Renesmee
– Isabeau… – zaczął ostrożnie
Rufus, dziewczyna jednak nie miała nastrojów, żeby wysłuchiwać jego wykrętów.
Szybko zrobiła krok do przodu i z siłą pchnęła go na ścianę, palce
zaciskając na materiale laboratoryjnego palca. – Ej! – zaprotestował i zaraz
spróbował odsunąć się od ściany, ale w proteście Beau jedynie pchnęła go
mocniej.
– Nie
pieprz – warknęła. – Przysięgam, że jeśli zaraz nie zaczniesz gadać, pozbawię
cię dość istotnej części ciała i naprawdę nie obchodzi mnie to, że Layla
może mieć do mnie o to pretensje!
Mówiła
poważnie, poznałam to po jej oczach. Zimne, niebieskie niczym zamarzająca woda
oczy dosłownie przeszywały wampira na wskroś, raz po raz błyskając czerwienią,
jak zwykle, gdy Beau była zdenerwowana. Gdyby wzrok mógł zabijać, naukowiec już
dawno byłby martwy.
Z tym, że
Rufus również nie należał do osób, które tak łatwo można było zastraszyć. W momencie,
kiedy szok minął, wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Rysy stężały,
mięśnie napięły się, a ciemne oczy przybrały ten znajomy, niepokojący
wyraz, który zwykle poprzedzał jego ataki gniewu. Co prawda jeszcze nie był na
tyle zagniewany, żeby jego tęczówki zmieniły kolor, ale obawiałam się, że to
jedynie kwestia czasu.
– Puść
mnie, Isabeau – zażądał i jego głos zabrzmiał niemal łagodnie. Po plecach
przeszły mnie ciarki, ale moja szwagierka nawet nie drgnęła. – To jest bardzo
zły pomysł, wieszczko – dodał ostrzej.
W oczach
Isabeau pojawiło się wahanie, ale z właściwym dla siebie uporem nie
usłuchała. Miałam wręcz wrażenie, że jej palce z jeszcze większą siłą
zacisnęły się na ubraniu wampira, kiedy mocniej przycisnęła go do ściany. Nie
miałam pojęcia, czy takie doświadczenie jest dla Rufusa w jakimkolwiek
stopniu przykre, bo jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji, ale
dobrze pamiętałam jak wyglądały jego ręce po przypadkowym zderzeniu ze
wzmocnioną srebrem ścianą. No cóż, to na pewno nie było przyjemne.
– Nie
puszczę, póki nie powiesz co wiesz. Bo coś wiesz, a udawanie obrażonej
księżniczki bynajmniej ci nie pomoże – zastrzegła.
– No cóż,
ostrzegałem cię – stwierdził, wzdychając cicho.
Żadna z nas
nie zdążyła zareagować. Ruch Rufusa był szybki i tak precyzyjny, że prawie
go nie dostrzegłam. W jednej chwili trwał uwięziony w uścisku
Isabeau, a już w następnej przemknął kilka metrów dalej, uważnie
obserwując, jak Beau zwija się z bólu na ziemi, trzymając się za brzuch.
Dyszała ciężko, ledwo łapiąc oddech i walcząc z mdłościami, którymi
zaskutkował cios, który jej zadał.
Dziewczyna
zaklęła i cicho jęknęła. Srebrna poświata, którą wytworzyła, nerwowo
zamigotała, ale nie zgasła, co przyjęłam z ulgą, bo nie miałam ochoty
zostać z tą dwójką w ciemnościach. Rufus wciąż obserwował swoją
potencjalną przeciwniczkę, lekko mrużąc oczy i napinając mięśnie. Kąciki
jego ust nieznacznie uniosły się ku górze, co chyba znaczyło, że był bardzo
zadowolony z efektu.
Tego było
dla Isabeau za dużo. Wciąż ciężko dysząc, podniosła się z kolan. Skuliła
się lekko, ale w końcu zdołała się wyprostować, jak zwykle w błyskawicznym
tempie dochodząc do siebie. Dłonie mocno zaciskała w pięści, chyba jedynie
cudem nie rozcinając sobie paznokciami skóry. Była bliska wybuchu i nie
było co do tego żadnych wątpliwości.
Właśnie
wtedy poczułam w powietrzu znajome uczucie świeżości, przypominające
trochę wypełnione ozonem powietrze po burzy. Włosy naelektryzowały mi się od
obecności telepatycznej mocy. Energia się kumulowała, niebezpiecznie rosnąc
wraz z gniewem gotowej do natychmiastowego ataku Beau.
– Przestań!
– Rufus musiałby być głupi, żeby nie zorientować się, co takiego za moment się
wydarzy. Przyczaił się, gotowy do ataku i do tego, żeby jeszcze bardziej
dziewczynę sprowokować. – Głupia…
– Przestańcie
oboje! – „huknęłam”.
Nagle
puściły mi nerwy i po prostu skoczyłam między nich, obojętna na to, jak
głupim to mogło być posunięciem. Wpychanie się między dwa rozwścieczone wampiry
nigdy nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli jeden z nich był telepatą,
ale nie dbałam o to, w tym momencie skoncentrowana wyłącznie na tym,
żeby powstrzymać ich zanim się pozabijają. Instynktownie rozłożyłam ramiona,
jakbym w ten sposób była w stanie któregokolwiek z nich
powstrzymać. Moc pojawiła się sama, a ja niewiele myśląc ją uwolniłam,
zaskakując nie tylko Rufusa i Isabeau, ale też siebie samą.
Usłyszałam
huk, a potem oboje – zarówno Isabeau, jak i Rufus – odlecieli do
tyłu, każde w inną stronę. Beau znów wylądowała na ziemi, omal nie
wpadając na zwaloną kratę, naukowiec z kolei po raz kolejny zderzył się ze
ścianą. Dyszałam ciężko, lekko oszołomiona i odetchnęłam dopiero wtedy,
gdy resztki mocy rozproszyły się, nie stwarzając dla nas zagrożenia.
Potrzebowałam chwili, żeby nad sobą zapanować, ale wciąż pozostawałam spięta,
tym bardziej, że reakcja dwójki wampirów mogła być różna.
Rufus
szybko odskoczył od ściany, ale nie próbował się do mnie zbliżyć. Zamrugał
pośpiesznie i chociaż wciąż widziałam, że jest zagniewany, w końcu
zdołał w pełni nad sobą zapanować.
– To było
cholernie ryzykowne, dziecko – mruknął; wątpiłam, żeby w najbliższym
czasie odzyskał humor, ale niespecjalnie mnie to obchodziło.
– Cholernie
ryzykowne? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Cholernie ryzykowne, a przy
okazji idiotyczne, jest to, co robicie wy! W tej chwili przestańcie… A ty
przestań mówić nad mnie „dziecko”! – warknęłam, ale wątpiłam, żeby moje słowa
zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie.
– Jak sobie
tam chcesz – westchnął, zakładając obie ręce na piersi. – I jakbyś nie
zauważyła, to twoja szwagierka zachowuje się tak, jakby była obłąkana – dodał, a stojąca
chwiejnie na nogach Isabeau warknęła ostrzegawczo.
– Dość! – powtórzyłam.
– Oboje zachowujecie się tak, jakby całkiem was popieprzyło! Mamy większe
problemy, więc przynajmniej nie walczmy ze sobą – powiedziałam, siląc się na
rzeczowy ton głosu. Musiałam nad sobą zapanować, jeśli oczekiwałam, że zaczną
mnie słuchać.
– Jej,
zaczynasz przeklinać – skomentowała Isabeau, chwiejnie stając na nogi. Niemal
się zaśmiała, tym bardziej, że „popieprzyło” zdaniem Beau jeszcze nie nadawało
się na mianę prawdziwego przekleństwa. – Gabriel jak nic stwierdzi, że zaczynam
psuć mu nie tylko córkę, ale i żonę – stwierdziła, ale ja nie miałam
ochoty słuchać żartów w jakiejkolwiek postaci.
Jedynie
pokręciłam z niedowierzaniem głową, wciąż rozeźlona. Isabeau westchnęła,
po czym stanęła u mojego boku, raz po raz rzucając pełne gniewu spojrzenia
w stronę Rufusa. Wampir po prostu na nas patrzył, całkowicie obojętny i oddalony.
W panującej ciszy i w towarzystwie dwójki tak negatywnie
nastawionych do siebie nieśmiertelnych, czułam się co najmniej nieswojo i powoli
zaczynałam mieć dość.
Odczekałam
jeszcze moment, żeby upewnić się, że Rufus i Isabeau kolejny raz nie
spróbują rzucić się sobie nawzajem do gardeł. Emocje powoli opadały, ale kiedy
przez kilka kolejnych sekund nic się nie działo, pozwoliłam sobie na to, żeby
przynajmniej częściowo odetchnąć.
– Świetnie.
– Rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie Isabeau, po czym w końcu przeniosłam
wzrok na milczącego Rufusa. Czułam się trochę nieswojo z tym, że nagle to
ja zaczęłam rządzić, ale jednocześnie sprawiało mi to dziką przyjemność. – A teraz
do rzeczy. Co tutaj się dzieje, Rufus? – zapytałam, siląc się na spokój, ale to
wcale nie było takie łatwe, skoro czułam się aż do tego stopnia wytrącona z równowagi.
Rufus nie
odpowiedział. Wciąż uparcie się we mnie wpatrywał, ale nie byłam pewna, czy w ogóle
mnie widział. Wiedziałam jedynie, że nie zamierza odpowiedzieć, a przynajmniej
nie tak od razu. Milczenie miało w sobie coś niepokojącego, co jedynie
mnie dobijało. Starałam się zachować spokój, ale i cierpliwość okazała się
cechą, której mi brakowało i to zwłaszcza w tych tunelach.
– Jak na
razie powinniśmy skoncentrować się na tym, żeby się stąd wydostać – oznajmił po
nieznośnie długiej chwili Rufus. Poczułam, że tym razem sama najchętniej bym go
uderzyła. – Nie patrz tak na mnie. Są rzeczy o których lepiej, żebyście
nie wiedziały.
– Na
przykład jakie? – wtrąciła Isabeau. Jej głos wciąż był chłodni i sprawił,
że poruszyłam się niespokojnie. – Kontroluję się – zapewniła mnie mimochodem – ale
chyba sama widzisz, że z tą istotą po prostu nie da się rozmawiać w pokojowy
sposób. Do cholery! Ja chcę po prostu się stąd wydostać i przekonać się,
że pozostałym też nic się nie stało! – jęknęła.
– W takim
razie wszyscy chcemy tego samego – stwierdził spokojnie Rufus. Ten brak
jakichkolwiek emocji zaczynał być naprawdę niepokojący. – Chodźmy dalej i to
szybko, a wtedy wszystko będzie w porządku.
– A jeśli
nie pójdziemy – odezwałam się szybko, żeby nie dać Isabeau okazji do kolejnej
kłótni – to będzie groziło nam niebezpieczeństwo? – zapytałam z wahaniem.
Rufus
rzucił mi krótkie, nieodgadnione spojrzenie.
– Nie
jestem pewien – przyznał z westchnieniem. – Mnie zdecydowanie tak. I obawiam
się, ze bardzo prawdopodobne jest to, że i was spotka coś złego, zwłaszcza
jeśli będziecie ze mną. Teoretycznie rozdzielenie się byłoby dobrym pomysłem,
ale bez mojej pomocy stąd nie wyjdziecie, a ja wolałbym nie musieć się
później tłumaczyć z tego, dlaczego was zostawiłem.
Isabeau
tylko prychnęła, najwyraźniej nie zamierzając się odzywać. Nie dziwiłam jej się,
bo mnie również na usta cisnął się komentarz na temat tego, że Rufus nigdy nie
chciał się tłumaczyć, ale powstrzymałam się. Odczekałam moment, żeby przekonać
się, czy doda coś więcej, ale najwyraźniej nie miałam na co liczyć. Stojąca za
mną Beau wciąż lekko drżała ze złości, ale udało mi się ją zignorować.
Ostrożnie podeszłam do Rufusa, patrząc mu prosto w oczy, chociaż w obecnej
sytuacji mogło być to trochę ryzykowne.
– Więc
skoro już mamy się narażać, nie sądzisz, że zasłużyliśmy na to, żeby wiedzieć,
co takiego jest aż tak niebezpieczne? – Wolałam nie myśleć o tym, że i pozostali
mogą być w kłopotach.
– Oczywiście,
że macie prawo wiedzieć – poparł mnie Rufus niemal uprzejmym, dyplomatycznym
tonem. Instynktownie cofnęłam się o krok, jak zwykle kiedy tak gwałtownie
zmieniał mu się nastrój; taktownie udał, że mojej reakcji nie dostrzega. – Problem
w tym, że to wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać.
– Mamy czas
– wtrąciła Isabeau. – Kurewsko dużo czasu, bo nie zamierzam się stąd nigdzie
ruszać, póki nie będę wiedziała, czego powinnam się spodziewać.
Wampir
rzucił jej zniesmaczone spojrzenie.
– Kiedy
jeszcze byłem młodszy, nie do pomyślenia było, żeby jakakolwiek kobieta tak się
wyrażała. Zwłaszcza kapłanka i partnerka króla, który…
– Jest wiele
rzeczy, których kobieta nie powinna robić, a do których się posunę, jeśli
natychmiast nie przestaniesz mnie denerwować – warknęła. Zrobiła krok do
przodu, a ja przez moment zaniepokoiłam się, że nie zdołam jej w porę
powstrzymać i cały konflikt między tą dwójką rozpocznie się na nowo. –
Posłuchaj mnie uważnie, bo naprawdę zaczynam tracić cierpliwość. Nie obchodzi
mnie, co tam sobie znowu ubzdurałeś – ja po prostu chcę poznać prawdę i to natychmiast –
oznajmiła z naciskiem. – Uznaj to za rozkaz, skoro już rozmawiamy sobie na
temat mojej pozycji w mieście. A jeśli nie zaczniesz mówić, to
przysięgam, że sama z ciebie wszystko wyciągnę. Wniknięcie w twój
umysł będzie dla mnie dziecinną igraszką i naprawdę nie obchodzi mnie, czy
przy tym zrobię krzywdę tobie albo którejkolwiek z nas, jasne?
Dawno nie
widziałam Isabeau aż do tego stopnia zdenerwowanej i wytrąconej z równowagi.
Jakoś nie miałam wątpliwości co do tego, że dziewczyna mówi najzupełniej
poważnie. Nie miałam pojęcia jak daleko Isabeau mogłaby się posunąć w przeszłości,
ale od momentu przemiany jej zasady moralne mocno się zmieniły i to na
gorsze. Już jako pół-wampirzyca była nieśmiertelna, a odkąd stała się
wampirem, chyba jedynie silna wola i miłość bliskich pozwalały jej
zapanować nad mroczną naturą, która w większości przypadków przejmowała
kontrolę nad „per-transami”, jak zwykł nazywać przemieniających się Rufus.
Sytuacja prezentowała się co najmniej beznadziejnie, a ja jakoś traciłam
resztki nadziei na to, że będę w stanie powstrzymać siostrę Gabriela przed
zrobieniem czegoś bardzo głupiego.
Spojrzałam
na Rufusa i cicho westchnęłam, dostrzegając wyraz jego twarzy. Wampir w końcu
pozwolił sobie na okazanie jakichkolwiek emocji, a ja z ulgą
odkryłam, że słowa dziewczyny ostatecznie do niego przemówiły. Nawet jeśli miał
jeszcze jakieś wątpliwości, najwyraźniej wolał nie ryzykować; nie sądziłam,
żeby jakiekolwiek inne rozwiązanie było w tej sytuacji rozsądne, dlatego w duchu
niemal błagałam go o to, żeby w końcu przestał z nami walczyć.
– Dobra
bogini, czy wy naprawdę niczego nie rozumiecie? – westchnął, ostatecznie dając
za wygraną. Jego ciemne tęczówki rozszerzyły się lekko, kiedy spojrzał na nas
błagalnie, jakby w nadziei na to, że jeszcze się wycofamy. Może i ja
byłabym do tego skłonna, ale na Isabeau już chyba nic nie miało zrobić
wrażenia. – Tutaj nie chodzi o was, o mnie czy o cokolwiek
innego. Ja po prostu nie chcę, żeby Layla kolejny raz cierpiała – jęknął, tym
samym jeszcze bardziej nas dezorientując.
Zamrugałam,
zupełnie nie mając pojęcia, jak powinnam jego słowa rozumieć. Na moment
zerknęłam na Isabeau, czując, że i ona spogląda w moją stronę.
Wymieniłyśmy krótkie spojrzenia, po czym równocześnie przeniosłyśmy wzrok na
Rufusa.
– Mów
wszystko – powtórzyła Isabeau, ale imię siostry sprawiło, że jej głos
złagodniał, przynajmniej odrobinę. Szybko zrobiła krok do przodu i chociaż
podświadomie chciałam ją zatrzymać, rozmyśliłam się, dochodząc do wniosku, że w jej
ruchu nie było niczego, co mogłabym uznać za niebezpieczne. Na razie nie
zamierzała atakować, a to już było niejakim postępem, jeśli chodziło o relacje
tej dwójki. – Layla też musi gdzieś tutaj być. Jeśli to jej dotyczy, to chyba
możemy uznać to za większy problem niż to, że może się na ciebie zagniewać.
Rufus
jedynie jęknął, dobrze wiedząc, że wyjątkowo to Isabeau ma rację. Chociaż
niechętnie, ostatecznie niepewnie przesunął się bliżej, wciąż nienaturalnie
blady i jakby pokonany. Być może miało to związek z grą świateł i anemicznością
srebrzystego blasku, który rzucała towarzysząca nam kula mocy, ale wampir
wyglądał mi na chorego albo przynajmniej śmiertelnie przerażonego. Nie
wyobrażałam sobie, że cokolwiek może przestraszyć Rufusa, ale najwyraźniej
naukowiec miał sobie więcej ludzkich cech niż raczył przyznać. Wszystkie
zresztą ujawniały się przez wzgląd na Laylę, więc chyba nie powinnam być
zdziwiona, że i teraz było podobnie.
Nie byłam
pewna czego się spodziewałam, ale podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego,
że dzieje się coś niedobrego. Krata i zachowanie Rufusa zdawały się
jedynie tę teorię potwierdzać, chociaż wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego,
jak bardzo jest źle.
Kiedy Rufus
zaczął mówić, okazało się, że sam wybuch jest tak naprawdę niczym. Kiedy zaś
dodatkowo pojawiło się jedno, jedyne imię, jedna rzecz stała się dla mnie bardziej
niż jasna.
Layla nie
będzie po prostu zła.
Ona wpadnie
w furię.
Layla
Layla niespokojnie rozejrzała
się dookoła. Kolejny raz znalazła się w miejscu, które od samego początku
napawało ją niepokojem. Wrażenie bycia pogrzebanym żywcem towarzyszyło jej za każdym
razem, kiedy podróżowała tunelami, więc i tym razem nie mogłoby się nie
pojawić. Co więcej, tym razem stwierdzenie to zdawało się być bardzo bliskie
faktycznego stanu – bo jakby nie patrzeć, na swój sposób została pogrzebana
żywcem.
Nie była
pewna, jak długo już błądziła po ciemnych korytarzach, próbując odszukać
sensowną drogę w blasku stworzonych przed siebie płomieni. Pierwszy raz
była w tunelach naprawdę sama i bynajmniej nie czuła się z tym
komfortowo. Czasami chciała uciec od wszystkiego i od wszystkich, ale
nigdy nie w taki sposób. Co więcej, już dawno tak bardzo nie martwiła się
nie tylko o siebie, ale również o pozostałych. W pamięci wciąż
miała uderzenie mocy i wywołane wybuchem urządzenia Rufusa wrażenie tego,
że ziemia się trzęsie; już samo to napawało ją niepokojem, a w obecnej
sytuacji mogło być już tylko gorzej.
W momencie,
kiedy zapanowała cisza, a ona otrząsnęła się z szoku, chyba dobry
kwadrans spędziła rozglądając się dookoła i wydzierając w niebogłosy.
Próbowała znaleźć jakikolwiek ślad pozostałych, chociaż dobrze wiedziała, że to
nie ma sensu. Nie miała pewności, czy jej teoria jest słuszna, ale przecież
Rufus niejednokrotnie wyjaśniał jej, że korytarze ciągnął się pod całym
miastem, a równolegle biegnące ze sobą tunele mogą biec całymi kilometrami
nim ostatecznie się ze sobą połączą. Równie dobrze ktoś jej bliski mógł
znajdować się na wyciągnięcie ręki, a jednak przez srebro nie była w stanie
go wyczuć, dosięgnąć ani usłyszeć.
O tak,
pogrzebani żywcem…
Blask
płomieni skutecznie rozpraszał ciemność, ale i tak nie dawał takiego
efektu, jakiego mogłaby oczekiwać. Miała wrażenie, że mrok napiera na nią ze
wszystkich stron, poza tym miała niepokojące wrażenie, że nie jest sama. Od
dawna się tak nie czuła i podejrzewała, że miało to jakiś związek z powrotem
ojca, ale nawet powtarzanie sobie, że tak jest, nie było w stanie w pełni
ukoić jej skołatanych nerwów i jakoś nad sobą zapanować. Mogła powtarzać
sobie, że jest bezpieczna, a jednak podświadomie wiedziała, że w tym
momencie okłamuje samą siebie.
W tunelach
powracało wszystko to, co najgorsze, zupełnie jakby otaczające ją ciemności nie
tylko ją przenikały, ale wręcz wypełniały jej duszę. Doświadczenie było tym
okropniejsze, że w dzieciństwie czuła się bardzo podobnie. Żyjąca w wiecznym
mroku, bez ani odrobiny światła. Dopiero ogień ją uleczył – ogień i ucieczka
z rodzinnego domu – ale teraz nawet obecność żywiołu nie była w stanie
sprawić, żeby Layla poczuła się lepiej. Pierwszy raz od dawna nie miała przy
sobie nikogo, oczywiście pomijając płomienie. Paradoksalnie, tak źle nie czuła
się nawet wtedy, gdy jeszcze podróżowała samotnie i nagle opuścił ją
ogień. Uczucie to było nieznośnie znajome, bo lata wcześniej doświadczała go
niejednokrotnie, miewając napady lęku, kiedy to była absolutnie przekonana, że
za kilka chwil tuż przed nią pojawi się Marco.
Teraz nagle
wszystko wróciło, a Laylę aż poraziła intensywność tego uczucia. Chyba
nawet jako dziecko nie bała się tak bardzo; to musiały być te tunele, poza tym…
Coś
poruszyło się w ciemnościach. Layla natychmiast przystanęła, po czym
zamarła w oczekiwaniu. Przez cały czas uparcie wpatrywała się w plamę
światła na ziemi, chociaż teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie przed tym,
żeby spojrzała przed siebie. Nie rozumiała dlaczego tak robiła, ale coś
powstrzymywało ją przed uniesieniem głowy. Uczucie było dziwne i co
najmniej idiotyczne, a jednak nie potrafiła zmusić się do tego, żeby z nim
zawalczyć.
Ale teraz
musiała. Czując się tak, jakby poruszała się we śnie, z wielkim wysiłkiem
zmusiła się do tego, żeby unieść głowę i spojrzeć przed siebie, wprost w stronę
z której wyczuła ruch. Na początku nie zobaczyła niczego prócz ciemności i to
pozwoliło jej się rozluźnić, jednak poczucie bezpieczeństwa zniknęło równie
nagle, co się pojawiło.
Bo w blasku
płomieni dostrzegła szczupłą, wysoką postać.
Zarys
sylwetki był wyraźny i aż nazbyt dobrze znajomy. Chociaż widziała jedynie
kontur, w pamięci z łatwością była w stanie przywołać każdy
szczegół postaci, zaczynając od zarysu mięśni, na rysach twarzy i ciemnych
włosach kończąc. W pierwszym momencie jej umysł podświadomie bronił się
przed tym, co widziała i co musiało to oznaczać, ale bezpieczna otoczka
nie mogła chronić jej umysłu wiecznie. Rzeczywistość w brutalny sposób
sprowadziła ją na ziemię, sprawiając, że zrozumiała.
Tuż przed
nią stał On.
Jestem zadowolona, bo dużo Beau, a ty najlepiej wiesz jak ja ją lubię^^ tak, więc duży plus za moją ulubioną postać <3 Najlepszy moment to ten, kiedy już się porządnie wkurzyła i ostro zażądała wyjaśnień. ".... Przysięgam, że jeśli zaraz nie zaczniesz gadać, pozbawię cię dość istotnej części ciała i naprawdę nie obchodzi mnie to, że Layla może mieć do mnie o to pretensje!..." XD uwielbiam teksty Isabeau <3 ten szczególnie należy do jednych z lepszych ;D Szczęście Rufus będzie żył z tym co potrzebne xD
OdpowiedzUsuńczyli się nie myliłam co do postaci w tunelach ._____. wiesz, dobrze jak czekam na pojawienie się Marco, ale z każdą chwilą proszę, aby ten moment nadszedł później niż to będzie możliwe.... Trudno, trzeba przetrwać ._.
O, matko... Biedna Layla na dodatek jest tam sama, i nie ma jak zawołać o pomoc... ;c proszę niech znajdzie ją ktoś i to szybko! Najlepiej, aby to był Gabriel. No i, żeby oderwali mu głowę XD sadystka ze mnie wiem, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Perspektywa Layli wyszła ci genialnie, ale to chyba już wiesz, prawda? ;)
Kurde, obiecuje, że jak 28 rozdział będzie z perspektywy kogoś innego to osobiście cię uduszę! =3
Pozdrawiam cieplutko,
Gabi^^