Wbiegła po schodach,
przeskakując po kilka stopni na raz. Telefon wciąż milczał, ale tym
razem taki stan rzeczy był Layli na rękę. Nie miała
cierpliwości, by na szybko wymyślać jakiekolwiek wymówki dla Beau
albo Gabriela. Wystarczyło, że wciąż nie miała pewności, na czym
stała i czy przybycie do tego miejsca cokolwiek zmieni.
Z ulgą
przyjęła to, że nigdzie nie wyczuwała charakterystycznej obecności
wilkołaka. Czuła za to Claudię i – co na moment wytrąciło ją z równowagi
– znajomą słodycz, która momentalnie utożsamiła z krwią Jocelyne. W pierwszym
odruchu zawahała się, chcąc założyć, że zapach posoki towarzyszył jej od chwili
opuszczenia domu Cullenów, ale szybko odrzuciła od siebie taką
możliwość. Zakładała raczej, że to oznaczało, że wampirzyca jednak wróciła
do siebie.
Layla
zawahała się. Z powątpiewaniem spojrzała na drzwi, po czym
nacisnęła klamkę. Ustąpiła bez większych problemów, ale to nie wydało się
wampirzycy dziwne. Zamki, nieważne jak mocne, nie miały najmniejszych
szans w starciu z istotą nieśmiertelną.
Już od progu
powitało ją spojrzenie znajomych oczu. Oliver wyglądał na zmartwionego – i
to najdelikatniej rzecz ujmując. Miała wrażenie, że ulżyło mu na jej widok.
Spróbowała nawet wysilić się na uśmiech, ale nic nie wskazywało
na to, by w ten sposób mogła poprawić mu nastrój.
Nie
doczekała się żadnej kartki. Chłopak jedynie znacząco skinął w stronę
salonu, jednoznacznie dając Layli do zrozumienia, gdzie powinna szukać
Claudii.
Coś jest
nie tak…
Weszła do środka,
starannie zamykając za sobą drzwi. Uderzyła ją panująca dookoła cisza,
równie ciężka i ostateczna, co i ta, której czasami doświadczała w laboratorium.
Dawno, kiedy jeszcze schodząc po kamiennych stopniach nie miała
pewności, czego powinna spodziewać się w środku. Znów podświadomie porównywała
Claudię do Rufusa, ale nie potrafiła mieć sobie tego za złe. W jakiś
pokrętny sposób świadomość tego, że mogliby być do siebie podobni, czyniła
wszystko łatwiejszym.
Layla
spodziewała się wielu rzeczy. Może nawet tego, że znów zastanie wampirzycę,
bawiącą się ogniem albo… robiącą bogini raczy wiedzieć co jeszcze. Chyba
nawet nie zdziwiłaby się, gdyby weszła w środek jakiegoś dziwnego
rytuału, zwłaszcza że kobieta dość jasno wyraziła się na temat tego,
za kogo się uważała. Pojęcie wiedźm i magii wciąż jawiło się
Lay jako nie do końca precyzowane, wręcz dziwne, ale mogła je
zaakceptować. Nawet chciała, zwłaszcza przez wzgląd na siostrę i bratanicę.
Chyba właśnie tego oczekiwałyby dwie kapłanki w rodzinie.
Niepewnie
zajrzała do salonu. Cokolwiek zdążyła sobie wyobrazić, nie miało
miejsca. Początkowo nawet nie zauważyła Claudii, mimo że już na wstępie
uważnie zlustrowała pogrążone w ciemnościach pomieszczenie.
Wampirzyca
przyczaiła się pod oknem, choć bynajmniej nie dlatego, że
szykowała się do polowania. Wręcz przeciwnie. Layla spojrzała na nią
zaskoczona, ledwo tylko dostrzegła siedzącą na podłodze postać.
Claudia skuliła się, ciasno opatulona kocem, choć pojęcie chłodu już dawno
stało się dla niej obce. Plecami oparła się o ścianę i zamknęła
oczy. Nie oddychała, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zresztą
powietrze również nie było jej potrzebne, żeby normalnie
funkcjonować. Gdyby nie to, że z technicznego punktu widzenia
pozostawała martwa, Layla pomyślałaby nawet, że kobiecie jakimś cudem udało się
zapaść w sen.
O
bogini…
Niepewnie
podeszła bliżej. Poczuła się dziwnie, nie mogąc pozbyć się wrażenia,
że była świadkiem czegoś co najmniej niekomfortowego i dla niej, i dla
samej Claudii. A jednak patrząc na skuloną pod ścianą
wampirzycę, poczuła względem niej wyłącznie litość. Już nie miała
poczucia, by spoglądała na kogoś, kto próbował ją omamić.
Wątpliwości, które mimo wszystko towarzyszyły jej przez cały ten czas,
momentalnie zniknęły.
Layla
potrząsnęła głową. Ostrożnie stawiając kolejne kroki, przesunęła się bliżej.
Miała wrażenie, że właśnie podkradała się do spłoszonego zwierzęcia,
za wszelką cenę próbując je oswoić. Gdyby do tego wszystkiego
wiedziała, co powinna zrobić, by Claudii pomóc…
– Hej –
rzuciła niepewnie, bardzo łagodnie. Miała wrażenie, że całe wieki nie używała
tego tonu, już od dawna mając za sobą konieczność zwracania się
w ten sposób do Rufusa.
Zamarła w pół
kroku, kiedy Claudia poruszyła się niespokojnie, nagle prostując niczym
struna. Laylę nie pierwszy raz poraził błękit jej tęczówek. Zbyt
jasnych, dużych, przerażonych… I zdecydowanie zbyt ludzkich. Przystanęła,
w uspokajającym geście unosząc dłonie. Nie poruszyła się, póki w spojrzeniu
kobiety nie doszukała się kolejno zrozumienia, a później ulgi.
– To ty…
– Claudia odetchnęła. Odchyliła głowę, ponownie opierając się o ścianę.
– Nie zachodź mnie w ten sposób – westchnęła, mocniej opatulając się
kocem.
–
Przepraszam.
Na nic
więcej nie było ją stać. Zawahała się, próbując stwierdzić, czy mogła
sobie w końcu pozwolić na to, żeby podejść bliżej. Czekała na reakcję
Claudii, ale ta najwyraźniej wolała milczeć. Layla mogła to zrozumieć,
a gdyby to było możliwe, dostosowałaby się i zostawiła
kobietę samą, ale…
– Nie patrz
na mnie w ten sposób, bo oszaleję – wyszeptała Claudia, spoglądając
na swojego gościa spod na wpół przymkniętych powiek. Coś złagodniało
w wyrazie jej twarzy. W tamtej chwili wydawała się przede
wszystkim zmęczona. – Wystarczy, że Oliver snuje się po domu jak
cień. Ja chcę tylko…
Urwała.
Potrząsnęła głową, by odrzucić jakąś niechcianą myśl.
Layla
obserwowała ją jeszcze przez kilka sekund, nim ostatecznie podjęła decyzję. Jak
gdyby nigdy nic podeszła bliżej, siadając tuż obok. Wampirzyca spojrzał na nią
dziwnie, ale nie odsunęła się. I to nawet w chwili, w której
Lay jak gdyby nigdy nic przywłaszczyła sobie kawałek koca.
– Co z tobą
nie tak? – mruknęła Claudia, ale nie brzmiała na urażoną.
– O ile
zrozumiałam, nie chcesz współczucia. – Wzruszyła ramionami. Próbowała
zachowywać się swobodnie, przynajmniej do pewnego stopnia. – Ostatnio
doszłam do wniosku, że jednak nie życzę ci aż tak źle,
więc…
– Łaskawa
jesteś.
Puściła tę
uwagę mimo uszu. Może gdyby się postarała, mogłaby to nawet uznać za komplement.
– Dziękuję
za to, że znowu uratowałaś kogoś mi bliskiego – oznajmiła w zamian.
Claudia
zesztywniała. Poruszyła się niespokojnie, robiąc taki ruch, jakby
planowała się odsunąć.
–
Podejrzewam, że bilans nadal jest nierówny – wymamrotała. Gdyby była
człowiekiem, jak nic by się zarumieniła. – To nie tak, że żałuję
tego, co robiłam, okej? – dodała, ale to nie zabrzmiało jak najbardziej
przekonujący argument na świecie.
– Za to przeprosiłaś
mnie ostatnio – przypomniała usłużnie Layla.
W tamtej
chwili żałowała, że nie miała przy sobie bransoletki, którą pod wpływem
impulsu kupiła dla Claudii ostatnim razem. Tak naprawdę do samego
końca nie wiedziała, czy to dobry pomysł. To, że siedziała obok
szwagierki akurat tej nocy, na dodatek w tak dziwnych warunkach, było
najzwyklejszym w świecie przypadkiem. Kiedy wypadła z domu, by jak
najszybciej znaleźć się przy Claire, na pewno nie myślała o takim
drobiazgu jak zabranie prezentu dla jej ciotki.
Przez
chwilę obie milczały, ale to wydawało się właściwe. Być może wszystko
sprowadzało się wyłącznie do wrażenia, ale Layla mogła wręcz
przysiąc, że wampirzyca nieznacznie się rozluźniła. Co prawda wciąż
wyglądała jak wystraszona dziewczynka, ale przynajmniej przestała drżeć i wtulać się
w ścianę. Siedziała spokojnie, wpatrując się w przestrzeń i myślami
zdając się być gdzieś daleko.
Gdyby
sytuacja prezentowała się jakkolwiek inaczej, a obok siedziała inna
osoba, Layla pokusiłaby się o to, żeby ją przytulić. Tak po prostu,
w nadziei na kojące działanie cudzego dotyku. Aż za dobrze
wiedziała, że czasami ktoś obcy potrafił zdziałać cuda. Wciąż pamiętała pierwszy
raz, kiedy skończyła w ramionach Rufusa, kiedy jeszcze krążyli wokół
siebie, próbując zrozumieć siebie nawzajem. Zwierzanie się komuś, kogo się
nie znało, zawsze było prostsze, a jednak…
Och, nie po
to tutaj przyszła. I szczerze wątpiła, by akurat Claudia miała
na taką rozmowę ochotę.
– Mam
nadzieję, że nie stało się nic więcej – podjęła ni stąd, ni z owąd
kobieta. Layla drgnęła, natychmiast przenosząc na nią wzrok. – Chociaż
pewnie by cię tutaj nie było, gdyby coś dolegało Claire.
– Jest
bezpieczna. Została z Rufusem.
Claudia z wolna
skinęła głową.
– Tyle
dobrego. Nie byłam zachwycona, kiedy musiałam zostawić ją z demonem,
ale… – Potrząsnęła głową. Jasne włosy przysłoniły bladą twarz, kiedy pochyliła
głowę. – To wciąż lepsze, niż gdybym zostawiła ją z nim. Wszystko
jest lepsze.
– Chcesz o tym
pogadać? – zaryzykowała, choć dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź.
– Chcę
zapomnieć – ucięła stanowczo Claudia. – Pół roku temu po czymś takim już
dawno miałabym wyrobione nowe papiery i byłabym w drodze na drugą
połowę globu – wymamrotała, po czym parsknęła pozbawionym wesołości
śmiechem. – A teraz siedzę i mażę się na oczach żony
brata, którego nigdy nie chciałam szukać i to ze wzajemnością. Co
jest ze mną nie tak?
Zdaniem
Layli, absolutnie nic. Claudia dopiero teraz w końcu zachowywała się jak
człowiek – na tyle, na ile było to możliwe w przypadku
istoty nieśmiertelnej. Obserwując ją w tamtej chwili, już nie miało się
poczucia, że spuszczenie tej kobiety z oczu, doprowadzi do czegoś
złego. Wydawała się inna niż w Mieście Nocy – łagodniejsza, bardziej
przystępna, mniej… sztuczna.
Albo,
pomyślała mimowolnie Layla, wszyscy uwzięliśmy się na nią przez
zazdrość Isabeau.
Nie miała
pewności, ile w tym prawdy. To i tak nie miało znaczenia,
zwłaszcza że naprawdę nie wierzyła, że Claudia mogłaby udawać, że się
boi. O strachu Layla nauczyła się dość, by go rozpoznać.
– Chyba
cieszę się, że przeszłaś przeze mnie wtedy, w Mieście Nocy – przyznała pod wpływem
impulsu. – Chociaż to, co zrobiłaś mojej siostrze… – Zawahała się. Kątem oka
obserwowała swoją rozmówczynię, ale ta nawet nie skrzywiła się
na ten zarzut. – Znasz się na ziołach.
–
Zielarstwo i magia poniekąd się łączą – rzuciła wymijająco.
– A czy poza
domową trucizną masz coś, co potrafi zatrzymać przemianę w wilkołaka?
Claudia
wyprostowała się niczym struna. Niemal zrzuciła z siebie koc, nagle
zwracając się ku Layli. Wampirzyca zawahała się, przez moment pewna, że
jednak powiedziała o słowo za dużo. Nie chciała bawić się w jakiekolwiek
oskarżenia, a tym bardziej przechodzić do tematu w taki sposób,
ale…
– O jasna
cholera – wyrwało się Claudii.
W ułamku
sekundy poderwała się na równe nogi. Jasne włosy zafalowały,
zmierzwione i naelektryzowane od koca. Layla miała okazję przekonać
się, że wampirzyca wciąż wyglądała jak siódme nieszczęście. Dostrzegła krew na
jej ubraniu, choć wcześniej nie zwróciła uwagi na to, że kobieta
najwyraźniej nie miała nawet siły na to, żeby się przebrać.
Siedziała w bezruchu,
coraz bardziej zaniepokojona. Nie miała pewności, co zmartwiło ją bardziej
– ta reakcja czy fakt, że Claudia wyglądała przede wszystkim na pobudzoną.
– Ta wasza
mała… Jak mogłam o tym nie pomyśleć? – wyszeptała rozgorączkowanym
tonem. Odwróciła się tak gwałtownie, że aż się zatoczyła. – Sama
tamowałam krew i ta rana… O bogini, on ją ugryzł, prawda?
Nic nie wskazywało
na to, by potrzebowała odpowiedzi. Niespokojny błysk, który pojawił się
w jej oczach, wydawał się mówić sam za siebie.
– Pełnia
przypada za pięć dni – przyznała cicho Layla. Pospiesznie poderwała się
do pionu. – Kiedy wychodziłam, Joce wciąż była nieprzytomna, ale pewnie
uratowałaś jej życie. Ja…
– Twoja
córka ją reanimowała, nie ja. Zresztą nieważne – zniecierpliwiła się Claudia.
– Nie tłumacz mi się teraz. Rozumiem, dlaczego przyjechałaś.
– Ale…
Coś w zachowaniu
szwagierki sprawiło, że jednak zamilkła. Chwilę obserwowała, jak wampirzyca
niespokojnie krąży po salonie, wydając się czegoś szukać. Layla aż się
wzdrygnęła, kiedy na niewielkim stoliku kawowym (wciąż zastawionym
wygaszonymi świecami) bezceremonialnie wylądowała gruba, oprawiona w skórę
księga. Jeden ze świeczników przewrócił się i stoczył na ziemię,
ale Claudia nie zwróciła na to najmniejszego uwagi.
– Okej,
dobra… Oliver! – zawołała, podnosząc głos. Nie musiała krzyczeć – w końcu
chłopak po prostu nie mówił, a nie był głuchy – ale Layla
zdecydowała się zachować tę uwagę dla siebie. – Przynieś mi z kuchni…
W zasadzie cokolwiek! Dwie szklanki albo miseczki, wszystko jedno.
Bylebym mogła nalać tam wody.
Zdecydowanie
nie tego spodziewała się Lay. To był jeden z nielicznych
razów, kiedy brakowało jej słów. Przez lata przywykła do takiego
zachowania ze strony Rufusa, zdecydowanie zbyt wiele obserwując, jak ten zaczyna
działać w sposób, który rozumiał tylko i wyłącznie on, a jednak…
Miała wrażenie, że w przypadku Claudii chodziło o coś więcej. Kiedy
tak krążyła po salonie, szukając potrzebnych jej rzeczy i wydając
polecenia, wyglądała pięknie, władczo i na swój sposób niepokojąco.
Kobieta
przystanęła. Błękitne tęczówki zwróciła wprost ku swojej skołowanej
towarzyszce.
– Będę
potrzebowała krwi – oznajmiła, wydając się zwracać bardziej do siebie
niż kogokolwiek innego.
– M-mojej…?
Claudia
wywróciła oczami.
– Jego –
sprostowała, wprawiając Laylę w jeszcze większe osłupienie. – I dziewczynki,
ale to akurat żaden problem. Mam jej na sobie aż nadto.
Jeszcze
kiedy mówiła, przesunęła dłońmi po swoim ubraniu. Ostrożnie ujęła skrawek
swetra, spoglądając na odcinające się na materiale ślady. Zaraz
po tym bezceremonialnie ściągnęła ubranie, obojętna na to, że została
w cieniutkiej bluzeczce na ramiączkach.
Layla nie ruszyła się
z miejsca. Wciąż nie rozumiała, co działo się na jej oczach,
a Claudia ani trochę jej w tym nie pomagała.
– No, na co
czekasz? – zniecierpliwiła się kobieta. – Jestem pewna, że coś znajdziesz
w tym sklepie. Zrobię wszystko, co tylko będę w stanie, ale bez
jego krwi się nie obejdzie. – Przez twarz wampirzycy przemknął
cień. – Oliver, do jasnej cholery, czy ty lepisz tam te garnki z gliny?!
– warknęła, wycofując się do kuchni.
Tym razem
Layla nie zamierzała czekać na rozwój wypadków. Co prawda podążyła za Claudią,
ale tylko po to, by dostać się do drzwi wejściowych.
Zbiegła po schodach, wciąż oszołomiona, zwłaszcza gdy dotarło do niej,
że wampirzyca jak najbardziej wyznaczyła jej zadanie. Tak po prostu,
bez zbędnych tłumaczeń, o poziomie skomplikowania nie wspominając.
Ja przez
nich oszaleję… Jak nie jedno, to drugie.
Wraz z tą
myślą, popędziła w noc.
Ludzie jednak zainteresowali się
wywróconą do góry nogami uliczką. Layla skrzywiła się, przyczajona w cieniu
i coraz bardziej zmartwiona. Najwyraźniej nie miała co liczyć na współpracę
ze strony wszechświata. Tyle przynajmniej wywnioskowała, na dzień dobry
dostrzegając taśmy i wciąż migające policyjne światła.
Świetnie.
Przynajmniej
ciemność okazała się sprzyjająca. Nie lubiła wykorzystywać tej
wampirzej cechy, ale ukrycie się pośród cieni wydawało się lepsze,
niż gdyby zaatakowała niczego nieświadomych ludzi płomieniami. Miała wrażenie, że
wezwany na miejsce patrol w całości zniknął w sklepie, ale nie była
pewna, czy to dobrze. Wciąż dość mało prawdopodobne wydawało się, żeby
Charon tak po prostu zostawił swoją krew gdzie popadnie, zwłaszcza że
zdecydowanie nie wyglądał na takiego, którego łatwo zranić.
Layla miała
tylko nadzieję, że w żadnym z sąsiadujących ze sklepikiem
budynków nie było kamer.
Zawahała
się. Chwilę wodziła wzrokiem dookoła, próbując ocenić sytuację. Widziała
zaledwie dwa radiowozy, zwłaszcza że te ledwo zmieściły się w wąskiej
uliczce. Czuła obecność ludzi, ale żadnego nie widziała. Miała wrażenie,
że policja dopiero teraz zjawiła się na miejscu i jeszcze nie do końca
wiedziała, z czym mieli do czynienia. Jeśli dopisałoby im szczęście,
wszystko wciąż miało szansę rozejść się po kościach. Zwłaszcza że w grę
nie wchodziły żadne ciała.
Ostrożnie
obeszła samochody, z powątpiewaniem spoglądając na roztrzaskaną
witrynę sklepu. Obawiała się, że to, czego potrzebowała, jednak znajdowało się
w środku. Raczej wątpiła, by wytłumaczyła policjantom, że wpadła
tylko na chwilę, z nadzieją na znalezienie krwi wilkołaka, której
potrzebowała… Och, w sumie sama nie wiedziała do czego, bo najwyraźniej
szwagierka lubiła tłumaczyć równie niewiele, co i Rufusa. Ale hej!
Layla wciąż potrzebowała tylko odrobiny krwi i już się ewakuowała
– nikt z obecnych nie miał czego się obawiać!
Wywróciła
oczami. Oczywiście, że to nie na nią spadła konieczność przyniesienia
dwóch miseczek z kuchni…
Coś przykuło
jej uwagę. W pierwszym odruchu omal tego nie zignorowała, zbyt
skupiona na próbach oddzielenia zapachu Charona od woni krwi Jocelyne
oraz świeżych tropów obecnych w pobliżu ludzi. Dopiero po chwili
jednak zdecydowała się przykucnąć przy zaparkowanym radiowozie, gotowa
przysiąc, że dostrzegła błysk tuż pod nim. Kiedy przyjrzała się dokładniej,
dostrzegła lśniący obiekt, raz po raz reagujący na nikły blask
pobliskiej latarni.
Layla
natychmiast przywołała do siebie moc. Machnęła ręką, pozwalając, by tajemniczy
przedmiot w ułamku sekund wylądował w jej dłoni. Zdążyła jeszcze zaobserwować,
że to sztylet, nim z syknięciem pozwoliła, by broń z powrotem
wylądowała na ziemi. Z niedowierzaniem spojrzała na swoje
zaczerwienione palce, wciąż czując pieczenie w miejscu, w którym
metal dotknął jej odsłoniętej skóry.
Srebro,
uświadomiła sobie.
Ale
widziała krew. Ostrze wciąż porywała charakterystyczna czerwień, zaschnięta,
ale wciąż świeża. I, o bogini, Layla nie miała wątpliwości, że
należała do wilkołaka.
Znów wykorzystała
moc. Tym razem nie próbowała dotykać sztyletu, w zamian pozwalając,
by ten radośnie unosił się w powietrzu. W pośpiechu
wycofała się, jak najszybciej wracając do zaparkowanego lexusa. Ostrze z cichym
pacnięciem wylądowało na fotelu pasażera, wciąż łagodnie połyskując, choć
pokrywająca go krew znacznie tłumiła lśnienie. Layla była gotowa przysiąc, że
gdyby wyczyściła sztylet, ten naprawdę okazałby się jedną z piękniejszych
i – och, jakoś w to nie wątpiła – bardziej śmiercionośnych broni, jaką
zdarzyło jej się wiedzieć.
Opadła na fotel
kierowcy i w końcu pozwoliła sobie odetchnąć. Okej, poszło łatwiej
niż sądziła. Chociaż tyle, chociaż wciąż nie miała pojęcia, czego spodziewać się
po Claudii. Nie żeby miała inny wybór, poza zaufaniem wampirzycy, ale
to i tak jej się nie podobało. Gdyby przynajmniej miała
pewność, że tak naprawdę wiedziała, co zrobić, by pomóc Jocelyne…
Wciąż o tym
myślała, kiedy przenikliwą ciszę przerwał dzwonek jej własnego telefonu.
Odebrała, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
– Wiem, co się
stało. Wybacz, że teraz, ale załatwiałam sprawy – rzuciła na wstępie
Isabeau. – Pewnie uwiniemy się do jutra.
– Beau…
– Jak ona się
czuje? W ogóle wciąż się waham, czy zgarnąć Alessię i Ariela.
Wilkołak w dużym mieście, skoro zaraz pełnia, brzmi jak najgorszy pomysł
na świecie, ale…
– Isabeau! –
jęknęła, tym razem bardziej stanowczo wchodząc siostrze w słowo.
Zadziałało.
Tym razem zamilkła, co Layla przyjęła z ulgą. Już i tak miała problem
z tym, żeby zebrać myśli.
– Wybacz –
zreflektowała się wampirzyca. – Swoją drogą, wydajesz się strasznie
spięta. Co się dzieje? – dodała i coś w tym słowach sprawiło, że
Lay zapragnęła nerwowo się roześmiać.
– Charon
omal znów nie zabił mi córki. Chyba to. – Westchnęła cicho. – Nieważne.
Nie wiem, co z Joce. Gabriel i Nessie z nią siedzą –
wyjaśniła lakonicznie. Beau nie drążyła, przynajmniej na razie. – Na razie
mamy sytuację pod kontrolą.
– I bardzo
mało czasu – przypomniała z wahaniem Isabeau.
Layla
zacisnęła usta. Nerwowo zerknęła na wciąż spoczywający tuż obok niej nóż.
– Na pewno
coś wymyślimy – oznajmiła z przesadnym entuzjazmem. – Pogadamy jeszcze,
kiedy już się spotkamy. Tam znać reszcie, że przyjeżdżacie.
Po drugiej
stronie przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nie podobało jej się to,
ale powstrzymała się od komentarza.
– Okej –
powiedziała w końcu Beau. Po tonie głosu wampirzycy trudno było
stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – Idę pogonić towarzystwo.
Resztę ustalimy na miejscu.
To ani trochę
nie brzmiało jak pewny plan, ale i tego zdecydowała się nie komentować.
Nie miała pewności, czy wciąganie we wszystko Isabeau, skoro sprawy poniekąd
kręciły się wokół Claudii, było rozsądne. Siostra nie zrozumiałaby,
niezależnie od wszystkiego, co miało się wydarzyć.
Naprawdę
mi nie pomagacie, jęknęła w duchu, przyciskając telefon do piersi.
Westchnęła.
Zaraz po tym zacisnęła dłonie na kierownicy i odpaliła silnik.
Im prędzej miała dostarczyć Claudii to, czego ta potrzebowała, tym lepiej.
A przynajmniej w to chciała wierzyć Layla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz