14 stycznia 2022

Sto czterdzieści cztery

Claire

Panujący dookoła chaos wydawał się co najmniej nienaturalny. Z trudem zmusiła się do spokojnego stania, choć tak naprawdę miała ochotę zacząć krążyć tam i z powrotem. Co prawda pośród zmierzających w swoje strony ludzi, byłoby to co najmniej trudne, ale Claire nie potrafiła się tym przejąć. Tym, że i tak wraz z Ryanem zbyt mocno wrzucała się w oczy, tym bardziej.

Wciąż do niej nie docierało. Co więcej, jakaś jej cząstka naprawdę pragnęła rzucić wszystko i upewnić się, że Claudia bezpiecznie dotarła do mieszkania. W dłoni wciąż kurczowo ściskała komórkę, raz po raz spoglądając na wyświetlacz. Właściwie sama nie była pewna, czyja wiadomość uspokoiłaby ją bardziej – od ciotki, Razjela czy może telefon z domu, który utwierdziłby ją w przekonaniu, że z Jocelyne wszystko w porządku. Na tyle, na ile byłoby to możliwe.

– Hej… Claire?

W roztargnieniu spojrzała na Ryana. Przyczaili się w cieniu, przynajmniej do pewnego stopnia. Wciąż trzymali się blisko ruchliwej drogi, wyczekując pojawienia się pomocy. To wydawało się jedynym sensownym planem, skoro Razjel nie mógł zabrać ich wszystkich. Zresztą po tym, jak Ray zdołał dodzwonić się do Layli, poruszanie się na własną rękę brzmiało jak najgorszy możliwy pomysł.

W milczeniu zmierzyła swojego towarzysza wzrokiem. W pamięci wciąż miała to, że dopiero co widziała go kulącego się na ziemi, a później spijającego krew demona. Posoka najwyraźniej pomogła i choć Ryan dalej wyglądał jak siódme nieszczęście, przynajmniej przestał sprawiać wrażenie bliskiego utraty przytomności. Jego spojrzenie okazało się bystre i przytomne, ale nie była pewna, czy to dobrze.

– Tak?

– Jaka jest oficjalna wersja?

Zaskoczył ją. Uniosła brwi, przez moment niepewna, co mu powiedzieć. Pragnienie, by zacząć krążyć, wróciło ze zdwojoną siłą. Ostatecznie zdobyła się na to, żeby przesunąć się bliżej chłopaka w nadziei, że zdołają względnie spokojnie porozmawiać. Gdyby ktoś usłyszał za dużo…

– Oficjalna? – powtórzyła, zniżając głos do szeptu.

Ryan wywrócił oczami.

– Właśnie z nieba spadł demon. Chwilę wcześniej znikąd pojawiła się wampirzyca i najwyraźniej ją znasz. Nie ma jej teraz z nami, najwyraźniej nie bez powodu, więc… – Urwał, potrząsając głową. – Właśnie kwitniemy przy drodze, a ty wyglądasz, jakbyś siedziała na szpilkach. Tamten skrzydlaty koleś też nie uwzględnił jej w planie. Mam wrażenie, że lepiej o niej nie wspominać… Tak?

– O bogini… – wyrwało jej się.

Nerwowym gestem przeczesała włosy. Spojrzała Ryanowi w oczy, przez moment mając szczerą ochotę go uściskać. Jak na kogoś, kto właśnie zobaczył dużo za dużo i cudem uszedł z życiem, zachowywał się zadziwiająco spokojnie.

Albo jest w szoku, dopowiedziała sobie w myślach. Oboje jesteśmy…

– Ta kobieta… – zaczęła i zaraz się zawahała. Zebranie myśli przyszło jej z trudem. – Claudia jest dla mnie kimś bardzo ważnym, ale… To skomplikowane – powiedziała w końcu.

Ryan parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. Spojrzał na nią z rozdrażnieniem, raz po raz potrząsając głową.

– Świetnie. Uwielbiam takie odpowiedzi – westchnął, wznosząc oczy ku zachmurzonemu niebu. – Okej, zapytam inaczej… Mam ją przemilczeć czy niekoniecznie?

– Ja… byłabym wdzięczna… – wykrztusiła, nie odrywając od niego wzroku.

Chyba zaczynała rozumieć, co ujęło w nim Jocelyne. Nawet jeśli był przerażony, nie dał niczego po sobie poznać. Co prawda miała wrażenie, że balansował gdzieś na krawędzi wybuchu, ale to nie przeszkadzało mu myśleć jasno. To, że nawet w tej sytuacji udało mu się wyciągnąć sensowne wnioski, mówiło samo za siebie.

– Okej. – Oczy chłopaka ponownie spoczęły na niej. – Dobra, kolejne pytanie… Czy to samo tyczy się tego, co właśnie zrobiłaś?

Zesztywniała. Sądziła, że bardziej nie zdoła wytrącić jej z równowagi, ale najwyraźniej się myliła. Musiała mocniej zacisnąć palce wokół telefonu, by przypadkiem go nie upuścić.

– To, co zrobiłam…

– W sklepie – nie dawał za wygraną Ryan. – Zaatakowałaś go. Wywróciłaś regał, ale…

Potrząsnęła głową. Nie sądziła, że zauważył akurat to. W gruncie rzeczy sama nie dowierzała, że udało jej się to zrobić. Moment, w którym wyciągnęła przed siebie ręce…

– Nie wiem, co masz na myśli – wymamrotała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Joce wykorzystała moc. Wystraszyła się i…

– Wiem, co widziałem – przerwał zniecierpliwionym tonem. – Tak jak i to, że nie jesteś telepatką… Ale okej, uznajmy, że rozumiem.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, czując jak serce trzepoce jej się w piersi. Może powinna być z nim szczera. Zasłużył sobie chociaż na tyle, zwłaszcza że najwyraźniej zamierzał trzymać język za zębami. Z drugiej strony… Co miała mu powiedzieć? Czegoś nie dało się wytłumaczyć w pięć minut, na dodatek tkwiąc na środku ruchliwej drogi.

Ostatecznie nie wykrztusiła z siebie nawet słowa. Po prostu skinęła z wdzięcznością głową, wciąż pełna wątpliwości. Chciała mu wierzyć. Jocelyne to robiła, najpewniej nie bez powodu. Miała zresztą wrażenie, że Ryan mógłby ją zrozumieć. Ktoś, kto wciąż gubił się we własnym jestestwie, miał szansę uznać za względnie normalne rozterki kogoś, kto z wiary w naukę musiał nagle przejść do codzienności, którą rządziła się magia.

Dyskretnie spojrzała na swoje dłonie. Wciąż drżały, zresztą Claire nadal mogła wyczuć lepkość krwi Jocelyne. Co prawda kilka minut spędziła, próbując oczyścić ręce, ale i tak czuła się źle. Prawda była taka, że marzyła tylko o tym, by zaszyć się w łazience, a potem przynajmniej godzinę spędzić w wannie. Wątpiła, by to w cudowny sposób sprawiło, żeby poczuła się lepiej, ale…

– Jeszcze jedno pytanie – doszedł ją jakby z oddali głos Ryana. Natychmiast przeniosła na niego wzrok. – Co z Jocelyne?

Bała się, że prędzej czy później poruszy ten temat. W zasadzie musiałaby zgłupieć, by wierzyć, że nie zamierzał tego zrobić. Mimo wszystko wzdrygnęła się, w ostatniej chwili powstrzymując instynktowne pragnienie, by cofnąć się o krok.

– Razjel nie pozwoli jej skrzywdzić. Zabrał ją do domu, więc Carlisle… – Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się niechcianych myśli. Ucisk, który nagle poczuła w gardle, dawał jej się we znaki. – Będzie w porządku. Musi.

Chciała w to wierzyć. Claudia zdołała zatamować krwawienie, ale to nie rozwiązywało najważniejszego problemu. O tym wciąż nie chciała myśleć, wystarczająco przerażona na wspomnienie tego, ile wysiłku musiała włożyć, kiedy dotarło do niej, że kuzynka dosłownie umiera jej w ramionach. Podczas reanimacji była tak napięta, że do tej pory bolało ją całe ciało, choć i to wydawało się przytłumione przez strach.

Ryan spojrzał na nią dziwnie, wystarczająco wymownie, by nabrała pewności, że taka odpowiedź go nie satysfakcjonowała. Och, jakoś w to nie wątpiła. Nie był głupi. Może i trwał w tym świecie zaledwie kilka miesięcy, ale najwyraźniej dostrzegał dość, by wyciągać właściwe wnioski, Obawiała się, że zdążył już dodać dwa do dwóch i pojąć, że ugryzienie przez wilkołaka nie mogło skończyć się dobrze. Nie w tym przypadku.

Nie zapytał, ale Claire była aż nadto świadoma wiszącego gdzieś między nimi pytania. Nie odważyła się poruszyć tematu, choć przecież dobrze wiedziała. I, słodka bogini, przerażało ją to, ale…

Przestała o tym myśleć w chwili, w której dostrzegła znajomy samochód. Wszędzie byłaby w stanie rozpoznać czarnego lexusa Nessie, zwłaszcza że w ostatnim czasie spędziła w nim wystarczająco dużo czasu. Szybko też zorientowała się, że i tym razem nie prowadziła go ciocia, jednak nieobecność Renesmee wydała jej się w pełni uzasadniona.

Dopadła do auta, ledwo tylko to zjechało na bok. Nie musiała mieć prawa jazdy, by zorientować się, że miejsce, które wybrał Gabriel, nie miało nic wspólnego z przepisami, ale i to uznała za mało znaczące. W tamtej chwili potrzebowała tylko jednej osoby.

– Mamo! – jęknęła, przy pierwszej okazji wpadając Layli w ramiona.

Były znajome, ciepłe i zwiastowały bezpieczeństwo. Wtuliła się w wampirzycę, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak bardzo się trzęsła. Schowała twarz w jasnych włosach, w kojącym zapachu próbując doszukać się czegoś, co pozwoliłoby jej odzyskać utraconą równowagę. Chciała płakać, ale powstrzymała się, dochodząc do wniosku, że to mogło poczekać. Już i tak zbytnio wrzucali się w oczy.

– Już dobrze… Hej, w porządku – usłyszała tuż przy uchu. Layla z czułością przeczesała jej włosy. Chwilę później dłonie matki wylądowały na ramionach Claire, kiedy ta zdecydowała się ją odsunąć. – Nic ci nie jest? – upewniła się, mierząc dziewczynę wzrokiem.

– Jestem cała – odpowiedziała bez wahania. Pomijając to, że chwiała się na nogach, gotowa przysiąc, że za moment wywróci się od nadmiaru emocji, nie czuła, by coś jej dolegało. – Ja tylko…

– W porządku – odetchnęła Layla, ujmując ją pod brodę.

Claire poczuła, jak uchodzi z niej całe napięcie. Nie miała pewności, czy to za sprawą wpływu, telepatii czy może samej tylko bliskości kobiety, ale było jej wszystko jedno. Odetchnęła, próbując się uspokoić. Chciała przynajmniej udawać, że sytuacja była opanowana.

Wyczuła ruch u swojego boku. I bez patrzenia wiedziała, kto koło niej stoi. Odwróciła się powoli, przez moment wciąż zdolna skupić co najwyżej na kojącej bliskości Layli.

Trudno było jej ocenić, czego powinna spodziewać się po Rufusie. Do pewnego stopnia obawiała się zimnej furii, której doświadczyła we Florencji. Co prawda tym razem okoliczności były inne, ale i tak zawahała się, nim zdecydowała się spojrzeć ojcu w oczu. Kłamanie Ryanowi wyszło jej beznadziejnie, a skoro tak…

– Uspokoiłaś się? – zapytał cicho, wyjątkowo łagodnie. Nie miała jeszcze pewności, co to oznaczało, ale brak gniewu w jego tonie uznała za obiecujący.

Skinęła głową. Nie zaprotestowała, kiedy wampir przesunął się bliżej.

– Tato…

– Po kolei. Powiedz, co się stało.

Odetchnęła. Tyle mogła, choć w głowie wciąż miała przede wszystkim pustkę. Nie miała pewności, ile tak naprawdę zdążył zdradzić Ryan, kiedy dodzwonił się do Layli.

– W samochodzie – zasugerowała mama. – To chyba złe miejsce.

Nikt nie zaprotestował. Claire poczuła się pewniej, kiedy w końcu znalazła miejsce, żeby usiąść. Co prawda to nadal nie rozwiązywało najważniejszego problemu, ale przynajmniej nie miała już poczucia, że za moment traci równowagę. Wciąż drżała, ale również to stało się bardziej znośne.

Gabriel nie odezwał się nawet słowem. Przy pierwszej okazji odpalił silnik, ale nic nie wskazywało na to, żeby kierował się do domu.

– Zacznij od tego, gdzie jest ten sklep, amore – zasugerował, nie odrywając wzroku od drogi.

W lusterku podchwyciła spojrzenie przypominających dwie czarne dziury oczu. Gabriel wyglądał na opanowanego, ale szybko zorientowała się, że to wyłącznie pozory. Sposób, w jaki wujek zaciskał dłonie na kierownicy, wydawał się mówić sam za siebie.

– Joce… – zaczęła, ale jedynie potrząsnął głową.

– Nessie tam pojechała. Na razie nie dzwoniła, ale może i lepiej – odparł wymijająco. – Zacznijmy od tego miejsca.

Kolejny raz poczuła wdzięczność względem Ryana, kiedy zdecydował się tak po prostu wtrącić i wskazać odpowiednie miejsce. Nie odeszli daleko, nie chcąc niepotrzebnie kusić losu. Co prawda dość mało prawdopodobne wydawało się, by Charon ot tak wrócił do uliczki, w której próbował ich pozabijać, ale i tak woleli tego nie sprawdzać. Claire i tak poczuła, że robi jej się słabo, kiedy myślała o ponownym przekroczeniu małego sklepiku Flory.

– Co to w ogóle za miejsce? – rzucił z powątpiewaniem Rufus.

– Sklep ezoteryczny. Coś w tym stylu – przyznała, wzruszając ramionami. Westchnęła, czując na sobie jego wymowne spojrzenie. – Jocelyne chciała coś sprawdzić.

– W sklepie ezoterycznym? – powtórzył, patrząc na córkę tak, jakby widział ją po raz pierwszy.

– Brzmiało lepiej niż wklepanie „prawie wampir widzi duchy poradnik” w Google – mruknął Ryan.

O bogini, jest dla mnie za dobry, pomyślała w oszołomieniu. Co prawda wciąż czuła się tak, jakby stąpali po cienkim lodzie, ale wsparcie chłopaka wydawało się lepsze niż nic.

– Dobra, nieważne. – Spojrzenie wampira na powrót skupiło się na Claire. – Charon…

Mimowolnie się wzdrygnęła.

– Jesteś na mnie zły? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.

Przez jego twarz przemknął cień. Spojrzał na nią dziwnie, na swój sposób z wyrzutem, choć prawie natychmiast zdołał nad sobą zapanować.

– A mam powody? – rzucił wymijająco.

Nie odpowiedziała. Bez słowa wtuliła się w Laylę, aż nazbyt świadoma tego, że mama wciąż jej się przypatrywała. Atmosfera w aucie zgęstniała, ale i tak wydawała się lepsza od krzyków i bezpośrednich oskarżeń.

Ale o tym Claire wolała nie myśleć.

Clairie… – doszedł ją ponownie głos ojca. Coś w sposobie, w jaki się do niej zwrócił, przekonało ją, by na niego spojrzeć. – Czego chciał? Wykluczam przypadek – dodał i choć zabrzmiało to niewinnie, zrozumiała, że powinna uważać na słowa.

Spodziewała się tego. Na to jedno pytanie zresztą mogła odpowiedzieć bez cienia wahania czy konieczności kłamstwa.

– Tego, co ostatnim razem – szepnęła, przymykając oczy.

Rufus nie odpowiedział. Mogła się tego spodziewać i to nie tylko dlatego, że tuż obok siedzieli Gabriel i Ryan. Oczywiście, że mogła się tego po nim spodziewać. Jak długo nie musiał, nie byłaby w stanie zmusić go do rozmowy o Claudii. Może gdyby wspomniała o czynnym udziale ciotki, ale… tego nie mogła zrobić.

Przez chwilę jechali w ciszy. Znów znalazła się w objęciach Layli, co przyjęła z ulgą. Milczenie co prawda zaczynało doprowadzać ją do szału, ale w obecnej sytuacji wydawało się najbezpieczniejsze.

Prawie nie zarejestrowała momentu, w którym auto się zatrzymało.

– To tu? – zapytał cicho Gabriel.

Wysiadł, zanim zdążyłaby mu odpowiedzieć. Jeden rzut oka w głąb uliczki wystarczył, by rozwiać wszelakie wątpliwości. Przestrzeń przed sklepem wyglądała jak jedno wielkie pobojowisko, niejako rozwiewając wszelakie wątpliwości. Rozbite szkło i przesycający powietrze zapach krwi mówiły same za siebie.

Claire zacisnęła usta. Za nic nie chciała tam wracać.

– Zostań z nią – rzucił Rufus i tym razem nie miała do niego pretensji, że potraktował ją tak, jakby wcale nie siedziała tuż obok niego. – Porozmawiamy później. Zwłaszcza że… Cóż, demon? – zapytał, nie kryjąc sceptycyzmu.

– Razjel nam pomógł – przyznała zgodnie z prawdą. – Pewnie przez wzgląd na Elenę. Rozpoznał mnie i Joce z otwarcia klubu.

Wampir z niedowierzaniem potrząsnął głową.

– Nie wierzę, że to mówię, ale może jednak się na coś przydała – stwierdził, wycofując się. – Zostań tu. A ty… – Jego spojrzenie spoczęło na Ryanie. – Ty się możesz przydać.

Chłopak nie odezwał się nawet słowem, po prostu wyślizgując z auta. Claire powstrzymała się od uwagi na temat tego, czy taka forma prośby była uprzejma. Jak znała ojca, zwłaszcza w tej sytuacji mogła uznać to za szczyt jego możliwości. Nie mogła zresztą ukryć, że opustoszały samochód był jej na rękę.

Dla pewności chwyciła mamę za ramię, nie chcąc ryzykować, że ta postanowi ruszyć za mężem i bratem. Musiała z nią porozmawiać. To wciąż było ryzykowne, ale po kilku sekundach napięcia i odczekaniu do momentu, aż cała trójka zniknęła w sklepie Flory, w końcu zdecydowała się spojrzeć na Laylę.

– Claudia była z nami – oznajmiła bez chwili zastanowienia.

Layla spojrzała na nią z niedowierzaniem. W błękitnych oczach pojawił się błysk niepokoju. To i zrozumienie, którego Claire tak bardzo potrzebowała.

– Poszła z wami? Ale…

Dziewczyna potrząsnęła głową. Zdecydowała się przerwać, aż nazbyt świadoma, że miały mało czasu.

– Przyszła w ostatniej chwili – wyjaśniła cicho. – Uratowała nas. Razjel pojawił się później – wyrzuciła z siebie na wydechu.

Zauważyła, że Layla blednie. Na szczęście prawie natychmiast wzięła się w garść. Claire poczuła znajome już muśnięcie mocy, więc po prostu zamknęła oczy, dopuszczając mamę do swojego umysłu. Wyjaśnienie wszystkiego, co stało się w tak krótkim czasie, mogłoby zająć wieki.

Mama wycofała się równie szybko, co sięgnęła do wspomnień. Przez chwilę siedziała w bezruchu, w pośpiechu analizując to, co zobaczyła.

– O bogini… – wyrwało jej się. – Ona…

Nie dokończyła, ale tak naprawdę nie musiała. Claire czuła, że nadmiar emocji i tak żadnej z nich nie służył.

– Boję się – wyszeptała, wbijając wzrok w swoje dłonie. Nerwowo zacisnęła obie w pięści. – Boje się tego, że on pójdzie za nią. Odszedł przez Razjela, ale…

– Coś wymyślę – ucięła stanowczo Layla.

To też jej się nie podobało, ale tak naprawdę nie miała wyboru. Wyjście na miasto nie wchodziło w grę. Na pewno nie tego wieczora. Nawet gdyby chciała, nie miała szansy niezauważenie dostać się do mieszkania Claudii, by upewnić się, że wszystko w porządku. Co prawda Claire czuła się na tyle zdesperowana, by zrobić to nawet kosztem ściągnięcia na ciotkę całej rodziny, ale bała się, że zanim zdołałaby wszystko wyjaśnić, wydarzyłoby się coś złego. Charon mógł być gdziekolwiek, zwłaszcza teraz, gdy w końcu znalazł swój główny cel.

Narażanie mamy nie brzmiało ani trochę lepiej. Claire skrzywiła się, czując narastające mdłości. Znów wtula się w pierś wampirzycy, w ciepłych ramionach szukając przede wszystkim bezpieczeństwa. Nie miała pojęcia co robić, a jakby tego było mało…

– To źle, że on ją ugryzł, prawda? – wyszeptała, nie mogąc powstrzymać się przed zmianą tematu.

To, że kuzynka omal nie wykrwawiła się w jej ramionach, stanowiło zaledwie początek problemów. Na temat wilkołaków Claire wiedziała dość, by zrozumieć, ale wciąż miała nadzieję, że coś jej umykało. Może z Jocelyne sprawy miały się inaczej. Może jej ludzka cząstka mogła…

– Joce jest silna. – Layla nawet się nie zawahała. – Żyje i to się liczy.

Wyczuła po brzmieniu tych słów, że to wcale nie było takie proste. Mogła się wręcz założyć, że za zapewnieniami mamy kryło się coś więcej, ale chcąc nie chcąc powstrzymała się od pytań. Tak naprawdę wcale nie chciała wiedzieć, przynajmniej na razie. Czasami oszukiwanie samej siebie wcale nie wydawało się takie złe.

– Nie tylko Joce – usłyszała i omal nie wyszła z siebie, kiedy tuż obok usłyszała melodyjny głos Gabriela.

Nie zauważyła, w którym momencie pojawił się obok. Tym bardziej nie zarejestrowała, by otworzył drzwi auta po jej stronie. W efekcie niewiele brakowało, by serce prawie wyskoczyło jej z piersi, gdy Gabriel tak po prostu chwycił ją za nadgarstek, zdecydowanym ruchem przymuszają do tego, żeby wysiadła. Poddała mu się, pełna obaw, zwłaszcza że podobnego zachowania spodziewałaby się raczej po ojcu.

A potem wylądowała w ramionach Gabriela i to wystarczyło, by jeszcze bardziej ją zdezorientować.

Czy jakimś cudem wychwycił wspomnienia jej albo Layli? Czy wiedział, że…?

– Wybacz gwałtowność, ale… Ryan powiedział mi, co zrobiłaś – szepnął jej wprost do ucha. Wtedy zrozumiałam, że nie był zły. Wręcz przeciwnie. – Jak chroniłaś Joce. Jak ją stamtąd zabrałaś. – Niemal z czułością przeczesał ciemne włosy bratanicy palcami. – Dziękuję, Claire.

– J-ja…

Ucisk w gardle przybrał na sile. W następnej sekundzie poczuła wilgoć na policzkach, kiedy od dawna wstrzymywane łzy ostatecznie znalazły ujście. Zanim zdążyła się zastanowić, wybuchła niepohamowanym płaczem, zaskakując tym zarówno siebie, jak i wciąż obejmującego ją Gabriela. Wyczuła, że drgnął, ale nie odsunął jej, po prostu trzymając w objęciach i czekając aż się uspokoi.

Wcale nie czuła, by zrobiła coś wyjątkowego. Wręcz przeciwnie – wciąż miała wrażenie, że zrobiła za mało. Gdyby nie Razjel i Claudia, wszyscy byliby martwi, zanim zdążyliby dobrze się zastanowić. Za to Joce…

– To nie była twoja wina – oznajmił z naciskiem Gabriel. – Nie wiem, o co się obwiniasz, ale w tej chwili przestań. Tak, mogę to wyczuć.

Zmusiła się do tego, by kiwnąć głową. Mimo wszystko potrzebowała dłuższej chwili, by się uspokoić. Wciąż drżała, kiedy ramiona wujka zniknęły, a ona wróciła do auta, ciężko opadając na tylne siedzenie.

Dopiero wtedy zauważyła Ryana i Rufusa. Obaj po prostu obserwowali, ale to jej odpowiadało. Jak długo żaden z nich nie próbował komentować tego, co się z nią działo, była w stanie to znieść.

– Jeśli już w porządku – rzucił jakby od niechcenia tata, ale i tak poczuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie – to możemy się zbierać. Nikogo już tutaj nie ma.

Claire odetchnęła. Chciała wracać do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa