28 października 2013

Dziewięćdziesiąt pięć

Layla
Layla czujnie rozglądała się dookoła. Wciąż aż się w niej gotowało, ale powstrzymywała się przed atakiem na Lawrence'a. Niewiele rozumiała z tego, co się działo, ale powoli zaczynało do niej docierać, że w istocie to nie były pastor jest  potworem – a przynajmniej nie jedynym w tym miejscu.
Śmierć Angela zmieniła wszystko, ale Layla nie miała siły na żałobę. Jej błękitne oczy natychmiast powędrowały w stronę Loreny, ale przyjaciółka nie patrzyła na nią, bezwładnie zwisając w ramionach przytrzymującego ją Lucasa. Layla pragnęła do niej podejść i spróbować jakoś pocieszyć, dokładnie tak, jak niejednokrotnie robiła, kiedy jeszcze byli we troje w Volterze, ale nie mogła się do tego zmusić. Była jak sparaliżowana, a kiedy na dodatek nagle pojawiła się Isabeau, myśli Layli po raz kolejny zmieniły swój bieg, tym razem kierując się w zupełnie inną stronę.
Gotowi do walki Lawrence i Aqua nagle się zatrzymali i wbili wzrok w przybyłych – bo Isabeau nie była sama. Momentalnie zapanowała cisza, chociaż Layla sama nie była pewna, co takiego zmieniło się w atmosferze. Jasne, ulżyło jej na widok siostry i Aldero, ale nie potrafiła zmusić się do okazania entuzjazmu, zbyt oszołomiona widokiem istot, które niczym cienie podążały za córką Allegry.
Lilianne i Eve rozpoznała natychmiast, bo miała okazje je poznać, ale jednocześnie miała wrażenie, że coś się w nich zmieniło. Pozostała czwórka – dwie pół-wampirzyce i dwóch pół-wampirów – byli jej obcy, ale również mieli w sobie coś niepokojącego, ale i… znajomego? Layla nie rozumiała tego uczucia, ale coś sprawiało, że jednocześnie pragnęła znaleźć się przy całej grupie, jak i pozostać na miejscu.
Usłyszała za sobą ciche kroki i zmusiła się do tego, żeby się obejrzeć. Widok Rufusa jej nie zaskoczył, ale Carlisle'a i Esme już tak. Ulżyło jej, zwłaszcza na widok dwójki wampirów, którzy w jakimś stopniu zaatakowali jej rodziców, ale wciąż była zbyt oszołomiona, żeby jakkolwiek okazać emocje.
– I właśnie tak masz biegać, kiedy stracę nad sobą kontrolę – szepnął do niej Rufus i chociaż założenia miało zabrzmieć to jak żart, Layla cała zesztywniała, uświadamiając sobie, że w jego przypadku to zapowiedź czegoś większego.
– Rufus…
Uciszył ją spojrzeniem.
– Cicho. Teraz nieistotne. – Spojrzał na jej rękę, którą instynktownie wsunęła do kieszeni, tam, gdzie miała fiolkę z rubinowym płynem. – Bądź gotowa, chociaż jak na razie nie czuję, żeby… to miało przyjść szybko – wyjaśnił wymijająco, zaskakując ją tym, że jednak zauważył, kiedy zabrała remedium.
Layla jedynie skinęła głową, zaniepokojona. Ostatnim czego potrzebowali, było to, żeby Rufusowi znowu coś odbiło i zaatakował kogo tylko popadnie. Pragnęła chwycić go za rękę i przytrzymać, tak dla pewności, ale powstrzymała się, tym bardziej, że była aż nadto świadoma obecności doktora i jego partnerki.
– Co się dzieje? – zapytała ją cicho Esme. Mówiła do Layli, chociaż wzrok wciąż miała utkwiony w Isabeau i jej grupie. – Znaleźliśmy Cassie – dodała, wyraźnie zaniepokojona tym, że nigdzie nie dostrzega Diego. Jej wzrok powędrował w stronę Aquy, a oczy rozszerzyły się z gniewu. – To Aqua. Tak naprawę wszystko to…
– Tak, wiemy – przerwała jej nerwowo Layla. – Ona zabiła Angela… Zabiła… – powtórzyła i nagle to do niej dotarło. Przez moment miała wrażenie, że nogi ma jak z waty a mięśnie za chwilę odmówią jej posłuszeństwa, ale jakimś cudem wciąż utrzymywała się w pionie. – Och, kochana Lo…
Nawet w panującej ciszy nikt nie zwrócił uwagi na ich szybką wymianę zdań. Nawet Lorena zdołała unieść głowę i teraz patrzyła się na Isabeau, chociaż równie dobrze mogła wpatrywać się w jakikolwiek inny punkt – jej pozbawione jakiegokolwiek wyrazu oczy i tak zdawały się niczego nie dostrzegać.
Layla raz jeszcze spojrzała na siostrę i towarzyszących jej nieśmiertelnych. Isabeau stała na przedzie, obejmując Aldero. W jednej chwili Cameron zdołał wyrwać się spod opieki Renesmee i Gabriela; żadne z nich go nie zatrzymało, pozwalając, żeby chłopiec wpadł w ramiona matki. Isabeau przygarnęła go do siebie, zanurzając twarz w jasnych włosach, a rysy jej twarzy wyraźnie złagodniały. Jedynie niebieskie oczy wciąż pozostawały zimne i pełne rezerwy, jakby podświadomie wiedziała, że coś powinno się wydarzyć.
I wydarzyło się.
Kiedy jeden z nieśmiertelnych, którego nie znała Layla, niepewnie podszedł bliżej, w jednej chwili przez tłum przeszło poruszenie. W następnej sekundzie ktoś nabrał gwałtownie powietrza, a czyja damsko głos zawołał:
– Rayan!
Ciemnowłosy chłopak zesztywniał i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, szukając właścicielki sopranu. Wydał się dziwnie speszony, a Layla pojęła dlaczego, kiedy drobna rudowłosa dziewczyna zdołała przepchnąć się do przodu i chciała do niego podejść. Rayan zesztywniał i odskoczył, przyciskając obie dłonie do ust, ale dziewczyna i tak musiała dostrzec coś, przez co z jej gardła wyrwał się zduszony okrzyk. Wciąż przerażona, cofnęła się w pośpiechu; drżała na całym ciele, a już w następnej sekundzie – przy akompaniamencie trzasku rozrywanego materiału – przeistoczyła się w sokoła, tym samym zdradzając swoje zmiennokształtne geny. Ptak zaskrzeczał żałośnie i wbił się w niebo, zmuszając Isabeau i jej towarzyszy do szybkiego uniku, żeby zrobić przejście.
Zamieszanie trwało jeszcze dłuższą chwilę po zniknięciu zmiennokształtnej. Znalazło się więcej osób, które rozpoznały pozostałą trójkę, ale ich imiona jakimś cudem Laylo uciekły. Była świadoma jedynie tego, że coś z przybyszami jest nie tak – i że Rufus zaciska palce na jej ramieniu, praktycznie już tego nie kontrolując. Palcami wolnej ręki mocniej przytrzymała skrytą w kieszeni fiolkę, zastanawiając się, czy ma jakiekolwiek szanse na to, że nie będzie musiała jej użyć.
– Isabeau… – Głos Dimitra był ledwie słyszalny w panującym gwarze. Wampir zacisnął usta, wyraźnie tracąc cierpliwość. – Zamknąć się! Wszyscy już po prostu przestańcie!
Krzyk podziałał, przynajmniej na chwilę. Król ponownie skupił wzrok na Isabeau, a w jego oczach pojawił się błysk.
– Dzięki. – Beau skinęła mu głową, po czym spoważniała. Jej wzrok powędrował w stronę Aquy, ostatecznie jednak zatrzymał się na milczącym Lawrence'ie. – Czy ich poznajesz? – zapytała spokojnie, niemal łagodnym tonem.
Lawrence uniósł brwi, zaskoczony. Layla sama nie rozumiała, dlaczego jej siostra skupiała się na pastorze, zamiast przejść do rzeczy i osaczyć Aquę, ale Beau najwyraźniej miała swoje powody.
– Nie do końca rozumiem, czego ode mnie chcesz, droga kapłanko – przyznał Lawrence, kładąc przesadny wręcz akcent na dwa ostatnie słowa. Layla uznała, że wyglądał jakby zamierzał uciec, kiedy tylko będzie miał po temu okazję.
– Po prostu odpowiedz – powtórzyła gniewnie Isabeau. Layla dostrzegła, że oczy jej siostry pociemniały, na ułamek sekundy zabarwiając się na moment na czerwono, ale prawie natychmiast przybrały swoją naturalną barwę.
– A powinienem? – Lawrence skrzywił się. – Poznaję dwójkę, tak? Lilly, Eve… Jak zwykle olśniewające – dodał, ale nawet gdyby zaczął mówić dla nich wierszem, pewnie i tak nie przestałyby mierzyć go gniewnymi spojrzeniami. – Czy mógłbym teraz, do jasnej cholery, dowiedzieć się co…?
– Lepiej się zamknij – doradziła mu chłodno Beau, równie rozdrażniona, co i ojciec Carlisle'a. – Miałam strasznie ciężką noc i nie zamierzam słuchać sarkastycznych uwag. Pomijając, że cała wina leży po stronie Aquy – machnęła ręką – to chyba nawet cała armia wampirów jest niczym w porównaniu z tym, co zrobiłeś ty! – wytknęła mu.
Twarz wampira strzała i teraz wyglądał na zagniewanego. Layla instynktownie wyczuła, że stojący gdzieś za nią Carlisle, jest chyba bardziej spięty niż jego ojciec.
Lawrence wyglądał, jakby zamierzał się Beau zrewanżować jakimś złośliwym komentarzem, ale ubiegł go Dimitr. Pospiesznie podszedł do swojej ukochanej i spojrzał na nią nagląco.
– Co takiego, Beau? – zapytał ją. – Co takiego się wydarzyło? – powtórzył, bo oczywiste było, że dziewczyna doświadczyła czegoś, czego inni tylko mogli się domyślać.
– Nie jestem pewna, Dimitrze – przyznała cicho. – Ale prawda jest taka, że dopiero co zostałam zmuszona do tego, żeby zabić. Zabiłam ich wszystkich, a jednak teraz tutaj są. Co więcej, nie wydają się szaleni – nie, skoro są tacy jak ja czy moje dzieci.
Jeszcze mówiąc, usunęła się, żeby każdy mógł zobaczyć skryte za jej plecami istoty. Layla dopiero teraz zorientowała się na jakie cechy powinna patrzeć i faktycznie zauważyła, co takiego innego wyczuła w towarzyszących Isabeau nieśmiertelnych. Dostrzegła nawet kły u jednej z dziewczyn i pomyślała, że może to to spowodowało strach u tamtej zmiennokształtnej, szybko jednak przekonała się, że nie ma racji. Coś przewróciło jej się w żołądku, kiedy zorientowała się, że język Rayana został przecięty na pół i teraz rozdwajał się, zupełnie jak u węża. Nagle sama zapragnęła krzyknąć, ale jednocześnie ciało odmówiło jej posłuszeństwa i była w stanie jedynie bezradnie patrzeć, całkiem wytrącona z równowagi.
Kolejny raz zapanowała cisza, kiedy wszyscy zaczęli wpatrywać się w Isabeau, oszołomieni jej wyznaniem. Dziewczyna spuściła głowę, uparcie unikając spoglądania na kogokolwiek. Layla mogła tylko zgadywać, jak jej siostra musiała się czuć, ale pewnie i tak nie zrozumiałaby jej w pełni; Beau doskonale ukrywała uczucia i nawet jej rodzeństwo nie było w stanie nic na jej sztuczki poradzić.
– Czy teraz już rozumiesz? – zapytała cicho Isabeau, kolejny raz unosząc wzrok i spoglądając wprost w krwiste tęczówki Lawrence'a. – Widzisz, co im zrobiłeś? Co zrobiłeś nam? Wszyscy byliśmy tacy sami, a teraz…
– Dalej cię nie rozumiem – odpadł były pastor, ale nie miał już tak lekkiego tonu jak na początku; on również był poruszony tym, co mówiła dziewczyna. – Ja nic… Na Boga, nie zrzucisz na mnie pełni tego, co zrobił Jaques! – wybuchnął, nagle tracąc nad sobą kontrolę.
– Doprawdy? – Isabeau pobladła. – Nie, nie odpowiadasz za to, co robi Jaques tego… Ale kto to rozpoczął, co? No kto?! – Rozejrzała się w pośpiechu. – Jak wielu poznajesz? Tym, którym obiecałeś potęgę, a zagwarantowałeś szaleństwo? No rozejrzyj się! – nakazała z mocą. – Ja, Eve czy Lilianne to już inna sprawa. Ale Kristin. Caine. Margaret. Drake… – Uniosła głowę i nagle spojrzenia jej oraz Layli się spotkały. – Moja siostra. To w nich jest, a to wszystko przez ciebie i Jaquesa. Zaprzeczysz mi może? Zaprzeczysz, że wszyscy ci, którzy kiedykolwiek stali po twojej stronie, są albo martwi, albo bliscy obłędu?
– Nie… – odpowiedział i to było zaskakujące, że się na to zdecydował, Isabeau jednak to nie wystarczyło. Dziewczyna zrobiła krok do przodu i nieznacznie nachyliła się do przodu, żeby znaleźć się bliżej wampira.
– Słucham cię? – zapytała lodowatym tonem. – No powtórz, do cholery! – warknęła, bo Lawrence tylko mierzył ją wzrokiem.
– Nie! Zadowolona? – Wampir zacisnęła dłonie w pięści i to tak mocno, że chyba jedynie cudem nie połamał sobie palców. – Z tym, że ja nie miałam pojęcia, co takiego się wydarzy. Dawałem Jaquesowi wolną rękę i może to był mój błąd. Czy właśnie to chciałaś usłyszeć, Licavoli? Że się pomyliłem? – zapytał ją, ale bynajmniej nie czekał na odpowiedź. – Więc proszę bardzo! Mogę ci wprost powiedzieć, że cholernie się pomyliłem, zwłaszcza w momencie, kiedy zgodziłem się na to, żeby komukolwiek powierzyć swoje własne plany.
Zapadła cisza i już oboje po prostu stali, wyzywająco mierząc się wzrokiem. Layla wciąż czuła pulsujące w jej ciele ciepło i aż rwała się do tego, żeby wraz z Beau Lawrence’a otoczyć i raz jeszcze przypomnieć mu, gdzie jest jego miejsce, ale powstrzymała się – i to bynajmniej nie dlatego, że nie chciała zrobić niczego na oczach Carlisle’a. Były pastor mimo wszystko pozostawał jego ojcem i Layla potrafiła to uszanować, w tamtym momencie jednak to nie o tym myślała, kiedy przestała zwracać na wampira uwagę.
Aqua, która stała w tym samym miejscu, gdzie zastygła po przybyciu Beau oraz jej towarzyszy, teraz próbowała dyskretnie się wycofać. Korzystając z zamieszania, powoli przesuwała się w stronę najbliższej uliczki, prawdopodobnie zamierzając puścić się biegiem, kiedy tylko znajdzie się poza zasięgiem czyichkolwiek rąk. Layla zauważyła ją i to tylko dlatego, że na wpół przytomna do tej pory Lorena nagle uniosła głowę i wbiła ciemne oczy wprost w nieśmiertelną, która odebrała jej Angela i nadzieję na miłość.
Spojrzenia Aquy i Loreny nagle się spotkały, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Lorena skoczyła do przodu, bez trudu wyrywając się niczego niespodziewającego się Lucasowi. Wampir zaklął i skoczył za nią, ale był zbyt wolny i jego ramiona zacisnęły się wokół powietrza. Pół-wampirzyca w ułamku sekundy znalazła się przy Aqle i chociaż były to ryzykowne, z całej siły uderzyła ją otwartą dłonią w twarz. Rozległ się nieprzyjemny trzask łamanych kości, ale na twarzy Loreny nie pojawił się nawet grymas bólu, zupełnie jakby wcale go nie poczuła. Aż gotowała się ze złości, emitując gniewem i żalem oraz – czego Layla nigdy by się po niej nie spodziewała – wyraźną rządzą mordu.
Aqua syknęła, ale nie zaatakowała, chociaż przez moment wyglądało na to, że może zdecydować się odwzajemnić. W zamian odepchnęła Lorenę i rzuciła się do ucieczki, tym razem nie próbując udawać, że jest inaczej. W jednej chwili rozpętało się zamieszanie, bo tłum bynajmniej nie zamierzał pozwolić Aqle uciec, zwłaszcza w sytuacji, kiedy sama ujawniła po której stoi stronie. Wampirzyca syknęła i przyczaiła się, gotowa do obrony i ataku, nawet jeśli zważywszy na liczebność nie miała najmniejszych szans na ucieczkę.
Kątem oka Layla zauważyła jakiś szybki ruch, kiedy Lawrence wykorzystał sytuację i również spróbował się ewakuować. Pokręciła głową i bez zastanowienia ruszyła za nim, popychana przez gniew i adrenalinę. Była szybka i lekka, poza tym były pastor dopiero po chwili ją zauważył, dlatego prawie się z nim zrównała. Lawrence zaklął pod nosem i przyśpieszył, zwłaszcza kiedy zauważył tańczące na jej skórze płomienie, których dłużej nie była w stanie powstrzymać. Złość popychała ją do przodu, poza tym była w takim stanie, że bez wahania urwałaby komuś głowę, jeśli tylko miałaby po temu okazję.
Lawrence gwałtownie zmienił kierunek biegu i w ostatniej chwili zdołała ruszyć za nim. Wampir bez wahania skoczył do przodu, nagle dopadając do Aquy i bezceremonialne popychając zaskoczoną kobietę przed siebie – i to akurat w momencie, kiedy Layla ostatecznie straciła panowanie nad mocą i spróbowała zaatakować pastora ogniem. Dostrzegła jeszcze błysk ulgi w rubinowych oczach wampira, kiedy przekonał się, że jako ludzka tarcza, Aqua sprawdza się doskonale. Zaraz po tym zniknął, ale Layla nie miała okazji, żeby próbować go gonić, zbyt oszołomiona tym, że sama wpakowała się w kłopoty.
W kontakcie z ogniem, marmurowa skóra Aquy zapłonęła. Kobieta wrzasnęła z zaskoczenia i bólu, kiedy jej ciało przemieniło się w żywą pochodnię, blondynka jednak nie miała podzielić losu wampira, którego Layla zabiła w podobny sposób. Woda natychmiast pojawiła się wokół nieśmiertelnej, skutecznie zwalczając płomienie. Atak jedynie wydawał się rozjuszyć nieśmiertelną, która momentalnie ruszyła w stronę Layli, zagniewana i w morderczym nastroju.
Właśnie wtedy po raz kolejny pojawiła się Lorena. Dziewczyna dosłownie zmaterializowała się między uosobieniem ognia i wody, przyjmując na siebie uderzenie jasnowłosej wampirzycy. Layla krzyknęła w proteście, kiedy ciemnowłosa pół-wampirzyca osunęła się na ziemię i znieruchomiała, po czym bez zastanowienia skoczyła do przodu, kolejny raz przywołując do siebie ogień. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej żywioł jest bezużyteczny w starciu z tym, którym dysponowała jej przeciwniczka, ale nawet wiedząc to, nie zamierzała się poddać. Aqua zasłużyła na śmierć, a Layla zamierzała się upewnić, że nie uda jej się umknąć; wystarczyło, że Lawrence miał tę przyjemność – więcej błędów za nic w świecie nie zamierzała popełnić.
Ktoś krzyknął, kiedy płomienie strzeliły na wszystkie strony, zdradzając gniew swojej pani, ale to działo się jakby poza nią i praktycznie jej nie dotyczyło. Layla czuła jedynie wzrastające ciepło oraz determinację, która wzmagała jej gniew i sprawiała, że podejmowała kolejne decyzje, praktycznie się nad tym nie zastanawiając.
Więcej wody pojawiło się znikąd, posłusznych decyzjom Aquy. Layla rozejrzała się nerwowo dookoła, kiedy strumień przeźroczystej cieczy pod dużym ciśnieniem został wymierzony w jej stronę. Instynktownie wyciągnęła obie ręce przed siebie, próbując się bronić; ogień i woda zderzyły się, powietrze zaś wypełniło się głośnym sykiem oraz utrudniającymi widzenie kłębami pary wodnej, która otoczyła Laylę, na kilka dobrych sekund pozbawiając ją wzroku. Dziewczyna osłoniła oczy, próbując jakoś się odpędzić od irytującej mgły, ale jej starania bynajmniej nie przynosiły efektów. Widziała jedynie ciemne kształty, czego omal nie przypłaciła życiem, kiedy Aqua nagle powaliła ją na ziemię, przygniatając całym ciałem do bruku. Jej krwiste tęczówki błyszczały intensywnie, widoczne nawet w panujących ciemnościach i przerażające.
Layli zawirowało w głowie, kiedy uderzyła tyłem głowy o ziemię, ale atak nie oszołomił jej do tego stopnia, żeby straciła przytomność. Natychmiast wyprostowała obie ręce w łokciach, usiłując przywołać ogień i trzymać swoją przeciwniczkę z daleka od swojego gardła. Była słabsza od wampirzycy, ale to nie znaczyło, że pozostawała bezbronna, poza tym…
Kolejna para czerwonych oczu zalśniła w ciemności, ale tym razem był to innego rodzaju błysk niż ten, który widziała u wampirzycy. Rufus z furią skoczył na Aquę, odrzucając ją na kilka dobrych metrów i pozwalając Layli złapać oddech. Wampirzyca warknęła, ale nie zdążyła nawet zerwać się na równe nogi, kiedy tuż za nią dosłownie zmaterializował się Dimitr. Już w następnej sekundzie, coś w rubinowych oczach Aquy zgasło, kiedy wampir szybkim ruchem oderwał jej głowę, ciskając ją do tego samego stosu, w którym spłonął Angel. Layla mogła się tylko domyślać, co takiego działo się dalej, bo nagle tuż nad nią pojawiła się szczupła sylweta Rufusa. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i wyciągnęła rękę, oczekując tego, że pół-wampir pomoże jej wstać, szybko jednak okazało się, że nieśmiertelny nie ma takiego zamiaru.
– Ech… Rufus? – Layla zawahała się, coraz bardziej zaniepokojona. Na widok czerwonych błysków serce omal jej nie stanęło. – Rufusie, proszę… – powtórzyła i zmuszona była urwać, bo mężczyzna właśnie wtedy stracił nad sobą kontrolę.
Właściwie wyczuła niż zobaczyła, kiedy Rufus całym ciałem zwalił się w miejsce, gdzie dopiero co leżała. Odturlała się w ostatnim momencie i przekręciwszy na brzuch, natychmiast zerwała się na równe nogi. Rufus prawie natychmiast się poderwał i ruszył w jej stronę, wabiony zapachem krwi, które sączyło się z niewielkiego rozcięcia na jej ramieniu – musiała zadrapać się, kiedy Aqua ją zaatakowała.
Dookoła wciąż panowało zamieszanie, ale nie na tyle wielkie, żeby nikt nie zorientował się, co takiego się dzieje. Layla odwróciła się, słysząc ciche sapnięcie, a potem gniewne powarkiwanie Rufusa. Nieśmiertelny siłował się z Gabrielem i Kristin, którzy spróbowali go unieruchomić, ale nie był w stanie wyrwać się trzymającej go dwójce.
– Nie chcę nic mówić, sis­ – wymamrotał nerwowo Gabriel – ale następnym razem mogłabyś mniej ryzykować.
Layla nie odpowiedziała, zbyt oszołomiona. Odważyła się podejść bliżej, uważnie obserwując Rufusa, który wciąż nie odrywał od niej wzroku. Przez chwilę jeszcze szarpał się, a potem coś w jego oczach się zmieniło, kiedy udało mu się ją rozpoznać. Jego wzrok stał się bardziej przytomny, a potem nieśmiertelny nareszcie znieruchomiał i już po prostu patrzył na nią błyszczącymi oczami, zdradzając determinację.
– Laylo… – wyszeptał jej imię tak, jakby była jego jedyną deską ratunku. – Laylo, musisz coś dla mnie zrobić! I to w tej chwili! – powiedział z naciskiem, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa; uświadomiła sobie, że zachowanie zdrowego rozsądku kosztuje go więcej niż mogłaby sobie wyobrazić.
Skinęła głową i sięgnęła do kieszeni, zaciskając palce wokół fiolki. Rufus zauważył jej gest i w odpowiedzi jeszcze gwałtowniej zaczął się szarpać, próbując skoncentrować na sobie jej uwagę.
– Rufus? – zapytała niepewnie, nic już nie rozumiejąc. O co mogło mu chodzić, jeśli nie chciał, żeby wykorzystała lekarstwo?
– Coś innego, Laylo – powiedział z naciskiem, nie odrywając od niej wzroku. – Za tobą jest trzon strzały. Weź ją – polecił, a ona nie miała czasu, żeby rozważać bezsensowności jego prośby. Natychmiast rozejrzała się i podniosła z ziemi postrzępiony kawałek drewna. – Świetnie. Teraz po prostu musisz mnie tym przebić, Laylo. Musisz mnie zabić i…
– Co?! – Aż zachłysnęła się powietrzem. – Rufus, co ty wygadujesz? Co ty, na litość bogini, do mnie mówisz?! – zawyła, czując, że zaczyna się trząść.
Już praktycznie nie widziała Gabriela i Kristin ani innych osób, które obecne były na placu. Wszelakie dźwięki i odgłosy stały się czymś obcym, świat zaś wydawał się skurczyć do niej, do Rufusa i do jego niedorzecznej prośby.
Z tym, że Rufus był jak najbardziej poważny i to odkrycie ją poraziło.
– Laylo – wyszeptał nerwowo. – Musisz to zrobi… Nie! Po prostu musisz to zrobić – powtórzył z naciskiem, spoglądając jej w oczy. – Zaufaj mi. I jeśli chociaż trochę ci na mnie zależy, po prostu to zrób. – Jeszcze kiedy mówił, zaczęła kręcić głową. – Laylo…
– Nie!
Upuściła trzon strzały, którą trzymała, dopiero po sekundzie uświadamiając sobie, że przedmiot nie upadł na ziemię. Zamrugała nieprzytomnie, oszołomiona tym, że Isabeau mogła tak bezszelestnie znaleźć się tuż przy niej. Rzuciła siostrze spanikowane spojrzenie, zwłaszcza kiedy ta wcisnęła jej w ręce zaostrzony kawałek drewna; srebrzyste oczy Isabeau błyszczały intensywnie, kiedy zacisnęła obie dłonie na jej ramionach.
– Laylo – powiedziała, ostrożnie dobierając kolejne słowa. – To się musi stać. Zaufaj jemu i mnie. Sądzisz, że ja bym cię okłamała?
Layla wciąż protestowała, ale z coraz mniejszym zaangażowaniem. Chcąc nie chcąc skupiła wzrok na tęczówkach siostry, dopiero po chwili pojmując, co oznacza srebrzysty blask oczy Isabeau.
Jej siostra miała wizję.
– Laylo… – Rufus po raz wtóry wypowiedział jej imię.
Dziewczyna zamknęła oczy i mocniej zacisnąwszy palce wokół trzonu strzały, ostatecznie podjęła decyzję.

1 komentarz:

  1. Ty sobie ze mnie zartujesz?! Dlaczego... Kurde, wiem,może Rufus będzie żył, ale dlacżego? To było bardzo urocze, kiedy Layla odmówiła mu zabicia go. Szkoda tylko, ze Isabeau przekonała ja do tego pomysłu. Ufam tobie i wiem, ze coś wymyslilas. I na pewno mnie zaskoczy. Tylko nie mów, ze Rufus będzie taki jak Beau czy Eve bądź chłopak - wąż. No, ale bez ryzyka nie ma zabawy xD Gabriel zawsze potrafi pocieszyć słowem. No, i ogółem kocham moment, kiedy mów 'sis'. Wydaje sie wtedy taki bardzo opiekuńczy. A przecież taki jest^^
    To czekać do jutra na nowy rozdział :D
    Weny, Gabi

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa