9 grudnia 2013

Sto trzydzieści siedem

Layla
Anastacia – „Sick and tired”

Było lepiej. Layla nie była pewna, jak bardzo powinna ufać sobie i Rufusowi, ale jak na razie była skłonna stwierdzić, że było lepiej, nawet mimo śmierci Dylana, która wciąż kładła się cieniem na szczęściu płynącym ze związku, który nareszcie udało jej się stworzyć.
Przebywanie z Rufusem było proste i przychodziło jej równie naturalnie, co i oddychanie. Naukowiec obchodził się z nią tak, jakby była wystraszonym stworzeniem, które nie przywykło do czułości z czyjejkolwiek strony. Kiedy zdawało im się całować albo do siebie zbliżać, wyczuwała, że stara się zachować dystans i obchodzić z nią w sposób, który mogła uznać za znośny. Znaleźli granice, które Layla była w stanie zaakceptować, dzięki czemu nie musiała się bać, że w którymś momencie znajdzie się w jednej z tych nieznośnych sytuacji, w której czuła, że wszystko wymyka jej się spod kontroli, a wspomnienie ojca wraca do niej, gotowe zniszczyć wszystko, co osiągnęła. Jedynie ona mogła nagiąć narzucone sobie granice albo wycofać się wcześniej, gdyby coś było nie tak. Rufus podporządkowywał się bez słowa protestu, chociaż czasami widziała w jego oczach tęsknotę, którą za wszelką cenę starał się przed nią ukryć. Bolało ją to, bo pragnęła oddać mu się w pełni, ale wciąż blokował ją nieopisany strach nad którym nie potrafiła zapanować. To nie była wina Rufusa; problem leżał w niej i w tym, że nie potrafiła znieść dotyku żadnego mężczyzny, obojętnie jak bardzo mu ufała i ile dla niej znaczył. Ta bezsilność ją dobijała, podobnie jak i świadomość tego, że nigdy nie będzie taka, jak inne kobiety, ale starała się o tym nie myśleć, koncentrują się na tym, żeby być szczęśliwą.
Wampir zachowywał się względnie normalnie, przynajmniej kiedy byli razem. Przez kilka pierwszych dni nie opuszczała go na krok, pilnując żeby się oszczędzał. Irytowało go to, bo nie przywykł do tego, że ktokolwiek może sprawować nad nim kontrolę, ale ostatecznie poddał się, dochodząc do wniosku, że nie będzie w stanie wygrać z nią w tej kwestii. Była uparta i to pozwoliło jej nakłonić go do tego, żeby pozwolił jej się sobą zaopiekować oraz zająć raną, która przysporzyła im tak wiele kłopotów. Nawet jeśli wciąż podchodził sceptycznie do jej opinii na temat tego, że atak wrócił z powodu gorączki, której dostał, miała wrażenie, że pragnął w to wierzyć. Inaczej nie uległby jej, kiedy zaczęła nalegać, by móc zając się cięciem i spowodowanym przez srebro oparzeniem. Co prawda stanowczo odmówił, kiedy zasugerowała, że dla pewności poprosi o opinię Carlisle'a albo Theo, ale poszedł na kompromis, jeśli chodziło o nią. Nie powiedziała mu tego, ale możliwość otoczenia go opieką sprawiała jej przyjemność, tym bardziej, że trzymając się z daleka od pracy w laboratorium, koncentrował się przede wszystkim na niej. Wtedy wydawał jej się naprawdę ludzki, niemal normalny, zwłaszcza w momentach, kiedy leżeli blisko siebie i rozmawiali na najróżniejsze tematy, chociaż raz niezwiązane z nauką. Czasami była zaskoczona tym, że potrafił żartować i to w sposób, który nie przypominał zwykłej ironii albo sarkazmu.
Samotność sprawiła, że stał się obojętny i oddalony. Ona mogła to zmienić i zamierzała tę możliwość wykorzystać.
Wiedziała, że taki stan rzeczy nie będzie trwał długo, ale nie przeszkadzało jej to. Nie miała nic przeciwko temu, żeby Rufus dalej zajmował się laboratorium, zwłaszcza jeśli dalej będzie mogła mu pomagać. Po prostu nie mogła pozwolić, żeby stało mu się cokolwiek złego, zwłaszcza kiedy nie był w pełni sił. Pod tym względem był jak dziecko; w laboratorium potrafił przesiadywać długie godziny, czasami zapominając o śnie, a to raczej nie miało mi pomóc, skoro jego zdolność do szybkiego dochodzenia do siebie okazywała się niewystarczająca, kiedy w grę wchodziło srebro. Jej nie pozwoliłby się przemęczać, gdyby była aż tak poważnie ranna, a rozcięcie goiłoby się powoli, dlatego nie rozumiała, dlaczego sam był taki oporny, jeśli uraz dotyczył jego. Nie była jakoś specjalnie zaskoczona tym, że powoli zaczynał się irytować, ale nie zamierzała ustąpić; zbyt mocno go kochała, żeby go stracić.
Już w momencie, w którym przestąpiła próg laboratorium i weszła na schody, zorientowała się, że ten dzień będzie inny od swoich poprzedników. Do tej pory znajdowała Rufusa albo w jego małej sypialni, albo bibliotece – zależnie od nastroju – ale tym razem nie musiała się wysilać, bo zobaczyła go natychmiast po pokonaniu schodów. Czekał na nią na samym dole, nonszalancko oparty o ścianę, a na jego ustach błąkał się blady, lekko roztargniony uśmiech, który doskonale znała. Sama również się uśmiechnęła, chociaż bardzo niepewnie, bo sama nie była pewna, co powinna myśleć o błysku w oczach nieśmiertelnego.
– Cześć – powiedziała, obracając w palcach papierową torebkę, którą dostała od Esme. – Coś przegapiłam? – zapytała z wahaniem, lekko przekrzywiając głowę, żeby spojrzeć na niego pod innym kątem.
– Można tak powiedzieć… Nie było cię, kiedy się obudziłem – zauważył z nutką pretensji, która sprawiła jej przyjemność; nie sądziła, że jej obecność stała się dla niego aż tak istotna. – Bawi cię to?
– Absolutnie nie – zreflektowała się, chociaż nadal nie mogła powstrzymać się od śmiechu. – Po prostu Gabriel zaczął nalegać, żebym do nich zajrzała. Alessia zażyczyła sobie, żeby zabawić się w pieczenie ciasteczek i niemal zażądała mojej obecności. – Layla wywróciła oczami. Życzenia księżniczki po prostu się spełniało. – Mam nawet trochę – dodała, machając torebką.
– Taa… I mąkę we włosach – zauważył, ujmując kosmyk jej złocistych loków.
Layla roześmiała się, po czym energicznie potrząsnęła głową. No cóż, jakby nie patrzeć, to Damien zaczął im pomagać… Mocą. Sama nie była pewna, kiedy wyszła z tego wojna, ale przynajmniej dzieciaki były zadowolone.
– Miałam cię obudzić, ale pewnie i tak byś ze mną nie poszedł? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
– Twoja bratanica się mnie boi, a na dworze jest jasno – zauważył, odrobinę rozbawiony. – Poza tym nie mam pretensji. Jesteś szczęśliwa… To bardzo dobrze, chociaż i tak cieszę się, że wróciłaś – przyznał, robiąc krok w jej stronę. Jego dłonie wylądowały na jej biodrach, przyprawiając ją o gorące dreszcze.
Jeszcze bardziej rozochocona, również przysunęła się o krok bliżej, pozwalając żeby wciąż ją w ramionach. Miała na sobie wysokie szpilki, które wynalazła w szafie Isabeau (sama wciąż nie zorganizowała sobie odpowiednio dużej garderoby, wciąż opierając się na absolutnym minimum, które musiało jej wystarczyć, kiedy jeszcze przemieszczała się z miejsca na miejsce), więc nie musiała się zbytnio wysilać, żeby móc go pocałować. Bardziej stanowczo przyciągnął ją do siebie, dlatego zarzuciła mu obie ręce na szyję i z pasją odwzajemniła pieszczotę. Czasami wciąż nie mogła uwierzyć, że może sobie na to pozwolić, dlatego czerpała z tych momentów jeszcze większą przyjemność.
– No dobrze… – Miała problem z zebraniem myśli, ale ostatecznie zdecydowała się odsunąć. – A ty co robiłeś, kiedy mnie nie było? – zapytała, instynktownie rozglądając się dookoła. Jej wzrok powędrował w głąb laboratorium, a dobry humor znikł równie nagle, jak się pojawił. – Och…
– Coś nie tak? – Raz jeszcze musnął wargami jej usta, tym razem jednak odwzajemniła pocałunek jedynie z przyzwyczajenia.
– Nie wiem. Co to jest? – zapytała, wyplątując się z jego objęć i szybko podchodząc do jednego z laboratoryjnych stołów.
Usłyszała westchnienie, a potem wampir ruszył za nią, cały czas uważnie jej się przypatrując. Czuła, że uważnie analizuje każdy jej kolejny ruch, badając reakcję, kiedy nachyliła się nad boleśnie znajomymi fiolkami z rubinowym płynem. Skrzywiła się i kręcąc z niedowierzaniem głową, powoli odwróciła się w stronę Rufusa.
– Pracowałeś – odezwała się w końcu. – Rufus, przecież mówiłam ci, że… – Urwała, bo nagle naszła ją  niepokojąca myśl, która nie dawała jej spokoju. – To znowu cię męczy? Źle się poczułeś, czy…?
– Nic z tych rzeczy – uspokoił ją, uśmiechając się niepewnie. Bawiła go swoją troską. – Czuje się znakomicie, jeśli o to ci chodzi. Po prostu… Wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś nam unika. Jesteś na mnie zła? Laylo, zrozum, że ja nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę, skoro nie mam pewności, czy wtedy zaatakowałem cię jedynie przez to srebro, czy może jednak chodzi o coś więcej. Tak trudno zrozumieć ci, że mnie to dręczy? – westchnął, rzucając jej udręczone spojrzenie.
– Nie… – Oparła się o blat stołu. – Ale nie podoba mi się to, jak do tego podchodzisz. Boję się… Och, po prostu boję się, że znowu coś ci się stanie. Te eksperymenty są niebezpieczne, zwłaszcza kiedy próbujesz na sobie. Wolałabym znowu nie znaleźć cię na wpół przytomnego – poskarżyłam mu się. – Dlaczego nie możesz po prostu odpuścić?
– Dlaczego po prostu nie możesz mi zaufać? – zapytał w zamian, stając tuż przed nią. Ułożył obie dłonie na blacie, tym samym odcinając jej drogi ucieczki. – Nie jestem aż tak szalony, jak mogłabyś sądzić, Laylo. Już nic mi nie jest, dzięki tobie swoją drogą, dlatego przestań zachowywać się tak, jakby w każdej chwili mogła stać mi się krzywda. Wiesz dobrze, że nie potrafię żyć w nieświadomości. Wciąż nie wiemy wszystkiego o SA i tym, co się z tymi przemianami łączy… Co więcej, Dimitr wymaga ode mnie odpowiedzi, a nie udzielę mu ich, jeśli nie pozwolisz mi pracować.
Layla westchnęła, po czym niechętnie skinęła głową. Chciała mu zaufać, naprawdę się starała, ale to wcale nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Wiedziała, że Rufus prędzej czy później wróci do swoich eksperymentów, ale w ciągu ostatnich dni w ogóle o tym nie myślała, w pełni skoncentrowana na tym, że są razem. Czuła, że traci kontrolę, ale uparcie ignorowała podszepty intuicji, powtarzając sobie, że musi i powinna mu zaufać. Przecież oboje byli dorośli, poza tym Rufus do tej pory potrafił o siebie zadbać i to prawdopodobnie lepiej niż ona sama.
Wampir odetchnął, po czym nachylił się, żeby móc jeszcze raz ją pocałować. Odwzajemniła pieszczotę, ale i tak przez cały czas nie opuszczały jej wątpliwości.
Entuzjazm naukowca jej niepokoił. Bała się, chociaż nie była pewna, czego tak naprawdę powinna się obawiać.
Wszystkiego, jak się wkrótce okazało, ale wtedy nie mogła o tym wiedzieć.

Layla powoli weszła do laboratorium. Rufus był zajęty, jak zwykle zresztą, więc prawie nie zwrócił na nią uwagi. Jedynie na moment uniósł głowę, by móc posłać jej niepewny uśmiech, ale przyglądał się jej zbyt krótko, żeby zauważyć, że go nie odwzajemniła. Starała się nie okazywać braku entuzjazmu względem badań, którym w ostatnim czasie oddawał się w pełni, ale to wcale nie było takie łatwe, skoro widziała, co się z nim dzieje.
Powoli obeszła stół, po czym zerknęła na świeże notatki, które musiał zrobić, kiedy jej nie było. Kolejny raz była jego oczami i uszami na zewnątrz, dokładnie jak wtedy, kiedy musiał się ukrywać, bo opuszczenie laboratorium stanowiło zbyt wielkie ryzyko. Nie miała nic przeciwko wspólnej pracy i początkowo nawet sprawiało jej to przyjemność, ale już nie czuła się tak dobrze jak na początku. Oczywiście, wciąż byli razem, a Rufus okazywał jej swoje uczucie, ale…
Ale.
Nie mogła pozbyć się wrażeniu, że fascynacja powoli wymyka mu się spod kontroli. To powoli zaczynało przypominać obsesję, a ona nie była gotowa na to, żeby znosić jego zachowanie w takiej formie. Szukał lekarstwa albo jakiekolwiek rozwiązania niemal równie maniakalnie, co przed przemianą, kiedy ataki pojawiały się regularnie. Znowu nie słuchał jej uwag, kiedy próbowała odciągnąć go od laboratorium i nakłonić do tego, żeby chociaż przez moment zajęli się czymś innym, nie wspominając już o śnie. Lubiła na niego patrzeć, kiedy był w tym swoim naukowym szale – wtedy widziała, że nauka jest jego częścią – ale przecież wszystko miało jakieś granice, a on już dawno je przekroczył. Mogła to znosić, kiedy naprawdę mieli związany z tymi dziwnymi atakami problem, ale wciąż utrzymywała, że tamten wybuch nie miał żadnego związku z tym, co działo się z nim przed przemianą.
– Jeśli chcesz, możesz to przejrzeć. – Uświadomiła sobie, że od kilku sekund pustym wzrokiem wpatruje się w kartki, nawet słowem się nie odzywając. Pośpiesznie zamrugała, wyrwana z zamyślenia. Obraz, który zdążył już się zamazać, wypatrzył się, a ona zdołała dostrzec jego niedbałe, niewyraźne pismo. – Przyniosłaś to o co cię prosiłem? – dodał, kiedy pokręciła głową i odsunęła się od blatu.
– A czy kiedyś tego nie zrobiłam? – Westchnęła cicho. – Mam pytanie… Czy ten płyn jakkolwiek różni się od tego, który wstrzykiwałeś sobie na początku?
– Hm? – Spojrzał na nią w roztargnieniu. – Niewiele. Wciąż zmieniam proporcje, ale ciężki mi określić, czy to ma sens, skoro nie mam jak tego przetestować. Dalej nie rozumiem, dlaczego czasami działało, a czasami mniej, ale to w tym momencie najmniej istotne. Może gdybym w pełni pojął, dlaczego twoja bratowa się nie zaraziła… Ale już mniejsza o to – westchnął, bo Layla spojrzała na niego krzywo. – Teraz koncentruję się na czymś innym. Najlepiej sama zobacz – zaproponował, biorąc ją za rękę i ciągnąc za sobą w głąb laboratorium.
Layla uniosła brwi, widząc bijący z kąta pomieszczenia jasny blask. Zmrużyła oczy, próbując pojąć, jak mogła wcześniej nie zauważyć dziwnej lampy, która rzucała mocne światło na cienką szklaną płytkę z kilkoma kroplami świeżej krwi. Rufus natychmiast doskoczył do urządzenia i zgasił światło, po czym energicznym gestem podał jej próbkę. Spojrzała na niego z powątpieniem, ale ujęła szkiełko i bez słowa podeszła do mikroskopu, zupełnie machinalnie robiąc to, czego mógł od niej oczekiwać.
– Widzisz? – Nawet nie dał jej czasu, żeby mogła się skoncentrować. – Laylo…
– Czekaj! – warknęła poirytowana. Zamilkł, ale niechętnie. Layla uważniej przyjrzała się temu, co widzi, chociaż rozpraszało jej natarczywe spojrzenie naukowca. – Chwila, coś ty zrobił? Te drobinki…
– Rozpadają się, tak – podchwycił nieco urażonym tonem, ale zbytnio się tym nie przejęła. Przywykła już do tego, że kłócili się z błahych powodów. – To – stuknął w lampka – emituje czyste promienie UV. Dokładnie to dzieje się, kiedy jesteśmy na słońcu. Stąd te poparzenia… Podejrzewam, że w przypadku srebra, działa to dokładnie tak samo. Gdyby udało mi się znaleźć sposób na zatrzymanie tego procesu… Cóż, sama pomyśl!
Odsunęła się i spojrzała na niego tępo. Aż nazbyt dobrze rozumiała, co takiego odkrył, a przynajmniej starał się odkryć, ale chociaż świadomość takiej możliwości powinna napawać ją entuzjazmem, jakoś nie potrafiła się ucieszyć. Dopiero po chwili dotarło do niej dlaczego. Kiedy przyjrzała się Rufusowi, uświadomiła sobie, że znowu jest strasznie blady. Cienie pod oczami niespecjalnie ją zdziwiły, bo na dworze było jasno, a wtedy zwykle bywał zmęczony, ale i tak się zmartwiła.
– Uważasz, że istnieje sposób na ochronę przed słońcem – odezwała się cicho, bo tego od niej oczekiwał. Skinął głową i wzdrygnął się, kiedy wyciągnęła dłoń w stronę jego twarzy. – Ile już tutaj siedzisz?
O dziwo zmrużył oczy i odsunął się w popłochu.
– O co ci chodzi? – zapytał odrobinę zagniewanym tonem. Był rozdrażniony, co ją zaskoczyło.
– O nic. – Pokręciła głową. – Dobrze się czujesz? Po prostu wydajesz mi się zmęczony i to mnie martwi. Jeśli coś naprawdę ci szkodzi, to nie przemiana, ale zarywanie nocy, a na to już dawno wynaleziono lekarstwo – przypomniała mu chłodno. – To sen.
– Jesteś złośliwa – zarzucił jej. Rzucił jej pokrzywdzone spojrzenie, po czym odsunął się w pośpiechu. Uderzyło ją to, że tak nagle ją odrzucił. Był spięty, a dotychczasowy entuzjazm gdzieś zniknął. Znów zmieniały mu się humory, dokładnie tak, jak przed przemianą, kiedy kolejny wybuch był dosłownie na wyciągnięcie ręki. – Nie możesz zrozumieć, że to ważne? Jeszcze nie zaznałaś życia w wiecznym mroku, więc możesz tego nie pojmować, ale kiedyś zobaczysz, że robię to też dla ciebie. Dlaczego w takim razie zachowujesz się tak egoistycznie? – zapytał, a Layla aż zachłystnęła się powietrzem.
Znów to robił. Znów zachowywał się w ten dziwny sposób, który ją przerażał. Był zmęczony i bliski wybuchu, i to na własne życzenie. Usiłowała przekonać samą siebie, że nie powinna się za to irytować, bo to nie jego wina, ale to wcale nie było takie proste. Nie chciał jej słuchać; miała tego dość i nie zamierzała udawać, że wszystko jest w porządku.
– Rufus. – Staranie wypowiedziała jego imię. W duchu modliła się o cierpliwość, ale obawiała się, że długo nie wytrzyma, jeśli będzie się tak zachowywał. – Dlaczego mi to robisz? Nie neguję tego, co robisz. Po prostu uważam, że trochę się zagalopowałeś – wyjaśniła, po czym zrobiła krok w jego stronę. – Proszę cię, kochanie. Nie widzisz, że sam siebie wyniszczasz? To znowu się dzieje, a ty…
Nie dokończyła. W jednej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie, kiedy Rufus skoczył w jej stronę, warcząc cicho. Jego oczy zabłysły czerwienią, kiedy chwycił ją za gardło i mocno przycisnął do ściany, tak, że musiała stanąć na palcach, żeby nie zawisnąć w powietrzu. Oszołomiona, instynktownie uniosła obie dłonie i chwyciła go za rękę, ale nie była w stanie poluzować uścisku, który stopniowo zaciskał się coraz mocniej, pozbawiając ją tchu.
– Dlaczego wciąż mnie prowokujesz?! – „huknął” w furii. – Chcesz, żebym zrobił ci krzywdę? Naprawdę chcesz do tego doprowadzić? – zapytał, a jego oczy rozszerzyły się na moment. Czerwony blask przygasł i chyba ją rozpoznał, bo w jego oczach dostrzegła wahanie, ale wciąż nie poluzował uścisku. – Proszę, Roso. Dobrze wiesz, że nie chcę zrobić ci krzywdy. Nie chcę…
W tamtym momencie coś w niej pękło. Pod wpływem impulsu -  czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją z całej siły czymś ciężkim po głowie – przywołała pełnię mocy i po prostu zaatakowała. Uderzenie natychmiast odrzuciło od niej Rufusa, pozwalając jej się uwolnić. Wampir warknął, a chwile później doszedł ją dźwięk tłuczonego szkła i jęk, kiedy naukowiec całym ciałem zwalił się na jeden z laboratoryjnych stołów, zrzucając z niego całą zawartość. Znieruchomiał, przynajmniej w pierwszej chwili, bo niemal natychmiast poderwał głowę, żeby móc na nią spojrzeć. Jego oczy na powrót przybrały naturalną, czekoladową barwę, na twarzy zaś pojawiło się czyste przerażenie, kiedy zrozumiał, co właśnie się wydarzyło, ale dla Layli to nie miało już żadnego znaczenia.
Dysząc ciężko, uniosła dłoń do szyi i potarła ją lekko. Mięśnie jej drżały, a do oczu cisnęły się łzy, ale z trudem spróbowała nad sobą zapanować. Od nadmiaru emocji kręciło jej się w głowie, ale zdołała nieco chwiejnie  ruszyć przed siebie.
– Laylo… – Rufus z trudem stanął na nogi i natychmiast spróbował do niej podejść. – Laylo, przepraszam…
– Zostaw mnie! Powiedziałam… – Wyciągnęła ostrzegawczo rękę, więc się zatrzymał. – Mam już… dość. Po prostu mam… – Głos jej się łamał, przez co nie była zdolna do tego, żeby dokończyć myśl.
Rufus chciał coś powiedzieć, ale uciszyła go spojrzeniem. Powoli wycofała się w stronę schodów i rzuciła się przed siebie, wbiegając na górę tak szybko, że omal nie zabiła się na wyżej położonych stopniach.
Sama nie była pewna, jakim cudem udało jej się dotrzeć do domu Isabeau. Podróż przez las pamiętała jak przez mgłę, podobnie zresztą jak i moment, kiedy ostatecznie dała upust emocjom i zaczęła płakać. Drżącą na całym ciele, załomotała w drzwi, omal nie wpadając do środka, kiedy te nareszcie się otworzyły.
– Layla? – Esme była w szoku. Przytrzymała ją lekko, po czym usunęła się z przejścia, wpuszczając dziewczynę do przedsionka. – Mój Boże, kochanie, co się stało?
Layla jedynie potrząsnęła głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Isabeau… – jęknęła jedynie, chociaż nie była pewna, czy wampirzyca będzie w stanie ją zrozumieć.
Usłyszała ciche kroki, a chwile później pojawili się zaalarmowani Carlisle i Allegra. Edwarda najwyraźniej nie było, ale to nie miało dla Layli żadnego znaczenia, bo miedzianowłosy i tak nie miał być w stanie jej pomóc. Potrzebowała siostry, chociaż sama nie była pewna, czego od Beau oczekiwała.
– Lay? – Isabeau w końcu pojawiła się na szczycie prowadzących na piętro schodów. Natychmiast zbiegła na dół, a Layla omal nie zwaliła jej z nóg, kiedy wpadła jej w ramiona. – Och, Lay, co się stało? Laylo…
– Poddałam się – zaszlochała niewiele myśląc nad tym, czy jej słowa mają jakiekolwiek sens. – Beau, ja już nie mogę… Już dłużej nie potrafię o niego walczyć…
Isabeau przytuliła ją mocniej. Ona zrozumiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa