19 grudnia 2013

Sto czterdzieści siedem

Layla
Palce Rufusa wplotły się w jej długie, jasne włosy, delikatnie je przeczesując. Wampir stanowczo przyciągnął ją do siebie, nachylając się w jej stronę tak, żeby być w stanie zmniejszyć dzielącą ich odległość i ją pocałować. Layla nawet się nie zawahała, z bijącym sercem oczekując momentu, w którym ich usta miały się połączyć. Jak zwykle przed pocałunkiem czuła się równie podekscytowana, co i spięta, chociaż doskonale wiedziała, że w momencie, kiedy Rufus nareszcie się zdecyduje, po raz kolejny doświadczy czegoś, co wcale nie było straszne, a w istocie pozostawało piękne.
Rufus całował ją zawsze z delikatnością, ale przy tym namiętnością. Ogień i ta przysłowiowa chemia pojawiały się natychmiast, kiedy tylko zdarzało im się dotykać. Layla zawsze czuła się oszołomiona, kiedy doświadczała emocji i uczuć, które przez wszystkie te wieki życia były jej obce albo wręcz ją przerażały. Pod wpływem dotyku naukowca zmieniała się, nabierając pewności siebie. Czuła się coraz bardziej gotowa na to, żeby raz jeszcze odważyć się spróbować zrobić coś, co do tej pory było dla niej nieosiągalne. Strach wciąż paraliżował ją za każdym razem, kiedy o tym myślała, ale coraz łatwiej przychodziło jej zapomnienie o przeszłości i skoncentrowanie się na tym, co było tu i teraz. Rufus pomagał jej w tym, dobrze wiedząc w jaki sposób powinien się z nią obchodzić, żeby czuła się przy nim bezpieczna. Zamierzała wykorzystać to uczucie, chociaż decyzję o tym podjęła praktycznie bezwiednie i nawet się nad tym nie zastanawiała.
Całując go z tak wielkim zaangażowaniem na jakie było ją stać, naparła na naukowca tak, że mimowolnie musiał odchylić się do tyłu. Usłyszała cichu jęk, omal też nie straciła równowagi, ale na całe szczęście wampir w porę podparł się na ręce.  Drugą wciąż ją obejmował, mocno tuląc do siebie i nie protestując, kiedy wsunęła obie dłonie pod jego lekarski kitel i spróbowała nakłonić go do tego, żeby go ściągnął. Jej serce biło jak szalone, gdy pocałowała go w jeszcze bardziej zdecydowany sposób, czując, że coś w niej narasta – potrzeba, której w żadne sposób nie potrafiła zaspokoić. Zdawała sobie sprawę z tego, że to pożądanie, jednak nigdy dotąd nie czuła tego aż tak intensywnie ani nie miała problemów z tym, żeby nad sobą zapanować.
Kiedy otworzyła oczy, przekonała się, że Rufus spogląda na nią w oszołomieniu. Jego czekoladowe oczu zaszły mgłą, poza tym bez trudu mogła dostrzec wypełniające je pożądanie. Pragnęła go i to ze wzajemnością; czuła to zwłaszcza w sposobie w jaki odwzajemniał jej pieszczoty, coraz mniej świadom tego, gdzie się znajdowali i co działo się wokół nich. Layla też czuła, że świat realny przestaje jej dotyczyć, w zamian kurcząc się do tej idealnej chwili i do ich dwoje, bliskich tego, żeby połączyć się w jedno.
Tym razem nie czuła strachu albo raczej nie zamierzała pozwolić, żeby ten przejął nad nią kontrolę. Chciała zaufać Rufusowi i jakoś zapanować nad instynktownym odruchem, który nakazywał jej kulić się, kiedy Rufus próbował jej dotykać. To było trudne, ale miała dość tego, jak czuła się w takich momentach, kiedy wspomnienie ojca przejmowało nad nią kontrolę, nie pozwalając jej zaznać pełni szczęścia. Musiała się uwolnić, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to najtrudniejszą bitwą, jaką kiedykolwiek przyjdzie jej stoczyć. Nie mogła inaczej, zwłaszcza po tym, jak zmusiła Rufusa do tego, żeby przełamał się i sięgnął pamięcią do najgorszych wspomnień… A przynajmniej zakładała, że zabicie Rosy było największym błędem, jako zdarzyło mu się popełnić. Teraz sama musiała zwalczyć strach przed którym od wieków uciekała i to nie tylko dla siebie, ale również dla Rufusa – żeby nareszcie oddać mu się w pełni, tak, jak sobie na to zasłużył.
Layla westchnęła cicho. Już nie miało znaczenia to, co działo się z Rufusem. Jego ataki jej nie przerażały, nie wyobrażała sobie zresztą, żeby tak po prostu mogła go zostawić. Kochała go, tak bardzo go kochała i nie potrafiła odejść, nawet jeśli jej kazał, żeby mogła być bezpieczna. Być może ryzykowała, ale – jak sam zauważył – była inna niż Rosa. Historia nie miała się powtórzyć i zamierzała mu to udowodnić, ale najpierw…
Ech, nie chciałbym wam przeszkadzać, ale…, usłyszała nagle.
– A niech to szlag! – jęknęła z niedowierzaniem i zerwała się na równe nogi tak gwałtownie, że z wrażenia aż zatoczyła się do tyłu.
Rufus zastygł w bezruchu, oszołomiony. Oddychał szybko, ledwo łapiąc oddech i chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Jego oczy wciąż były zamglone i zdradzały wciąż obecne pożądanie nad którym powoli zaczynał zapanowywać.
I – co uderzyło ją najbardziej – martwił się, jednocześnie próbując ukryć przed nią to, że jakkolwiek go zraniła.
– Laylo… Laylo, co się stało? – zapytał natychmiast. Zerwał się z miejsca i w pośpiechu odsunął, drastycznie zwiększając dzielącą ich odległość. Jego oczy lśniły niepokojąco, kiedy zlustrował jej twarz i całą sylwetkę, jakby czego szukając. – Dobra bogini, co ja takiego zrobiłem? Czy cię skrzywdziłem, czy…?
Gwałtownie potrząsnęła głową.
– Gabriel – powiedziała krótko.
Rufus zamrugał i machinalnie spojrzał w stronę schodów, żeby upewnić się, czy laboratorium oby na pewno jest puste. Layla westchnęła i znacząco postukała się palcem wskazującym w czoło. W oczach wampira pojawiło się zrozumienie, zaraz też odetchnął, wyraźnie uspokojony.
Czego chcesz, braciszku?, pomyślała Layla, koncentrując się na myśli, którą usłyszała wcześniej i która wytrąciła ją z równowagi. Wciąż czuła obecność brata, chociaż chłopak okazał się na tyle taktowny, że wycofał się, dając jej i Rufusowi chwile na doprowadzenie się do porządku.
Jak już ci mówiłem, nie chcę wam przeszkadzać…, powtórzył, ale i tym razem nie miał okazji do tego, żeby skończyć.
– Akurat – mruknęła Layla pod nosem, nieświadomie wypowiadając swoje myśli na głos. Wiedziała, że mówienie do siebie nigdy nie oznacza czegoś dobrego, ale nie obchodziło jej to.
Zignorowała pytające i nieco już zniecierpliwione spojrzenie Rufusa, żeby skoncentrować się na telepatycznym połączeniu, które nawiązał jej brat. Czuła nie tylko rozdrażnienie Gabriela, ale również jego wzburzenie, chociaż coś podpowiadało jej, że tym razem uczucie to nie ma żadnego związku z nią i Rufusem.
Masz rację. Gabriel wciąż lustrował jej myśli, wykorzystując to, że wciąż lekko rozkojarzona nie potrafiła się przed nim obronić. Swoją drogą, bałem się, że znowu mi nie odpowiesz, jeśli zacznę cię szukać, dodał już mniej złośliwym tonem.
Do rzeczy, ponagliła go. Chciała jak najszybciej odzyskać głowę tylko dla siebie.
Gabriel momentalnie spoważniał.
Dimitr prosi, żebyś pojawiła się za pół godziny w Niebiańskiej Rezydencji. Możesz wziąć Rufusa, bo to raczej dotyczy was oboje, oznajmił, a potem wycofał się równie nagle, co w ogóle się pojawił.
Layla zamrugała pośpiesznie i cofnęła się o krok, lekko potrząsając głową. Serce zabiło jej szybciej, kiedy strach ścisnął ją za gardło. Żałowała, że nie powstrzymała Gabriela przed zniknięciem chociaż na moment, żeby przynajmniej przekonać go do wyjaśnienia, co takiego się działo. Obawiała się, że to może mieć związek z jej atakiem na króla – atakiem, który przecież nie mógł przejść bez echa. Poza tym bała się, jak może zareagować, jeśli znów stanie twarzą w twarz z Dimitrem, ale wierzyła w to, że wampir i ci, którzy na co dzień ją otaczali, są rozsądni i nie obdarzą jej pełnym zaufaniem.
– Co jest? – Rufus momentalnie zmaterializował się u jej boku. Już doprowadził się do porządku, chociaż włosy nadal miał w nieładzie, a w jego oczach widziała iskierki tłumionego pożądania. – Layla, do cholery… Co ci powiedział twój brat? – zapytał bardziej stanowczo, chwytając ją za ramiona i odwracając w swoją stronę.
– Gabriel… – Zamrugała pośpiesznie, po czym uniosła głowę, żeby móc na niego spojrzeć. – Powiedział, że mamy spotkać się z Dimitrem… To znaczy ja mam się z nim spotkać, ale ty możesz iść ze mną.
– Nie „mogę”, ale „pójdę” – poprawił niecierpliwym tonem, żeby od razu pokazać jej, że już podjął decyzję. – Ale dlaczego? Gabriel mówił ci coś jeszcze? – Sądząc po tonie głosu, wciąż był rozeźlony tym, że im przerwano.
Jedynie wzruszyła ramionami, woląc zachować swoje domysły dla siebie. Z wahaniem przyjrzała się naukowcowi, próbując ocenić jego stan, ale Rufus wydawał się być jedynie mocno zaniepokojony i rozdrażniony. Przynajmniej na razie nie musieli się obawiać, że kolejny raz wpadnie w szał, chociaż wolała się nie zastanawiać nad tym, jak miał zareagować, gdyby Dimitr naprawdę chciał wyciągnąć konsekwencje z tego, czego omal nie zrobiła.
Niedoszła królobójczyni. Nawet mimo usprawiedliwienia transem te słowa wciąż przyprawiały ją o dreszcze.
– Rufus? – Przeciągające się milczenie zaczynało ją przerażać. – Możesz mnie przytulić?
Może jeszcze miesiąc wcześniej wyśmiałby ją za taką prośbę, ale tym razem po prostu spojrzał na nią spod lekko uniesionych brwi i zrobił krok w jej stronę. W pośpiechu wpadła mu w ramiona, dopiero wtedy będąc w stanie się lekko rozluźnić.
Znów poczuła znajomy jej ogień, jak zawsze, kiedy się dotykali, ale tym razem nie zareagowała, zupełnie nie mając do tego nastroju. Najpierw musiała się dowiedzieć, dlaczego Gabriel miał sprowadzić ją do Niebiańskiej Rezydencji, a później…
No cóż, to dopiero miało się okazać.

Gabriel czekał na nich tuż obok schodów, nonszalancko oparty o poręcz. Layla zauważyła, że westchnął teatralnie, kiedy zauważył Rufusa, ale nie zareagował, bo rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie; przecież sam powiedział, że mogą przyjść razem.
– Taa… Bracia Pavarotti, czyli informacje z pierwszej ręki, co braciszku? – rzuciła zamiast powitania, zaintrygowana tym, że nie był jakoś specjalnie zdziwiony tym, że znów byli razem.
– Słucham? – Gabriel zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się blado, kiedy zorientował się, co miała na miało. Uparcie nie patrzył na Rufusa, najwyraźniej za punkt honoru biorąc sobie to, żeby traktować wampira jak powietrze. – Nie mam w zwyczaju plotkować, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś. To po prostu… wrodzona intuicja, w końcu jestem twoim bratem – przypomniał, rzucając jej znaczące spojrzenie. Layla spąsowiała, uświadamiając sobie, że jej brat jak najbardziej miał sposobność do tego, żeby dzielić z nią te skrajne emocje, również… pożądanie. Czytał w niej jak w otwartej księdze, a ona nie była w stanie zrobić niczego, żeby jakoś to powstrzymać. - Sis, co się stało? Zaatakowałaś Dimitra i… Dobra bogini, czy to był Lawrence? – wyrzucił z siebie Gabriel, raptownie poważniejąc.
Layla poczuła, że ma ochotę go ucałować za to, że się domyślił. Gabriel znał ją jak nikt inny, więc od razu zorientował się, jak musiała się czuć – i wiedział, że nigdy nie zaatakowałaby Dimitra.
– To był Lawrence… – Gabriel sam odpowiedział sobie na pytanie, widząc, że jego siostra nie jest chętna, żeby drążyć temat. – A niech go szlag! Zaczynam żałować, że Yves nie przytargał tutaj jego – westchnął i skrzywił się.
Milczący do tej pory Rufus sapnął i w pośpiechu podszedł bliżej.
– Chwileczkę… A kogo złapał Yves? – zapytał, szybko analizując fakty i wyciągając wnioski. – Dlaczego mieliśmy przyjść?
– O ile mi wiadomo, ciebie nikt nie zmuszał do przyjścia – stwierdził chmurnie Gabriel, rzucając Rufusowi ponure spojrzenie.
– Gabriel! – jęknęła w proteście Layla, uderzając go w ramię.
Chłopak westchnął i wywrócił oczami.
– Nie zamierzam udawać, że go lubię. W ogóle powinien się cieszyć, że ma powody, żeby nie skręcić mu karku – stwierdził, szybkim krokiem kierując się w stronę schodów, które prowadziły do podziemi. – Nie patrz się tak na mnie, sis. Idziecie?
Layla nie zareagowała od razu, przez moment po prostu się w niego wpatrując. Dopiero po chwili prychnęła i niechętnie ruszyła się z miejsca, szybko się z nim zrównując. Rufus ruszył za nimi niczym cień, poruszając się tak cicho, że kilkukrotnie odwracała się, żeby upewnić się, że nigdzie nie zniknął.
W podziemiach było zimno, ale Layla praktycznie nie odczuwała zimna. Gabriel minął wejście do sali, gdzie przez jakiś czas mieściło się laboratorium, prowadząc ich w głąb korytarza. Na końcu Layla dostrzegła ciężkie, posrebrzane drzwi, a chwilę później poczuła powiew mocy, kiedy Gabriel wykorzystał telekinezę, żeby je otworzyć. Zaskrzypiały cicho, ukazujące kolejny ciemny korytarz; Layla bez wahania podążyła za bratem w mrok, walcząc z pokusą zapalenia chociaż niewielkiego płomienia, który oświetliłby im drogę.
Gdzieś z oddali doszedł ją znajomy, niepokojący śmiech, który skojarzył jej się z czystym szaleństwem. Przeszedł ją dreszcz, kiedy uświadomiła sobie, kogo przyprowadził Yves i instynktownie przyśpieszyła, ledwo będąc w stanie powstrzymać się przed tym, żeby nie zacząć biec.
Wilkołaki nie obeszły się w Jaquesem łagodnie. Już na wstępie Laylę uderzył słodki zapach krwi nieśmiertelnego; machinalnie obejrzała się na Rufusa, zaniepokojona, ale ten nie wyglądał, jakby za moment miał stracić kontrolę. Wręcz przeciwnie – wydawał się podekscytowany.
Layla szybko odrzuciła od siebie tę myśl, poniekąd dlatego, że w końcu dostrzegła odrobinę rozpraszającego ciemność światła i dostrzegła przymocowane do ścian lochów pochodnie. W następnej chwili dostrzegła pozostałych, przede wszystkim Dimitra i Isabeau. Allegra czaiła się gdzieś na uboczu, ze swoją urodą i zagniewanym spojrzeniem przypominając złotowłosego anioła zniszczenia. Gdzieś dalej Layla zauważyła Pavarottich oraz wyraźnie poruszoną Renesmee. Po minie tej ostatniej oraz postawach towarzyszących jej Edwarda i Carlisle'a, bez trudu zorientowała się, że jej bratowa wcale nie chce się w tym miejscu znaleźć, ale upadła się nie zostawiać męża. Esme nigdzie nie było i Layla podejrzewała, że wampirzyca zajmowała się dziećmi, być może pilnując ich w jednym z licznych pomieszczeń Niebiańskiej Rezydencji.
Najbardziej w oczy wrzucała się skulona postać na ziemi. Jaques dyszał ciężko, blady i bezbronny, chociaż uparcie starał się nie okazywać słabości. Krwawił z wargi, a przynajmniej  tak podejrzewała, bo po rozcięciu nie było już ani śladu. Jego ciemne oczy czujnie rozglądały się dookoła, błyszczące intensywnie.
– Dzień dobry, Laylo – zawołał uprzejmie, kiedy tylko ją zauważył.
Dziewczyna drgnęła i skrzywiła się.
– Idź do diabła, Jaques – zaproponowała mu chłodno; nie chciała go widzieć, a tym bardziej nie zamierzała sobie przypominać okresu, kiedy wspierała Zespół Uderzeniowy Lawrence'a.
– Mogę cię zaręczyć, że już tam byłem – odparł, a z jego twarzy zniknął uśmiech. – Ty też. Czy istnieje gorsze piekło od tego, które fundują nam nasze własne umysły? Pamiętasz te dni, kiedy na zmianę traciłaś i odzyskiwałaś przytomność, nagle odkrywając, że dokonałaś czegoś okropnego? Pamiętasz krew na rękach i to poczucie samotności, kiedy…
Gabriel poruszał się zaskakująco szybko. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, chwycił Jaquesa za gardło i przycisnął go do najbliższej ściany, na tyle gwałtownie, że głowa nieśmiertelnego podskoczyła i z impetem uderzyła o kamień. Jaques jęknął, ale szybko odzyskał nad sobą panowanie, spoglądając w twarz zagniewanego telepaty niemal w bezczelny sposób.
– Nigdy więcej nie waż się zwracać się do mojej siostry w taki sposób – syknął, wzmagając uścisk wokół gardła swojego przeciwnika. – Powinienem był to zrobić już wtedy w lesie, kiedy widziałem cię po raz ostatni, ale nie chciałem, żeby moje dzieci musiały na to patrzeć – stwierdził lodowatym tonem. – Powiedz mi, co takiego czuła Caroline, kiedy ją zabijałeś?
– Uważasz więc, że… że twoja żona może… oglądać cię takim? – zapytał Jaques, ledwo wypowiadając kolejne słowa.
Oczy Gabriela pociemniały.
– Gdyby nie ona, byłbym zdecydowanie brutalniejszy – stwierdził, zerkając krótko na Renesmee. Była blada i obserwowała sytuację z wyraźnym niepokojem, ale w żaden sposób nie próbowała powstrzymywać swojego męża. W momencie, kiedy ten dodatkowo wspomniał o Caroline, zacisnęła usta i nieznacznie skinęła głową. – Sam widzisz, że nikt tutaj nie będzie się nad tobą litować.
Gabriel wzmógł uścisk, wyraźnie zaczynając tracić cierpliwość. Layla zapragnęła odwrócić wzrok, nie dlatego, że obawiała się widoku śmierci, ale przede wszystkim przez to, że sama miała ochotę swojemu bratu pomóc.
Wyczuła nieznaczny ruch, kiedy Rufus wymknął ją i jak gdyby nigdy nic podszedł do Gabriela i Jaquesa. Wydawał się rozluźniony, zupełnie jakby taki widok był dla niego codziennością.
– Tracisz czas – oznajmił, zwracając się bezpośrednio do Gabriela. Założył obie ręce na piersi, po czym niedbale oparł się o ścianę, uważnie wpatrując się w Delacur’a. – On jest taki jak ja. Nie zabijesz go w ten sposób… Zresztą byłoby szkoda.
– Dzięki za wykład – żachnął się Gabriel. – Swoją drogą… Co ty pieprzysz? – dodał, odsuwając się nieznacznie; Jaques osunął się na kolana, pocierając obolałej gardło.
Rufus uśmiechnął się w niepokojący sposób.
– Zastanów się dobrze… On to rozpoczął. Naprawdę nie dostrzegasz szansy na poznanie odpowiedzi na kilka istotnych pytań? – Wampir popatrzył na Gabriela tak, jakby wątpił w jego inteligencję.
Jaques prychnął, po czym zaśmiał się w ten sam sposób, który Layla słyszała już po wejściu do korytarza.  Powoli podniósł się, przytrzymując się ściany; mięśnie miał napięte i oczywiste było, że obawia się kolejnego uderzenia.
– I co jeszcze? – zapytał z niedowierzaniem. – Naprawdę sądzisz, że cokolwiek ci powiem? – zapytał, zerkając na Rufusa.
– To chyba tyle, jeśli chodzi o propozycję współpracy – skomentował Gabriel, ale nie ruszył się z miejsca. – Dimitrze? – Spojrzał na króla.
Wampir drgnął i zamrugał pośpiesznie, jakby wyrwany z zamyślenia. Jego wzrok powędrował najpierw w stronę bladej twarzy Isabeau, a dopiero potem skierował się na Jaquesa.
– Wiecie co? – Dimitr zmrużył oczy. – Róbcie sobie z nim, co tylko chcecie. Jeśli uważasz, że może ci się przydać… Masz z mojej strony zielone światło, Rufusie – zapewnił naukowca.
– Cudownie. – Layla zawsze czuła się niepewnie, kiedy do głosu Rufusa wkradła się ta niepokojąca, lekko szalona nuta. Momentami łatwo jej było zapomnieć, że to nie tylko geniusz, ale na dodatek najbardziej nieprzewidywalna i bezwzględna istota, jaką kiedykolwiek spotkała. – Już ja zadbam o to, żebyśmy jednak się dogadali – stwierdził z przekonaniem.
Jaques wciąż wyglądał blado, ale najwyraźniej nie zamierzał pozwolić się zastraszyć. Zmrużył oczy; w jego oczach pojawił się czerwony błysk, zdradzając, że wampir najchętniej by się na naukowca rzucił.
– I co zamierzasz zrobić, hm? – Gabriel był sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia. – Wymyślisz nam tu na poczekaniu jakieś serum prawdy czy masz może jakieś inne cholerstwo?
Rufus zachichotał.
– Kusząca propozycja, nie powiem… Ale nie. Przecież są bardziej tradycyjne sposoby, bardzo skuteczne… – Znów spojrzał na Jaquesa. – Nie łatwo nas zabić, prawda? Ale wciąż odczuwamy ból… Och, coś o tym wiem i bardzo chętnie ci pokażę – zapewnił.
– Pieprz się! – warknął Jaques, ale w jego ciemnych oczach Layla dostrzegła zwątpienia.
– Jak sobie życzysz. – Rufus wzruszył ramionami. – Ja mam bardzo dużo czasu, chociaż… Może od razu zabawimy się srebrem, co ty na to? Nawet jak miedzy czasie umrzesz, jakoś niespecjalnie się tym przejmą – stwierdził obojętnym tonem.
Jaques warknął gniewnie.
– Nie odważysz się! Przynajmniej nie przy nic i…
Rufus dosłownie na niego skoczył, kolejny raz przyciskając go do ściany. Jego oczy zabłysły czerwienią, podobnie jak i oczy Jaquesa, kiedy przez kilka sekund obaj mierzyli się gniewnymi spojrzeniami.
– Nie chcesz się przekonać do czego jestem gotów się posunąć – wyszeptał gniewnie. – Lepiej się zastanów, póki jeszcze masz do tego okazję.
Jaques przez moment uparcie zwlekał z odpowiedzią, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Layla sama chciała wierzyć, że Rufus po prostu go straszył, ale wiedziała, że to niekoniecznie musi być prawdą.
I Jaques również to wiedział.
– Dobra! – Niemal splunął, ale przynajmniej dał za wygraną. – Dobra, niech wam będzie… Co chcecie wiedzieć?
Rufus się uśmiechnął.

2 komentarze:

  1. Gabrielu Licavoli jezeli jeszcze raz im przeszkodzisz o osobiscie cie udusze! Taka scene zniszczyc nooo =/ ale juz sie nie gniewam^^ Hue, licze, ze Jaquesa zaboli za to wszystko co zrobil, bo mu sie nalezy. Tak porzadnie^.^ Hihi, - obiecuje, ze ostatni raz poruszam ten temat! - Hue, wrocil taki Gabriel jakiego chcialam *.* <3 wiec juz sie czepiac nie bede XD Zastanawiam sie co sobie myslal, kiedy czul to co Layla =)) coz, zakladam ze wie co to za uczucie :P Przepraszam, ze tak krotko, ale jestem w szkole :*
    Gabi ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak pięknie się zaczęło, że też Gabriel musiał im przeszkodzić:/ Mam nadziej że Jaques dostanie za swoje i wszystko im wyśpiewa to może dowiedzą się w końcu co się dzieje z telepatiami:D
    No nic pozdrawiam i czekam na następny ;)
    Renesmee

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa