
Renesmee
Alessia wtuliła się we mnie
mocniej. Drżała na całym ciele, ale już nie płakała, chociaż wątpiłam żeby to
miało jakikolwiek związek z tym, że zabrakło jej łez. Sądziłam raczej, że
była już zbyt zmęczona sytuacją, żeby pozwolić sobie na jakikolwiek psychiczny
albo fizyczny wysiłek.
Nie tylko
ja zrozumiałam, ale to było sprawą drugorzędną. Przynajmniej stało się dla mnie
jasne, dlaczego Gabriel za wszelką cenę starał się unikać tematu, chociaż
jednocześnie nie mogłam znieść tego, że dowiedziałam się tego tak późno. Pełen
sens tego, co już wiedziałam, wciąż nie chciał w pełni dotrzeć do mojej
świadomości, ale tak było lepiej. W jakimś stopniu błogosławiłam fakt, że
mój umysł bronił się przed przyjęciem do wiadomości prawdy, bo w innym
wypadki sama nie wiem, jak poradziłabym sobie nie tylko z napiętą
atmosferą w salonie, ale również kolejną rewelacją, która spadła na nad
niczym grom z jasnego nieba. Musiałam się trzymać, przede wszystkim dla
Alessi, więc w tej sytuacji nawet otępienia było dobre.
Usłyszałam
cichy jęk Esme i warknięcie, które zupełnie nieświadomie wyrwało się z gardła
Edwarda. Chciałam spojrzeć na ojca, ale nie byłam pewna, czy jeśli zobaczę jego
wyraz twarzy, przypadkiem nie zniknie ochronna otoczka, którą mój umysł bronił
się przed pełnią prawdy. Nie potrafiłam tak po prostu przyjąć do wiadomości, że
Marco… Że ktokolwiek…
Nie, to
zdecydowanie było ponad moje siły.
– Mamuś? – Alessia
zaczynała coraz bardziej niepokoić się moim milczeniem. Momentalnie
przypomniałam sobie o jej wcześniejszych obawach, zwłaszcza o tym, że
mogłabym ją odrzucić i natychmiast zdecydowałam się zreflektować.
– Cii… – Usiadłam
tuż obok, żeby wygodniej było mi ją obejmować. Pragnęłam posadzić ją sobie na
kolanach, dokładnie jak wtedy, kiedy jeszcze była malutka, ale Alessia już
dawno wyrosła i musiałam się z tym pogodzić. Niemniej i tak
widziałam w niej moją małą córeczkę, zwłaszcza wtedy, kiedy wtuliła twarz w moją
pierś, starając się skryć za zasłoną włosów. – To nic. To… Już jest w porządku
– wyszeptałam, przeczesując palcami jej włosy. – Już wszystko jest w porządku
– powtórzyłam, chcąc chyba bardziej przekonać siebie niż ją.
Z tym, że
obie doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że to kłamstwo. Nic nie
było w porządku, dokładnie tak, jak mówili Gabriel i Layla. W jednej
chwili wszelakie emocje zniknęły, wyparte przez jedno konkretne uczucie – przez
gniew, który pojawił się nagle, a który w pełni nade mną zapanował,
sprawiając, że sama już nie byłam pewna, czy powinnam czymś rzucić, czy może
zacząć płakać. Nie miałam pojęcia, jak zareagowali pozostali i co dzieje
się w ich głowach, ale wiedziałam jedno – teraz i ja zgadzałam się z każdym
słowem, które padło z ust Gabriela, nawet jeśli takie rozwiązanie wydawało
się okrutne.
On ją
skrzywdził. Ktoś skrzywdził jedno z naszych dzieci, a my nie byliśmy w stanie
zrobić niczego, żeby jakoś temu zapobiec. To nic, że to Alessia na swój sposób
postąpiła źle, w momencie w którym zdecydowała się na własną rękę
poszukać wampira, który ostatecznie okazał się jej dziadkiem; przecież ona nic
nie zawiniła, a jednak…
Och, Boże,
dlaczego nie potrafiłam poczuć nienawiści?!
Usłyszałam
jakiś hałas, a potem brzdęk tłuczonego szkła. Wzdrygnęłam się, a zastygła
w bezruchu Alessia poderwała głowę, nagle wracając do rzeczywistości. Obie
spojrzałyśmy w stronę z której dochodził dźwięk o to jeszcze w momencie,
kiedy w powietrzu wciąż znajdowało się kilka odłamków kryształu, który
przypadkiem strącił Damien. Odłamki z cichym pacnięciem spadły na podłogę,
dosłownie jeden za drugim. Pac, pac, pac… Niczym padający deszcz, wystukujący
jakiś nerwowy rytm w szyby i parapety. Dźwięki brzmiały dziwnie
głośno i nienaturalnie, w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób
zapadając mi w pamięć.
Damien
przytrzymał się niewielkiego stolika, żeby nie upaść. Nieśmiertelni bardzo
rzadko tracili równowagę, zresztą przy ich idealnych zmysłach i skoordynowanych
ruchach niezdarność była praktycznie niemożliwa. Podobnie zresztą było w przypadku
refleksu i boleśnie zdawałam sobie sprawę z tego, że gdyby tylko
zapragnął, mój syn byłby w stanie pochwycić kryształ, zanim ten w ogóle
znalazłby się blisko podłogi. W pamięci miałam bliźniacze zdarzenie,
chociaż wspomnienie było bardzo zamazane ze względu na to, że byłam wtedy
zaledwie dzieckiem. Wtedy również zbity wazon zapoczątkował ciąg kolejnych
wydarzeń, które omal nie doprowadziły do końca mojej rodziny. Aż nazbyt dobrze
pamiętałam wyraz twarzy Alice, kiedy – tuż po upuszczeniu kryształu – przed
oczami stanęła jej wizja tego, co dopiero miało nastąpić. Decyzja została
podjęta, a nad nami wisiała śmierć…
Zabawne,
ale chociaż tym razem nie groziło nam niebezpieczeństwo, czułam się o wiele
gorzej niż w tamtym momencie. Co więcej, jakaś cześć mnie pragnęła
ponownie musieć stawić czoła całej armii Volturi, jeśli tylko w ten sposób
mogłabym zmienić przeszłość, jakoś pomóc Alessi… Z tym, że nawet gdyby
chciała, nie byłam w stanie już zrobić niczego i doskonale zdawałam
sobie z tego sprawę.
Patrzyłam
na Damiena, jak każdy zresztą, ale równie dobrze mogłabym go nie widzieć.
Obrazy rozmazywały mi się przed oczami i jedynie podświadomie wiedziałam,
że mój syn nerwowym gestem przeczesał palcami gęste, miedziane włosy. Jego oczy
– również moje oczy – nagle straciły blask, skóra pobladła, a oddech
przyśpieszył mu do tego stopnia, że zaczęłam się bać, iż chłopak za moment
zemdleje. Przyjęłam zerwać się z miejsca i zrobić cokolwiek, żeby
jakoś mu pomóc – chciałam pomóc każdemu z nas, zwłaszcza moim dzieciom i Gabrielowi
– ale przecież nawet nie potrafiłam zrobić czegokolwiek, żeby ulżyć sobie.
Przecież sama potrzebowałam pocieszenia, a jednak nie było nikogo, kto
mógłby mi je zapewnić.
– Alessia…
Ali – wyszeptał drżącym głosem Damien, rozszerzonymi oczami spoglądając na
swoją skuloną siostrę. Stoicki spokój, którego nauczył się od Carlisle'a i który
do tej pory malował się na jego twarzy, momentalnie zniknął, wyparty przesz
szok i oszołomienie. – Na litość bogini…
– Nic mi
nie jest, braciszku – zapewniła go cicho Alessia. Cały czas tuliła się do mnie,
instynktownie szukając poczucia bezpieczeństwa. – Nic mi… Och, nie patrzcie się
na mnie! – jęknęła, nagle kuląc się i zaciskając powieki.
Krótka
wymiana zdań między bliźniętami wystarczyła, żeby jakoś wpłynąć na pozostałych i doprowadzić
do tego, by zdali sobie sprawę z tego, co robią. Nawet nie zorientowała
się, kiedy u naszego boku pojawił się Edward. Z wahaniem spojrzałam w twarz
taty, po czym bezradnie wtuliłam się w niego, kiedy bez słowa objął mnie i Alessię.
Poczułam, że Gabriel obserwuje nas wszystkich, wyraźnie zagubiony, ale kiedy
spojrzałam w jego stronę, jedynie pokręcił głową.
Tak mi
przykro, usłyszałam w głowie jego mentalny głos. Tak
bardzo mi przykro…
– Gabrielu,
przestań – oderwałam się, decydując wypowiedzieć swoje myśli na głos. Tak było
łatwiej do niego dotrzeć. – Kochanie, potrzebuję cię – dodałam łagodniej i ta
jedna prośba podziałała lepiej niż jakiekolwiek bardziej skomplikowane, zbędne
słowa.
Gabriel
westchnął, ale podszedł do mnie. Edward niechętnie wycofał się, żeby zrobić
chłopakowi miejsce, kiedy mój mąż zajął jego wcześniejsze stanowisko u naszego
boku. Gabriel mocni otoczył ramionami zarówno mnie, jak i Ali, po czym
zanurzył twarz w ciemnych włosach Alessi. Czule musnął wargami jej czoło,
cicho zapewniając, że wszystko jest już w porządku.
– Nie
chciałem tego mówić… Ale może tak będzie lepiej – szepnął po chwili
zastanowienia. – Dobrze się czujesz, księżniczko? – upewnił się, odgarniając
jej grzywkę z czoła; miałam wrażenie, że dla pewności sprawdza, czy w odpowiedzi
na szok i stres nie dostała gorączki.
Ali jedynie
wzruszyła ramionami i zamknęła oczy. Była zmęczona wszystkim tym, co
działo się w koło i nawet mnie to nie dziwiło. Zmartwiona i równie
oszołomiona, przeniosłam wzrok na dziadka, spoglądając na niego bezradnie. Sama
nie byłam pewna, co powinnam była w tej sytuacji zrobić, ale musiałam
myśleć praktycznie, a chyba w tej sytuacji należało zając się
Alessią. Już pomijając to, że spotkało ją coś tak okropnego, wydawało mi się,
że mimo wszystko powinien obejrzeć ją lekarz, chociaż jednocześnie nie byłam
pewna, czy to najlepszy pomysł. Jeśli… to się wydarzyło, możliwe było, że Ali
stała się jakaś krzywda, więc zwłoka wydawała się tym bardziej pozbawiona
sensu, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie tego, żeby dodatkowo męczyć córkę
jakimikolwiek pytaniami albo badaniami, których sama niejednokrotnie starałam
się za wszelką cenę uniknąć.
– Dziadku… –
zaczęłam niepewnie, chcąc wyrwać go z oszołomienia i poprosić o radę,
ale nie miałam okazji, żeby skończyć.
– Czy zanim
ktoś tutaj zemdleje od nadmiaru emocji, moglibyście chwilę mnie posłuchać? – odezwała
się lekko podniesionym głosem Isabeau. Głos miała zimny, a przy tym
wystarczająco pewny siebie, żeby bez trudu zwrócić na siebie naszą uwagę. – Proszę,
tylko chwilę. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, zwłaszcza Alessia, ale to jest bardzo
ważne… Layla zresztą wam powie, jeśli w końcu jej na to pozwolicie – dodała
Beau z typową dla siebie nutą irytacji.
Mocniej
objęłam Alessię i wtuliwszy się w Gabriela, spojrzałam z wahaniem
na bliźniaczkę mojego męża. Layla stała pod ścisną, opierając się nań plecami,
jakby obecność konstrukcji dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Oczy miała zamknięte,
ale w odpowiedzi na słowa Beau, zatrzepotała powiekami i w końcu
na nas spojrzała.
– Dzięki,
Beau – mruknęła pod nosem, co jasno dało mi do zrozumienia, że wcale nie
chciała znów znaleźć się w centrum zainteresowania. Isabeau jedynie
skinęła nagląco głową, z premedytacją ignorując złośliwość siostry. – Ech…
Skarbie – zwróciła się, decydując się popatrzeć na Alessię – ja wiem, jak to
zabrzmi, ale czy pamiętasz cokolwiek z…
– Layla! – jęknął
Gabriel, mocniej obejmując Alessię. – To nie jest najlepszy pomysł, żeby…
– W porządku,
tato. – Ali zadrżała. – Ja… Nie wiem. Po prostu nie wiem, wszystko jest takie
zamazane… – Uniosła głowę i błagalnie spojrzała na Laylę. – Ciociu, boję
się. I jestem zmęczona. Nie chcę teraz o tym rozmawiać – dodała, a ja
momentalnie zapragnęłam zerwać się z miejsca i wszystkich rozgonić,
żeby dali jej spokój.
Layla
powoli skinęła głową. Zignorowała przenikliwe pytające spojrzenie Rufusa,
najwyraźniej pierwszy raz będąc świadomą czegoś, co dla niego pozostawało
tajemnicą. Bez pośpiechu, jakby każdy ruch i zachowanie spokoju wymagały
od niej wiele wysiłku, podeszła do kanapy i przykucnęła tuż naprzeciwko
swojej bratanicy.
– Ja wiem,
jak się czujesz, ale nie masz się czego bać, Ali – odezwała się cicho. Jej
błękitne oczy lśniły. – Nie jestem pewna… A właściwie jestem, ale… Beau,
czy ja mam rację? – zapytała niemal błagalnie, rzucając krótkie spojrzenie
siostrze.
Dla mnie
nie miało to żadnego sensu, ale Isabeau najwyraźniej rozumiała, podobnie
zresztą jak i Allegra, która spojrzała na moją córkę, ukryła twarz w dłoniach
i odetchnęła.
– Dzięki
bogini… – westchnęła z ulgą. – Dzięki… – Szeptała coś jeszcze, ale już jej
nie słuchałam.
– Nie chcę
nic mówić – odezwała się słabym głosem Esme; oczy miała suche i wystraszone
– ale właśnie się pogubiłam – przyznała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Była mi się równie oszołomiona, co i my wszyscy, a może nawet
bardziej. W końcu to była jej mała Alessia, a myśl, że spotkało ją
coś tak okropnego, a żadne z nas nie potrafiło jej pomóc…
– Litości –
westchnęła Isabeau. – Layla chciała po prostu powiedzieć, że Alessia wciąż ma
aurę, która sugeruje, że jest dziewicą – oznajmiła, nie zastanawiając się nad
doborem słów.
Popatrzyłam
na nią tępo i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby Isabeau w którymś
momencie uznała, że coś jest ze mną nie tak – jeśli oczywiście nie doszła do
takich wniosków już dużo wcześniej.
– Och,
dzięki Beau – żachnęła się Layla, krzywiąc się demonstracyjnie. – Faktycznie,
bardzo chciałam użyć słowa na „d” – mruknęła chmurnie.
– Po prostu
nazywam rzeczy po imieniu. Jakby wszyscy tak robili, świat byłby dużo prostszy –
stwierdziła, wzruszając ramionami. – Ali jest dziewicą. Ciebie i mnie to
już nie dotyczy, bo jak każde zajęte szczęśliwe kobiety, regularnie poprawiamy
sobie humor, kiedy…
– Ej! Twoje
życie intymne jest ostatnim, co chciałbym teraz roztrząsać! – przerwał jej
machinalnie Gabriel, zanim zdążyłaby się zagalopować. Zaraz po tym z niedowierzaniem
potrząsnął głową, próbując coś zrozumieć.
Mój wzrok
powędrował w stronę Alessi. Mała oddychała szybko, wyraźnie oszołomiona.
Jej oczy błyszczały i zdałam sobie sprawę z tego, że już dawno
przestała nas słuchać.
– To
znaczy… – wyszeptała drżącym głosem. Nadzieja, która w nim pobrzmiewała,
była niemal bolesna. – To znaczy, że ja…
– Nie mam
pojęcia, co takiego wydarzyło się w tym lesie, Ali, ale mogę ci przysiąc,
że on cię nie zgwałcił. Wiedziałabym. Po prostu bym wiedziała, bo…
– Bo aura
dziewic ma specyficzny wygląd – wtrącił Damien, pośpiesznie robiąc krok do
przodu. Wyglądał, jakby za moment miał się przewrócić. – Podobnie jak i kobiet
w ciąży. To subtelna zmiana, ale dostatecznie wyrazista, żeby ją dostrzec.
– Tak. – Layla
zaśmiała się nerwowo. W panującej ciszy i obliczu tego, co wydarzyło
się wcześniej, jej śmiech zabrzmiał sztucznie, ale pobrzmiewająca w nim
ulga była prawdziwa. – Damien jak zwykle ma odpowiedź na wszystko – dodała, ale
nie udało jej się sprawić, żeby chłopak się uśmiechnął.
– Ale to i tak
nie ma sensu – poskarżył się. – Nie widzę aury, ale czy nie powinienem był
wiedzieć, gdyby Ali spotkało coś złego? Przecież ją zaatakował – dodał, mrużąc
oczy; wciąż był zły. – Przecież sobie tego nie zmyśliła, prawda?
– Mówiłam
już, że nie wiem, co tam się wydarzyło – przypomniała Layla, lekko marszcząc
brwi. Nawet jeśli była nerwowa i nienaturalnie blada, zapanowała nad sobą
dostatecznie, żeby sprawiać wrażenie opanowanej. Najwyraźniej kwestia
bezpieczeństwa Alessi dodawała jej siły, pozwalając skoncentrować się na czymś
bardziej konkretnym niż powrót ojca, którego się bała. – Zresztą to w tym
momencie nie jest istotne. Chyba ważniejsze jest to, że Alessi nic się nie
stało, prawda?
Nie dało
się z nią nie zgodzić, chociaż to wciąż nie było takie łatwe. Czułam się
tak, jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim po głowie i to w zasadzie
po raz drugi. Jednocześnie spłynęła na mnie niewysłowiona ulga, co chyba nie
było niczym dziwnym w obecnej sytuacji. W końcu tak bardzo się bałam…
Gabriel
wciąż wydawał mi się dziwnie oddalony, chociaż już nie tak bardzo zagniewany
jak wcześniej. Szał minął, przynajmniej częściowo, ale napięcie i świadomość
obecności Marco wciąż sprawiała, że balansował gdzieś na granicy wytrzymałości.
Widziałam jak w zamyśleniu tuli do siebie Ali i mnie, koncentrując
się głównie na córce i raz po raz muskając wargami jej czoło.
– Layla ma
rację – odezwał się Carlisle, decydując się przerwać panującą ciszę. Naprawdę
nie rozumiałam, jakim cudem tak szybko i naturalnie przychodziło mu
panowanie nad emocjami. Zazdrościłam mu tego spokoju, bo sama potrzebowałam
naprawdę mnóstwa czasu i energii, żeby jakoś nad sobą zapanować, a jednak
efekt i tak był marny. – Wydaje mi się zresztą, że na razie powinniśmy to
odłożyć. W tym momencie niczego nie ustalimy, Ali zresztą wygląda tak,
jakby za moment miała zasnąć – dodał, rzucając łagodne spojrzenie w stronę
mojej córki.
– Tak… Może
i racja – zgodził się Gabriel, ale odniosłem wrażenie, że dla niego już
wszystko zostało ustalone. Zmartwiło mnie to. – Ali, kochanie, chcesz wrócić do
pokoju?
Alessia nie
zdążyła odpowiedzieć, nie musiała zresztą, bo prawie natychmiast Damien skoczył
w stronę siostry.
– Ja ją
zaprowadzę, tato – zapewnił, wyciągając rękę w stronę bliźniaczki. Alessia
ujęła ją bez chwili wahania i pozwoliła, żeby pomógł jej się podnieść. – Chyba
powinienem coś powiedzieć, ale się powstrzymam – mruknął, dziwnie kurczowo
zaciskając palce wokół dłoni siostry. Wciąż wydawał mi się oszołomiony.
– Będę
wdzięczna – stwierdziła Alessia, wywracając oczami. Próbowała się z nim
przekomarzać, ale jej nie wyszło i ostatecznie dała za wygraną. – Przepraszam.
I tak, możesz to powiedzieć – dodała, pozwalając żeby ją objął, kiedy
razem ruszyli w stronę schodów.
– Czyli co?
A nie mówiłem? – Mimo wszystko się nie uśmiechnął. – Z tym, że
przecież nic nie powiedziałem. A może jakbym cię wczoraj ochrzanił…
– Jeśli
zaczniesz się obwiniać, zrzucę cię ze schodów – usłyszałam już z góry.
Chwilę wcześniej oboje zniknęli nam z oczu, czując wyraźną ulgę, że w końcu
mogą uciec z salonu i uwolnić się od napiętej atmosfery. Fakt, że z Alessią
(oczywiście pomijając fakt, że wciąż musiała być przerażona) jednak wszystko
było w porządku, chyba dość dobrze na nich wpłynął, chociaż równie dobrze
ich zachowanie mogło być jedynie grą albo próbą bronienia się przed związanym z prawdą
stresem. Tak po prostu było łatwiej. – Zobaczymy, czy wtedy się pozbierasz…
Ich głosy
ucichły, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Doszłam do wniosku, że Alessia i Damien
świetnie sobie poradzą, tym bardziej, że od zawsze byli aż nadto zżyci, a mój
syn miał skłonność do opiekowania się swoją siostrą. Później i tak
zamierzałam do nich zajrzeć, zwłaszcza do Alessi, ale jak na razie wszyscy
potrzebowaliśmy przynajmniej chwili na to, żeby móc odetchnąć.
Emocje
powoli opadały, chociaż nie mogłam powiedzieć, żebym nagle poczuła się
swobodnie albo jakkolwiek lepiej. Powoli odwróciłam się, żeby spojrzeć w ciemne
tęczówki Gabriela i przekonać, że mój mąż w zamyśleniu spogląda w przestrzeń.
Kiedy podchwycił mój wzrok, po prostu bez słowa przygarnął mnie do siebie,
najwyraźniej nie mogąc powstrzymać się przed instynktownym pragnieniem, żeby
mieć mnie przy sobie. Natychmiast wtuliłam się w niego, mając niejasne
przeczucie, że moja obecność przynosi mi ukojenie, którego oboje
potrzebowaliśmy. To tym bardziej zmotywowało mnie do tego, żeby trzymać się
blisko, bo za wszelką cenę pragnęłam zrobić wszystko, byleby Gabriel przestał
zachowywać się w tak obcy mi sposób.
– Obiecaj
mi, że nie zrobisz niczego głupiego – szepnęłam, kiedy – obojętny na obecność
kogokolwiek – wsunął mi obie dłonie pod pośladki i usadowił mnie w swoich
ramionach tak, żeby nasze usta dzieliły zaledwie centymetrów.
– Sam już
nie wiem, co jest głupie, a co nie – odparł wymijająco. Gdyby złożył
obietnicę, nie byłby w stanie już się wycofać i oboje zdawaliśmy
sobie z tego sprawę. – Niczego już nie rozumiem, kochanie, ale… Ale nie
podoba mi się to, że on mógł wrócić. A tym bardziej, że odważył się
zbliżyć do Alessi – dodał; żadne z nas nie chciało rozmawiać na temat
tego, co mogło się wydarzyć. Ten temat wciąż był bolesny, a ja chciałam
jak najszybciej o nim zapomnieć.
– Nie myśl o tym…
A zwłaszcza o nim – doradziłam mu cicho. Przymknęłam oczy, kiedy
nachylił się, żeby mnie pocałować.
Gabriel
znów westchnął i raz jeszcze mnie pocałował, tym razem w czoło.
Czułam, że kurczowo tuli mnie do siebie, ale poddawałam się temu bez protestów,
starając się rozluźnić. Słyszałam ciche głosy pozostałych, ale tak naprawdę
wyjątkowo marzyłam o tym, żeby wszyscy w końcu sobie poszli i zostawili
nas samach. Wszyscy potrzebowaliśmy chwili wytchnienia, żeby uporządkować
myśli, a to raczej nie miało być możliwe w takich warunkach.
Westchnęłam.
Miałam złe przeczucia.
Poza tym
Gabriel wciąż niczego mi nie obiecał, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz