25 stycznia 2022

Sto pięćdziesiąt trzy

Isabeau

Z zaciekawieniem rozejrzała się po przestronnym pokoju. W zasadzie z powodzeniem mógł uchodzić za apartament i to taki, który zwykle przeznaczano dla nowożeńców. Wymownie uniosła brwi. Rzuciła Dimitrowi rozbawione spojrzenie, dochodząc do wniosku, że mogła się tego po nim spodziewać. Nie żeby w ogóle taki wybór jej przeszkadzał, tym bardziej że przywykła do królującej w Niebiańskiej Rezydencji elegancji.

– Pięknie – mruknęła, zsuwając z ramion kurtkę. Jednoznacznym ruchem podsunęła ją wampirowi.

– Jesteś bezczelna – stwierdził, ale jego uśmiech i fakt, że zabrał od niej okrycie, mówiły same za siebie.

– Tak jak i ty – odparła ze spokojem. – Co miało znaczyć, że zamierzasz doprowadzić mnie do porządku?

Nie odpowiedział. To i tak straciło na znaczeniu w chwili, w której przemieścił się błyskawicznie, dosłownie skacząc w jej stronę. Zanim zdążyła się zastanowić, oboje wylądowali na pokaźnych rozmiarów łóżku – ona pod nim, nie mając szansy na oswobodzenie. Parsknęła i spróbowała go odepchnąć, ale z wprawą pochwycił ją za oba nadgarstki, unieruchamiając ręce Isabeau nad głową. Spojrzała na niego z rozbawieniem, przez chwilę świadoma wyłącznie fali ciepła, która jak na zawołanie rozeszła się po całym jej ciele.

Och, jeśli chciał, żeby się rozluźniła, był na dobrej drodze. Co prawda wciąż miała ochotę jednak przycisnąć Rufusa, ale…

– To średnio rozwiązuje nasz problem – przypomniała cicho, odchylając głowę, kiedy Dimitr nachylił się ku niej.

Poczuła muśnięcie lodowatych warg na szyi. Zadrżała i to nie tylko za sprawą różnicy temperatur.

– Moje na tę chwilę w zupełności.

Uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby to było takie proste! Z drugiej strony, jeden wieczór i tak nie miał żadnego z nich zbawić. Jakaś jej cząstka wciąż źle czuła się z myślą o powrocie do Seattle, o kolejnych komplikacjach nie wspominając. Niejasna wizja, wątpliwości i wzmianka o Claudii nie ułatwiały, a skoro tak…

Zacisnęła usta. Nie chciała wspominać o stwórczyni Dimitra. Ta kobieta wciąż wzbudzała w niej niejasną mieszankę wyrzutów sumienia i niepohamowanego gniewu. Dużo łatwiej było traktować Claudię jako zamknięty rozdział, zwłaszcza że po ucieczce z Miasta Nocy ta niejako zniknęła bez śladu. Oczywiście był jeszcze rozdział z Claire i śmiercią Setha, niejako potwierdzający, że wampirzyca zaszyła się właśnie tutaj, ale o tym Beau wolała nie myśleć. Dużo prościej dla wszystkich było, kiedy tego nie robiła.

Spróbowała skupić się na dotyku lodowatych dłoni Dimitra. I tym pocałunkach, które poczuła najpierw na szyi, a później niżej. Chłód musnął jej obojczyki i odsłonięty dekolt. Instynktownie uniosła biodra, kiedy dłonie męża wsunęły się pod jej plecy. Uniósł ją, bez większego trudu pozbywając się bluzki, którą miała na sobie. Mimowolnie pomyślała, że to dobrze, zwłaszcza że wszystkie bagaże zostawiła w samochodzie. Nie sądziła, by Aldero był zachwycony, gdyby zadzwoniła do niego z prośbą o natychmiastowe poratowanie ubraniami, by w ogóle mogła ruszyć się z miejsca.

Podchwyciła spojrzenie lśniących oczu Dimitra. Wciąż były ciemniejsze niż zazwyczaj, ale nie potrafiła stwierdzić czy to głód, czy może… pragnienie innego rodzaju. Nie żeby to w ogóle miało znaczenie. Ufała mu, aż nazbyt świadoma, że nie tknąłby jej, gdyby wątpił w swoją kontrolę.

– Wiesz… – wymruczała, wplatając palce w jego ciemne włosy. – Podoba mi się twój tok myślenia.

Uniósł się na tyle, by móc na nią spojrzeć. Kąciki jego ust drgnęły, ale tym razem się nie uśmiechnął. Wyraźnie zawahał się, kiedy zacisnęła palce na przodzie jego koszuli, próbując uporać się z guzikami.

– I dlatego wciąż jesteś zmartwiona?

– Wcale nie – obruszyła się.

Jeden rzut oka na jego twarz wystarczył, by nabrała pewności, że ani trochę jej nie uwierzył.

– Kłamiesz, Nemezis – oznajmił bez chwili wahania. Jego dłonie wylądowały po obu stronach jej twarzy. Oczy jakimś cudem jeszcze bardziej pociemniały, nabierając głębi, której dawno u niego nie widziała. – Wybrnęłaś, bo było nas dużo i wszyscy zamartwiali się o Jocelyne. Tylko dlatego – dodał, skutecznie wprawiając ją w konsternację.

– Nie wiem, o co ci…

– Opowiedz mi o swojej wizji – przerwał i zanim zdążyła zareagować, jego wargi znów znalazły się na nagrzanej skórze Isabeau.

Gwałtownie zassała powietrza. O bogini, co to niby miało znaczyć? Jasne, sama czuła, że nadmiar emocji i ulga, którą wszyscy poczuli po słowach Ariela, zrobiły swoje. Była pewna, że w innym wypadku zwłaszcza Gabriel nie pozostałby obojętny wobec wizji, zwłaszcza gdyby widział, jak zwijała się z bólu przed domem Cullenów. To, że w miarę szybko zdołała zakończyć spotkanie, zanim kolejne pół nocy spędziliby nad szukaniem nieistniejących rozwiązań, traktowała jako cudowne zrządzenie losu, ale…

Och, nie uwzględniła w planie Dimitra. Sama jego obecność zmieniała wszystko.

– Moja wizja… – rzuciła z wahaniem. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Nie pomagasz mi się skupić – wymamrotała, czując lodowate muśnięcie między piersiami.

– Najmocniej przepraszam… – I bez patrzenia na jego twarz wyczuła, że się uśmiechał. – Mam przestać?

Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Żartował sobie?

– Spróbuj tylko, a cię zdetronizuję.

Roześmiał się melodyjnie, niezwykle kojąco. Nie pierwszy raz miała wrażenie, że wyłącznie dzięki niemu jest w stanie zachować zdrowy rozsądek. W którymś momencie się nim stał, choć sama nie była pewna jak do tego doszło. Po długich latach uciekania przed samą sobą i wszystkimi wokół, ramiona Dimitra okazały się miejscem, w którym w końcu mogła odetchnąć.

– Tak ci tylko przypomnę, że nie wycofałem swojego pytania – mruknął, w następnej sekundzie muskając wargami płaski brzuch Isabeau. – Co stało się przed domem?

– Ja…

Westchnęła. Odsunęła go, by móc usiąść, choć nie od razu jej na to pozwolił. Dla pewności chwyciła go za rękę, układając jego lodowatą dłoń na policzku, by zapewnić, że wcale nie zamierzała wszczynać kłótni. Jemu mogła powiedzieć, chociaż…

Och, gdybym jeszcze wiedziała co.

Podchwyciła spojrzenie rubinowych tęczówek. Dimitr czekał, chociaż cierpliwość zdecydowanie nie była jego mocną stroną. Beau czuła to aż nazbyt wyraźnie w każdym jego ruchu, łącznie ze sposobem, w jaki przygarnął ją do siebie, dla odmiany przesuwając palcami po jej plecach. Zadrżała, kiedy z największą ostrożnością nakreślił kształt znaczących skórę blizn.

– Nie jestem pewna – westchnęła, wtulając twarz w jego tors. Odetchnęła, raz po raz wciągając przesycone charakterystyczną wampirzą słodyczą powietrze. – To nie do końca tak, że coś zobaczyłam. Raczej… przede wszystkim czułam – przyznała, ostrożnie dobierając słowa.

– Zwijałaś się z bólu – przypomniał, tym razem nie kryjąc niepokoju. Jego dłoń jak na zawołanie wylądowała na jej brzuchu.

Przykryła ją swoją. Przez chwilę trwała w bezruchu, bezskutecznie próbując zebrać myśli.

– To zabrzmi źle – przyznała w końcu. – Zwłaszcza po wzmiance o Claudii, ale… Miałam wrażenie, że ktoś znów przebił mnie na wylot. – Zadrżała na samo wspomnienie. – Byłam gdzieś na granicy. Ja… Słyszałam twój głos, wiedziałam, gdzie jestem, ale… jednocześnie byłam gdzieś indziej i umierałam. Chyba, bo to mogłoby dotyczyć kogokolwiek.

Wątpiła, by ostatnią deklaracją jakkolwiek go uspokoiła. Wyczuła, że przygarnął ją do siebie gwałtowniej niż do tej pory – niemalże w obronnym geście, jakby w ten sposób mógł powstrzymać to, czego doświadczyła w wizji. Przez chwilę po prostu trzymał ją w ten sposób, jakby w roztargnieniu przeczesując włosy Isabeau palcami. Miała wrażenie, że cała cudowna atmosfera, w której trwali chwilę wcześniej, bezpowrotnie uleciała.

Cholera. Nie tak to sobie wyobrażała, choć zarazem mogła przewidzieć, jak skończy się nadmierna wylewność w temacie wizji. Ciężko zresztą, by spodziewała się innej reakcji. Nie po tym, jak kolejny raz nie potrafiła wskazać, czego powinni się spodziewać.

To teraz nie ma znaczenia, pomyślała, próbując przekonać samą siebie. Wyprostowała się, po czym usiadła na Dimitrze okrakiem, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Palcami nakreśliła kształt jego zaciśniętej szczęki, próbując sprawić, by chociaż trochę się rozluźnił. Panująca w sypialni cisza ani trochę jej się nie podobała.

– Wizja może dotyczyć kogokolwiek – powtórzyła z naciskiem. – Zresztą nie o to teraz chodzi. Na razie musimy skupić się na Jocelyne… – Zawahała się na moment. – Może o to chodzi. Nie wiem, jak wygląda przemiana w wilkołaka, ale wątpię, by wtedy relaksowali się w blasku księżyca.

– Sama dałaś do zrozumienia, że tak naprawdę nie mamy żadnego planu – zauważył cicho.

Wzruszyła ramionami.

– Nie po raz pierwszy. Chociaż po tym, co powiedział Carlisle, w zasadzie mam jeden – przyznała z nieco gorzkim uśmiechem. – Mogę przybić Rufusa kołkiem do ściany i zapytać, dlaczego nie wspomniał o tym, że Charon szuka Claudii.

Przez twarz Dimitra przemknął cień. Nie zdziwiło ją to, zwłaszcza że nie rozmawiali o wampirzycy właściwie od dnia, w którym zniknęła.

– Podejrzewam, że bardziej przejął się, kiedy ten sam wilkołak omal nie zabił mu córki – zauważył i zabrzmiało to niemal łagodnie. Zaklęła w duchu, uświadamiając sobie, że najpewniej miał rację. – Znasz Rufusa. Z zasady w takich chwilach nie przejmuje się nikim innym.

Miał rację, ale nie zamierzała mu tego mówić. Myślami jak na zawołanie powędrowała do Claudii, próbując dopasować ją do wszystkiego, co się działo. Jak obecność Charona miała się do tej kobiety? Jasne, pojawił się krótko do niej, początkowo w Lille, ale później…

– Dlaczego? – zapytała na głos. Spojrzała Dimitrowi w oczy. – Próbuję to poukładać. Gdyby polował na Alessię, to miałoby sens. Przyjechał za nią z Lille, a potem zaatakował Joce, bo była sama… Ale Florencja? A teraz jest tutaj. Jaki to ma związek z Claudią?

– Powiedziała mi, że ucieka przed przeszłością.

Zaskoczył ją tymi słowami. Natychmiast poderwała się na równe nogi, materializując się po drugiej stronie apartamentu. Zaczęła niespokojnie krążyć, zupełnie jakby ruch w jakiś cudowny sposób mógł ułatwić zebranie myśli. Wątpliwości wróciły i to ze zdwojoną siłą.

– Co jeszcze? – zapytała w końcu. Spojrzała na wciąż siedzącego na łóżku wampira, siląc się na jak najspokojniejszy ton głosu. – Spędziłeś z nią dużo czasu. I nie, to żaden zarzut – zapewniła pospiesznie. Odchrząknęła, by oczyścić gardło. Mimo wszystko musiała się wysilić, by trzymać emocje na wodzy. – Wiem, że później próbowała udawać mnie, ale… Och, to twoja stwórczyni. Poznałeś ją, więc…

– Wątpię, by ktokolwiek tak naprawdę poznał Claudię – zauważył przytomnie Dimitr. – Powiedziała mi tylko to, że od dawna ucieka. Poznałem ją pod zupełnie innym imieniem Twierdziła, że potrzebowała kogoś do towarzystwa, ale później i tak musiała uciekać. Może to właśnie odpowiedź – dodał po chwili namysłu. – Charona nie da się zabić. Jeśli obrał ją sobie na ofiarę, nic dziwnego, że ucieka. To nie tłumaczy incydentu z Miastem Nocy, ale…

– Wciąż czegoś brakuje – rzuciła, nie kryjąc irytacji.

Czuła, że tak jest. Próbowała poskładać poszczególne elementy układanki, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli początkowo zakładała. Isabeau wręcz czuła zbliżający się ból głowy. Jakby tego było mało, emocje, które wzbudzała w niej sama wzmianka o Claudii, ani trochę nie ułatwiały. W końcu trudno było udawać, że ta kobieta wcale nie próbowała jej zabić, a wcześniej prawie odebrała męża.

Z tym, że to nie była pora na sentymenty. Isabeau dobrze zdawała sobie z tego sprawę, nie pierwszy raz zmuszona odsunąć emocje na bok. Wzmianka o Claudii dała jej do myślenia, w gruncie rzeczy będąc jedynym sensownym tropem, który mieli.

– Rufus i Layla niczego nie dowiedzieli się w Lille. Chyba, bo wrócili stamtąd tacy dziwni… – mruknęła, w końcu decydując się zatrzymać. W zamyśleniu postukała palcem w policzek. – Później za dużo się działo. Wygodniej byłoby ją zignorować, skoro zniknęła, ale jeśli faktycznie to z jej winy Charon zaatakował Jocelyne…

– Nie była sama – zauważył Dimitr. Aż wzdrygnęła się, kiedy nagle zmaterializował się u jej boku. – Nic nie sugeruję, ale kolejny raz była tam Claire. Ile tak naprawdę wiesz o tym, co stało się we Florencji?

– W zasadzie… Hm, niewiele.

To też w całym zamieszaniu zeszło gdzieś na dalszy plan. Później mieli poważniejsze problemy, nie wspominając o tym, że sama wciąż mierzyła się ze swoimi demonami. Nie myślała jasno, a tym bardziej nie miała cierpliwości, by rozmawiać z jedyną dostępną wówczas osobą. Podejrzewała, że dyskusja jej i Rufusa jednak skończyłaby się śmigającymi kołkami. W najlepszym przypadku.

– Mogę wziąć w obroty Matta i Lucasa, jeśli sobie życzysz. Brali w tym udział – zasugerował Dimitr. Jego oczy zabłysły i już nie miała wątpliwości, że dostrzegał równie wiele nieścisłości, co i ona. – A jeśli chodzi o Claudię…

– Jest ktoś, kogo mogłabym zapytać. O ile wciąż jest w mieście.

Spojrzał na nią dziwnie, wyraźnie zaintrygowany. W zasadzie Isabeau samą siebie zaskoczyła tymi słowami, aż nazbyt świadoma, jak wiele do życzenia pozostawiał ten plan. Miała wrażenie, że minęły całe wieki, odkąd wraz z Rufusem narobiła zamieszania, rozbijając grupę ukrywających się w pobliżu doków wampirów. Mimo wszystko zapamiętała Melanie, tak jak i to, że kobieta najwyraźniej znała Claudię. Gdyby udało jej się znaleźć tę dziewczynę i spróbować z nią porozmawiać…

Słodka bogini, to brzmiało jak czyste szaleństwo, ale… na pewno było łatwiejsze niż szukanie Claudii albo Charona. Przerażona, pozbawiona dodatkowych zdolności dziewczyna, mogłaby okazać się dość prostym celem, zwłaszcza że nie potrafiła bronić się przed telepatią.

– Muszę zadzwonić – zadecydowała, stanowczym ruchem odsuwając od siebie Dimitra.

– Teraz? – obruszył się, spoglądając na nią spod uniesionych brwi.

Wzruszyła ramionami.

– Najpierw praca, potem przyjemności. Przepytaj dla mnie Pavarottich, a może nawet wyrobimy się przed świtem – zasugerowała, mrugając do niego porozumiewawczo. – Pewnie będę bardzo zmęczona, ale jeśli się postarasz…

Nie pozwolił, żeby dokończyła. Bezceremonialnie przyciągnął ją do siebie, bez zbędnych pytań wpijając się w jej usta. Isabeau aż zabrakło tchu, kiedy pocałował ją w sposób, którego za nic w świecie nie potrafiła zignorować. Instynktownie odwzajemniła się, z opóźnieniem orientując, że w którymś momencie znów zaczęła walczyć z jego koszulą.

Cholera…

– Wiesz co? Do diabła z chłopakami – szepnęła, z trudem powstrzymując dreszcze. Objęła go za szyję, pozwalając, by z lekkością wziął ją na ręce, sadzając sobie na biodrach. – Muszę się uspokoić… A oni i tak nie śpią.

– Znakomicie.

 

Dobre dwie godziny później już nie potrafiła znaleźć żadnej sensownej wymówki, by nie zabrać się do roboty. Dimitr zniknął gdzieś na balkonie, żeby zadzwonić. Słyszała jego przytłumiony głos, ale nie próbowała koncentrować się na poszczególnych słowach. W zamian skupiła się na telefonie, po chwili wahania wybierając numer, z którego nie korzystała zdecydowanie zbyt długo.

Ułożyła się na łóżku, przyciskając telefon do ucha. W duchu odliczała kolejne sygnały.

Kiedy sądziła, że już nie doczeka się odpowiedzi, Eve w końcu odebrała telefon.

– No, czego potrzebujesz?

Isabeau wywróciła oczami. Dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, ale to było wampirzycy na rękę.

– Dlaczego z góry zakładasz, że mam jakąś sprawę? – zapytała, siląc się na pogodny ton głosu.

– Ponieważ ty i twoje rodzeństwo odzywacie się tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebujecie. – Eve nawet się nie zawahała. – Więc jestem ciekawa, co tym razem. Przeszkadzasz mi w polowaniu, więc…

– To pilne – przerwała, decydując się postawić sprawę jasno.

Pospiesznie usiadła. Niecierpliwym ruchem odgarnęła włosy na plecy, by nie zalegały jej na twarzy. Nie zastanawiała się nad tym, jak przeprowadzić tę rozmowę, w gruncie rzeczy wiedząc tylko jedno: że potrzebowała kogoś, kto miał wprawę w odnajdowaniu ludzi. Eve bez wątpienia miała, a skoro tak…

Po drugiej stronie przez kilka sekund panowała cisza.

– Dobra – westchnęła wampirzyca. – Chcesz się spotkać? Mogę zajść do Niebiańskiej Rezydencji, więc…

– W zasadzie – wtrąciła Isabeau – aktualnie jestem w Seattle.

– I potrzebujesz pomocy? – Tym razem Eve nie kryła zaskoczenia. – Kiedy ostatnio tam byłaś, zaginęła Layla. Co tym razem? Mam kogoś zawiadomić? William…

– Nie, nie. Chociaż to może mieć związek z Charonem.

Tyle wystarczyło, by zamknąć wampirzycy usta. Isabeau zdawała sobie sprawę z tego, że to nieuczciwe, ale nie miała innego wyboru. Jakby nie patrzeć, Eve była świadkiem tego, co stało się podczas uroczystości i później, kiedy udało im się odnaleźć Alessię. Beau chciała wierzyć, że tyle wystarczyło, by móc liczyć na pomoc w powstrzymaniu kogoś, kto pod każdym możliwym względem zostawał… niepokojący.

Pokrótce opisała sytuację, starając się nie wnikać w szczegóły. Miała wrażenie, że Eve nieco się uspokoiła, kiedy nabrała pewności, że zagrożenie znajdowało się na zupełnie innym kontynencie, ale i tak w jej głosie pobrzmiewał niepokój.

– Czekaj, po kolei… – powiedziała w końcu, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Ty i Dimitr jesteście poza Miastem Nocy. I w zasadzie próbujecie znaleźć nie tyle Charona, co jakaś przypadkową wampirzycę, którą widziałaś kilka miesięcy temu i… Isabeau, do diabła, wiesz o co w ogóle prosisz?

– Hm… Chyba właśnie bardzo jasno to ujęłam – zauważyła przytomnie.

Po drugiej stronie usłyszała warkniecie.

– To brzmi gorzej niż połowa poleceń Lawrence’a, kiedy jeszcze bawiliśmy się w Zespół Uderzeniowy – oznajmiła grobowym tonem. – On przynajmniej jasno precyzował cele.

– Jesteś w stanie pomóc mi znaleźć Melanie czy nie? – zniecierpliwiła się.

Może i oczekiwała cudów. Nie miała tak naprawdę żadnej wskazówki, opierając się na nadziei, że wampirzyca wciąż znajdowała się w pobliżu. Ba! Nie miała nawet pewności, czy w przypadku ewentualnego spotkania dziewczyna zechce cokolwiek powiedzieć, a co dopiero zwierzać się na temat Claudii, ale…

– Niech to szlag – wymamrotała Eve. Beau słyszała, że wampirzyca się przemieszcza, najpewniej darując sobie polowanie na rzecz spaceru ulicami miasta. – Okej, po kolei. Twierdzisz, że ta cała Melanie nie jest uzdolniona. Widziałaś ją w konkretnym miejscu, ale później uciekła i równie dobrze może być teraz na drugim krańcu globu. Nie masz niczego, co do niej należy, ani nawet jakiegoś krewnego, na którego aurze mogłabym się oprzeć… Czyż nie tak?

– Mniej więcej – przyznała zgodnie z prawdą.

– Zajebiście. A może jeszcze frytki do tego?

Isabeau wzniosła oczy ku górze. Wiedziała jak to brzmi, ale nie miała najmniejszej ochoty słuchać złośliwości.

– Jesteś w stanie coś zrobić czy nie? – zniecierpliwiła się.

Po słowach Eve szczerze wątpiła, ale musiała przynajmniej się upewnić. To i tak wydawało się lepsze od rozłączenia się bez słowa.

– To zależy – przyznała wampirzyca po chwili zastanowienia. – Seattle jest spore. Mogę spróbować wskazać… potencjalne miejsca, w których powinnaś szukać. Sama będziesz musiała wykluczyć te, w których pewnie wyczuję twoich bliskich albo… Cóż. – Eve znów się zawahała. – Pod warunkiem, że dziewczyna wciąż tutaj jest albo nie znalazła się w tak kiepskiej sytuacji jak Layla. Albo jeśli się pomyliłaś i jednak jest uzdolniona. Może być?

– Dzięki. Daj znać, jeśli na coś wpadniesz.

Wcale nie czuła się usatysfakcjonowana, ale na dobry początek musiało wystarczyć. Na pewno wydawało się lepsze niż nic. Punkt zaczepienia i dodatkowe zajecie na czas, który i tak zamierzała spędzić w Seattle, wydawały się lepsze nić nic.

Eve rozłączyła się bez pożegnania, ale Isabeau nie miała jej tego za złe. Odrzuciła telefon na bok, po czym jakby od niechcenia przeciągnęła się i – wciąż bosa, na sobie mając jedynie pospiesznie narzuconą koszulę Dimitra – bez pośpiechu ruszyła na balkon. Uderzył ją chłód powietrza, ale ani trochę nie uznała go za drażniący czy niewłaściwy. Na kimś, kto już raz umarł, nie robił nawet najmniejszego wrażenia.

Stanęła za mężem, jak gdyby nigdy nic oplatając go ramionami. Wyczuła, że zesztywniał pod jej dotykiem.

– Muszę kończyć – rzucił do telefonu, jak nic wchodząc swojemu rozmówcy w słowo. – Dzięki. Skoro tak, jeszcze pomówimy z Claire – dodał, zanim się rozłączył.

Isabeau spojrzała na niego z zaciekawieniem. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, znów znalazła się w lodowatych ramionach.

Nie zaprotestowała, kiedy Dimitr bez zbędnych wyjaśnień porwał ją na ręce i wrócił do pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa