Z zaciekawieniem rozejrzała się
po przestronnym pokoju. W zasadzie z powodzeniem mógł uchodzić
za apartament i to taki, który zwykle przeznaczano dla nowożeńców.
Wymownie uniosła brwi. Rzuciła Dimitrowi rozbawione spojrzenie, dochodząc do wniosku,
że mogła się tego po nim spodziewać. Nie żeby w ogóle taki wybór
jej przeszkadzał, tym bardziej że przywykła do królującej w Niebiańskiej
Rezydencji elegancji.
– Pięknie –
mruknęła, zsuwając z ramion kurtkę. Jednoznacznym ruchem podsunęła ją
wampirowi.
– Jesteś
bezczelna – stwierdził, ale jego uśmiech i fakt, że zabrał od niej
okrycie, mówiły same za siebie.
– Tak jak
i ty – odparła ze spokojem. – Co miało znaczyć, że zamierzasz doprowadzić
mnie do porządku?
Nie
odpowiedział. To i tak straciło na znaczeniu w chwili, w której
przemieścił się błyskawicznie, dosłownie skacząc w jej stronę. Zanim
zdążyła się zastanowić, oboje wylądowali na pokaźnych rozmiarów łóżku
– ona pod nim, nie mając szansy na oswobodzenie. Parsknęła i spróbowała
go odepchnąć, ale z wprawą pochwycił ją za oba nadgarstki,
unieruchamiając ręce Isabeau nad głową. Spojrzała na niego z rozbawieniem,
przez chwilę świadoma wyłącznie fali ciepła, która jak na zawołanie
rozeszła się po całym jej ciele.
Och, jeśli
chciał, żeby się rozluźniła, był na dobrej drodze. Co prawda wciąż
miała ochotę jednak przycisnąć Rufusa, ale…
– To średnio
rozwiązuje nasz problem – przypomniała cicho, odchylając głowę, kiedy
Dimitr nachylił się ku niej.
Poczuła
muśnięcie lodowatych warg na szyi. Zadrżała i to nie tylko za sprawą
różnicy temperatur.
– Moje na tę
chwilę w zupełności.
Uśmiechnęła się
pod nosem. Gdyby to było takie proste! Z drugiej strony, jeden
wieczór i tak nie miał żadnego z nich zbawić. Jakaś jej cząstka
wciąż źle czuła się z myślą o powrocie do Seattle, o kolejnych
komplikacjach nie wspominając. Niejasna wizja, wątpliwości i wzmianka
o Claudii nie ułatwiały, a skoro tak…
Zacisnęła
usta. Nie chciała wspominać o stwórczyni Dimitra. Ta kobieta wciąż
wzbudzała w niej niejasną mieszankę wyrzutów sumienia i niepohamowanego
gniewu. Dużo łatwiej było traktować Claudię jako zamknięty rozdział, zwłaszcza że
po ucieczce z Miasta Nocy ta niejako zniknęła bez śladu.
Oczywiście był jeszcze rozdział z Claire i śmiercią Setha, niejako
potwierdzający, że wampirzyca zaszyła się właśnie tutaj, ale o tym
Beau wolała nie myśleć. Dużo prościej dla wszystkich było, kiedy tego nie robiła.
Spróbowała
skupić się na dotyku lodowatych dłoni Dimitra. I tym pocałunkach,
które poczuła najpierw na szyi, a później niżej. Chłód musnął jej obojczyki
i odsłonięty dekolt. Instynktownie uniosła biodra, kiedy dłonie męża
wsunęły się pod jej plecy. Uniósł ją, bez większego trudu
pozbywając się bluzki, którą miała na sobie. Mimowolnie pomyślała, że
to dobrze, zwłaszcza że wszystkie bagaże zostawiła w samochodzie. Nie sądziła,
by Aldero był zachwycony, gdyby zadzwoniła do niego z prośbą o natychmiastowe
poratowanie ubraniami, by w ogóle mogła ruszyć się z miejsca.
Podchwyciła
spojrzenie lśniących oczu Dimitra. Wciąż były ciemniejsze niż zazwyczaj, ale
nie potrafiła stwierdzić czy to głód, czy może… pragnienie
innego rodzaju. Nie żeby to w ogóle miało znaczenie. Ufała mu,
aż nazbyt świadoma, że nie tknąłby jej, gdyby wątpił w swoją
kontrolę.
– Wiesz… –
wymruczała, wplatając palce w jego ciemne włosy. – Podoba mi się twój tok
myślenia.
Uniósł się
na tyle, by móc na nią spojrzeć. Kąciki jego ust drgnęły,
ale tym razem się nie uśmiechnął. Wyraźnie zawahał się, kiedy
zacisnęła palce na przodzie jego koszuli, próbując uporać się z guzikami.
– I dlatego
wciąż jesteś zmartwiona?
– Wcale nie –
obruszyła się.
Jeden rzut
oka na jego twarz wystarczył, by nabrała pewności, że ani trochę
jej nie uwierzył.
– Kłamiesz,
Nemezis – oznajmił bez chwili wahania. Jego dłonie wylądowały po obu
stronach jej twarzy. Oczy jakimś cudem jeszcze bardziej pociemniały,
nabierając głębi, której dawno u niego nie widziała. – Wybrnęłaś, bo było
nas dużo i wszyscy zamartwiali się o Jocelyne. Tylko dlatego
– dodał, skutecznie wprawiając ją w konsternację.
– Nie wiem,
o co ci…
– Opowiedz
mi o swojej wizji – przerwał i zanim zdążyła zareagować, jego wargi
znów znalazły się na nagrzanej skórze Isabeau.
Gwałtownie
zassała powietrza. O bogini, co to niby miało znaczyć? Jasne, sama
czuła, że nadmiar emocji i ulga, którą wszyscy poczuli po słowach
Ariela, zrobiły swoje. Była pewna, że w innym wypadku zwłaszcza Gabriel
nie pozostałby obojętny wobec wizji, zwłaszcza gdyby widział, jak zwijała się
z bólu przed domem Cullenów. To, że w miarę szybko zdołała zakończyć
spotkanie, zanim kolejne pół nocy spędziliby nad szukaniem nieistniejących
rozwiązań, traktowała jako cudowne zrządzenie losu, ale…
Och, nie uwzględniła
w planie Dimitra. Sama jego obecność zmieniała wszystko.
– Moja
wizja… – rzuciła z wahaniem. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. –
Nie pomagasz mi się skupić – wymamrotała, czując lodowate muśnięcie
między piersiami.
– Najmocniej
przepraszam… – I bez patrzenia na jego twarz wyczuła, że się
uśmiechał. – Mam przestać?
Parsknęła
pozbawionym wesołości śmiechem. Żartował sobie?
– Spróbuj
tylko, a cię zdetronizuję.
Roześmiał się
melodyjnie, niezwykle kojąco. Nie pierwszy raz miała wrażenie, że wyłącznie
dzięki niemu jest w stanie zachować zdrowy rozsądek. W którymś
momencie się nim stał, choć sama nie była pewna jak do tego
doszło. Po długich latach uciekania przed samą sobą i wszystkimi
wokół, ramiona Dimitra okazały się miejscem, w którym w końcu
mogła odetchnąć.
– Tak ci
tylko przypomnę, że nie wycofałem swojego pytania – mruknął, w następnej
sekundzie muskając wargami płaski brzuch Isabeau. – Co stało się przed
domem?
– Ja…
Westchnęła.
Odsunęła go, by móc usiąść, choć nie od razu jej na to pozwolił.
Dla pewności chwyciła go za rękę, układając jego lodowatą dłoń na policzku,
by zapewnić, że wcale nie zamierzała wszczynać kłótni. Jemu mogła
powiedzieć, chociaż…
Och,
gdybym jeszcze wiedziała co.
Podchwyciła
spojrzenie rubinowych tęczówek. Dimitr czekał, chociaż cierpliwość zdecydowanie
nie była jego mocną stroną. Beau czuła to aż nazbyt wyraźnie w każdym
jego ruchu, łącznie ze sposobem, w jaki przygarnął ją do siebie,
dla odmiany przesuwając palcami po jej plecach. Zadrżała, kiedy z największą
ostrożnością nakreślił kształt znaczących skórę blizn.
– Nie jestem
pewna – westchnęła, wtulając twarz w jego tors. Odetchnęła, raz po raz
wciągając przesycone charakterystyczną wampirzą słodyczą powietrze. – To nie do końca
tak, że coś zobaczyłam. Raczej… przede wszystkim czułam – przyznała, ostrożnie
dobierając słowa.
– Zwijałaś się
z bólu – przypomniał, tym razem nie kryjąc niepokoju. Jego dłoń
jak na zawołanie wylądowała na jej brzuchu.
Przykryła
ją swoją. Przez chwilę trwała w bezruchu, bezskutecznie próbując zebrać
myśli.
– To zabrzmi
źle – przyznała w końcu. – Zwłaszcza po wzmiance o Claudii, ale…
Miałam wrażenie, że ktoś znów przebił mnie na wylot. – Zadrżała na samo
wspomnienie. – Byłam gdzieś na granicy. Ja… Słyszałam twój głos,
wiedziałam, gdzie jestem, ale… jednocześnie byłam gdzieś indziej i umierałam.
Chyba, bo to mogłoby dotyczyć kogokolwiek.
Wątpiła, by ostatnią
deklaracją jakkolwiek go uspokoiła. Wyczuła, że przygarnął ją do siebie
gwałtowniej niż do tej pory – niemalże w obronnym geście, jakby w ten sposób
mógł powstrzymać to, czego doświadczyła w wizji. Przez chwilę po prostu
trzymał ją w ten sposób, jakby w roztargnieniu przeczesując włosy
Isabeau palcami. Miała wrażenie, że cała cudowna atmosfera, w której trwali
chwilę wcześniej, bezpowrotnie uleciała.
Cholera.
Nie tak to sobie wyobrażała, choć zarazem mogła przewidzieć, jak
skończy się nadmierna wylewność w temacie wizji. Ciężko zresztą, by spodziewała się
innej reakcji. Nie po tym, jak kolejny raz nie potrafiła
wskazać, czego powinni się spodziewać.
To teraz
nie ma znaczenia, pomyślała, próbując przekonać samą siebie.
Wyprostowała się, po czym usiadła na Dimitrze okrakiem, próbując
zwrócić na siebie jego uwagę. Palcami nakreśliła kształt jego zaciśniętej
szczęki, próbując sprawić, by chociaż trochę się rozluźnił. Panująca
w sypialni cisza ani trochę jej się nie podobała.
– Wizja
może dotyczyć kogokolwiek – powtórzyła z naciskiem. – Zresztą nie o
to teraz chodzi. Na razie musimy skupić się na Jocelyne… –
Zawahała się na moment. – Może o to chodzi. Nie wiem, jak
wygląda przemiana w wilkołaka, ale wątpię, by wtedy relaksowali się
w blasku księżyca.
– Sama dałaś
do zrozumienia, że tak naprawdę nie mamy żadnego planu –
zauważył cicho.
Wzruszyła
ramionami.
– Nie po raz
pierwszy. Chociaż po tym, co powiedział Carlisle, w zasadzie mam
jeden – przyznała z nieco gorzkim uśmiechem. – Mogę przybić Rufusa kołkiem
do ściany i zapytać, dlaczego nie wspomniał o tym, że Charon
szuka Claudii.
Przez twarz
Dimitra przemknął cień. Nie zdziwiło ją to, zwłaszcza że nie rozmawiali
o wampirzycy właściwie od dnia, w którym zniknęła.
–
Podejrzewam, że bardziej przejął się, kiedy ten sam wilkołak omal nie zabił
mu córki – zauważył i zabrzmiało to niemal łagodnie. Zaklęła w duchu,
uświadamiając sobie, że najpewniej miał rację. – Znasz Rufusa. Z zasady w takich
chwilach nie przejmuje się nikim innym.
Miał rację,
ale nie zamierzała mu tego mówić. Myślami jak na zawołanie
powędrowała do Claudii, próbując dopasować ją do wszystkiego, co się
działo. Jak obecność Charona miała się do tej kobiety? Jasne, pojawił się
krótko do niej, początkowo w Lille, ale później…
– Dlaczego?
– zapytała na głos. Spojrzała Dimitrowi w oczy. – Próbuję to poukładać.
Gdyby polował na Alessię, to miałoby sens. Przyjechał za nią z Lille,
a potem zaatakował Joce, bo była sama… Ale Florencja? A teraz
jest tutaj. Jaki to ma związek z Claudią?
–
Powiedziała mi, że ucieka przed przeszłością.
Zaskoczył
ją tymi słowami. Natychmiast poderwała się na równe nogi,
materializując się po drugiej stronie apartamentu. Zaczęła
niespokojnie krążyć, zupełnie jakby ruch w jakiś cudowny sposób mógł
ułatwić zebranie myśli. Wątpliwości wróciły i to ze zdwojoną siłą.
– Co jeszcze?
– zapytała w końcu. Spojrzała na wciąż siedzącego na łóżku
wampira, siląc się na jak najspokojniejszy ton głosu. – Spędziłeś z nią
dużo czasu. I nie, to żaden zarzut – zapewniła pospiesznie. Odchrząknęła,
by oczyścić gardło. Mimo wszystko musiała się wysilić, by trzymać
emocje na wodzy. – Wiem, że później próbowała udawać mnie, ale… Och, to twoja
stwórczyni. Poznałeś ją, więc…
– Wątpię,
by ktokolwiek tak naprawdę poznał Claudię – zauważył przytomnie
Dimitr. – Powiedziała mi tylko to, że od dawna ucieka. Poznałem ją
pod zupełnie innym imieniem Twierdziła, że potrzebowała kogoś do towarzystwa,
ale później i tak musiała uciekać. Może to właśnie odpowiedź –
dodał po chwili namysłu. – Charona nie da się zabić. Jeśli obrał
ją sobie na ofiarę, nic dziwnego, że ucieka. To nie tłumaczy
incydentu z Miastem Nocy, ale…
– Wciąż czegoś
brakuje – rzuciła, nie kryjąc irytacji.
Czuła, że
tak jest. Próbowała poskładać poszczególne elementy układanki, ale to okazało się
o wiele trudniejsze, aniżeli początkowo zakładała. Isabeau wręcz czuła
zbliżający się ból głowy. Jakby tego było mało, emocje, które wzbudzała w niej
sama wzmianka o Claudii, ani trochę nie ułatwiały. W końcu
trudno było udawać, że ta kobieta wcale nie próbowała jej zabić,
a wcześniej prawie odebrała męża.
Z tym, że
to nie była pora na sentymenty. Isabeau dobrze zdawała sobie z tego
sprawę, nie pierwszy raz zmuszona odsunąć emocje na bok. Wzmianka o Claudii
dała jej do myślenia, w gruncie rzeczy będąc jedynym sensownym
tropem, który mieli.
– Rufus i Layla
niczego nie dowiedzieli się w Lille. Chyba, bo wrócili stamtąd tacy
dziwni… – mruknęła, w końcu decydując się zatrzymać. W zamyśleniu
postukała palcem w policzek. – Później za dużo się działo. Wygodniej
byłoby ją zignorować, skoro zniknęła, ale jeśli faktycznie to z jej winy
Charon zaatakował Jocelyne…
– Nie była
sama – zauważył Dimitr. Aż wzdrygnęła się, kiedy nagle zmaterializował się
u jej boku. – Nic nie sugeruję, ale kolejny raz była tam Claire.
Ile tak naprawdę wiesz o tym, co stało się we Florencji?
– W zasadzie…
Hm, niewiele.
To też w całym
zamieszaniu zeszło gdzieś na dalszy plan. Później mieli poważniejsze
problemy, nie wspominając o tym, że sama wciąż mierzyła się ze
swoimi demonami. Nie myślała jasno, a tym bardziej nie miała
cierpliwości, by rozmawiać z jedyną dostępną wówczas osobą.
Podejrzewała, że dyskusja jej i Rufusa jednak skończyłaby się śmigającymi
kołkami. W najlepszym przypadku.
– Mogę
wziąć w obroty Matta i Lucasa, jeśli sobie życzysz. Brali w tym
udział – zasugerował Dimitr. Jego oczy zabłysły i już nie miała
wątpliwości, że dostrzegał równie wiele nieścisłości, co i ona. – A jeśli
chodzi o Claudię…
– Jest
ktoś, kogo mogłabym zapytać. O ile wciąż jest w mieście.
Spojrzał na nią
dziwnie, wyraźnie zaintrygowany. W zasadzie Isabeau samą siebie zaskoczyła
tymi słowami, aż nazbyt świadoma, jak wiele do życzenia pozostawiał ten plan.
Miała wrażenie, że minęły całe wieki, odkąd wraz z Rufusem narobiła
zamieszania, rozbijając grupę ukrywających się w pobliżu doków
wampirów. Mimo wszystko zapamiętała Melanie, tak jak i to, że kobieta
najwyraźniej znała Claudię. Gdyby udało jej się znaleźć tę dziewczynę i spróbować
z nią porozmawiać…
Słodka
bogini, to brzmiało jak czyste szaleństwo, ale… na pewno było
łatwiejsze niż szukanie Claudii albo Charona. Przerażona, pozbawiona
dodatkowych zdolności dziewczyna, mogłaby okazać się dość prostym celem,
zwłaszcza że nie potrafiła bronić się przed telepatią.
– Muszę
zadzwonić – zadecydowała, stanowczym ruchem odsuwając od siebie Dimitra.
– Teraz? –
obruszył się, spoglądając na nią spod uniesionych brwi.
Wzruszyła
ramionami.
– Najpierw
praca, potem przyjemności. Przepytaj dla mnie Pavarottich, a może nawet wyrobimy się
przed świtem – zasugerowała, mrugając do niego porozumiewawczo. – Pewnie
będę bardzo zmęczona, ale jeśli się postarasz…
Nie pozwolił,
żeby dokończyła. Bezceremonialnie przyciągnął ją do siebie, bez zbędnych
pytań wpijając się w jej usta. Isabeau aż zabrakło tchu, kiedy
pocałował ją w sposób, którego za nic w świecie nie potrafiła
zignorować. Instynktownie odwzajemniła się, z opóźnieniem orientując, że w którymś
momencie znów zaczęła walczyć z jego koszulą.
Cholera…
– Wiesz co?
Do diabła z chłopakami – szepnęła, z trudem powstrzymując
dreszcze. Objęła go za szyję, pozwalając, by z lekkością wziął
ją na ręce, sadzając sobie na biodrach. – Muszę się uspokoić… A
oni i tak nie śpią.
–
Znakomicie.
Dobre dwie godziny później
już nie potrafiła znaleźć żadnej sensownej wymówki, by nie zabrać się
do roboty. Dimitr zniknął gdzieś na balkonie, żeby zadzwonić.
Słyszała jego przytłumiony głos, ale nie próbowała koncentrować się
na poszczególnych słowach. W zamian skupiła się na telefonie,
po chwili wahania wybierając numer, z którego nie korzystała
zdecydowanie zbyt długo.
Ułożyła się
na łóżku, przyciskając telefon do ucha. W duchu odliczała kolejne
sygnały.
Kiedy
sądziła, że już nie doczeka się odpowiedzi, Eve w końcu odebrała
telefon.
– No, czego
potrzebujesz?
Isabeau wywróciła
oczami. Dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, ale to było wampirzycy na rękę.
– Dlaczego
z góry zakładasz, że mam jakąś sprawę? – zapytała, siląc się na pogodny
ton głosu.
– Ponieważ
ty i twoje rodzeństwo odzywacie się tylko wtedy, kiedy
czegoś potrzebujecie. – Eve nawet się nie zawahała. – Więc jestem
ciekawa, co tym razem. Przeszkadzasz mi w polowaniu, więc…
– To pilne
– przerwała, decydując się postawić sprawę jasno.
Pospiesznie
usiadła. Niecierpliwym ruchem odgarnęła włosy na plecy, by nie zalegały
jej na twarzy. Nie zastanawiała się nad tym, jak
przeprowadzić tę rozmowę, w gruncie rzeczy wiedząc tylko jedno: że
potrzebowała kogoś, kto miał wprawę w odnajdowaniu ludzi. Eve bez wątpienia
miała, a skoro tak…
Po drugiej stronie
przez kilka sekund panowała cisza.
– Dobra –
westchnęła wampirzyca. – Chcesz się spotkać? Mogę zajść do Niebiańskiej
Rezydencji, więc…
– W zasadzie
– wtrąciła Isabeau – aktualnie jestem w Seattle.
– I potrzebujesz
pomocy? – Tym razem Eve nie kryła zaskoczenia. – Kiedy ostatnio tam byłaś,
zaginęła Layla. Co tym razem? Mam kogoś zawiadomić? William…
– Nie, nie.
Chociaż to może mieć związek z Charonem.
Tyle wystarczyło,
by zamknąć wampirzycy usta. Isabeau zdawała sobie sprawę z tego, że
to nieuczciwe, ale nie miała innego wyboru. Jakby nie patrzeć, Eve
była świadkiem tego, co stało się podczas uroczystości i później,
kiedy udało im się odnaleźć Alessię. Beau chciała wierzyć, że tyle
wystarczyło, by móc liczyć na pomoc w powstrzymaniu kogoś, kto
pod każdym możliwym względem zostawał… niepokojący.
Pokrótce opisała
sytuację, starając się nie wnikać w szczegóły. Miała wrażenie,
że Eve nieco się uspokoiła, kiedy nabrała pewności, że zagrożenie
znajdowało się na zupełnie innym kontynencie, ale i tak w
jej głosie pobrzmiewał niepokój.
– Czekaj,
po kolei… – powiedziała w końcu, w pośpiechu wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Ty i Dimitr jesteście poza Miastem Nocy. I w zasadzie
próbujecie znaleźć nie tyle Charona, co jakaś przypadkową wampirzycę,
którą widziałaś kilka miesięcy temu i… Isabeau, do diabła, wiesz o co
w ogóle prosisz?
– Hm… Chyba
właśnie bardzo jasno to ujęłam – zauważyła przytomnie.
Po drugiej
stronie usłyszała warkniecie.
– To brzmi
gorzej niż połowa poleceń Lawrence’a, kiedy jeszcze bawiliśmy się w Zespół
Uderzeniowy – oznajmiła grobowym tonem. – On przynajmniej jasno precyzował
cele.
– Jesteś w stanie
pomóc mi znaleźć Melanie czy nie? – zniecierpliwiła się.
Może i oczekiwała
cudów. Nie miała tak naprawdę żadnej wskazówki, opierając się na nadziei,
że wampirzyca wciąż znajdowała się w pobliżu. Ba! Nie miała
nawet pewności, czy w przypadku ewentualnego spotkania dziewczyna zechce
cokolwiek powiedzieć, a co dopiero zwierzać się na temat
Claudii, ale…
– Niech to szlag
– wymamrotała Eve. Beau słyszała, że wampirzyca się przemieszcza,
najpewniej darując sobie polowanie na rzecz spaceru ulicami miasta. –
Okej, po kolei. Twierdzisz, że ta cała Melanie nie jest
uzdolniona. Widziałaś ją w konkretnym miejscu, ale później uciekła i równie
dobrze może być teraz na drugim krańcu globu. Nie masz niczego, co do niej
należy, ani nawet jakiegoś krewnego, na którego aurze mogłabym się
oprzeć… Czyż nie tak?
– Mniej
więcej – przyznała zgodnie z prawdą.
–
Zajebiście. A może jeszcze frytki do tego?
Isabeau wzniosła
oczy ku górze. Wiedziała jak to brzmi, ale nie miała najmniejszej
ochoty słuchać złośliwości.
– Jesteś w stanie
coś zrobić czy nie? – zniecierpliwiła się.
Po słowach Eve
szczerze wątpiła, ale musiała przynajmniej się upewnić. To i tak wydawało się
lepsze od rozłączenia się bez słowa.
– To zależy
– przyznała wampirzyca po chwili zastanowienia. – Seattle jest spore. Mogę
spróbować wskazać… potencjalne miejsca, w których powinnaś szukać. Sama
będziesz musiała wykluczyć te, w których pewnie wyczuję twoich bliskich
albo… Cóż. – Eve znów się zawahała. – Pod warunkiem, że dziewczyna
wciąż tutaj jest albo nie znalazła się w tak kiepskiej sytuacji
jak Layla. Albo jeśli się pomyliłaś i jednak jest uzdolniona. Może
być?
– Dzięki.
Daj znać, jeśli na coś wpadniesz.
Wcale nie czuła się
usatysfakcjonowana, ale na dobry początek musiało wystarczyć. Na pewno
wydawało się lepsze niż nic. Punkt zaczepienia i dodatkowe zajecie na czas,
który i tak zamierzała spędzić w Seattle, wydawały się lepsze
nić nic.
Eve
rozłączyła się bez pożegnania, ale Isabeau nie miała jej tego
za złe. Odrzuciła telefon na bok, po czym jakby od niechcenia
przeciągnęła się i – wciąż bosa, na sobie mając jedynie
pospiesznie narzuconą koszulę Dimitra – bez pośpiechu ruszyła na balkon.
Uderzył ją chłód powietrza, ale ani trochę nie uznała go za drażniący
czy niewłaściwy. Na kimś, kto już raz umarł, nie robił nawet
najmniejszego wrażenia.
Stanęła za mężem,
jak gdyby nigdy nic oplatając go ramionami. Wyczuła, że zesztywniał pod jej dotykiem.
– Muszę
kończyć – rzucił do telefonu, jak nic wchodząc swojemu rozmówcy w słowo.
– Dzięki. Skoro tak, jeszcze pomówimy z Claire – dodał, zanim się rozłączył.
Isabeau spojrzała
na niego z zaciekawieniem. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, znów
znalazła się w lodowatych ramionach.
Nie zaprotestowała, kiedy Dimitr bez zbędnych wyjaśnień porwał ją na ręce i wrócił do pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz