Isabeau
Pierwsze promienie słońca
wydobyły świetlne refleksy z rozrzuconych na poduszce ciemnych włosów
Isabeau. Leżała naga, okryta jedynie cienkim prześcieradłem, na olbrzymim łożu w komnacie
Dimitra. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wampir uwielbia sobie dogadzać, ale
i tak zdziwiły ją wymiary mebla, kiedy nieśmiertelny na rękach wniósł ja
do swojego pokoju; chyba jedynie to wtedy rozproszyło jej uwagę i to
jedynie na ułamek sekundy, bo zaraz znów straciła świadomość, zatracając się w coraz
bardziej namiętnych pocałunkach.
Zamrugała;
powieki uniosły się, ukazując parę błyszczących, idealnie niebieskich oczu.
Chwilę błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, póki nie odnalazła lśniącego
subtelnie w świetle poranka, stojącego tuż przy oknie Dimitra. Stał do
niej plecami, ale nagle jakby wyczuł jej spojrzenie i instynktownie się
odwrócił; ich spojrzenia się spotkały, jego krwiste tęczówki zaś lśniły tak
intensywnie, jak nigdy dotąd. To, co wydarzyło się nocą, całkowicie go odmieniło,
wprawiając wręcz w euforię – tak szczęśliwy nie był chyba nigdy, a potrafiła
przywołać w pamięci wiele momentów, kiedy się uśmiechał.
– Dzień
dobry, moja ty Nemezis – wymruczał tym samym lekko zachrypniętym głosem, co w momencie,
w którym wręcz błagał ja, żeby się kochali. Na samo wspomnienie tamtego
cudownego momentu, przeszedł ją pełen rozkoszy dreszcz. – Czego sobie życzy
moja królowa? – dodał, bez pośpiechu pokonując dzielącą go od łóżka odległość.
W
przeciwieństwie do Isabeau był kompletnie ubrany i odświeżony. Jak zwykle
postawił na nietypowe połączenie elegancji i nieładu – miał na sobie
czarne spodnie i nieskazitelnie białą koszulę, rozpiętą przy szyi; to było
bardziej niebezpieczne niż gdyby nie miał na sobie nic, bowiem fragment jego
idealnej klatki piersiowej, który była w stanie zobaczyć, kusił ją
bardziej niż cokolwiek innego. Włosy miał w lekkim nieładzie, lśniące oczy
zaś zdradzały, że kiedy spała musiał się pożywić.
Ułożył się
przy niej, podpierając na jednym łokciu. W wolnej ręce trzymał
najzwyklejszą w świecie szklankę, w jednej trzeciej wypełnionej
rubinowym płynem. Gdyby nie słodki zapach, który momentalnie zidentyfikowała
jak krew, pomyślałaby, że to wino albo inny, bez wątpienia wykwintny alkohol; w końcu
Dimitr zasługiwał na to, co najlepsze.
Usiadła,
przeciągając się lekko, po czym starannie okryła się pościelą, podciągając ja
aż po samą szyję. Jego oczy śledziły każdy jej ruch, dokładnie go analizując,
mina zaś zdradzała, że nie jest z obrotu spraw zadowolony. Uśmiechnęła się
figlarnie, po czym z nadmierna precyzją poprawiła okrycie, najzwyczajniej w świecie
się z nim drażniąc.
Z gardła
wyrwało mu się ciche warknięcie, którego najwyraźniej nie kontrolował. Ten
nieoczekiwany dźwięk sprawił, że roześmiała się, co jedynie sprowokowało go do
tego, żeby się na nią rzucił. Chyba jedynie obdarzony doskonałym refleksem
wampir był w stanie w porę odstawić szklankę z cennym płynem na
stolik nocny i niemal w tym samym momencie zaatakować, swoim
marmurowym ciałem przyciskając ją do materaca.
Jego palce
zacisnęły się na jej nadgarstkach, unieruchamiając je nad głowa.
– Nie
drażnij mnie, Nemezis – wymruczał jej wprost do ucha, rozbawiony. Jego słodki,
zimny oddech owinął się wokół niej i sprawił, że znów zadrżała. – Chyba
nie chcesz, żebym posunął się do nadużycia władzy, kapłanko – zagroził, ale
zdawała sobie sprawę z tego, że w życiu by tego nie zrobił; Dimitr
Falcone był chyba bardziej honorowy od Gabriela, chociaż to wydawało się
niemożliwe.
Znów tylko
się uśmiechnęła i pozwoliła się pocałować. Usta miała już spuchnięte, a ciało
obolałe od wszystkich nocnych pieszczot, ale w gruncie rzeczy wcale jej to
nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – to był przyjemny ból i cena, którą
warto było zapłacić, żeby chociaż na moment zapomnieć o wszystkich problemach
i zatracić się w bezgranicznej, bezwarunkowej miłości, którą dawał
jej Dimitr.
Raz jeszcze
musnęła wargami jego usta, po czym stanowczo odepchnęła wampira od siebie.
Przez moment wyglądał na gotowego do protestów, ostatecznie jednak bardzo
niechętnie się odsunął i pozwolił jej usiąść.
– Wasza
wysokość wybaczy – powiedziała z naciskiem, nie przestając złośliwie się
uśmiechać – ale teraz najwyższa pora wstać. A ja potrzebuję coś zjeść –
dodała, po czym sięgnęła po szklankę, którą zostawił i patrząc mu w oczy,
wzięła łyk krwi. Odstawiła puste naczynie i – nie mogąc się powstrzymać – z lubością
oblizała wargi. – Dobrze by też było, gdybyś przestał mi grozić, bo dysponuję
mocą, która bez trudu byłaby w stanie cię zdetonować.
Zsunęła się
z łóżka i wstała, owijając się kołdrą jak ręcznikiem. Nie miała
pojęcia, gdzie też podziało się jej ubranie, nie widziała zresztą powodów do
tego, żeby go szukać – teraz marzyła jedynie o kąpieli i założeniu
czegoś świeżego. Co prawda równało się to z dość długim spacerem do jej
komnaty, ale…
Zerknęła na
Dimitra.
– Jak
sądzisz, jakie są szansę, że przemknę się do siebie niezauważona? – zapytała
jak najbardziej poważnie, upewniając się, że kołdra ściśle przylega do jej
nagiego ciała.
Dimitr
parsknął śmiechem.
– Niewielkie
– przyznał. Isabeau wytrzeszczyła na niego oczy. – Tutaj mieszkają wampiry,
moja droga. Co prawda spotkałaś jedynie Lucasa i Matthew, ale to
największe pleciugi w rezydencji i najprawdopodobniej rozniosły
wieści jeszcze zanim dobrze zamknęliśmy drzwi do sypialni – stwierdził, ale nie
wyglądał się być tym stanem rzeczy przejęty.
W
przeciwieństwie do Isabeau, która ostatecznie doszła do wniosku, że bez sensu
wszczynać awanturę. Wczoraj może i byłaby do tego zdolna, ale teraz czuła
się tak błogo i dobrze, że zachowanie spokoju przyszło jej bez trudu.
– No cóż,
to po prostu cudownie – westchnęła. – Tylko nie wyobrażaj sobie niewiadomo
czego, Dimitrze. Nie zapominaj, że jedna noc w gruncie rzeczy niczego nie
zmienia – dodała, nerwowo przeczesując włosy palcami, żeby doprowadzić je do
przynajmniej względnego porządku; kilka czarnych loków zostało pomiędzy nimi,
więc strzepnęła je niedbałym gestem.
Przez jego
twarz przemknął cień, ale szybko się opanował. Powoli podniósł się z materaca
i zanim się obejrzała, już obejmował ją od tyłu, zamykając w silnym
uścisku. Chociaż nie chciała, jej ciało momentalnie się rozluźniło, poddając
jego dotykowi. Chłodny oddech pieścił skórę jej karku, a chwilę później
Dimitr musnął wargami jej obnażoną szyję.
Chwilę
później usłyszała tuż przy uchu jego szept:
– A właściwie
dlaczego nie? – zapytał spokojnie, dodatkowo masując jej ramiona. – Dlaczego
nie…? A gdybym teraz poprosił, żebyś została? – dodał nagle.
Zesztywniała
i odwróciła się w jego stronę; kołdra wyślizgnęła jej się z rąk i opadła
na podłogę, kiedy machinalnie położyła obie dłonie na jego torsie.
– Słucham?
Położył
obie ręce na jej biodrach i mocniej przyciągnął ją do siebie. Jego oczy
wręcz płonęły, zdradzając podekscytowanie; cokolwiek przyszło mu do głowy,
zaczynał być coraz bardziej do swojego pomysłu przekonany.
– Zostań ze
mną, Isabeau – powiedział jak najbardziej poważnie; patrzył jej w oczy z taką
intensywnością, że świat nagle zawirował. Szybko mówił dalej, żeby nie miała
okazji zaprotestować albo próbować uciec. – Proszę cię. Sama nie wiesz, jak
długo na ciebie czekałem. A teraz zobacz, jak łatwo jest nam być razem –
nalegał. – Proszę, po prostu zostań. Przy mnie, jak moja królowa. I jako
dowódczyni straży. Wszyscy moi ludzie będą na twoje rozkazy, wszystko czego
zapragniesz momentalnie się ziści… Zanim tutaj przybyłaś, miasto zaczynało
podupadać, ale ja po prostu wiem, że ktoś z takim charakterem, zdecydowany
i jednocześnie pełen ciepła dla dzieci, bez trudu podniesie je na nogi. –
Jego dłonie przeniosły się na jej ramiona, kiedy pod wpływem emocji zdecydował
się nią potrząsnąć. – Gdybyś tylko się zgodziła, moglibyśmy…
Kusił ją, a ona
mimowolnie go słuchała, całkowicie sparaliżowana i oszołomiona jego
słowami. Tym bardziej, że perspektywa, którą przed nią roztaczał, był prosta do
wyobrażenia sobie – i niepokojąco realna. Gdyby zdecydowała się zostać,
wszystko naprawdę działoby się dokładnie tak, jak mówił i jak mogłoby się
stać już przed laty, gdyby w jej życiu nigdy nie pojawił się Drake, a Aldero
nie umarł.
To wydawało
się być im oboje pisane już w dniu, kiedy Dimitr Falcone stał się dla niej
kimś ważnym. Był starszy od niej, co prawda zaledwie o pół wieku – w świecie
nieśmiertelnych było to właściwie niczym – ale jednak dawał jej poczucie
bezpieczeństwa i siły, których jak każda kobieta potrzebowała. O tak,
nawet ona – samowystarczalna i silna, świetnie radząca sobie w pojedynkę
– Isabeau Licavoli, potrzebowała wsparcia kogoś silniejszego.
A Dimitr
wydawał się być wprost stworzony do tej roli. Z tego, co opowiadała jej
Allegra, wprowadził się do Miasta Nocy jakiś rok przed narodzinami Isabeau. Od
początku jasne było, że ma dryg do organizowania i potrafi przewodzić,
dlatego nikogo właściwie nie zdziwiło to, że ostatecznie stał się najbardziej
wpływową istotą w okolicy. Nawet wilkołaki musiały przyznać, że idealnie
nadawał się do tej roli, nawet jeśli był wampirem, co naturalnie nie do końca
im odpowiadało.
Przy tym –
co najważniejsze – był tak ludzki, jak tylko wampir, który nie rezygnuje z picia
ludzkiej krwi być może. Uprzejmy, czarujący i zdecydowanie skromny, nawet
teraz bowiem nie odniosła wrażenia, że władza uderzyła mu do głowy. W przeciwieństwie
do Volturi, którzy niby pilnowali porządku na świecie, co było dobre, ale też
próbowali manipulować wampirami według własnego uznania i wykorzystywali
różne sztuczki, byleby zasilić swoje szeregi tymi, którzy dysponowali
najbardziej niezwykłymi darami. Nie bez powodu telepaci preferowali Miasto
Nocy, gdzie władza Aro i jego braci nie sięgała.
Dimitr
niewiele mówił o sobie, ale Isabeau to nie przeszkadzało, sama bowiem była
podobna. Przyjaźnili się odkąd spotkała go po raz pierwszy, kiedy wracając o Tiah
wpadła na niego, kiedy przechadzał się w okolicy świątyni. Wyglądała wtedy
na jakieś piętnaście lat, ale od razu urzekła tego niezwykłego wampira; zaczęli
się spotykać i sama nie była pewna, kiedy ze strony Dimitra przerodziło
się to w tam silne uczucie.
Kiedyś
opowiedział jej, że jego matka pochodziła z Rosji, chociaż jego powiązania
z tym krajem domyśliła się już, kiedy usłyszała jego imię. Nazwisko
zdradzało włoskie korzenie i faktycznie, tam właśnie się wychował.
Niechętnie wspominał o swoim ludzkim życiu, nigdy bowiem nie poznał swoich
biologicznych rodziców; słyszał o nich jedynie od opiekunów domu dziecka w którym
się wychowywał i nigdy nie był ich ciekaw. Isabeau wiedziała, że nawet
teraz miał im żal za to, że go porzucili, niezależnie od przyczyn takiej
decyzji.
Zawsze był
zaradny, bez trudu więc znalazł pracę po osiągnięciu pełnoletniości. Być może
to była forma daru, ale zawsze łatwo wzbudzał zaufanie i szybko awansował,
dlatego w szybkim tempie z biednego dzieciaka stał się dobrze
sytuowanym, pożądanym w swoim mieście mężczyzną. Podejrzewał, że właśnie
majętność go zgubiła, zawsze bowiem kręciło się w jego kręgu wiele zainteresowanych
kobiet. Dimitr był przystojny i czarujący, więc oczywiste się wydawało, że
go pożądały, jednocześnie jednak jasne stało się, że znamienitej większości
zależało również na bogatym za mąż pójściu.
Miał
dwadzieścia trzy lata, kiedy do miasteczka wprowadziła się Genevieve. Isabeau
pamiętała teraz, że poczuła ukłucie zazdrości, kiedy opowiadając, Dimitr zaczął
wychwalać urodą młodej damy, która naturalnie okazała się wampirzycą.
Twierdził, że chyba nie widział równie uroczego stworzenia o tak płomiennych
włosach i ciemnych oczach – Genevieve nigdy nie pokazywała się w towarzystwie,
kiedy była najedzona, wtedy bowiem zbyt rzucałyby się w oczy jej krwiste
tęczówki. Żyła już na tyle długo, żeby dostatecznie radzić sobie z pragnieniem,
dlatego doskonale wiedziała co robi i pozwalała sobie na takie ryzyko.
Nie
potrafił wytłumaczyć ani jej, ani nawet samemu sobie, dlaczego wampirzyca się
nim zainteresowała. Tak czy inaczej, jak każda nieśmiertelna była doskonałą
uwodzicielką, dlatego nie musiała się nawet starać, żeby w szybkim czasie
oczarować Dimitra. Był nią zachwycony do tego stopnia, że przez długi okres
czasu właściwie nie zastanawiał się, dlaczego jego partnerka pokazuje się
jedynie nocą, a w spojrzeniu jej czarnych tęczówek kryje się jakaś
groźba; coś drapieżnego, co powinno zwrócić jego uwagę…
Wiosną,
jakieś trzy miesiące po tym, jak zaczęli się spotykać, coś w niej pękło.
Podczas ostatniej nocy, którą Dimitr spędził jako człowiek, Genevieve – zwinna i cicha
niczym dziki kot – wkradła się do jego sypialni. Kiedy zaspany rozejrzał się
dookoła, ujrzał ją pochyloną nad swoim łóżkiem; tym razem jej oczy miały barwę
krwi – rubinowe i przerażające; sprawiły, że w ciągu kilkunastu
sekund, które mu dała, zaczął dogłębnie analizować czy ma do czynienia z aniołem,
czy może jednak uwiódł go jakiś demon.
Nie miał
okazji sformułować wniosku – Genevieve nagle zaatakowała, a potem jego
ciałem wstrząsnęły spazmy bólu. Palący jego ciało jad, a później
przebudzenie były ostatnimi wspomnieniami, które Dimitr był w stanie przywołać.
Jeśli zaś chodziło o jego stwórczynię, wampirzyca zniknęła tej samej nocy,
której go ukąsiła i nigdy więcej o niej nie słyszał. Po prostu go
zostawiła, całkowicie zdezorientowanego i skazanego na ciągle dręczące go
pragnienie nad którym nie był w stanie do końca zapanować.
Podobnie
jak do tej pory, wszystko do czego doszedł, zawdzięczał wyłącznie sobie. W pojedynkę
musiał poznawać świat nieśmiertelnych, powoli dowiadując się kim jest i jak
od tej pory musi funkcjonować. Sporo podróżował – zwiedził niemal całą Europę i część
Ameryki – ostatecznie trafiając do Miasta Nocy, gdzie postanowił w końcu
osiąść się na stałe. Zupełnie, jakby urodził się właśnie po to, żeby trafić do
tego miejsca i pomóc je zmieniać.
Oboje z Isabeau
sądzili, że to zadziwiające.
A teraz
byli tutaj, a on prosił ją, żeby została i przez moment – tylko przez
moment – przeszło jej przez myśl, że to podobna sytuacja. Gdyby świat był
prosty, a uczucia nieskomplikowane, nie miała wątpliwości, że w tym
momencie zdecydowanie powinna się zgodzić – po prostu powiedzieć „tak”, żeby
jej życie wskoczyło na właściwy tor. Gdyby to było proste, bez wątpienia byliby
sobie przeznaczeni, dlatego decyzja byłaby łatwa.
Ale świat
nie był łaskawy, a życiu dlatego było do tego, żeby określić je mianem „prostego”.
Wiele się wydarzyło, tym samym zmieniając wszystko. Aldero umarł, ona zakochała
się w Drake’u, nosiła pod sercem jego dzieci i już dawno zdecydowała
się porzucić wszystko to, co łączyło ją z Miastem Nocy. Jedna noc w objęciach
Dimitra, obojętnie jak rozkoszna, nie mogła i nie była w stanie
niczego zmienić.
Milczała,
uparcie wpatrując się w przestrzeń, podczas gdy od nie odrywał wzroku od
jej twarzy; czekał, chociaż gdzieś w głębi serca musiał wiedzieć, że ona…
Że ona…
Złociste
promienie słońca wpadły przez okno, barwiąc cały pokój na złoto i pomarańczowo
oraz wprawiając ich splecione ze sobą ciała w lśnienie. Jej idealnie
alabastrowa skóra połyskiwała subtelnie, podczas gdy Dimitr wręcz lśnił, jakby
jego ciało pokrywały diamenty.
To dało jej
okazję, żeby muc uniknąć odpowiedzi.
– Świta… – powiedziała
cicho, stanowczo wyplątując się z jego objęć i schylając się po
kołdrę. Wyprostowała się, po czym narzuciła na siebie okrycie, tym razem
podtrzymując je zdecydowanie mocniej. – Musimy iść na plac. Obiecałeś, że ogłoszę
decyzję o świcie – przypomniała mu obojętnym tonem, pierwszy raz ciesząc
się, że jest odpowiedzialna za los starszego brata Sunny.
Spojrzała
mu krótko w oczy, po czym – nie dodając niczego więcej – bez słowa
wymaszerowała z komnaty; jej dobry nastrój znikł bezpowrotnie, Isabeau zaś
niechętnie dodała konieczność odmowy Dimitrowi do długiej listy problemów,
którą dysponowała.
Więzienie znajdowało się
niedaleko placu. Był to wysoki, solidny budynek z kamienia. Chociaż na
zewnątrz było wyjątkowo jasno, wewnątrz wszystko wydawało się ponure, wilgotne i nieprzyjemnie
zimne.
Kiedy w towarzystwie
Dimitra, Isabeau szybkim krokiem szła przez długi korytarz, który prowadził do
cel – w tym tej, w której zamkniętą Heatha – czuła, jak raz po raz
przechodzą ją dreszcze; było to zdecydowanie odmienne doznanie od tego, co
czuła rano, kiedy to leżąc u boku wampira, wzdrygała się z rozkoszy.
Dimitrowi
zaskakująco łatwo przychodziło udawanie, że wszystko jest w porządku.
Zachowywał się naprawdę cudownie i łatwo jej było zapomnieć, że rano padły
między nimi słowa, które mogły zmienić wszystko. Nie odpowiedziała mu i czuła
się przez to niezręcznie w jego towarzystwie, Dimitr jednak nie naciskał,
pozwalając jej wszystko przemyśleć i podjąć sensowną decyzję.
Z tym, że
ona już wiedziała…
Wyjątkowo
cieszyła się, że mieli towarzystwo. Carlisle i Esme naturalnie chcieli im
towarzyszyć, za Dimitrem zaś niczym cienie podążali bracia Pavarotti, dziwnie
milczący i przygaszeni, jakby wiedzieli o tym, co wydarzyło się rano i znali
odpowiedź Isabeau. Sunny zostawili na placu, nie chcąc ciągnąć ją po tym
miejscu; nie dało się jej odwieść od udziału w procesie, więc przynajmniej
tyle mogli zrobić.
Idąc
korytarzami więzienia, Isabeau uprzytomniła sobie, że ostatecznie nie wymyśliła,
co powinna powiedzieć wszystkim tym, którzy oczekiwali sensowego wyroku z jej
strony. Nocą zajęło ją coś zupełnie innego, przez co zupełnie zapomniała o bracie
Sunny i tym, że jest odpowiedzialna za jego dalszy los. Teraz miała o to
do siebie pretensje, ale to już i tak nie miało niczego zmienić.
Czas
uciekał nieubłaganie, a ona musiała zdecydować. Nie chciała tej
odpowiedzialności, ale przecież gdyby ją odrzuciła, chłopaka bez wątpienia
czekałaby śmierć. Nawet jeśli w głębi ducha po części zgadzała się z takim
rozwiązaniem, przecież nie mogła tego zrobić małej, bezbronnej Sunny –
zwłaszcza, że Heath zaatakował przez pomyłkę i to właśnie po to, żeby
bronić swojej siostrzyczki.
Tym
bardziej musiała mu pomóc, nawet jeśli w głowie miała kompletną pustkę, a jej
myśli bezustannie uciekały do Dimitra i porannej rozmowy. Obie te sprawy
były ciężkie i sama nie była pewna z którą w tym momencie wolała
się zmierzyć.
Dimitr
zatrzymał się przed jedną z cel. Isabeau wyminęła go, po czym – nie dbając
o klucz, skoro dysponowała telepatycznymi zdolnościami – z pomocą
mocy otworzyła zardzewiałe drzwi i weszła do środka. Spojrzała z niejaką
pogardą na brudną, wilgotną i wyziębioną celę, ostatecznie jednak
przełamała się i ignorując to wszystko, skupiła się na Heath’cie.
Chłopak
siedział na czymś, co kiedyś musiało przypominać materac i chyba spał. Tak
przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, kiedy jednak powoli do niego
podeszła, raptownie poderwał głowę.
Jego oczy
zatrzymały się na jej twarzy.
Westchnęła.
– Dobra,
chłopaku – rzuciła, starając się sprawiać wrażenie osoby, która ma pojęcie co
robi. Faktycznie nie wiedziała nic i w jakimś stopniu liczyła na cud.
– Cholernie namieszałeś, ale mniejsza z tym. Jeśli mam chociaż próbować
cię z tego wyciągnąć, zrób dla mnie i siebie przynajmniej tyle, że
kiedy tam pójdziemy, będziesz stał z buzią na kłódkę i najlepiej
gapił się w ziemię. Miałam cholernie ciężki tydzień, dlatego wolałabym nie
musieć później wyjaśniać twojej siostrze, dlaczego jej brata trzeba zdrapywać
żyletką z pobliskich murów i bruku.
Patrzył na
nią beznamiętnie i milczał, kiedy jednak skoczyła mówić, powoli skinął
głową. Zrozumiała, że wątpi w to, że cokolwiek się uda i osobiście
nie miała mu tego za złe – sama nie wierzyła, że nagle wymyśli coś genialnego.
Ale nie
miała wyboru.
Powoli
wycofała się, kierując się w stronę wyjścia z celi i nawet nie
sprawdzając, czy Heath idzie za nią.
– Świetnie
– mruknęła z entuzjazmem, którego nie odczuwała. – Zabawę czas zacząć.
Cudo ! mam nadzieję że go nie zabijesz :c a co tam u naszej nessi.
OdpowiedzUsuńżyczę weny. Anja : *
Dziękuję ślicznie. Skoro tak przywiązałaś się do samego Heatha, prawdopodobnie zamordujesz mnie za niektóre plany, ale zobaczymy. Cudownie, że się podoba.
UsuńNessie... Cóż, nie planowałam nic z jej perspektywy w najbliższym rozdziale, ale kto wie - może coś zamieszczę. Jeśli nie, coś i tak pojawi się za kilka notek, więc spokojnie.
Nowy rozdział już się piszę, to mogę zapewnić.
Pozdrawiam,
Nessa.