21 stycznia 2022

Sto pięćdziesiąt

Layla

Mimo późnej pory, czuła się przede wszystkim zmęczona. Zaparkowała przed domem, z powątpiewaniem spoglądając na zaciemnione okna. Jeden rzut oka wystarczył, by doszła do wniosku, że Gabriel i Renesmee najwyraźniej wciąż nie wrócili. W takim wypadku mogła założyć, że najwyraźniej zamierzali spędzić noc w domu Cullenów, jak nic przez wzgląd na Jocelyne.

Wciąż martwiła się o dziewczynę, aż rwąc się do tego, by spróbować zadzwonić do brata, ale powstrzymała się. O co miałaby zapytać? Czy w jakiś cudowny sposób coś się zmieniło…? Cokolwiek miałoby kryć się za tym stwierdzeniu. Bo wiesz, Gabrielu, właśnie pomagałam odprawić magiczny rytuał, pomyślała, wznosząc oczy ku górze. Nie, to ani trochę nie brzmiało dobrze.

Mętlik w głowie nie pomagał. Layla z trudem panowała nad emocjami, nadal pod wpływem skrajnych emocji. Co prawda – dzięki bogini! – Claudia obudziła się, odzyskując świadomość zaledwie po kilku minutach, ale wampirzyca i tak nie miała pewności, co o tym myśleć. Sama zainteresowana nie pomagała, zbywając ją przy pierwszej możliwej okazji i zachowując tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. A już na pewno nie to, że obudziła się wyraźnie przerażona, przy pierwszej okazji wpadając zaskoczonej Layli w ramiona – i to tylko po to, by prawie natychmiast odsunąć się w popłochu.

Na dłuższą metę to i tak nie miało znaczenia. Liczyło się, że Claudia się obudziła, nawet jeśli utrata przytomności przez kogoś takiego jak ona nadal nie wchodziła w grę. Kobieta wciąż sprawiała wrażenie słabej i przerażonej, ale to nie powstrzymało jej, by przy pierwszej okazji opędzić się od Layli i Olivera, zarzekając się, że wcale nie potrzebowała pomocy. Wyglądała przy tym tak żałośnie, że oboje po prostu ustąpili, nie chcąc znów wytrącić wampirzycy z równowagi. Jeśli jedynym warunkiem tego, żeby spróbowała odpocząć, było zostawienie jej samej, przynajmniej Lay nie zamierzała się sprzeczać. Co jak co, ale to zachowanie znała aż za dobrze.

Jakkolwiek by nie było, martwiła się. O obie – Claudię i Jocelyne. Chciała wierzyć, że faktycznie opanowały sytuację, ale przynajmniej na razie nie miała jak tego sprawdzić. Mogła co najwyżej wrócić do domu i przynajmniej upewnić się, jak po spotkaniu z Charonem trzymała się Claire.

Potrzebowała dłuższej chwili, by w końcu ruszyć się z auta. Czuła się wycieńczona bardziej niż przed nadejściem świtu, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Ostatecznie odrzuciła od siebie niechciane myśli, dochodząc do wniosku, że sama również musiała odetchnąć. Wszyscy żyli, tak? Tego zamierzała się trzymać. Co więcej, zdobyła numer Olivera, przed wyjściem wymuszając na chłopaku, że da jej znać, jeśli tylko wydarzy się coś niedobrego – nieważne o której godzinie. Chciała wierzyć, że przynajmniej przez kilka godzin sprawy bardziej się nie skomplikują i wszyscy ochłoną na tyle, by zdobyć się na względnie spokojną rozmowę. Przynajmniej tyle, zanim zaczęłaby szukać jakiegoś sensownego wyjścia, które nie uwzględniałoby przypadkowego uśmiercenia Claudii przez któregoś z zagniewanych członków rodziny.

Pragnęła ją chronić. To jedno postanowiła oficjalnie w chwili, w której siedziała na podłodze, tuląc do siebie nieprzytomna wampirzycę. Layla wybaczała o wiele gorsze rzeczy, zresztą już nie wyobrażała sobie dalszego traktowania Claudii jak wroga. I choć podejrzewała, że takie podejście prędzej czy później miało ją zgubić, nie potrafiła zmusić się do podjęcia innej decyzji. Miała wrażenie, że zawdzięczała tej kobiecie wystarczająco dużo, by takie postępowanie miało sens.

Bezszelestnie wślizgnęła się do domu, jedynie utwierdzając się w przekonaniu, że nie pomyliła się co do nieobecności Gabriela i Nessie. Liz i Damien najwyraźniej również spędzali noc poza domem, najpewniej również w domu Cullenów. Layla zawahała się, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy sama również nie powinna tam siedzieć. Nie żeby to zmieniło cokolwiek, tym bardziej że wiedziała więcej na temat kierunku, który ostatecznie przybrały sprawy. Pomijając to, że z ewentualnym planem i tak musieli zaczekać na pojawienie się towarzystwa z Miasta Nocy, Layla znała fakty, które niejako zmieniały wszystko – i którymi nadal nie mogła się podzielić. Cóż, przynajmniej na razie.

To nie tak, że właśnie podprowadziłam Nessie samochód…

Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której wyczuła ruch od strony schodów. Zanim zdążyła choćby zwrócić się w odpowiednią stronę, poczuła jak otaczają ją znajome ramiona. Rozluźniła się, mimowolnie uśmiechając, choć wcale nie była pewna, czy powinna reagować w ten sposób. Nie, skoro jeden rzut oka na Rufusa wystarczył, by pojęła, że najwyraźniej był spięty.

– Wróciłaś – rzucił jakby od niechcenia, ale coś w jego słowach na moment rozbudziło w niej wyrzuty sumienia.

Wiedział, że nie lubiła, kiedy znikała bez słowa. Nie na dłużej niż to konieczne, zwłaszcza że raz już przez to wpadła w kłopoty.

Uśmiechnęła się niepewnie, po czym z wolna zwróciła w jego stronę. Jak gdyby nigdy nic przesunęła się bliżej, po czym zarzuciła Rufusowi ramiona na szyję. Wyczuła, że się rozluźnił. Natychmiast ją objął, jak zawsze swobodniejszych w chwilach, kiedy byli sami.

– Sytuacja opanowana – zapowiedziała, choć to wciąż brzmiało jak naciągana teoria. – A Claire zasnęła.

– Śpi. Zakładam, że tak.

Skinęła głową. Chociaż tyle. Jasne, miała nadzieję, że będzie w stanie uspokoić córkę choćby krótkim zapewnieniem, że Claudią wszystko w porządku, ale to mogło chwilę zaczekać. Jak długo wszyscy byli względnie cali, Layla mogła przynajmniej udawać, że nie działo się nic wartego uwagi.

– To dobrze. – Odchyliła się w ramionach Rufusa, by móc spojrzeć mu w oczy. – Ustaliliście coś?

– Chyba raczej ja powinienem pytać. O to, gdzie właściwie byłaś chociażby.

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Nie tego się spodziewała, zwłaszcza że Rufus mimo wszystko nie brzmiał na rozeźlonego. Nie w sposób, który sugerowałby, że jednak mógłby być zdenerwowany. Co więcej wciąż ją trzymał, nagle przenosząc obie dłonie na jej ramiona. Tylko jemu mogło ujść to płazem, zwłaszcza że każdego innego faceta, który bez pytania zdecydowałby się aż tak zbliżyć, Layla bez zastanowienia starłaby z powierzchni ziemi.

– Sprawdzałam, co z Joce – wyjaśniła pospiesznie. – No i rozmawiałam z Beau, więc…

– Tak, wiem o Isabeau. Tyle wyciągnąłem od twojego brata.

Uniosła brwi. Ruszał się z domu? To wydawało się dość mało prawdopodobne, zwłaszcza jeśli oznaczałoby zostawienie Claire samej, ale…

– Odebrał zamiast Renesmee. Oczywiście, że ta dziewczyna musi utrudniać – mruknął, wywracając oczami.

– To naprawdę szokujące, że siedziała przy córce, zamiast wyczekiwać telefonu – wyrwało się Layli.

Rufus wywrócił oczami.

– Nie o to chodzi. Zresztą nieważne – stwierdził zniecierpliwionym tonem. – Wiem, że tak naprawdę nie mają konkretnego planu. A ty gdzieś w pewnym momencie zniknęłaś, niczego im nie tłumacząc. Nie żebym coś sugerował, oczywiście.

Oczywiście, powtórzyła w myślach.

Zawahała się. Miała to uznać za przesłuchanie i troskę? W przypadku Rufusa mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie potrafiła mieć mu tego za złe, zwłaszcza że sama pewnie zrobiłaby dokładnie to samo. Mimo wszystko poczuła się prawie jak pod ściana, uświadamiając sobie, że wciąż nie mogła wytłumaczyć mu, co tak naprawdę robiła. Potrzebowała planu, który zakładałby coś więcej niż natychmiastową konfrontację z wciąż zmęczona Claudią.

Wysiliła się na uśmiech, choć przyszło jej to z trudem. Mocniej przywarła do wampira, korzystając z tego, że wciąż ją obejmował.

– Musiałam złapać oddech. Mogłam im wspomnieć, ale… – Westchnęła cicho. – Wybacz. Następnym razem dam znać.

– Twoje emocje…

Wyczuła wahanie w jego głosie, ale nie potrafiła stwierdzić, na ile ufał zapewnieniom, którymi go uraczyła. Zamarła w oczekiwaniu, zaskoczona kierunkiem, który nagle przybrała rozmowa. Kiedy do tego wszystkiego uświadomiła sobie, co mogłoby zaalarmować Rufusa…

– Co z nimi? – zapytała cicho, chcąc zyskać na czasie.

Nie odpowiedział od razu. Wyczuła, że się zawahał, choć to zdecydowanie nie było do niego podobne. Zazwyczaj bywał bezpośredni, przynajmniej jeśli chodziło o wszystkich wokół. A jednak w jej przypadku sprawy najwyraźniej prezentowały się zupełnie inaczej.

– Wiesz, co sądzę o więzi – powiedział w końcu. – Ale przez moment wydawałaś się prażona.

Och, no tak… Po prostu twoja siostra zemdlała na moich oczach. Wampirzyca, do diabła.

Zacisnęła usta. Mocniej przywarła do Rufusa, układając brodę na jego ramieniu. Może to nie było uczciwe, ale wciąż pozostawało jedynym, co przyszło jej do głowy.

– To… nic takiego. Zadręczałam się Jocelyne. I chyba się boję – przyznała zgodnie z prawdą. – On ją ugryzł. Wiesz, co to oznacza.

Nie doczekała się odpowiedzi, ale to wydawało się lepsze, niż gdyby jednak wyraził wątpliwości. Dla pewności skupiła się na więzi, próbując wyczuć, co tak naprawdę myślał sobie wampir, jednak wyczuła przede wszystkim spokój. W przypadku Rufusa taki stan mógł zwiastować dosłownie cokolwiek, łącznie z wybuchem, ale o tym nie chciała myśleć. Trwając w jego objęciach, czuła się przede wszystkim spokojna – na tyle, na ile było to możliwe.

Musiała to jakoś rozwiązać. W temacie kłamstwa i przemilczenia pewnych kwestii miała mu do zarzucenia bardzo wiele, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzała odwdzięczyć mu się czymś podobnym. Nie w tej sytuacji, kiedy sprawy dotyczyły go bardziej niż mógłby założyć. Gdyby przynajmniej miała pewność, że na jakąkolwiek wzmiankę o Claudii ewakuuje się tak, jak zrobiłby to w Lille…

– A teraz?

Poderwała głowę. Potrzebowała chwili, by zorientować się, o co ją pytał.

– Teraz po prostu się zadręczam – przyznała zgodnie z prawdą.

Spojrzał na nią dziwnie, wciąż bardzo niepewnie. Znała zarówno ten wyraz twarzy, jak i poczucie, że właśnie próbował odnaleźć się w czymś, co wciąż pozostawało dla niego nie do końca oczywiste. W ten sam niepewny sposób zdawał się krążyć wokół niej, kiedy cudem wróciła do domu, dodatkowo rozbita po śmierci Allegry.

Tym razem zdecydowała się wszystko ułatwić. Pod wpływem impulsu po prostu nachyliła się, by móc go pocałować. Nie tego się spodziewał, ale przynajmniej nie musiała długo czekać na odwzajemnienie. Natychmiast poczuła jego dłonie najpierw na plecach, a później niżej, kiedy z lekkością poderwał ją na ręce. Natychmiast przywarła do wampira jeszcze mocniej. Poczuła się lepiej, na ustach wciąż czując ciepło jego warg.

To nie jest rozwiązanie, pomyślała mimochodem, ale prawie natychmiast wyrzuciła z głowy tę myśl. Czy to w ogóle miało znaczenie? Potrzebowała chwili, by spróbować się wyładować i uspokoić. On też. I to zwłaszcza teraz, gdy nie mieli co liczyć na samotność.

Rufus przemieścił się. Zanim zdążyła się zastanowić, poczuła pod plecami ścianę. Wciąż tkwili w przedpokoju, ale to jej nie przeszkadzało. To, że w normalnym wypadku napierający na nią w ten sposób wampir, nie zwiastowałby niczego dobrego, tym bardziej.

– Laylo… – wymruczał i coś w jego tonie przyprawiło dziewczynę o dreszcze.

Spojrzała na niego w roztargnieniu. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie znajomych, czekoladowych oczu. Miała wrażenie, że wręcz lśniły w ciemnościach, zbyt czujne i bystre. Tyle wystarczyło, żeby poczuła się nieswojo.

– Hm?

Nie mogła się skupić. Zrobiło jej się gorąco, bynajmniej nie za sprawą jak zawsze obecnego ognia. Instynktownie odchyliła głowę, właściwie sama niepewna, do czego w ten sposób próbowała Rufusa zachęcić. Gdyby chciał się z niej napić, nie protestowałaby, ale…

Tyle że on wciąż na nią patrzył. Nie miała pewności, co to oznaczało.

– Na pewno nie ma niczego – powiedział w końcu, szepcąc jej wprost do ucha – co chciałabyś mi powiedzieć?

Parsknęła, choć wcale nie było jej do śmiechu. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, instynktownie zaciskając palce na przodzie jego koszuli. Przez moment miała ochotę go odepchnąć, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, co właśnie próbował zrobić.

– Niekoniecznie – zapewniła, z ulgą przyjmując fakt, że jej głos zabrzmiał względnie normalnie. – Nie próbujesz na mnie wpłynąć, prawda?

– Już ustaliliśmy, że to nie działa – zauważył przytomnie.

Mimo wszystko nic nie wskazywało na to, by zamierzał tak po prostu odpuścić. Wciąż na nią napierał, porażając bliskością i bijącym od ciała ciepłem. O bogini, naprawdę miała ochotę z nim porozmawiać. Prędzej czy później musiała, choć nie sądziła, by to były odpowiednie warunki. Może i potrafił owinąć ją sobie wokół palca o wiele wprawniej, niż początkowo mogłaby podejrzewać, ale to wciąż niczego nie zmieniało. Cóż, na pewno nie tego, że mógłby zareagować zbyt impulsywnie.

– Zarzucasz mi coś? – zapytała w końcu. Nie pomagał jej tym, w jaki sposób ją trzymał. – Rufus…

– Nie. Chcę założyć, że wiesz, co robisz. – Nieznacznie potrząsnął głową. – Ale wolę ci przypomnieć, że nie jestem głupi. I znam cię na tyle, by wiedzieć, kiedy kłamiesz mi w żywe oczy – dodał zadziwiająco łagodnie.

Ze świstem wypuściła powietrze. Mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła się, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Oczywiście, że nie była w stanie go okłamać. Nie żeby w ogóle tego chciała, zwłaszcza że przez cały czas walczyła o jedno – by w końcu przestał ukrywać przed nią przeszłość. Gdyby do tego wszystkiego wyciągnęła z niego jeszcze kilka ludzkich reakcji i troszkę więcej zaangażowania w tematach, które dotyczyły rodziny, wszystko stałoby się dużo prostsze.

Paradoksalnie chodziło właśnie o to. I choć nie sądziła, że to możliwe, wszystko to, co dotyczyło Claudii, skomplikowało się aż za bardzo.

– To nie ty uznajesz, że przemilczenie pewnych spraw nie jest kłamstwem? – wymamrotała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Rufus wywrócił oczami. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień.

– Nie jestem pewien, czy podoba mi się, że zapamiętałaś akurat to – przyznał, potrząsając głową. – Na litość bogini, Laylo…

– Powiem ci, ale nie teraz. Zaufaj mi – rzuciła niemal błagalnie. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, znów go pocałowała – krótko, ale zdecydowanie. Musiało wystarczyć. – Na razie potrzebuję… Potrzebuję ciebie, Rufus – westchnęła, spuszczając wzrok. – Proszę.

Miała wrażenie, że oczekuje za dużo. Z pewnością tak było, tym bardziej że wciąż stąpała po kruchym lodzie. Powiedziała mu dość, by nabrać pewności, że wycofanie się nie wchodziło w grę. Czuła, że to ryzykowny pomysł – i że przynajmniej powinna spróbować wcześniej porozmawiać z Claudią albo Claire – ale nie potrafiła postąpić inaczej. W tym chodziło o niego. Wiedziała, co oznaczało kłamstwo, nie wspominając o tym, że Rufus przecież nie był jej wrogiem. Wręcz przeciwnie – nie wątpiła, że będzie jej potrzebował, nawet jeśli wciąż nie zdawał sobie z tego sprawy.

Sprawy zabrnęły za daleko. Czekanie aż wszystko ostatecznie runie, kiedy Charon posunie się za daleko, było niczym niema prośba o tragedie. I choć Layla nie miała pewności, w jaki sposób postąpić, by nikt przypadkiem nie ucierpiał, zamierzała przynajmniej próbować wszystko poukładać. Podejrzewała, że przy uporze Rufusa i Claudii tak naprawdę nie miała innego wyboru.

Poczuła na sobie jego spojrzenie. Milczał, wciąż trzymając ją w swoich ramionach. Kiedy spojrzała mu w oczy, nie zdołała wyczytać niczego konkretnego. Co prawda nie miała poczucia, żeby próbować namieszać jej w głowie, ale…

– Nie podoba mi się to.

Och, nie wątpiła. Mogłaby mówić to samo za każdym razem, gdy jednak zdarzało im się przeprowadzać poważną rozmowę. Ostatecznie zachowała tę uwagę dla siebie, ale…

– Mogę mieć dziwne pytanie? – wypaliła pod wpływem impulsu.

– Zabrzmiało obiecująco – sarknął Rufus, odsuwając się. – O ile to nic na temat tego, jak bardzo cię kocham albo ufam…

– Niekoniecznie – przyznała po chwili zastanowienia. To wcale nie tak, żeby korciło ją, by właśnie od tego zacząć… – Widziałeś różne rzeczy. Ewentualnie masz swoje teorie, tak?

Rufus podejrzliwie zmrużył oczy. Jego ręce zniknęły, kiedy wycofał się, by móc lepiej ją widzieć. Tyle wystarczyło, żeby pożałowała zaczęcia tematu.

– To wciąż nie jest pytanie – zauważył przytomnie.

Stłumiła jęk. Gdyby to było takie łatwe, skoro wciąż krążyła wokół tematu, nie będąc w stanie wyjaśnić mu faktycznych wątpliwości!

– W porządku. Tak czysto teoretycznie… Absolutnie z ciekawości… – zaczęła, ale czuła się przy tym tak, jakby bardziej pogrążała się z każdym kolejnym słowem.

– To też nie jest pytanie.

– Rufus!

Jedynie potrząsnął głową. Wciąż nie wyglądał na rozeźlonego, ale najwyraźniej wprawiła go w nastrój wystarczająco specyficzny, by zaczął być złośliwy.

– Wiesz, że nie lubię mówić ci przykrych rzeczy – przypomniał, wzruszając ramionami – ale chwilowo brzmisz trochę niedorzecznie. Jeśli coś jest nie tak, po prostu mi powiedź, na litość…

– Czy wampir może tak po prostu stracić przytomność? – wypaliła, wchodząc mu w słowo. Natychmiast zamilkł, wyraźnie zaskoczony. – Nie pytam o ciebie czy mnie, oczywiście.

– Oczywiście – powtórzył machinalnie, wznosząc oczy ku górze. Prawie natychmiast spoważniał, w końcu skupiając się na tym, co chciała wiedzieć. – Nie spotkałem się z tym, więc… Nie sądzę? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie. Wciąż na nią patrzył, tak przenikliwie, że aż poczuła się nieswojo. – Nie pytałabyś bez powodu, aczkolwiek… Przypomnę ci, co było podstawą stworzenia SA. Chodziło o wyzbycie się słabości u pół-wampirów. Pierwotne wampiry z biologicznego punktu widzenia są doskonałe, pomijając wiadomą słabość do ognia. Objawy chorobowe z założenia stoją w kontrze do tego, co właśnie powiedziałem – zauważył przytomnie.

– No, tak…

Mogła przewidzieć taką odpowiedź, ale wcale nie poczuła się nią uspokojona. Nie, skoro dopiero co sama próbowała ocucić Claudię, która zdecydowanie nie udawała omdlenia. Nie miała pojęcia, jak wampirzyca miała się do przekonań Rufusa, ale o to też nie mogła go zapytać. Cóż, przynajmniej na razie i nie wprost.

Wątpliwości wróciły i to ze zdwojoną siłą. Nerwowo przygryzła dolną wargę, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Dopiero gdy Rufus przesunął się, bezceremonialnie chwytając ją za ramiona, otrząsnęła się na tyle, by skupić na nim wzrok.

– Coraz bardziej nie podoba mi się to, że coś przede mną ukrywasz – oznajmił, nie kryjąc frustracji. – Cokolwiek to jest…

– Wierzysz w magię, Rufus?

Spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.

– To ma być kolejne dziwne pytanie?

– Zawsze powtarzałeś, że nie powinno się odpowiadać pyta… – zaczęła, ale tym razem to on nie pozwolił jej dokończyć.

– Nie próbuj igrać ze mną w ten sposób, zwłaszcza w tej sytuacji. Layla, na litość bogini… – westchnął, krzywiąc się. A potem w jego oczach pojawił się błysk, a ona zamarła, niemalże spodziewając się, że jakimś cudem zorientował się, do czego drążyła. – Chodzi ci o Amelie? Dlatego nagle do głowy przyszła ci akurat magia?

– Niekoniecznie, ale dalej chciałabym, żebyś mi odpowiedział – mruknęła, mimo obaw decydując się spojrzeć mu prosto w oczy.

Cały nastrój uleciał, ale to już nie miało znaczenia. Wciąż czuła się, jakby balansowała na granicy, przez moment mając ochotę po prostu się poddać i powiedzieć mu wszystko. Tak po prostu, w nadziei na to, że sprawy wcale nie przybiorą aż tak kiepskiego kierunku, jak mogłaby podejrzewać. Albo że przynajmniej zdążyłaby zdzielić Rufusa po głowie, zanim zrobiłby coś wyjątkowo głupiego.

– Wiesz… – Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim wampir zdecydował się odpowiedzieć. – Przed Upadkiem słyszałem różne rzeczy. Między innymi o Amelie, ale… Cóż, to były zupełnie inne czasy. Ludzie we wszystkim doszukiwali się magii.

– Hm… A ty?

Potrząsnął głową.

– Bynajmniej – obruszył się. – Kto jak kto, ale ty nie powinnaś pytać. Sądziłem, że już dawno zaobserwowałaś, ile można wyjaśnić z pomocą nauki.

O, świetnie. To teraz narysuj mi na wykresie to, co właśnie zrobiłyśmy z Claudią…

Ale patrząc na męża pomyślała, że gdyby tylko dała mu po temu sposobność, najpewniej by to zrobił. Po tym wampirze mogła spodziewać się wszystkiego.

Gdyby do tego wszystkiego radzenie sobie z emocjami przychodziłoby aż tak łatwo, jak przerzucanie fiolek w laboratorium, życie byłoby dużo prostsze.

– Idę pod prysznic – zadecydowała, przemykając tuż obok niego.

Jeszcze na schodach wyczuła, że wciąż uważnie ją obserwował. Cokolwiek w tamtej chwili sobie myślał, zachował wszelakie uwagi dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa