Layla
♪ Taylor Swift – „I knew you were trouble”
Bieg miał w sobie coś
kojącego. Layla od dziecka uwielbiała biegać, w ostatnim czasie zaś
prędkość nabrała dla niej nowego znaczenia, poniekąd dlatego, że to właśnie
mordercze treningi pozwalały jej jakoś przetrwać okres, kiedy straciła dar.
Teraz również zdecydowała się na ruch, chociaż tym razem strata okazała się
bardziej złożona, a związany z nią ból trudniejszy do zniesienia.
Miłość nie była czymś, co łatwo wyrzucić w pamięci, a kiedy Layla
głębiej się nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że zapomnienie
niekoniecznie musi okazać się tym, czego naprawdę pragnęła.
Ruch był
dobry, nawet jeśli Isabeau, Carlisle i Esme patrzyli na nią dość
sceptycznie, kiedy zdecydowała się wyjść z domu. Wiedziała, co takiego
musieli sobie myśleć, poza tym oczywiste było, że się o nią martwili, ale
nie potrafiła niczego poradzić na to, że czuła się tak okropnie. Miała dość
współczujących spojrzeń i rzekomo kojących słów, które nie miały żadnego
odniesienia do rzeczywistości. Oczywiście, była bliskim za wszystko bardzo
wdzięczna, ale prawda była taka, że żadne z nich nie było w stanie
sprawić, żeby poczuła się lepiej.
Słońce
powoli zachodziło, chociaż wciąż było dość widno, żeby Layla czuła się
nieswojo. Teraz już przynajmniej rozumiała strach przed słońcem o nawet
nauczyła się go ignorować, korzystając z tego, że wciąż nie należała do
istot, które musiały żyć w wiecznym mroku. Jak na ironię, nawet słońce
przypominało jej o Rufusie, tym bardziej, że temat szkodliwości promieni
UV był jednym z tych, które poruszyli podczas ostatniej rozmowy, dosłownie
na chwile prze tym, jak wszystko po raz kolejny poszło nie tak. Teraz starała
się jakoś wyrzucić to wspomnienie z pamięci – odsunąć je, podobnie jak
i wiele innych, tych zdecydowanie gorszych, które miały związek ze
wszelakim złem, którego doświadczyła w przeszłości – ale wciąż odczuwała
swego rodzaju niepokój, zwłaszcza myśląc o tym, że być może kiedyś również
ona będzie zmuszona do tego, żeby ukrywać się przed słońcem. Nie chciała tego,
ale myślenie o tym, że uniknie związanych z zachodzącymi w jej
ciele zmianami konsekwencji, było oszukiwaniem samej siebie. Prędzej czy
później ją również śmierć miała odnaleźć, będąc jednocześnie końcem
i początkiem, nawet jeśli teraz nie czuła się tak, jakby za moment miała
postradać zmysły i zrobić coś, co doprowadzi ją do śmierci albo
samobójstwa. Z drugiej strony, stracone miłość w jakiś pokrętny
sposób nie tylko niosła ze sobą cierpienie, ale także stopniowo ją zabijała,
więc może jednak coś było w tym, co powiedziała Isabeau i faktycznie
już była martwa.
Jej myśli
swobodnie krążyły, a ona pozwalała im na to; to też był jakiś sposób, bo
może dzięki temu miała w końcu przestać myśleć o cierpieniu
i Rufusie, chociaż postać wampira wciąż krążyła gdzieś na krawędzi jej
świadomości. Wspomnienia były zbyt żywe, ale jakoś nad nimi panowała, podobnie
jak i nad własnymi emocjami. Już nie pozwalała sobie na łzy, zbyt zła na
siebie za to, że tak rozkleiła się przy Isabesu. Mimo wszystko rozmowa
z siostrą i jej obecność pomogły, nawet jeśli to wciąż było stanowczo
zbyt mało, żeby mogła poczuć się lepiej.
To zresztą
i tak nie miało już żadnego znaczenia. Layla koncentrowała się na biegu
i płynącego z niego przyjemności, całkowicie oddając się temu
zajęciu. Liczyła własne oddechy, całą sobą chłonęła wszelakie dochodzące do
niej ze wszystkich stron bodźce i to było dobre. Czuła wiatr we włosach,
zaś chłodne powietrze rzucało jej w twarz całą gamę różnorodnych zapachów,
składających się na charakterystyczną woń lasu. Słyszała szum poruszanych
wiatrem liści oraz odgłosy wydawane przez miejscową faunę; jej serce trzepotało
się w piersi, odrobinę jedynie przyspieszone przez wysiłek, ale poza tym
poruszała się praktycznie bezszelestnie, przemykając przez gęstwinę niczym duch
albo…
Ból pojawił
się nagle i całkowicie ją oszołomił. Layla krzyknęła krótko, po czym
chwyciła się za serce, gwałtownie zginając się wpół. Z rozpędu przebiegła
jeszcze kilka metrów, tym razem w sposób całkowicie pozbawiony gracji.
Chyba jedynie cudem udało jej się nie potknąć albo nie wpaść na drzewo, chociaż
to okazało się dość marną pociechą, bo sama nie była pewna, co właśnie się
działo.
Dziewczyna
w pośpiechu uchwyciła się najbliższego pnia drzewa, żeby nie upaść. Wciąż
czuła ból, a przynajmniej jego cień, uczucie to bowiem osłabło
i zaczęło zanikać równie nagle, co się pojawiło. Wkrótce czuła już jedynie
oszołomienie i własną dezorientację, zanim oba te uczucia ostatecznie
zostały wyparte przez nowe uczucie – tym razem strach.
Nie miała
pojęcia, co właśnie się wydarzyło, a przynajmniej nie była pewna, jak
powinna to opisać. Do tej pory zaledwie kilka razy doświadczyła czegoś podobnego,
kiedy zdarzało jej się odbierać skrajne emocje Gabriela, jednak łącząca ich
bratersko-siostrzana więź została znacznie osłabiona, kiedy rozdzielili się,
a chłopak poznał i w pełni oddał się Renesmee. Oczywiście wciąż
byli sobie bliscy, ale Layla była absolutnie pewna, że tym razem uczucie to nie
miało najmniejszego związku z jej bliźniakiem; chodziło o coś
zupełnie innego – albo raczej o kogoś, chociaż sama przed sobą bała się
przyznać do tego, że coś mogło się wydarzyć.
Rufus. Coś
złego spotkało Rufusa. Nie miała pojęcia skąd to wie, ale była tej jednej
rzeczy więcej niż pewna. Serce zabiło jej szybciej, chociaż przez ułamek
sekundy Layla miała wrażenie, że za moment się zatrzyma; czuła się
zdezorientowana jeszcze bardziej niż do tej pory, a już na pewno nie była
zdolna do tego, żeby biec dalej. Poruszając się tak, jakby znajdowała się
w transie, oparła się plecami o drzewo, po czym bardzo powoli osunęła
się do pozycji siedzącej, podciągając kolana pod brodę i obejmując łydki
ramionami. Skuliłam się, zupełnie jakby bała się, że ból miał powrócić, chociaż
jakaś cześć jej wiedziała, że to mało prawdopodobne. Cokolwiek się działo… Cóż,
to nie była jej sprawa. To już nie była jej sprawa, nawet jeśli w głębi
duszy wszystko rwało się w niej do tego, żeby pod wpływem impulsu poderwać
się do biegu i jak najszybciej dostać się do tego, który był z nią
połączony. Nie sądziła, żeby krew, którą Rufus odebrał jej siłą, kiedy napił
się z niej podczas jednego z ataków, wystarczyła do zbudowania tak
silnej więzi – Gabriel również to negował – ale najwyraźniej się pomyliła. Nie
była pewna, co powinna o tym myśleć i jeśli miała być ze sobą
szczera, wolała całkiem zignorować to, co się działo, nawet jeśli takiej
możliwości po prostu nie było.
Layla nie
była pewna, jak długo siedziała w bezruchu, zanim doszły ją ciche kroki
i uświadomiła sobie czyjąś obecność. Instynktownie poderwała głowę
i wbiła wzrok w przestrzeń pomiędzy drzewami, poza tym jednak nawet
na krok nie ruszyła się z miejsca, nawet nie wysilając się na to, żeby
spróbować wstać. Całkowicie wypranym z emocji wzrokiem popatrzyła na
Carlisle'a, kiedy ten w końcu do niej dotarł, obojętna na to, dlaczego
w ogóle się pojawił.
– Tutaj
jesteś. – Wampirowi wyraźnie ulżyło na jej widok. Szybko podszedł bliżej,
a po chwili wahania przykucnął u jej boku, uważnie lustrują ją
wzrokiem. – Laylo, czy wszystko w porządku?
–
A powinno być inaczej? – Obojętnie wzruszyła ramionami.
Z westchnieniem spojrzała wprost w złociste tęczówki doktora,
próbując określić targające nim emocje. Wampiry w zasadzie nie miewału
aury, a nawet jeśli się zdarzała, blask zwykle był bardzo słaby, bo istoty
te z założenia pozostawały martwe, Layla jednak zdołała dostrzec łagodny
błękit, który otaczał Carlisle'a. Światło wydawało się być wzburzone, poza tym
miejscami przecinały je ciemniejsze pasma, które jasno dały dziewczynie do
zrozumienia, że doktor jest zmartwiony. Coś się stało i to niekoniecznie
miało związek z obawą o jej samopoczucie po wszystkim, co wydarzyło
się między nią a Rufusem. – Co się dzieje? – zapytała wprost.
Carlisle
uniósł brwi, zaskoczony, ale ani słowem nie skomentował tego, że tak szybko
zorientowała się jakie były jego intencje. Przez moment przypatrywał się Layli,
ważąc słowa i próbując znaleźć najodpowiedniejsze, jednak przeciągające
się milczenie jedynie coraz bardziej dziewczynę irytowało.
– Carlisle,
proszę. – Rzuciła mu udręczone spojrzenie. – Cokolwiek się dzieje, po prostu mi
powiedz. Jeśli chodzi o Rufusa…
– Rufus
dopiero co zaatakował Renesmee i dzieci – oznajmił wprost doktor,
decydując się przejść do rzeczy. Layla zmartwiała, ale to jeszcze nie był
koniec. – Nessie dosłownie w ostatniej chwili udało się go zranić…
Przebiła go kołkiem – oświadczył, a Layla z niedowierzaniem
uświadomiła sobie, że prócz zmartwienia w głosie doktora pobrzmiewała
swego rodzaju duma; jakby nie patrzeć, jego wnuczka potrafiła się bronić,
a to było najważniejsze.
Layla
w oszołomieniu potarła skronie, poczym z niedowierzaniem pokręciła
głową. Wcześniejsze objawy momentalnie stały się jasne, chociaż to wciąż
wydawało się nierealne. Owszem, czuła ból i kiedy o tym myślała,
faktycznie można było go porównać do przebicia kołkiem, ale i tak…
Nie chciała
tej wiedzy ani więzi. Nie chciała niczego, co miało związek z Rufusem, ale
los najwyraźniej postanowił sobie z niej zadrwić.
–
O bogini… – jęknęła. Wiedziała, że zareagowała ze sporym opóźnieniem,
wcześniej po prostu siedząc i tępo wpatrując się w przestrzeń, ale
postanowiła udawać, że niczego nie zauważyła. Carlisle zachowywał się podobnie,
jedynie uważnie ją obserwując i to tak intensywnie, że czuła się jak na
prześwietleniu. – Nic im nie jest? Nie zdążył ich skrzywdzić? – zapytała
natychmiast; na usta cisnęło jej się jeszcze jedno pytanie, ale nie odważyła
się go zadać.
– Nessie
i dzieci są cali. Co najwyżej trochę się przestraszyli, ale już wszystko
jest dobrze – zapewnił, rzucając jej jeszcze jedno przenikliwe spojrzenie. –
Laylo… Dopiero co byłem w domu Renesmee i Gabriela. Edward pojawił
się krótko po ataki i pomógł Rufusowi, a przynajmniej się starał, bo
Rufus stanowczo odmówił pomocy któregokolwiek z nas. To ciekawe, ale nic
mu nie jest, a przynajmniej tak twierdzi… Pomyślałem sobie, że będziesz
chciała wiedzieć, a może…
Layla nie
dała mu skoczyć myśli, dobrze wiedząc do czego zmierzał. Bez zastanowienia
zerwała się na równe nogi i to tak gwałtownie, że zmusiła doktora do tego,
żeby nieznacznie się od niej odsunął.
– Dziękuję
ci, że mi o tym powiedziałeś, ale niepotrzebnie marnujesz czas – oznajmiła
roztrzęsionym głosem. Starała się panować nad emocjami, ale to wcale nie było
takie łatwe. – To, co dzieje się z Rufusem, to już nie jest moja sprawa.
Jego kłopoty też nie, dlatego… – Jedynie bezradnie pokręciła głową. – Po prostu
dajcie mi wszyscy święty spokój!
Jeszcze
mówiąc, bez zastanowienia poderwała się do biegu. Carlisle nie zatrzymał jej,
chociaż przez moment miała wrażenie, że się nad tym zastanawiał.
Uczucia do
Rufusa, łącząca ich więź, jego kłopoty… To wszystko mieszało się ze sobą,
sprawiając, że w głowie miała całkowity mętlik. Nie chciała tego, ale
i tak nie była w stanie tak po prostu zignorować tego, że Rufusowi
stała się jakakolwiek krzywda.
Dość!, pomyślała
stanowczo. To już nie jest moja sprawa. To już nie
jest…
Zamknęła
oczy. Może jeśli powtórzy to jeszcze tysiąc razy, w końcu w to uwierzy.
Może…
Rufus
Rufus zacisnął obie dłonie na
krawędzi laboratoryjnego stołu. Wciąż się trząsł, ale teraz mógł sobie na to
pozwoli, zwłaszcza, że nareszcie był sam. Co więcej, wrócił do laboratorium,
więc powinien odczuwać ulgę, ale najwyraźniej ta zależność wcale nie była taka
oczywista, jak mogłoby mi się wydawać.
Oddychał
szybko, chociaż powietrze niekoniecznie było mu potrzebne do normalnego
funkcjonowania. Sądził, że była to raczej instynktowne, bo nie tak łatwo można
się odzwyczaić od czegoś, co przez ostatnie wieki było niezbędne. Poza tym
chyba jedynie w ten sposób mógł zagłuszyć bicie własnego serca; uparty
narząd zatrzymał się na moment, kiedy został przebity kołkiem, ale ledwo drewno
zniknęło, znów zaczął pracować, jak gdyby nigdy nic. Na samo wspomnienie robiło
mu się niedobrze, bo dotąd nie zdarzyło mu się doświadczyć czegoś podobnego.
Ból był mu obojętny, ale późniejsze uczucie utraty kontroli nad ciałem… Wątpił,
żeby istniało cokolwiek równie nieprzyjemnego.
I co mi
w ogóle strzeliło do głowy, kiedy zdecydował się pójść do Renesmee? Sam
już nie był pewien, co się z nim dzieje i gdzie leży przyczyna.
A na domiar złego skrzywdził Laylę, chociaż i tego nie planował.
Kochał ją, a te dni, kiedy praktycznie doprowadziła do tego, że nie
koncentrował się na niczym innym, a jedynie na niej i na momentach,
kiedy było razem… Wtedy nawet nie myślał o laboratorium, żyjąc jedynie od
jednego do drugiego spotkania z dziewczyną. Wtedy było dobrze, chociaż Lay
bawiła go swoją nadopiekuńczością. Teraz zrobiłby wiele, żeby do tego wrócić,
ale zdawał sobie sprawę z tego, że na własne życzenie popsuł wszystko,
a powrót do normalność nie będzie możliwy. Przynajmniej póki nie podejmie
pewnych decyzji, ale…
Och, Roso,
dlaczego wciąż mnie dręczysz?, pomyślał z goryczą. Miał wrażenie, że
wszystko wymyka mu się spod kontroli. Najpierw stracił Rosę, a teraz był
na dobrej drodze, żeby utracić Laylę. Pozostawało mu się jedynie modlić
o to, żeby tym razem to nie śmierć oddzieliła od tej, której kocha –
i żeby to nie on się do tego przyczynił. Oczywiście śmierć
w przypadku Laylo prawdopodobnie równała się ponownemu przebudzeniu, ale
o tak nie chciał nawet o tym myśleć. Ryzyko wciąż istniało, a on
nie chciał go podejmować.
A teraz na
dodatek omal nie skrzywdził Nessie, tego kruchego stworzenia, które
instynktownie próbował chronić. Nie był sobą, nie zdawał sobie sprawy
z podejmowanych decyzji i to było przerażające. To znów się działo –
znów robił rzeczy, których nie chciał; znów czuł się tak, jakby nagle wybrudził
się z transu i nie miał pojęcia, gdzie jest ani co zrobił. Myślał, że
ten etap miał już za sobą – co więcej, chciał wierzyć Layli, że to przez srebro
musiał odchorować swoje, a kiedy ataki nie wróciły, jej hipoteza wydała mu
się więcej niż tylko prawdopodobna – wszystko jednak wskazywało na to, że się
pomylił. Te ataki jedynie się nasilały, powoli doprowadzając go do szaleństwa
i nie mógł zrobić niczego, żeby jakoś spróbować je powstrzymać. A co
najgorsze, nie miał przy sobie Layli – jedynej osoby, która swoim dotykiem czy
głosem mogła sprawić, że się opamięta. Może tak było lepiej, może wtedy nie
będzie mógł jej skrzywdzić, ale stanowiło to dość marną pociechę, skoro już
teraz sprawił dziewczynie ból i to zdecydowanie gorszy od fizycznego. Nie
potrafił tego określić, ale w momencie, kiedy Renesmee wbiła mu kołek
w serce (swoją drogą, do tej pory nie mógł uwierzyć, że była do tego
zdolna), niemal poczuł obecność Layli – jej strach i dezorientację. Przez
jedną chwilę sądził, że ona naprawdę wie, co się dzieje i że się martwi,
ale później ta dziwna więź między nimi zniknęła, a teraz równie dobrze
mogła okazać się złudzeniem.
Skąd to się
brało? Dlaczego te ataki wciąż wracały? Dlaczego żadne z nich nie mogło
zaznać ukojenie, skoro…?
– Musisz
jej powiedzieć.
Aż
wzdrygnął się, słysząc tuż za plecami znajomy głos. Odwrócił się błyskawicznie,
instynktownie przybierając pozycję obronną, po czym westchnął, dostrzegłszy
chłodne spojrzenie Allegry. Kobieta z gracją pokonała ostatnie stopnie
i spokojnym krokiem ruszyła w jego stronę. Jej jasne włosy falowały
przy każdym ruchu, podobnie jak i tren długiej ciemnoniebieskiej sukni,
którą miała na sobie. Allegra od zawsze miała skłonność do staroświeckich
strojów i noszenia się z godnością królowej, więc ten widok
niespecjalnie go zdziwił.
– Czemuż to
zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę, kapłanko? – zapytał, przesadnie
przeciągając samogłoski. Nie miał nastroju na jakiekolwiek wizyty, nie
wspominając już o tym, że do szału doprowadzał go ciągły ruch w jego
z założenia tajnym laboratorium.
– Nie bądź
śmieszny, Rufusie. – Allegra westchnęła cicho. Nawet oddychanie przychodziło
jej z gracją; można wręcz było pokusić się o stwierdzenie, że jedyna
żyjąca bliźniaczką Del Vechio była uosobieniem gracji i wdzięku.
– Ja? –
Uniósł brwi. – Nie chcę być nieuprzejmy, ale to ty mnie nachodzisz, Allegro.
Gniew
wyostrzył regularne, włoskie rysy twarzy pół-wampirzycy, sprawiając, że wydała
mu się groźna i pewna siebie. Allegra od zawsze potrafiła wzbudzać
szacunek, a wieloletnia nieobecność najwyraźniej nie pozbawiła jej tych
zdolności.
– Dobrze
wiesz po co do ciebie przyszłam. – Allegra zaczynała tracić cierpliwość.
Uważnie zlustrowała go wzrokiem; między jej idealnymi brwiami pojawiła się
pionowa kreska. – Chodzi o Laylę – dodała, próbując wzbudzić w nim
jakąkolwiek reakcję. Ledwo powstrzymają od nerwowego drgnięcia, w zamian
koncentrując się na tym, żeby zachować neutralny wyraz twarzy. –
Rufusie, chyba widzisz, co się dzieje. Musisz powiedzieć jej o Rosie,
zanim te tajemnice zabiją was oboje. Nie powiesz mi chyba, że wszystko jest
w porządku, prawda?
Nie
odpowiedział, nawet już na nią nie patrzył. Uparcie wpatrywał się
w przestrzeń, unikając spoglądania w chłodne, akwamarynowe oczy
Allegry. Miał nadzieję, że kobieta odpuści i po prostu stąd wyjdzie, ale
kapłanka najwyraźniej postanowiła przypomnieć mu o tym, że prócz dumy
odznacza się również wyjątkowym uporem.
Zesztywniał,
kiedy poczuł jej dłoń na ramieniu. Odskoczył w popłochu, ledwo
powstrzymując instynktowne pragnienie, żeby pół-wampirzycę zaatakować. Jego
palce zacisnęły się na jej szczupłym nadgarstku, jednak zaraz ją puścił,
stanowczo dając jej do zrozumienia, że ma się odsunąć.
– To
zdecydowanie nie jest dobry pomysł – ostrzegł, jego słowa jednak nie zrobiły
wrażenia na matce Isabeau. Cóż, najwyraźniej brak instynktu samozachowawczego
był w tej rodzinie dziedziczny.
– Nie
przyszłam tutaj po to, żeby kłócić się z tobą o to, czy jesteś
niebezpieczny – zaoponowała z rozdrażnieniem. – Jestem tu, bo martwię się
o moją siostrzenicę. I o ciebie, bo jakby nie patrzeć, jesteś moim
przyjacielem, Rufusie.
Wampir
parsknął śmiechem, ale absolutnie pozbawionym wesołości. Allegra miała
w zwyczaju go zaskakiwać, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy zupełnie nie
miał ochoty na towarzystwo.
– Dobrze,
masz rację. Wiesz dobrze, że bardzo cenię ciebie i twoją córkę, prawda?
Znamy się… Ile to już lat będzie, co kapłanko? Tak czy inaczej, nie sądziłem,
że kiedykolwiek to właśnie ty będziesz udzielała mi takich rad. – Skrzywił się.
– Twoim zdaniem to takie łatwe? Skoro jesteś taka odważna, to dlaczego kryłaś
się przez te wszystkie lata? Dlaczego pozwoliłaś swojej siostrze odejść,
a potem nawet nie zainteresowałaś się jej dziećmi? Naprawdę uważasz, że to
właśnie ty masz prawo do tego, żeby udzielać mi jakichkolwiek wskazówek,
o mistrzyni moralnego postępowania? – zadrwił.
Momentalnie
pożałował swoich słów, ale nie zamierzał ich cofnąć. Błękitne oczy kobiety
pociemniały; zranił ją, chociaż nie chciał i już nic nie był w stanie
na to poradzić.
Wtedy
Allegra postanowiła go zaskoczyć po raz kolejny.
– Masz
rację. Masz… – Zamilkła i stanowczo potrząsnęła głową, jakby chcąc
odpędzić od siebie jakaś myśl. – Rób jak uważasz, ale weź pod uwagę to, że
jeśli jeszcze raz skrzywdzisz Laylę, Gabriel nie będzie jedyną osobą, która
będzie chciała cię zabić.
Obojętnie
skinął głową, po czym stanowczo spojrzał jej w oczy. Przez kilka sekund
toczyli niewerbalną walkę na spojrzenia, zanim Allegra zrezygnowała
i gwałtownie odwróciła głowę. Już w następnej sekundzie wyminęła go
i – wręcz emitując gniewem – szybkim krokiem ruszyła w stronę
schodów.
Sądził, że
wyjdzie, ale po pokonaniu mniej więcej połowy stopni, zatrzymała się
i obejrzała przez ramię.
– Ponad
pięć wieków temu popełniłeś błąd – przypomniała mu cicho. – Zastanów się, czy
warto jest do końca życia za niego pokutować – doradziła, a potem
w końcu wyszła.
Rufus
w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. Mogła mówić co chciała, ale
zapominała o jednej istotnej kwestii – on już był martwy.
Tak jak
Rosa.
Rozdział to jedna wielka niewiadoma. Jak dla mnie. Chodzi mi o koniec, myślałam, że to Isabeau go odwiedziła. Nie spodziewałabym się Allgery =) ale ty lubisz zaskakiwać. I to porządnie. Liczę, że w następnym rozdziale Rufus wyjawi jej kim jest Rosa, albo chociaż jakoś nas na to naprowadzisz =] hm, wszystko pięknie i bajecznie i jeszcze ta muzyczka :D mimo, że jestem trochę sceptycznie nastawiona co do Taylor - ale nie mówię, że jej nie lubię! - to czytało mi się i słuchało z przyjemnością ;) Hm, myślę, że Rufus przez pomyłkę doprowadził do śmierci Rosy kimkolwiek ona jest xd
OdpowiedzUsuńJak tutaj sobie dumam Layla w końcu się przekona i pójdzie do laboratorium, a potem.... Się pogodzą <3 chciałabym, aby tak było :3
Już się doczekać nie mogę następnego rozdziału :** Weny i obyś nie była zbyt przytłoczona pracą ;**
Gabrysia ;*