Panujący dookoła chaos wydawał się
co najmniej nienaturalny. Z trudem zmusiła się do spokojnego
stania, choć tak naprawdę miała ochotę zacząć krążyć tam i z powrotem.
Co prawda pośród zmierzających w swoje strony ludzi, byłoby to co
najmniej trudne, ale Claire nie potrafiła się tym przejąć. Tym,
że i tak wraz z Ryanem zbyt mocno wrzucała się w oczy, tym
bardziej.
Wciąż do niej
nie docierało. Co więcej, jakaś jej cząstka naprawdę pragnęła rzucić
wszystko i upewnić się, że Claudia bezpiecznie dotarła do mieszkania.
W dłoni wciąż kurczowo ściskała komórkę, raz po raz spoglądając na wyświetlacz.
Właściwie sama nie była pewna, czyja wiadomość uspokoiłaby ją bardziej –
od ciotki, Razjela czy może telefon z domu, który utwierdziłby
ją w przekonaniu, że z Jocelyne wszystko w porządku. Na tyle,
na ile byłoby to możliwe.
– Hej…
Claire?
W
roztargnieniu spojrzała na Ryana. Przyczaili się w cieniu,
przynajmniej do pewnego stopnia. Wciąż trzymali się blisko ruchliwej
drogi, wyczekując pojawienia się pomocy. To wydawało się jedynym
sensownym planem, skoro Razjel nie mógł zabrać ich wszystkich.
Zresztą po tym, jak Ray zdołał dodzwonić się do Layli,
poruszanie się na własną rękę brzmiało jak najgorszy możliwy pomysł.
W milczeniu
zmierzyła swojego towarzysza wzrokiem. W pamięci wciąż miała to, że
dopiero co widziała go kulącego się na ziemi, a później
spijającego krew demona. Posoka najwyraźniej pomogła i choć Ryan dalej
wyglądał jak siódme nieszczęście, przynajmniej przestał sprawiać wrażenie
bliskiego utraty przytomności. Jego spojrzenie okazało się bystre i przytomne,
ale nie była pewna, czy to dobrze.
– Tak?
– Jaka jest
oficjalna wersja?
Zaskoczył
ją. Uniosła brwi, przez moment niepewna, co mu powiedzieć. Pragnienie, by zacząć
krążyć, wróciło ze zdwojoną siłą. Ostatecznie zdobyła się na to, żeby
przesunąć się bliżej chłopaka w nadziei, że zdołają względnie
spokojnie porozmawiać. Gdyby ktoś usłyszał za dużo…
–
Oficjalna? – powtórzyła, zniżając głos do szeptu.
Ryan
wywrócił oczami.
– Właśnie z nieba
spadł demon. Chwilę wcześniej znikąd pojawiła się wampirzyca i najwyraźniej
ją znasz. Nie ma jej teraz z nami, najwyraźniej nie bez powodu,
więc… – Urwał, potrząsając głową. – Właśnie kwitniemy przy drodze, a ty wyglądasz,
jakbyś siedziała na szpilkach. Tamten skrzydlaty koleś też nie uwzględnił
jej w planie. Mam wrażenie, że lepiej o niej nie wspominać…
Tak?
– O bogini…
– wyrwało jej się.
Nerwowym
gestem przeczesała włosy. Spojrzała Ryanowi w oczy, przez moment mając
szczerą ochotę go uściskać. Jak na kogoś, kto właśnie zobaczył dużo za dużo
i cudem uszedł z życiem, zachowywał się zadziwiająco spokojnie.
Albo
jest w szoku, dopowiedziała sobie w myślach. Oboje jesteśmy…
– Ta kobieta…
– zaczęła i zaraz się zawahała. Zebranie myśli przyszło jej z trudem.
– Claudia jest dla mnie kimś bardzo ważnym, ale… To skomplikowane –
powiedziała w końcu.
Ryan
parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. Spojrzał na nią z rozdrażnieniem,
raz po raz potrząsając głową.
– Świetnie.
Uwielbiam takie odpowiedzi – westchnął, wznosząc oczy ku zachmurzonemu niebu. –
Okej, zapytam inaczej… Mam ją przemilczeć czy niekoniecznie?
– Ja…
byłabym wdzięczna… – wykrztusiła, nie odrywając od niego wzroku.
Chyba
zaczynała rozumieć, co ujęło w nim Jocelyne. Nawet jeśli był przerażony,
nie dał niczego po sobie poznać. Co prawda miała wrażenie, że
balansował gdzieś na krawędzi wybuchu, ale to nie przeszkadzało mu
myśleć jasno. To, że nawet w tej sytuacji udało mu się wyciągnąć sensowne
wnioski, mówiło samo za siebie.
– Okej. –
Oczy chłopaka ponownie spoczęły na niej. – Dobra, kolejne pytanie… Czy to samo
tyczy się tego, co właśnie zrobiłaś?
Zesztywniała.
Sądziła, że bardziej nie zdoła wytrącić jej z równowagi, ale najwyraźniej się
myliła. Musiała mocniej zacisnąć palce wokół telefonu, by przypadkiem go
nie upuścić.
– To, co
zrobiłam…
– W sklepie
– nie dawał za wygraną Ryan. – Zaatakowałaś go. Wywróciłaś regał,
ale…
Potrząsnęła
głową. Nie sądziła, że zauważył akurat to. W gruncie rzeczy sama nie dowierzała,
że udało jej się to zrobić. Moment, w którym wyciągnęła przed
siebie ręce…
– Nie wiem,
co masz na myśli – wymamrotała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. –
Joce wykorzystała moc. Wystraszyła się i…
– Wiem, co
widziałem – przerwał zniecierpliwionym tonem. – Tak jak i to, że nie jesteś
telepatką… Ale okej, uznajmy, że rozumiem.
Wpatrywała się
w niego z niedowierzaniem, czując jak serce trzepoce jej się w piersi.
Może powinna być z nim szczera. Zasłużył sobie chociaż na tyle,
zwłaszcza że najwyraźniej zamierzał trzymać język za zębami. Z drugiej
strony… Co miała mu powiedzieć? Czegoś nie dało się wytłumaczyć w pięć
minut, na dodatek tkwiąc na środku ruchliwej drogi.
Ostatecznie
nie wykrztusiła z siebie nawet słowa. Po prostu skinęła z wdzięcznością
głową, wciąż pełna wątpliwości. Chciała mu wierzyć. Jocelyne to robiła,
najpewniej nie bez powodu. Miała zresztą wrażenie, że Ryan mógłby ją
zrozumieć. Ktoś, kto wciąż gubił się we własnym jestestwie, miał szansę
uznać za względnie normalne rozterki kogoś, kto z wiary w naukę
musiał nagle przejść do codzienności, którą rządziła się magia.
Dyskretnie
spojrzała na swoje dłonie. Wciąż drżały, zresztą Claire nadal mogła wyczuć
lepkość krwi Jocelyne. Co prawda kilka minut spędziła, próbując oczyścić ręce,
ale i tak czuła się źle. Prawda była taka, że marzyła tylko o tym,
by zaszyć się w łazience, a potem przynajmniej godzinę
spędzić w wannie. Wątpiła, by to w cudowny sposób sprawiło,
żeby poczuła się lepiej, ale…
– Jeszcze
jedno pytanie – doszedł ją jakby z oddali głos Ryana. Natychmiast
przeniosła na niego wzrok. – Co z Jocelyne?
Bała się,
że prędzej czy później poruszy ten temat. W zasadzie musiałaby
zgłupieć, by wierzyć, że nie zamierzał tego zrobić. Mimo wszystko
wzdrygnęła się, w ostatniej chwili powstrzymując instynktowne pragnienie,
by cofnąć się o krok.
– Razjel
nie pozwoli jej skrzywdzić. Zabrał ją do domu, więc Carlisle…
– Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się niechcianych myśli. Ucisk, który
nagle poczuła w gardle, dawał jej się we znaki. – Będzie w porządku.
Musi.
Chciała w
to wierzyć. Claudia zdołała zatamować krwawienie, ale to nie rozwiązywało
najważniejszego problemu. O tym wciąż nie chciała myśleć,
wystarczająco przerażona na wspomnienie tego, ile wysiłku musiała włożyć,
kiedy dotarło do niej, że kuzynka dosłownie umiera jej w ramionach.
Podczas reanimacji była tak napięta, że do tej pory bolało ją całe
ciało, choć i to wydawało się przytłumione przez strach.
Ryan
spojrzał na nią dziwnie, wystarczająco wymownie, by nabrała pewności,
że taka odpowiedź go nie satysfakcjonowała. Och, jakoś w to nie wątpiła.
Nie był głupi. Może i trwał w tym świecie zaledwie kilka
miesięcy, ale najwyraźniej dostrzegał dość, by wyciągać właściwe
wnioski, Obawiała się, że zdążył już dodać dwa do dwóch i pojąć, że
ugryzienie przez wilkołaka nie mogło skończyć się dobrze. Nie w tym
przypadku.
Nie
zapytał, ale Claire była aż nadto świadoma wiszącego gdzieś między nimi
pytania. Nie odważyła się poruszyć tematu, choć przecież dobrze
wiedziała. I, słodka bogini, przerażało ją to, ale…
Przestała o tym
myśleć w chwili, w której dostrzegła znajomy samochód. Wszędzie
byłaby w stanie rozpoznać czarnego lexusa Nessie, zwłaszcza że w ostatnim
czasie spędziła w nim wystarczająco dużo czasu. Szybko też zorientowała
się, że i tym razem nie prowadziła go ciocia, jednak nieobecność
Renesmee wydała jej się w pełni uzasadniona.
Dopadła do auta,
ledwo tylko to zjechało na bok. Nie musiała mieć prawa
jazdy, by zorientować się, że miejsce, które wybrał Gabriel, nie miało
nic wspólnego z przepisami, ale i to uznała za mało znaczące.
W tamtej chwili potrzebowała tylko jednej osoby.
– Mamo! –
jęknęła, przy pierwszej okazji wpadając Layli w ramiona.
Były
znajome, ciepłe i zwiastowały bezpieczeństwo. Wtuliła się w wampirzycę,
dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak bardzo się trzęsła. Schowała twarz
w jasnych włosach, w kojącym zapachu próbując doszukać się czegoś,
co pozwoliłoby jej odzyskać utraconą równowagę. Chciała płakać, ale powstrzymała
się, dochodząc do wniosku, że to mogło poczekać. Już i tak zbytnio
wrzucali się w oczy.
– Już
dobrze… Hej, w porządku – usłyszała tuż przy uchu. Layla z czułością
przeczesała jej włosy. Chwilę później dłonie matki wylądowały na ramionach
Claire, kiedy ta zdecydowała się ją odsunąć. – Nic ci nie jest?
– upewniła się, mierząc dziewczynę wzrokiem.
– Jestem
cała – odpowiedziała bez wahania. Pomijając to, że chwiała się na nogach,
gotowa przysiąc, że za moment wywróci się od nadmiaru emocji,
nie czuła, by coś jej dolegało. – Ja tylko…
– W porządku
– odetchnęła Layla, ujmując ją pod brodę.
Claire
poczuła, jak uchodzi z niej całe napięcie. Nie miała pewności, czy to za sprawą
wpływu, telepatii czy może samej tylko bliskości kobiety, ale było
jej wszystko jedno. Odetchnęła, próbując się uspokoić. Chciała
przynajmniej udawać, że sytuacja była opanowana.
Wyczuła
ruch u swojego boku. I bez patrzenia wiedziała, kto koło niej
stoi. Odwróciła się powoli, przez moment wciąż zdolna skupić co najwyżej
na kojącej bliskości Layli.
Trudno było
jej ocenić, czego powinna spodziewać się po Rufusie. Do pewnego
stopnia obawiała się zimnej furii, której doświadczyła we Florencji. Co
prawda tym razem okoliczności były inne, ale i tak zawahała się, nim
zdecydowała się spojrzeć ojcu w oczu. Kłamanie Ryanowi wyszło jej beznadziejnie,
a skoro tak…
–
Uspokoiłaś się? – zapytał cicho, wyjątkowo łagodnie. Nie miała jeszcze
pewności, co to oznaczało, ale brak gniewu w jego tonie uznała
za obiecujący.
Skinęła
głową. Nie zaprotestowała, kiedy wampir przesunął się bliżej.
– Tato…
– Po kolei.
Powiedz, co się stało.
Odetchnęła.
Tyle mogła, choć w głowie wciąż miała przede wszystkim pustkę. Nie miała
pewności, ile tak naprawdę zdążył zdradzić Ryan, kiedy dodzwonił się
do Layli.
– W samochodzie
– zasugerowała mama. – To chyba złe miejsce.
Nikt nie zaprotestował.
Claire poczuła się pewniej, kiedy w końcu znalazła miejsce, żeby
usiąść. Co prawda to nadal nie rozwiązywało najważniejszego problemu,
ale przynajmniej nie miała już poczucia, że za moment traci
równowagę. Wciąż drżała, ale również to stało się bardziej
znośne.
Gabriel nie odezwał się
nawet słowem. Przy pierwszej okazji odpalił silnik, ale nic nie wskazywało
na to, żeby kierował się do domu.
– Zacznij
od tego, gdzie jest ten sklep, amore – zasugerował, nie odrywając
wzroku od drogi.
W lusterku
podchwyciła spojrzenie przypominających dwie czarne dziury oczu. Gabriel
wyglądał na opanowanego, ale szybko zorientowała się, że to wyłącznie
pozory. Sposób, w jaki wujek zaciskał dłonie na kierownicy, wydawał się
mówić sam za siebie.
– Joce… –
zaczęła, ale jedynie potrząsnął głową.
– Nessie
tam pojechała. Na razie nie dzwoniła, ale może i lepiej
– odparł wymijająco. – Zacznijmy od tego miejsca.
Kolejny raz
poczuła wdzięczność względem Ryana, kiedy zdecydował się tak po prostu
wtrącić i wskazać odpowiednie miejsce. Nie odeszli daleko, nie chcąc
niepotrzebnie kusić losu. Co prawda dość mało prawdopodobne wydawało się, by Charon
ot tak wrócił do uliczki, w której próbował ich pozabijać,
ale i tak woleli tego nie sprawdzać. Claire i tak poczuła,
że robi jej się słabo, kiedy myślała o ponownym przekroczeniu małego
sklepiku Flory.
– Co to w ogóle
za miejsce? – rzucił z powątpiewaniem Rufus.
– Sklep
ezoteryczny. Coś w tym stylu – przyznała, wzruszając ramionami.
Westchnęła, czując na sobie jego wymowne spojrzenie. – Jocelyne
chciała coś sprawdzić.
– W sklepie
ezoterycznym? – powtórzył, patrząc na córkę tak, jakby widział ją po raz
pierwszy.
– Brzmiało
lepiej niż wklepanie „prawie wampir widzi duchy poradnik” w Google –
mruknął Ryan.
O
bogini, jest dla mnie za dobry, pomyślała w oszołomieniu. Co
prawda wciąż czuła się tak, jakby stąpali po cienkim lodzie, ale wsparcie
chłopaka wydawało się lepsze niż nic.
– Dobra,
nieważne. – Spojrzenie wampira na powrót skupiło się na Claire.
– Charon…
Mimowolnie się
wzdrygnęła.
– Jesteś na mnie
zły? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
Przez jego twarz
przemknął cień. Spojrzał na nią dziwnie, na swój sposób z wyrzutem,
choć prawie natychmiast zdołał nad sobą zapanować.
– A mam
powody? – rzucił wymijająco.
Nie
odpowiedziała. Bez słowa wtuliła się w Laylę, aż nazbyt świadoma
tego, że mama wciąż jej się przypatrywała. Atmosfera w aucie
zgęstniała, ale i tak wydawała się lepsza od krzyków i bezpośrednich
oskarżeń.
Ale o tym
Claire wolała nie myśleć.
– Clairie…
– doszedł ją ponownie głos ojca. Coś w sposobie, w jaki się do niej
zwrócił, przekonało ją, by na niego spojrzeć. – Czego chciał?
Wykluczam przypadek – dodał i choć zabrzmiało to niewinnie,
zrozumiała, że powinna uważać na słowa.
Spodziewała się
tego. Na to jedno pytanie zresztą mogła odpowiedzieć bez cienia
wahania czy konieczności kłamstwa.
– Tego, co
ostatnim razem – szepnęła, przymykając oczy.
Rufus nie odpowiedział.
Mogła się tego spodziewać i to nie tylko dlatego, że tuż obok
siedzieli Gabriel i Ryan. Oczywiście, że mogła się tego po nim
spodziewać. Jak długo nie musiał, nie byłaby w stanie zmusić go
do rozmowy o Claudii. Może gdyby wspomniała o czynnym udziale
ciotki, ale… tego nie mogła zrobić.
Przez
chwilę jechali w ciszy. Znów znalazła się w objęciach Layli, co
przyjęła z ulgą. Milczenie co prawda zaczynało doprowadzać ją do szału,
ale w obecnej sytuacji wydawało się najbezpieczniejsze.
Prawie nie zarejestrowała
momentu, w którym auto się zatrzymało.
– To tu?
– zapytał cicho Gabriel.
Wysiadł,
zanim zdążyłaby mu odpowiedzieć. Jeden rzut oka w głąb uliczki wystarczył,
by rozwiać wszelakie wątpliwości. Przestrzeń przed sklepem wyglądała jak
jedno wielkie pobojowisko, niejako rozwiewając wszelakie wątpliwości. Rozbite
szkło i przesycający powietrze zapach krwi mówiły same za siebie.
Claire
zacisnęła usta. Za nic nie chciała tam wracać.
– Zostań z nią
– rzucił Rufus i tym razem nie miała do niego pretensji, że
potraktował ją tak, jakby wcale nie siedziała tuż obok niego. –
Porozmawiamy później. Zwłaszcza że… Cóż, demon? – zapytał, nie kryjąc
sceptycyzmu.
– Razjel
nam pomógł – przyznała zgodnie z prawdą. – Pewnie przez wzgląd na Elenę.
Rozpoznał mnie i Joce z otwarcia klubu.
Wampir z niedowierzaniem
potrząsnął głową.
– Nie wierzę,
że to mówię, ale może jednak się na coś przydała – stwierdził,
wycofując się. – Zostań tu. A ty… – Jego spojrzenie spoczęło na Ryanie.
– Ty się możesz przydać.
Chłopak nie odezwał się
nawet słowem, po prostu wyślizgując z auta. Claire powstrzymała się
od uwagi na temat tego, czy taka forma prośby była uprzejma. Jak
znała ojca, zwłaszcza w tej sytuacji mogła uznać to za szczyt
jego możliwości. Nie mogła zresztą ukryć, że opustoszały samochód był
jej na rękę.
Dla
pewności chwyciła mamę za ramię, nie chcąc ryzykować, że ta postanowi
ruszyć za mężem i bratem. Musiała z nią porozmawiać. To wciąż
było ryzykowne, ale po kilku sekundach napięcia i odczekaniu do momentu,
aż cała trójka zniknęła w sklepie Flory, w końcu zdecydowała się
spojrzeć na Laylę.
– Claudia
była z nami – oznajmiła bez chwili zastanowienia.
Layla
spojrzała na nią z niedowierzaniem. W błękitnych oczach pojawił się
błysk niepokoju. To i zrozumienie, którego Claire tak bardzo
potrzebowała.
– Poszła z wami?
Ale…
Dziewczyna
potrząsnęła głową. Zdecydowała się przerwać, aż nazbyt świadoma, że miały
mało czasu.
– Przyszła
w ostatniej chwili – wyjaśniła cicho. – Uratowała nas. Razjel pojawił się
później – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Zauważyła,
że Layla blednie. Na szczęście prawie natychmiast wzięła się w garść.
Claire poczuła znajome już muśnięcie mocy, więc po prostu zamknęła
oczy, dopuszczając mamę do swojego umysłu. Wyjaśnienie wszystkiego, co
stało się w tak krótkim czasie, mogłoby zająć wieki.
Mama
wycofała się równie szybko, co sięgnęła do wspomnień. Przez chwilę
siedziała w bezruchu, w pośpiechu analizując to, co zobaczyła.
– O bogini…
– wyrwało jej się. – Ona…
Nie
dokończyła, ale tak naprawdę nie musiała. Claire czuła, że nadmiar
emocji i tak żadnej z nich nie służył.
– Boję się
– wyszeptała, wbijając wzrok w swoje dłonie. Nerwowo zacisnęła obie w pięści.
– Boje się tego, że on pójdzie za nią. Odszedł przez Razjela, ale…
– Coś
wymyślę – ucięła stanowczo Layla.
To też jej się
nie podobało, ale tak naprawdę nie miała wyboru. Wyjście na miasto
nie wchodziło w grę. Na pewno nie tego wieczora. Nawet
gdyby chciała, nie miała szansy niezauważenie dostać się do mieszkania
Claudii, by upewnić się, że wszystko w porządku. Co prawda Claire
czuła się na tyle zdesperowana, by zrobić to nawet kosztem
ściągnięcia na ciotkę całej rodziny, ale bała się, że zanim zdołałaby
wszystko wyjaśnić, wydarzyłoby się coś złego. Charon mógł być
gdziekolwiek, zwłaszcza teraz, gdy w końcu znalazł swój główny cel.
Narażanie
mamy nie brzmiało ani trochę lepiej. Claire skrzywiła się, czując
narastające mdłości. Znów wtula się w pierś wampirzycy, w ciepłych
ramionach szukając przede wszystkim bezpieczeństwa. Nie miała pojęcia co
robić, a jakby tego było mało…
– To źle,
że on ją ugryzł, prawda? – wyszeptała, nie mogąc powstrzymać się przed
zmianą tematu.
To, że
kuzynka omal nie wykrwawiła się w jej ramionach, stanowiło
zaledwie początek problemów. Na temat wilkołaków Claire wiedziała dość, by zrozumieć,
ale wciąż miała nadzieję, że coś jej umykało. Może z Jocelyne
sprawy miały się inaczej. Może jej ludzka cząstka mogła…
– Joce jest
silna. – Layla nawet się nie zawahała. – Żyje i to się liczy.
Wyczuła po brzmieniu
tych słów, że to wcale nie było takie proste. Mogła się wręcz
założyć, że za zapewnieniami mamy kryło się coś więcej, ale chcąc
nie chcąc powstrzymała się od pytań. Tak naprawdę wcale nie chciała
wiedzieć, przynajmniej na razie. Czasami oszukiwanie samej siebie wcale
nie wydawało się takie złe.
– Nie tylko Joce
– usłyszała i omal nie wyszła z siebie, kiedy tuż obok usłyszała
melodyjny głos Gabriela.
Nie
zauważyła, w którym momencie pojawił się obok. Tym bardziej nie zarejestrowała,
by otworzył drzwi auta po jej stronie. W efekcie niewiele
brakowało, by serce prawie wyskoczyło jej z piersi, gdy Gabriel
tak po prostu chwycił ją za nadgarstek, zdecydowanym ruchem
przymuszają do tego, żeby wysiadła. Poddała mu się, pełna obaw, zwłaszcza
że podobnego zachowania spodziewałaby się raczej po ojcu.
A potem
wylądowała w ramionach Gabriela i to wystarczyło, by jeszcze
bardziej ją zdezorientować.
Czy jakimś
cudem wychwycił wspomnienia jej albo Layli? Czy wiedział, że…?
– Wybacz
gwałtowność, ale… Ryan powiedział mi, co zrobiłaś – szepnął jej wprost do ucha.
Wtedy zrozumiałam, że nie był zły. Wręcz przeciwnie. – Jak chroniłaś Joce.
Jak ją stamtąd zabrałaś. – Niemal z czułością przeczesał ciemne włosy
bratanicy palcami. – Dziękuję, Claire.
– J-ja…
Ucisk w gardle
przybrał na sile. W następnej sekundzie poczuła wilgoć na policzkach,
kiedy od dawna wstrzymywane łzy ostatecznie znalazły ujście. Zanim zdążyła się
zastanowić, wybuchła niepohamowanym płaczem, zaskakując tym zarówno siebie, jak
i wciąż obejmującego ją Gabriela. Wyczuła, że drgnął, ale nie odsunął
jej, po prostu trzymając w objęciach i czekając aż się uspokoi.
Wcale nie czuła,
by zrobiła coś wyjątkowego. Wręcz przeciwnie – wciąż miała wrażenie, że
zrobiła za mało. Gdyby nie Razjel i Claudia, wszyscy byliby
martwi, zanim zdążyliby dobrze się zastanowić. Za to Joce…
– To nie była
twoja wina – oznajmił z naciskiem Gabriel. – Nie wiem, o co się
obwiniasz, ale w tej chwili przestań. Tak, mogę to wyczuć.
Zmusiła się
do tego, by kiwnąć głową. Mimo wszystko potrzebowała dłuższej chwili,
by się uspokoić. Wciąż drżała, kiedy ramiona wujka zniknęły, a ona
wróciła do auta, ciężko opadając na tylne siedzenie.
Dopiero
wtedy zauważyła Ryana i Rufusa. Obaj po prostu obserwowali, ale to jej odpowiadało.
Jak długo żaden z nich nie próbował komentować tego, co się z nią
działo, była w stanie to znieść.
– Jeśli już
w porządku – rzucił jakby od niechcenia tata, ale i tak poczuła
na sobie jego przenikliwe spojrzenie – to możemy się zbierać.
Nikogo już tutaj nie ma.
Claire
odetchnęła. Chciała wracać do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz