Layla
– Musimy się pośpieszyć.
Isabeau
była praktycznie wszędzie, skoncentrowana na robieniu kilku rzeczy
jednocześnie. Siedząca na okazałym łożu z baldachimem Layla, obserwowała
poczynania siostry, ale praktycznie nie mogła się na niej skoncentrować,
myślami wciąż uciekając do Rufusa i tego, że mieli zobaczyć się dopiero za
kilka godzin – oczywiście pod warunkiem, że naukowiec jednak miał się pojawić.
Wciąż nie mogła nic poradzić na to, że nie przepadał za towarzystwem
kogokolwiek innego prócz niej, ale wierzyła, że jednak dotrzyma danego jej
słowa i przyjdzie.
Beau
westchnęła i przeciągnęła po włosach szczotką, starannie rozczesując
ciemne kosmyki. Uważnie wpatrywała się w lustru, a jej błękitne oczy
błyszczały intensywnie, zdradzając podekscytowanie. Layla również czuła się
odrobinę spięta, ale jednocześnie cieszyła się, że starania jej siostry oraz
Dimitra miały przynieść jakikolwiek skutek. Pojawienie się wampirzej elity,
która wieki wcześniej tworzyła w tym miejscu potęgę, zdecydowanie było
dobrą wiadomością – a przynajmniej dla nieśmiertelnych Mieszkańców Miasta,
bo ludzie raczej nie mieli być zachwyceni jeszcze większą przewagą „krwiopijców”.
– Wyglądasz
ślicznie, siostrzyczko – zapewniła ją z przekonaniem Layla, wywracając
oczami. Czasami nie rozumiała tego, jak Beau może tak przejmować się swoim
wyglądem.
– Dla
Dimitra na pewno – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się blado. – Zresztą łatwo
ci mówić. To nie ciebie będą oceniać na każdym kroku – żachnęła się, ale
odłożyła szczotkę, żeby łatwiej było jej ocenić efekty.
Layla
podniosła się i szybko podeszła do Isabeau, stając tuż za zajmowanym przez
dziewczynę krzesłem. Isabeau wydęła usta, kiedy jasnowłosa dotknęła jej włosów,
ale nie zaprotestowała, pozwalając Layli na to, żeby zaproponowała fryzurę.
Pół-wampirzyca nie wahała się długo, tylko stanowczo zebrała ciemne włosy
wieszczki razem i pochwyciwszy z toaletki ozdobną spinkę, którą specjalnie
na tę okazję podarował Isabeau Gabriel, starannie upięła na czubku głowy
Isabeau luźny, dość elegancki kok. Kilka niesfornych kosmyków opadło kapłance
na twarz, ale taki efekt wydawał się jedynie dodawać fryzurze uroku.
Zadowolona,
szybko cofnęła się o kilka kroków, żeby lepiej przyjrzeć się Isabeau. Sama
zainteresowana również lekko przekrzywiła głowę i uważnie zlustrowała
wzrokiem swoje odbicie; uśmiechnęła się blado, po czym w końcu odwróciła
się do siostry.
– Całkiem
wdzięcznie – stwierdziła z uznaniem. – Wolę, kiedy są rozpuszczone, ale
tym razem musze postawić na coś bardziej oficjalnego. W końcu to już nie
jest zadaniem Allegry, żeby należycie reprezentować Selene i jej służki –
westchnął, wznosząc jasne oczy ku górze.
Layla
uśmiechnęła się nieco złośliwie.
– Ty wolisz
rozpuszczone włosy, czy może jednak ktoś się za tym kryje? – zapytała
niewinnym, ociekającym słodyczą tonem.
– Żebym to
ja nie zaczęła wypytywać o ciebie i doktorka! – żachnęła się Isabeau,
zrywając się i rzucając w siostrę pierwszym, co wpadło jej
w ręce. Layla z wprawą złapała flakonik perfum, po czym roześmiała
się serdecznie i szybko odbiegła na kilka kroków, dla pewnością woląc
trzymać się w znacznym oddaleniu od siostry.
– Mogłabyś
przestać nazywać go w ten sposób – poprosiła Layla. Rufus jak nic nie
byłby zadowolony, gdyby Beau znowu zaczęła go drażnić. – Poza tym… To nie ja
zdecydowałam się zamieszkać ze swoim tak jakby mężem – dodała, nie mogąc się
powstrzymać.
Isabeau
warknęła po czym wypuściła powietrze ze świstem, mrucząc pod nosem coś na temat
tego, że łatwiej było, kiedy każde z nich podróżowało osobno. Layla
wiedziała, że Beau jak zwykle dramatyzuje i że wcale nie tęskni za czasem,
kiedy żadne z nich nie miało własnego kąta. Prawda była taka, że teraz to
Miast Nocy stało się ich domem; nie zamierzali go opuszczać, a nawet
jeśli, przykład Isabeau stanowił idealny dowód na to, że prędzej czy później
każdy tutaj wracał. W tym miejscu było coś magnetycznego, co przyciągało
do siebie wampiry i im podobnych, chociaż Layla w żaden sposób nie
potrafiła określić tego, czym była ta tajemnicza siła.
Wiedziała
za to, że sama czuła się w Mieście Nocy lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Już krótko po tym, jak Lilianne i Michael wyruszyli w świat,
zaczynając ściągać pierwsze wampiry i hybrydy z powrotem do miasta,
pojawili się pierwsi goście (a przynajmniej tak nazywała ich w myślach).
Niektóre z wampirów były przerażające i Layla uparcie ich unikała,
jak chociażby pewien ekscentryczny mężczyzna, który omal nie przyprawił jej
o zawał, zdradzając umiejętność odczytywania przeszłości przez sam tylko
dotyk. Miał nieprzyjemny charakter i niepokojące imię, którego nie
potrafiła wymówić, a które miało jakiś związek z gniewem. Nie
potrafiła stwierdzić, jak stary już musiał być, ale to nie miało dla niej
żadnego znaczenia, bo i tak wiedziała, że woli trzymać się od niego na
dystans. Tym bardziej nie zamierzała pozwolić na to, żeby jej dotykał; nikt nie
powinien mieć wglądu do jej wspomnień, jeśli sama sobie tego nie zażyczy,
a jeśli chodziło już o sam fakt tego, że jakikolwiek obcy facet
mógłby próbować chociażby ująć ją za ramię…
Cóż, ta
kwestia wciąż pozostawała problematyczna, chociaż już nie tak bardzo, jak na
samym początku. Od dnia, w którym ostatecznie oddała się Rufusowi, czuła
się zdecydowanie lepiej. Już nie wzdrygała się za każdym razem, kiedy to
naukowiec ją dotykał, poza tym od tamtego momentu kochali się ze sobą jeszcze
dwukrotnie, ale to wcale nie znaczyło, że nagle zaczęła ufać mężczyzną. Rufus
był wyjątkiem; zdobył jej zaufanie i serce, co dawało mu przywileje na
które nikt do tej pory sobie nie zasłużył. Była wobec niego równie otwarta, co
wcześniej wobec Gabriela, chociaż naturalnie relacje jej i jej bliźniaka
zdecydowanie różniły się od tych, które wytworzyli z Rufusem. To były dwie
różne więzi i dwa różne odcienie miłości, ale przecież właśnie tak miało
być. Nareszcie czuła, że może być szczęśliwa; nic więcej nie miało już
znaczenia.
Gabriel
wciąż teatralnie wzdychał albo wywracał oczami, kiedy widział ją i Rufusa
razem, ale powoli zaczynał przywykać do tego, że to właśnie ten wampir stał się
najważniejszą osobą w całej jej egzystencji. Obaj nadal odnosili się do
siebie dość chłodno, ale Layla wierzyła w to, że skoro już teraz ich
relacje były względnie poprawne, to może liczyć na to, że prędzej czy później
między nieśmiertelnymi dojdzie do zgody. Jedynym, co wciąż irytowało jej
bratał, było to, że czasami zdążało mu się odczuwać jej pożądanie – a to
zdecydowanie nie ułatwiało mu przebywania przy wampirze, które szczerze nie lubił.
Kiedy Layla się o tym dowiedziała, sama nie była pewna czy powinna się
śmiać, czy może zawstydzić tym, że ktokolwiek zdawał sobie sprawę z tego,
jak zdarzało jej się czuć podczas tych intymnych chwil, które tak wiele dla
niej znaczyły. Naprawdę starała się panować nad emocjami, żeby nie uprzykrzać
bratu życia, ale wcale nie tak łatwo było jej się skoncentrować, kiedy
ostatecznie traciła nad sobą kontrolę, poddając się dotykowi i pocałunkom
Rufusa.
O tak,
w ciągu zaledwie miesiąca wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła, chociaż
jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego,
że gdzieś w głębi jest wciąż taka sama. Na swój sposób nadal był
w niej ten lęk – i ta mała dziewczynka, która kuliła się po kątach
z obawą nasłuchując momentu, kiedy ojciec zdecyduje się ją odnaleźć
i raz jeszcze skrzywdzić. Raz nawet obudziła się z krzykiem, kiedy
koszmary z dzieciństwa z niewiadomych przyczyn zdecydowały się
powrócić, ale natychmiast uspokoiły ją znajome, ciepłe ramiona, które owinęły
się wokół niej. Drażniła się z Isabeau, ale prawda była taka, że sama
również już praktycznie przenosiła się do laboratorium, nawet jeśli ciężko było
nazwać to miejsce zdatnym do zamieszkania. Nie powiedziała tego jeszcze
Rufusowi, ale już podpytywała Dimitra o to, czy nie istniałby sposób na to,
żeby jakoś miejsce to udoskonalić, a przynajmniej rozbudować, a król…
No cóż, jedynie uśmiechnął się i wymownie stwierdził, żeby poczekała na
powrót Michaela.
Nie tylko
ona się zmieniła, chociaż dopiero teraz zaczynała to dostrzegać. Wystarczyło,
że patrzyła na Carlisle’a i Esme; pamiętała ich ślub, ale dopiero po tym,
jak jej związek z Rufusem się ustabilizował, mogłam wprost skoncentrować
się na tym, co działo się z jej bliskimi. Byli jeszcze Gabriel
i Renesmee, którzy uzupełniali się nawzajem, wciąż czegoś się od siebie
ucząc. Wiedziała, że zamierzali wykorzystać ponownie otwarcie Akademii Nocy,
żeby zapewnić Alessi i Damienowi dobry start, chociaż patrząc na bratanicę
i bratanka, Layla wcale nie dziwiła się, że Nessie wciąż miała pewne wątpliwości.
Zwłaszcza kiedy dowiedziała się, że Rufus zamierza się czynnie udzielać –
podobno jak zawsze – zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, czy dopuszczenie
tak niecierpliwej i nieprzewidywalnej istoty do prowadzenia jakichkolwiek
zajęć jest dobrym pomysłem. Oczywiście nie powiedziała tego ukochanemu, ale to
nie zmieniało faktu, że była podenerwowana i niepewna tego, czego mogą
spodziewać się po nadchodzących zmianach.
Jeśli
chodziło o zmiany, na pewno dużą stanowił fakt, że Jaques i Lawrence
zniknęli – i to dosłownie. Ucieczka tego pierwszego nikogo nie zdziwiła,
bo po tym, jak Rufus zagroził francuzowi torturami, wampir musiałby być głupi,
żeby zostać, ale nagłe odejście pastora było zastanawiające. Mimo wszystko
każde z nich odetchnęło, kiedy okazało się, że Lawrence więcej nie
zamierza im zagrażać, chociaż jednocześnie poczuli się dość zdezorientowani
sposobem, w jaki wampir postanowił się pożegnać. Layla do tej pory
pamiętała uroczy uśmiech Alessi i oszołomienie Carlisle’a, kiedy mała
wprost powiedziała, że Lawrence pojawił się pod oknem jej pokoju, żeby
przekazać jej dosłownie jedno zdanie – zdanie, którego prócz samej Alessi chyba
nikt tak naprawdę nie był w stanie zrozumieć.
„Nie
wszystko jest takie, jakie się wydaje, księżniczko.”
– Layla,
słuchasz mnie? – Isabeau dosłownie zażądała zainteresowania ze strony siostry.
Layla potrząsnęła głową, po czym skoncentrowała się na kapłance, starając się
skupić na niej wzrok. – Dimitr chce, żebyśmy spotkali się w przedsionku,
więc…
– Już idę –
zapewniła, instynktownie kierując się w stronę drzwi. Szybko dopadła do
siostry, po czym ujęła ją pod ramię. – Gotowa, moja siostro-kapłanko? –
zapytała, szczerząc się w uśmiechu.
– Nie –
mruknęła chmurnie Isabeau, wzdychając demonstracyjnie. – Ale chodźmy.
Przedstawienie czas zacząć.
Wyszły
razem, cicho zamykając za sobą drzwi. Jeszcze będąc na korytarzu, Layli przez
myśl przeszło jedno: być może w ostatnim czasie pewne rozdziały
z przeszłości nareszcie dobiegły końca; dobrym przykładem było jej
dzieciństwo albo to, co spotkało Rufusa i Rosę. Wiedziała, że to na swój
sposób nadal w nich jest i zawsze będzie, ale oboje nareszcie
znaleźli ukojenie, mogąc pogodzić się z przeszłością.
Pewne
sprawy dobiegły końca – a teraz czekał ich nowy początek.
Rufus
Rufus nerwowo rozejrzał się
dookoła. Miał zaledwie chwilę na to, żeby wyjść i zdążyć spotkać się
z Laylą, ale najpierw musiał upewnić się, że wszystko jest dokładnie tak,
jak sobie zaplanował. Wciąż czuł nerwowy ucisk w żołądku, kiedy myślał
o słowa Jaquesa i o tym, że to tajemnicom zdarzało się go
wyniszczać, ale przecież tym razem nie robił niczego złego, skoro starał się
zapewnić bezpieczeństwo nie tylko Layli, ale również pozostałym. Pewne sprawy
po prostu musiały pozostać w ukryciu, a jeśli chodziło
o poświęcenie… No cóż, wszystkie jego działania były usprawiedliwione,
jeśli tylko w konsekwencji chodziło o dobro ogółu.
Poruszając
się bezszelestnie niczym duch, szybkim krokiem pokonywał kolejne zakręty
podziemnych tuneli. Ta część nie była oświetlona, ale nie było potrzeby, żeby
montował światło, skoro doskonale zdał układ korytarzy, które przemierzał.
Akurat ten teren mógł pokonywać z zamkniętymi oczami – i tak nie
byłoby różnicy, skoro w tym miejscu i tak nie było niczego więcej,
prócz niczym nieprzeniknionej ciemności. Instynkt zresztą okazał się lepszym
przewodnikiem niż wzrok, dzięki czemu wampir mógł przemieszczać się
błyskawicznie, nie ryzykując przy tym, że przypadkiem na coś wpadnie albo się
potknie.
Zwolnił,
podświadomie czując, że jest blisko miejsca, które od samego początku było jego
celem. Wyczuwał znajomy słodki zapach, który dał mu do zrozumienia, że ci,
których szukał, znajdują się blisko. Uśmiechnął się pod nosem, po czym –
zaplatając ręce za plecami – spokojnym, spacerowym krokiem ruszył przed siebie.
Nie czuł wyrzutów sumienia, a przynajmniej tak długo, jak nie myślał
o Layli. Z drugiej strony, czym miałby się przejmować, skoro
wiedział, jak wiele bólu spotkało dziewczynę ze strony wampira, który próbował
zabić ich oboje? Dobrze, być może nie zamierzał podnieść ręki na dziewczynę,
ale jego zaatakował bez wahania, więc zasłużył sobie na życie w wiecznym
mroku. Co więcej, po krzywdach, które wyrządził Layli, fakt, że wciąż żył był
już i tak aż nadmierną łaską na którą Dylan Steam zdecydowanie nie
zasłużył.
Usłyszał
jakiś ruch gdzieś w mroku, a potem ciche warknięcie, kiedy telepata
zorientował się, że nie jest sam. Rufus bez wahania zrobił jeszcze kilka kroków
do przodu, żeby ostatecznie zatrzymać się przed solidną, posrebrzaną kratą,
którą sam zorganizował, chociaż zamontowanie metalu, który był dla niego
szkodliwe, okazało się dość wymagającym zadaniem.
– Ty! –
Szmaragdowe oczy Dylana wydawały się jarzyć w ciemności, zdradzając
Rufusowi miejsce, w którym znajdował się wampir – nowy, odmieniony po tym,
jak zdecydował zabić się w tamtej jaskini. Wtedy najwyraźniej nie myślał
o tym, że przecież i tak powróci, jako zdecydowanie potężniejsza
istota, którą był teraz. – Znowu ty! Jak długo zamierzasz mnie jeszcze dręczyć?
– zapytał gniewnie Dylan, a jego tęczówki na moment zabłysły czerwienią.
Rufus nie
odpowiedział, po prostu patrząc się na chłopaka obojętnie. Jego oczy zdążyły
z łatwością przyzwyczaić się do ciemności, dzięki czemu dobrze widział
zarys szczupłej sylwetki Dylana. Płomienne włosy opadały mu na ramiona,
posklejane i zmierzwione, twarz zaś była blada i wychudzona;
w oczach wyraźnie dostrzegał głód i szaleństwo, chociaż paradoksalnie
wampir wydawał się bardziej przytomny niż kiedykolwiek dotąd.
Laylę
zdecydowanie by ten widok zasmucił, przeszło Rufusowi przez myśl
i ledwo powstrzymał się od westchnienia. Właśnie dlatego nie powiedział
dziewczynie o tym, że Dylan przeżył, jeśli oczywiście dopełnienie
przemiany można było określić życiem. Już dość wycierpiała przez
nieśmiertelnego, który nie potrafił pokochać jej w sposób, który można
byłoby uznać za właściwy. Ktoś taki jak Layla zasłużył na zdecydowanie więcej,
a to, co działo się z Dylanem, jedynie niepotrzebnie przynosiłoby jej
cierpienie. Rufus izolował go dla jej dobra, trzymając istnienie wampira
w tajemnicy, poniekąd dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, iż
Layla w życiu by mu na coś podobnego nie pozwoliła. Przecież nie mogliby
go wypuścić, bo wtedy jak nic po raz kolejny wpadliby w kłopoty, więc
jedynym rozwiązaniem wydawało się zabicie wampira; w takiej sytuacji to,
co robił Rufus, wydawało się sensowne, by nie rzec, że wręcz litościwe.
– Dlaczego
nie odpowiadasz? – Dylan był coraz bardziej zniecierpliwiony. Jego oczy
zabłysły czerwienią, kiedy doskoczył do krat i bez wahania zacisnął obie
dłonie na prętach, nie czuły na to, że srebro rani mu skórę. – Jak długo
zamierzasz to ciągnąć, co? Jak długo, ty szalony… – Dalsza część jego
wypowiedzi składała się przede wszystkim z przekleństw; doprawdy,
w jego przypadku liczba łacińskich słów miała w sobie coś
przygnębiającego.
Naukowiec
nie od razu zareagował, w pierwszej kolejności czekając, aż Dylan się
uspokoi i w końcu przestanie przeklinać. To był jeden z tych
momentów, kiedy żałował, że zna tyle języków; słowa raniły uszy i chyba
nawet Isabeau nie zdarzało się tyle kląć, nawet wtedy, gdy była zdenerwowana.
Dylan
jęknął i zamilkł, po czym odskoczył do tyłu, pocierając obolałe dłonie.
Rufus niedbale oparł się o ścianę, świadom tego, że nie tylko szmaragdowe
oczy wampira śledzą każdy jego ruch. Byli inni, równie bliscy szaleństwa
i głodni. Ci, którym się nie udało i do których sam Rufus pewnie by
należał, gdyby na jego drodze nie stanęła Layla. Przecież wszyscy zdawali sobie
sprawę z tego, że jedynym rozwiązaniem było izolowanie ich albo zabicie;
w takim przypadku nie tylko Layla, ale również Dimitr i mieszkańcy
Miasta Nocy powinni być mu wdzięczni za to, że zdecydował się to zrobić. Tak
było łatwiej, poza tym za tymi, których tutaj… więził, już i tak nikt nie
miał tęsknić. Równie dobrze mogliby być martwi – a dzięki niemu nie byli.
Jak można było takie postępowanie potępiać?
– Czy już
skończyłeś? – odezwał się w końcu Rufus. Głos jak zwykle miał spokojny,
a przy tym niemal obojętny.
– To mi
odpowiedz! – warknął Dylan, dysząc ciężko. – Dobra bogini, ty naprawdę jesteś
szalony. Dziwię się, że Layla tego nie dostrzega i…
– Zamknij
się. – Rufus gniewnie zmrużył oczy. – Nigdy więcej nie waż się mówić przy mnie
o Layli, rozumiemy się? W zasadzie powinieneś cieszyć się, że cię nie
zabiłem. Nie mógłbym, właśnie przez wzgląd na nią, bo zdaję sobie sprawę
z tego, że twoje marne życie coś tam jeszcze dla niej znaczy. Ale ona
z czasem zapomni… Już zapomina. A ja zadbam o to, żeby już nigdy
więcej nie uroniła przez ciebie ani jednej łzy.
– Bo jesteś
ode mnie lepszy, prawda? – Dylan zaśmiał się bez wesołości. – Faktycznie,
jesteś lepszy od nas wszystkich. Szalony wampir, któremu wydaje się, że
czymkolwiek różni się od nas… Ale bądźmy szczerzy. Ja wiele razy płakała przez
ciebie, co? I płakałaby znowu, gdyby wiedziała, co takiego robisz za jej plecami.
Dylan znów
zbliżył się do krat, chociaż tym razem nie próbował ich dotykać. W jego
oczach wciąż dominowała czerwień, jednak tym razem panował nad sobą lepiej
i już nie zamierzał się rzucać.
– Jak
sądzisz? Może powinniśmy zawołać tutaj Laylę, co? Niech ona oceni czy to, co
robisz, jest słuszne. – Szept Dylana miał w sobie coś przerażającego. –
Ale ty jej nie powiedziałeś, prawda? Jesteś pieprzonym tchórzem i taka
jest prawda! Wiesz dobrze, że ona cię potępi, dlatego wolisz okłamywać ją, chociaż
sobie na to nie zasłużyła. Kto tutaj bardziej ją rani, co Rufusie? – zadrwił
i roześmiał się, chociaż w jego głosie nie było ani odrobiny
wesołości.
Rufus
poczuł, że ma wielką ochotę na to, żeby go uderzyć.
– To, co
jest między Laylą a mną, to już zdecydowanie nie jest twoja sprawa –
odparł chłodno, dla pewności odsuwając się o kilka kroków. Dylan próbował
go sprowokować, więc musiał na niego uważać. – Powiem jej. Kiedyś na pewno jej
powiem, ale nie teraz. I to ja o tym zadecyduję – dodał i chciał
się oddalić, ale powstrzymało go ciche prychnięcie po drugiej stronie.
– Tak.
A tym czasem ty zabawisz się w szurniętego wybawcę, któremu się
wydaje, że prawda moralne go nie dotyczą – stwierdził. Jego twarz stężała
i już nawet się nie uśmiechał. – Wypuść mnie stąd. Nie masz prawa…
– Ja nie
mam prawa? Ja, złociutki? – Wampir gniewnie zmrużył oczy. – Powinieneś być
martwa, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. A w zasadzie już jesteś
martwy, ale to inna sprawa – przypomniał, po czym uśmiechnął się
w roztargnieniu. – Nie masz pojęcia, jak wiele lat już przeżyłem, dziecko.
W czasach, które mógłbym określić latami mojej młodości, samobójców się
potępiało… Dla mnie już jesteś martwy. A miejsce martwych jest pod ziemią.
Chociaż
wydawało się to niemożliwe w tym oświetleniu, Rufus był niemal absolutnie
pewien, że Dylan raptownie pobladł, uświadamiając sobie do czego zmierza ta
rozmowa. Oczy wampira nadal jarzyły się czerwonym blaskiem, ale sam
zainteresowany nie był w stanie zrobić niczego, żeby dostać się do Rufusa
i jakkolwiek mu zaszkodzić. Kraty były solidne – sam je sprawdzał
i miał pewność, że są w stanie zatrzymać wampira na – no cóż – dość
długo.
Nie
oglądając się za siebie, Rufus po cichu się wycofał. Jego tajemnica była
bezpieczna – tak jak i Layla.
Mam mętlik w głowie i nie mam pojęcia co czytam, ale to jest świetne <3 tak bardzo chciałam tą ostatnią część tej księgi, a teraz płaczę, bo będę musiała długo czekać na prolog czwartej. Mam nadzieję, że mi szybko zleci jak i innym.
OdpowiedzUsuńNajwiększą niespodzianką w epilogu było to, że Dylan jednak żyje. Jednak cię nie zabiję, bo nie mogę niczego rozszyfrować, albo to po prostu ta 'magia' świąt tak na mnie działa :D wszysco cacy. Myślę, że Beau stroi się dla Dimitra, a nie dla publiczności^^
Jejku, to już koniec ;**
Życze ci weny na dalsze części, i obyś nas nie zostawiła, bo zamorduję<3
Gabi <3
No i patrz, w końcu tutaj dotarłam. Mam jakieś wrażenie, że ten komentarz będzie krótszy niż poprzednio, bo jakoś opornie mi się dzisiaj myśli, ale nie mogę przecież nic nie napisać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie przepadam za Miastem Nocy. Samo jego istnienie nie jest może wątkiem szczególnie innowacyjnym, ale cała panująca w nim atmosfera jest po prostu cudowna. I kult Selene - zawsze fascynowały mnie wątki nowych wierzeń, zwłaszcza tak dokładnie opisanych.
Inaczej niż w przypadku pierwszego tomu, nie miałam tego wrażenia kilku części w jednej powieści. Tutaj wszystko trzymało się dobrze kupy i wciągało do samego końca. Uwielbiam Laylę - sama nie wiem dlaczego, bo zdecydowanie nie jest postacią, w której szukam siebie, ale jej perspektywa jest moją ulubioną. Jej wspomnienia z przeszłości za każdym razem utwierdzały mnie w przekonaniu, że Marco zdecydowanie nie polubię, obojętnie, co tam z nim wymyśliłaś... I muszę ci powiedzieć, że masz jakiś wybitny talent do śmiertelnego podpadania czytelnikom - chodzi mi konkretnie o uśmiercanie niektórych postaci. Jak wiesz, Drake'a uwielbiałam, a cierpienie Beau wydawało mi się ciągle tak okropne, że aż nawet zaczynałam na nią patrzeć w przychylniejszy sposób, no a teraz to samo zrobiłaś Lorenie... Ech, ty chyba niereformowalna jesteś, no - weź zabij w końcu jakiegoś głupiego faceta, a nie wszystkich sensownych po kolei, no xD
Dobra, to chyba tyle. Jestem bardzo ciekawa czwartego tomu, więc nie przedłużając, lecę dalej!