Renesmee
Pukanie stawało się coraz
bardziej natarczywe, ale ja nie byłam w stanie zareagować. Wciąż
oszołomiona, wpatrywałam się w swój brzuch, choć właściwie nic już nie widziałam;
obraz zaczynał się rozmazywać, kiedy łzy strachu i niedowierzania
napłynęły mi do oczu. Oddech był coraz bardziej spazmatyczny i właściwie
musiałam się przytrzymywać ściany, żeby przypadkiem nie osunąć się po niej na
ziemię.
Kolejne,
tym razem nieznaczny ruch, który wyczułam jedynie dlatego, że byłam świadoma,
że coś... że ktoś... Nie potrafiłam dokończyć tej myśli, ale sama świadomość
wystarczyła, żeby wyrwał mi się cichy jęk niedowierzania.
– Nessie,
kochanie, wszystko w porządku? – usłyszałam ponownie zaniepokojony głos i w końcu
rozpoznałam, że to Esme próbuje dowiedzieć się, co się dzieje. – Renesmee... – powtórzyła,
kiedy nie odpowiedziałam, wciąż skupiona na łapaniu oddechu; cała dygotałam.
– Kochanie,
otwórz drzwi – doszedł mnie zaniepokojony, ale w miarę opanowany głos
Carlisle'a. Serce zabiło mi mocniej, kiedy uświadomiłam sobie, że zaraz pewnie
dołączą również Edward i Gabriel; ci raczej nie mieli być na tyle
subtelni, by nie posłużyć się do wyłamania drzwi.
Niczym w transie
zrobiłam kilka niepewnych kroków i zacisnęłam dłoń na klamce; drżącymi
palcami przekręciłam pokrętło zamka i dosłownie wypadałam na korytarz, z płaczem
rzucając się w ramiona pierwszej osoby, jaką zobaczyłam. Zdezorientowana
Esme mocno przytuliła mnie do siebie, głaskając mnie po włosach, uspokajając
szeptem i próbując dowiedzieć się, co właściwie się stało. Jedynie
pokręciłam głową, próbując nie zapomnieć o oddychaniu, żeby się uspokoić i być
w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek sensowne zdanie.
Babcia
ułożyła swoją lodowatą dłoń na moim policzku; zadrżałam od różnicy temperatur,
próbując uporać się z szokiem termicznym, którego doznałam.
– Carlisle,
ona jest rozpalona – powiedziała cicho, spoglądając na doktora. Przytuliła mnie
mocniej, jakby się obawiała, że znów zareaguję jak dzień wcześniej i po
prostu ucieknę. – Nessie, co się stało? – zapytała po raz któryś z rzędu,
zachęcając żebym spojrzała jej w oczy.
Dziadek
podszedł do mnie, by móc dotknąć mojego czoła. W tym samym momencie,
przeskakując po kilka stopni na raz, na piętrze pojawił się Gabriel; blady jak
papier i zmartwiony pośpiesznie ruszył w naszą stronę. Tuż za nim
pojawił się Edward, marszcząc czoło i nie odrywając wzroku ode mnie.
Skrzywił się i domyśliłam się, że w głowie mam taki mętlik, że za nic
nie potrafi go uporządkować, a co dopiero wyciągnąć jakiekolwiek wnioski.
Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle.
– Carlisle,
co z nią? – zapytał natychmiast tata, wyraźnie podirytowany, że jego dar
nie pozwala mu tego ustalić.
– Jeszcze
nie wiem. Zaraz zobaczymy – obiecał, po czym łagodnie zwrócił się do mnie: – Skarbie,
powiedz mi, co... – zaczął, ale nie dałam mu skończyć, bo przypomniałam sobie,
co odkryłam w łazience i po prostu rozpłakałam się, jeszcze bardziej
strasząc przytulającą mnie Esme.
Zaraz rzuciła
się mnie głaskać i słownie pocieszać, a ja po raz kolejny
uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebuję mamy i że ona mi ją zastępuje.
Pod wpływem impulsu, wciąż nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu i sklecić
porządnego zdania, nawet w myślach, spróbowałam wyjaśnić jej wszystko
inaczej.
– Bo ja...
Ja... – wydyszałam, a kiedy kolejny raz przekonałam się, że to na nic,
chwyciłam ją za rękę i położyłam ją na swoim zaokrąglonym brzuchu akurat w momencie,
kiedy coś znowu się we mnie poruszyło.
Esme
zesztywniała, po czym opiekuńczym gestem przyciągnęła mnie mocniej do siebie.
Wtuliłam się w nią, wiedząc, że jeżeli komuś mogę w tej sytuacji
zaufać to z pewnością jej – reakcję pozostałych trudno mi było
przewidzieć, nawet w przypadku Gabriela. Ja byłam przerażona, co więc
dopiero mówić o nic, kiedy mógł jedynie zgadywać i wraz z pozostałymi
spoglądać na mnie z troską.
Nagłe
warknięcie wydarło się Edwardowi; spojrzałam na niego spanikowana, a kiedy
zobaczyłam, jak jego oczy rozszerzają się w geście niedowierzania i szoku,
zrozumiałam, że zrozumiał. Być może to myśli moje albo Esme, być może gest
jakim pod wpływem impulsu przyłożyłam dłoń do brzucha... Furia zabłysła w jego
miodowych oczach, które momentalnie pociemniały od niekontrolowanego gniewu,
który ze względu na fakt, że wciąż był młodym wampirem, był jeszcze trudniejszy
do opanowania i przyprawiał mnie o dreszcze.
Spojrzenie,
jakim obdarzył osłupiałego Gabriela, wydawało się być w stanie zadawać
śmierć.
– Ty
sukinsynu... – wydyszał; głos drżał mu z gniewu. – Moja mała córeczka? – zapytał
z niedowierzaniem.
A potem
rzucił się Gabrielowi do gardła.
Krzyknęłam,
choć niewiele miało to dać – to był szał nowo narodzonego, którego nic nie
miało być w stanie powstrzymać. Gabriel o tym wiedział i być
może dlatego nie próbował, w porę usuwając się wampirowi z drogi.
Wciąż w szoku, okazał się być mimo wszystko na tyle szybkim, by udało mu
się znaleźć poza zasięgiem atakującego Edwarda, przynajmniej na krótką chwilę,
bo mój ojciec zaraz ponowił atak. Gabriel znów uskoczył, tym razem wpadając na
barierkę schodów i przywierając do niej plecami.
Nieśmiertelny
ponowił atak. Pod wpływem impulsu spróbowałam rzucić się pomiędzy nich, ale
byłam tak słaba, że nawet najlżejszy uścisk Esme na ramionach zdołał mnie
powstrzymać. Słyszałam, że Carlisle próbuje jakoś nad nimi zapanować, raz po
raz powtarzając imię Edwarda; jako jedyny nie wiedziało, co właściwie się
dzieje, może dlatego więc wierzył, że jego syn będzie w stanie się
opanować. Ja wiedziałam, że nie, a jednak kiedy on i Gabriel zderzyli
się, byłam całkowicie oszołomiona i przerażona.
Trzasnęło
drewno; poręcz nie wytrzymała ciężaru pary nieśmiertelnych i po prostu
puściła, równie łatwo, co potężne drzewo, które siłą samego umysłu złamała
Layla. Serce omal mi nie stanęło, kiedy obaj po prostu za nią wylecieli i dopiero
po chwili byłam w stanie zareagować.
– Gabriel! –
wyrwało mi się; było w tym coś histerycznego. Martwiłam się wyłącznie o ukochanego,
bo resztkami świadomości wiedziałam, że wampir takiego upadku nawet nie
odczuje.
Nie byłam
pewna, jak udało mi się wyrwać Esme; pod wpływem adrenaliny dopadłam do resztek
poręczy i spojrzałam w dół, akurat w chwili, kiedy Gabriel – zwinnie
niczym dziki kot – wylądował w kucki na podłodze. Dookoła walały się
kawałki drewna, kilka chyba nawet przecięło mu skórę na dłoniach i twarzy,
ale najważniejsze dla mnie było, że nic mu się nie stało.
Spojrzał w górę;
nasze spojrzenia się spotkały, a czarne niczym bezgwiezdna noc oczy
rozszerzyły się ze strachu.
– Odsuń
się! Odsuń się w tej chwili od krawędzi, kochanie! – jęknął, a ja
cofnęłam się pośpiesznie, potykając się o własne nogi; wywróciłabym się,
gdyby w porę nie doskoczył do mnie doktor i mnie nie podtrzymał. – Nic
mi nie jest, ale nie podchodź za blisko – powiedział spokojniej.
Spojrzałam
niepewnie na obejmującego mnie Carlisle'a, zaraz jednak moją uwagę przyciągnęło
poruszenie na dole, bo Edward znowu zareagował – być może czekał aż znajdę się w jakimś
bezpieczniejszym miejscu i nie zrobię czegoś tak głupiego, jak skok z piętra
pomiędzy nich. Ostrzeżenie zamarło mi w gardle, ale Gabriel na szczęście
był na tyle doświadczonym łowcą, by bez większego problemu uniknąć ataku
młodego wampira.
Wiedziałam,
że jedynie przez wzgląd na mnie i fakt, że Edward atakuje w złości,
ograniczał się jedynie do defensywy, nie chcąc przypadkiem skrzywdzić mojego
ojca, gdyby zaatakował. Choć nie dysponował tak bardzo rozwiniętą mocą, jaką
kilka godzin temu zaprezentowała nam Layla, był w stanie unieszkodliwić
wampira i byłam tego świadoma.
Zacisnęłam
mocno powieki, nie chcąc patrzeć, jak walczą. W tym samym momencie
poczułam ostry ból w podbrzuszu i zrozumiałam, że nerwy z pewnością
nie są dla mnie wskazane. Jęknęłam i zgięłam się wpół, ledwo powstrzymując
łzy bólu.
– Nessie...
– szepnął zaniepokojony dziadek, podtrzymując mnie i próbując zrozumieć,
co się dzieje. – Kochanie, już dobrze. Musisz wytrzymać chwilę... Dalej nie
wiem, co...
– Ja
chyba... – wtrąciłam słabym głosem, kolejny raz mu przerywając. – Dziadku, ja
chyba jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie w końcu. Kiedy
pierwszy raz wypowiedziałam tę myśl na głos, poczułam się, jakbym zrzuciła z siebie
ogromny ciężar; przy samym końcu, pomimo przerażenia, strachu i bólu, do
mojego głosu wdarła się nutka czułości. – Mogłabym przysiąc, że dopiero co coś
się we mnie poruszyło. Wcześniej, w łazience, też... – wyrzuciłam z siebie
pośpiesznie, spoglądając mu w oczy.
Zobaczyłam w jego
złotych tęczówkach szok i niedowierzanie, może nawet odrobinkę złości, ta
jednak natychmiast zniknęła, wyparta przez troskę. Zacisnął krótko dłoń na moim
ramieniu, dając mi do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze. Zaraz odezwał się
w nim zawodowiec, bo raz jeszcze – tym razem zdecydowanie bardziej
stanowczym tonem – spróbował przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Spokojnie,
Nessie, zaraz zobaczymy, czy masz rację – obiecał mi, po czym zwrócił się do
Esme: – Zabierz małą do mojego gabinetu, ja za chwilę tam przyjdę – poprosił,
przekazując mnie wampirzycy, kiedy ta podeszła bliżej i mogła posłużyć mi
za oparcie.
Chciałam
zaprotestować, wciąż oszołomiona rozgrywającą się na dole sceną, wystarczyło
jednak krótkie spojrzenie dziadka, bym zrozumiała, że teraz powinnam się
martwić jedynie o siebie i... I moje dziecko. Choć wciąż w szoku,
powoli zaczynało do mnie docierać, że noszę pod sercem inne życie i że
jestem za nie odpowiedzialna, skinęłam więc głową i świadoma niemal
każdego swojego ruchu, pozwoliłam Esme odprowadzić się w głąb korytarza.
Poczułam
się nieco bezpieczniej, kiedy znalazłam się w znajomym gabinecie. Zaraz
opadłam na rozkładany, skórzany fotel, zwijając się na nim w kłębek i wtulając
policzek w oparcie. Starałam się nie myśleć o wydarzeniach na dole,
ale to, że nie widziałam, nie znaczyło przecież, że nie słyszałam; niestety,
nawet jeśli przez gorączkę myślałam wolniej i miałam nieco przytępione
zmysły, wciąż słyszałam wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że Edward jest
wściekły i gotów Gabriela zabić. Słyszałam, że ukochany próbuje się jakoś
usprawiedliwić, uspokoić mojego ojca, ale huk i dźwięk rozbijanego szkła
jasno dały mi do zrozumienia, że jego zabiegi są bezsensowne. Skuliłam się
jeszcze bardziej, walcząc z sama sobą, by nie zacząć krzyczeć albo jednak
nie spróbować dostać się do salonu i zrobić cokolwiek, byleby przerwać ich
starcie; bo to już nie była kłótnia.
Uważaj
na nie, skarciłam się w myślach, przypominając sobie słowa ze swojego
snu. Zdawały się mnie prześladować, a ja w końcu rozumiałam dlaczego.
Ten fakt wciąż do mnie nie docierał, ale zaczynałam być coraz bardziej świadoma
jego prawdziwości i tego, jak bardzo muszę na siebie uważać. Nie,
zdecydowanie nerwy i zapobieganie walki nieśmiertelnych nie należały do
czynności, którymi powinnam się teraz trudzić.
Usłyszałam
jeszcze jeden głos i zamarłam, bo chyba nigdy nie słyszałam, żeby dziadek
był aż tak zły albo krzyczał. Zupełnie machinalnie objęłam brzuch,
zastanawiając się, czy powinnam się obawiać, skoro już sam Edward tak ostro
zareagował na wieść o tym, co mi dolega. Ufałam Carlisle'owi, ale prawda
była taka, że zdecydowanie zbyt mocno troszczył się o moje zdrowie i w jakimś
stopniu obawiałam się, że...
Nie
chciałam dokańczać tej myśli, a tym bardziej wracać pamięcią do okresu,
kiedy połowa rodziny gotowa była mnie znienawidzić jedynie dlatego, że
nieświadomie krzywdziłam mamę.
Uniosłam
głowę, kiedy ktoś zarzucił na mnie koc. Esme wysiliła się na słaby uśmiech,
kiedy nasze spojrzenia mnie spotkały, po czym czule pogłaskała mnie po głowie.
Jedyne czego byłam pewna to to, że w pełni mogłam na nią liczyć i nie
obawiać się, że zrobi cokolwiek przeciwko mnie. Sam jej wzrok mówił sam za
siebie, a ja dostrzegłam w jej oczach nieme pytanie, które zawisło
między nami i na które pragnęłam odpowiedzieć.
– Jeżeli...
to prawda – wyszeptałam nieco zachrypniętym i wciąż wystraszonym głosem – to
jestem szczęśliwa. Boję się, ale... Po prostu jestem szczęśliwa – wyznałam.
Tym razem
uśmiech przyszedł jej zdecydowanie łatwiej.
– Wiem,
kochanie – zapewniła. – Wiem, że jesteś przerażona. Ale kiedy już się je czuje,
wtedy...
– Po prostu
musisz je chronić – dopowiedziała, delikatnie głaskając brzuch. Nareszcie
zaczynałam pojmować, dlaczego byłam tak przerażona na samą myślą o badaniu;
instynkt najzwyczajniej w świecie nakazywał mi opiekować się istotką,
która już wtedy rozwijała się we mnie, choć jeszcze nie byłam tego świadoma.
Mdłości, bóle brzucha, zmiany preferencji żywnościowych oraz nastrojów również
nabrały sensu. I to, dlaczego byłam taka krucha. – Dlaczego tam jest tak
cicho? – zapytałam nagle, uświadamiając sobie, że odgłosy walki się urwały.
Wymieniłyśmy
z babcią zaniepokojone spojrzenia, zanim jednak którakolwiek z nas
zdecydowała się podjąć jakąkolwiek decyzję – mniej czy bardziej rozsądna – w gabinecie
w końcu pojawił się wyraźnie zmartwiony Carlisle. Natychmiast usiadłam
prosto niczym struna, po jego minie próbując ustalić, czy wszystko jest w porządku;
nie miałam pewności.
– Gdzie
jest Gabriel? – zapytałam natychmiast. – Co tam się stało? – dodałam, powoli
tracąc panowanie nad głosem. Kiedy nerwy znów zostały zwieńczone bólem, urwałam
i skupiłam się przede wszystkim na łapaniu oddechu. – Dziadku...
– Nessie,
uspokój się – poprosił zaniepokojony, dopadając do mnie i kładąc mi dłonie
na ramionach. Chcąc nie chcąc, spojrzałam mu w oczy. – Nikomu nic się nie
stało – powiedział z naciskiem, żeby mnie uspokoić, choć to nadal nie
pozwalało mi zrozumieć, co się stało. – Przepraszam, kochanie, ale przede
wszystkim dla twojego dobra, musiałem zarówno Edwarda, jak i Gabriela stąd
wyprosić. Obaj muszą się uspokoić, Gabriel też, i nie sądzę, żeby dobrym
pomysłem było, jeśli teraz będzie przy tobie – wyjaśnił mi łagodnie.
Choć
rozumiałam, co kierowało doktorem, kiedy usłyszałam, że Gabriela przy mnie nie
będzie, cała zesztywniałam; w oczach zebrały mi się łzy, w głowie zaś
miałam jedynie jedna myśl: przecież mi obiecał, obiecał... Czułam
się trochę jak dziecko, które rozumie postępowanie dorosłych, ale nie potrafi
zaakceptować ich decyzji, obojętnie jak słusznych. Przecież dobrze wiedziałam
jak wielkim szokiem musiało być dla Gabriela to, co usłyszał – potrzebował
trochę czasu, tata też.
Jeśli
oczywiście mieli to zaakceptować...
Carlisle
zaczął łagodnym tonem wyjaśniać mi, że nie mam się czego bać i że musi
mnie teraz obejrzeć. Miałam wrażenie, że stara się mnie przekonać, że nawet
jeśli w czasie ciąży mojej mamy początkowo był za usunięciem dziecka, w moim
przypadku zamierza pozwolić mi decydować i nie zrobi nic przeciwko mnie.
Było w tym coś uspokajającego, ja jednak jak na razie nie potrafiłam się
tym cieszyć, wciąż oszołomiona i... przede wszystkim zdradzona nieobecnością
Gabriela, choć przecież nie powinnam mieć mu jej za złe.
Doktor
delikatnie rozłożył fotel na którym siedziałam do pozycji na wpół leżącej, żeby
było mi wygodniej. Esme cały czas była przy mnie, raz po raz muskając swoimi
lodowatymi palcami mój policzek, żeby przekonać mnie, że wszystko będzie
dobrze; przynajmniej jej obecność działała na mnie kojąco, co jednak nie
zmieniało faktu, że chciałam mieć przy sobie Gabriela.
Poczułam
muśnięcie czyjejś dłoni na ręce, którą osłaniałam brzuch i wzdrygnęłam
się, wystraszona.
– Wszystko w porządku,
kochanie – uspokoił mnie dziadek. – Chcę cię tylko zbadać. Mogę? – zapytał
łagodnie, odsuwając rękę, żebym poczuła się bezpieczniej.
Jeszcze
zanim raz jeszcze spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że nie ma złych
zamiarów, po chwili skinęłam więc głową. A wiec Carlisle i Esme.
Cieszyłam się, że przynajmniej w nich mogę mieć wsparcie, byłam bowiem
gotowa na wszystko, byleby ocalić... dziecko Gabriela i moja. Sama ta myśl
przyprawiała mnie o dreszcze swoją abstrakcyjnością, wizja bowiem była
niezwykła i naprawdę, ale to naprawdę cudowna.
Skinęłam
głową, po czym wygodniej ułożyłam się na fotelu, nie spuszczając z niego
wzroku, kiedy bardzo delikatnie zaczął masować i uciskać mój brzuch. Cały
czas miałam wrażenie, że najdrobniejszy ucisk może być niebezpieczny dla dziecka,
ale nie reagowałam, powtarzając sobie, że doktor wie, co robi i za nic nie
skrzywdziłby rozwijającej się we mnie istotki. Jeszcze zanim poczułam kolejny
nieznaczny ruch – nie ja jedna, bo wyczuł go również Carlisle – nie miałam już
wątpliwości, że jedynym rozwiązaniem na mój stan jest ciąża.
Nie było
już chyba. Ja naprawdę nosiłam pod sercem dziecko – moje i Gabriela.
Nagle
poczułam ogarniającą mnie radość, wręcz euforię, połączoną z rozczuleniem.
Było nasze. Mała istotka, będąca cząsteczką mnie i Gabriela; owoc naszej
miłości, jednej z tych niezwykłych nocy, które przeżyliśmy kochając się i wzajemnie
karmiąc krwią. Jak wcześniej zauważyła Esme, może i się bałam, ale fakt,
że czułam jego ruchy i tak bardzo byłam świadoma obecności innego życia
sprawiał, że strach schodził na dalszy plan i już mnie nie paraliżował.
– Nie wiem,
czy to dla ciebie dobra wiadomość, czy też nie... ale sama już wiesz, że masz
rację, kochanie – zwrócił się do mnie Carlisle; ciężko było mi stwierdzić, jak
sam się w tym odnajduje, ale przynajmniej jak na razie darował mi wykład
na temat tego, jak do tego doszło, tym bardziej, że przed przeprowadzką do
Forks zrobił mi, na prośbę Edwarda, pogadankę o antykoncepcji; a raczej
próbował, bo uciekłam przy pierwszej lepiej okazji, zarzekając się, że wszystko
wiem i wcale nie jestem taka głupia. – Jeśli chodzi o to, co będzie
dalej...
– Chcę tego
dziecka – wyrwało mi się, jeszcze zanim skończył. Machinalnie znów zasłoniłam
dłońmi brzuch. – Wiem, że to nie jest tak, jak u ludzi, ale ja naprawdę
dam radę – powtórzyłam z naciskiem.
– Nie
twierdzę, że nie – zapewnił mnie pośpiesznie. – Musisz być jednak świadoma, że
ja nigdy nie miałem do czynienia z ciążą człowieka i wampira, a co
dopiero kogoś takiego, jak ty. Będziesz musiała mi o wszystkim mówić, bo w ostatnim
czasie tego nie robiłaś – przypomniał, a ja jedynie pokiwałam głową;
instynkt wciąż sprawiał, że wzdrygałam się, kiedy mnie dotykał.
Chciałam
coś powiedzieć, ale wtedy wszyscy usłyszeliśmy kliknięcie, a potem okno w gabinecie
otworzyło się samoistnie. Jeszcze zanim Gabriel lekko wskoczył na parapet,
zdałam sobie sprawę z jego obecności – kto inny potrafił zmusić rzeczy do
ruchu siła samego umysłu?
– Gabrielu...
– westchnął dziadek, próbując ocenić w jakim chłopak jest nastroju; na
szczęście nic nie wskazywało na to, by Edward jakkolwiek go poturbował, nie
licząc oczywiście zadrapań na twarzy i rękach, których dorobił się
wypadając przez barierkę, a które zaczynały już zanikać.
– Przepraszam,
ale dotrzymuję obietnicy – oznajmił, unosząc ręce w obronnym geście. – Zresztą,
jeżeli kiedyś dowiesz się, że zostaniesz ojcem i jednocześnie będziesz w stanie
trzymać się od matki dziecka z daleka, daj mi znać – dodał, w tym
momencie przypominając mi tego Gabriela, którego poznałam – aroganckiego, z dość
specyficznym poczuciem humoru i skłonnością do sarkazmu.
Nie dodał
nic więcej, bo wtedy nasze oczy się spotkały i w ułamku sekundy
znalazł się przy mnie. Ujął moją dłoń, splatając nasze palce i spoglądając
na mnie z taką czcią, że aż się zarumieniłam.
– Jak
mogłem się nie domyślić? – westchnął. – Moja śliczna... – rozczulił się, a potem
padł przy mnie na kolana i bardzo delikatnie przyłożył policzek do mojego
zaokrąglonego brzucha.
Ulgi, jaką
poczułam, nie dało opisać się słowami. Podświadomie od samego początku bałam
się, że Gabriel zachowa się jak mój ojciec i odtrąci mnie oraz nasze
dziecko, przekonany, że ciąża mnie zabije. Jak cudownie się czułam, kiedy
przekonałam się, że to nieprawda, a ja nie mam się czego obawiać! Miałam w nim
wsparcie i to było dla mnie najważniejsze, nie zniosłabym bowiem, gdybym
musiała wybierać pomiędzy dzieckiem a nim.
Wtedy,
jakby czytając mi w myślach i chcąc jeszcze dobitniej przekonać mnie o tym,
że mogę na niego liczyć, pocałował mnie i to z taką pasją, że aż
zabrakło mi tchu. Nie zwracał przy tym uwagi na obecność Carlisle'a i Esme,
którzy przecież cały nas obserwowali.
W tamtej
chwili po prostu wiedziałam, że musi być dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz