28 grudnia 2021

Sto trzydzieści trzy

Claudia

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Na moment zabrakło jej tchu, kiedy jakaś niewidzialna siłą pociągnęła ją… prosto w pustkę. Tak przynajmniej poczuła się w pierwszej chwili, choć zdrowy rozsądek podpowiadał Claudii, że w rzeczywistości nie ruszyła się nawet o milimetr.

Zmysły za to sugerowały coś innego. Nagle znalazła się w zupełnie innym miejscu na sali, świadoma panującego dookoła zamieszania. Ktoś przemawiał. Ludzie dookoła słuchali wrzucającego się w oczy mężczyzny z mikrofonem. Kobieta, której miejsce zajęła Claudia, okazała się go znać. Wiedziała, że miał na imię Emanuel.

Założyciel, uświadomiła sobie. Ten, który…

Nie miała okazji, żeby dokończyć tej myśli.

Wyczuła ruch za plecami. Gdyby mogła, zareagowałaby błyskawicznie, ale kobieta z wywołanego wspomnienia nie miała szansy się obronić. Nawet kiedy poczuła ból, nie od razu dotarło do niej, że ktoś właśnie odciągnął ją do tyłu, by z przerażającą wręcz wprawą poderżnąć gardło.

Claudia wydała z siebie zdławiony jęk. Poczuła krew, która jak na zawołanie wypełniła gardło i płuca. Zakrztusiła się, tym razem nie odczuwając z obecności posoki żadnej obecności. Nie, skoro właśnie umierała, dokładnie jak tamta kobieta i…

Wizja zmieniła się. Wylądowała w innej części sali, tym razem żeby odkryć, że ktoś z głośnym wrzaskiem rzucił się na nią, zaciskając obie dłonie na jej gardle. Nie miała nawet pewności, czy tym razem umierała jako kobieta, czy jako mężczyzna.

Kolejna zmiana. Wraz z panikującym towarzystwem tłoczyła się w miejscu, w którym powinno być wyjście. Tyle że drzwi nie było.

Stała po środku sali, unikając ludzi po obu stronach. Coś przykuło jej uwagę, choć nie od razu pojęła na co patrzy. Serce kolejnego człowieka, którego oczami spoglądała na niedawną tragedię, zabiło mocniej, kiedy dostrzegła piękną, skrzydlatą postać. Miriam tkwiła w samym środku zamieszania, wymachując nożami, ale pryz tym okazując o wiele mniej morderczych odruchów niż zebrane dookoła towarzystwo.

Czemu…?

Jakby w odpowiedzi na to pytanie, perspektywa znów się zmieniła. Sala zniknęła. W zamian Claudia spojrzała na świat oczami zupełnie innej osoby – błyskawicznie przemierzającej korytarze hotelu. Potrzebowała chwili, by pojąć, że to Emanuel, jednak kiedy spróbowała prześledzić jego umysł, napotkała się z oporem. Cokolwiek robił, w tamtej chwili skupiał się wyłącznie na biegu.

Wpadł do pokoju. Starannie zamknął za sobą drzwi, jednak nie trudził się blokowaniem ich z pomocą zamka. Czekał na coś…

Na kogoś.

Nie wyczuła w nim żalu, zero wątpliwości. Jakby to, na co właśnie zezwolił w sali, było właściwe. Wierzył w to całym sobą, nie zadając zbędnych pytań. Claudia nie rozumiała, zwłaszcza że przez wieki wampirzego życia nauczyła się jednego: nie w ten sposób funkcjonowali ludzie. Reagowali instynktownie, czasem lekkomyślnie, ale niezmiennie coś kryło się za ich motywami – choćby zwykła potrzeba przeżycia. Nikt o zdrowych zmysłach nie zniszczyłby projektu, nad którym pracował latami, nie mając do tego przesłanek. Co więcej, niezależnie od wszystkiego, ludzie nie mieli w zwyczaju zabijać siebie nawzajem tylko dlatego, że akurat poczuli taką potrzebę.

Coś jej umykało. Musiało, a jednak…

Chciała wychwycić cokolwiek w umyśle Emanuela, ale nie była w stanie. W gruncie rzeczy to, co robił – jego słowa, reakcje, nawet emocje – wydawały się… proste. Claudia czuła się sobą i to wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi. Nie w ten sposób powinno to wyglądać. Może i od dawna nie korzystała z magii, ale pewnych rzeczy się nie zapominało.

Muszę uciekać, pomyślała, ale nie przerwała wizji. Wciąż spoglądała na hotelowy pokój, by w końcu…

Chyba krzyknęła – może z bólu, może w ramach protestu. Dźwięk pękającego szkła wydawał się zbyt głośny. Początkowo nawet nie zarejestrowała momentu, w którym mężczyzna rzucił się przez zamknięte okno.

Uderzył ją chłód powietrza. Świat wydawał się zwolnić i skurczyć tylko do tego jednego momentu. Aż nazbyt wyraźnie poczuła, że traci grunt. Widziała wciąż unoszące się w powietrze odłamki szkła, które…

– WYSTARCZY!

Tyle że wizja nie chciała ustąpić. Przynajmniej zmieniła się, nim Claudia zdążyła sprawdzić, co znaczyło umrzeć na miejscu przy upadku z siódmego miejsca. Przez chwilę wciąż czuła się, jakby spadała, ale prawie natychmiast uczucie to ustąpiło miejsca czemuś innemu. Znów poczuła się tak, jak na początku – jakby opadała w głębiny, choć zamiast wody, ze wszystkich stron napierała na nią wyłącznie ciemność.

Spróbowała się poruszyć, ale nie była w stanie. Strach uderzył w nią z całą mocą, choć z uporem próbowała go ignorować. Nie chciała się bać. Nie teraz. Najpierw musiała odzyskać kontrolę nad sytuacją i…

– Och – usłyszała tuż za plecami. Zanim zdążyła się zastanowić, cudze ramiona niemalże z czułością otoczyły ją od tyłu. Na policzku poczuła ciepły, spokojny oddech. – To niefortunne.

– Kto…?

Choć miała wrażenie, że nie wydała z siebie żadnego dźwięku, ograniczając się wyłącznie do nic nieznaczącego ruchu warg, intruz jakimś cudem ją usłyszał.

Zesztywniała, kiedy obejmujące ją dłonie się przesunęły. Cudze palce zacisnęły się na jej barkach, w następnej sekundzie zmuszając zdezorientowaną Claudię do tego, żeby się odwróciła.

Spodziewała się wielu rzeczy. W pamięci miała słowa Claire o świecie Ciemności i samym ojcu demonów. I choć perspektywa spotkania akurat z nim wydawała się co najmniej nieprawdopodobna, wampirzyca do samego końca podświadomie wyczekiwała mężczyzny.

Pomyliła się.

Uniosła brwi. W oszołomieniu zmierzyła wzrokiem drobną postać, która – uśmiechając się w ujmujący, przesadnie uroczy sposób – spojrzała jej prosto w oczy. Claudię zaskoczył zarówno widok płomiennorudych oczu, jak i lśniących niepokojąco szmaragdowych tęczówek. Choć dziewczyna, która ją trzymała, wyglądała młodziutko, kobieta nie dała się zwieść. Kiedy było się nieśmiertelnym, wiek tracił na znaczeniu.

– Więc miał rację – odezwała się nieznajoma, nie przestając się uśmiechać. – Wyczułam twoją moc. Jesteśmy takie same – stwierdziła, parskając śmiechem.

Claudia szarpnęła się. Tym razem zdołała się poruszyć, ale uścisk dziewczyny okazał się zaskakująco mocny. Tyle wystarczyło, by do wampirzycy dotarło, kto sprowadził ją do tego miejsca. Emanująca od nieznajomej aury również okazała się znajoma.

Wiedźma. Mogła się tego spodziewać, od samego początku wyczuwając ingerencję kogoś, kto był do niej podobny, ale…

Coś zmieniło się w wyrazie twarzy nieznajomej. Uśmiech już nie wydawał się taki słodki, spojrzenie stało się niemal pogardliwe. Dłonie w końcu zniknęły z barków Claudii, jakby do dziewczyny w końcu dotarło, że ta i tak nie będzie w stanie się jej wyrwać.

– I to ma być ta siła, którą pozostawiła po sobie Lily Anne? – zapytała, wprawiając wampirzycę w jeszcze silniejsze oszołomienie. Ona wie… – Aż dziwne, że on wciąż cię nie dorwał.

Wycofała się w popłochu, tylko cudem nie potykając o własne nogi. To, o kim mówiła dziewczyna, było aż nazbyt oczywiste. Wystarczająco, by Claudia momentalnie zapragnęła zejść nieznajomej z oczu.

Dość, dość, dość…

Musiała się obudzić. Musiała, zanim…

Ocknęła się przerażona. Znów klęczała w sali konferencyjnej, drżąc i z trudem łapiąc oddech. W którymś momencie wplotła palce we włosy, kiedy chwyciła się za głowę, próbując pozbyć się niechcianych, wciąż przesuwających pod powiekami obrazów. Żołądek Claudii skręcił się, ale nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie zwymiotować.

Odetchnęła. Powoli zwiesiła ramiona, by móc wesprzeć się na dłoniach. Przytrzymując się ściany, z trudem dźwignęła się na nogi. Zawroty głowy wróciły, silniejsze niż do tej pory, choć w przypadku wampira w ogóle nie powinny mieć miejsca. Czując się tak, jakby jej od wieków martwe serce w każdej chwili mogło zacząć trzepotać się w piersi, chwiejnie ruszyła ku wyjściu.

Co to było? Kim była ta dziewczyna i…?

Potrząsnęła głową. Niezależnie od wszystkiego, musiała stąd wyjść. Chciała jak najszybciej wrócić do mieszkania, spróbować się uspokoić, a później… Och, nie miała pojęcia, ale o tym mogła pomyśleć przy innej okazji. Najlepiej wtedy, kiedy będzie miała jakiekolwiek towarzystwo, nawet gdyby miało to sprowadzać się do siedzenia w ciszy z obserwującym ją nieufnie Oliverem.

Claudia zacisnęła usta, przez moment bliska tego, by histerycznie się roześmiać. Do tego doszło? Jeszcze kiedyś podobne myśli byłyby dla niej równie abstrakcyjne, co i perspektywa zerwania pieczęci, którymi spętała swoją magię. Nie pierwszy raz nie mogła pozbyć się wrażenia, że w zaledwie kilka miesięcy pozwoliła sobie na więcej głupstw niż całe wieki ucieczki.

Wciąż roztrzęsiona, przystanęła w progu. Wyjrzała na korytarz, starając się nie rozpamiętywać szaleńczego biegu do pokoju, który odbyła wraz z Emanuelem. Tym samym, którego tajemnicza dziewczyna o promiennych włosach na odległość przekonała do tego, by wyskoczył przez zamknięte okno.

Bez zastanowienia wyciągnęła telefon. Starając się ignorować trzęsące się dłonie, wybrała jedyny numer, pod który zdarzało jej się dzwonić.

– Claire? – szepnęła, nie trudząc się jakimikolwiek wyjaśnieniami. – Jeśli masz gdzieś pod ręką mamę… Jak bardzo pokrzyżuję wam plany, jeśli poproszę, żebyście po mnie przyjechały?

 

Stojąc przy ruchliwej, wypełnionej przechodniami drodze, Claudia bardzo szybko zdążyła pożałować swojej reakcji. Kiedy emocje opadły i odzyskała nad sobą kontrolę, zapanowała nad sobą na tyle, by dojść do wniosku, że niepotrzebnie ruszała telefon. Co prawda chciała porozmawiać przynajmniej z bratanicą, ale to mogło spokojnie poczekać do wieczora.

Mimo wszystko nie wycofała się. Spotkanie z Laylą jasno dało jej do zrozumienia, że wampirzyca nie należała do osób, które wstrzymują się z pomocą. Claudia wciąż nie miała pewności, czego spodziewać się po tej kobiecie, ale o tym wolała nie myśleć. Wiedziała za to, że gdyby spróbowała powstrzymać te dwie przed przyjazdem do hotelu Hilton, najpewniej bardziej by je zmartwiła.

Krążyła niespokojnie, nie będąc w stanie ustać w miejscu. Raz po raz poprawiała płaszcz, bynajmniej nie dlatego, że było jej zimno.

Gdy w końcu zdołała wydostać się z przeklętej sali konferencyjnej (Rob wciąż spał jak zabity w miejscu, którym go zostawiła), pierwsze kroki skierowała z powrotem do łazienki. Tym razem wróciła do właściwego sobie wyglądu, nie chcąc ryzykować, że Claire i Layla przegapią ją, kiedy już się pojawią. I tak nie była w stanie się skupić, myślami raz uciekając do urywków wspomnień, które zdążyła prześledzić. Chciała je uporządkować, ale wciąż odczuwana słabość i obawy okazały się skuteczną przeszkodą.

Cóż, przynajmniej upewniła się co do podejrzeń, które naszły ją, kiedy tylko usłyszała o wydarzeniach ze zlotu. Skoro w grę wchodziła magia…

Namieszałyśmy, pomyślała ponuro. Nie wierzyła, by pojawienie się jakiejkolwiek innej czarownicy zaraz po rytuale, który odprawiła wraz z Claire, było przypadkowe. Nie po tym, co usłyszała. Oczywiście, że mnie znalazł. Ale ona…

Charon. Ta dziewczyna jak nic wspominała o Charonie. I choć Claudia nie miała pojęcia, kim była, nie podobało jej się to.

Naiwnie sądziła, że przy odrobinie szczęścia zdoła ochronić siebie i Claire. Już sama perspektywa walki z wilkołakiem, któremu pojęcie umierania pozostawało obce, wydawała się przerażająca. Jeśli do tego wszystkiego skurwiel zabezpieczył się, dla pewności znajdując sobie kogoś, kto również dysponował magią…

Nie rozumiała tego. Chyba nie chciała.

Przestała o tym myśleć, kiedy w zasięgu jej wzroku pojawił się znajomy samochód. Początkowo nie była pewna, czy przypadkiem nie pomyliła modeli (jakby w ogóle ją interesowały!), ale prawie natychmiast wątpliwości zniknęły, kiedy pojazd zatrzymał się na poboczu. Claudia w pośpiechu zajęła miejsce na tylnym siedzeniu, za wszelką cenę próbując nie okazywać, jak wielką ulgę poczuła na widok dwóch wpatrzonych w nią nieśmiertelnych.

– Co się…? – zaczęła natychmiast Layla.

– Po prostu jedź.

Nawet jeśli zamierzała się kłócić, nie zrobiła tego. Claudia odetchnęła, w końcu pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Zmęczenie uderzyło ją z całą mocą, zaskakując bardziej niż cisza, która nagle zapanowała w samochodzie. I choć była wdzięczna za brak zbędnych nacisków, coś w przeciągającym się milczeniu sprawiło, że poczuła się nieswojo.

Wbiła wzrok w przemykający za oknem krajobraz. Nawet nie próbowała skupić się na szczegółach, w gruncie rzeczy potrzebując tylko jednego: okazji, by zyskać na czasie.

– Dzięki – westchnęła. Mówiła cicho, ale nie wątpiła, że te dwie doskonale ją słyszały. – Nie powinnam. Chyba trochę spanikowałam.

– Czułam, że coś jest nie tak – wtrąciła z wahaniem Claire.

Claudia natychmiast przeniosła na nią wzrok. W lusterku podchwyciła spojrzenie jasnych, niemalże srebrzystych oczu bratanicy.

– Masz dla mnie haiku? – zapytała, siląc się na uśmiech.

Claire potrząsnęła głową.

– Na szczęście nie.

– Na szczęście – podchwyciła Layla – powiedziałam Nessie, że zajmuje samochód na cały dzień. Oficjalnie jesteśmy na zakupach.

Uniosła brwi, przez chwilę niepewna czy powinna się śmiać, czy płakać. Nie tego oczekiwała, kiedy wspominała im, że mogą wpaść wieczorem. Jasne, po Claire mogła spodziewać się natychmiastowej rekcji, ale jej matka…

Zawahała się. Jak źle wyglądała, skoro ta kolejny raz sprawiała wrażenie zatroskanej? A może po prostu Layla była równie szalona, co i jej córka.

– Teraz powiesz, co się stało? Nie chcę być złośliwa, ale… – Wampirzyca zawahała się. Lekko przekrzywiła głowę, jakby spojrzenie na Claudię pod innym kątem mogło pozwolić jej wyciągnąć dodatkowe wniosku. – Źle wyglądasz. I nie chodzi mi tylko o to, że jesteś zdenerwowana.

Dziękuję bardzo!

Zacisnęła usta. Znów wbiła wzrok w przemykającą drogę, próbując zebrać myśli. Gdyby przynajmniej wiedziała, od czego powinna zacząć…

– Powiem wam, kiedy wrócimy do mieszkania – powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Ale najpierw… Obawiam się, że muszę zapolować. I to szybko.

– Co znaczy, że musisz…? – Layla momentalnie się spięła. – Nie prosisz teraz o wycieczkę do lasu, prawda?

Claudia wywróciła oczami. O, tak! W końcu uganianie się za sarną było dokładnie tym, czego potrzebowała!

Musiała ugryźć się w język, żeby powstrzymać się od złośliwości. I tak nie miała na to nastroju. Zmęczenie wciąż dawało jej się we znaki, bardziej irytujące niż faktycznie uciążliwe. To przynajmniej próbowała sobie wmawiać, woląc nie zastanawiać się, jak wytłumaczyłaby, że jako wampir naprawdę miała wrażenie, że za moment zemdleje.

I potrzebowała krwi.

Przełknęła z trudem, starając się ignorować palenie w gardle. Próbowała nie patrzeć w szczególności na Claire, zwłaszcza że to jej krew okazała się pachnieć najbardziej intensywnie. W pamięci wciąż miała krwawą masakrę, która rozegrała się na jej oczach, kiedy zdecydowała się sprawdzić salę konferencyjną. Nie mogła zapomnieć zwłaszcza momentu, w którym zaczęła dosłownie topić się w posoce, kiedy ktoś poderżnął jej gardło i…

Nie, dużo prościej było o tym nie wspominać.

Dla pewności zacisnęła dłoń na brzegu fotela, choć wątpiła, by w ten sposób zdołała się powstrzymać. Wstrzymała oddech, z dwojga złego woląc znosić pytające pytania, niż ryzykować, że przypadkiem posunie się za daleko.

W lusterku ponownie podchwyciła zarówno spojrzenie Claire, jak i błękitnych oczu Layli. Tym razem wzrok tej drugiej okazał się bardziej zdecydowany. Zanim Claudia zdecydowała, czy powinna dodać coś jeszcze, czy może zażądać natychmiastowego zatrzymania samochodu i wysiąść, wampirzyca po prostu zdecydowała się działać. Auto gwałtownie skręciło, nagle zmieniając kierunek.

– Zaufajcie mi – rzuciła lakonicznie Layla.

Gdyby to było takie proste! Nie żeby w ogóle pamiętała, co oznaczało darzyć choćby szczątkowym zaufaniem kogoś, kto miał dość powodów, by puścić ją z dymem. Mimo wszystko nie odezwała się nawet słowem, dochodząc do wniosku, że nie ma wyboru. Jakby nie patrzeć, sama zadzwoniła z prośbą o pomoc.

Layla okazała się aż nadto przytomna. Bez zbędnych wyjaśnień zatrzymała się przed jednym z budynków, zostawiając auto w najbardziej odległym, zacienionym kącie parkingu. Bez słowa wysiadła, nie trudząc się zamykaniem drzwi. W powietrzu, które natychmiast wpadło do środka, było coś kojącego, ale Claudia i tak zdecydowała się wysiąść. Ciężko oparła się o samochód, wzrokiem odprowadzając pospiesznie zmierzającą ku wejściu wampirzycę. Widziała, jak jej jasne włosy podskakując przy każdym kolejnym kroku.

Powiodła wzrokiem dookoła, w końcu znajdując tabliczkę z nazwą placówki. Za plecami wychwyciła ruch, co utwierdziło ją w przekonaniu, że Claire najwyraźniej nie zamierzała grzecznie czekać na miejscu pasażera.

– Szpital – rzuciła szeptem. Skrzywiła się, kiedy głód znów doszedł do głosu. – Co ona planuje?

– Pewnie mają centrum krwiodawstwa – wyjaśniła pospiesznie Claire. – Ten był najbliżej. Wyglądasz…

– Jak?

Pospiesznie przeniosła wzrok na bratanicę. Tyle wystarczyło, by ta momentalnie się zarumieniła.

– Słabo – przyznała w końcu. – Nie wiem, jak to opisać. Gorzej niż wtedy, gdy pokazywałaś mi jak działa magia.

Claudia westchnęła. Tak, mogła sobie to wyobrazić. Jakby tego było mało, aż nazbyt wyraźnie wyczuła niezadane pytanie, które jak nic dręczyło Claire.

– Tym razem… nie przyspieszałam cząsteczek – wyznała wymijająco.

To nie była odpowiedź – nie taka, która mogłaby usatysfakcjonować kogokolwiek – ale na więcej nie potrafiła się zdobyć. Gdyby chodziło tylko o tę dziewczynę, mogłaby powiedzieć więcej. Problemem wciąż pozostawała Layla, zwłaszcza że Claudia szczerze wątpiła, by Claire wyjaśniła jej wszystko. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że wampirzyca była nieco bardziej otwarta na rewelacje niż jej córka.

Wyśledziła mnie w starych rejestrach. Co jak co, ale na pewno jest zdeterminowana…

Niewiele brakowało, by Claudia zdołała się uśmiechnąć.

Czekały przed szpitalem niecały kwadrans. Tyle potrzebowała Layla, by z niepewnym uśmiechem wrócić do samochodu. Nie odezwała się słowem, póki znów nie znalazły się w środku, dopiero wtedy decydując się wyjąć spod ubrania dwa plastikowe woreczki.

– Mam tylko tyle – wyjaśniła z przepraszającym uśmiechem. – Za bardzo rzucałabym się w oczy. Ja…

– Nie wierzę, że to zrobiłaś – wyrwało się Claudii.

Przyjęła plastikowe torebki, ostrożnie ważąc je w dłoni. Z trudem powstrzymała się przed instynktownym pragnieniem, by natychmiast przegryźć jedną z nich i w zdecydowanie nieprzyjemny dla oka sposób pozbyć się całej zawartości. Potrzebowała chwili, by zapanować nad nerwami i upewnić się, że w pobliżu samochodu nie kręci się nikt niepowołany.

Krew okazała się zimna i nieprzyjemnie gęsta, ale to wciąż było lepsze niż nic. Na początek wystarczyła, choć trochę rozjaśniając Claudii w głowie. Co prawda głód nie ustąpił, ale stał się wystarczająco znośny, by mogła go zignorować.

Uspokojona, oparła czoło o chłodną szybę. Na ułamek sekundy przymknęła oczy.

– Lepiej ci? – doszło ją jakby z oddali.

– Lepiej – przyznała zgodnie z prawdą. – Chociaż niepotrzebnie się kłopotałaś. To nie tak, że skoczyłabym na pierwszego lepszego przechodnia…

– Nie o to chodzi – zniecierpliwiła się Layla. – Nie jestem za zabijaniem bez powodu, ale… Och, po prostu nie wyglądałaś, jakbyś była w stanie polować.

A co to niby miało znaczyć?

Pospiesznie wyprostowała się na swoim miejscu. Natychmiast zmierzyła wampirzycę wzrokiem, mimo wątpliwości dochodząc do wniosku, że… Layla najpewniej mówiła prawdę. Kolejny raz uderzyło ją to, że wampirzyca sprawiała wrażenie szczerze zmartwione. Z jakiegoś powodu naprawdę się przejmowała.

Pospiesznie uciekła wzrokiem gdzieś w bok. To nie pomogło, ale… sprawiło, że poczuła się lepiej. Tylko trochę, ale musiało wystarczyć.

– Teraz w końcu powiesz, co się stało? – zapytała wprost Layla.

– Jeśli w końcu odpalisz ten samochód. – Claudia nerwowym gestem przeczesała włosy. Skrzywiła się, uświadamiając sobie, że jej głos zabrzmiał o wiele oschlej niż planowała. – Wybacz. Jestem zdenerwowana. Ja…

– Jesteś przerażona – poprawiła cicho wampirzyca.

Dopiero wtedy dotarło do niej, że to prawda. Kiedy głód ustąpił, już nie miała niczego innego, na czym mogłaby się skupić, by zagłuszyć emocje.

– Ale za to wiem, co stało się w hotelu Hilton – oznajmiła wprost. – Nie tak to sobie wyobrażałam, ale… – Zawahała się. Wyraźnie widziała, że oczy Layli nieznacznie się rozszerzyły. – Dowiedziałaś się… czego wyjątkowego po tym, jak wczoraj ode mnie wyszłyście? – rzuciła jakby od niechcenia.

– Hm… Niekoniecznie.

Skinęła głową. Mogła się tego spodziewać. W zasadzie nawet nie miała Claire za złe przemilczenia oczywistych kwestii.

– Więc najpierw wróćmy do mnie. To nie jest dobra rozmowa do prowadzenia, kiedy siedzisz za kierownicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa