25 stycznia 2013

Prolog

„To dla Ciebie na niebie
układałem serca z gwiazd
więc dlaczego samego
zostawiłaś mnie tu tak?”
Sumptuastic – „Bez pożegnania”

Isabeau
Trzy tygodnie wcześniej...

Isabeau Licavoli powoli wyszła spomiędzy drzew. Opuszczony bank krwi górował nad nią, niczym piekielna brama, czy też – jak mawiali inni – wrota przeznaczenia. Jak na ironię określenie to pasowało przerażająco dobrze do jej sytuacji, bo w tym budynku jak najbardziej mogła spotkać swoje przeznaczenie. I równie dobrze mógł nim być kres życia, chociaż miała nadzieję, że ten najgorszy scenariusz się nie spełni.
Szybkim krokiem, poruszając się ciszej niż szept i lekko jak polująca pantera, podkradła się do budynku. Teraz, tak blisko, że była w stanie dotknąć ściany, była w stanie dostrzec wszystkie pęknięcia i niedoskonałej elewacji. Czerwone cegły, miejscami skruszone przez czas, prześwitywały przez niegdyś białą, a teraz brudno szarą warstwę odrywającej się całymi płatami farby.
Uśmiechnęła się gorzko i pomyślała, że to scena rodem niczym z jakiegoś marnego horroru, gdzie naiwna bohaterka wchodzi do starego, zamieszkałego przez jakieś okropieństwa budynku, a widzowie irytującym chórem krzyczą: „Idiotko, nie rób tego!”. Nie uśmiechało jej się porównywanie siebie do idiotki, ale telepatów do okropności już jak najbardziej.
Z tą myślą poprawiła czarną, długą do ziemi szatę i z pomocą mocy otworzyła zamknięte od środka okno na pierwszym miejscu. Otworzyło się z cichym skrzypnięciem, co wglądało, jakby sprawcą wydarzenia był wiatr i Isabeau miała nadzieję, że tak właśnie pomyśli każdy, kto jakimś cudem usłyszał hałas. Odczekała chwilę, nasłuchując, kiedy zaś upewniła się, że nikt się nie zbliża, wyskoczyła w górę, chwytając się położonego kilka metrów wyżej parapetu. Lekko podciągnęła się i już sekundę później stała w pogrążonym w ciszy, mrocznym korytarzu.
Cóż, urocze miejsce to to nie było. Oczywiście, po telepatach i Lawrence'ie nie mogła się niczego lepszego spodziewać, ale na litość bogini, skoro już porwali ciężarną… Naprawdę nie dziwiło jej, że Gabriela aż skręcało, żeby wparować do środka i pomoc Renesmee.
Właśnie dlatego tutaj była. Wiedziała, że jej brat nie odejdzie stąd, nie próbując pomóc ukochanej, nawet jeśli tego wymagałby zdrowy rozsądek. Już i tak poszedł na spore ustępstwo, zgadzając się z nią i Cullenami, że najpierw należy rozeznać się w terenie, żeby móc zaplanować atak.
Sprawdziła osłonę, którą otaczała swój umysł, żeby brat nie wiedział, gdzie postanowiła pójść, zorientowała się, że w budynku szpitala jest coś dziwnego. Jakaś niezwykła siła otaczała to miejsce – silna tarcza, która prawdopodobnie ukrywała obecność wszystkich obecnych w środku. Dlatego nie byli w stanie ich odszukać przez tyle czasu.
Ale w tej sytuacji była to dobra wiadomość, bo już nie musiała się martwić zwodzeniem Gabriela. Ruszyła pod siebie, kierując się instynktem i krzywiąc się za każdym, kiedy obcasy jej szpilek zbyt głośno stukały o wyłożoną kaflami posadzkę.
Był sam. Wyczuła go niemal natychmiast, wyczulona na jakże znajomy umysł i aurę. On również ją wyczuł, ale nie podniósł alarmu, wyraźnie zaintrygowany. Jego umysł stał się jeszcze wyraźniejszy, jakby chciał zdradzić miejsce swojego pobytu. Chciał, żeby go odnalazła.
Przyspieszyła i teraz już niemal biegła. Kolejny korytarz, w który skręciła, był równie mroczny i opustoszały, co poprzedni, stąd jednak dochodziło wezwanie. Zatrzymała się przed jednymi z drewnianych drzwi, po czym pchnęła je bez wahania i weszła do środka. Pokój, w którym się znalazła, był niegdyś chyba jakimś gabinetem i wcale swojej funkcji nie zmienił.
Drake Devile siedział za ogromnym, dębowym biurkiem, kiwając się na krześle; obie nogi trzymał na blacie i najwyraźniej był zadowolony z życia.
Kiedy weszła, momentalnie uniósł głowę.
– Isabeau… – wymruczał, jakby smakując jej imię na języku. Uśmiechnął się drapieżnie.
Nagle zwątpiła w to, co planowała zrobić, ale przecież nie mogła dopuścić do tego, żeby Drake był obecny, kiedy spróbują zawalczyć o Renesmee. Nieśmiertelny był równie potężny, co Gabriel i gdyby doszło do walki, jej bratu mogłaby stać się krzywda, tym bardziej, że był rozemocjonowany i myślał wyłącznie o zemście. Isabeau nie mogła dopuścić do ich walki, nie mogła przeżywać tego, co stało się kiedyś raz jeszcze…
Momentalnie się zdecydowała i zsunęła z ramion czarny płaszcz. Materiał opadł na ziemie u jej stóp, prawie jednak nie była świadoma tego, co działo się wokół niej. Liczyło się jedynie to, że Drake zamarł i wpatrywał się w nią oszołomiony.
Bo miała na sobie jedynie bieliznę i czarne szpilki, które dodatkowo wydłużały jej już i tak idealne nogi. Ale to nie była byle jaka bielizna! Hebanowy komplet z krwiście czerwoną koronką w strategicznych miejscach, namieszałby w głowie każdemu mężczyźnie, zwłaszcza w zestawieniu z doskonałym, bladym ciałem młodej kobiety i kontrastującymi z nim falami czarnych, sięgających pasa loków.
Drake poderwał się, chyba nawet sam zaskoczony własne reakcją. Przyglądał się jej w osłupieniu, krążące dookoła niej i podziwiając ją, jakby była piękną boginią, która zaszczyciła go swoją obecnością. To dla mnie…?, uchwyciła fragment jego myśli, której nie zdołał zamaskować i chyba nawet się swojej śmiałości zawstydził, co dało jej nadzieję, że w głębi duszy jest wciąż taki jak dawniej.
W jej sercu i umyśle panowała istna burza, ale na zewnątrz prezentowała maskę opanowania i spokoju. Wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy, dumnie wysuwając podbródek.
Dla ciebie, pomyślała w odpowiedzi. Dzisiaj wszystko jest dla ciebie…
Dłużej nie mógł się opanować. Poczuła dotyk jego palców na ramieniu i jego zachwyt, kiedy odkrył, że jej ciało jest równie ciepłe i aksamitnie miękkie jak kiedyś. Mimowolnie zadrżała, bo i jego dotyk przywołał wspomnienie dawnych rozkoszy, które skutecznie wyparło obraz tego, czego za nic w świecie nie chciała wspominać.
W tamtej chwili i ona poddała się uczuciom. Drake jej dotykał, pieścił czule jej ciało, a ona nie mogła dłużej zmusić się do tego, żeby pozostać na to obojętną. Nagle po prostu wybuchła niczym wulkan i zarzuciwszy mu ramiona na szyję, mocni przyciągnęła go do siebie.
A potem ją pocałował i wszystkie wątpliwości zniknęły i porwał ją cudowny wir tych dobrych wspomnień, pocałunków i oszałamiających uczuć. I wtedy zrozumiała, że on wciąż ją kocha, mimo tych wszystkich wieków i tego, że kilkukrotnie próbował ją w tym okresie zabić.
Wtedy poczuła jego wargi na szyi i machinalnie odchyliła głowę. Cięcie było szybkie i precyzyjne, a do tego zaowocowało uczuciem dzikiej przyjemności, bo oddawała mu się z własnej woli. Wszystkie doznania momentalnie zostały wzmocnione poprzez wymianę krwi i wzajemne przenikanie się ich aur.
Ale on chciał więcej, zdecydowanie więcej niż do tej pory była gotowa mu dać. Bała się miłości, przez niego właśnie, kiedy jednak znalazła się w jego ramionach i zasmakowała uczuć przeszłości, strach minął. Była świadoma jego pragnień, które momentalnie stały się jej własnymi, a to, że pozwalał jej decydować, zamiast po prostu wziąć to, czego chciał, dodatkowo popchnęło ją do działania.
Podjęła decyzję, a kiedy i on w końcu się zdecydował, poddała się ich wspólnym żądzom z rozkoszą.

2 komentarze:

  1. Prolog jest świetny ...
    jestem ciekawa co się z nią stanie ?!
    kiedy dodasz 1 rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prolog jest niesamowity.
    Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej.
    Jako niecierpliwa istota, zycze duzo weeny i czekam na nastepny.
    P.S. Kiedys powinnas napisac ksiazke. Jesli ja wydasz, bede pierwsza osoba, ktora ja przeczyta. Jestem fanka.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa