31 stycznia 2014

Dwadzieścia siedem

Renesmee
– Isabeau… – zaczął ostrożnie Rufus, dziewczyna jednak nie miała nastrojów, żeby wysłuchiwać jego wykrętów. Szybko zrobiła krok do przodu i z siłą pchnęła go na ścianę, palce zaciskając na materiale laboratoryjnego palca. – Ej! – zaprotestował i zaraz spróbował odsunąć się od ściany, ale w proteście Beau jedynie pchnęła go mocniej.
– Nie pieprz – warknęła. – Przysięgam, że jeśli zaraz nie zaczniesz gadać, pozbawię cię dość istotnej części ciała i naprawdę nie obchodzi mnie to, że Layla może mieć do mnie o to pretensje!
Mówiła poważnie, poznałam to po jej oczach. Zimne, niebieskie niczym zamarzająca woda oczy dosłownie przeszywały wampira na wskroś, raz po raz błyskając czerwienią, jak zwykle, gdy Beau była zdenerwowana. Gdyby wzrok mógł zabijać, naukowiec już dawno byłby martwy.
Z tym, że Rufus również nie należał do osób, które tak łatwo można było zastraszyć. W momencie, kiedy szok minął, wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Rysy stężały, mięśnie napięły się, a ciemne oczy przybrały ten znajomy, niepokojący wyraz, który zwykle poprzedzał jego ataki gniewu. Co prawda jeszcze nie był na tyle zagniewany, żeby jego tęczówki zmieniły kolor, ale obawiałam się, że to jedynie kwestia czasu.
– Puść mnie, Isabeau – zażądał i jego głos zabrzmiał niemal łagodnie. Po plecach przeszły mnie ciarki, ale moja szwagierka nawet nie drgnęła. – To jest bardzo zły pomysł, wieszczko – dodał ostrzej.
W oczach Isabeau pojawiło się wahanie, ale z właściwym dla siebie uporem nie usłuchała. Miałam wręcz wrażenie, że jej palce z jeszcze większą siłą zacisnęły się na ubraniu wampira, kiedy mocniej przycisnęła go do ściany. Nie miałam pojęcia, czy takie doświadczenie jest dla Rufusa w jakimkolwiek stopniu przykre, bo jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji, ale dobrze pamiętałam jak wyglądały jego ręce po przypadkowym zderzeniu ze wzmocnioną srebrem ścianą. No cóż, to na pewno nie było przyjemne.
– Nie puszczę, póki nie powiesz co wiesz. Bo coś wiesz, a udawanie obrażonej księżniczki bynajmniej ci nie pomoże – zastrzegła.
– No cóż, ostrzegałem cię – stwierdził, wzdychając cicho.
Żadna z nas nie zdążyła zareagować. Ruch Rufusa był szybki i tak precyzyjny, że prawie go nie dostrzegłam. W jednej chwili trwał uwięziony w uścisku Isabeau, a już w następnej przemknął kilka metrów dalej, uważnie obserwując, jak Beau zwija się z bólu na ziemi, trzymając się za brzuch. Dyszała ciężko, ledwo łapiąc oddech i walcząc z mdłościami, którymi zaskutkował cios, który jej zadał.
Dziewczyna zaklęła i cicho jęknęła. Srebrna poświata, którą wytworzyła, nerwowo zamigotała, ale nie zgasła, co przyjęłam z ulgą, bo nie miałam ochoty zostać z tą dwójką w ciemnościach. Rufus wciąż obserwował swoją potencjalną przeciwniczkę, lekko mrużąc oczy i napinając mięśnie. Kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze, co chyba znaczyło, że był bardzo zadowolony z efektu.
Tego było dla Isabeau za dużo. Wciąż ciężko dysząc, podniosła się z kolan. Skuliła się lekko, ale w końcu zdołała się wyprostować, jak zwykle w błyskawicznym tempie dochodząc do siebie. Dłonie mocno zaciskała w pięści, chyba jedynie cudem nie rozcinając sobie paznokciami skóry. Była bliska wybuchu i nie było co do tego żadnych wątpliwości.
Właśnie wtedy poczułam w powietrzu znajome uczucie świeżości, przypominające trochę wypełnione ozonem powietrze po burzy. Włosy naelektryzowały mi się od obecności telepatycznej mocy. Energia się kumulowała, niebezpiecznie rosnąc wraz z gniewem gotowej do natychmiastowego ataku Beau.
– Przestań! – Rufus musiałby być głupi, żeby nie zorientować się, co takiego za moment się wydarzy. Przyczaił się, gotowy do ataku i do tego, żeby jeszcze bardziej dziewczynę sprowokować. – Głupia…
– Przestańcie oboje! – „huknęłam”.
Nagle puściły mi nerwy i po prostu skoczyłam między nich, obojętna na to, jak głupim to mogło być posunięciem. Wpychanie się między dwa rozwścieczone wampiry nigdy nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli jeden z nich był telepatą, ale nie dbałam o to, w tym momencie skoncentrowana wyłącznie na tym, żeby powstrzymać ich zanim się pozabijają. Instynktownie rozłożyłam ramiona, jakbym w ten sposób była w stanie któregokolwiek z nich powstrzymać. Moc pojawiła się sama, a ja niewiele myśląc ją uwolniłam, zaskakując nie tylko Rufusa i Isabeau, ale też siebie samą.
Usłyszałam huk, a potem oboje – zarówno Isabeau, jak i Rufus – odlecieli do tyłu, każde w inną stronę. Beau znów wylądowała na ziemi, omal nie wpadając na zwaloną kratę, naukowiec z kolei po raz kolejny zderzył się ze ścianą. Dyszałam ciężko, lekko oszołomiona i odetchnęłam dopiero wtedy, gdy resztki mocy rozproszyły się, nie stwarzając dla nas zagrożenia. Potrzebowałam chwili, żeby nad sobą zapanować, ale wciąż pozostawałam spięta, tym bardziej, że reakcja dwójki wampirów mogła być różna.
Rufus szybko odskoczył od ściany, ale nie próbował się do mnie zbliżyć. Zamrugał pośpiesznie i chociaż wciąż widziałam, że jest zagniewany, w końcu zdołał w pełni nad sobą zapanować.
– To było cholernie ryzykowne, dziecko – mruknął; wątpiłam, żeby w najbliższym czasie odzyskał humor, ale niespecjalnie mnie to obchodziło.
– Cholernie ryzykowne? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Cholernie ryzykowne, a przy okazji idiotyczne, jest to, co robicie wy! W tej chwili przestańcie… A ty przestań mówić nad mnie „dziecko”! – warknęłam, ale wątpiłam, żeby moje słowa zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie.
– Jak sobie tam chcesz – westchnął, zakładając obie ręce na piersi. – I jakbyś nie zauważyła, to twoja szwagierka zachowuje się tak, jakby była obłąkana – dodał, a stojąca chwiejnie na nogach Isabeau warknęła ostrzegawczo.
– Dość! – powtórzyłam. – Oboje zachowujecie się tak, jakby całkiem was popieprzyło! Mamy większe problemy, więc przynajmniej nie walczmy ze sobą – powiedziałam, siląc się na rzeczowy ton głosu. Musiałam nad sobą zapanować, jeśli oczekiwałam, że zaczną mnie słuchać.
– Jej, zaczynasz przeklinać – skomentowała Isabeau, chwiejnie stając na nogi. Niemal się zaśmiała, tym bardziej, że „popieprzyło” zdaniem Beau jeszcze nie nadawało się na mianę prawdziwego przekleństwa. – Gabriel jak nic stwierdzi, że zaczynam psuć mu nie tylko córkę, ale i żonę – stwierdziła, ale ja nie miałam ochoty słuchać żartów w jakiejkolwiek postaci.
Jedynie pokręciłam z niedowierzaniem głową, wciąż rozeźlona. Isabeau westchnęła, po czym stanęła u mojego boku, raz po raz rzucając pełne gniewu spojrzenia w stronę Rufusa. Wampir po prostu na nas patrzył, całkowicie obojętny i oddalony. W panującej ciszy i w towarzystwie dwójki tak negatywnie nastawionych do siebie nieśmiertelnych, czułam się co najmniej nieswojo i powoli zaczynałam mieć dość.
Odczekałam jeszcze moment, żeby upewnić się, że Rufus i Isabeau kolejny raz nie spróbują rzucić się sobie nawzajem do gardeł. Emocje powoli opadały, ale kiedy przez kilka kolejnych sekund nic się nie działo, pozwoliłam sobie na to, żeby przynajmniej częściowo odetchnąć.
– Świetnie. – Rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie Isabeau, po czym w końcu przeniosłam wzrok na milczącego Rufusa. Czułam się trochę nieswojo z tym, że nagle to ja zaczęłam rządzić, ale jednocześnie sprawiało mi to dziką przyjemność. – A teraz do rzeczy. Co tutaj się dzieje, Rufus? – zapytałam, siląc się na spokój, ale to wcale nie było takie łatwe, skoro czułam się aż do tego stopnia wytrącona z równowagi.
Rufus nie odpowiedział. Wciąż uparcie się we mnie wpatrywał, ale nie byłam pewna, czy w ogóle mnie widział. Wiedziałam jedynie, że nie zamierza odpowiedzieć, a przynajmniej nie tak od razu. Milczenie miało w sobie coś niepokojącego, co jedynie mnie dobijało. Starałam się zachować spokój, ale i cierpliwość okazała się cechą, której mi brakowało i to zwłaszcza w tych tunelach.
– Jak na razie powinniśmy skoncentrować się na tym, żeby się stąd wydostać – oznajmił po nieznośnie długiej chwili Rufus. Poczułam, że tym razem sama najchętniej bym go uderzyła. – Nie patrz tak na mnie. Są rzeczy o których lepiej, żebyście nie wiedziały.
– Na przykład jakie? – wtrąciła Isabeau. Jej głos wciąż był chłodni i sprawił, że poruszyłam się niespokojnie. – Kontroluję się – zapewniła mnie mimochodem – ale chyba sama widzisz, że z tą istotą po prostu nie da się rozmawiać w pokojowy sposób. Do cholery! Ja chcę po prostu się stąd wydostać i przekonać się, że pozostałym też nic się nie stało! – jęknęła.
– W takim razie wszyscy chcemy tego samego – stwierdził spokojnie Rufus. Ten brak jakichkolwiek emocji zaczynał być naprawdę niepokojący. – Chodźmy dalej i to szybko, a wtedy wszystko będzie w porządku.
– A jeśli nie pójdziemy – odezwałam się szybko, żeby nie dać Isabeau okazji do kolejnej kłótni – to będzie groziło nam niebezpieczeństwo? – zapytałam z wahaniem.
Rufus rzucił mi krótkie, nieodgadnione spojrzenie.
– Nie jestem pewien – przyznał z westchnieniem. – Mnie zdecydowanie tak. I obawiam się, ze bardzo prawdopodobne jest to, że i was spotka coś złego, zwłaszcza jeśli będziecie ze mną. Teoretycznie rozdzielenie się byłoby dobrym pomysłem, ale bez mojej pomocy stąd nie wyjdziecie, a ja wolałbym nie musieć się później tłumaczyć z tego, dlaczego was zostawiłem.
Isabeau tylko prychnęła, najwyraźniej nie zamierzając się odzywać. Nie dziwiłam jej się, bo mnie również na usta cisnął się komentarz na temat tego, że Rufus nigdy nie chciał się tłumaczyć, ale powstrzymałam się. Odczekałam moment, żeby przekonać się, czy doda coś więcej, ale najwyraźniej nie miałam na co liczyć. Stojąca za mną Beau wciąż lekko drżała ze złości, ale udało mi się ją zignorować. Ostrożnie podeszłam do Rufusa, patrząc mu prosto w oczy, chociaż w obecnej sytuacji mogło być to trochę ryzykowne.
– Więc skoro już mamy się narażać, nie sądzisz, że zasłużyliśmy na to, żeby wiedzieć, co takiego jest aż tak niebezpieczne? – Wolałam nie myśleć o tym, że i pozostali mogą być w kłopotach.
– Oczywiście, że macie prawo wiedzieć – poparł mnie Rufus niemal uprzejmym, dyplomatycznym tonem. Instynktownie cofnęłam się o krok, jak zwykle kiedy tak gwałtownie zmieniał mu się nastrój; taktownie udał, że mojej reakcji nie dostrzega. – Problem w tym, że to wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać.
– Mamy czas – wtrąciła Isabeau. – Kurewsko dużo czasu, bo nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać, póki nie będę wiedziała, czego powinnam się spodziewać.
Wampir rzucił jej zniesmaczone spojrzenie.
– Kiedy jeszcze byłem młodszy, nie do pomyślenia było, żeby jakakolwiek kobieta tak się wyrażała. Zwłaszcza kapłanka i partnerka króla, który…
– Jest wiele rzeczy, których kobieta nie powinna robić, a do których się posunę, jeśli natychmiast nie przestaniesz mnie denerwować – warknęła. Zrobiła krok do przodu, a ja przez moment zaniepokoiłam się, że nie zdołam jej w porę powstrzymać i cały konflikt między tą dwójką rozpocznie się na nowo. – Posłuchaj mnie uważnie, bo naprawdę zaczynam tracić cierpliwość. Nie obchodzi mnie, co tam sobie znowu ubzdurałeś – ja po prostu chcę poznać prawdę i to natychmiast – oznajmiła z naciskiem. – Uznaj to za rozkaz, skoro już rozmawiamy sobie na temat mojej pozycji w mieście. A jeśli nie zaczniesz mówić, to przysięgam, że sama z ciebie wszystko wyciągnę. Wniknięcie w twój umysł będzie dla mnie dziecinną igraszką i naprawdę nie obchodzi mnie, czy przy tym zrobię krzywdę tobie albo którejkolwiek z nas, jasne?
Dawno nie widziałam Isabeau aż do tego stopnia zdenerwowanej i wytrąconej z równowagi. Jakoś nie miałam wątpliwości co do tego, że dziewczyna mówi najzupełniej poważnie. Nie miałam pojęcia jak daleko Isabeau mogłaby się posunąć w przeszłości, ale od momentu przemiany jej zasady moralne mocno się zmieniły i to na gorsze. Już jako pół-wampirzyca była nieśmiertelna, a odkąd stała się wampirem, chyba jedynie silna wola i miłość bliskich pozwalały jej zapanować nad mroczną naturą, która w większości przypadków przejmowała kontrolę nad „per-transami”, jak zwykł nazywać przemieniających się Rufus. Sytuacja prezentowała się co najmniej beznadziejnie, a ja jakoś traciłam resztki nadziei na to, że będę w stanie powstrzymać siostrę Gabriela przed zrobieniem czegoś bardzo głupiego.
Spojrzałam na Rufusa i cicho westchnęłam, dostrzegając wyraz jego twarzy. Wampir w końcu pozwolił sobie na okazanie jakichkolwiek emocji, a ja z ulgą odkryłam, że słowa dziewczyny ostatecznie do niego przemówiły. Nawet jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości, najwyraźniej wolał nie ryzykować; nie sądziłam, żeby jakiekolwiek inne rozwiązanie było w tej sytuacji rozsądne, dlatego w duchu niemal błagałam go o to, żeby w końcu przestał z nami walczyć.
– Dobra bogini, czy wy naprawdę niczego nie rozumiecie? – westchnął, ostatecznie dając za wygraną. Jego ciemne tęczówki rozszerzyły się lekko, kiedy spojrzał na nas błagalnie, jakby w nadziei na to, że jeszcze się wycofamy. Może i ja byłabym do tego skłonna, ale na Isabeau już chyba nic nie miało zrobić wrażenia. – Tutaj nie chodzi o was, o mnie czy o cokolwiek innego. Ja po prostu nie chcę, żeby Layla kolejny raz cierpiała – jęknął, tym samym jeszcze bardziej nas dezorientując.
Zamrugałam, zupełnie nie mając pojęcia, jak powinnam jego słowa rozumieć. Na moment zerknęłam na Isabeau, czując, że i ona spogląda w moją stronę. Wymieniłyśmy krótkie spojrzenia, po czym równocześnie przeniosłyśmy wzrok na Rufusa.
– Mów wszystko – powtórzyła Isabeau, ale imię siostry sprawiło, że jej głos złagodniał, przynajmniej odrobinę. Szybko zrobiła krok do przodu i chociaż podświadomie chciałam ją zatrzymać, rozmyśliłam się, dochodząc do wniosku, że w jej ruchu nie było niczego, co mogłabym uznać za niebezpieczne. Na razie nie zamierzała atakować, a to już było niejakim postępem, jeśli chodziło o relacje tej dwójki. – Layla też musi gdzieś tutaj być. Jeśli to jej dotyczy, to chyba możemy uznać to za większy problem niż to, że może się na ciebie zagniewać.
Rufus jedynie jęknął, dobrze wiedząc, że wyjątkowo to Isabeau ma rację. Chociaż niechętnie, ostatecznie niepewnie przesunął się bliżej, wciąż nienaturalnie blady i jakby pokonany. Być może miało to związek z grą świateł i anemicznością srebrzystego blasku, który rzucała towarzysząca nam kula mocy, ale wampir wyglądał mi na chorego albo przynajmniej śmiertelnie przerażonego. Nie wyobrażałam sobie, że cokolwiek może przestraszyć Rufusa, ale najwyraźniej naukowiec miał sobie więcej ludzkich cech niż raczył przyznać. Wszystkie zresztą ujawniały się przez wzgląd na Laylę, więc chyba nie powinnam być zdziwiona, że i teraz było podobnie.
Nie byłam pewna czego się spodziewałam, ale podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że dzieje się coś niedobrego. Krata i zachowanie Rufusa zdawały się jedynie tę teorię potwierdzać, chociaż wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jest źle.
Kiedy Rufus zaczął mówić, okazało się, że sam wybuch jest tak naprawdę niczym. Kiedy zaś dodatkowo pojawiło się jedno, jedyne imię, jedna rzecz stała się dla mnie bardziej niż jasna.
Layla nie będzie po prostu zła.
Ona wpadnie w furię.
Layla
Layla niespokojnie rozejrzała się dookoła. Kolejny raz znalazła się w miejscu, które od samego początku napawało ją niepokojem. Wrażenie bycia pogrzebanym żywcem towarzyszyło jej za każdym razem, kiedy podróżowała tunelami, więc i tym razem nie mogłoby się nie pojawić. Co więcej, tym razem stwierdzenie to zdawało się być bardzo bliskie faktycznego stanu – bo jakby nie patrzeć, na swój sposób została pogrzebana żywcem.
Nie była pewna, jak długo już błądziła po ciemnych korytarzach, próbując odszukać sensowną drogę w blasku stworzonych przed siebie płomieni. Pierwszy raz była w tunelach naprawdę sama i bynajmniej nie czuła się z tym komfortowo. Czasami chciała uciec od wszystkiego i od wszystkich, ale nigdy nie w taki sposób. Co więcej, już dawno tak bardzo nie martwiła się nie tylko o siebie, ale również o pozostałych. W pamięci wciąż miała uderzenie mocy i wywołane wybuchem urządzenia Rufusa wrażenie tego, że ziemia się trzęsie; już samo to napawało ją niepokojem, a w obecnej sytuacji mogło być już tylko gorzej.
W momencie, kiedy zapanowała cisza, a ona otrząsnęła się z szoku, chyba dobry kwadrans spędziła rozglądając się dookoła i wydzierając w niebogłosy. Próbowała znaleźć jakikolwiek ślad pozostałych, chociaż dobrze wiedziała, że to nie ma sensu. Nie miała pewności, czy jej teoria jest słuszna, ale przecież Rufus niejednokrotnie wyjaśniał jej, że korytarze ciągnął się pod całym miastem, a równolegle biegnące ze sobą tunele mogą biec całymi kilometrami nim ostatecznie się ze sobą połączą. Równie dobrze ktoś jej bliski mógł znajdować się na wyciągnięcie ręki, a jednak przez srebro nie była w stanie go wyczuć, dosięgnąć ani usłyszeć.
O tak, pogrzebani żywcem…
Blask płomieni skutecznie rozpraszał ciemność, ale i tak nie dawał takiego efektu, jakiego mogłaby oczekiwać. Miała wrażenie, że mrok napiera na nią ze wszystkich stron, poza tym miała niepokojące wrażenie, że nie jest sama. Od dawna się tak nie czuła i podejrzewała, że miało to jakiś związek z powrotem ojca, ale nawet powtarzanie sobie, że tak jest, nie było w stanie w pełni ukoić jej skołatanych nerwów i jakoś nad sobą zapanować. Mogła powtarzać sobie, że jest bezpieczna, a jednak podświadomie wiedziała, że w tym momencie okłamuje samą siebie.
W tunelach powracało wszystko to, co najgorsze, zupełnie jakby otaczające ją ciemności nie tylko ją przenikały, ale wręcz wypełniały jej duszę. Doświadczenie było tym okropniejsze, że w dzieciństwie czuła się bardzo podobnie. Żyjąca w wiecznym mroku, bez ani odrobiny światła. Dopiero ogień ją uleczył – ogień i ucieczka z rodzinnego domu – ale teraz nawet obecność żywiołu nie była w stanie sprawić, żeby Layla poczuła się lepiej. Pierwszy raz od dawna nie miała przy sobie nikogo, oczywiście pomijając płomienie. Paradoksalnie, tak źle nie czuła się nawet wtedy, gdy jeszcze podróżowała samotnie i nagle opuścił ją ogień. Uczucie to było nieznośnie znajome, bo lata wcześniej doświadczała go niejednokrotnie, miewając napady lęku, kiedy to była absolutnie przekonana, że za kilka chwil tuż przed nią pojawi się Marco.
Teraz nagle wszystko wróciło, a Laylę aż poraziła intensywność tego uczucia. Chyba nawet jako dziecko nie bała się tak bardzo; to musiały być te tunele, poza tym…
Coś poruszyło się w ciemnościach. Layla natychmiast przystanęła, po czym zamarła w oczekiwaniu. Przez cały czas uparcie wpatrywała się w plamę światła na ziemi, chociaż teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie przed tym, żeby spojrzała przed siebie. Nie rozumiała dlaczego tak robiła, ale coś powstrzymywało ją przed uniesieniem głowy. Uczucie było dziwne i co najmniej idiotyczne, a jednak nie potrafiła zmusić się do tego, żeby z nim zawalczyć.
Ale teraz musiała. Czując się tak, jakby poruszała się we śnie, z wielkim wysiłkiem zmusiła się do tego, żeby unieść głowę i spojrzeć przed siebie, wprost w stronę z której wyczuła ruch. Na początku nie zobaczyła niczego prócz ciemności i to pozwoliło jej się rozluźnić, jednak poczucie bezpieczeństwa zniknęło równie nagle, co się pojawiło.
Bo w blasku płomieni dostrzegła szczupłą, wysoką postać.
Zarys sylwetki był wyraźny i aż nazbyt dobrze znajomy. Chociaż widziała jedynie kontur, w pamięci z łatwością była w stanie przywołać każdy szczegół postaci, zaczynając od zarysu mięśni, na rysach twarzy i ciemnych włosach kończąc. W pierwszym momencie jej umysł podświadomie bronił się przed tym, co widziała i co musiało to oznaczać, ale bezpieczna otoczka nie mogła chronić jej umysłu wiecznie. Rzeczywistość w brutalny sposób sprowadziła ją na ziemię, sprawiając, że zrozumiała.
Tuż przed nią stał On.

1 komentarz:

  1. Jestem zadowolona, bo dużo Beau, a ty najlepiej wiesz jak ja ją lubię^^ tak, więc duży plus za moją ulubioną postać <3 Najlepszy moment to ten, kiedy już się porządnie wkurzyła i ostro zażądała wyjaśnień. ".... Przysięgam, że jeśli zaraz nie zaczniesz gadać, pozbawię cię dość istotnej części ciała i naprawdę nie obchodzi mnie to, że Layla może mieć do mnie o to pretensje!..." XD uwielbiam teksty Isabeau <3 ten szczególnie należy do jednych z lepszych ;D Szczęście Rufus będzie żył z tym co potrzebne xD
    czyli się nie myliłam co do postaci w tunelach ._____. wiesz, dobrze jak czekam na pojawienie się Marco, ale z każdą chwilą proszę, aby ten moment nadszedł później niż to będzie możliwe.... Trudno, trzeba przetrwać ._.
    O, matko... Biedna Layla na dodatek jest tam sama, i nie ma jak zawołać o pomoc... ;c proszę niech znajdzie ją ktoś i to szybko! Najlepiej, aby to był Gabriel. No i, żeby oderwali mu głowę XD sadystka ze mnie wiem, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Perspektywa Layli wyszła ci genialnie, ale to chyba już wiesz, prawda? ;)
    Kurde, obiecuje, że jak 28 rozdział będzie z perspektywy kogoś innego to osobiście cię uduszę! =3
    Pozdrawiam cieplutko,
    Gabi^^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa