16 grudnia 2013

Sto czterdzieści cztery

Layla

Dimitr błyskawicznie uskoczył na bok. W ułamku sekundy wybił się i – wyraźnie oszołomiony – z wprawą przeskoczył nad fotelem, który stał tuż za nim, lądując po jego drugiej stronie w taki sposób, że mebel posłużył mu jak barykada, która była w stanie osłonić go przed Laylą. Kiedy dziewczyna warknęła gniewnie i ponowiła atak, kopnięciem posłał fotel w jej stronę, sprawiając, że odleciała na kilka metrów, zwalona z nóg jego ciężarem.
Layla jęknęła, kiedy boleśnie wylądowała na plecach. Rozeźlona i oszołomiona jednocześnie, jednym ciosem odepchnęła fotel od siebie, sprawiając, że rozleciał się na kawałki. Odłamki drewna i materiału wzbiły się w powietrze, po czym prawie natychmiast opadły, tak, że dziewczyna zmuszona była osłonić twarz i oczy ramionami. Dopiero po chwili doszła do siebie, chociaż na jej postępowanie miał raczej wpływ dźwięk w pośpiechu zatrzaskiwanych drzwi, który jasno dał jej do zrozumienia, że Dimitr opuścił bibliotekę, na odchodne zatrzaskując za sobą drzwi.
Tchórz, pomyślała w pierwszym momencie, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest prawda. Gdyby chciał, król mógłby pokazać jej, jak bardzo jest niebezpieczny. Nie miała wątpliwości, że jest nie tylko doskonałym łucznikiem, ale również wprawionym wojownikiem. Kiedy trzeba było, potrafił znakomicie walczyć, a jeśli coś go powstrzymało przed kontr atakiem, to na pewno nie powinna się w tym doszukiwać właśnie tchórzostwa.
Zerwała się na równe nogi, po czym niewiele myśląc ruszyła w stronę drzwi. W głębi duszy czuła ulgę, że Dimitr potraktował ją w taki sposób, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że to nie koniec. Nawet uderzenie o ziemię i ciężar fotela nie wystarczyły, żeby wyrwać ją z transu. Wręcz przeciwnie – atak i ucieczka Dimitra jedynie bardziej rozjuszyły tę część jej jestestwa, która pozbawiona była uczuć, zwłaszcza tych pozytywnych.
Nie była w stanie walczyć o to, żeby się zatrzymać. Kiedy tylko zerwała się na równie nogi, natychmiast wypadła za Dimitrem, kierując się w stronę prowadzących na piętro schodów. Sama nie była pewna, gdzie powinna się udać, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Miała zadanie do wykonania – zadanie, które coraz bardziej się komplikowało – a jeśli miała zostać przez kogoś przyłapana, było jej wszystko jedno. Najważniejsze było to, by w ogóle zrobić to, co musiała; Dimitr miał nie dożyć rana, a potem było jej wszystko jedno.
Dostrzegła jakiś ruch na piętrze, gdzieś w okolicach balustrady przy schodach. Bez wahania ruszyła w tamtą stronę, w pośpiechu pokonując po kilka stopni na raz. Czuła narastający gniew, chociaż sama nie potrafiła określić jego źródła. Wiedziała jedynie, że nie może go zignorować, podobnie jak i nie mogła powstrzymać się przed decyzjami, które już raz zostały podjęte. Coraz bardziej rozeźlona, pokonała ostatnie stopnie i bezradnie rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem czyjejkolwiek obecności. Była zbyt rozproszona, żeby zdać się na zmysły; nie potrafiła się skupić, jakaś częsta jej zresztą nie chciała okazać się do tego zdolną. Starała się zrobić wszystko, byleby jakoś się rozproszyć, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie bez sensu i że tak naprawdę nie jest w stanie zrobić niczego.
Tym razem nie pojawił się nikt, kto skłoniłby ją do zatrzymania się. Być może tak było lepiej, bo kiedy później myślała o czasie, który spędziła pogrążona w transie, uświadomiła sobie, że w tamtym momencie już nie byłaby zdolna do tego, żeby próbować grać. Lucas miał szczęście, bo gdyby spotkała go w tamtym momencie, pewnie bez wahania spróbowałaby go zaatakować, podświadomie traktując go jako przeszkodę w próbach wykonania zadania – a przeszkody przecież należało bez wahania usuwać.
Jakiś cień przemknął gdzieś na końcu korytarza, w którym się znajdowała. Layla bez wahania ruszyła w tamtą stronę, popychana przez sprzeczne ze sobą, przede wszystkim te skrajne emocje, które z każdą kolejną sekundą wydawały się narastać i rozrywać ją od środka. Nie wiedziała, czy to w ogóle możliwe, żeby mogła rozpaść się na kawałeczki, ale właśnie w taki sposób się czuła, perspektywa ta zaś wydawała się coraz bardziej prawdopodobna.
Niewiele zapamiętała z szaleńczego biegu przez korytarze Niebiańskiej Rezydencji. Na piętrze panowała niemal idealna cisza, zupełnie jakby inni mieszkańcy tego miejsca wyczuli, że tej nocy wydarzy się coś, co powinno ich powstrzymać przed jakąkolwiek ingerencją w to, co działo się w tym miejscu. Przynajmniej Layla nie zarejestrowała obecności kogokolwiek, kto mógłby stanowić dla niej zagrożenie albo jakkolwiek zagrażać powodzeniu misji, którą musiała wykonać.
Odrobinę zwolniła, po czym czujnie rozglądała się dookoła. Wiedziała, gdzie się znajduje, bo właśnie w tym korytarzu znajdował się pokój, który przez długi czas zajmowała. Gdzieś dalej znajdowała się sypialnia Dimitra i to właśnie tam Layla skierowała swoje kroki, w duchu modląc się o to, żeby jednak się pomylić. Nie chciała znaleźć króla, nie chciała go krzywdzić… Poza tym miała nadzieję, że Dimitr okazał się na tyle rozsądny, żeby nie wrócić do swojej komnaty. Nawet jeśli, wolała żeby był przygotowany i miał jakoś plan, który tym razem skutecznie miał ją obezwładnić zanim uda jej się go znaleźć.
Ogień krążył w jej żyłach, jak zwykle posłusznie czekając na moment, w którym zechce go wezwać i wykorzystać. Ciepło wydawało się bardziej intensywne, przez co Layla miała wrażenie, że ma gorączkę, chociaż nigdy nie doświadczyła pełni tego stanu. Tym razem nie zamierzała popełnić błędu, dlatego w pełno koncentrowała się na otoczeniu, namiętnie chłonąc każdy najdrobniejszy szczegół, który podsuwały jej zmysły. Nasłuchiwała, obserwowała i szykowała się do ataku, tym razem czując, że jest w stanie doprowadzić wszystko do końca, dokładnie tak, jak miało być od samego początku.
Dwuskrzydłowe drzwi, które prowadziły do komnaty Dimitra, były uchylone. Z bijącym sercem podeszła bliżej, po czym bez wahania weszła do pokoju, nawet nie zamierzając ukrywać swojej obecności. W pośpiechu rozejrzała się dookoła, ale wystarczyła sekunda, żeby zorientowała się, że komnata jest pusta. Jej wzrok beznamiętnie przesunął się po zarysie mebli, zwłaszcza po nienagannie zasłanym drogą, jedwabną pościelą łożu z baldachimem. Ostatecznie skoncentrowała się na balkonie, czując łagodne powiewy chłodnego, nocnego powietrza. Zasłona powiewała lekko, wciąż zbudzona i stanowiąca jedyny trop, którym Layla w tamtym momencie dysponowała.
Balkon nie był duży, więc nie dało się na nim ukryć. Layla natychmiast dopadła do barierki, po czym bez wahania wychyliła się przez nią. Zaciskając obie dłonie na krawędziach balustrady, czujnie rozejrzała się dookoła, przeczesując wzrokiem pogrążony w ciszy ogród. Dimitr mógł być gdziekolwiek, bo skok z takiej wysokości nic go nie kosztował, ale mimo wszystko…
Instynktownie obejrzała się za siebie, po czym zadarła głowę. Zanim zdążyła się zastanowić, szybko weszła na balustradę i balansując na jej krawędzi, wyciągnęła obie dłonie w stronę krawędzi dachu. Wyskok na kilka metrów, a później podciągnięcie się wyżej nie stanowiły najmniejszego wyzwania, więc już po chwili znalazła się na lekko ukośnym dachu Niebiańskiej Rezydencji – po czym zamarła w bez ruchu, bo przed nią faktycznie znajdowała się postać.
Z tym, że to nie był Dimitr. To nie jego goniła przez tak długi czas, chociaż wcześniej nawet nie przyszło jej do głowy, że może mieć do czynienia z kimkolwiek innym. Nie rozumiała, jak mogła się nie zorientować, ale to już nie miało żadnego znaczenia.
Postać powoli uniosła głowę, po czym uważnie zmierzyła ją spojrzeniem czekoladowych oczu. Brązowe tęczówki błyszczały intensywnie, zdradzając naradtający niepokój.
– Kazałaś mi na siebie bardzo długo czekać, Laylo – stwierdził cicho Rufus.
Popatrzyła na niego pustym wzrokiem. Wiatr bawił się jej włosami, szarpiąc je na wszystkie strony, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Mięśnie jej drżały i ledwo była w stanie oddychać, ale i to wydawało się nieważne. W zasadzie już nic nie miało znaczenia, skoro znalazła się w sytuacji, która… W zasadzie co powinna o tym myśleć? Co powinna czuć na jego widok, skoro do tej pory na samą myśl o wampirze miała mętlik w głowie? Teraz również, ale poza tym dominowało jeszcze jedno uczucie, ktorego w żaden sposób nie potrafiła zwalczyć, obojętnie jak bardzo by się nie starała.
Gniew. Poczucie zdrady. Zagrożenie…
Był przeszkodą, odciągnął ją od Dimitra i tego, co miała, co musiała zrobić… A skoro tak, wybór był tylko jeden. Wiedziała, co powinna zrobić, a przynajmniej jej ciało sądziło, że wie, podczas gdy dusza krwawiła, po raz kolejny rozpadając się na drobniutkie kawałeczki. Dlaczego to musiało się dziać? Och, dlaczego musiało i dlaczego to musiał być on?
– Laylo… – Głos Rufusa był cichy i na swój sposób hipnotyzujący. Zwracał się do niej z czułością, która pieściła jej uszy, sprawiając, że Layla czuła się jeszcze bardziej oszołomiona niż do tej pory. – Laylo, co się dzieje? Powiedz mi, żebym mógł ci pomóc – nalegał, robiąc niepewny krok w jej stronę.
Syknęła i odskoczyła w popłochu. Ruszając się popełnił błąd, a ona nie była w stanie go ostrzec, tak jak w przypadku Dimitra. Tym razem po prostu straciła kontrolę, skacząc do przodu, wprost na Rufusa. Wpadła na niego z impetem, tak, że oboje potoczyli się po dachu. Wciąż czuła wszechobecny ogień, ale była zbyt oszołomiona, żeby go przywołać, poza tym jakaś cześć niej – ta rozsądna, ta, która zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje i od samego początku usiłowała się opierać – nade wszystko nie chciała tego robić.
Nie!, pomyślała z desperacją. To może go zabić. A to nie jego masz zabić?
Bez znaczenia. Ta druga jak zwykle wiedziała swoje, ogarnięta morderczym szałem. Z tym, że nie wydawała się tak pewna, jak w momencie, kiedy w grę wchodził atak na Dimitra. Jej ciało również się wahało, jakby to, co robiło, sprawiało fizyczny ból. Dlaczego? Dlaczego mam go oszczędzić, skoro stoi mi na drodze?
Layla nie musiała odpowiadać, bo to było oczywiste: z miłości. Kochała go, kochała go aż do tego stopnia, że nawet nieświadomie narzucona przez Lawrence'a wola nie potrafiła zmusić jej do tego, żeby Rufusa zabić. Mogła z nim walczyć, może nawet była w stanie mu zaszkodzić, ale za nic nie potrafiłaby go zabić i w tej świadomości znajdowała swego rodzaju ukojenie.
Rufus stanowczo odepchnął ją od siebie. Uderzył ją, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Prawie natychmiast poderwała się na równe nogi, stając w pozycji na lekko ugiętych nogach, jakby szykowała się do skoku. Wampir odsunął się od niej, czając się w bezpiecznej odległości; jego oczy jarzyły się łagodnie, ale nie dostrzegła w nich znajomych, czerwonych błysków. W zamian dostrzegła samą siebie, bladą i obcą, z rozwianymi włosami i pustym wzrokiem. Jej oczy również się nie świeciły – w jej spojrzeniu nie było niczego – i chyba właśnie to odkrycie zdezorientowało Rufusa.
– Laylo – odezwał się po raz kolejny. – Laylo, proszę. Czy to przeze mnie? Nie rozumiem, dlaczego to robisz, ale przestań. Jeśli to przeze mnie…
– To nie jest twoja wina! – Zaatakowała po raz kolejny, ale uskoczył, zanim w ogóle zdążyła go dotknąć. Z rozpędu przebiegła jeszcze kawałek, zanim udało jej się wyhamować przy samej krawędzi dachu. Błyskawicznie odwróciła się i przyczaiła, gotowa do kolejnego ataku, którego przecież nie chciała. – Nie twoja… Przecież to nie jest twoja wina… – powtórzyła po raz kolejny, czując, że łzy zaczynając piec ją w oczy. W jednej chwili zachciało jej się płakać, chociaż jednocześnie nie potrafiła zmusić się do tego, żeby dać upust emocjom.
Rufus popatrzył na nią zdezorientowany. Wiedziała, że niczego nie rozumiał, ale Layla nie potrafiła zmusić się do tego, żeby mu cokolwiek wytłumaczyć. Miała wrażenie, że zaczyna wirować jej w głowie, zaś skrajne emocje powoli doprowadzały ją do szaleństwa. Znów walczyła, tym razem o to, żeby nie zdecydować się na zrobienie czegoś, czego później miałaby żałować do końca życia. Wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby ponownie zaatakować Rufusa i nareszcie to wszytko zakończyć, ale uparcie sprzeciwiała się takiemu rozwiązaniu. Tym razem było łatwiej niż w przypadku Dimitra, bo to nie naukowca od samego początku miała się pozbyć, poza tym do partnera Isabeau nie czuła tego, co do wampira przed nią.
Layla jęknęła i gwałtownie potrząsnęła głową. Czuła narastającą rozpacz i to, że wszystko wymyka jej się spod kontroli. Zostaw go i poszukaj Dimitra, nakazała sobie w duchu. Takie rozwiązanie wydawało się najrozsądniejsze, ale również na nic nie mogła się zdobyć. Przecież nie chciała robić żadnej z tych rzeczy, ani związanej z Rufusem, ani z Dimitrem.
Rzuciła wampirowi przed nią przerażone spojrzenie. Dlaczego przyszedł i to akurat teraz? Skąd w ogóle wiedział, że będzie właśnie w tym miejscu? Błogosławiła fakt, że przynajmniej zdawał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak, ale to wciąż było zbyt mało; zbyt mało, żeby…
– Rufus… Rufus, pomóż mi – jęknęła bezradnie, czując narastającą z każdą kolejną sekundą bezsilność. Świadomość tego, że nie jest w stanie nic zrobić, nieubłaganie doprowadzała ją do szaleństwa. – Nie chcę… Nie chcę żadnej z tych rzeczy, ale… – Drżała, mając coraz większe problemy z tym, żeby zachować nad sobą kontrolę.
– Więc tego nie rób – zaproponował, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. W istocie tak było, gdyby spróbować spojrzeć na problem od strony neutralnego obserwatora, ale dla niej to wcale nie było takie proste. – Kochanie, proszę. Powiedz mi, jak mam ci pomóc – wyszeptał, robiąc niepewny krok w jej stronę.
Layla instynktownie zapragnęła się cofnąć. Chciała go odstraszyć, nakazać mu zostać na miejscu, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Rozszerzonymi do granic możliwości oczami wpatrywała się w wyciągniętą w jej stronę dłoń, nade wszystko pragnąc ją ująć. Chciała, żeby przyciągnął ją do siebie i więcej nie puszczał, żeby jakkolwiek zatrzymał to, co się działo i nie pozwolił, by posunęła się do tego, co uparcie starał się zasugerować jej umysł. W głowie miała mętlik, przez co nie potrafiła się skoncentrować, a tym bardziej zapanować nad emocjami. Wszystko jej się plątało i sama nie była już pewna, co powinna czuć albo jak powinna zareagować. Już nie miało znaczenia, czy była zła na Rufusa i czy ją okłamywał – chciała po prostu poczuć się bezpiecznie, ale…
Kolejny stanowczy krok w jej stronę. Jęknęła i cofnęła się o kolejny krok, co raz bardziej oszołomiona. Przerażenie narastało z każdą kolejną sekundą, wraz z szaleństwem, które zaczynało przysłaniać jej umęczony umysł.
Chciała ale nie mogła.
Potrafiła, ale nie była w stanie swoich umiejętności wykorzystać.
Kochała, ale miłość tę przysłaniała równie silna nienawiść, ten obezwładniający gniew, który do tej pory popychał ją do przodu i…
– Laylo…
Kiedy znalazł się tak blisko?
– Nie! – Krzyk wyrwał się z jej piersi, zaskakując nie tylko Rufusa, ale przede wszystkim ją samą. Oczy wampira pociemniały nieznacznie, po czym rozszerzyły się, bo prawie bezwiednie zamachnęła się na niego. – Nie! Nie! Zostaw mnie, zostaw!
Miotała się, jakby była szalona. Kręcąc głową i wymachując rękami, próbowała się opędzać od Rufusa, który spróbował ją pochwycić. Dopiero z kiedy wyrwał jej się rozdzierający, oszałamiający wrzask, naukowiec zastygł i w pośpiechu odsunął się do tyłu.
– Już dobrze. – Uniósł obie dłonie ku górze w poddańczym geście. Spoglądał na nią coraz bardziej zaniepokojony, a ona wciąż walczyła ze sobą, mając wrażenie, że za moment coś ją rozerwie albo sama z siebie rozpadnie się na kawałeczki. Nie miała już pojęcia kim tak naprawdę jest i które pragnienia należą do niej, a które mają swoje źródło gdzieś indziej. – Dobrze, już się nie zbliżam. Och, Laylo… – Spojrzał na nią bezradnie. – Musisz z tym walczyć. Ja wiem, że to trudne, ale…
– Nic nie wiesz! Nic… – Pokręciła energicznie głową. Nie mógł widzieć, co się z nią działo. – Nie zbliżaj się – dodała już ciszej. Dyszała ciężko, ledwo łapiąc oddech. – Proszę, po prostu tam zostań…
– Nawet nie próbuję – zapewnił i faktycznie nie przesunął się nawet o milimetr. Uderzyło ją to, jak uważnie ją obserwował i jak czaił się, gotów w każdej chwili skoczyć w jej stronę albo… odeprzeć jej atak. – Cały czas jestem tutaj, Laylo.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie zaufała mu. Nawet słysząc jego obienicę, nadal kręciła głową, instynktownie cofając się coraz bardziej. W głowie jej wirowało, poza tym chciała rzucić się do ucieczki, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu. Już dawno przekonała się, że uciekanie przed samą sobą nie ma sensu, co najwyżej mogąc doprowadzić ją do szaleństwa. Gdyby nie uciekała przed sobą albo pozwoliła uciec Lawrence'owi, zamiast starać się cokolwiek zdziałać, prawdopodobnie nie byłoby jej tutaj.
Zabawne, pomyślała mimochodem. Lawrence nie zahipnotyzował mnie świadomie… A jednak teraz jestem tutaj i to z kimś, kogoś w innym wypadku pewnie jeszcze długo bym unikała…
Czy to było przeznaczenie? Layla nie miała pewności, ale chciała wierzyć, że tak jest. Pragnęła doszukać się sensu w tym, co się działo, ale to było takie trudne. Walka ją męczyła, zaś niemożność wykonania rozkazu, który w pewnym sensie sama sobie narzuciła, teraz wydawała się ją palić, uderzając w każdą komórkę jej ciała. Płonęła, a przynajmniej miała wrażenie, że tak jest i to uczucie stopniowo doprowadzało ją do szaleństwa. Chciała żeby to się skończyło, ale wiedziała, że koniec nie nastąpi, póki się nie podda.
Albo póki ktoś jej nie powstrzyma.
Dezorientacja narastała. Layla w popłochu cofnęła się jeszcze o kilka kroków, zatrzymując się jedynie dlatego, że tuż za sobą instynktownie wyczuła skraj dachu. Rufus drgnął nerwowo, ale w ostatniej chwili powstrzymał się od jakiegokolwiek ruchu, bojąc się, że przypadkiem skłoni ją do tego, żeby zrobiła jeszcze jeden krok.
Layla drżała, chociaż to nie miało żadnego związki z nocnym, chłodnym powietrzem i wiatrem, który szarpał jej ubranie i burzył włosy. Serce trzepotało się jej w piersi, bijąc tak szybko, jakby za moment miało się wyrwać z jej klatki piersiowej i uciec. Oddychała z trudem, ledwo łapiąc oddech. Ledwo trzymała się na nogach, oszołomiona i rozdarta jak nigdy dotąd. Miała wrażenie, że ciemność krąży wokół niej, stopniowo zaciskając się i próbując nakłonić do tego, żeby się jej poddała. Czuła, że stan błogiej nieświadomości jest blisko i że wystarczy jedynie zamknąć oczy, by nareszcie zaznać spokoju, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Jakaś cześć jej wiedziała, że jeśli się podda – jeśli się zapadnie – ostatecznie straci to, co było w niej najcenniejsze. Człowieczeństwo wymykało się jej między palcami, a ona czuła, że wkrótce nie będzie w stanie go zatrzymać.
Musiała uciekać. Musiała uciekać przed tym, co ją wzywało zanim…
– Layla, nie! – jęknął Rufus, nagle rzucając się w jej stronę, ale było już za późno.
W jednej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Już nie stała na dachu, nie stała na niczym; znajdowała się w powietrzu, bezwładna i oszołomiona. Nie pamiętała w którym momencie zrobiła jeszcze  jeden krok do tyłu, ale to już nie miało znaczenia. Spadała, coraz szybciej i szybciej, nareszcie czując ukojenie, którego w ostatnim czasie nie było jej dane zaznać. Nie czuła lęku, nie widziała też powodów do tego, żeby krzyczeć. Nareszcie była wolna i nie miała wrażenia, że cokolwiek ogranicza ją albo jej ciało.
Była wolna, ale…
Nagłe szarpnięcie wybiło ją z dotychczasowego toru lotu. Coś pociągnęło ją za sobą, mocno owijając się wokół jej talii. Bezwiednie krzyknęła, kiedy Rufus przytrzymał się gałęzi najbliższego drzewa, po czym – wciąż tuląc ją do siebie – lekko zeskoczył na ziemię.
Layla w oszołomieniu uniosła głowę, żeby spojrzeć w znajome, zaskakująco łagodne oczy. W następnej sekundzie w pełni dotarło do niej to, co się wydarzyło. Poczuła, że coś w niej pęka, a potem wtuliła się w Rufusa, ostatecznie dając upust emocjom.
W momencie, w którym rozszlochała się jak małe dziecko, w końcu poczuła, że jeszcze może być dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa