17 stycznia 2022

Sto czterdzieści siedem

Layla

Wbiegła po schodach, przeskakując po kilka stopni na raz. Telefon wciąż milczał, ale tym razem taki stan rzeczy był Layli na rękę. Nie miała cierpliwości, by na szybko wymyślać jakiekolwiek wymówki dla Beau albo Gabriela. Wystarczyło, że wciąż nie miała pewności, na czym stała i czy przybycie do tego miejsca cokolwiek zmieni.

Z ulgą przyjęła to, że nigdzie nie wyczuwała charakterystycznej obecności wilkołaka. Czuła za to Claudię i – co na moment wytrąciło ją z równowagi – znajomą słodycz, która momentalnie utożsamiła z krwią Jocelyne. W pierwszym odruchu zawahała się, chcąc założyć, że zapach posoki towarzyszył jej od chwili opuszczenia domu Cullenów, ale szybko odrzuciła od siebie taką możliwość. Zakładała raczej, że to oznaczało, że wampirzyca jednak wróciła do siebie.

Layla zawahała się. Z powątpiewaniem spojrzała na drzwi, po czym nacisnęła klamkę. Ustąpiła bez większych problemów, ale to nie wydało się wampirzycy dziwne. Zamki, nieważne jak mocne, nie miały najmniejszych szans w starciu z istotą nieśmiertelną.

Już od progu powitało ją spojrzenie znajomych oczu. Oliver wyglądał na zmartwionego – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Miała wrażenie, że ulżyło mu na jej widok. Spróbowała nawet wysilić się na uśmiech, ale nic nie wskazywało na to, by w ten sposób mogła poprawić mu nastrój.

Nie doczekała się żadnej kartki. Chłopak jedynie znacząco skinął w stronę salonu, jednoznacznie dając Layli do zrozumienia, gdzie powinna szukać Claudii.

Coś jest nie tak…

Weszła do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Uderzyła ją panująca dookoła cisza, równie ciężka i ostateczna, co i ta, której czasami doświadczała w laboratorium. Dawno, kiedy jeszcze schodząc po kamiennych stopniach nie miała pewności, czego powinna spodziewać się w środku. Znów podświadomie porównywała Claudię do Rufusa, ale nie potrafiła mieć sobie tego za złe. W jakiś pokrętny sposób świadomość tego, że mogliby być do siebie podobni, czyniła wszystko łatwiejszym.

Layla spodziewała się wielu rzeczy. Może nawet tego, że znów zastanie wampirzycę, bawiącą się ogniem albo… robiącą bogini raczy wiedzieć co jeszcze. Chyba nawet nie zdziwiłaby się, gdyby weszła w środek jakiegoś dziwnego rytuału, zwłaszcza że kobieta dość jasno wyraziła się na temat tego, za kogo się uważała. Pojęcie wiedźm i magii wciąż jawiło się Lay jako nie do końca precyzowane, wręcz dziwne, ale mogła je zaakceptować. Nawet chciała, zwłaszcza przez wzgląd na siostrę i bratanicę. Chyba właśnie tego oczekiwałyby dwie kapłanki w rodzinie.

Niepewnie zajrzała do salonu. Cokolwiek zdążyła sobie wyobrazić, nie miało miejsca. Początkowo nawet nie zauważyła Claudii, mimo że już na wstępie uważnie zlustrowała pogrążone w ciemnościach pomieszczenie.

Wampirzyca przyczaiła się pod oknem, choć bynajmniej nie dlatego, że szykowała się do polowania. Wręcz przeciwnie. Layla spojrzała na nią zaskoczona, ledwo tylko dostrzegła siedzącą na podłodze postać. Claudia skuliła się, ciasno opatulona kocem, choć pojęcie chłodu już dawno stało się dla niej obce. Plecami oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Nie oddychała, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zresztą powietrze również nie było jej potrzebne, żeby normalnie funkcjonować. Gdyby nie to, że z technicznego punktu widzenia pozostawała martwa, Layla pomyślałaby nawet, że kobiecie jakimś cudem udało się zapaść w sen.

O bogini…

Niepewnie podeszła bliżej. Poczuła się dziwnie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że była świadkiem czegoś co najmniej niekomfortowego i dla niej, i dla samej Claudii. A jednak patrząc na skuloną pod ścianą wampirzycę, poczuła względem niej wyłącznie litość. Już nie miała poczucia, by spoglądała na kogoś, kto próbował ją omamić. Wątpliwości, które mimo wszystko towarzyszyły jej przez cały ten czas, momentalnie zniknęły.

Layla potrząsnęła głową. Ostrożnie stawiając kolejne kroki, przesunęła się bliżej. Miała wrażenie, że właśnie podkradała się do spłoszonego zwierzęcia, za wszelką cenę próbując je oswoić. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, co powinna zrobić, by Claudii pomóc…

– Hej – rzuciła niepewnie, bardzo łagodnie. Miała wrażenie, że całe wieki nie używała tego tonu, już od dawna mając za sobą konieczność zwracania się w ten sposób do Rufusa.

Zamarła w pół kroku, kiedy Claudia poruszyła się niespokojnie, nagle prostując niczym struna. Laylę nie pierwszy raz poraził błękit jej tęczówek. Zbyt jasnych, dużych, przerażonych… I zdecydowanie zbyt ludzkich. Przystanęła, w uspokajającym geście unosząc dłonie. Nie poruszyła się, póki w spojrzeniu kobiety nie doszukała się kolejno zrozumienia, a później ulgi.

– To ty… – Claudia odetchnęła. Odchyliła głowę, ponownie opierając się o ścianę. – Nie zachodź mnie w ten sposób – westchnęła, mocniej opatulając się kocem.

– Przepraszam.

Na nic więcej nie było ją stać. Zawahała się, próbując stwierdzić, czy mogła sobie w końcu pozwolić na to, żeby podejść bliżej. Czekała na reakcję Claudii, ale ta najwyraźniej wolała milczeć. Layla mogła to zrozumieć, a gdyby to było możliwe, dostosowałaby się i zostawiła kobietę samą, ale…

– Nie patrz na mnie w ten sposób, bo oszaleję – wyszeptała Claudia, spoglądając na swojego gościa spod na wpół przymkniętych powiek. Coś złagodniało w wyrazie jej twarzy. W tamtej chwili wydawała się przede wszystkim zmęczona. – Wystarczy, że Oliver snuje się po domu jak cień. Ja chcę tylko…

Urwała. Potrząsnęła głową, by odrzucić jakąś niechcianą myśl.

Layla obserwowała ją jeszcze przez kilka sekund, nim ostatecznie podjęła decyzję. Jak gdyby nigdy nic podeszła bliżej, siadając tuż obok. Wampirzyca spojrzał na nią dziwnie, ale nie odsunęła się. I to nawet w chwili, w której Lay jak gdyby nigdy nic przywłaszczyła sobie kawałek koca.

– Co z tobą nie tak? – mruknęła Claudia, ale nie brzmiała na urażoną.

– O ile zrozumiałam, nie chcesz współczucia. – Wzruszyła ramionami. Próbowała zachowywać się swobodnie, przynajmniej do pewnego stopnia. – Ostatnio doszłam do wniosku, że jednak nie życzę ci aż tak źle, więc…

– Łaskawa jesteś.

Puściła tę uwagę mimo uszu. Może gdyby się postarała, mogłaby to nawet uznać za komplement.

– Dziękuję za to, że znowu uratowałaś kogoś mi bliskiego – oznajmiła w zamian.

Claudia zesztywniała. Poruszyła się niespokojnie, robiąc taki ruch, jakby planowała się odsunąć.

– Podejrzewam, że bilans nadal jest nierówny – wymamrotała. Gdyby była człowiekiem, jak nic by się zarumieniła. – To nie tak, że żałuję tego, co robiłam, okej? – dodała, ale to nie zabrzmiało jak najbardziej przekonujący argument na świecie.

– Za to przeprosiłaś mnie ostatnio – przypomniała usłużnie Layla.

W tamtej chwili żałowała, że nie miała przy sobie bransoletki, którą pod wpływem impulsu kupiła dla Claudii ostatnim razem. Tak naprawdę do samego końca nie wiedziała, czy to dobry pomysł. To, że siedziała obok szwagierki akurat tej nocy, na dodatek w tak dziwnych warunkach, było najzwyklejszym w świecie przypadkiem. Kiedy wypadła z domu, by jak najszybciej znaleźć się przy Claire, na pewno nie myślała o takim drobiazgu jak zabranie prezentu dla jej ciotki.

Przez chwilę obie milczały, ale to wydawało się właściwe. Być może wszystko sprowadzało się wyłącznie do wrażenia, ale Layla mogła wręcz przysiąc, że wampirzyca nieznacznie się rozluźniła. Co prawda wciąż wyglądała jak wystraszona dziewczynka, ale przynajmniej przestała drżeć i wtulać się w ścianę. Siedziała spokojnie, wpatrując się w przestrzeń i myślami zdając się być gdzieś daleko.

Gdyby sytuacja prezentowała się jakkolwiek inaczej, a obok siedziała inna osoba, Layla pokusiłaby się o to, żeby ją przytulić. Tak po prostu, w nadziei na kojące działanie cudzego dotyku. Aż za dobrze wiedziała, że czasami ktoś obcy potrafił zdziałać cuda. Wciąż pamiętała pierwszy raz, kiedy skończyła w ramionach Rufusa, kiedy jeszcze krążyli wokół siebie, próbując zrozumieć siebie nawzajem. Zwierzanie się komuś, kogo się nie znało, zawsze było prostsze, a jednak…

Och, nie po to tutaj przyszła. I szczerze wątpiła, by akurat Claudia miała na taką rozmowę ochotę.

– Mam nadzieję, że nie stało się nic więcej – podjęła ni stąd, ni z owąd kobieta. Layla drgnęła, natychmiast przenosząc na nią wzrok. – Chociaż pewnie by cię tutaj nie było, gdyby coś dolegało Claire.

– Jest bezpieczna. Została z Rufusem.

Claudia z wolna skinęła głową.

– Tyle dobrego. Nie byłam zachwycona, kiedy musiałam zostawić ją z demonem, ale… – Potrząsnęła głową. Jasne włosy przysłoniły bladą twarz, kiedy pochyliła głowę. – To wciąż lepsze, niż gdybym zostawiła ją z nim. Wszystko jest lepsze.

– Chcesz o tym pogadać? – zaryzykowała, choć dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź.

– Chcę zapomnieć – ucięła stanowczo Claudia. – Pół roku temu po czymś takim już dawno miałabym wyrobione nowe papiery i byłabym w drodze na drugą połowę globu – wymamrotała, po czym parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. – A teraz siedzę i mażę się na oczach żony brata, którego nigdy nie chciałam szukać i to ze wzajemnością. Co jest ze mną nie tak?

Zdaniem Layli, absolutnie nic. Claudia dopiero teraz w końcu zachowywała się jak człowiek – na tyle, na ile było to możliwe w przypadku istoty nieśmiertelnej. Obserwując ją w tamtej chwili, już nie miało się poczucia, że spuszczenie tej kobiety z oczu, doprowadzi do czegoś złego. Wydawała się inna niż w Mieście Nocy – łagodniejsza, bardziej przystępna, mniej… sztuczna.

Albo, pomyślała mimowolnie Layla, wszyscy uwzięliśmy się na nią przez zazdrość Isabeau.

Nie miała pewności, ile w tym prawdy. To i tak nie miało znaczenia, zwłaszcza że naprawdę nie wierzyła, że Claudia mogłaby udawać, że się boi. O strachu Layla nauczyła się dość, by go rozpoznać.

– Chyba cieszę się, że przeszłaś przeze mnie wtedy, w Mieście Nocy – przyznała pod wpływem impulsu. – Chociaż to, co zrobiłaś mojej siostrze… – Zawahała się. Kątem oka obserwowała swoją rozmówczynię, ale ta nawet nie skrzywiła się na ten zarzut. – Znasz się na ziołach.

– Zielarstwo i magia poniekąd się łączą – rzuciła wymijająco.

– A czy poza domową trucizną masz coś, co potrafi zatrzymać przemianę w wilkołaka?

Claudia wyprostowała się niczym struna. Niemal zrzuciła z siebie koc, nagle zwracając się ku Layli. Wampirzyca zawahała się, przez moment pewna, że jednak powiedziała o słowo za dużo. Nie chciała bawić się w jakiekolwiek oskarżenia, a tym bardziej przechodzić do tematu w taki sposób, ale…

– O jasna cholera – wyrwało się Claudii.

W ułamku sekundy poderwała się na równe nogi. Jasne włosy zafalowały, zmierzwione i naelektryzowane od koca. Layla miała okazję przekonać się, że wampirzyca wciąż wyglądała jak siódme nieszczęście. Dostrzegła krew na jej ubraniu, choć wcześniej nie zwróciła uwagi na to, że kobieta najwyraźniej nie miała nawet siły na to, żeby się przebrać.

Siedziała w bezruchu, coraz bardziej zaniepokojona. Nie miała pewności, co zmartwiło ją bardziej – ta reakcja czy fakt, że Claudia wyglądała przede wszystkim na pobudzoną.

– Ta wasza mała… Jak mogłam o tym nie pomyśleć? – wyszeptała rozgorączkowanym tonem. Odwróciła się tak gwałtownie, że aż się zatoczyła. – Sama tamowałam krew i ta rana… O bogini, on ją ugryzł, prawda?

Nic nie wskazywało na to, by potrzebowała odpowiedzi. Niespokojny błysk, który pojawił się w jej oczach, wydawał się mówić sam za siebie.

– Pełnia przypada za pięć dni – przyznała cicho Layla. Pospiesznie poderwała się do pionu. – Kiedy wychodziłam, Joce wciąż była nieprzytomna, ale pewnie uratowałaś jej życie. Ja…

– Twoja córka ją reanimowała, nie ja. Zresztą nieważne – zniecierpliwiła się Claudia. – Nie tłumacz mi się teraz. Rozumiem, dlaczego przyjechałaś.

– Ale…

Coś w zachowaniu szwagierki sprawiło, że jednak zamilkła. Chwilę obserwowała, jak wampirzyca niespokojnie krąży po salonie, wydając się czegoś szukać. Layla aż się wzdrygnęła, kiedy na niewielkim stoliku kawowym (wciąż zastawionym wygaszonymi świecami) bezceremonialnie wylądowała gruba, oprawiona w skórę księga. Jeden ze świeczników przewrócił się i stoczył na ziemię, ale Claudia nie zwróciła na to najmniejszego uwagi.

– Okej, dobra… Oliver! – zawołała, podnosząc głos. Nie musiała krzyczeć – w końcu chłopak po prostu nie mówił, a nie był głuchy – ale Layla zdecydowała się zachować tę uwagę dla siebie. – Przynieś mi z kuchni… W zasadzie cokolwiek! Dwie szklanki albo miseczki, wszystko jedno. Bylebym mogła nalać tam wody.

Zdecydowanie nie tego spodziewała się Lay. To był jeden z nielicznych razów, kiedy brakowało jej słów. Przez lata przywykła do takiego zachowania ze strony Rufusa, zdecydowanie zbyt wiele obserwując, jak ten zaczyna działać w sposób, który rozumiał tylko i wyłącznie on, a jednak… Miała wrażenie, że w przypadku Claudii chodziło o coś więcej. Kiedy tak krążyła po salonie, szukając potrzebnych jej rzeczy i wydając polecenia, wyglądała pięknie, władczo i na swój sposób niepokojąco.

Kobieta przystanęła. Błękitne tęczówki zwróciła wprost ku swojej skołowanej towarzyszce.

– Będę potrzebowała krwi – oznajmiła, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.

– M-mojej…?

Claudia wywróciła oczami.

– Jego – sprostowała, wprawiając Laylę w jeszcze większe osłupienie. – I dziewczynki, ale to akurat żaden problem. Mam jej na sobie aż nadto.

Jeszcze kiedy mówiła, przesunęła dłońmi po swoim ubraniu. Ostrożnie ujęła skrawek swetra, spoglądając na odcinające się na materiale ślady. Zaraz po tym bezceremonialnie ściągnęła ubranie, obojętna na to, że została w cieniutkiej bluzeczce na ramiączkach.

Layla nie ruszyła się z miejsca. Wciąż nie rozumiała, co działo się na jej oczach, a Claudia ani trochę jej w tym nie pomagała.

– No, na co czekasz? – zniecierpliwiła się kobieta. – Jestem pewna, że coś znajdziesz w tym sklepie. Zrobię wszystko, co tylko będę w stanie, ale bez jego krwi się nie obejdzie. – Przez twarz wampirzycy przemknął cień. – Oliver, do jasnej cholery, czy ty lepisz tam te garnki z gliny?! – warknęła, wycofując się do kuchni.

Tym razem Layla nie zamierzała czekać na rozwój wypadków. Co prawda podążyła za Claudią, ale tylko po to, by dostać się do drzwi wejściowych. Zbiegła po schodach, wciąż oszołomiona, zwłaszcza gdy dotarło do niej, że wampirzyca jak najbardziej wyznaczyła jej zadanie. Tak po prostu, bez zbędnych tłumaczeń, o poziomie skomplikowania nie wspominając.

Ja przez nich oszaleję… Jak nie jedno, to drugie.

Wraz z tą myślą, popędziła w noc.

 

Ludzie jednak zainteresowali się wywróconą do góry nogami uliczką. Layla skrzywiła się, przyczajona w cieniu i coraz bardziej zmartwiona. Najwyraźniej nie miała co liczyć na współpracę ze strony wszechświata. Tyle przynajmniej wywnioskowała, na dzień dobry dostrzegając taśmy i wciąż migające policyjne światła.

Świetnie.

Przynajmniej ciemność okazała się sprzyjająca. Nie lubiła wykorzystywać tej wampirzej cechy, ale ukrycie się pośród cieni wydawało się lepsze, niż gdyby zaatakowała niczego nieświadomych ludzi płomieniami. Miała wrażenie, że wezwany na miejsce patrol w całości zniknął w sklepie, ale nie była pewna, czy to dobrze. Wciąż dość mało prawdopodobne wydawało się, żeby Charon tak po prostu zostawił swoją krew gdzie popadnie, zwłaszcza że zdecydowanie nie wyglądał na takiego, którego łatwo zranić.

Layla miała tylko nadzieję, że w żadnym z sąsiadujących ze sklepikiem budynków nie było kamer.

Zawahała się. Chwilę wodziła wzrokiem dookoła, próbując ocenić sytuację. Widziała zaledwie dwa radiowozy, zwłaszcza że te ledwo zmieściły się w wąskiej uliczce. Czuła obecność ludzi, ale żadnego nie widziała. Miała wrażenie, że policja dopiero teraz zjawiła się na miejscu i jeszcze nie do końca wiedziała, z czym mieli do czynienia. Jeśli dopisałoby im szczęście, wszystko wciąż miało szansę rozejść się po kościach. Zwłaszcza że w grę nie wchodziły żadne ciała.

Ostrożnie obeszła samochody, z powątpiewaniem spoglądając na roztrzaskaną witrynę sklepu. Obawiała się, że to, czego potrzebowała, jednak znajdowało się w środku. Raczej wątpiła, by wytłumaczyła policjantom, że wpadła tylko na chwilę, z nadzieją na znalezienie krwi wilkołaka, której potrzebowała… Och, w sumie sama nie wiedziała do czego, bo najwyraźniej szwagierka lubiła tłumaczyć równie niewiele, co i Rufusa. Ale hej! Layla wciąż potrzebowała tylko odrobiny krwi i już się ewakuowała – nikt z obecnych nie miał czego się obawiać!

Wywróciła oczami. Oczywiście, że to nie na nią spadła konieczność przyniesienia dwóch miseczek z kuchni…

Coś przykuło jej uwagę. W pierwszym odruchu omal tego nie zignorowała, zbyt skupiona na próbach oddzielenia zapachu Charona od woni krwi Jocelyne oraz świeżych tropów obecnych w pobliżu ludzi. Dopiero po chwili jednak zdecydowała się przykucnąć przy zaparkowanym radiowozie, gotowa przysiąc, że dostrzegła błysk tuż pod nim. Kiedy przyjrzała się dokładniej, dostrzegła lśniący obiekt, raz po raz reagujący na nikły blask pobliskiej latarni.

Layla natychmiast przywołała do siebie moc. Machnęła ręką, pozwalając, by tajemniczy przedmiot w ułamku sekund wylądował w jej dłoni. Zdążyła jeszcze zaobserwować, że to sztylet, nim z syknięciem pozwoliła, by broń z powrotem wylądowała na ziemi. Z niedowierzaniem spojrzała na swoje zaczerwienione palce, wciąż czując pieczenie w miejscu, w którym metal dotknął jej odsłoniętej skóry.

Srebro, uświadomiła sobie.

Ale widziała krew. Ostrze wciąż porywała charakterystyczna czerwień, zaschnięta, ale wciąż świeża. I, o bogini, Layla nie miała wątpliwości, że należała do wilkołaka.

Znów wykorzystała moc. Tym razem nie próbowała dotykać sztyletu, w zamian pozwalając, by ten radośnie unosił się w powietrzu. W pośpiechu wycofała się, jak najszybciej wracając do zaparkowanego lexusa. Ostrze z cichym pacnięciem wylądowało na fotelu pasażera, wciąż łagodnie połyskując, choć pokrywająca go krew znacznie tłumiła lśnienie. Layla była gotowa przysiąc, że gdyby wyczyściła sztylet, ten naprawdę okazałby się jedną z piękniejszych i – och, jakoś w to nie wątpiła – bardziej śmiercionośnych broni, jaką zdarzyło jej się wiedzieć.

Opadła na fotel kierowcy i w końcu pozwoliła sobie odetchnąć. Okej, poszło łatwiej niż sądziła. Chociaż tyle, chociaż wciąż nie miała pojęcia, czego spodziewać się po Claudii. Nie żeby miała inny wybór, poza zaufaniem wampirzycy, ale to i tak jej się nie podobało. Gdyby przynajmniej miała pewność, że tak naprawdę wiedziała, co zrobić, by pomóc Jocelyne…

Wciąż o tym myślała, kiedy przenikliwą ciszę przerwał dzwonek jej własnego telefonu. Odebrała, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

– Wiem, co się stało. Wybacz, że teraz, ale załatwiałam sprawy – rzuciła na wstępie Isabeau. – Pewnie uwiniemy się do jutra.

– Beau…

– Jak ona się czuje? W ogóle wciąż się waham, czy zgarnąć Alessię i Ariela. Wilkołak w dużym mieście, skoro zaraz pełnia, brzmi jak najgorszy pomysł na świecie, ale…

– Isabeau! – jęknęła, tym razem bardziej stanowczo wchodząc siostrze w słowo.

Zadziałało. Tym razem zamilkła, co Layla przyjęła z ulgą. Już i tak miała problem z tym, żeby zebrać myśli.

– Wybacz – zreflektowała się wampirzyca. – Swoją drogą, wydajesz się strasznie spięta. Co się dzieje? – dodała i coś w tym słowach sprawiło, że Lay zapragnęła nerwowo się roześmiać.

– Charon omal znów nie zabił mi córki. Chyba to. – Westchnęła cicho. – Nieważne. Nie wiem, co z Joce. Gabriel i Nessie z nią siedzą – wyjaśniła lakonicznie. Beau nie drążyła, przynajmniej na razie. – Na razie mamy sytuację pod kontrolą.

– I bardzo mało czasu – przypomniała z wahaniem Isabeau.

Layla zacisnęła usta. Nerwowo zerknęła na wciąż spoczywający tuż obok niej nóż.

– Na pewno coś wymyślimy – oznajmiła z przesadnym entuzjazmem. – Pogadamy jeszcze, kiedy już się spotkamy. Tam znać reszcie, że przyjeżdżacie.

Po drugiej stronie przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nie podobało jej się to, ale powstrzymała się od komentarza.

– Okej – powiedziała w końcu Beau. Po tonie głosu wampirzycy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – Idę pogonić towarzystwo. Resztę ustalimy na miejscu.

To ani trochę nie brzmiało jak pewny plan, ale i tego zdecydowała się nie komentować. Nie miała pewności, czy wciąganie we wszystko Isabeau, skoro sprawy poniekąd kręciły się wokół Claudii, było rozsądne. Siostra nie zrozumiałaby, niezależnie od wszystkiego, co miało się wydarzyć.

Naprawdę mi nie pomagacie, jęknęła w duchu, przyciskając telefon do piersi.

Westchnęła. Zaraz po tym zacisnęła dłonie na kierownicy i odpaliła silnik. Im prędzej miała dostarczyć Claudii to, czego ta potrzebowała, tym lepiej.

A przynajmniej w to chciała wierzyć Layla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa