Renesmee
♪ After We Fall – „Torn in two”
Gabriel był nieugięty – pierwszy
raz od dawna. Wydawało mi się, że potrafię już na niego wpływać, okręcając go
sobie wokół palca równie sprawnie, co on mnie, ale teraz wiedziałam, że się
myliłam. Kiedy mi ulegał, to była przede wszystkim jego dobra wola i teraz
to wiedziałam. W istotnych sytuacjach wciąż pozostawał mistrzem perswazji i teraz
się o tym przekonałam.
Kiedy
ukochany powiedział, że idziemy na spacer – we czwórkę, my i dzieciaki – spojrzałam
na niego pytająco, ale natychmiast się zgodziłam. Denerwowało mnie, że Gabriel
uparcie blokuje przede mną dostęp do swojego umysły, ale postanowiłam o nic
nie pytać. Jeśli chciał mi zrobić niespodziankę, zamierzałam mu na to pozwolić,
obojętnie jak bardzo nie lubiłam tej formy dawania prezentów. Pomińmy fakt, że w ogóle
nie przepadałam za dostawaniem upominków.
Ale kiedy
Gabriel oznajmił, że zamierza zasłonić mi oczy, tego było już dla mnie za
wiele. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i warknęłam
rozdrażniona.
– Słucham? –
zapytałam, dając mu jeszcze okazję, żeby się rozmyślił i wycofał. Miałam
nadzieję, że żartował.
Ale jego
spojrzenie było jak najbardziej poważne.
– Powiedziałem,
że chcę, żebyś zasłoniła oczy – powtórzył uprzejmym, ale nieznoszącym sprzeciwu
tonem, który całkiem wytrącił mnie z równowagi.
Zmierzyłam
go wzrokiem, ale stał nieugięty i wciąż mi się przypatrywał, odrobinę
jedynie zniecierpliwiony. Doszłam do wniosku, że właśnie osiągnęliśmy impas – żadne
z nas nie zamierzało odpuścić i to właśnie był problem.
Postanowiłam
dać za wygraną, ale pod jednym warunkiem.
– A niech
cię – westchnęłam. – Dobrze, ale chcę wiedzieć dokąd idziemy – zażądałam, wspierając
dłonie na biodrach.
Uśmiechnął
się.
– Do lasu –
odparł po prostu i zrobił krok w moją stronę, ale się cofnęłam. – Odpowiedziałem.
Chyba taka była umowa, czyż nie?
– To nie
jest odpowiedź! – zdenerwowałam się i... tupnęłam nogą. Było to tak żenujące,
że w jednej chwili zapragnęłam, żeby ktoś mnie zabił. – Dokąd konkretnie w tym
lesie – dociekałam, chcąc zmienić temat i sprawić żeby zapomniał o mojej
reakcji.
Gabriel
uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał na mnie tak pobłażliwie, jakbym
była dzieckiem, wyjątkowo niemądrym na dodatek. Poczułam się urażona i przez
moment miałam ochotę powiedzieć, że w takim razie nigdzie nie idę, chociaż
naturalnie tego nie zrobiłam.
– Przykro
mi, skarbie, ale gdybym ci wszystko powiedział, cały nasz spacer mijałby się z celem
– wyjaśnił mi ukochany, spoglądając na mnie przepraszająco. – Zrób to dla mnie i przestań
wszystko utrudniać, bo będę musiał cię uprowadzić – dodał i zrozumiałam,
że w tym momencie wcale nie żartował.
No cóż,
akurat do tego, czy byłby w stanie spełnić swoją groźbę nie miałam
najmniejszych wątpliwości. Gabriel był na tyle sprytny i silny, że pewnie
jakoś udałoby mu się mnie obezwładnić i nawet siłą zaciągnąć tam, gdzie
planował, nawet jeśli przez to miałby małe problemy z upilnowaniem Alessi i Damiena.
Niestety, ale byłam na z góry przegranej pozycji.
Wydęłam
usta.
– Nienawidzę
cię – skapitulowałam, jednocześnie wypowiadając największe kłamstwo w historii
tego świata.
Moje słowa
były tak żałosne i nieprzewidywalne, że Gabriel jedynie roześmiał się.
Widziałam, że jego czarne oczy błyszczą, zdradzając samozadowolenie i to,
że najwyraźniej nie mógł doczekać się, żeby wcielić w życie to, co
planował. Wydał mi się również odrobinkę zdenerwowany, ale to prawdopodobnie
sobie wyobraziłam, chcąc przekonać samą siebie, że jednak udało mi się go
chociaż troszeczkę zranić swoim fałszywym wyznaniem.
– Nie ty
pierwsza, nie ostatnia – stwierdził spokojnie, po czym przeniósł wzrok na nasze
dzieci, które z zainteresowaniem obserwowały wymianę zdań, którą
prowadziliśmy. Nawet Alessia i Damien nie przejęli się tym, co
powiedziałam, co jedynie potwierdzało fakt, że było to żałosne kłamstwo. – Damien,
kochanie, mam dla ciebie specjalne zadanie – oznajmił synkowi, rozkładając
ręce.
Mały
momentalnie zrozumiał intencje ojca i bez wahania wskoczył mu w ramiona.
Gabriel bez słowa wyjaśnienia wziął Damiena na ręce i zanim się
obejrzałam, posadził mi chłopczyka na ramionach. Bez trudu uniosłam drobne
ciałko – jedynie na początku zachwiałam się lekko, ale to dlatego, że zupełnie
się tego nie spodziewałam.
– Pilnuj,
żeby mamusia nic nie zobaczyła – polecił Damienowi, uśmiechając się w ten
swój olśniewający sposób, który zawsze przyprawiał mnie o palpitacje
serca.
Było to
ostatnim, co zobaczyłam, chwilę później bowiem mój synek zasłonił mi oczy.
Niestety, Gabriel dobrze to sobie zaplanował, bo opaskę z materiału
mogłabym jakoś obejść, ale dłonie Damiena już niekoniecznie. Nie mogłam nawet
próbować Damiena zrzucić – taka opcja zupełnie nie wchodziła grę i Gabriel
to wiedział.
Powoli
wypuściłam powietrze z płuc, w duchu powtarzając sobie, że muszę to
wytrzymać. Zemścić się na ukochanym mogłam później – oczywiście pod warunkiem,
że miało wystarczyć mi samozaparcia. Niestety, ale nie potrafiłam się na
Gabriela długo gniewać, co zdrajca z premedytacją wykorzystywał, żeby
robić chociażby to, co w tym momencie.
– A ja?
– zapytała urażonym tonem Alessia.
Przynajmniej
wciąż pozostawał mi słuch. Gdyby i tego jakimś cudem mnie pozbawiono, prawdopodobnie
bym oszalała. Momentalnie przypomniałam sobie pozbawiony jakichkolwiek kolorów,
dźwięków i zapachów świat, w którym znalazłam się, kiedy straciłam
przytomność po tym, jak przy porodzie Carlisle wstrzyknął mi jad i zadrżałam.
Siedzący na moich plecach Damien przezornie wzmocnił uścisk, żeby przypadkiem
nie spaść.
– Moją
księżniczkę noszę na rękach – odpowiedział spokojnie córce Gabriel i prawie
na pewno nachylił się, żeby wziąć małą na ręce.
– Wydawało
mi się, że to ja jestem twoją księżniczką – zauważyłam, próbując podejść go
inaczej i pod pozorem zwyczajnej rozmowy spróbować dowiedzieć się, co też
ten mój kochany wariat planuje.
Nie
widziałam jego twarzy, ale mogłam sobie wyobrazić, że Gabriel spogląda na mnie i znów
czarująco się uśmiecha. Nawet wspomnienie wystarczyło, żeby puls gwałtownie mi
przyśpieszył. Jak nic powinnam zacząć leczyć się psychiatrycznie,
pomyślałam zrezygnowana.
Ciepła dłoń
ujęła moją własną, zamykając ją w silnym uścisku. Poddałam się temu, jak
zwykle czując, że przy Gabrielu nic mi nie grozi. Chociaż wciąż miałam
wątpliwości do jego planów (przede wszystkim dlatego, że ich nie znałam),
pozwoliłam, żeby ukochany wziął mnie za rękę i prowadził, kiedy już
ruszymy się z miejsca.
– Ty jesteś
moją królową – poprawił mnie i to była ostatnia rzecz, jaką w tym
momencie miał mi do powiedzenia.
Kiedy
ruszył przed siebie, nie pozostało mi nic innego, jak spróbować zaufać mu na
tyle, żeby był w stanie mnie prowadzić. Czułam się dziwnie, na oślep
biegnąć pomiędzy drzewami; wymijałam je instynktownie, poza tym wierzyłam, że
Gabriel nie pozwoli, żebym przypadkiem na coś wpadła, tym bardziej, że na
plecach wciąż miałam Damiena. Chociaż biegliśmy zdecydowanie wolniej niż
zazwyczaj, to i tak mnie nie uspokajało, bo po prostu bałam się o dziecko.
Próbowałam
radzić sobie bez wzroku i z pomocą innych zmysłów zorientować się,
gdzie Gabriel mnie prowadzi, ale nie byłam w stanie. To, co słyszałam,
zupełnie nic mi nie mówiło – nasze oddechy, bicia serc i typowe odgłosy
lasu, które nie mówiły nic na temat tego, gdzie zmierzamy. Z zapachami
było podobnie – słodycz nieśmiertelnego oraz leśnej flory i fauny mieszały
się ze sobą, tworząc obezwładniającą mieszankę, która mnie dezorientowała.
Czułam, że
lodowate powietrze chłoszcze mnie po twarzy, ale nie było to nieprzyjemnym
doznaniem. Odkąd mój organizm wrócił po ciąży do normy, czułam się
fantastycznie i nie byłam już tak bardzo podatna na temperaturę. Być może
najgorszy okres miałam już za sobą i miałam w końcu stać się równie
odporna, co Licavoli. A przynajmniej liczyłam, że tak się stanie, bo nie
chciałam, żeby wszyscy non stop patrzyli na mnie jak na kruchego człowieka.
Po
kilkunastu minutach biegu ostatecznie straciłam poczucie czasu i kierunku.
Wciąż próbowałam dowiedzieć się, gdzie zmierzamy, chociaż powoli zaczynałam się
godzić z tym, że przed dotarciem na miejsce się tego nie dowiem. Umysł
Gabriela był przede mną zamknięty, podobnie dzieci – wiedziałam, że to sprawka
chłopaka, musiał bowiem przewidzieć, że spróbuję z pomocą ich wspomnień
rozeznać się w okolicy – dlatego ostatecznie pogodziłam się z tym, że
jestem zdana na prowadzącego mnie za rękę nieśmiertelnego.
Nagle coś
się zmieniło. Nie była to jakaś wyraźna zmiana, ale tak bardzo wyczuliłam
wszystkie dostępne mi zmysły, że momentalnie ją wychwyciłam. Powietrze nagle
stało się jakby nieco cieplejsze; zniknęły lodowate podmuchy wiatru, co
pozwoliło mi domyślić się, że drzewa rosną tutaj zdecydowanie gęściej i chronią
nas przed chłodem. Zrobiło się również ciemniej; chociaż nieboskłon Forks jak
zwykle zasnuty był gęstymi chmurami, wciąż było na tyle jasno, że nawet z zasłoniętymi
oczami pod powiekami widziałam pobłyski bieli. Teraz zniknęły, dlatego
zakładałam, że w miejscu w którym się znajdujemy musi być dość
ciemno. Poza tym przestałam czuć śnieg pod stopami – tutaj przeważała trawa;
doskonale czułam ją pod stopami.
Gabriel
zaczął wytracać prędkość, więc spróbowałam się dostosować, żeby przypadkiem na
niego nie wpaść. Zatrzymaliśmy się i zamarłam w oczekiwaniu,
psychicznie gotując się na to, co miałam zobaczyć, kiedy już odzyskam wzrok.
Miałam
pewne podejrzenia, ale...
– Już – szepnął
cicho Gabriel.
Rączki
Damiena nagle zniknęły i przekonałam się, że mam rację. Nie musiałam
czekać, aż oczy przyzwyczają się do jasności, bo światło było mocno przytłumione
przez gęsty baldachim, które splątane gałęzie drzew tworzyły nad naszymi
głowami. Jak podejrzewałam, dookoła panował półmrok, a na ziemi nie
zalegał śnieg – drzewa rosły tak gęsto, że ani lodowaty wiatr, ani opady nie
były w stanie dosięgnąć tego miejsca.
Znajdowaliśmy
się dokładnie na tej samej polanie, na którą przyprowadził nas Gabriel, kiedy
po zdradzie Layli wraz z Isabeau zdecydowali się potrenować walkę.
Nie
rozumiałam dlaczego ukochany mnie tutaj przyprowadził, dlatego powoli
odwróciłam się w jego stronę. Kiedy tylko się poruszyłam, siedzący wciąż
na moich ramionach Damien delikatnie objął mnie za szyję, żeby nie spaść.
Nie
powiedziałam nic, ale mój wzrok był jasne – zawarte w nim pytanie było
chyba nawet wyraźniejsze, niż gdybym wypowiedziała je na głos. Ale Gabriel nie
odpowiedział, a jedynie uśmiechnął się łagodnie, po czym zamknął oczy;
pionowa zmarszczka pomiędzy jego brwiami oraz moc, która nagle wypełniła
powietrze, dała mi do zrozumienia, że próbuje się skupić.
Wiedziałam,
co zamierza zrobić już w momencie, w którym otoczyła go delikatna,
srebrzysta poświata. Nie szło mu to tak wprawnie, jak Isabeau, ale ostatecznie
udało mu się stworzyć niewielkie kule, które umościły się w strategicznych
miejscach pomiędzy drzewami, oświetlając niewielką polanę delikatnym światłem.
– Nie mamy
zbyt wiele czasu, a chcę wykorzystać atmosferę, dlatego proszę, nie pytaj
mnie o nic – odezwał się cicho. Szept wydał mi się w tym momencie
najbardziej właściwy, dlatego jedynie skinęłam głową. – Dziękuję... – ucieszył
się; uśmiech na jego ustach był wart tej odpowiedzi.
Alessia,
którą trzymał na rękach, okrągłymi oczami obserwowała mieniące się srebrzyste
kule. Wiedziałam, że jest zachwycone.
– Tatusiu,
jakie to piękne... – westchnęła i miałam wrażenie, że ledwo powstrzymuje
się przed wyskoczeniem mu z objęć. Również siedzący na moich plecach
Damien wiercił się niecierpliwie, równie poruszony. – Czy mogę...? – zaczęła
mała, ale nie potrafiła się wysłowić.
Gabriel
posłał naszej córeczce uśmiech.
– Kiedyś
was tego nauczę – obiecał, po czym postawił rozochoconą Alessię na ziemi. – Możecie
się pobawić, czemu nie. Jeśli się postarasz, będą ci posłuszne – zapewnił ją,
zachęcająco popychając w stronę najbliżej zawieszonej kuli.
Nie
chciałam, żeby musiała zbyt długo czekać na brata, dlatego delikatnie zdjęłam
synka ze swoich pleców i pozwoliłam, żeby oddalił się razem z Alessią.
Kiedy na nich spojrzałam, małej akurat udało się dosięgnąć świetlistego punktu,
który odskoczył od niej, zupełnie jakby jej aura go odpychała. Ostatecznie
zarówno ona, jak i Damien zaczęli ganiać stworzoną przez Gabriela poświatę
po całej polanie, tym samym zapewniając nam chwilę wytchnienia.
Podejrzewała,
że to właśnie Gabriel chciał uzyskać, dlatego spojrzałam na niego wyczekująco.
Tym razem
nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, że Gabriel jest zdenerwowany.
Oddychał nieco nierównomiernie, poza tym w pierwszej chwili uciekł
wzrokiem, żeby na mnie nie patrzeć. Nie rozumiałam jego zachowania, ale
czekałam cierpliwie, zamierzając pozwolić mu zapanować nad emocjami i zrobić
to, co planował.
– Wiesz, że
jesteś dla mnie bardzo ważna? Najważniejsza na świecie? – zapytał mnie nagle,
spoglądając mi w oczy.
Zaskoczył
mnie. Spodziewałam się wielu rzeczy – niczego konkretnego, ale z pewnością
niezwykłego, bo to było w jego stylu – ale nie takiego pytania.
Zmarszczyłam czoło, całkowicie zdezorientowana i speszona jego
spojrzeniem.
– Oczywiście,
że wiem – zapewniłam go. – Kochasz mnie. A ja kocham ciebie – powiedziałam,
robiąc krok w jego stronę.
Zapomniałam
o tym, że miałam się na niego wściekać i że powinnam była zażądać
wyjaśnień. W tym momencie nie potrafiłam się na to zdobyć, całkowicie
porażona jego spojrzeniem i tym, jak stał przede mną zdenerwowany i całkowicie
bezbronny.
Położył
dłonie na moich biodrach i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Nasze
twarze dzieliło teraz może jakieś pół metra. Czułam na twarzy jego płytki
oddech, nie mogłam poza tym oderwać wzroku od jego idealnie wykrojonych warg.
Spojrzał mi
w oczy.
– Kocham
cię – powtórzył to, co przecież przed chwilą stwierdziłam. – Bardzo cię kocham.
Ale zastanawiam się, czy to wystarczy – przyznał.
Nagle
zamarłam, przejęta głupią myślą, która nagle przyszła mi do głowy. Podejrzenie
to kłóciło się z entuzjazmem z jakim podchodził do naszego spaceru,
ale wydało mi się... możliwe. Nade wszystko bowiem bałam się, że w którymś
momencie coś w moich zachowaniu skłoni Gabriela do tego, żeby mi
powiedział, że musi mnie zostawić. Chociaż kochaliśmy się, chociaż byliśmy
razem...
To wciąż
było tak nierealne, że miałam wrażenie, że kiedyś mnie zostawi. Nie miało to
żadnego sensu, ale naszła mnie idiotyczna myśl, że to nasze pożegnanie i wkrótce
stanie się coś, co ostatecznie nas rozdzieli.
Strach
chwycił mnie za gardło, serce zaś przyśpieszyło tak bardzo, że miałam wrażenie,
że zaraz wyskoczy mi z piersi. Oczekiwanie w jednej chwili stało się
nie do zniesienia, chociaż jednocześnie nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć co
chłopak ma mi do powiedzenia.
– Gabrielu?
– zapytałam cicho i skarciłam się w duchu za to, że do mojego głosu
wdarła się płaczliwa i niemal błagalna nuta. – Co masz na myśli?
Zmiana w moim
nastroju jeszcze bardziej go zdenerwowała.
– Ja...
W tamtym
momencie wydał mi się młody i zupełnie niedoświadczony; nie przypominał
wcale tego aroganckiego, ponad pięćsetletniego pół-wampira, którego znałam i w którym
się zakochałam. Ten zagubiony Gabriel wydał mi się dziwnie kruchy i obcy.
Powoli
uniósł dłoń, po czym delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Zadrżałam i machinalnie
wtuliłam się w jego tors, pozwalając żeby mocno mnie przytulił.
Gdzieś w tle
usłyszałam śmiechy Alessi i Damiena, ale były jakby daleko.
– Zastanawiam
się, dlaczego łatwiej mi sobie ten moment wyobrazić, zamiast wprowadzić go w życie
– wyznał cicho Gabriel. Wziął kilka głębszych wdechów. – Chciałem to zrobić już
dawno, jeszcze zanim... napotkała nas mała niespodzianka – wyznał i zrozumiałam,
że miał na myśli ciążę – ale nie mogłem się zdecydować. Wciąż obawiałem się
tego, że w którymś momencie cię stracę, że odejdziesz... Ale potem Michael
ci to zaproponował, a ty zostałaś...
W tamtym
momencie straciłam cierpliwość.
– Gabrielu,
przestań mnie dręczyć! – jęknęłam, odsuwając się nieznacznie, żeby znów móc
spojrzeć mu w twarz.
Chciałam
ostatecznie usłyszeć, co ma mi do powiedzenia, niezależnie od tego, czy miało
mi to przysporzyć bólu. Kiedy zaczął się tłumaczyć, doszłam do wniosku, że
chyba jednak nie chodzi o to, że chce mnie zostawić i trochę mnie to
uspokoiło, ale wciąż nie rozumiałam jego intencji. Skoro nie zerwanie, co tak
bardzo go denerwowało.
Zamknął
oczy, kiedy zaś je otworzył, zrozumiałam, że podjął decyzję, podobnie jak ja.
Postanowił zaryzykować, niezależnie od możliwych konsekwencji.
Bardzo
powoli wsunął dłoń do kieszeni kurtki, a potem nagle osunął się przed mną
na kolana.
Zamarłam.
– Tak
bardzo trudno wyrazić mi to w kilku słowach, ale spróbuję – zaczął
zaskakująco pewnym, wypełnionym uczuciem głosem. Kiedy mówił, jego słowa – wzmocnione
telepatyczną mocą – jednocześnie zdawały się wypełniać powietrze i przenikać
mnie na wskroś, tak, że dosłownie czułam je w każdej komórce mojego ciała.
– Kiedy się pojawiłaś, to było tak, jakby wzeszło słońce. Byłaś moim brzaskiem,
moich wschodem słońca, i już w tamtym momencie wiedziałem, że jeśli
znikniesz, to będzie równoznaczne z kresem mojej wieczności. – Jego
spojrzenie dosłownie mnie obezwładniało. – Dlatego dzisiaj ośmielam się pytać,
moje najdroższe kochanie, czy zechcesz ze mną zostać już na zawsze?
Jedną dłoń
cały czas zaciskał w pięść, w końcu jednak rozluźnił palce, a moim
oczom ukazał się najbardziej urokliwi pierścionek, jaki w życiu widziałam.
Srebrna obrączka była prosta, bez zbędnych zdobień, pomijając idealnie
wpasowany w nią, łagodnie lśniący szafir. Kamień również nie był
przesadnie wielki i właśnie to było w nim najcudowniejsze – prostota i urok
sprawiały, że pierścionek był lepszy niż najdroższa, przesadnie zdobiona
biżuteria.
Wpatrywałam
się w niewielki drobiazg, ale wciąż do mnie nie dochodziło to, co właśnie
się działo. Nagle poczułam, że mięknął mi kolana; drżałam na całym ciele, ledwo
będąc w stanie utrzymać się na nogach. Kręciło mi się w głowie, w uszach
zaś wciąż słyszałam pogłos wypowiedzianych przez Gabriela słów. Chociaż je
rozumiałam, po prostu nie mogłam uwierzyć.
Teraz
powinnam była... Powinnam była zrobić...
– Po prostu
powiedz „tak”, skarbie – zasugerował mi z wahaniem Gabriel.
Jego słowa,
a raczej bardziej pasujący do niego pogłos pewności siebie, pozwoliły mi
się otrząsnąć. W jednej chwili odzyskałam panowanie nad głosem i własnym
ciałem, i po prostu rzuciłam mu się w ramiona, zwalając go z nóg.
Tak,
tak, tak!, powtarzałam niczym w transie i moja mentalna zgoda
była wyraźniejsza i bardziej ostateczna niż jakiekolwiek wypowiedziane na
głos słowa. Czułam euforię i oszołomienie Gabriela, który całkowicie
stracił panowanie nad swoim umysłem i zdolnościami; chyba żadne z nas
nad tym nie panowało, dlatego powietrze wręcz przesycały odczuwane w tym
momencie emocje.
Gabriel
przetoczył się tak, że znalazłam się na nim. Posadził mnie sobie na biodrach,
po czym drżącymi dłońmi ujął moją lewą dłoń i wsunął mi pierścionek. Kiedy
srebrzysta obrączka zalśniła na moim palcu wskazującym, poczułam, że po
policzkach spływają mi łzy. Nie chciałam płakać, ale jak mogłam się w tym
momencie powstrzymać?
Ukochany – mój narzeczony,
jak nagle sobie uświadomiłam – zupełnie bez ostrzeżenia przyciągnął mnie do
siebie. Nasze usta się odnalazły, łącząc się w jednym z najbardziej
namiętnych pocałunków, jakiego doświadczyłam. Chociaż brakło mi tchu, pragnęłam
więcej i z prawdziwym żalem pozwoliłam, żeby Gabriel w końcu
mnie odsunął.
Leżeliśmy
na trawie, tuż obok siebie, ciężko dysząc i patrząc sobie w oczy. Od
nadmiaru wrażeń i emocji kręciło mi się w głowie, ale nie zamierzałam
stracić przytomności.
– Tak
bardzo się cieszę... – wyszeptał cicho Gabriel; wciąż czułam jego emocje,
dlatego wiedziałam, że to spore niedopowiedzenie. – Bałem się... – zaczął z wahaniem.
Jak zawsze
poraziło mnie to, że cokolwiek mogłoby go przerazić.
– Jak po
tym wszystkim mogłeś pomyśleć, że się nie zgodzę? – zapytałam cicho. Miałam
wrażenie, że pierścionek na moim palcu jest rozgrzany i delikatnie
pulsuje. – Och, Gabrielu... – westchnęłam rozczulona, mocno się w niego
wtulając.
Ucałował
mnie w czoło. Na moje pytanie nie odpowiedział, prawdopodobnie samemu nie
wiedząc, co powinien mi powiedzieć. Przytulał mnie, delikatnie głaskając po
plecach i raz po raz muskając wargami moje włosy.
Teraz
śmiechy zupełnie nieświadomych tego, jak się czujemy bliźniąt, wydały mi się
idealnym uzupełnieniem tej chwili. Byli oni i Gabriel – moja mała rodzina,
którą kochałam nade wszystko na świecie. Niczego więcej w tym momencie nie
potrzebowałam.
– Nie wiem
dlaczego tak trudno było mi się do tego zabrać – wyznał mi nagle Gabriel,
zamyślony. Ciężko było stwierdzić czy mówi do siebie, czy do mnie. – Wiedziałem...
No cóż, po tym wszystkim niby to było oczywiste, a jednak... – Westchnął. –
Może po prostu się bałem. Że kiedy się zgodzisz, utrata ciebie będzie jeszcze
boleśniejsza – powiedział w końcu.
Uniosłam
się na łokciu, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
– Przecież
nigdy mnie nie stracisz – zapewniłam go.
W
odpowiedzi jedynie znów mnie przytulił. Ułożyłam głowę na jego piersi i na
moment zamarłam, ukojona miarowym biciem jego serca.
– Masz jej
pierścionek – szepnął mi na ucho. – Mojej matki – wyjaśnił, kiedy się
zawahałam. – Nie obrączkę, którą dał jej Marco, oczywiście. Po prostu należał
do niej. Podobno to jeden z najbardziej pożądanych skarbów w naszej
tradycji, tak zwane oczko „ Oczko Gabrielli”. Klejnoty rodu Del Vecchio... – westchnął,
ale nie ciągnął tematu. – Wiem, że chciała go przekazać swoim dzieciom. Żadna z moich
sióstr nie odważyła się go wziąć, był zbyt cenny... Ostatecznie trafił do mnie,
a ja... Po prostu czułem, że muszę ci go dać – powiedział z takim
zaangażowaniem, że momentalnie wybiłam sobie z głowy desperacką próbę
oddania mu tak cennej rzeczy.
Gabriel
wciąż delikatnie głaskał mnie dłonią po plecach. Zadrżałam pod jego dotykiem,
czując jak wzdłuż kręgosłupa przychodzi mi dreszcz rozkoszy. Wciąż czułam naszą
wspólną euforię i to właśnie ona popchnęła mnie do tego, by zapragnąć dać
Gabrielowi coś równie cennego, co on mnie.
Powoli
usiadłam i spojrzałam ukochanemu prosto w oczy.
A potem
delikatnie odchyliłam głowę, odsłaniając szyję. Gabriel zamarł, ale nie był w stanie
mi odmówić, wciąż pod wpływem silnych emocji.
Kiedy
poczułam jego wargi na szyi, przekonałam się, że to jeden z najpiękniejszych
dni w całym moim życiu – i prawdopodobnie nie ostatni, bo był
zaledwie początkiem naszej wspólnej wieczności.
łoooo też bym chciała mieć takie oświadczyny normalnie jak z bajki, już nie mogę się doczekać ślubu to będzie na pewno piękna uroczystość wiec błagam nie zwlekaj z tym zbyt długo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zmierzch-Renesmee ;)