Layla
– I naprawdę niczego nie pamiętasz?
– Rufus był coraz bardziej irytujący ze swoimi wnikliwymi pytaniami.
Lorena
westchnęła i pokręciła głową.
– Jeśli się
nie pomyliłam, byłam wtedy bardzo mała. Od samego początku wychowywałam się na
zamku, więc nie wpadłabym na to, że mogą mnie okłamywać. Aro zresztą bardzo
dbał o to, żebym byłam odcięta od zewnętrznego świata i nigdy nie
poznała prawdy. To było bardzo uciążliwe, zwłaszcza kiedy teraz o tym
myślę, ale to już nie ma znaczenia. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Moim
jedynym światem była najwyższa wieża, ta należąca do żon. Czasami pałętałam się
po zamku, ale tylko wtedy, kiedy nie było tam nikogo z zewnątrz. Inaczej
zawsze znajdował pretekst, żebym pozostała w ukryciu, usprawiedliwiając to
moim bezpieczeństwem…
– Mógłbyś
dać jej już spokój – żachnęła się Layla. – To chyba najgorszy etap, jaki mamy
za sobą. A przynajmniej jeden z gorszych – zreflektowała się,
uświadamiając sobie, że nie tylko Lorena mogłaby się z jej słowami nie
zgodzić.
– Kiedy
mnie to nie przeszkadza – zapewniła Lo, przeczesując palcami ciemne włosy.
Odkąd zaczęli rozmawiać, wydawała się jakby mniej zmieszana obecnością Rufusa.
Co więcej, wampir wydawał się ją intrygować, zresztą tak długo, jak pomijali
temat Angela, wszystko było w porządku. – Ale ty chyba próbujesz zapytać
mnie o coś zupełnie innego – dodała, rzucając naukowcowi znaczące
spojrzenie.
Rufus,
który przez moment spoglądał na Laylę niemal tryumfalnie, momentalnie
spoważniał i zmrużył oczy. Na ustach Loreny pojawił się cień uśmiechu,
wciąż jakby wymuszony, ale dziewczyna wyraźnie była zadowolona z tego, że
udało jej się wampira zaskoczyć.
– To ta
słynna kobieca intuicja – wyjaśniła Lorena. – Albo to wy, faceci, jesteście
cholernie przewidywalni – dodała po chwili zastanowienia.
– Mniejsza
o to – stwierdził wymijająco Rufus, zbywając ją machnięciem ręki. – Tak,
mam pytanie. Albo nawet nie do ciebie, ale do Layli – przyznał, po czym
spojrzał znacząco na jasnowłosą dziewczynę. – Powiedz mi, moja kochana, co ty –
do diabła – robiłaś w Volterze? – zapytał wprost.
Lorena
i Layla wymieniły krótkie spojrzenia, a potem jak na zawołanie
zaczęły niekontrolowanie chichotać. Lo chyba pierwszy raz od dnia bitwy
wydawała się szczerze śmiać, poza tym jej śmiech brzmiał dziwnie nienaturalnie
i niepewnie, ale Layla i tak poczuła się lepiej, widząc przyjaciółkę
w takim stanie. Dźwięk przypominał najcudowniejsze, delikatne dzwoneczki
i sprawił, że dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, po czym odgarnęła
zbłąkany kosmyk z twarzy.
Rufus
spojrzał na nie tak, jakby były co najmniej szalone. Lekko uniósł brwi,
najwyraźniej nie rozumiejąc, co takiego rozbawiło obie towarzyszące mu
dziewczyny. Wydawał się zdezorientowany i rozdrażniony, jakby nie
rozumiał, jaki sens właściwie miało ich zachowanie. Właśnie dlatego Layla
chciała, żeby z nimi poszedł – musiała pokazać mu, czym jest normalne
życie, a jeśli przy okazji mogła poprawić humor Lorenie, to tym lepiej.
– Tak
właściwie, to wszystko wina Loreny – wyjaśniła, decydując się odezwać. Raz
jeszcze się uśmiechnęła, tym bardziej, że urażona szatynka zamachnęła się,
próbując uderzyć przyjaciółkę w ramię. – Gdyby nie ona, pewnie bym nie
została, a tym bardziej nie dołączyła do straży. To było krótko po tym,
jak ja, Gabriel i Isabeau się rozdzieliliśmy. Mówiłam ci o tym, prawda?
– Mam dobrą
pamięć – przypomniał jej, po czym skinął głową, zachęcając ją, żeby mówiła
dalej.
Layla
wywróciła oczami.
– No tak –
zreflektował się. – Podróżowałam wtedy, cały czas w ruchu, już właściwie
z przyzwyczajenia. O Volterze były głośno, a kiedy znalazłam się
w okolicy… Raz nawet zastanawialiśmy się całą trójką, czy to nie Lorena
mnie tam ściągnęła. Jej dary są niesamowite, a ona czuła się samotna… –
Spojrzała z wahaniem na przyjaciółkę, ale ta zachowywała neutralny wyraz
twarzy, jakby wcale nie słyszała słów Layli. – Wpadłam na nią w lesie.
Grzeczna dziewczynka tatusia wymknęła się na nocny spacer…
– Tak,
a ty omal nie przyprawiłaś mnie o zawał, zresztą jak dzisiaj –
żachnęła się sama zainteresowana. Zamrugała pośpiesznie, jakby dopiero teraz
dotarło do niej, że ktoś coś do niej powiedział. – Layla ma dziwną skłonność do
skradania się, niezależnie od tego, gdzie i z kim się znajduje. To
chyba jakieś skrzywienie, ale…
– Sama
jesteś skrzywienie. – Layla wydęła usta. – Ja po prostu jestem Licavoli –
wyjaśniła z niewinnym uśmiechem, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Tak czy
inaczej – Lorena postanowiła ją zignorować – wpadłam na nią i tak się
wystraszyłam, że zaczęłam się drzeć, jakby ktoś co najmniej próbował mnie
zamordować. A ona ze mną, zresztą wiadomo, co dzieje się, kiedy Layla się
zdenerwuje. Kiedy nagle doznała samozapłonu, myślałam, że padnę na miejscu, ale
to przynajmniej wystarczyło, żebym przestała krzyczeć. Oczywiście zaraz obie
się zreflektowałyśmy, ja poniekąd dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałam
kogoś, kto również byłby pół-wampirem. Zaczęłam się na nią patrzeć, nawet kiedy
już zapanowała nad płomieniami i podejrzewam, że mniej więcej
w tamtym momencie Lay musiała dojść do wniosku, że coś zdecydowanie jest
ze mną nie tak. A potem…
Znowu
zaczęły się śmiać, a Layla uświadomiła sobie, że chyba obie były bliskie
tego, żeby dostać głupawki. Próbowała nad sobą zapanować, ale z jakiegoś
powodu czuła się tak, jakby wypiła co najmniej skrzynkę ulubionego wina
Gabriela. Zwykle miała mocną głowę, poza tym stroniła do alkoholu, ale przez
pięćset lat życia zdecydowanie nie dało się uniknąć sytuacji, w której nie
byłoby się pijanym.
Rufus
westchnął teatralnie, ale wydawał się nie tyle rozdrażniony, co przede
wszystkim rozbawiony. Layla podejrzewała, że unikając czyjegokolwiek
towarzystwa, dawno nie miał do czynienia z jakimikolwiek istotami, które
zachowywałyby się w tak prymitywny sposób, jak ona i Lorena
w tym momencie.
– No nie
patrz tak na mnie – poprosiła, materializując się u boku wampira
i bezceremonialnie biorąc go pod ramię. Rufus drgnął i zupełnie
instynktownie przyciągnął ją do siebie, otaczając ramieniem w talii. – Po
prostu chodzi o to, że Lorenie nagle puściły nerwy i zaczęła się na
mnie wydzierać i to w sposób, który raczej nie przystoi kobiecie.
Byłam tak oszołomiona, że sama też się zdenerwowałam, a potem… No cóż,
mruknęłam coś na temat tego, że zachowuje się jak jakaś księżniczka. A to
przecież była księżniczka, na dodatek członkini Volturi!
–
O tak! Angel po wszystkim stwierdził, że obie jesteśmy na swój sposób
pozytywnie walnięte, więc idealnie do siebie pasujemy – dodała ze śmiechem
Lorena, a potem raptownie nabrała powietrza do płuc. – I pewnie
powiedziałby nam to samo teraz. Jestem pewna, że właśnie tak by nam powiedział.
Zapadła
chwila krępującej ciszy, przerywanej jedynie przez przyśpieszony oddech Loreny,
która próbowała jakoś nad sobą zapanować i udawać, że nic się nie stało,
a ona wcale znów nie znalazła się na krawędzi wytrzymałości. Layla
poczuła, że Rufus sztywnieje i spogląda na nią niemal błagalnie, jakby
chcąc zmusić ją do tego, żeby jakoś powstrzymała Lo przed płaczem. Może
i zachowywał się uprzejmie względem dziewczyny, jak zwykle przy kobiecie
potrafiąc być niezwykle czarującym, ale poza tym wciąż pozostawał wobec
pół-wampirzycy obojętny, a tym bardziej nie zamierzał jej uspokajać.
Przecież
to ty jesteś psychologiem, a przynajmniej utrzymujesz, że masz
predyspozycje, pomyślała Layla, bez wahania łącząc się z umysłem
wampira. Naukowiec uniósł brwi i spojrzał na nią tak, jakby sądził, że
w tym momencie się z niego nabijała. No
nie patrz się tak na mnie! To moja najlepsza przyjaciółka…
– Zaczynam
zastanawiać się, jakim cudem pozwoliłem ci się wyciągnąć z laboratorium –
mruknął pod nosem Rufus, ale na tyle cicho, że prócz Layli nikt nie był
w stanie go usłyszeć. Dziewczyna poczuła, że ma ochotę porządnie mu
przyłożyć, ale zdołała się jakoś powstrzymać, przede wszystkim przez wzgląd na
Lorenę. – Hej, chyba będę miał do ciebie jeszcze
kilka pytań. Mam wrażenie, że znamy dwie zupełnie inne Layle – dodał, tym razem
zwracając się bezpośrednio do Loreny, żeby jakoś zwrócić jej uwagę.
–
Przepraszam was… – Lorena pośpiesznie zatrzepotała powiekami. – Nie musisz się
wysilać, wiesz? Poznaję, kiedy Layla używa telepatii – westchnęła,
a blondynka spąsowiała, bo nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak
bardzo Lorena potrafiła być spostrzegawcza. Poniekąd z Angelem traktowali
ją jak dziecko, skoro była z nich wszystkich najmłodsza i najmniej
doświadczona. – Mam wrażenie, że to nie ma sensu… Nie istnieje temat, który nie
przypominałby mi… No wiesz, o Angelu. – Już nie zwracała się do Rufusa,
nawet na niego nie patrzyła, wbijając wzrok w jakiś punkt przed sobą. –
Nawet nie próbowałam nawet drążyć dalej tematu tego, kim jestem. Angel
obiecywał mi, że zrobi to ze mną, a kiedy go zabrakło, to tak jakoś…
– Ale coś
ustaliliście, tak? – drążył Rufus, zachowując się tak, jakby nie usłyszał słów
dziewczyny. Layla instynktownie zapragnęła na niego warknąć, ale powstrzymała
się, kiedy Lorena spojrzała na wampira z wahaniem. Może faktycznie taka
taktyka miała jakiś sens? – Poza tym mówiłem poważnie. Nie zamierzam sprzeczać
się z tym, że Layla jest lekko specyficzna z charakteru, ale dawno
nie widziałem jej… takiej – dodał, dopiero po chwili dochodząc do wniosku, że jednak
nie znajdzie najodpowiedniejszego słowa do opisania tego, co miał na myśli.
Layla
jęknęła bezgłośnie, po czym wsparł obie dłonie na biodrach i zatrzymała
się. Rufus i Lorena instynktownie zrobili to samo, a naukowiec
popatrzył na swoją partnerkę z wyrazem uprzejmego zainteresowania na
twarzy. Layla wydęła usta, czując coś na pograniczu irytacji i złości,
chociaż sama nie była pewna, czy ma do któregokolwiek z tych uczuć powody.
– A co
to miało niby znaczyć? – zapytała, starając się zabrzmieć groźnie.
Rufus uśmiechnął
się pod nosem.
– Mniej
więcej tyle, że dawno nie widziałem cię aż tak tryskającej entuzjazmem. Właśnie
pod tym względem wydajesz mi się inna – wyjaśnił wprost. Zamrugała pośpiesznie,
próbując stwierdzić, czy powinna mu uwierzyć. – Słuchając Loreny, dochodzę do
wniosku, że się zmieniłaś. Dobrze wiedzieć, że to jedynie moje domysły
i że przemiana aż do tego stopnia cię nie przytłoczyła. Podoba mi się to,
że teraz się śmiejesz, bo… Bo to znaczy, że może nie będziesz musiała skończyć
tak, jak ja czy pozostali.
– Masz na
myśli… Och, chodzi ci o te ataki i życie w cieniu? – upewniła
się. Skinął głową, tym samym sprawiając, że jeszcze bardziej się zmieszała. –
To chyba dobrze, prawda? A przynajmniej tak mi się wydaje, bo kto wie, czy
jeszcze nie będziesz miał mnie dość. Lorena może potwierdzić, że momentami
potrafię być uciążliwa i bardzo, ale to bardzo uparta… Prawda, Lo? –
dodała, ignorując to, że Rufus parsknął śmiechem i mruknął coś na temat
tego, że tyle to już zdążył sam zaobserwować.
Kiedy
spojrzała na Lorenę, zauważyła, że dziewczyna odeszła na kilka kroków, nawet na
nich nie patrząc. Z opóźnieniem dotarło do niej, jak mogła się poczuć,
dlatego niewiele myśląc wyrwała się Rufusowi i szybko podbiegła do
przyjaciółki, zatrzymując się tuż obok. Lorena nawet na nią nie spojrzała,
uparcie uciekając spojrzeniem gdzieś w bok; oczy miała dziwnie zamglone,
a po wcześniejszej radości nie było nawet śladu.
– Lo… Och,
Lo, przepraszam – zreflektowała się natychmiast. Podeszła bliżej, wyciągając
ramiona, żeby móc przytulić przyjaciółkę, ale ta nawet nie drgnęła, uparcie
wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. – Lorena…
– Ja już
nie daję rady, Laylo – odezwała się cicho. W następnej sekundzie coś
w niej pękło i rozszlochała się na całego, dając upust wszystkim
emocjom, które dusiła w sobie od momentu, kiedy Layla w ogóle
pojawiła się pod jej domem. – Ja wiem jak to brzmi, ale chcę Angela. Dłużej
tego nie wytrzymam, bo ja… Och, dlaczego ona musiała mi go zabrać?! – nie
wytrzymała.
Layla
zareagowała momentalnie, pozwalając, żeby Lorena wpadła jej w ramiona.
Sama też była bliska tego, żeby zacząć szlochać, ale powstrzymała się,
koncentrując przede wszystkim na tuleniu Lo do siebie i przeczesywaniu jej
gęstych, ciemnych włosów. Czuła, że dziewczyna drży, ale uparcie udawała, że
nie ma to dla niej żadnego znaczenia; jeśli ktoś miał prawo do tego, żeby być
nieszczęśliwym, to z całą pewnością była to właśnie Lorena.
– Nie wiem,
Lo. Naprawdę nie wiem… – Wiedziała, że kłamstwa albo nic nieznaczące formułki,
które prawie każdy powtarzałby w tej sytuacji, tak naprawdę nie mają
żadnego znaczenia. Lepsza była prawda, nawet jeśli i ta brzmiała boleśnie.
– Ale on nie chciałby, żebyś płakała. Jestem tego pewna – dodała ciszej.
Lorena
jedynie pokręciła głową, jakby chcąc odpędzić od siebie jakąś myśl. Layla
zawahała się na moment, a potem w jednej chwili podjęła decyzję.
Mocno chwyciła przyjaciółkę za ręce i niewiele myśląc skoncentrowała się,
próbując skumulować w sobie dość mocy. Lo wyczuła znajome napięcie w powietrzu
i spojrzała na nią z powątpieniem, ale dziewczyna nie zamierzała jej
niczego tłumaczyć, tylko po prostu rozesłała na wszystkie strony jedną jedyną
myśl – myśl, która miała nieść ukojenie.
Angel!
– Co ty…? –
zaczęła, ale potem w jej oczach pojawiło się zrozumienie.
Wciąż bliska
płaczu, mocno zacisnęła powieki, po czym sama również spróbowała się
skoncentrować. Nie posiadała telepatycznych zdolności, ale Layli to
wystarczyło. Natychmiast wniknęła w umysł Loreny, zwielokrotniając jej
niewerbalny krzyk i pozwalając mu wydostać się poza umysł dziewczyny
i rozejść się na wszystkie strony.
Angel…
Angel, kocham cię!
Angel!
Ich
telepatyczne głosy jeszcze długo mieszały się ze sobą, przenikając mrok.
Allegra
– Nie, przecież to niemożliwe…
Dlaczego to wciąż się dzieje? Dlaczego wciąż się dzieje…?
Allegra
zatrzymała się wpół kroku. Lekko zdezorientowana, przez kilka sekund rozglądała
się dookoła, uważnie przypatrując się korytarzom Niebiańskiej Rezydencji.
Wyraźnie słyszała znajomy głos, teraz w formie niepokojącego szeptu, który
przyprawiał ją o ciarki. Wzdrygnęła się i skrzywiła, ale nie
zatrzymała, kiedy szybkim krokiem ruszyła przed siebie, nasłuchując
i próbując odnaleźć źródło tak niepokojącego szeptu.
O dobra
bogini, Isabeau, pomyślała z westchnieniem, bez trudu odnajdując córkę
w niewielkiej wnęce, która sprawiała, że dziewczyna mogła się ukryć, ale
na pewno nie mogła sprawić, żeby nikt jej nie usłyszał. Beau opierała się
plecami o ścianę, wciąż stojąc, ale jedynie dlatego, że wnęka była zbyt
wąska, żeby była w stanie osunąć się na ziemię. Dziewczyna kołysała się
lekko, zupełnie jakby była szalona, a wzrok utkwiła w jakimś punkcie
w przestrzeni. Oczy miała srebrne, niemal absolutnie białe i Allegra
nie miała już najmniejszych wątpliwości co do tego, że jej córka ukryła się
w tym miejscu, jak zwykle wcześniej wyczuwając, że nadchodzi wizja.
Wiedziała, że Beau nie cierpiała, kiedy ktokolwiek widział ją, kiedy była
w takim stanie, ale tym razem naszła ją niepokojąca myśl, że Isabeau wcale
nie zamierzała powiedzieć im o tym, co zobaczyła w swoim widzeniu.
Mimowolnie
przypomniała sobie, jak Jaques rzucił wymowne spojrzenie Isabeau,
a później reakcję dziewczyny, która dziwnie spięła się na wzmiankę
o decyzjach i konsekwencjach. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale
teraz wydało jej się to podejrzane, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Nie
mogła mieć pewności, ale zachowanie Isabeau i jej wizje wydawały jej się
dziwne. Zwłaszcza niepokoiła ją wizja, której Beau podobno nie pamiętała –
a może nie chciała pamiętać… Takie rozwiązanie wydawało się pół-wampirzycy
nieprawdopodobne, ale wciąż nie mogła się pozbyć powątpienia, które pojawiło
się nagle i którego w żaden sposób nie była w stanie zignorować.
– Isabeau…
Isabeau, chodź… – Allegra nachyliła się i spróbowała uchwycić Isabeau tak,
żeby pomóc jej stanąć prosto i wyjść z wnęki. Dziewczyna przelewała
się w jej ramionach, oporna i dziwnie bezwładna, zupełnie jak
szmaciana lalka. – Już, Beau. Co widzisz? Co widzisz, kochanie? – zapytała
opanowanym głosem, próbując zwrócić na siebie uwagę córki; zwykle konkretne,
proste pytania pomagały, ale tym razem Allegra nie była pewna, czy to
wystarczy.
Isabeau
zachwiała się, po czym spojrzała wprost z błękitne oczy Allegry –
z tym, że jej nie widziała. Jej niepokojące, białe tęczówki niemal zlewały
się z białkami oczu, przerażając w równym stopniu, co ostatnim razem.
– Isabeau…
Z ust
dziewczyny nagle wyrwał się głośny, mrożący krew w żyłach wrzask. Zanim
Allegra zdążyła zareagować, Isabeau wyrwała jej się i – wciąż krzycząc
i zachowując się tak, jakby ktoś próbował ją skrzywdzić – zaczęła miotać
się na wszystkie strony, jakby chcąc opędzić się od czegoś, czego
w rzeczywistości nie było. Kapłanka musiała odskoczyć, żeby przypadkiem
nie stanąć na drodze oszołomionej wampirzycy, kiedy ta zamachnęła się, omal nie
uderzając jej przy tym w żebra. Isabeau wyglądała, jakby była obłąkana,
blada jak papier i nieświadoma tego, co robi. Krzyknęła znowu, równie
przerażająco, ale tym razem wrzask nagle się urwał; zapanowała ogłuszająca
wręcz cisza, przerwana jedynie szybkim oddechem Allegry i ciężkim
dyszeniem wciąż pogrążonej w transie Isabeau.
– To się
dzieje. To wciąż się dzieje. Ona nadchodzi, rośnie w siłę… Uwięziona, ale
już niedługo. Aż on dorośnie, tak długo aż on dorośnie. On jej wybawieniem,
chociaż tego nie chce. On nawet jej nie zna, on tego nie zrobi… – Słowa
pojawiły się nagle; Beau mówiła gorączkowo, wciąż potrząsając głową. Allegra
mocno musiała się wysilić, żeby cokolwiek zrozumieć, bo kolejne zdania padały
coraz szybciej i przypominały niezrozumiały, szalony bełkot. – Śmiertelny
kwartet czeka. Wciąż czeka, aż Ona powróci… A kiedy przyjdzie, zapanuje
mrok. Już teraz powoli nadchodzi, ogarnia nas wszystkich. Jej dzieci już
powróciły, ale to wciąż zbyt mało. Ona dopiero nadejdzie, Ona rośnie
w siłę… Ona ją zabije. Uwolniona przez krew Uzdrowiciela, Pani Ciemności,
Pani wszystkich wampirów. Kłaniajcie się jej, Dzieci Nocy, bo to już koniec.
Kłaniajcie się jej, bo kiedy nadejdzie, zapanuje wieczna noc. Bramy czasu
zostały otwarte, równowaga została zakłócona. Kiedy Isobel powróci, już nic nie
będzie takie samo. Już nic, tak długo, jak nie pojawi się Światło…
Isabeau
zamilkła, dysząc ciężko i wciąż beznamiętnym wzrokiem wpatrując się
w przestrzeń. Allegra miała nadzieję, że jej córka powie coś jeszcze, ale
Beau jedynie kręciła głową. Wyrwał jej się cichy jęk, kiedy uniosła obie dłonie
ku górze i chwyciła się za skronie, pocierając je energicznie.
W następnej chwili jej oczy zaszły mgłą, chociaż tym razem to już nie
miało związku z wizją; trans dobiegł końca, a przynajmniej tak
wydawało się Allegrze, a w momencie, w którym Isabeau się
zachwiała, kobieta przekonała się, że ma rację.
Wieszczka
straciła przytomność, chociaż to bardzo rzadko zdarzało się po wizji. Allegra
dosłownie w ostatniej chwili otrząsnęła się na tyle, żeby skoczyć do
przodu i pochwycić córkę, zanim ta zdążyłaby osunąć się na ziemię. Mocno
podtrzymując nieprzytomną córkę, pośpiesznie rozejrzała się dookoła, żeby
przekonać się, czy ktoś ich nie obserwuje, ale korytarz był pusty. Kto jak kto,
ale Isabeau wiedziała, co robiła, chociaż Allegra wciąż nie była pewna, co
powinna myśleć o tym, czego właśnie doświadczyła.
To
zdecydowanie nie było normalne. Próbowała zachować spokój, jak zawsze zresztą,
ale tym razem to okazało się niemożliwe. Ciężko było tak po prostu zignorować
wszystko to, czego tak nagle dowiedziała się od Isabeau. Już wcześniej obie
czuły, że coś jest nie tak – wampiry takie jak Beau były tego idealnym dowodem
– ale do tej pory nie zawały sobie sprawy z tego, że sprawy mogły zajść aż
tak daleko.
Allegra
zacisnęła powieki i spuściła głowę.
Selene,
Pani Nocy, ześlij nam spokój. Cokolwiek dla nas planujesz, proszę, nie pozwól
nam się bać…
Z tym, że
ukojenie nie nadeszło – a to był dopiero początek.
Doskonale rozumiem zachowanie Layli i Lo. Czytając myślałam o mojej koleżance i o tym jak my się zachowujemy. Hue, Rufusa też rozumiem, bo jak patrzeć na takie 'idiotki' to tylko się zastanawiać, gdzie lekarze popełnili błąd :D Wiem, coś o tym^^ Moja Isabeau <3 dawno coś jej nie było ;c zŁa z ciebie istota, zŁa bardzo zŁa! Czemu, tak długo jej nie było? ;c ale ważne,że jett^^ huh, straszna ta wizja z powrotem Isobel O_o mam nadzieję, że jej nic z tego powodu nie będzie. Lubię Allgerę. Spoko matka i ciotka :D hue, hue, hue xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :**
Gabi <3
Witaj, kochana! Nie było mnie tu sporo czasu, więc teraz wszystko nadrabiam. Zaczynam od czytania opowiadań, które zostały dodane podczas mojej nieobecności. Trochę tego jest ^^ Zawsze zaskakujesz mnie pisząc takie piękne, długie rozdziały. To jest najlepsze, że nie mogę się oderwać ♥ Jesteś cudowna w tym, co robisz. Dużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńEriss