Wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Na moment zabrakło jej tchu, kiedy jakaś niewidzialna siłą pociągnęła
ją… prosto w pustkę. Tak przynajmniej poczuła się w pierwszej
chwili, choć zdrowy rozsądek podpowiadał Claudii, że w rzeczywistości nie ruszyła się
nawet o milimetr.
Zmysły za
to sugerowały coś innego. Nagle znalazła się w zupełnie innym
miejscu na sali, świadoma panującego dookoła zamieszania. Ktoś przemawiał.
Ludzie dookoła słuchali wrzucającego się w oczy mężczyzny z mikrofonem.
Kobieta, której miejsce zajęła Claudia, okazała się go znać. Wiedziała, że
miał na imię Emanuel.
Założyciel,
uświadomiła sobie. Ten, który…
Nie miała
okazji, żeby dokończyć tej myśli.
Wyczuła
ruch za plecami. Gdyby mogła, zareagowałaby błyskawicznie, ale kobieta
z wywołanego wspomnienia nie miała szansy się obronić. Nawet
kiedy poczuła ból, nie od razu dotarło do niej, że ktoś właśnie
odciągnął ją do tyłu, by z przerażającą wręcz wprawą poderżnąć
gardło.
Claudia
wydała z siebie zdławiony jęk. Poczuła krew, która jak na zawołanie
wypełniła gardło i płuca. Zakrztusiła się, tym razem nie odczuwając z obecności
posoki żadnej obecności. Nie, skoro właśnie umierała, dokładnie jak tamta
kobieta i…
Wizja
zmieniła się. Wylądowała w innej części sali, tym razem żeby odkryć, że
ktoś z głośnym wrzaskiem rzucił się na nią, zaciskając obie
dłonie na jej gardle. Nie miała nawet pewności, czy tym razem
umierała jako kobieta, czy jako mężczyzna.
Kolejna
zmiana. Wraz z panikującym towarzystwem tłoczyła się w miejscu,
w którym powinno być wyjście. Tyle że drzwi nie było.
Stała po środku
sali, unikając ludzi po obu stronach. Coś przykuło jej uwagę, choć
nie od razu pojęła na co patrzy. Serce kolejnego człowieka,
którego oczami spoglądała na niedawną tragedię, zabiło mocniej, kiedy
dostrzegła piękną, skrzydlatą postać. Miriam tkwiła w samym środku zamieszania,
wymachując nożami, ale pryz tym okazując o wiele mniej morderczych
odruchów niż zebrane dookoła towarzystwo.
Czemu…?
Jakby w odpowiedzi
na to pytanie, perspektywa znów się zmieniła. Sala zniknęła. W zamian
Claudia spojrzała na świat oczami zupełnie innej osoby – błyskawicznie
przemierzającej korytarze hotelu. Potrzebowała chwili, by pojąć, że to Emanuel,
jednak kiedy spróbowała prześledzić jego umysł, napotkała się z oporem.
Cokolwiek robił, w tamtej chwili skupiał się wyłącznie na biegu.
Wpadł do pokoju.
Starannie zamknął za sobą drzwi, jednak nie trudził się blokowaniem
ich z pomocą zamka. Czekał na coś…
Na kogoś.
Nie wyczuła
w nim żalu, zero wątpliwości. Jakby to, na co właśnie zezwolił w sali,
było właściwe. Wierzył w to całym sobą, nie zadając zbędnych pytań. Claudia
nie rozumiała, zwłaszcza że przez wieki wampirzego życia nauczyła się
jednego: nie w ten sposób funkcjonowali ludzie. Reagowali
instynktownie, czasem lekkomyślnie, ale niezmiennie coś kryło się za
ich motywami – choćby zwykła potrzeba przeżycia. Nikt o zdrowych
zmysłach nie zniszczyłby projektu, nad którym pracował latami, nie mając
do tego przesłanek. Co więcej, niezależnie od wszystkiego, ludzie nie mieli
w zwyczaju zabijać siebie nawzajem tylko dlatego, że akurat poczuli
taką potrzebę.
Coś jej umykało.
Musiało, a jednak…
Chciała wychwycić
cokolwiek w umyśle Emanuela, ale nie była w stanie. W gruncie
rzeczy to, co robił – jego słowa, reakcje, nawet emocje – wydawały się…
proste. Claudia czuła się sobą i to wystarczyło, by wytrącić ją
z równowagi. Nie w ten sposób powinno to wyglądać.
Może i od dawna nie korzystała z magii, ale pewnych
rzeczy się nie zapominało.
Muszę
uciekać, pomyślała, ale nie przerwała wizji. Wciąż spoglądała na hotelowy
pokój, by w końcu…
Chyba
krzyknęła – może z bólu, może w ramach protestu. Dźwięk pękającego
szkła wydawał się zbyt głośny. Początkowo nawet nie zarejestrowała
momentu, w którym mężczyzna rzucił się przez zamknięte okno.
Uderzył ją
chłód powietrza. Świat wydawał się zwolnić i skurczyć tylko do tego
jednego momentu. Aż nazbyt wyraźnie poczuła, że traci grunt. Widziała wciąż
unoszące się w powietrze odłamki szkła, które…
– WYSTARCZY!
Tyle że wizja
nie chciała ustąpić. Przynajmniej zmieniła się, nim Claudia zdążyła sprawdzić,
co znaczyło umrzeć na miejscu przy upadku z siódmego miejsca. Przez
chwilę wciąż czuła się, jakby spadała, ale prawie natychmiast uczucie to ustąpiło
miejsca czemuś innemu. Znów poczuła się tak, jak na początku – jakby
opadała w głębiny, choć zamiast wody, ze wszystkich stron napierała na nią
wyłącznie ciemność.
Spróbowała się
poruszyć, ale nie była w stanie. Strach uderzył w nią z całą
mocą, choć z uporem próbowała go ignorować. Nie chciała się bać.
Nie teraz. Najpierw musiała odzyskać kontrolę nad sytuacją i…
– Och –
usłyszała tuż za plecami. Zanim zdążyła się zastanowić, cudze ramiona
niemalże z czułością otoczyły ją od tyłu. Na policzku poczuła
ciepły, spokojny oddech. – To niefortunne.
– Kto…?
Choć miała
wrażenie, że nie wydała z siebie żadnego dźwięku, ograniczając się
wyłącznie do nic nieznaczącego ruchu warg, intruz jakimś cudem ją usłyszał.
Zesztywniała,
kiedy obejmujące ją dłonie się przesunęły. Cudze palce zacisnęły się
na jej barkach, w następnej sekundzie zmuszając zdezorientowaną
Claudię do tego, żeby się odwróciła.
Spodziewała się
wielu rzeczy. W pamięci miała słowa Claire o świecie Ciemności i samym
ojcu demonów. I choć perspektywa spotkania akurat z nim wydawała się
co najmniej nieprawdopodobna, wampirzyca do samego końca podświadomie
wyczekiwała mężczyzny.
Pomyliła
się.
Uniosła
brwi. W oszołomieniu zmierzyła wzrokiem drobną postać, która – uśmiechając się
w ujmujący, przesadnie uroczy sposób – spojrzała jej prosto w oczy.
Claudię zaskoczył zarówno widok płomiennorudych oczu, jak i lśniących niepokojąco
szmaragdowych tęczówek. Choć dziewczyna, która ją trzymała, wyglądała
młodziutko, kobieta nie dała się zwieść. Kiedy było się nieśmiertelnym,
wiek tracił na znaczeniu.
– Więc miał
rację – odezwała się nieznajoma, nie przestając się uśmiechać. –
Wyczułam twoją moc. Jesteśmy takie same – stwierdziła, parskając śmiechem.
Claudia szarpnęła
się. Tym razem zdołała się poruszyć, ale uścisk dziewczyny okazał się
zaskakująco mocny. Tyle wystarczyło, by do wampirzycy dotarło, kto
sprowadził ją do tego miejsca. Emanująca od nieznajomej aury również
okazała się znajoma.
Wiedźma.
Mogła się tego spodziewać, od samego początku wyczuwając ingerencję kogoś,
kto był do niej podobny, ale…
Coś zmieniło się
w wyrazie twarzy nieznajomej. Uśmiech już nie wydawał się taki słodki,
spojrzenie stało się niemal pogardliwe. Dłonie w końcu zniknęły z barków
Claudii, jakby do dziewczyny w końcu dotarło, że ta i tak nie będzie
w stanie się jej wyrwać.
– I to ma
być ta siła, którą pozostawiła po sobie Lily Anne? – zapytała, wprawiając
wampirzycę w jeszcze silniejsze oszołomienie. Ona wie… – Aż dziwne,
że on wciąż cię nie dorwał.
Wycofała się
w popłochu, tylko cudem nie potykając o własne nogi. To, o kim
mówiła dziewczyna, było aż nazbyt oczywiste. Wystarczająco, by Claudia
momentalnie zapragnęła zejść nieznajomej z oczu.
Dość,
dość, dość…
Musiała się
obudzić. Musiała, zanim…
Ocknęła się
przerażona. Znów klęczała w sali konferencyjnej, drżąc i z trudem
łapiąc oddech. W którymś momencie wplotła palce we włosy, kiedy chwyciła się
za głowę, próbując pozbyć się niechcianych, wciąż przesuwających pod powiekami
obrazów. Żołądek Claudii skręcił się, ale nawet gdyby chciała, nie byłaby
w stanie zwymiotować.
Odetchnęła.
Powoli zwiesiła ramiona, by móc wesprzeć się na dłoniach.
Przytrzymując się ściany, z trudem dźwignęła się na nogi.
Zawroty głowy wróciły, silniejsze niż do tej pory, choć w przypadku wampira
w ogóle nie powinny mieć miejsca. Czując się tak, jakby jej od wieków
martwe serce w każdej chwili mogło zacząć trzepotać się w piersi,
chwiejnie ruszyła ku wyjściu.
Co to było?
Kim była ta dziewczyna i…?
Potrząsnęła
głową. Niezależnie od wszystkiego, musiała stąd wyjść. Chciała jak
najszybciej wrócić do mieszkania, spróbować się uspokoić, a później…
Och, nie miała pojęcia, ale o tym mogła pomyśleć przy innej
okazji. Najlepiej wtedy, kiedy będzie miała jakiekolwiek towarzystwo, nawet
gdyby miało to sprowadzać się do siedzenia w ciszy z obserwującym
ją nieufnie Oliverem.
Claudia
zacisnęła usta, przez moment bliska tego, by histerycznie się roześmiać.
Do tego doszło? Jeszcze kiedyś podobne myśli byłyby dla niej równie
abstrakcyjne, co i perspektywa zerwania pieczęci, którymi spętała swoją magię.
Nie pierwszy raz nie mogła pozbyć się wrażenia, że w zaledwie
kilka miesięcy pozwoliła sobie na więcej głupstw niż całe wieki ucieczki.
Wciąż
roztrzęsiona, przystanęła w progu. Wyjrzała na korytarz, starając się
nie rozpamiętywać szaleńczego biegu do pokoju, który odbyła wraz z Emanuelem.
Tym samym, którego tajemnicza dziewczyna o promiennych włosach na odległość
przekonała do tego, by wyskoczył przez zamknięte okno.
Bez
zastanowienia wyciągnęła telefon. Starając się ignorować trzęsące się
dłonie, wybrała jedyny numer, pod który zdarzało jej się dzwonić.
– Claire? –
szepnęła, nie trudząc się jakimikolwiek wyjaśnieniami. – Jeśli masz
gdzieś pod ręką mamę… Jak bardzo pokrzyżuję wam plany, jeśli poproszę,
żebyście po mnie przyjechały?
Stojąc przy ruchliwej, wypełnionej
przechodniami drodze, Claudia bardzo szybko zdążyła pożałować swojej reakcji.
Kiedy emocje opadły i odzyskała nad sobą kontrolę, zapanowała nad sobą
na tyle, by dojść do wniosku, że niepotrzebnie ruszała telefon.
Co prawda chciała porozmawiać przynajmniej z bratanicą, ale to mogło
spokojnie poczekać do wieczora.
Mimo
wszystko nie wycofała się. Spotkanie z Laylą jasno dało jej do zrozumienia,
że wampirzyca nie należała do osób, które wstrzymują się z pomocą.
Claudia wciąż nie miała pewności, czego spodziewać się po tej
kobiecie, ale o tym wolała nie myśleć. Wiedziała za to, że
gdyby spróbowała powstrzymać te dwie przed przyjazdem do hotelu Hilton,
najpewniej bardziej by je zmartwiła.
Krążyła
niespokojnie, nie będąc w stanie ustać w miejscu. Raz po raz
poprawiała płaszcz, bynajmniej nie dlatego, że było jej zimno.
Gdy w końcu
zdołała wydostać się z przeklętej sali konferencyjnej (Rob wciąż spał
jak zabity w miejscu, którym go zostawiła), pierwsze kroki skierowała z powrotem
do łazienki. Tym razem wróciła do właściwego sobie wyglądu, nie chcąc
ryzykować, że Claire i Layla przegapią ją, kiedy już się pojawią. I
tak nie była w stanie się skupić, myślami raz uciekając do urywków
wspomnień, które zdążyła prześledzić. Chciała je uporządkować, ale wciąż
odczuwana słabość i obawy okazały się skuteczną przeszkodą.
Cóż,
przynajmniej upewniła się co do podejrzeń, które naszły ją, kiedy
tylko usłyszała o wydarzeniach ze zlotu. Skoro w grę wchodziła
magia…
Namieszałyśmy,
pomyślała ponuro. Nie wierzyła, by pojawienie się jakiejkolwiek
innej czarownicy zaraz po rytuale, który odprawiła wraz z Claire, było
przypadkowe. Nie po tym, co usłyszała. Oczywiście, że mnie
znalazł. Ale ona…
Charon. Ta dziewczyna
jak nic wspominała o Charonie. I choć Claudia nie miała pojęcia,
kim była, nie podobało jej się to.
Naiwnie
sądziła, że przy odrobinie szczęścia zdoła ochronić siebie i Claire. Już
sama perspektywa walki z wilkołakiem, któremu pojęcie umierania pozostawało
obce, wydawała się przerażająca. Jeśli do tego wszystkiego skurwiel
zabezpieczył się, dla pewności znajdując sobie kogoś, kto również dysponował
magią…
Nie rozumiała
tego. Chyba nie chciała.
Przestała o tym
myśleć, kiedy w zasięgu jej wzroku pojawił się znajomy samochód.
Początkowo nie była pewna, czy przypadkiem nie pomyliła modeli (jakby
w ogóle ją interesowały!), ale prawie natychmiast wątpliwości zniknęły,
kiedy pojazd zatrzymał się na poboczu. Claudia w pośpiechu
zajęła miejsce na tylnym siedzeniu, za wszelką cenę próbując nie okazywać,
jak wielką ulgę poczuła na widok dwóch wpatrzonych w nią nieśmiertelnych.
– Co się…? –
zaczęła natychmiast Layla.
– Po prostu
jedź.
Nawet jeśli
zamierzała się kłócić, nie zrobiła tego. Claudia odetchnęła, w końcu
pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Zmęczenie uderzyło ją z całą
mocą, zaskakując bardziej niż cisza, która nagle zapanowała w samochodzie.
I choć była wdzięczna za brak zbędnych nacisków, coś w przeciągającym się
milczeniu sprawiło, że poczuła się nieswojo.
Wbiła wzrok
w przemykający za oknem krajobraz. Nawet nie próbowała skupić się
na szczegółach, w gruncie rzeczy potrzebując tylko jednego:
okazji, by zyskać na czasie.
– Dzięki –
westchnęła. Mówiła cicho, ale nie wątpiła, że te dwie doskonale ją
słyszały. – Nie powinnam. Chyba trochę spanikowałam.
– Czułam,
że coś jest nie tak – wtrąciła z wahaniem Claire.
Claudia
natychmiast przeniosła na nią wzrok. W lusterku podchwyciła spojrzenie
jasnych, niemalże srebrzystych oczu bratanicy.
– Masz dla
mnie haiku? – zapytała, siląc się na uśmiech.
Claire
potrząsnęła głową.
– Na szczęście
nie.
– Na szczęście
– podchwyciła Layla – powiedziałam Nessie, że zajmuje samochód na cały
dzień. Oficjalnie jesteśmy na zakupach.
Uniosła
brwi, przez chwilę niepewna czy powinna się śmiać, czy płakać.
Nie tego oczekiwała, kiedy wspominała im, że mogą wpaść wieczorem. Jasne,
po Claire mogła spodziewać się natychmiastowej rekcji, ale jej matka…
Zawahała
się. Jak źle wyglądała, skoro ta kolejny raz sprawiała wrażenie zatroskanej?
A może po prostu Layla była równie szalona, co i jej córka.
– Teraz
powiesz, co się stało? Nie chcę być złośliwa, ale… – Wampirzyca
zawahała się. Lekko przekrzywiła głowę, jakby spojrzenie na Claudię pod innym
kątem mogło pozwolić jej wyciągnąć dodatkowe wniosku. – Źle wyglądasz. I
nie chodzi mi tylko o to, że jesteś zdenerwowana.
Dziękuję
bardzo!
Zacisnęła
usta. Znów wbiła wzrok w przemykającą drogę, próbując zebrać myśli. Gdyby przynajmniej
wiedziała, od czego powinna zacząć…
– Powiem
wam, kiedy wrócimy do mieszkania – powiedziała w końcu, ostrożnie
dobierając słowa. – Ale najpierw… Obawiam się, że muszę zapolować. I to szybko.
– Co
znaczy, że musisz…? – Layla momentalnie się spięła. – Nie prosisz teraz
o wycieczkę do lasu, prawda?
Claudia
wywróciła oczami. O, tak! W końcu uganianie się za sarną było
dokładnie tym, czego potrzebowała!
Musiała ugryźć się
w język, żeby powstrzymać się od złośliwości. I tak nie miała
na to nastroju. Zmęczenie wciąż dawało jej się we znaki, bardziej irytujące
niż faktycznie uciążliwe. To przynajmniej próbowała sobie wmawiać, woląc
nie zastanawiać się, jak wytłumaczyłaby, że jako wampir naprawdę miała
wrażenie, że za moment zemdleje.
I
potrzebowała krwi.
Przełknęła
z trudem, starając się ignorować palenie w gardle. Próbowała nie patrzeć
w szczególności na Claire, zwłaszcza że to jej krew okazała się
pachnieć najbardziej intensywnie. W pamięci wciąż miała krwawą masakrę,
która rozegrała się na jej oczach, kiedy zdecydowała się sprawdzić
salę konferencyjną. Nie mogła zapomnieć zwłaszcza momentu, w którym
zaczęła dosłownie topić się w posoce, kiedy ktoś poderżnął jej gardło
i…
Nie, dużo
prościej było o tym nie wspominać.
Dla
pewności zacisnęła dłoń na brzegu fotela, choć wątpiła, by w ten sposób
zdołała się powstrzymać. Wstrzymała oddech, z dwojga złego woląc
znosić pytające pytania, niż ryzykować, że przypadkiem posunie się za daleko.
W lusterku
ponownie podchwyciła zarówno spojrzenie Claire, jak i błękitnych oczu
Layli. Tym razem wzrok tej drugiej okazał się bardziej zdecydowany. Zanim
Claudia zdecydowała, czy powinna dodać coś jeszcze, czy może zażądać natychmiastowego
zatrzymania samochodu i wysiąść, wampirzyca po prostu zdecydowała się
działać. Auto gwałtownie skręciło, nagle zmieniając kierunek.
– Zaufajcie
mi – rzuciła lakonicznie Layla.
Gdyby to było
takie proste! Nie żeby w ogóle pamiętała, co oznaczało darzyć choćby
szczątkowym zaufaniem kogoś, kto miał dość powodów, by puścić ją z dymem.
Mimo wszystko nie odezwała się nawet słowem, dochodząc do wniosku,
że nie ma wyboru. Jakby nie patrzeć, sama zadzwoniła z prośbą o pomoc.
Layla
okazała się aż nadto przytomna. Bez zbędnych wyjaśnień zatrzymała się
przed jednym z budynków, zostawiając auto w najbardziej odległym,
zacienionym kącie parkingu. Bez słowa wysiadła, nie trudząc się zamykaniem
drzwi. W powietrzu, które natychmiast wpadło do środka, było coś
kojącego, ale Claudia i tak zdecydowała się wysiąść. Ciężko
oparła się o samochód, wzrokiem odprowadzając pospiesznie zmierzającą
ku wejściu wampirzycę. Widziała, jak jej jasne włosy podskakując przy
każdym kolejnym kroku.
Powiodła
wzrokiem dookoła, w końcu znajdując tabliczkę z nazwą placówki. Za plecami
wychwyciła ruch, co utwierdziło ją w przekonaniu, że Claire najwyraźniej
nie zamierzała grzecznie czekać na miejscu pasażera.
– Szpital –
rzuciła szeptem. Skrzywiła się, kiedy głód znów doszedł do głosu. – Co ona
planuje?
– Pewnie
mają centrum krwiodawstwa – wyjaśniła pospiesznie Claire. – Ten był
najbliżej. Wyglądasz…
– Jak?
Pospiesznie
przeniosła wzrok na bratanicę. Tyle wystarczyło, by ta momentalnie się
zarumieniła.
– Słabo –
przyznała w końcu. – Nie wiem, jak to opisać. Gorzej niż wtedy,
gdy pokazywałaś mi jak działa magia.
Claudia
westchnęła. Tak, mogła sobie to wyobrazić. Jakby tego było mało, aż nazbyt
wyraźnie wyczuła niezadane pytanie, które jak nic dręczyło Claire.
– Tym
razem… nie przyspieszałam cząsteczek – wyznała wymijająco.
To nie była
odpowiedź – nie taka, która mogłaby usatysfakcjonować kogokolwiek – ale na więcej
nie potrafiła się zdobyć. Gdyby chodziło tylko o tę
dziewczynę, mogłaby powiedzieć więcej. Problemem wciąż pozostawała Layla,
zwłaszcza że Claudia szczerze wątpiła, by Claire wyjaśniła jej wszystko.
Pozostawało mieć tylko nadzieję, że wampirzyca była nieco bardziej otwarta
na rewelacje niż jej córka.
Wyśledziła
mnie w starych rejestrach. Co jak co, ale na pewno jest
zdeterminowana…
Niewiele
brakowało, by Claudia zdołała się uśmiechnąć.
Czekały
przed szpitalem niecały kwadrans. Tyle potrzebowała Layla, by z niepewnym
uśmiechem wrócić do samochodu. Nie odezwała się słowem, póki
znów nie znalazły się w środku, dopiero wtedy decydując się
wyjąć spod ubrania dwa plastikowe woreczki.
– Mam tylko tyle
– wyjaśniła z przepraszającym uśmiechem. – Za bardzo rzucałabym się
w oczy. Ja…
– Nie wierzę,
że to zrobiłaś – wyrwało się Claudii.
Przyjęła
plastikowe torebki, ostrożnie ważąc je w dłoni. Z trudem powstrzymała się
przed instynktownym pragnieniem, by natychmiast przegryźć jedną z nich
i w zdecydowanie nieprzyjemny dla oka sposób pozbyć się całej
zawartości. Potrzebowała chwili, by zapanować nad nerwami i upewnić
się, że w pobliżu samochodu nie kręci się nikt niepowołany.
Krew
okazała się zimna i nieprzyjemnie gęsta, ale to wciąż było lepsze
niż nic. Na początek wystarczyła, choć trochę rozjaśniając Claudii w głowie.
Co prawda głód nie ustąpił, ale stał się wystarczająco znośny,
by mogła go zignorować.
Uspokojona,
oparła czoło o chłodną szybę. Na ułamek sekundy przymknęła oczy.
– Lepiej
ci? – doszło ją jakby z oddali.
– Lepiej – przyznała
zgodnie z prawdą. – Chociaż niepotrzebnie się kłopotałaś. To nie tak,
że skoczyłabym na pierwszego lepszego przechodnia…
– Nie o
to chodzi – zniecierpliwiła się Layla. – Nie jestem za zabijaniem
bez powodu, ale… Och, po prostu nie wyglądałaś, jakbyś była w stanie
polować.
A co to niby
miało znaczyć?
Pospiesznie
wyprostowała się na swoim miejscu. Natychmiast zmierzyła wampirzycę
wzrokiem, mimo wątpliwości dochodząc do wniosku, że… Layla najpewniej
mówiła prawdę. Kolejny raz uderzyło ją to, że wampirzyca sprawiała wrażenie
szczerze zmartwione. Z jakiegoś powodu naprawdę się przejmowała.
Pospiesznie
uciekła wzrokiem gdzieś w bok. To nie pomogło, ale… sprawiło, że
poczuła się lepiej. Tylko trochę, ale musiało wystarczyć.
– Teraz w końcu
powiesz, co się stało? – zapytała wprost Layla.
– Jeśli w końcu
odpalisz ten samochód. – Claudia nerwowym gestem przeczesała włosy.
Skrzywiła się, uświadamiając sobie, że jej głos zabrzmiał o wiele
oschlej niż planowała. – Wybacz. Jestem zdenerwowana. Ja…
– Jesteś
przerażona – poprawiła cicho wampirzyca.
Dopiero
wtedy dotarło do niej, że to prawda. Kiedy głód ustąpił, już nie miała
niczego innego, na czym mogłaby się skupić, by zagłuszyć emocje.
– Ale za
to wiem, co stało się w hotelu Hilton – oznajmiła wprost. – Nie
tak to sobie wyobrażałam, ale… – Zawahała się. Wyraźnie widziała, że
oczy Layli nieznacznie się rozszerzyły. – Dowiedziałaś się… czego
wyjątkowego po tym, jak wczoraj ode mnie wyszłyście? – rzuciła jakby od niechcenia.
– Hm…
Niekoniecznie.
Skinęła
głową. Mogła się tego spodziewać. W zasadzie nawet nie miała
Claire za złe przemilczenia oczywistych kwestii.
– Więc najpierw wróćmy do mnie. To nie jest dobra rozmowa do prowadzenia, kiedy siedzisz za kierownicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz