12 marca 2013

Trzydzieści siedem

Isabeau
Pierwsze promienie słońca wydobyły świetlne refleksy z rozrzuconych na poduszce ciemnych włosów Isabeau. Leżała naga, okryta jedynie cienkim prześcieradłem, na olbrzymim łożu w komnacie Dimitra. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wampir uwielbia sobie dogadzać, ale i tak zdziwiły ją wymiary mebla, kiedy nieśmiertelny na rękach wniósł ja do swojego pokoju; chyba jedynie to wtedy rozproszyło jej uwagę i to jedynie na ułamek sekundy, bo zaraz znów straciła świadomość, zatracając się w coraz bardziej namiętnych pocałunkach.
Zamrugała; powieki uniosły się, ukazując parę błyszczących, idealnie niebieskich oczu. Chwilę błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, póki nie odnalazła lśniącego subtelnie w świetle poranka, stojącego tuż przy oknie Dimitra. Stał do niej plecami, ale nagle jakby wyczuł jej spojrzenie i instynktownie się odwrócił; ich spojrzenia się spotkały, jego krwiste tęczówki zaś lśniły tak intensywnie, jak nigdy dotąd. To, co wydarzyło się nocą, całkowicie go odmieniło, wprawiając wręcz w euforię – tak szczęśliwy nie był chyba nigdy, a potrafiła przywołać w pamięci wiele momentów, kiedy się uśmiechał.
– Dzień dobry, moja ty Nemezis – wymruczał tym samym lekko zachrypniętym głosem, co w momencie, w którym wręcz błagał ja, żeby się kochali. Na samo wspomnienie tamtego cudownego momentu, przeszedł ją pełen rozkoszy dreszcz. – Czego sobie życzy moja królowa? – dodał, bez pośpiechu pokonując dzielącą go od łóżka odległość.
W przeciwieństwie do Isabeau był kompletnie ubrany i odświeżony. Jak zwykle postawił na nietypowe połączenie elegancji i nieładu – miał na sobie czarne spodnie i nieskazitelnie białą koszulę, rozpiętą przy szyi; to było bardziej niebezpieczne niż gdyby nie miał na sobie nic, bowiem fragment jego idealnej klatki piersiowej, który była w stanie zobaczyć, kusił ją bardziej niż cokolwiek innego. Włosy miał w lekkim nieładzie, lśniące oczy zaś zdradzały, że kiedy spała musiał się pożywić.
Ułożył się przy niej, podpierając na jednym łokciu. W wolnej ręce trzymał najzwyklejszą w świecie szklankę, w jednej trzeciej wypełnionej rubinowym płynem. Gdyby nie słodki zapach, który momentalnie zidentyfikowała jak krew, pomyślałaby, że to wino albo inny, bez wątpienia wykwintny alkohol; w końcu Dimitr zasługiwał na to, co najlepsze.
Usiadła, przeciągając się lekko, po czym starannie okryła się pościelą, podciągając ja aż po samą szyję. Jego oczy śledziły każdy jej ruch, dokładnie go analizując, mina zaś zdradzała, że nie jest z obrotu spraw zadowolony. Uśmiechnęła się figlarnie, po czym z nadmierna precyzją poprawiła okrycie, najzwyczajniej w świecie się z nim drażniąc.
Z gardła wyrwało mu się ciche warknięcie, którego najwyraźniej nie kontrolował. Ten nieoczekiwany dźwięk sprawił, że roześmiała się, co jedynie sprowokowało go do tego, żeby się na nią rzucił. Chyba jedynie obdarzony doskonałym refleksem wampir był w stanie w porę odstawić szklankę z cennym płynem na stolik nocny i niemal w tym samym momencie zaatakować, swoim marmurowym ciałem przyciskając ją do materaca.
Jego palce zacisnęły się na jej nadgarstkach, unieruchamiając je nad głowa.
– Nie drażnij mnie, Nemezis – wymruczał jej wprost do ucha, rozbawiony. Jego słodki, zimny oddech owinął się wokół niej i sprawił, że znów zadrżała. – Chyba nie chcesz, żebym posunął się do nadużycia władzy, kapłanko – zagroził, ale zdawała sobie sprawę z tego, że w życiu by tego nie zrobił; Dimitr Falcone był chyba bardziej honorowy od Gabriela, chociaż to wydawało się niemożliwe.
Znów tylko się uśmiechnęła i pozwoliła się pocałować. Usta miała już spuchnięte, a ciało obolałe od wszystkich nocnych pieszczot, ale w gruncie rzeczy wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – to był przyjemny ból i cena, którą warto było zapłacić, żeby chociaż na moment zapomnieć o wszystkich problemach i zatracić się w bezgranicznej, bezwarunkowej miłości, którą dawał jej Dimitr.
Raz jeszcze musnęła wargami jego usta, po czym stanowczo odepchnęła wampira od siebie. Przez moment wyglądał na gotowego do protestów, ostatecznie jednak bardzo niechętnie się odsunął i pozwolił jej usiąść.
– Wasza wysokość wybaczy – powiedziała z naciskiem, nie przestając złośliwie się uśmiechać – ale teraz najwyższa pora wstać. A ja potrzebuję coś zjeść – dodała, po czym sięgnęła po szklankę, którą zostawił i patrząc mu w oczy, wzięła łyk krwi. Odstawiła puste naczynie i – nie mogąc się powstrzymać – z lubością oblizała wargi. – Dobrze by też było, gdybyś przestał mi grozić, bo dysponuję mocą, która bez trudu byłaby w stanie cię zdetonować.
Zsunęła się z łóżka i wstała, owijając się kołdrą jak ręcznikiem. Nie miała pojęcia, gdzie też podziało się jej ubranie, nie widziała zresztą powodów do tego, żeby go szukać – teraz marzyła jedynie o kąpieli i założeniu czegoś świeżego. Co prawda równało się to z dość długim spacerem do jej komnaty, ale…
Zerknęła na Dimitra.
– Jak sądzisz, jakie są szansę, że przemknę się do siebie niezauważona? – zapytała jak najbardziej poważnie, upewniając się, że kołdra ściśle przylega do jej nagiego ciała.
Dimitr parsknął śmiechem.
– Niewielkie – przyznał. Isabeau wytrzeszczyła na niego oczy. – Tutaj mieszkają wampiry, moja droga. Co prawda spotkałaś jedynie Lucasa i Matthew, ale to największe pleciugi w rezydencji i najprawdopodobniej rozniosły wieści jeszcze zanim dobrze zamknęliśmy drzwi do sypialni – stwierdził, ale nie wyglądał się być tym stanem rzeczy przejęty.
W przeciwieństwie do Isabeau, która ostatecznie doszła do wniosku, że bez sensu wszczynać awanturę. Wczoraj może i byłaby do tego zdolna, ale teraz czuła się tak błogo i dobrze, że zachowanie spokoju przyszło jej bez trudu.
– No cóż, to po prostu cudownie – westchnęła. – Tylko nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego, Dimitrze. Nie zapominaj, że jedna noc w gruncie rzeczy niczego nie zmienia – dodała, nerwowo przeczesując włosy palcami, żeby doprowadzić je do przynajmniej względnego porządku; kilka czarnych loków zostało pomiędzy nimi, więc strzepnęła je niedbałym gestem.
Przez jego twarz przemknął cień, ale szybko się opanował. Powoli podniósł się z materaca i zanim się obejrzała, już obejmował ją od tyłu, zamykając w silnym uścisku. Chociaż nie chciała, jej ciało momentalnie się rozluźniło, poddając jego dotykowi. Chłodny oddech pieścił skórę jej karku, a chwilę później Dimitr musnął wargami jej obnażoną szyję.
Chwilę później usłyszała tuż przy uchu jego szept:
– A właściwie dlaczego nie? – zapytał spokojnie, dodatkowo masując jej ramiona. – Dlaczego nie…? A gdybym teraz poprosił, żebyś została? – dodał nagle.
Zesztywniała i odwróciła się w jego stronę; kołdra wyślizgnęła jej się z rąk i opadła na podłogę, kiedy machinalnie położyła obie dłonie na jego torsie.
– Słucham?
Położył obie ręce na jej biodrach i mocniej przyciągnął ją do siebie. Jego oczy wręcz płonęły, zdradzając podekscytowanie; cokolwiek przyszło mu do głowy, zaczynał być coraz bardziej do swojego pomysłu przekonany.
– Zostań ze mną, Isabeau – powiedział jak najbardziej poważnie; patrzył jej w oczy z taką intensywnością, że świat nagle zawirował. Szybko mówił dalej, żeby nie miała okazji zaprotestować albo próbować uciec. – Proszę cię. Sama nie wiesz, jak długo na ciebie czekałem. A teraz zobacz, jak łatwo jest nam być razem – nalegał. – Proszę, po prostu zostań. Przy mnie, jak moja królowa. I jako dowódczyni straży. Wszyscy moi ludzie będą na twoje rozkazy, wszystko czego zapragniesz momentalnie się ziści… Zanim tutaj przybyłaś, miasto zaczynało podupadać, ale ja po prostu wiem, że ktoś z takim charakterem, zdecydowany i jednocześnie pełen ciepła dla dzieci, bez trudu podniesie je na nogi. – Jego dłonie przeniosły się na jej ramiona, kiedy pod wpływem emocji zdecydował się nią potrząsnąć. – Gdybyś tylko się zgodziła, moglibyśmy…
Kusił ją, a ona mimowolnie go słuchała, całkowicie sparaliżowana i oszołomiona jego słowami. Tym bardziej, że perspektywa, którą przed nią roztaczał, był prosta do wyobrażenia sobie – i niepokojąco realna. Gdyby zdecydowała się zostać, wszystko naprawdę działoby się dokładnie tak, jak mówił i jak mogłoby się stać już przed laty, gdyby w jej życiu nigdy nie pojawił się Drake, a Aldero nie umarł.
To wydawało się być im oboje pisane już w dniu, kiedy Dimitr Falcone stał się dla niej kimś ważnym. Był starszy od niej, co prawda zaledwie o pół wieku – w świecie nieśmiertelnych było to właściwie niczym – ale jednak dawał jej poczucie bezpieczeństwa i siły, których jak każda kobieta potrzebowała. O tak, nawet ona – samowystarczalna i silna, świetnie radząca sobie w pojedynkę – Isabeau Licavoli, potrzebowała wsparcia kogoś silniejszego.
A Dimitr wydawał się być wprost stworzony do tej roli. Z tego, co opowiadała jej Allegra, wprowadził się do Miasta Nocy jakiś rok przed narodzinami Isabeau. Od początku jasne było, że ma dryg do organizowania i potrafi przewodzić, dlatego nikogo właściwie nie zdziwiło to, że ostatecznie stał się najbardziej wpływową istotą w okolicy. Nawet wilkołaki musiały przyznać, że idealnie nadawał się do tej roli, nawet jeśli był wampirem, co naturalnie nie do końca im odpowiadało.
Przy tym – co najważniejsze – był tak ludzki, jak tylko wampir, który nie rezygnuje z picia ludzkiej krwi być może. Uprzejmy, czarujący i zdecydowanie skromny, nawet teraz bowiem nie odniosła wrażenia, że władza uderzyła mu do głowy. W przeciwieństwie do Volturi, którzy niby pilnowali porządku na świecie, co było dobre, ale też próbowali manipulować wampirami według własnego uznania i wykorzystywali różne sztuczki, byleby zasilić swoje szeregi tymi, którzy dysponowali najbardziej niezwykłymi darami. Nie bez powodu telepaci preferowali Miasto Nocy, gdzie władza Aro i jego braci nie sięgała.
Dimitr niewiele mówił o sobie, ale Isabeau to nie przeszkadzało, sama bowiem była podobna. Przyjaźnili się odkąd spotkała go po raz pierwszy, kiedy wracając o Tiah wpadła na niego, kiedy przechadzał się w okolicy świątyni. Wyglądała wtedy na jakieś piętnaście lat, ale od razu urzekła tego niezwykłego wampira; zaczęli się spotykać i sama nie była pewna, kiedy ze strony Dimitra przerodziło się to w tam silne uczucie.
Kiedyś opowiedział jej, że jego matka pochodziła z Rosji, chociaż jego powiązania z tym krajem domyśliła się już, kiedy usłyszała jego imię. Nazwisko zdradzało włoskie korzenie i faktycznie, tam właśnie się wychował. Niechętnie wspominał o swoim ludzkim życiu, nigdy bowiem nie poznał swoich biologicznych rodziców; słyszał o nich jedynie od opiekunów domu dziecka w którym się wychowywał i nigdy nie był ich ciekaw. Isabeau wiedziała, że nawet teraz miał im żal za to, że go porzucili, niezależnie od przyczyn takiej decyzji.
Zawsze był zaradny, bez trudu więc znalazł pracę po osiągnięciu pełnoletniości. Być może to była forma daru, ale zawsze łatwo wzbudzał zaufanie i szybko awansował, dlatego w szybkim tempie z biednego dzieciaka stał się dobrze sytuowanym, pożądanym w swoim mieście mężczyzną. Podejrzewał, że właśnie majętność go zgubiła, zawsze bowiem kręciło się w jego kręgu wiele zainteresowanych kobiet. Dimitr był przystojny i czarujący, więc oczywiste się wydawało, że go pożądały, jednocześnie jednak jasne stało się, że znamienitej większości zależało również na bogatym za mąż pójściu.
Miał dwadzieścia trzy lata, kiedy do miasteczka wprowadziła się Genevieve. Isabeau pamiętała teraz, że poczuła ukłucie zazdrości, kiedy opowiadając, Dimitr zaczął wychwalać urodą młodej damy, która naturalnie okazała się wampirzycą. Twierdził, że chyba nie widział równie uroczego stworzenia o tak płomiennych włosach i ciemnych oczach – Genevieve nigdy nie pokazywała się w towarzystwie, kiedy była najedzona, wtedy bowiem zbyt rzucałyby się w oczy jej krwiste tęczówki. Żyła już na tyle długo, żeby dostatecznie radzić sobie z pragnieniem, dlatego doskonale wiedziała co robi i pozwalała sobie na takie ryzyko.
Nie potrafił wytłumaczyć ani jej, ani nawet samemu sobie, dlaczego wampirzyca się nim zainteresowała. Tak czy inaczej, jak każda nieśmiertelna była doskonałą uwodzicielką, dlatego nie musiała się nawet starać, żeby w szybkim czasie oczarować Dimitra. Był nią zachwycony do tego stopnia, że przez długi okres czasu właściwie nie zastanawiał się, dlaczego jego partnerka pokazuje się jedynie nocą, a w spojrzeniu jej czarnych tęczówek kryje się jakaś groźba; coś drapieżnego, co powinno zwrócić jego uwagę…
Wiosną, jakieś trzy miesiące po tym, jak zaczęli się spotykać, coś w niej pękło. Podczas ostatniej nocy, którą Dimitr spędził jako człowiek, Genevieve – zwinna i cicha niczym dziki kot – wkradła się do jego sypialni. Kiedy zaspany rozejrzał się dookoła, ujrzał ją pochyloną nad swoim łóżkiem; tym razem jej oczy miały barwę krwi – rubinowe i przerażające; sprawiły, że w ciągu kilkunastu sekund, które mu dała, zaczął dogłębnie analizować czy ma do czynienia z aniołem, czy może jednak uwiódł go jakiś demon.
Nie miał okazji sformułować wniosku – Genevieve nagle zaatakowała, a potem jego ciałem wstrząsnęły spazmy bólu. Palący jego ciało jad, a później przebudzenie były ostatnimi wspomnieniami, które Dimitr był w stanie przywołać. Jeśli zaś chodziło o jego stwórczynię, wampirzyca zniknęła tej samej nocy, której go ukąsiła i nigdy więcej o niej nie słyszał. Po prostu go zostawiła, całkowicie zdezorientowanego i skazanego na ciągle dręczące go pragnienie nad którym nie był w stanie do końca zapanować.
Podobnie jak do tej pory, wszystko do czego doszedł, zawdzięczał wyłącznie sobie. W pojedynkę musiał poznawać świat nieśmiertelnych, powoli dowiadując się kim jest i jak od tej pory musi funkcjonować. Sporo podróżował – zwiedził niemal całą Europę i część Ameryki – ostatecznie trafiając do Miasta Nocy, gdzie postanowił w końcu osiąść się na stałe. Zupełnie, jakby urodził się właśnie po to, żeby trafić do tego miejsca i pomóc je zmieniać.
Oboje z Isabeau sądzili, że to zadziwiające.
A teraz byli tutaj, a on prosił ją, żeby została i przez moment – tylko przez moment – przeszło jej przez myśl, że to podobna sytuacja. Gdyby świat był prosty, a uczucia nieskomplikowane, nie miała wątpliwości, że w tym momencie zdecydowanie powinna się zgodzić – po prostu powiedzieć „tak”, żeby jej życie wskoczyło na właściwy tor. Gdyby to było proste, bez wątpienia byliby sobie przeznaczeni, dlatego decyzja byłaby łatwa.
Ale świat nie był łaskawy, a życiu dlatego było do tego, żeby określić je mianem „prostego”. Wiele się wydarzyło, tym samym zmieniając wszystko. Aldero umarł, ona zakochała się w Drake’u, nosiła pod sercem jego dzieci i już dawno zdecydowała się porzucić wszystko to, co łączyło ją z Miastem Nocy. Jedna noc w objęciach Dimitra, obojętnie jak rozkoszna, nie mogła i nie była w stanie niczego zmienić.
Milczała, uparcie wpatrując się w przestrzeń, podczas gdy od nie odrywał wzroku od jej twarzy; czekał, chociaż gdzieś w głębi serca musiał wiedzieć, że ona…
Że ona…
Złociste promienie słońca wpadły przez okno, barwiąc cały pokój na złoto i pomarańczowo oraz wprawiając ich splecione ze sobą ciała w lśnienie. Jej idealnie alabastrowa skóra połyskiwała subtelnie, podczas gdy Dimitr wręcz lśnił, jakby jego ciało pokrywały diamenty.
To dało jej okazję, żeby muc uniknąć odpowiedzi.
– Świta… – powiedziała cicho, stanowczo wyplątując się z jego objęć i schylając się po kołdrę. Wyprostowała się, po czym narzuciła na siebie okrycie, tym razem podtrzymując je zdecydowanie mocniej. – Musimy iść na plac. Obiecałeś, że ogłoszę decyzję o świcie – przypomniała mu obojętnym tonem, pierwszy raz ciesząc się, że jest odpowiedzialna za los starszego brata Sunny.
Spojrzała mu krótko w oczy, po czym – nie dodając niczego więcej – bez słowa wymaszerowała z komnaty; jej dobry nastrój znikł bezpowrotnie, Isabeau zaś niechętnie dodała konieczność odmowy Dimitrowi do długiej listy problemów, którą dysponowała.

Więzienie znajdowało się niedaleko placu. Był to wysoki, solidny budynek z kamienia. Chociaż na zewnątrz było wyjątkowo jasno, wewnątrz wszystko wydawało się ponure, wilgotne i nieprzyjemnie zimne.
Kiedy w towarzystwie Dimitra, Isabeau szybkim krokiem szła przez długi korytarz, który prowadził do cel – w tym tej, w której zamkniętą Heatha – czuła, jak raz po raz przechodzą ją dreszcze; było to zdecydowanie odmienne doznanie od tego, co czuła rano, kiedy to leżąc u boku wampira, wzdrygała się z rozkoszy.
Dimitrowi zaskakująco łatwo przychodziło udawanie, że wszystko jest w porządku. Zachowywał się naprawdę cudownie i łatwo jej było zapomnieć, że rano padły między nimi słowa, które mogły zmienić wszystko. Nie odpowiedziała mu i czuła się przez to niezręcznie w jego towarzystwie, Dimitr jednak nie naciskał, pozwalając jej wszystko przemyśleć i podjąć sensowną decyzję.
Z tym, że ona już wiedziała…
Wyjątkowo cieszyła się, że mieli towarzystwo. Carlisle i Esme naturalnie chcieli im towarzyszyć, za Dimitrem zaś niczym cienie podążali bracia Pavarotti, dziwnie milczący i przygaszeni, jakby wiedzieli o tym, co wydarzyło się rano i znali odpowiedź Isabeau. Sunny zostawili na placu, nie chcąc ciągnąć ją po tym miejscu; nie dało się jej odwieść od udziału w procesie, więc przynajmniej tyle mogli zrobić.
Idąc korytarzami więzienia, Isabeau uprzytomniła sobie, że ostatecznie nie wymyśliła, co powinna powiedzieć wszystkim tym, którzy oczekiwali sensowego wyroku z jej strony. Nocą zajęło ją coś zupełnie innego, przez co zupełnie zapomniała o bracie Sunny i tym, że jest odpowiedzialna za jego dalszy los. Teraz miała o to do siebie pretensje, ale to już i tak nie miało niczego zmienić.
Czas uciekał nieubłaganie, a ona musiała zdecydować. Nie chciała tej odpowiedzialności, ale przecież gdyby ją odrzuciła, chłopaka bez wątpienia czekałaby śmierć. Nawet jeśli w głębi ducha po części zgadzała się z takim rozwiązaniem, przecież nie mogła tego zrobić małej, bezbronnej Sunny – zwłaszcza, że Heath zaatakował przez pomyłkę i to właśnie po to, żeby bronić swojej siostrzyczki.
Tym bardziej musiała mu pomóc, nawet jeśli w głowie miała kompletną pustkę, a jej myśli bezustannie uciekały do Dimitra i porannej rozmowy. Obie te sprawy były ciężkie i sama nie była pewna z którą w tym momencie wolała się zmierzyć.
Dimitr zatrzymał się przed jedną z cel. Isabeau wyminęła go, po czym – nie dbając o klucz, skoro dysponowała telepatycznymi zdolnościami – z pomocą mocy otworzyła zardzewiałe drzwi i weszła do środka. Spojrzała z niejaką pogardą na brudną, wilgotną i wyziębioną celę, ostatecznie jednak przełamała się i ignorując to wszystko, skupiła się na Heath’cie.
Chłopak siedział na czymś, co kiedyś musiało przypominać materac i chyba spał. Tak przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, kiedy jednak powoli do niego podeszła, raptownie poderwał głowę.
Jego oczy zatrzymały się na jej twarzy.
Westchnęła.
– Dobra, chłopaku – rzuciła, starając się sprawiać wrażenie osoby, która ma pojęcie co robi. Faktycznie nie wiedziała nic i w jakimś stopniu liczyła na cud. – Cholernie namieszałeś, ale mniejsza z tym. Jeśli mam chociaż próbować cię z tego wyciągnąć, zrób dla mnie i siebie przynajmniej tyle, że kiedy tam pójdziemy, będziesz stał z buzią na kłódkę i najlepiej gapił się w ziemię. Miałam cholernie ciężki tydzień, dlatego wolałabym nie musieć później wyjaśniać twojej siostrze, dlaczego jej brata trzeba zdrapywać żyletką z pobliskich murów i bruku.
Patrzył na nią beznamiętnie i milczał, kiedy jednak skoczyła mówić, powoli skinął głową. Zrozumiała, że wątpi w to, że cokolwiek się uda i osobiście nie miała mu tego za złe – sama nie wierzyła, że nagle wymyśli coś genialnego.
Ale nie miała wyboru.
Powoli wycofała się, kierując się w stronę wyjścia z celi i nawet nie sprawdzając, czy Heath idzie za nią.
– Świetnie – mruknęła z entuzjazmem, którego nie odczuwała. – Zabawę czas zacząć.

2 komentarze:

  1. Cudo ! mam nadzieję że go nie zabijesz :c a co tam u naszej nessi.
    życzę weny. Anja : *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie. Skoro tak przywiązałaś się do samego Heatha, prawdopodobnie zamordujesz mnie za niektóre plany, ale zobaczymy. Cudownie, że się podoba.
      Nessie... Cóż, nie planowałam nic z jej perspektywy w najbliższym rozdziale, ale kto wie - może coś zamieszczę. Jeśli nie, coś i tak pojawi się za kilka notek, więc spokojnie.

      Nowy rozdział już się piszę, to mogę zapewnić.
      Pozdrawiam,
      Nessa.

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa