Mimo późnej pory, czuła się
przede wszystkim zmęczona. Zaparkowała przed domem, z powątpiewaniem
spoglądając na zaciemnione okna. Jeden rzut oka wystarczył, by doszła
do wniosku, że Gabriel i Renesmee najwyraźniej wciąż nie wrócili.
W takim wypadku mogła założyć, że najwyraźniej zamierzali spędzić noc w domu
Cullenów, jak nic przez wzgląd na Jocelyne.
Wciąż
martwiła się o dziewczynę, aż rwąc się do tego, by spróbować
zadzwonić do brata, ale powstrzymała się. O co miałaby zapytać?
Czy w jakiś cudowny sposób coś się zmieniło…? Cokolwiek miałoby
kryć się za tym stwierdzeniu. Bo wiesz, Gabrielu, właśnie
pomagałam odprawić magiczny rytuał, pomyślała, wznosząc oczy ku górze. Nie,
to ani trochę nie brzmiało dobrze.
Mętlik w głowie
nie pomagał. Layla z trudem panowała nad emocjami, nadal pod wpływem
skrajnych emocji. Co prawda – dzięki bogini! – Claudia obudziła się, odzyskując
świadomość zaledwie po kilku minutach, ale wampirzyca i tak nie miała
pewności, co o tym myśleć. Sama zainteresowana nie pomagała, zbywając
ją przy pierwszej możliwej okazji i zachowując tak, jakby nic szczególnego
nie miało miejsca. A już na pewno nie to, że obudziła się
wyraźnie przerażona, przy pierwszej okazji wpadając zaskoczonej Layli w ramiona
– i to tylko po to, by prawie natychmiast odsunąć się w popłochu.
Na dłuższą
metę to i tak nie miało znaczenia. Liczyło się, że Claudia się
obudziła, nawet jeśli utrata przytomności przez kogoś takiego jak ona nadal nie wchodziła
w grę. Kobieta wciąż sprawiała wrażenie słabej i przerażonej, ale to
nie powstrzymało jej, by przy pierwszej okazji opędzić się od Layli
i Olivera, zarzekając się, że wcale nie potrzebowała pomocy.
Wyglądała przy tym tak żałośnie, że oboje po prostu ustąpili, nie chcąc
znów wytrącić wampirzycy z równowagi. Jeśli jedynym warunkiem tego, żeby
spróbowała odpocząć, było zostawienie jej samej, przynajmniej Lay nie zamierzała się
sprzeczać. Co jak co, ale to zachowanie znała aż za dobrze.
Jakkolwiek
by nie było, martwiła się. O obie – Claudię i Jocelyne.
Chciała wierzyć, że faktycznie opanowały sytuację, ale przynajmniej na razie
nie miała jak tego sprawdzić. Mogła co najwyżej wrócić do domu i przynajmniej
upewnić się, jak po spotkaniu z Charonem trzymała się Claire.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by w końcu ruszyć się z auta. Czuła się
wycieńczona bardziej niż przed nadejściem świtu, choć nie sądziła, że to w ogóle
możliwe. Ostatecznie odrzuciła od siebie niechciane myśli, dochodząc do wniosku,
że sama również musiała odetchnąć. Wszyscy żyli, tak? Tego zamierzała się trzymać.
Co więcej, zdobyła numer Olivera, przed wyjściem wymuszając na chłopaku,
że da jej znać, jeśli tylko wydarzy się coś niedobrego –
nieważne o której godzinie. Chciała wierzyć, że przynajmniej przez kilka
godzin sprawy bardziej się nie skomplikują i wszyscy ochłoną na tyle,
by zdobyć się na względnie spokojną rozmowę. Przynajmniej tyle,
zanim zaczęłaby szukać jakiegoś sensownego wyjścia, które nie uwzględniałoby
przypadkowego uśmiercenia Claudii przez któregoś z zagniewanych członków rodziny.
Pragnęła ją
chronić. To jedno postanowiła oficjalnie w chwili, w której
siedziała na podłodze, tuląc do siebie nieprzytomna wampirzycę. Layla
wybaczała o wiele gorsze rzeczy, zresztą już nie wyobrażała sobie
dalszego traktowania Claudii jak wroga. I choć podejrzewała, że takie
podejście prędzej czy później miało ją zgubić, nie potrafiła zmusić się
do podjęcia innej decyzji. Miała wrażenie, że zawdzięczała tej kobiecie
wystarczająco dużo, by takie postępowanie miało sens.
Bezszelestnie
wślizgnęła się do domu, jedynie utwierdzając się w przekonaniu,
że nie pomyliła się co do nieobecności Gabriela i Nessie.
Liz i Damien najwyraźniej również spędzali noc poza domem, najpewniej
również w domu Cullenów. Layla zawahała się, mimowolnie zastanawiając nad tym,
czy sama również nie powinna tam siedzieć. Nie żeby to zmieniło
cokolwiek, tym bardziej że wiedziała więcej na temat kierunku, który
ostatecznie przybrały sprawy. Pomijając to, że z ewentualnym planem i tak musieli
zaczekać na pojawienie się towarzystwa z Miasta Nocy, Layla
znała fakty, które niejako zmieniały wszystko – i którymi nadal nie mogła się
podzielić. Cóż, przynajmniej na razie.
To nie tak,
że właśnie podprowadziłam Nessie samochód…
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której wyczuła ruch od strony
schodów. Zanim zdążyła choćby zwrócić się w odpowiednią stronę,
poczuła jak otaczają ją znajome ramiona. Rozluźniła się, mimowolnie
uśmiechając, choć wcale nie była pewna, czy powinna reagować w ten sposób.
Nie, skoro jeden rzut oka na Rufusa wystarczył, by pojęła, że
najwyraźniej był spięty.
– Wróciłaś
– rzucił jakby od niechcenia, ale coś w jego słowach na moment
rozbudziło w niej wyrzuty sumienia.
Wiedział,
że nie lubiła, kiedy znikała bez słowa. Nie na dłużej niż
to konieczne, zwłaszcza że raz już przez to wpadła w kłopoty.
Uśmiechnęła się
niepewnie, po czym z wolna zwróciła w jego stronę. Jak gdyby
nigdy nic przesunęła się bliżej, po czym zarzuciła Rufusowi ramiona
na szyję. Wyczuła, że się rozluźnił. Natychmiast ją objął, jak zawsze
swobodniejszych w chwilach, kiedy byli sami.
– Sytuacja
opanowana – zapowiedziała, choć to wciąż brzmiało jak naciągana teoria. –
A Claire zasnęła.
– Śpi.
Zakładam, że tak.
Skinęła
głową. Chociaż tyle. Jasne, miała nadzieję, że będzie w stanie uspokoić córkę
choćby krótkim zapewnieniem, że Claudią wszystko w porządku, ale to mogło
chwilę zaczekać. Jak długo wszyscy byli względnie cali, Layla mogła
przynajmniej udawać, że nie działo się nic wartego uwagi.
– To dobrze.
– Odchyliła się w ramionach Rufusa, by móc spojrzeć mu w oczy.
– Ustaliliście coś?
– Chyba
raczej ja powinienem pytać. O to, gdzie właściwie byłaś chociażby.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Nie tego się spodziewała, zwłaszcza że Rufus mimo
wszystko nie brzmiał na rozeźlonego. Nie w sposób, który
sugerowałby, że jednak mógłby być zdenerwowany. Co więcej wciąż ją trzymał,
nagle przenosząc obie dłonie na jej ramiona. Tylko jemu mogło ujść to płazem,
zwłaszcza że każdego innego faceta, który bez pytania zdecydowałby się
aż tak zbliżyć, Layla bez zastanowienia starłaby z powierzchni
ziemi.
–
Sprawdzałam, co z Joce – wyjaśniła pospiesznie. – No i rozmawiałam z Beau,
więc…
– Tak, wiem
o Isabeau. Tyle wyciągnąłem od twojego brata.
Uniosła
brwi. Ruszał się z domu? To wydawało się dość mało prawdopodobne,
zwłaszcza jeśli oznaczałoby zostawienie Claire samej, ale…
– Odebrał
zamiast Renesmee. Oczywiście, że ta dziewczyna musi utrudniać – mruknął,
wywracając oczami.
– To naprawdę
szokujące, że siedziała przy córce, zamiast wyczekiwać telefonu – wyrwało się
Layli.
Rufus
wywrócił oczami.
– Nie o
to chodzi. Zresztą nieważne – stwierdził zniecierpliwionym tonem. – Wiem,
że tak naprawdę nie mają konkretnego planu. A ty gdzieś w pewnym
momencie zniknęłaś, niczego im nie tłumacząc. Nie żebym coś
sugerował, oczywiście.
Oczywiście,
powtórzyła w myślach.
Zawahała
się. Miała to uznać za przesłuchanie i troskę? W przypadku
Rufusa mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie potrafiła mieć
mu tego za złe, zwłaszcza że sama pewnie zrobiłaby dokładnie to samo.
Mimo wszystko poczuła się prawie jak pod ściana, uświadamiając sobie,
że wciąż nie mogła wytłumaczyć mu, co tak naprawdę robiła.
Potrzebowała planu, który zakładałby coś więcej niż natychmiastową konfrontację
z wciąż zmęczona Claudią.
Wysiliła się
na uśmiech, choć przyszło jej to z trudem. Mocniej przywarła do wampira,
korzystając z tego, że wciąż ją obejmował.
– Musiałam złapać
oddech. Mogłam im wspomnieć, ale… – Westchnęła cicho. – Wybacz. Następnym razem
dam znać.
– Twoje
emocje…
Wyczuła
wahanie w jego głosie, ale nie potrafiła stwierdzić, na ile ufał
zapewnieniom, którymi go uraczyła. Zamarła w oczekiwaniu, zaskoczona
kierunkiem, który nagle przybrała rozmowa. Kiedy do tego wszystkiego
uświadomiła sobie, co mogłoby zaalarmować Rufusa…
– Co z nimi?
– zapytała cicho, chcąc zyskać na czasie.
Nie
odpowiedział od razu. Wyczuła, że się zawahał, choć to zdecydowanie
nie było do niego podobne. Zazwyczaj bywał bezpośredni, przynajmniej
jeśli chodziło o wszystkich wokół. A jednak w jej przypadku
sprawy najwyraźniej prezentowały się zupełnie inaczej.
– Wiesz, co
sądzę o więzi – powiedział w końcu. – Ale przez moment wydawałaś się
prażona.
Och, no
tak… Po prostu twoja siostra zemdlała na moich oczach. Wampirzyca,
do diabła.
Zacisnęła
usta. Mocniej przywarła do Rufusa, układając brodę na jego ramieniu.
Może to nie było uczciwe, ale wciąż pozostawało jedynym, co przyszło
jej do głowy.
– To… nic
takiego. Zadręczałam się Jocelyne. I chyba się boję – przyznała
zgodnie z prawdą. – On ją ugryzł. Wiesz, co to oznacza.
Nie
doczekała się odpowiedzi, ale to wydawało się lepsze, niż gdyby
jednak wyraził wątpliwości. Dla pewności skupiła się na więzi,
próbując wyczuć, co tak naprawdę myślał sobie wampir, jednak wyczuła
przede wszystkim spokój. W przypadku Rufusa taki stan mógł zwiastować
dosłownie cokolwiek, łącznie z wybuchem, ale o tym nie chciała
myśleć. Trwając w jego objęciach, czuła się przede wszystkim spokojna
– na tyle, na ile było to możliwe.
Musiała to jakoś
rozwiązać. W temacie kłamstwa i przemilczenia pewnych kwestii miała
mu do zarzucenia bardzo wiele, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzała
odwdzięczyć mu się czymś podobnym. Nie w tej sytuacji, kiedy
sprawy dotyczyły go bardziej niż mógłby założyć. Gdyby przynajmniej miała
pewność, że na jakąkolwiek wzmiankę o Claudii ewakuuje się tak,
jak zrobiłby to w Lille…
– A teraz?
Poderwała
głowę. Potrzebowała chwili, by zorientować się, o co ją pytał.
– Teraz po prostu się
zadręczam – przyznała zgodnie z prawdą.
Spojrzał na nią
dziwnie, wciąż bardzo niepewnie. Znała zarówno ten wyraz twarzy, jak i poczucie,
że właśnie próbował odnaleźć się w czymś, co wciąż pozostawało dla
niego nie do końca oczywiste. W ten sam niepewny sposób zdawał się
krążyć wokół niej, kiedy cudem wróciła do domu, dodatkowo rozbita po śmierci
Allegry.
Tym razem
zdecydowała się wszystko ułatwić. Pod wpływem impulsu po prostu
nachyliła się, by móc go pocałować. Nie tego się spodziewał, ale przynajmniej
nie musiała długo czekać na odwzajemnienie. Natychmiast poczuła jego dłonie
najpierw na plecach, a później niżej, kiedy z lekkością poderwał
ją na ręce. Natychmiast przywarła do wampira jeszcze mocniej. Poczuła się
lepiej, na ustach wciąż czując ciepło jego warg.
To nie jest
rozwiązanie, pomyślała mimochodem, ale prawie natychmiast wyrzuciła z głowy
tę myśl. Czy to w ogóle miało znaczenie? Potrzebowała chwili, by spróbować się
wyładować i uspokoić. On też. I to zwłaszcza teraz, gdy nie mieli
co liczyć na samotność.
Rufus
przemieścił się. Zanim zdążyła się zastanowić, poczuła pod plecami
ścianę. Wciąż tkwili w przedpokoju, ale to jej nie przeszkadzało.
To, że w normalnym wypadku napierający na nią w ten sposób
wampir, nie zwiastowałby niczego dobrego, tym bardziej.
– Laylo… –
wymruczał i coś w jego tonie przyprawiło dziewczynę o dreszcze.
Spojrzała
na niego w roztargnieniu. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie
znajomych, czekoladowych oczu. Miała wrażenie, że wręcz lśniły w ciemnościach,
zbyt czujne i bystre. Tyle wystarczyło, żeby poczuła się nieswojo.
– Hm?
Nie mogła się
skupić. Zrobiło jej się gorąco, bynajmniej nie za sprawą jak
zawsze obecnego ognia. Instynktownie odchyliła głowę, właściwie sama niepewna,
do czego w ten sposób próbowała Rufusa zachęcić. Gdyby chciał się
z niej napić, nie protestowałaby, ale…
Tyle że on
wciąż na nią patrzył. Nie miała pewności, co to oznaczało.
– Na pewno
nie ma niczego – powiedział w końcu, szepcąc jej wprost do ucha
– co chciałabyś mi powiedzieć?
Parsknęła,
choć wcale nie było jej do śmiechu. Spojrzała na niego z niedowierzaniem,
instynktownie zaciskając palce na przodzie jego koszuli. Przez moment
miała ochotę go odepchnąć, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, co właśnie
próbował zrobić.
–
Niekoniecznie – zapewniła, z ulgą przyjmując fakt, że jej głos
zabrzmiał względnie normalnie. – Nie próbujesz na mnie wpłynąć,
prawda?
– Już
ustaliliśmy, że to nie działa – zauważył przytomnie.
Mimo
wszystko nic nie wskazywało na to, by zamierzał tak po prostu
odpuścić. Wciąż na nią napierał, porażając bliskością i bijącym od ciała
ciepłem. O bogini, naprawdę miała ochotę z nim porozmawiać. Prędzej
czy później musiała, choć nie sądziła, by to były
odpowiednie warunki. Może i potrafił owinąć ją sobie wokół palca o wiele
wprawniej, niż początkowo mogłaby podejrzewać, ale to wciąż niczego nie zmieniało.
Cóż, na pewno nie tego, że mógłby zareagować zbyt impulsywnie.
– Zarzucasz
mi coś? – zapytała w końcu. Nie pomagał jej tym, w jaki
sposób ją trzymał. – Rufus…
– Nie. Chcę
założyć, że wiesz, co robisz. – Nieznacznie potrząsnął głową. – Ale wolę
ci przypomnieć, że nie jestem głupi. I znam cię na tyle, by wiedzieć,
kiedy kłamiesz mi w żywe oczy – dodał zadziwiająco łagodnie.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła
się, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
Oczywiście, że nie była w stanie go okłamać. Nie żeby w ogóle
tego chciała, zwłaszcza że przez cały czas walczyła o jedno – by w końcu
przestał ukrywać przed nią przeszłość. Gdyby do tego wszystkiego
wyciągnęła z niego jeszcze kilka ludzkich reakcji i troszkę więcej
zaangażowania w tematach, które dotyczyły rodziny, wszystko stałoby się
dużo prostsze.
Paradoksalnie
chodziło właśnie o to. I choć nie sądziła, że to możliwe,
wszystko to, co dotyczyło Claudii, skomplikowało się aż za bardzo.
– To nie ty uznajesz,
że przemilczenie pewnych spraw nie jest kłamstwem? – wymamrotała,
uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Rufus
wywrócił oczami. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień.
– Nie jestem
pewien, czy podoba mi się, że zapamiętałaś akurat to – przyznał,
potrząsając głową. – Na litość bogini, Laylo…
– Powiem
ci, ale nie teraz. Zaufaj mi – rzuciła niemal błagalnie. Zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, znów go pocałowała – krótko, ale zdecydowanie.
Musiało wystarczyć. – Na razie potrzebuję… Potrzebuję ciebie, Rufus –
westchnęła, spuszczając wzrok. – Proszę.
Miała
wrażenie, że oczekuje za dużo. Z pewnością tak było, tym
bardziej że wciąż stąpała po kruchym lodzie. Powiedziała mu dość, by nabrać
pewności, że wycofanie się nie wchodziło w grę. Czuła, że to ryzykowny
pomysł – i że przynajmniej powinna spróbować wcześniej porozmawiać z Claudią
albo Claire – ale nie potrafiła postąpić inaczej. W tym chodziło
o niego. Wiedziała, co oznaczało kłamstwo, nie wspominając o tym,
że Rufus przecież nie był jej wrogiem. Wręcz przeciwnie – nie wątpiła,
że będzie jej potrzebował, nawet jeśli wciąż nie zdawał sobie z tego
sprawy.
Sprawy
zabrnęły za daleko. Czekanie aż wszystko ostatecznie runie, kiedy Charon
posunie się za daleko, było niczym niema prośba o tragedie. I choć
Layla nie miała pewności, w jaki sposób postąpić, by nikt
przypadkiem nie ucierpiał, zamierzała przynajmniej próbować wszystko
poukładać. Podejrzewała, że przy uporze Rufusa i Claudii tak naprawdę
nie miała innego wyboru.
Poczuła na sobie
jego spojrzenie. Milczał, wciąż trzymając ją w swoich ramionach.
Kiedy spojrzała mu w oczy, nie zdołała wyczytać niczego konkretnego.
Co prawda nie miała poczucia, żeby próbować namieszać jej w głowie,
ale…
– Nie podoba
mi się to.
Och, nie wątpiła.
Mogłaby mówić to samo za każdym razem, gdy jednak zdarzało im się
przeprowadzać poważną rozmowę. Ostatecznie zachowała tę uwagę dla siebie, ale…
– Mogę mieć
dziwne pytanie? – wypaliła pod wpływem impulsu.
–
Zabrzmiało obiecująco – sarknął Rufus, odsuwając się. – O ile to nic
na temat tego, jak bardzo cię kocham albo ufam…
–
Niekoniecznie – przyznała po chwili zastanowienia. To wcale nie tak,
żeby korciło ją, by właśnie od tego zacząć… – Widziałeś różne rzeczy.
Ewentualnie masz swoje teorie, tak?
Rufus
podejrzliwie zmrużył oczy. Jego ręce zniknęły, kiedy wycofał się, by móc
lepiej ją widzieć. Tyle wystarczyło, żeby pożałowała zaczęcia tematu.
– To wciąż
nie jest pytanie – zauważył przytomnie.
Stłumiła
jęk. Gdyby to było takie łatwe, skoro wciąż krążyła wokół tematu, nie będąc
w stanie wyjaśnić mu faktycznych wątpliwości!
– W porządku.
Tak czysto teoretycznie… Absolutnie z ciekawości… – zaczęła, ale czuła się
przy tym tak, jakby bardziej pogrążała się z każdym kolejnym słowem.
– To też
nie jest pytanie.
– Rufus!
Jedynie
potrząsnął głową. Wciąż nie wyglądał na rozeźlonego, ale najwyraźniej
wprawiła go w nastrój wystarczająco specyficzny, by zaczął być
złośliwy.
– Wiesz, że
nie lubię mówić ci przykrych rzeczy – przypomniał, wzruszając
ramionami – ale chwilowo brzmisz trochę niedorzecznie. Jeśli coś jest nie tak,
po prostu mi powiedź, na litość…
– Czy wampir
może tak po prostu stracić przytomność? – wypaliła, wchodząc mu w słowo.
Natychmiast zamilkł, wyraźnie zaskoczony. – Nie pytam o ciebie czy mnie,
oczywiście.
– Oczywiście
– powtórzył machinalnie, wznosząc oczy ku górze. Prawie natychmiast spoważniał,
w końcu skupiając się na tym, co chciała wiedzieć. – Nie spotkałem się
z tym, więc… Nie sądzę? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
Wciąż na nią patrzył, tak przenikliwie, że aż poczuła się nieswojo.
– Nie pytałabyś bez powodu, aczkolwiek… Przypomnę ci, co było
podstawą stworzenia SA. Chodziło o wyzbycie się słabości u pół-wampirów.
Pierwotne wampiry z biologicznego punktu widzenia są doskonałe, pomijając wiadomą
słabość do ognia. Objawy chorobowe z założenia stoją w kontrze
do tego, co właśnie powiedziałem – zauważył przytomnie.
– No, tak…
Mogła
przewidzieć taką odpowiedź, ale wcale nie poczuła się nią
uspokojona. Nie, skoro dopiero co sama próbowała ocucić Claudię, która
zdecydowanie nie udawała omdlenia. Nie miała pojęcia, jak wampirzyca
miała się do przekonań Rufusa, ale o to też nie mogła
go zapytać. Cóż, przynajmniej na razie i nie wprost.
Wątpliwości
wróciły i to ze zdwojoną siłą. Nerwowo przygryzła dolną wargę, nie zastanawiając się
nad tym, co robi. Dopiero gdy Rufus przesunął się, bezceremonialnie
chwytając ją za ramiona, otrząsnęła się na tyle, by skupić
na nim wzrok.
– Coraz
bardziej nie podoba mi się to, że coś przede mną ukrywasz – oznajmił,
nie kryjąc frustracji. – Cokolwiek to jest…
– Wierzysz
w magię, Rufus?
Spojrzał na nią
tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– To ma
być kolejne dziwne pytanie?
– Zawsze
powtarzałeś, że nie powinno się odpowiadać pyta… – zaczęła, ale tym
razem to on nie pozwolił jej dokończyć.
– Nie próbuj
igrać ze mną w ten sposób, zwłaszcza w tej sytuacji. Layla, na litość
bogini… – westchnął, krzywiąc się. A potem w jego oczach pojawił się
błysk, a ona zamarła, niemalże spodziewając się, że jakimś cudem
zorientował się, do czego drążyła. – Chodzi ci o Amelie? Dlatego
nagle do głowy przyszła ci akurat magia?
– Niekoniecznie,
ale dalej chciałabym, żebyś mi odpowiedział – mruknęła, mimo obaw decydując się
spojrzeć mu prosto w oczy.
Cały
nastrój uleciał, ale to już nie miało znaczenia. Wciąż czuła się,
jakby balansowała na granicy, przez moment mając ochotę po prostu się
poddać i powiedzieć mu wszystko. Tak po prostu, w nadziei
na to, że sprawy wcale nie przybiorą aż tak kiepskiego kierunku,
jak mogłaby podejrzewać. Albo że przynajmniej zdążyłaby zdzielić Rufusa po głowie,
zanim zrobiłby coś wyjątkowo głupiego.
– Wiesz… –
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim wampir zdecydował się odpowiedzieć.
– Przed Upadkiem słyszałem różne rzeczy. Między innymi o Amelie, ale… Cóż,
to były zupełnie inne czasy. Ludzie we wszystkim doszukiwali się magii.
– Hm… A ty?
Potrząsnął
głową.
–
Bynajmniej – obruszył się. – Kto jak kto, ale ty nie powinnaś pytać.
Sądziłem, że już dawno zaobserwowałaś, ile można wyjaśnić z pomocą nauki.
O,
świetnie. To teraz narysuj mi na wykresie to, co właśnie zrobiłyśmy z Claudią…
Ale patrząc
na męża pomyślała, że gdyby tylko dała mu po temu sposobność, najpewniej
by to zrobił. Po tym wampirze mogła spodziewać się wszystkiego.
Gdyby do tego
wszystkiego radzenie sobie z emocjami przychodziłoby aż tak łatwo,
jak przerzucanie fiolek w laboratorium, życie byłoby dużo prostsze.
– Idę pod prysznic
– zadecydowała, przemykając tuż obok niego.
Jeszcze na schodach
wyczuła, że wciąż uważnie ją obserwował. Cokolwiek w tamtej chwili sobie
myślał, zachował wszelakie uwagi dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz