16 stycznia 2013

Sto siedemnaście

Gabriel
Gabriel zareagował automatycznie, bez wahania osłaniając Renesmee własnym ciałem i uważnie rozglądając się dookoła. Coś znów poruszyło się pomiędzy drzewami, a do nozdrzy wdarł mu się dziwny zapach – jednocześnie znajomy i zarazem całkowicie obcy; słodycz wymieszana ze stęchlizną, coś jakby odorem śmierci, który skutecznie go zdezorientował.
Nessie wpiła mu palce w ramię, podtrzymując się, żeby utrzymać równowagę. Jakby mało było, że wyglądała marnie i powinna natychmiast znaleźć się w łóżku, oczywiście nie zamierzała stać bezczynnie, choć raz pozwalając mu samemu zmierzyć się z ewentualnym niebezpieczeństwem. Nie żeby uważał, że nie potrafi o siebie w razie potrzeby zadbać, ale teraz zdecydowanie nie była w najlepszej formie i jeżeli już gdzieś miał ją puścić to z pewnością nie do walki.
– Gabriel... – usłyszał przy uchu jej zdenerwowany szept; głos miała nieco słaby, bo była wycieńczona gorączką i wymiotami. Wiedział, że spodziewała się jakichś wyjaśnień, ale mógł jedynie pokręcić głową, dając jej do zrozumienia, że jak na razie ma milczeć i się nie ruszać.
Kolejny ruch, tym razem bardziej subtelny i cięższy do wykrycia. Ktokolwiek ich obserwował, najzwyczajniej w świecie się z nimi bawił, co było równie denerwujące, co niebezpieczne. Gabriel mocniej przyciągnął ukochaną do siebie, żałując, że nie może zapewnić jej pełnego bezpieczeństwa albo najlepiej uciec wraz z nią, po czym wysłał sondującą myśl, próbując wychwycić czyjąkolwiek obecność. Dopiero po chwili wychwycił słabą odpowiedź – niewyraźny przekaz, świadczący o obecności kogoś, kto z pewnością nie był człowiekiem i dysponował telepatyczną mocą.
Spiął się cały. Obecność telepatów nigdy nie świadczyła niczego dobrego, a on w tym momencie zupełnie nie miał nastroju do wali. Irytowało go wręcz, że kiedy wczoraj z Isabeau szukali jakichkolwiek śladów swoich wrogów, napotkali jedynie na artykuł w gazecie, który bynajmniej nie pozwalał im zlokalizować miejsca, w którym ukrywali się Lawrence i pozostali. Krążyli na oślep wiedząc, czego szukają, ale nie potrafiąc tego odnaleźć i to było frustrujące.
A teraz, kiedy praktycznie sami się pojawili, marzył jedynie o tym, żeby znaleźć się jak najdalej. To się chyba nazywa ironia losu i bynajmniej wcale go ten stan rzeczy nie zadowalał.
Z pobliskiego drzewa zerwała się spłoszona sowa. Renesmee wzdrygnęła się, po czym odprowadziła ptaka wzrokiem, póki ten nie zniknął jej z pola widzenia. Niby nie było nic dziwnego w obecności zwierzęcia, ale naprawdę mało co było w stanie spłoszyć nocnego łowcę – co najwyżej inny polujący, z tym, że nawet obecność Gabriela i Nessie na niego nie wpłynęła. A to znaczy, że ktoś miał tutaj naprawdę złe zamiary, które niepokoiły zwierzęta.
Nessie znowu zadrżała.
– Widziałeś to? – zapytała.
Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc. Jak do tej pory wszystko wskazywało na to, że to on lepiej widział i słyszał, bo jej zmysły były przytępione przez gorączkę i osłabienie. Niemożliwe, żeby coś mu umknęło.
– Co? – zapytał cicho, nie wiedząc, czy powinien się martwić tym, co kryło się w ciemności, czy raczej tym, że temperatura mogła powodować u niej majaki, może nawet halucynacje. Z drugiej jednak strony, skoro w pobliżu był telepata, żadne z nich nie mogło ufać swoim zmysłom – nawet Gabriel.
Skinęła głową na zachód. Momentalnie spojrzał w tamtym kierunku, wysilając wzrok i próbując dostrzec cokolwiek pomiędzy pozbawionymi liści drzewami. Świat dopiero zaczynał budzić się do życia, dookoła więc panowała szaruga – typowy zimowy poranek, który jedynie potęgował poczucie niepokoju w obecnej sytuacji. Nagle znikąd zerwał się lodowaty wiatr, chlastając ich po twarzach i przyprawiając o dreszcze, nawet pomimo ciepłych ubrań. Nawet Gabriel zaczynał się niepokoić i to nie tylko o ukochaną; przypomniała mu się pierwsza zasada walki, jakiej nauczył go ojciec: jeżeli trafisz na silniejszego przeciwnika, schowaj dumę do kieszeni i bierz nogi za pas. Zaczynał dochodzić do wniosku, że to chyba jedna z takich sytuacji, kiedy natychmiast należało tak postąpić.
Odwrócił się w stronę Renesmee, chcąc nakazać jej, żeby zaczęła powoli kierować się w stronę domu i zamierzając ją osłaniać. Jego słowa zginęły, zagłuszone kolejnym lodowatym podmuchem i mrożącym krew w żyłach trzaskiem, który nagle przerwał cisze; pień rosnącego tuż obok nich okazałego dębu pękł z hukiem, zupełnie jakby był suchą gałązką, a olbrzymi kawał drewna zwalił się na ziemię. Nessie wyrwał się cichy okrzyk, kiedy w ostatniej chwili chwycił ją w pół i odskoczył na bok, dosłownie na kilka sekund przed tym, jak szkielet drzewa zwalił się dokładnie na miejsce, w którym dopiero co się znajdowali.
Kolejny lodowaty podmuch wydawał się nieść ze sobą cichy, melodyjny śmiech, choć równie dobrze mogło być to jedynie złudzeniem.
– Wynośmy się stąd – wymamrotał zdenerwowany, nie wypuszczając Renesmee z objęć i rozglądając się dookoła, by przypadkiem nie przegapić kolejnego drzewa, mogącego się na nich wywrócić. – Chodź – ponaglił i pociągną ją za rękę; razem ruszyli biegiem w stronę domu.
Tym razem wyraźnie usłyszał śmiech. Coś śmignęło w powietrzu, swoim ciężarem łamiąc co słabsze drzewa, a chwilę później potężny kamień wylądował tuż przed nimi, skutecznie odcinając drogę. Gabriel zatrzymał się pośpiesznie, a jego towarzyszka wpadła na niego, całkiem zdezorientowana.
Gabriel poczuł wściekłość, pomieszaną z poczuciem bezradności. Jak długo mieli się jeszcze tak bawić?
– Kimkolwiek jesteś, pokaż się! – zażądał. Skoro ucieczka nie wchodziła w grę, pozostawało po prostu zawalczyć i liczyć na choć chwilę nieuwagi przeciwnika. Może gdyby na odpowiednio długą chwilę odwrócił uwagę przeciwnika, Nessie miałaby szansę uciec; nie musząc obawiać się o nią, zdecydowanie łatwiej byłoby mu podejmować decyzje, tym bardziej, że teraz zupełnie nie była w stanie mu pomóc. – Wyjdź w tym momencie, tchórzu! – warknął; z natury łatwo było urazić jego dumę, dlatego liczył, że na czającą się w mroku istotę również to zadziała.
Zadziałało. Powiew mocy, który w niego uderzył, niemal zwalił go z nóg; przyjął na siebie całe uderzenie, a mimo to również Renesmee zachwiała się lekko, udało jej się jednak utrzymać równowagę. Doskonale czuł podirytowanie, ale i rozbawienie tego, kto znajdował się w pobliżu.
– Dlaczego tak uparcie próbujesz mnie obrazić, braciszku? – zapytał spokojnie melodyjny głos, który rozpoznałby wcześniej.
Gabriel stanął jak wryty, całkowicie oszołomiony. Niemożliwe, niemożliwe..., powtarzał w myślach niczym mantrę. Jego umysł nie potrafił przetrawić tego, co słyszał i widział, nie potrafił zrozumieć, że... Niemożliwe. A jednak przecież podświadomie wiedział, że tak jest. Obojętnie w co chciał wierzyć, prawdy nie dało się zmienić, obojętnie jak bardzo irracjonalna się wydawała.
Layla – przy tym piękna i krucha za razem – z gracją skakała z gałęzi na gałąź, ostatecznie zeskakując na ziemię; w powietrzu zręcznie zrobiła fikołka, po czym lekko wylądowała na ziemi. Blond loki okalały jej bladą twarz, niczym złocista aureola, tym bardziej nadając jej nieziemskiego wyglądu; wydawała się być zjawą, może wręcz mrocznym i pociągającym demonem, czymś nadludzkim... Ale z pewnością nie jego siostrą.
Uśmiechnęła się.
– Nie cieszysz się, że mnie widzisz, Gabrielu? – zapytała tym samym spokojnym i opanowanym głosem, który przyprawiał go o dreszcze. – Przecież wiem, że ty i Isabeau mnie szukaliście. Martwiliście się. Więc teraz doskonale widzisz, że czuję się świetnie – oznajmiła, okręcając się wokół własnej osi, by to udowodnić; blond włosy zafalowały wokół jej ślicznej twarzy.
Ledwo rejestrował to, co do niego mówiła. Czuł, że Nessie jeszcze mocniej się do niego przytula; jej skóra zdawała się parzyć – był tego świadom nawet przez warstwę ubrań, którą miała na sobie. Ale wszystko to przysłaniała gonitwa myśli, rozpraszająca jego uwagę; wciąż nie potrafił zrozumieć tego co widział. A raczej uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie mogło. Może...
Nie, nie może – na pewno. To musiała być sprawka Taylor albo kolejna sztuczka telepatów, mając na celu namieszać im w głowach. To nie mogła być Layla, a jedynie jakaś obca myśl; ktoś mocą sprawiał, że widzieli to, co widzieli. Po prostu się z nimi bawili...
Nie. Dobrze wiesz, braciszku, że to naprawdę ja, usłyszał w myślach mentalny głos siostry. Błękitne oczy były wpatrzone prosto w jego twarz, przekaz zaś emitował potężną mocą i bez problemu niszczył wszelakie bariery, którymi otaczał swój umysł. Chyba nigdy, przez całych pięć wieków, nie spotkał na swojej drodze kogoś, kto tak po prostu ominąłby jego blokady, ani trochę się przy tym nie wysilając. Nie wiedzieliśmy o naprawdę wielu rzeczach, potwierdziła Layla, która cały czas czytała mu w myślach, choć wcale nie czuł jej obecności w swoim umyśle.
I jeszcze to pogardliwe „braciszku”, które do tej pory słyszał jedynie w ustach Isabeau, kiedy ta się z nim drażniła...
– Co oni ci zrobili? – zapytał ze zgrozą, nie chcąc i nie mogąc uwierzyć, że jego siostra mogłaby tak się zmienić.
Layla roześmiała się.
– Oni? Nic – oznajmiła. – Jedynie otworzyli mi oczy i pokazali, czym jest prawdziwa moc. Nauczyli mnie w pełni korzystać ze zdolności, które posiadam. Dali mi siłę, która należy się każdemu z nas... – rozmarzyła się. – Och, Renesmee... – zaczęła, nagle skupiając się na dziewczynie. – Gdybyś tylko w końcu zrozumiała, gdybyś go poznała i dała nam wszystkim szanse. To wcale nie jest tak, że chce cię skrzywdzić. Po prostu uznaje to, że dla Carlisle'a jesteś częścią rodziny i chce cię poznać. Więcej: dać ci to, co ci się należy, bo masz równie wiele mocy, co mi wszyscy. Gdybyś chciała zrozumieć, byłabyś wdzięczna...
– Przestań! – jęknęła, jeszcze mocniej wpijając palce w ramię Gabriela. – Chcieli zabić mnie i twoje rodzeństwo! I moją rodzinę! To jest według ciebie dobre? – zapytała gniewnym głosem, choć wciąż przebijała się przez niego wyczuwalna słabość.
– Ciebie nie chcieli zabić. Lawrence za każdym razem powtarza, że nie wolno nam ciebie skrzywdzić – sprostowała Layla, choć oczy jej pociemniały, kiedy Nessie przypomniała jej, jak Drake pozwolił, by Bliss i Taylor zabiły Gabriela oraz Isabeau. – Nie powinno się patrzeć na świat, dzieląc go na dobro i zło. To jak światłocień, który sama stosujesz w rysunkach – pomiędzy bielą a czernią są jeszcze równe odcienie szarości – zauważyła. – Poza tym, gdybyście wszyscy się opamiętali, on przyjąłby was z otwartymi ramionami. Wiem, że chociażby tęskni za synem. Możesz to przekazać dziadkowi – podsunęła.
– Nic nikomu nie przekażę! – zdenerwowała się i Gabriel poczuł wirowanie mocy, choć bez wątpienia wykorzystanie jej kosztowało jego ukochaną naprawdę sporo wysiłku i nie było dobrym pomysłem. – Zdradziłaś nas, nie rozumiesz tego? Nawet jeśli nie mnie, Gabriela i Isabeau na pewno.
Layla również to wyczuła.
– Powstrzymaj ją, Gabrielu – szepnęła spiętym głosem. – Wygląda tak, jakby sama siebie mogła zabić własną mocą. A jeśli nie, sama mogę przypadkiem to zrobić, jeśli odpowiem atakiem na atak.
Poznał po jej tonie, że to nie jest groźba bez pokrycia; owszem, cokolwiek się z Laylą stało, miała dość mocy, by zrobić im krzywdę samą mocą umysłu. Choć jego instynkt samozachowawczy protestował, zmusił się do tego, by stanąć do Layli plecami i w uspokajającym geście położył dłonie na ramionach ukochanej; ich oczy się spotkały i z ulgą odkrył, że Renesmee zrozumiała jego intencje, bo z trudem, ale się opanowała. Poczuł, że jest jeszcze bardziej wymęczona niż jeszcze kilka minut temu, co bynajmniej nie wróżyło niczego dobrego.
Powoli obejrzał się na siostrę, jednocześnie przytulając do siebie Nessie, żeby móc służyć jej za podporę.
– Jeżeli masz nam jedynie tyle do powiedzenia, lepiej już idź. Nie chcę z tobą walczyć. A jeżeli przyszłaś po to, żeby wyświadczyć swoim nowym przyjaciołom przysługę i spróbować nas zabić, po prostu darujmy sobie tę gadkę i przejdźmy do rzeczy – ponaglił, próbując ułożyć w myślach jakiś plan, który zaskutkował by nawet pomimo tego, że Layla śledziła każdą jego myśl.
– Gdybym chciała was zabić, zrobiłabym to – odpowiedziała, w jakimś stopniu chyba zaskoczona, że mógł ją o coś podobnego podejrzewać. – Chybiłam, bo chciałam. Dobrze znam twoje możliwości, bracie – zapewniła. – To było ostrzeżenie. I być może kolejna oferta, demonstracja tego, co mogłoby być wasze, gdybyście zapragnęli. Ale jak sądzę, odpowiedź nadal brzmi „nie”? – upewnili się.
Nie musiał patrzeć na Renesmee, by w swoim i jej imieniu odpowiedzieć:
– Nie.
Być może sobie to wyobraził, ale w oczach siostry przez moment naprawdę zobaczył smutek i żal; coś, co mogłoby należeć do tej starej Layli, którą znał i kochał. Zaraz jednak te emocje zniknęły, wyparte przez maskę opanowania i dziewczyna po prostu powoli skinęła głową.
– Tak sądziłam. – Westchnęła. – Gdybym chciała, mogłabym was zabić – powtórzyła – ale nie zrobię tego. Nie jestem bez serca – przypomniała, na ułamek sekundy spoglądając na Nessie, jakby wiedziała coś, czego oni jedynie mogliby się domyślać. Gabriel nie powstrzymał się od prychnięcia, które wywołało na ustach Layli jedynie gorzki uśmiech. – Radzę wam jeszcze się zastanowić. Obawiam się, że znaleźliście się w samym środku wojny i że wkrótce znów staniemy naprzeciwko siebie, choć mogłoby być inaczej – westchnęła.
A potem po prostu odwróciła się i odeszła, zupełnie jakby nic się nie stało. Gabriel jeszcze mocniej przycisnął ukochaną do siebie, nie odrywając wzroku od oddalającej się siostry; nawet kiedy ta w końcu zniknęła mu z oczu, nie rozluźnił się i wciąż zachowując czujność, spojrzał na Renesmee.
– Musimy szybko wrócić do domu – powiedział cicho. Nie chciał teraz rozmawiać o tym, co przed chwilą się stało. – Dobrze się czujesz? – upewnił się, bo wciąż wyglądała marnie; oczy błyszczały jej w niezdrowy sposób, a twarz była zarumieniona od mrozu i podwyższonej temperatury.
Pokręciła głową i zaraz wyrwała się z jego objęć, bo znowu ją zemdliło. Chciał wierzyć w to, że tym razem po prostu odreagowywała zdenerwowanie, ale to byłoby chyba oszukiwaniem samego siebie.
– Co ci jest, kochanie? – zmartwił się, odciągając ją odrobinę, by nie musiała patrzeć na zawartość swojego żołądka. Nigdy nie spotkał się z tym, by pół-wampir wymiotował przez krew. – To się robi coraz bardziej niebezpieczne. Tym razem musisz grzecznie pozwolić, żeby doktor dokładnie cię zbadał, bo...
– Nie... – Zamrugał zaskoczony, kiedy zorientował się, że głos dziewczyny jest niemal błagalny. – Gabrielu, proszę. Ja nie chcę... – jęknęła, wtulając twarz w jego tors; cała dygotała. – Boję się... – przyznała.
Przytulił ją, choć raczej niewiele miało to pomóc, tak bardzo była zdenerwowana i przerażona. Nie wiedział, co o tym sądzić, myśląc, że może to spotkanie z Laylą ją rozstroiło, ale przecież już wcześniej właściwie bez powodu próbowała przekonywać, że wszystko jest w porządku, nie pozwalając, żeby Carlisle ją obejrzał. Wydawało mu się, że po tym, jak w nocy sama do niego poszła, coś do niej dotarło i w końcu znacznie współpracować, ale też miał już pojęcie, że bynajmniej nie ma na co liczyć.
– Czego się boisz? – zapytał ją łagodnie, ujmując jej twarz w dłonie i spoglądając prosto w jej zaszklone oczy; zbierało jej się na płacz, a pojedyncze łzy już nawet spłynęły jej po policzkach i teraz czuł je na palcach. – Kochanie moje, wiesz dobrze, że żadne z nas cię nie skrzywdzi, a ja cały czas będę obok. Co tak bardzo cię przeraża? – zapytał wprost, próbując zrozumieć.
Pokręciła głową.
– Nie wiem... – Tym razem po prostu się rozpłakała. – Och, Gabrielu! To jest właśnie najgorsze, że nie wiem. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje, a kiedy myślę o jakichkolwiek badaniach... – Zadrżała na całym ciele, nawet pomimo gorączki. – Proszę, obiecaj mi, że nie zabierzesz mnie do dziadka – jęknęła błagalnie, a on miał ochotę wyzywać na czym świat stoi, nie potrafiąc pozostać obojętnym, kiedy tak bardzo go prosiła.
– Nessie... – Spojrzał na nią bezradnie i zrozumiał, że jest w takim stanie, że jakakolwiek dyskusja nie ma w tym momencie sensu. Martwił się o nią i dlatego musiał znaleźć najlepsze dla wszystkich rozwiązanie. – Dobrze – zgodził się w końcu. – Ale teraz wrócimy do domu, dobrze? – zaproponował i bez pytania delikatnie wziął ją na ręce, zupełnie jakby była małym dzieckiem. – Położę cię prosto do łóżka i będziesz mogła sobie pospać – obiecał.
– Dobrze... – westchnęła uspokojona, wtulając policzek w jego tors. Wiedziała, że nigdy nie złamałby raz danej obietnicy. – Jestem zmęczona... – przyznała.
Zakołysał nią, po czym krótko ucałował w czoło.
– Tak, tak... Śpij sobie, moja śliczna – zachęcił ją, biegiem ruszając w stronę domu; mimo wszystko poruszał się wolniej, nie chcąc w żaden sposób jej zaszkodzić. – Wszystko będzie dobrze... – powtórzył to, co mówił już w nocy, kiedy zasypiała u jego boku, wymęczona bólem brzucha. Może jeśli powtórzy to jeszcze kilka razy, ostatecznie sam w to uwierzy.
Musiało być dobrze. Co prawda obiecał, że nie zabierze jej do lekarza, ale słowem nie wspomniał, że doktor nie może przyjść do niej.
Renesmee
W głowie mi wirowało i nie marzyłam już o niczym innym, prócz snu. Ostatecznie zasnęłam, kiedy jeszcze Gabriel niósł mnie na rękach przez las, ale był to bardzo chaotyczny i niespokojny sen, prawdopodobnie za sprawą minionych wydarzeń. Wciąż miałam w głowie słowa Layli, jej śmiech, jej nadludzko doskonałe i pełne gracji ruchu, huk łamanego drzewa...
A potem siostra Gabriela zaczęła śpiewnie wypowiadać jedno jedyne zdanie, a ja pragnęłam już jedynie krzyczeć i błagać, żeby przestała. Uważaj na nie! Na nie..., słyszałam wciąż; słowa te wydawały się wypalać w moim umyśle i nie miałam wątpliwości, że nigdy ich nie zapomnę.
Uważaj na nie...
Poderwałam się na łóżku, dysząc ciężko i drżąc, choć było mi okropnie gorąco. Gabriel już wcześniej wspomniał, że mam gorączkę, ale nie odczuwałam tego, wystawiona na działanie mrozu i lodowatego wiatru. Zdezorientowana i spanikowana, zaczęłam rozglądać się dookoła, niewidzącym wzrokiem. Dopiero ciepłe ramiona, które mnie otoczyły, zadziałały na mnie kojąco, pozwalając mi się rozluźnić.
– Cii... Cii, kochanie... – szepnął Gabriel, całując mnie w czoło. – Coś złego ci się śniło? Jak się czujesz? – zmartwił się; nie byłam pewna, czy bardziej niepokoi go moje samopoczucie, czy to, że kontrolując sny mógłby się nie zorientować, że dręczy mnie jakikolwiek koszmar.
– Ja... – zaczęłam, ale nie skończyłam, bo nagle znów poczułam szarpnięcie z żołądku; wyrwałam mu się i zerwawszy się na równe nogi, pobiegłam do łazienki, gdzie zaraz dopadłam do toalety i po raz kolejny zwymiotowałam.
Gabriel oczywiście momentalnie znalazł się przy mnie, jak wcześniej podtrzymując mi włosy i czekając, aż dojdę do siebie. Ze wstrętem odsunęłam się do toalety i wtuliłam w tors ukochanego, zdezorientowana i wymęczona. Przytulił mnie mocno, uspokajająco głaskając po plecach.
– Nessie, ja wiem, że ty nie chcesz, ale ciebie musi obejrzeć lekarz – przypomniał łagodnie, ostrożnie dobierając słowa, bym nie zaczęła panikować. – Twój dziadek już wrócił. Rozmawiałem z nim, kiedy tylko znalazłaś się bezpiecznie w łóżku i wszystko jest już przygotowane. Wybacz, ale jeżeli dalej będziesz się opierać, będę musiał... – zaczął, ale przerwałam mu, zanim zdążyłby dodać coś w stylu „zmusić cię siłą”:
– Wiem, przepraszam – westchnęłam. – Nie wiem, co się ze mną dzieje – przyznałam, bo raczej nie do końca byłam sobą, kiedy zaczynałam histeryzować w lesie. Na myśl o badaniu dalej z niewiadomych przyczyn robiło mi się słabo, ale przecież dobrze wiedziałam, że to konieczne. – Będziesz przy mnie, prawda? – upewniłam się.
Wysilił się na słaby, pełen ulgi uśmiech.
– Oczywiście, że tak – obiecał, raz jeszcze całując mnie w czoło. – Chodź, zejdziemy na dół. Zaraz będzie po wszystkim – obiecał, pomagając mi wstać, ale zaparłam się i nie pozwoliłam mu wyprowadzić się z łazienki. – Nessie...
– Idź po dziadka. Ja chcę tylko doprowadzić się do porządku – wyjaśniłam pośpiesznie, bo w ustach miałam nieprzyjemny posmak, a poza tym wciąż było mi niedobrze. – Tylko kilka minut – poprosiłam, kiedy spojrzał na mnie nieco nieufnie.
– No dobrze – zgodził się. – Zawołaj, gdyby coś się działo – dodał na odchodne, nieco niechętnie zostawiając mnie samą.
Zamknęłam za nim drzwi, po czym na nieco drżących nogach podeszłam do umywalki. Oparłam na niej ręce i wziąwszy kilka głębszych oddechów, znalazłam w sobie dość siły, by nie myśleć cały czas o powrocie do łóżka, kiedy myłam zęby i płukałam usta wodą.
Przemywałam właśnie twarz, kiedy poczułam coś, jakby kopnięcie w brzuch i ponownie znalazłam się przy toalecie – z tym, że tym razem nie miałam już czym wymiotować. Drżąc, odczekałam chwilę, by upewnić się, że mój żołądek jednak się nie zbuntuje, po czym powoli podniosłam się. Jedną ręką oparłam się o ścianę, drugą przykładając do brzucha, kiedy nagle...
Cała zesztywniałam, czując w sobie kolejny dziwny ruch, tym razem trochę łagodniejszy. Pomyślałam, że to po prostu mdłości – jakaś grypa żołądkowa, czy coś – albo że jestem wymęczona i mi się zdaje, niemniej jednak zdecydowałam się to sprawdzić. Pod wpływem nagłego impulsu, napięta do granic możliwości, podeszłam do wiszącego na ścianie lustra, uważnie wpatrując się we własne odbicie i próbując ocenić swój stan.
Blada skóra, zarumienione gorączką policzki i cienie pod oczami – to wcale mnie nie dziwiło, podobnie jak wystraszone spojrzenie i wrażenie, że zaraz osunę się na podłogę. Spojrzałam niżej, na splecione na brzuchu dłonie, po czym niepewnie stanęłam bokiem do lustra; gwałtownie wciągnęłam powietrze, uświadamiając sobie, że chyba... chyba...
Mogłabym przysiąc, że pod swetrem dostrzegłam wciąż jeszcze niewielką, ale wyraźnie już zarysowaną wypukłość. Ręce mi się trzęsły, kiedy powoli podciągałam kolejne warstwy ubrania, by móc odsłonić brzuch; wrażenie nie zniknęło, zaokrąglenie zaś było jeszcze bardziej wyraźne i po prostu nie mogło być jedynie złudzeniem. Zdecydowanie byłam grubsza.
Teraz trzęsłam się tak bardzo, że ledwo mogłam skupić wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Raz jeszcze położyłam dłoń, tym razem na odsłoniętym brzuchu, i momentalnie zamarłam.
Kolejny ruch. Bez wątpienia kopnięcie...
Uważaj na nie...
Oddychając spazmatycznie, odskoczyłam, wpadając na ścianę. Jako, że wszyscy mieszkańcy domu dysponowali idealnym słuchem, zaraz usłyszałam szybkie kroki na schodach, a chwilę później ktoś załomotał w drzwi.
– Renesmee...?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa