– Wszystko gra, braciszku? –
zapytała cicho Layla.
Gabriel
wywrócił oczami. W sposobie, w jaki postukał palcami w kierownicę,
Claire doszukała się wyłącznie nerwowości.
– A mogę
skłamać?
– Nie.
Kąciki jego ust
drgnęły, ale ostatecznie się nie uśmiechnął. Znów wbił wzrok w drogę
przed sobą, chociaż jego oczy raz po raz uciekały do wstecznego
lusterka, dzięki czemu mógł obserwować bliźniaczkę.
– Więc nie –
przyznał takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. – Ale Nessie
wydaje się względnie spokojna, więc… – Zawahał się. Przez jego twarz
przemknął cień. – Odwiozę was i tam pojadę – zadecydował, pospiesznie
biorąc się w garść.
– Jadę z tobą
– zaoferowała natychmiast Layla.
To
zabrzmiało niewinnie, ale Claire i tak nie powstrzymała się
przed spojrzeniem na mamę. Wciąż nie miała pewności, co zrobić z Claudią.
Chciała do niej zadzwonić, ale w samochodzie to brzmiało
jak najgorszy pomysł na świecie. Wypisywanie SMS-ów tym bardziej,
zwłaszcza że szczerze wątpiła w odpowiedź. Wampirzyca ani trochę nie wyglądała
na wystarczająco cierpliwą, by akurat teraz udzielać składnych
odpowiedzi.
Chciała
wierzyć, że Layla miała plan. Musiała, ale…
– Ja też
– wtrącił Ryan. – Znaczy…
– Jasne –
uciął pospiesznie Gabriel.
Trudno było
stwierdzić, jaki tak naprawdę miał nastrój. Chyba taki, jaki można mieć
po ataku wilkołaka na twoje dziecko, pomyślała z powątpiewaniem,
choć skąd mogła wiedzieć? Nie myślała o macierzyństwie. Wystarczyło,
że wszystko to, co się działo, jawiło jej się jako jedna wielka
abstrakcja.
Sama też
martwiła się o Jocelyne. Z drugiej strony, wcale nie czuła się
na tyle pewnie, by jechać do domu Cullenów, znosić zamieszanie,
a już zwłaszcza czytającego w myślach Edwarda. Zdążyła uspokoić się
na tyle, by przestać drżeć i zanosić się płaczem, ale nic
ponadto. Co więcej, wciąż musiała doprowadzić się do porządku. Nie sądziła,
by z krwią na rękach i ubraniu nadawała się do przekroczenia
progu domu, w którym mieszkały wampiry.
Z wahaniem
spojrzała na Rufusa, ale ten po prostu milczał, myślami wydając się
być gdzieś daleko. A może po prostu był w wystarczająco łaskawym
nastroju, by przez wzgląd na okoliczności nie próbować
prowokować Gabriela. Mogła tylko zgadywać, zwłaszcza że po ojcu mogła
spodziewać się wszystkiego. Na dłuższą metę cisza wcale nie była
taka zła, choć zaczynała ją niepokoić. Nie tak jak wybuch gniewu, którego
doczekała się ostatnim razem, ale jednak.
Po raz
kolejny wpadła na Charona i znów cudem wyszła z tego cało. Nie sądziła,
żeby Rufus tak to zostawił, nawet jeśli na pierwszy rzut oka
zachowywał się wyjątkowo spokojnie.
– Coś nie tak,
moja mała? – rzucił jakby od niechcenia, podchwyciwszy jej spojrzenie.
Potrząsnęła
głową. Pozwoliła, by włosy opadły jej na twarz. Powiedzieć, że czuła się
po prostu dziwnie, byłoby niedopowiedzeniem stulecia.
– Nic
takiego – odparła wymijająco.
Poczuła
ulgę, kiedy znaleźli się pod domem Licavolich. Przy pierwszej okazji
wysiadła, bynajmniej niezaskoczona tym, że Gabriel zawrócił samochód.
Uświadomiła sobie, że została sama z ojcem, ale tego mogła się spodziewać.
Mając do wyboru kolejne zatłoczone miejsce albo opustoszały dom,
Rufus mógł wybrać tylko jedno.
Nie
zatrzymał jej, kiedy bez słowa ruszyła do pokoju. W sypialni wciąż
unosił się owocowy zapach świec, ale ten nie wydał się Claire
ani trochę kojący. Chwyciła pierwsze lepsze ubrania i zamknęła się
w łazience, by jak najszybciej zrzucić z siebie przesiąknięte
krwią Jocelyne ciuchy. Miała ochotę przynajmniej godzinę spędzić w wannie,
ale przygotowanie kąpieli wydała jej się zdecydowanie zbyt długie.
Ostatecznie skończyła pod prysznicem, obojętna na to, że ciało zaprotestowało
przed zbyt gorącą wodą.
W
porządku. Już dobrze. Jest… dobrze.
Zamknęła
oczy. Odetchnęła, z westchnieniem opierając się o kafelki. Woda
wciąż płynęła, ale to było dobre. Gdyby nie to, że wcześniej
pozwoliła sobie na szlocha w ramionach Gabriela, emocje jak nic
znalazłyby ujście pod prysznicem. Obmyła twarz, po czym z powątpiewaniem
spojrzała na swoje dłonie. Zadrżały nieznacznie, ale zapanowała nad nimi
dużo łatwiej niż wcześniej.
Przez
moment obserwowała zbierającą się u jej stóp czerwień. Kolor powoli
stracił na intensywności, by chwilę później ostatecznie zniknąć. Krew
w końcu zniknęła i choć Claire wciąż czuła jej zapach, w jakiś
pokrętny sposób poczuła się lepiej.
Zawahała
się. Gabriel jej podziękował, na dodatek z taką żarliwością, że
nie potrafiła nie wziąć jego słów na poważnie. Co prawda
myśląc o tym wstecz, wszystko to, co zrobiła, by obronić kuzynkę, jawiło
jej się jako jakiś pokręcony sen. Co dobrego było w tym, że pozwoliła
dziewczynę ugryźć? Gdyby zareagowała wcześniej… Gdyby…
Potrząsnęła
głową. Kogo próbowała oszukać? Miała wrażenie, że jeśli spróbowałaby wytrącić
Charona z równowagi wcześniej, skończyłoby się dużo gorzej.
Rozprostowała
palce. Uniosła dłonie, w pamięci wciąż mając to, co stało się, gdy pozwoliła
sobie na to ostatnim razem. Ryan też to widział i to mimo całego
zamieszania. Mimo wszystko Claire wciąż nie dowierzała, mimowolnie zastanawiając
się, czy to możliwe, żeby regał wywrócił się sam z siebie.
Przecież i tak ledwo się trzymał, ale…
Och,
Floro…, jęknęła w duchu. O kobiecie też nie chciała myśleć.
Cała pewność siebie, którą odczuwała zaledwie kilka godzin wcześniej, zniknęła.
Naprawdę wierzyła, że zabranie Jocelyne do staruszki, to dobry
pomysł. Kto inny mógłby sensownie poprowadzić jej kuzynkę? Po ostatniej
rozmowie z kobietą, Claire nie potrafiła znaleźć lepszej kandydatki.
A teraz
Flory nie było, choć to wciąż wydawało się nieprawdopodobne. Na pewno
nie tłumaczyło tego, dlaczego jedyna obecna w sklepie krew należała
do Charona. Jakim cudem niewidoma starsza pani byłaby w stanie nie tylko zranić
wilkołaka, ale też ujść z tego życiem. Czy uciekła? Jeśli tak,
gdzie była? Dlaczego w ogóle do tego doszło i na ile atak
na sklep Flory miał związek z niebezpieczeństwem, które od jakiegoś
czasu ciągnęło się za Claudią?
I za mną,
dopowiedziała w myślach. O tym wiedziała już od jakiegoś czasu,
a jednak dopiero stojąc pod prysznicem i zmywając z siebie krew,
w pełni uświadomiła sobie, co to oznaczało.
Obawiała
się, że impas, w którym wraz z ciotką trwały długie tygodnie, powoli
dobiegał końca.
Pod wpływem
impulsu uniosła rękę. Spojrzała na wciąż płynącą wodę, po czym powoli
zacisnęła dłoń w pięść.
Woda
natychmiast przestała płynąć.
„Wyręczanie się
magią to twój cel życiowy?” – przypomniała sobie własne słowa. W tamtej
chwili prawie udało jej się uśmiechnąć. Chyba zaczynała rozumieć, co miała
na myśli Claudia, twierdząc, że zdolności nie miały żadnej wartości,
jeśli nie potrafiło się z nich czerpać.
Uświadomiła
sobie, że zrobiłaby naprawdę wiele, by pójść wprost do mieszkania
wampirzycy i pokazać jej, że potrafiła chociaż tyle. Już nie próbowała
uciekać.
Doprowadziła się
do porządku i ze wciąż wilgotnymi słowami w końcu wyszła z łazienki.
Mogła tylko zgadywać, ile czasu faktycznie spędziła pod prysznicem,
sama ze swoimi myślami. W domu panowała nienaturalna wręcz cisza, aż
zwątpiła w to, czy Rufus jednak nie zmienił zdania. W ostatnim
czasie wciąż się mijali, choć nie w aż tak ostentacyjny sposób
jak po kłótni we Florencji. Nie żeby w ogóle wciąż miała głowę
do tego, by mieć do niego pretensje o lakoniczną rozmowę,
którą przeprowadzili w dniu otwarcia klubu Alice.
Potrzebowała
chwili, by jednak wyczuć wampira w kuchni. Zawahała się, przez moment
mając ochotę zignorować jego obecność i zamknąć się w sypialni,
ale w ostatniej chwili z tego zrezygnowała. Nie chciała być
sama. Wątpliwości i pełne napięcia wpatrywanie się w telefon,
zupełnie jakby w ten sposób mogła wymóc na urządzeniu pojawienie się
jakichkolwiek wieści, zdecydowanie nie brzmiały dobrze.
– Lepiej się
czujesz? – usłyszała, ledwo przekroczyła próg.
– Tak mi się
wydaje – przyznała, choć to było dość naciąganą teorią.
Nie
wiedziała, czy w tej sytuacji dało się czuć jakkolwiek dobrze. Z drugiej
strony, na pewno miała się lepiej niż wtedy, gdy wciąż towarzyszył
jej zapach krwi Jocelyne.
Od progu
uderzył ją inny, bardziej zachęcający. Widząc kubek z dość jednoznaczną
zawartością uświadomiła sobie, że Rufus najwyraźniej na nią czekał,
zwłaszcza że już na wstępie przesunął naczynie w jej stronę.
– Chociaż
tyle.
Nie dodał
niczego więcej. Nie miała pewności, czy to dobrze, ale zdecydowała się
tego nie komentować. Jak gdyby nigdy nic podeszła bliżej, po chwili
decydując się opaść na krzesło. Wciąż czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku,
ale kiedy spojrzała na krew, uświadomiła sobie, że chyba jednak ma
nią ochotę. Była ciepła, na swój sposób kojąca. Rozjaśniła jej w głowie,
przynajmniej na tyle, ile było to możliwe.
Na sobie
wciąż czuła przenikliwe spojrzenie ojca. Mogła się założyć, że milczenie
nie było mu na rękę, tak jak i to, że nie po raz
pierwszy przyszło mu siedzieć z nią, kiedy nie do końca panowała
nad emocjami. Rufus nie należał do najwprawniejszych
pocieszycieli na świecie.
– Powiesz mi?
– zapytał w końcu, kiedy cisza zaczęła być zbyt uciążliwa.
Nerwowo
zacisnęła palce wokół kubka. Pospiesznie uniosła go do ust, żeby zyskać
kilka dodatkowych sekund.
– Co
takiego?
Zauważyła,
że wywrócił oczami.
– Charon.
Wierzę, że nie chcesz – dodał pospiesznie – ale to ważne. Mam na myśli…
– Podąża za mną,
bo wyczuwa moje powiązanie z Claudią – odparła ze spokojem. Nie sądziła,
że będzie do tego zdolna, a jednak głos nawet jej nie zadrżał,
kiedy zdecydowała się wejść Rufusowi w słowo. – Wiesz dlaczego.
– Och, na litość
bogini… – Przez jego twarz przemknął cień. – Okej, jesteście spokrewnione.
Wydawało mi się, że temat mamy omówiony.
– Kiedy
ostatnim razem chciałam go omówić, zbyłeś mnie, tato – przypomniała z niewinnym
uśmiechem. Nie żeby w ogóle czuła się rozbawiona. Wręcz
przeciwnie.
Przez twarz
wampira przemknął cień. Nachylił się w jej stronę, układając obie
dłonie na stole.
– Po prostu
nie ma o czym rozmawiać. Ta kobieta… – Potrząsnął głową. – Bardziej
interesuje mnie to, że poluje na ciebie wilkołak.
Nie
zaskoczył ją tym, że doszedł do takich wniosków. Miała wrażenie, że były oczywiste,
zwłaszcza że Charon zaatakował po raz drugi. To, że był w Seattle,
również mówiło samo za siebie.
– Ja go
nie zapraszałam – mruknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. –
Mógłbyś zapytać Claudię, ale oboje wiemy, że prędzej rzucisz się jej do gardła.
Pożałowała
tych słów, ledwo tylko wypowiedziała je na głos. Wątpiła, by Rufus
chciał dyskutować akurat o tym. Tym bardziej nie wyobrażała sobie, by spotkanie
tej dwójki udało się zaaranżować równie prosto, co i w przypadku
mamy. Och, w zasadzie sama nie była pewna, o kogo bałaby się
bardziej, chociaż… miała wrażenie, że Claudia pozbyłaby się wampira, zanim
zdecydowałby od której strony zaatakować.
Pokręciła
głową. Już to widziała! Ojciec na pewno by się ucieszył, gdyby
zaprowadziła go na skraj miasta i postawiła przed progiem mieszkania,
które zamieszkiwała jego siostra. Już widziała to rodzinne pojednanie
w wykonaniu kogoś, kto w kwadrans potrafiłby jej wytłumaczyć
fizykę kwantową, ale całkowicie wymiękał, kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek
uczucia.
–
Rozmawialiśmy o tym – zauważył Rufus, rzucając jej bliżej
nieokreślone spojrzenie. – Jak ty to widzisz, co? Claudia podobno też jest
w Seattle. Nawet jeśli, nie wychyla się. Pomijając abstrakcję całej
sytuacji – mruknął, krzyżując ramiona na piersi – wątpię, by zgodziła się
na uprzejmą konwersację przy herbacie.
– A zaproponowałbyś
jej coś takiego? – rzuciła z powątpiewaniem.
Spojrzał na nią
dziwnie, wręcz pobłażliwie. Może i ryzykowała, zadając kolejne pytania w takim
tonie, ale po spotkaniu z Charonem było jej wszystko jedno.
– Szczerze
wątpię. A ty? – Nawet nie czekał na odpowiedź. – Tak ci
tylko przypomnę, co zrobiła. Na litość bogini, Claire…
– Wolałabym
rozmawiać z Claudią niż czekać, aż dorwie mnie Charon.
Rufus spojrzał
na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Uświadomiła sobie, że
trafiła w sedno – przynajmniej do pewnego stopnia. Zmieszanie, które dostrzegła
w jego spojrzeniu – tylko przez chwilę, ale jednak – mówiło samo
za siebie.
Czekała,
choć cisza ani trochę nie była jej na rękę. W duchu
odliczała kolejne sekundy, nerwowo bawiąc się w połowie opróżnionym
kubkiem.
– Mogę
zapytać o jedną rzecz? – zaryzykowała, obserwując jak resztki płynu
zmieniają kształt zależnie od nachylenia naczynia. Wampir nie odpowiedział,
ale skinął głową. – Naprawdę ani trochę nie zainteresowało cię
to, co z mamą znaleźliście w Lille?
– Nie. –
Rufus wzruszył ramionami. – Nie było kiedy, więc…
– A teraz?
– Jakie to w ogóle
ma znaczenie? – zniecierpliwił się. – Claire, znasz mnie. Pogoń za zmarłymi
i tak nie ma sensu.
– Claudia
nie wyglądała na martwą, kiedy ostatnim razem ją widziałam –
wypaliła, z opóźnieniem uświadamiając sobie, jak dwuznacznie musiało to zabrzmieć.
Wzdrygnęła
się, kiedy wampir zmaterializował się tuż przed nią. Odchyliła się z obawą,
sama niepewna, czego powinna się spodziewać. Możliwe, że igrała z ogniem.
Patrząc w ciemne oczy ojca zwątpiła w to, czy powinna to robić.
Nie wybaczyłaby mu, gdyby do tego wszystkiego użył na niej
przymusu.
– Jesteś
przerażona – ocenił, bynajmniej nie brzmiąc na zaskoczonego z tego
powodu. – Byłaś wtedy, gdy cię znalazłem, kiedy… – Urwał, choć tak naprawdę
nie musiał. Wiedziała, do którego wieczoru próbował nawiązać. – Nie mówmy
teraz o mnie i moim podejściu do rodziny, bo to bez znaczenia.
Mógłbym nawet zignorować to, co stało się w Mieście Nocy, choć to nie tak,
że życzę Isabeau źle. Nie aż tak – dodał, ostrożnie dobierając słowa.
– Ale Layla też na tym ucierpiała. Nie było cię tam wtedy.
A teraz to. Naprawdę dziwi cię to, że nie tryskam entuzjazmem na wzmiankę
o Claudii?
Ze świstem
wypuściła powietrze. Chciała uciec wzrokiem gdzieś w bok, ale powstrzymała
się, wciąż z uporem spoglądając Rufusowi w oczy. Jeśli nagle zdobyła się
na to, żeby porozmawiać z nią inaczej niż półsłówkami, zamierzała to wykorzystać.
Jak długo byli w domu sami, mogła choć spróbować przymusić go do mówienia.
Dla siebie.
Dla Claudii…
Dla
wszystkich.
– Nie –
przyznała cicho. Oczywiście, że ją to nie dziwiło. Przecież dobrze
wiedziała, a jednak… – Czasami po prostu… nie wszystko jest
takie, jakim wygląda – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Chciała
ufać Claudii. Och, robiła to. Nie mogła zaprzeczyć, że ciotka ją skrzywdziła,
ale już od dawna nie potrafiła mieć jej tego za złe. Wampirzyca
nie ukrywała przed nią złych rzeczy. Nie usprawiedliwiała się, nie szukała
wybaczenia. Po prostu była i troszczyła się, jakby to była
najnaturalniejsza rzecz na świecie. Claire wciąż miała przed oczami wyraz
jej twarzy – to czyste przerażenie i drżące dłonie, kiedy tak po prostu
stanęła przed Charonem, choć przez całe wieki trwała w ciągłym biegu.
Może gdyby
Rufus tam był, zrozumiałby. Jeśli tylko spędziłby z nią tyle
czasu, co wcześniej ona…
– Och, na pewno.
– Wampir parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. – W końcu wszystko da się
jakoś wytłumaczyć.
– Jak
mieszanie ludzkiej i wampirzej krwi, by sprawdzić efekty – wyrwało
jej się.
Zmierzył ją
wzrokiem, podejrzliwie mrużąc oczy.
– Kiedy zrobiłaś się
taka wygadana? – zapytał z powątpiewaniem.
Wzruszyła ramionami.
Zmęczenie dawało jej się we znaki, wyczerpując resztki cierpliwości. Po tym,
co się stało, było jej już wszystko jedno.
– Nie chcę,
żebyś ciągle przede mną uciekał… Przede mną i mamą, chociaż jej mówisz
więcej niż mnie. – Spojrzała mu w oczy. Słowa przyszły same, równie naturalnie,
co i proroctwa, które pod wpływem impulsu przelewała na papier.
Claire nie miała pojęcia, czy to również mogła przypisać tej
cholernej intuicji, czy może ostatecznie upadła na głowę, ale nie dbała
o to. – Już przez to przechodziliśmy. Ja przechodziłam – dodała
z naciskiem. – Stałam przed kimś, kto chciał mnie skrzywdzić, chociaż nie miałam
pojęcia dlaczego. I nie miała pojęcia, co robić… Dalej nie wiem i…
Zamrugała, z zaskoczeniem
pojmując, że znów czuje wilgoć na policzkach. Gniewnym ruchem otarła
twarz, ale łzy wcale nie zamierzały przestać płynąć. Sama nie była
już pewna, czy czuła gniew, strach czy może irytację. Najpewniej
wszystko na raz. To, że znów krążyli wokół tematu Claudii, nie pomagało.
Chciała nim
potrząsnąć. Powiedzieć mu wszystko równie otwarcie, co i mamie, a potem
poprosić o tę odrobinę zaufania. Gdyby tylko miała pewność, że nie zrobi
niczego głupiego! On i Claudia mogliby na siebie pokrzyczeć, pokłócić
się, zrobić cokolwiek… Wszystko, co nie obejmowało bezmyślnej walki bez choćby
próby porozumienia. Przecież nie kazała mu od razu budować rodziny na nowo,
ale…
– Claire.
Wzdrygnęła się,
czując ciepłe dłonie na policzkach. W roztargnieniu spojrzała ojcu w oczy,
bez trudu doszukując się paniki w jego spojrzeniu. Coś w jego reakcji
sprawiło, że przez moment miała ochotę się roześmiać. Oczywiście, czego spodziewała
się, nie po raz pierwszy stawiając go w takiej sytuacji. Teraz
nie miał ani Gabriela, ani Layli, na których mógłby zrzucić
konieczność pocieszania jej. Byli sami, a Rufus zachowywał się w równie
nieporadny sposób, co i wtedy, gdy płaczem ściągała go do pokoju po kolejnym
złym śnie.
Ale był.
Potrafiła docenić chociaż to.
Spróbowała się
powstrzymać, ale nie była w stanie. Ostatecznie poddała, bez słowa
wtulając wampira. Czuła, że gra nieczysto, ale nie potrafiła mieć z tego
powodu wyrzutów sumienia. Sam nie zostawiał jej innego wyboru. Skoro
tylko w ten sposób potrafiła zmusić go do tego, by w ogóle
brał pod uwagę to, co mówiła, trudno.
– Boję się.
Boję, okej? – wyrzuciła z siebie na wydechu. Przełknęła z trudem,
próbując opanować szloch. – Przyszedł za mną aż z Florencji.
Zaatakował nie tylko mnie i… Joce umierała mi na rękach, na litość
bogini!
Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pieści – na tyle mocno, że aż poczuła ból. Oddychała szybko
i płytko, czując się trochę tak, jakby musiała walczyć o powietrze.
Miała wrażenie, że brakowało w nim tlenu.
Rufus wzmógł uścisk wokół niej. Mogła tylko zgadywać, czy chciał w ten sposób uspokoić ją, czy może siebie. Nie widziała jego twarzy, ale to nie miało znaczenia. Wyczuła za to, że zesztywniał, po prostu ją obejmując. To, że czuł się z tym co najmniej niekomfortowo, było dla Claire aż nazbyt oczywiste.
Nie była pewna, jak długo to trwało. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim wampir w końcu ją odsunął. Dopiero kiedy przykucnął przed nią, ujmując za obie dłonie, uświadomiła sobie, że wciąż zaczęła dygotać. Bardziej niż do tej pory.
Skrzywiła się. Potrzebowała chwili, by zrozumieć, że to coś więcej, aniżeli nadmiar emocji. Znała coraz intensywniejsze, kryjące się gdzieś pod skórą mrowienie, choć to wciąż nie znalazło ujścia.
– Spójrz tu na mnie – polecił Rufus. Usłuchała, chcąc nie chcąc przenosząc na niego załzawione oczy. – Dobrze sobie poradziłaś. Z Jocelyne – dodał i na moment aż zapomniała o płaczu, słysząc te słowa. – W tej chwili to się liczy.
– Ale…
– Nie przerywaj – zniecierpliwił się. – Nie jestem… najlepszą osobą do takich rozmów. Nie musisz mi tego przypominać. W zasadzie… – Potrząsnął głową. – Ale możesz być pewna, że tego tak nie zostawię. Niechętnie przyznaję, że mam powody, by znaleźć Claudię żywą, więc…
Drgnęła, momentalnie prostując się niczym struna. Rzuciła mu niespokojne spojrzenie, wciąż niepewna, ale…
– Więc wysłuchałbyś jej? – zapytała, nie dbając o to, że zabrzmiała na tym na zdecydowanie za bardzo podekscytowaną.
– Raczej przepytał. Gdybym teoretycznie wiedział, gdzie jej szukać.
Puściła te słowa mimo uszu. To wciąż o niczym nie świadczyło, ale musiało wystarczyć.
– Obiecaj – rzuciła naglącym tonem. – Obiecaj, że w razie co spróbujecie porozmawiać. Tylko tyle.
Rufus spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Otworzył usta, jak nic chcąc zaprotestować, ale coś w wyrazie jej twarzy go powstrzymało.
Z westchnieniem spuścił wzrok na ich splecione dłonie.
– Zachowujesz się jak matka – mruknął, wznosząc oczy ku górze. – Jak sobie chcesz. Obiecuję.
Nie miała pewności, czy może mu wierzyć, ale to już nie miało znaczenia. Wszystko to zeszło na dalszy plan, kiedy znów poczuła mrowienie w dłoni.
– To dobrze… Tato?
– Hm?
Tym razem nie powstrzymała zdławionego jęku.
– Potrzebuję czegoś do pisania. Teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz