16 stycznia 2013

Sto osiemnaście

Renesmee
Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe, ale ja nie byłam w stanie zareagować. Wciąż oszołomiona, wpatrywałam się w swój brzuch, choć właściwie nic już nie widziałam; obraz zaczynał się rozmazywać, kiedy łzy strachu i niedowierzania napłynęły mi do oczu. Oddech był coraz bardziej spazmatyczny i właściwie musiałam się przytrzymywać ściany, żeby przypadkiem nie osunąć się po niej na ziemię.
Kolejne, tym razem nieznaczny ruch, który wyczułam jedynie dlatego, że byłam świadoma, że coś... że ktoś... Nie potrafiłam dokończyć tej myśli, ale sama świadomość wystarczyła, żeby wyrwał mi się cichy jęk niedowierzania.
– Nessie, kochanie, wszystko w porządku? – usłyszałam ponownie zaniepokojony głos i w końcu rozpoznałam, że to Esme próbuje dowiedzieć się, co się dzieje. – Renesmee... – powtórzyła, kiedy nie odpowiedziałam, wciąż skupiona na łapaniu oddechu; cała dygotałam.
– Kochanie, otwórz drzwi – doszedł mnie zaniepokojony, ale w miarę opanowany głos Carlisle'a. Serce zabiło mi mocniej, kiedy uświadomiłam sobie, że zaraz pewnie dołączą również Edward i Gabriel; ci raczej nie mieli być na tyle subtelni, by nie posłużyć się do wyłamania drzwi.
Niczym w transie zrobiłam kilka niepewnych kroków i zacisnęłam dłoń na klamce; drżącymi palcami przekręciłam pokrętło zamka i dosłownie wypadałam na korytarz, z płaczem rzucając się w ramiona pierwszej osoby, jaką zobaczyłam. Zdezorientowana Esme mocno przytuliła mnie do siebie, głaskając mnie po włosach, uspokajając szeptem i próbując dowiedzieć się, co właściwie się stało. Jedynie pokręciłam głową, próbując nie zapomnieć o oddychaniu, żeby się uspokoić i być w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek sensowne zdanie.
Babcia ułożyła swoją lodowatą dłoń na moim policzku; zadrżałam od różnicy temperatur, próbując uporać się z szokiem termicznym, którego doznałam.
– Carlisle, ona jest rozpalona – powiedziała cicho, spoglądając na doktora. Przytuliła mnie mocniej, jakby się obawiała, że znów zareaguję jak dzień wcześniej i po prostu ucieknę. – Nessie, co się stało? – zapytała po raz któryś z rzędu, zachęcając żebym spojrzała jej w oczy.
Dziadek podszedł do mnie, by móc dotknąć mojego czoła. W tym samym momencie, przeskakując po kilka stopni na raz, na piętrze pojawił się Gabriel; blady jak papier i zmartwiony pośpiesznie ruszył w naszą stronę. Tuż za nim pojawił się Edward, marszcząc czoło i nie odrywając wzroku ode mnie. Skrzywił się i domyśliłam się, że w głowie mam taki mętlik, że za nic nie potrafi go uporządkować, a co dopiero wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle.
– Carlisle, co z nią? – zapytał natychmiast tata, wyraźnie podirytowany, że jego dar nie pozwala mu tego ustalić.
– Jeszcze nie wiem. Zaraz zobaczymy – obiecał, po czym łagodnie zwrócił się do mnie: – Skarbie, powiedz mi, co... – zaczął, ale nie dałam mu skończyć, bo przypomniałam sobie, co odkryłam w łazience i po prostu rozpłakałam się, jeszcze bardziej strasząc przytulającą mnie Esme.
Zaraz rzuciła się mnie głaskać i słownie pocieszać, a ja po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebuję mamy i że ona mi ją zastępuje. Pod wpływem impulsu, wciąż nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu i sklecić porządnego zdania, nawet w myślach, spróbowałam wyjaśnić jej wszystko inaczej.
– Bo ja... Ja... – wydyszałam, a kiedy kolejny raz przekonałam się, że to na nic, chwyciłam ją za rękę i położyłam ją na swoim zaokrąglonym brzuchu akurat w momencie, kiedy coś znowu się we mnie poruszyło.
Esme zesztywniała, po czym opiekuńczym gestem przyciągnęła mnie mocniej do siebie. Wtuliłam się w nią, wiedząc, że jeżeli komuś mogę w tej sytuacji zaufać to z pewnością jej – reakcję pozostałych trudno mi było przewidzieć, nawet w przypadku Gabriela. Ja byłam przerażona, co więc dopiero mówić o nic, kiedy mógł jedynie zgadywać i wraz z pozostałymi spoglądać na mnie z troską.
Nagłe warknięcie wydarło się Edwardowi; spojrzałam na niego spanikowana, a kiedy zobaczyłam, jak jego oczy rozszerzają się w geście niedowierzania i szoku, zrozumiałam, że zrozumiał. Być może to myśli moje albo Esme, być może gest jakim pod wpływem impulsu przyłożyłam dłoń do brzucha... Furia zabłysła w jego miodowych oczach, które momentalnie pociemniały od niekontrolowanego gniewu, który ze względu na fakt, że wciąż był młodym wampirem, był jeszcze trudniejszy do opanowania i przyprawiał mnie o dreszcze.
Spojrzenie, jakim obdarzył osłupiałego Gabriela, wydawało się być w stanie zadawać śmierć.
– Ty sukinsynu... – wydyszał; głos drżał mu z gniewu. – Moja mała córeczka? – zapytał z niedowierzaniem.
A potem rzucił się Gabrielowi do gardła.
Krzyknęłam, choć niewiele miało to dać – to był szał nowo narodzonego, którego nic nie miało być w stanie powstrzymać. Gabriel o tym wiedział i być może dlatego nie próbował, w porę usuwając się wampirowi z drogi. Wciąż w szoku, okazał się być mimo wszystko na tyle szybkim, by udało mu się znaleźć poza zasięgiem atakującego Edwarda, przynajmniej na krótką chwilę, bo mój ojciec zaraz ponowił atak. Gabriel znów uskoczył, tym razem wpadając na barierkę schodów i przywierając do niej plecami.
Nieśmiertelny ponowił atak. Pod wpływem impulsu spróbowałam rzucić się pomiędzy nich, ale byłam tak słaba, że nawet najlżejszy uścisk Esme na ramionach zdołał mnie powstrzymać. Słyszałam, że Carlisle próbuje jakoś nad nimi zapanować, raz po raz powtarzając imię Edwarda; jako jedyny nie wiedziało, co właściwie się dzieje, może dlatego więc wierzył, że jego syn będzie w stanie się opanować. Ja wiedziałam, że nie, a jednak kiedy on i Gabriel zderzyli się, byłam całkowicie oszołomiona i przerażona.
Trzasnęło drewno; poręcz nie wytrzymała ciężaru pary nieśmiertelnych i po prostu puściła, równie łatwo, co potężne drzewo, które siłą samego umysłu złamała Layla. Serce omal mi nie stanęło, kiedy obaj po prostu za nią wylecieli i dopiero po chwili byłam w stanie zareagować.
– Gabriel! – wyrwało mi się; było w tym coś histerycznego. Martwiłam się wyłącznie o ukochanego, bo resztkami świadomości wiedziałam, że wampir takiego upadku nawet nie odczuje.
Nie byłam pewna, jak udało mi się wyrwać Esme; pod wpływem adrenaliny dopadłam do resztek poręczy i spojrzałam w dół, akurat w chwili, kiedy Gabriel – zwinnie niczym dziki kot – wylądował w kucki na podłodze. Dookoła walały się kawałki drewna, kilka chyba nawet przecięło mu skórę na dłoniach i twarzy, ale najważniejsze dla mnie było, że nic mu się nie stało.
Spojrzał w górę; nasze spojrzenia się spotkały, a czarne niczym bezgwiezdna noc oczy rozszerzyły się ze strachu.
– Odsuń się! Odsuń się w tej chwili od krawędzi, kochanie! – jęknął, a ja cofnęłam się pośpiesznie, potykając się o własne nogi; wywróciłabym się, gdyby w porę nie doskoczył do mnie doktor i mnie nie podtrzymał. – Nic mi nie jest, ale nie podchodź za blisko – powiedział spokojniej.
Spojrzałam niepewnie na obejmującego mnie Carlisle'a, zaraz jednak moją uwagę przyciągnęło poruszenie na dole, bo Edward znowu zareagował – być może czekał aż znajdę się w jakimś bezpieczniejszym miejscu i nie zrobię czegoś tak głupiego, jak skok z piętra pomiędzy nich. Ostrzeżenie zamarło mi w gardle, ale Gabriel na szczęście był na tyle doświadczonym łowcą, by bez większego problemu uniknąć ataku młodego wampira.
Wiedziałam, że jedynie przez wzgląd na mnie i fakt, że Edward atakuje w złości, ograniczał się jedynie do defensywy, nie chcąc przypadkiem skrzywdzić mojego ojca, gdyby zaatakował. Choć nie dysponował tak bardzo rozwiniętą mocą, jaką kilka godzin temu zaprezentowała nam Layla, był w stanie unieszkodliwić wampira i byłam tego świadoma.
Zacisnęłam mocno powieki, nie chcąc patrzeć, jak walczą. W tym samym momencie poczułam ostry ból w podbrzuszu i zrozumiałam, że nerwy z pewnością nie są dla mnie wskazane. Jęknęłam i zgięłam się wpół, ledwo powstrzymując łzy bólu.
– Nessie... – szepnął zaniepokojony dziadek, podtrzymując mnie i próbując zrozumieć, co się dzieje. – Kochanie, już dobrze. Musisz wytrzymać chwilę... Dalej nie wiem, co...
– Ja chyba... – wtrąciłam słabym głosem, kolejny raz mu przerywając. – Dziadku, ja chyba jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie w końcu. Kiedy pierwszy raz wypowiedziałam tę myśl na głos, poczułam się, jakbym zrzuciła z siebie ogromny ciężar; przy samym końcu, pomimo przerażenia, strachu i bólu, do mojego głosu wdarła się nutka czułości. – Mogłabym przysiąc, że dopiero co coś się we mnie poruszyło. Wcześniej, w łazience, też... – wyrzuciłam z siebie pośpiesznie, spoglądając mu w oczy.
Zobaczyłam w jego złotych tęczówkach szok i niedowierzanie, może nawet odrobinkę złości, ta jednak natychmiast zniknęła, wyparta przez troskę. Zacisnął krótko dłoń na moim ramieniu, dając mi do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze. Zaraz odezwał się w nim zawodowiec, bo raz jeszcze – tym razem zdecydowanie bardziej stanowczym tonem – spróbował przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Spokojnie, Nessie, zaraz zobaczymy, czy masz rację – obiecał mi, po czym zwrócił się do Esme: – Zabierz małą do mojego gabinetu, ja za chwilę tam przyjdę – poprosił, przekazując mnie wampirzycy, kiedy ta podeszła bliżej i mogła posłużyć mi za oparcie.
Chciałam zaprotestować, wciąż oszołomiona rozgrywającą się na dole sceną, wystarczyło jednak krótkie spojrzenie dziadka, bym zrozumiała, że teraz powinnam się martwić jedynie o siebie i... I moje dziecko. Choć wciąż w szoku, powoli zaczynało do mnie docierać, że noszę pod sercem inne życie i że jestem za nie odpowiedzialna, skinęłam więc głową i świadoma niemal każdego swojego ruchu, pozwoliłam Esme odprowadzić się w głąb korytarza.
Poczułam się nieco bezpieczniej, kiedy znalazłam się w znajomym gabinecie. Zaraz opadłam na rozkładany, skórzany fotel, zwijając się na nim w kłębek i wtulając policzek w oparcie. Starałam się nie myśleć o wydarzeniach na dole, ale to, że nie widziałam, nie znaczyło przecież, że nie słyszałam; niestety, nawet jeśli przez gorączkę myślałam wolniej i miałam nieco przytępione zmysły, wciąż słyszałam wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że Edward jest wściekły i gotów Gabriela zabić. Słyszałam, że ukochany próbuje się jakoś usprawiedliwić, uspokoić mojego ojca, ale huk i dźwięk rozbijanego szkła jasno dały mi do zrozumienia, że jego zabiegi są bezsensowne. Skuliłam się jeszcze bardziej, walcząc z sama sobą, by nie zacząć krzyczeć albo jednak nie spróbować dostać się do salonu i zrobić cokolwiek, byleby przerwać ich starcie; bo to już nie była kłótnia.
Uważaj na nie, skarciłam się w myślach, przypominając sobie słowa ze swojego snu. Zdawały się mnie prześladować, a ja w końcu rozumiałam dlaczego. Ten fakt wciąż do mnie nie docierał, ale zaczynałam być coraz bardziej świadoma jego prawdziwości i tego, jak bardzo muszę na siebie uważać. Nie, zdecydowanie nerwy i zapobieganie walki nieśmiertelnych nie należały do czynności, którymi powinnam się teraz trudzić.
Usłyszałam jeszcze jeden głos i zamarłam, bo chyba nigdy nie słyszałam, żeby dziadek był aż tak zły albo krzyczał. Zupełnie machinalnie objęłam brzuch, zastanawiając się, czy powinnam się obawiać, skoro już sam Edward tak ostro zareagował na wieść o tym, co mi dolega. Ufałam Carlisle'owi, ale prawda była taka, że zdecydowanie zbyt mocno troszczył się o moje zdrowie i w jakimś stopniu obawiałam się, że...
Nie chciałam dokańczać tej myśli, a tym bardziej wracać pamięcią do okresu, kiedy połowa rodziny gotowa była mnie znienawidzić jedynie dlatego, że nieświadomie krzywdziłam mamę.
Uniosłam głowę, kiedy ktoś zarzucił na mnie koc. Esme wysiliła się na słaby uśmiech, kiedy nasze spojrzenia mnie spotkały, po czym czule pogłaskała mnie po głowie. Jedyne czego byłam pewna to to, że w pełni mogłam na nią liczyć i nie obawiać się, że zrobi cokolwiek przeciwko mnie. Sam jej wzrok mówił sam za siebie, a ja dostrzegłam w jej oczach nieme pytanie, które zawisło między nami i na które pragnęłam odpowiedzieć.
– Jeżeli... to prawda – wyszeptałam nieco zachrypniętym i wciąż wystraszonym głosem – to jestem szczęśliwa. Boję się, ale... Po prostu jestem szczęśliwa – wyznałam.
Tym razem uśmiech przyszedł jej zdecydowanie łatwiej.
– Wiem, kochanie – zapewniła. – Wiem, że jesteś przerażona. Ale kiedy już się je czuje, wtedy...
– Po prostu musisz je chronić – dopowiedziała, delikatnie głaskając brzuch. Nareszcie zaczynałam pojmować, dlaczego byłam tak przerażona na samą myślą o badaniu; instynkt najzwyczajniej w świecie nakazywał mi opiekować się istotką, która już wtedy rozwijała się we mnie, choć jeszcze nie byłam tego świadoma. Mdłości, bóle brzucha, zmiany preferencji żywnościowych oraz nastrojów również nabrały sensu. I to, dlaczego byłam taka krucha. – Dlaczego tam jest tak cicho? – zapytałam nagle, uświadamiając sobie, że odgłosy walki się urwały.
Wymieniłyśmy z babcią zaniepokojone spojrzenia, zanim jednak którakolwiek z nas zdecydowała się podjąć jakąkolwiek decyzję – mniej czy bardziej rozsądna – w gabinecie w końcu pojawił się wyraźnie zmartwiony Carlisle. Natychmiast usiadłam prosto niczym struna, po jego minie próbując ustalić, czy wszystko jest w porządku; nie miałam pewności.
– Gdzie jest Gabriel? – zapytałam natychmiast. – Co tam się stało? – dodałam, powoli tracąc panowanie nad głosem. Kiedy nerwy znów zostały zwieńczone bólem, urwałam i skupiłam się przede wszystkim na łapaniu oddechu. – Dziadku...
– Nessie, uspokój się – poprosił zaniepokojony, dopadając do mnie i kładąc mi dłonie na ramionach. Chcąc nie chcąc, spojrzałam mu w oczy. – Nikomu nic się nie stało – powiedział z naciskiem, żeby mnie uspokoić, choć to nadal nie pozwalało mi zrozumieć, co się stało. – Przepraszam, kochanie, ale przede wszystkim dla twojego dobra, musiałem zarówno Edwarda, jak i Gabriela stąd wyprosić. Obaj muszą się uspokoić, Gabriel też, i nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było, jeśli teraz będzie przy tobie – wyjaśnił mi łagodnie.
Choć rozumiałam, co kierowało doktorem, kiedy usłyszałam, że Gabriela przy mnie nie będzie, cała zesztywniałam; w oczach zebrały mi się łzy, w głowie zaś miałam jedynie jedna myśl: przecież mi obiecał, obiecał... Czułam się trochę jak dziecko, które rozumie postępowanie dorosłych, ale nie potrafi zaakceptować ich decyzji, obojętnie jak słusznych. Przecież dobrze wiedziałam jak wielkim szokiem musiało być dla Gabriela to, co usłyszał – potrzebował trochę czasu, tata też.
Jeśli oczywiście mieli to zaakceptować...
Carlisle zaczął łagodnym tonem wyjaśniać mi, że nie mam się czego bać i że musi mnie teraz obejrzeć. Miałam wrażenie, że stara się mnie przekonać, że nawet jeśli w czasie ciąży mojej mamy początkowo był za usunięciem dziecka, w moim przypadku zamierza pozwolić mi decydować i nie zrobi nic przeciwko mnie. Było w tym coś uspokajającego, ja jednak jak na razie nie potrafiłam się tym cieszyć, wciąż oszołomiona i... przede wszystkim zdradzona nieobecnością Gabriela, choć przecież nie powinnam mieć mu jej za złe.
Doktor delikatnie rozłożył fotel na którym siedziałam do pozycji na wpół leżącej, żeby było mi wygodniej. Esme cały czas była przy mnie, raz po raz muskając swoimi lodowatymi palcami mój policzek, żeby przekonać mnie, że wszystko będzie dobrze; przynajmniej jej obecność działała na mnie kojąco, co jednak nie zmieniało faktu, że chciałam mieć przy sobie Gabriela.
Poczułam muśnięcie czyjejś dłoni na ręce, którą osłaniałam brzuch i wzdrygnęłam się, wystraszona.
– Wszystko w porządku, kochanie – uspokoił mnie dziadek. – Chcę cię tylko zbadać. Mogę? – zapytał łagodnie, odsuwając rękę, żebym poczuła się bezpieczniej.
Jeszcze zanim raz jeszcze spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że nie ma złych zamiarów, po chwili skinęłam więc głową. A wiec Carlisle i Esme. Cieszyłam się, że przynajmniej w nich mogę mieć wsparcie, byłam bowiem gotowa na wszystko, byleby ocalić... dziecko Gabriela i moja. Sama ta myśl przyprawiała mnie o dreszcze swoją abstrakcyjnością, wizja bowiem była niezwykła i naprawdę, ale to naprawdę cudowna.
Skinęłam głową, po czym wygodniej ułożyłam się na fotelu, nie spuszczając z niego wzroku, kiedy bardzo delikatnie zaczął masować i uciskać mój brzuch. Cały czas miałam wrażenie, że najdrobniejszy ucisk może być niebezpieczny dla dziecka, ale nie reagowałam, powtarzając sobie, że doktor wie, co robi i za nic nie skrzywdziłby rozwijającej się we mnie istotki. Jeszcze zanim poczułam kolejny nieznaczny ruch – nie ja jedna, bo wyczuł go również Carlisle – nie miałam już wątpliwości, że jedynym rozwiązaniem na mój stan jest ciąża.
Nie było już chyba. Ja naprawdę nosiłam pod sercem dziecko – moje i Gabriela.
Nagle poczułam ogarniającą mnie radość, wręcz euforię, połączoną z rozczuleniem. Było nasze. Mała istotka, będąca cząsteczką mnie i Gabriela; owoc naszej miłości, jednej z tych niezwykłych nocy, które przeżyliśmy kochając się i wzajemnie karmiąc krwią. Jak wcześniej zauważyła Esme, może i się bałam, ale fakt, że czułam jego ruchy i tak bardzo byłam świadoma obecności innego życia sprawiał, że strach schodził na dalszy plan i już mnie nie paraliżował.
– Nie wiem, czy to dla ciebie dobra wiadomość, czy też nie... ale sama już wiesz, że masz rację, kochanie – zwrócił się do mnie Carlisle; ciężko było mi stwierdzić, jak sam się w tym odnajduje, ale przynajmniej jak na razie darował mi wykład na temat tego, jak do tego doszło, tym bardziej, że przed przeprowadzką do Forks zrobił mi, na prośbę Edwarda, pogadankę o antykoncepcji; a raczej próbował, bo uciekłam przy pierwszej lepiej okazji, zarzekając się, że wszystko wiem i wcale nie jestem taka głupia. – Jeśli chodzi o to, co będzie dalej...
– Chcę tego dziecka – wyrwało mi się, jeszcze zanim skończył. Machinalnie znów zasłoniłam dłońmi brzuch. – Wiem, że to nie jest tak, jak u ludzi, ale ja naprawdę dam radę – powtórzyłam z naciskiem.
– Nie twierdzę, że nie – zapewnił mnie pośpiesznie. – Musisz być jednak świadoma, że ja nigdy nie miałem do czynienia z ciążą człowieka i wampira, a co dopiero kogoś takiego, jak ty. Będziesz musiała mi o wszystkim mówić, bo w ostatnim czasie tego nie robiłaś – przypomniał, a ja jedynie pokiwałam głową; instynkt wciąż sprawiał, że wzdrygałam się, kiedy mnie dotykał.
Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy wszyscy usłyszeliśmy kliknięcie, a potem okno w gabinecie otworzyło się samoistnie. Jeszcze zanim Gabriel lekko wskoczył na parapet, zdałam sobie sprawę z jego obecności – kto inny potrafił zmusić rzeczy do ruchu siła samego umysłu?
– Gabrielu... – westchnął dziadek, próbując ocenić w jakim chłopak jest nastroju; na szczęście nic nie wskazywało na to, by Edward jakkolwiek go poturbował, nie licząc oczywiście zadrapań na twarzy i rękach, których dorobił się wypadając przez barierkę, a które zaczynały już zanikać.
– Przepraszam, ale dotrzymuję obietnicy – oznajmił, unosząc ręce w obronnym geście. – Zresztą, jeżeli kiedyś dowiesz się, że zostaniesz ojcem i jednocześnie będziesz w stanie trzymać się od matki dziecka z daleka, daj mi znać – dodał, w tym momencie przypominając mi tego Gabriela, którego poznałam – aroganckiego, z dość specyficznym poczuciem humoru i skłonnością do sarkazmu.
Nie dodał nic więcej, bo wtedy nasze oczy się spotkały i w ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Ujął moją dłoń, splatając nasze palce i spoglądając na mnie z taką czcią, że aż się zarumieniłam.
– Jak mogłem się nie domyślić? – westchnął. – Moja śliczna... – rozczulił się, a potem padł przy mnie na kolana i bardzo delikatnie przyłożył policzek do mojego zaokrąglonego brzucha.
Ulgi, jaką poczułam, nie dało opisać się słowami. Podświadomie od samego początku bałam się, że Gabriel zachowa się jak mój ojciec i odtrąci mnie oraz nasze dziecko, przekonany, że ciąża mnie zabije. Jak cudownie się czułam, kiedy przekonałam się, że to nieprawda, a ja nie mam się czego obawiać! Miałam w nim wsparcie i to było dla mnie najważniejsze, nie zniosłabym bowiem, gdybym musiała wybierać pomiędzy dzieckiem a nim.
Wtedy, jakby czytając mi w myślach i chcąc jeszcze dobitniej przekonać mnie o tym, że mogę na niego liczyć, pocałował mnie i to z taką pasją, że aż zabrakło mi tchu. Nie zwracał przy tym uwagi na obecność Carlisle'a i Esme, którzy przecież cały nas obserwowali.
W tamtej chwili po prostu wiedziałam, że musi być dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa