, wolałby jednak dowiedzieć się, że
musi wyjść. – Chciałem zamienić z panią słówko, ale… – Wzruszył ramionami,
po czym wsunął obie dłonie do kieszeni spodni, najwyraźniej nie mając pojęcia,
co powinien ze sobą począć.
– Nie,
zdecydowanie nie – zapewniła go River Song. Chociaż wciąż rozeźlona, bez trudu
zapanowała nad tonem głosu, siląc się na bardziej przychylny sposób mówienia. –
Czego potrzebujesz, Arielu? – zapytała, odrobinę zaniepokojona.
Ariel nie
odpowiedział, tylko powiódł wzrokiem dookoła. Alessia drgnęła, kiedy jego wzrok
przesunął się po jej twarzy, wilkołak jednak prawie natychmiast spojrzał w innym
kierunku, krzywiąc się nieznacznie, kiedy dostrzegł kilka nieufnych spojrzeń.
River Song
szybko zorientowała się, w czym tkwi problem. Mruknęła coś cicho, więc Zoe
– chociaż z żalem, bo jej oczy aż lśniły od nadmiaru emocji – znów uniosła
skrzypce i zaczęła grać. Dźwięki zabrzmiały dziwnie nienaturalnie, bo w powietrzu
wyczuwało się napięcie, ale w końcu, głównie za sprawą ostrzegawczego
spojrzenia jasnowłosej wampirzycy, wszyscy na powrót zajęli się wcześniej
przydzielonymi zajęciami.
Wszyscy z wyjątkiem
Alessi. Co prawda odeszła kilka kroków, ale nie zareagowała na znaczące
spojrzenie Sean’a. Starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie, zamarła i zaczęła
nasłuchiwać.
– Przyszedłem
tylko na chwilę – wyjaśnił Ariel cicho. – Chciałem upewnić się, że wszystko
jest w porządku. Riddley nie jest… No cóż, on nie odpuszcza tak łatwo –
dodał, a Ali przeszedł nagły dreszcz; chciała spojrzeć na Quinna, ale nie
była w stanie się do tego zmusić.
– Tak,
dziękuję Arielu. – River skinęła w zamyśleniu głową. – Nie mieliśmy z nim
problemów, ale to miłe, że pytasz. Poza tym to chyba ja powinnam martwić się o to,
że wam przeszkodziliśmy – dodała, zachowując się aż nadto oficjalnie.
Ariel nie
odpowiedział, najwyraźniej nie mając pojęcia, co też wydałoby się w tej
sytuacji najodpowiedniejsze. Przez moment stał, prawdopodobnie czekając na ciąg
dalszy wypowiedzi, ale wampirzyca uparcie milczała, obserwując jak bezsensownie
kiwa się na piętach.
– W takim
razie w porządku – stwierdził w końcu, wyraźnie zamierzając szykować
się do tego, żeby odejść.
Dopiero
wtedy River Song zareagowała i – zupełnie nie zastanawiając się nad tym,
co robi – chwyciła go za ramię. Wilkołak zesztywniał, więc się odsunęła, ale
przynajmniej osiągnęła cel i zatrzymała go w miejscu.
– Masz może
chwilkę, Arielu? – zapytała, zaskakując go. – Pracujemy właśnie nad ceremonią, a że
jest nas trochę mało… Sądzę, że mógłbyś mi pomóc – stwierdziła albo raczej
podjęła decyzję, bo po brzmieniu jej głosu jasne stało się, że chłopak ta
właściwie nie ma żadnego wyboru.
Ariel
speszył się, ale został w miejscu. Chociaż milczenie było wymowne, River
Song i tak zinterpretowała je po swojemu. Wyraźnie zadowolona z siebie,
bezceremonialnie odwróciła się w stronę sceny teatralnej, przyłapując
Alessię na bezkarnym wpatrywaniu się w nią i Ariela. Ali mimowolnie
się zarumieniła, ale wampirzyca nawet nie zwróciła na to uwagi, skoncentrowana
na czymś innym.
– No
dobrze, więc uznajmy, że zamierzasz mi pomóc. Alessiu, moja droga, możesz
pozwolić tutaj do nas na chwilę?
No to Ali sobie nagrabiła i będzie musiała tańczyć z Arielem.Przynajmniej mam taką nadzieje:) Tak! Grace w końcu oberwała, ale w pełni jej się należało za dokuczanie Ali.Aldero i Cammy są naprawdę uroczy zwłaszcza Al z tym swoim specyficznym charakterkiem, który odziedziczył po Beau.Rozdział jak zawszę wspaniały, ale czekam z niecierpliwością na następny, a głównie to na taniec Ali i Ariela chyba, że masz coś innego w planach*.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Renesmee:3
Juz czuje, ze Aldero to bardzo fajnapostac. Uwielbiam chłopców z takim charakterkiem jak on. No po prostu wielkie *___* "Świętego Damiena ma w pobliżu, więc możesz mieć problemy" xD juz mi sie podoba. Czy faceci zawsze muszą unikać tych najważniejszych dla nas rzecz? No bez przesady, ale żeby od tańca uciekać ;) biedna Alessia czy oni nie mogą jej dać wygrać? :D Ali zdecydowanie zasłużyła sobie na tańiec z Arielem. Chociaż nie sadze, aby on aktualnie tez był z tego zadowolony...
OdpowiedzUsuńŻyczę ci weny, kochana :**
Gabrysia