25 grudnia 2021

Sto trzydzieści dwa

 

Claudia

Pozbycie się Olivera przyszło jej z łatwością. W zasadzie całą sobą czuła, że chłopak wolał trzymać się na dystans po tym, co stało się ostatnim razem. Co prawda nie zamienili nawet słowa o tym, jak potraktowała go tamtego wieczora, tylko cudem powstrzymując się od pozbawienia pół-wampira życia, kiedy…

Nie, to nie tak. Claudia wcale nie chciała go zabić. Mogła wmawiać sobie coś innego, ale dobrze wiedziała, że gdyby tamtego dnia posunęła się za daleko, nie wybaczyłaby sobie. Wyrzuty sumienia, które towarzyszyły jej niemal na każdym kroku, mówiły same za siebie. I choć uczucie to nie było wampirzycy obce, wydawało się intensywniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Ucieczka pod wieloma względami była wygodna. Może nie właściwa, ale jednak praktyczna – i to zwłaszcza dla kogoś, kto odzwyczaił się od funkcjonowania między ludźmi. Towarzysze, których czasami sobie brała, kiedy samotność stawała się wyjątkowo uciążliwa, należeli do zupełnie innej kategorii. Ich z łatwością mogła porzucić, czasem bez większego żalu, ale w przypadku Olivera… sprawy miały się zupełnie inaczej.

Wciąż nie rozumiała, czemu ten chłopak z takim uporem trwał obok. Wiary Claire tym bardziej.

A teraz sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej.

Wciąż nie miała pewności, co sądzić o Layli i tym, że ta nagle została we wszystko wtajemniczona. Claudia podejrzewała, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale ani przez moment nie brała pod uwagę, że sprawy mogłyby przybrać akurat taki obrót. Dużo łatwiej mogła sobie wyobrazić, że ktoś z ciekawości podąży za Claire albo w nieodpowiednim momencie wpadnie na jej trop, zwłaszcza że Claudia już nawet nie próbowała się ukrywać.

Poniekąd na to liczyła. Udawanie i narażanie tej dziewczyny już dawno straciło rację bytu. Pod wieloma względami obie pozostawały bezbronne, a jednak…

Szlag, sama tylko rozmowa z wampirzycą wystarczyła, by wytrącić Claudię z równowagi. W zasadzie kobieta miała wrażenie, że wolałaby stanąć oko w oko z bratem albo wściekłą królową. Ich reakcję przynajmniej mogłaby zrozumieć. Nazwałaby te emocje i przewidziała, czego powinna się spodziewać. A potem – a jakże! – spróbowałaby się obronić, zdecydowanie nie zamierzając pozwolić, by ktoś ot tak ją skrzywdził. To, na co tak naprawdę zasłużyła, pozostawało sprawą drugorzędną.

Layla Prime jednak pozostawała dla niej zagadką. Wydawała się urocza i słodka, zresztą Claudia dobrze pamiętała opinie, które słyszała na temat tej dziewczyny w Mieście Nocy. To był ten cudowny charakter, który w parę chwilę zdobywał zaufanie i sympatię większości napotykanych na drodze osób. Urocza blondyneczka, której nie dało się nie lubić. I, cholera, naprawdę mogła sobie to wyobrazić, ale…

Och, w swoim przypadku spodziewała się raczej ujrzeć drugą twarz bratowej – tę, w której Layla przywołuje ogień, by raz na zawsze pozbyć się osoby, która odważyła się skrzywdzić jej rodzinę. W jakiś pokrętny sposób to też wydawał się właściwe, a Claudia przyjęłaby taką reakcję ze spokojem. Była wręcz gotowa przysiąc, że po wszystkim nie miałaby pretensji.

Tyle że nic podobnego nie miała miejsca.

Szlag. Chyba zaczynała rozumieć, skąd Claire miała w sobie tyle zaparcia, by dać szansę komuś, kto ją skrzywdził. Jej matka najwyraźniej była dokładnie taka sama. Co prawda sprawiała wrażenie bardzo ostrożnej i skołowanej, ale to nie powstrzymało jej od tego, żeby się martwić. Kto inny z taką swobodą mówiłby o mieszkaniu albo oczekiwał tylko i wyłącznie przeprosin? Claudia miała nadzieję, że kiedy z brutalną szczerością przypomni wampirzycy, co ta tak naprawdę powinna jej zarzucić, Layla przejrzy na oczy, ale… jej naprawdę to wystarczyło.

I choć Claudia nie chciała się do tego przyznać, wtedy po raz kolejny pozwoliła sobie na odrobinę nadziei. Bo co, jeśli faktycznie mogła zostać ocalona…?

Idąc zatłoczoną ulicą, starała się o tym nie myśleć. Działała niemal jak automat, skupiona na celu, który pojawił się tak nieoczekiwanie, a który traktowała jak swoiste wybawienie. Co prawda perspektywa zweryfikowania wątpliwości, które rozbudziły w niej słowa Claire i jej matki wzbudzały w kobiecie niepokój, ale przynajmniej miała powód, żeby działać. Od jakiegoś czasu wszystko wydawało się lepsze od bezruchu.

Namierzenie hotelu Hilton okazało się dziecinnie proste. Nawet gdyby Claudia miała jakiekolwiek wątpliwości, kiedy zaczęła przybliżać się do pokaźnych rozmiarów budynku, wyraźnie poczuła, że coś było nie tak. To była drobna zmiana w powietrzu – taka, której przeciętny śmiertelnik nie miał prawa dostrzec – ale ona poczuła ją aż nazbyt wyraźnie. Wierzyła, że podobne uczucie zwabiło do niej Amelie, kiedy wraz z Claire odprawiła rytuał.

Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Tak naprawdę nie potrzebowała niczego więcej. Obecność magii, na dodatek pod każdym względem niewłaściwej, pozostawała oczywista. Co prawda początkowo Claudia wątpiła, czy będzie w stanie właściwie to ocenić, ale najwyraźniej z czasami było tak, jak z jazdą na rowerze – pewnych rzeczy po prostu się nie zapominało. Nawet wciąż wyczuwalne, szczątkowe ślady demonów nie były w stanie przysłonić obecności niewłaściwej energii, która naznaczyła to miejsce.

Claudia przystanęła, niespokojnie obserwując budynek. Powiodła wzrokiem dookoła, ogarnięta nieprzyjemnym wrażeniem, że ktoś ją obserwuje. W pośpiechu poprawiła ciemne okulary, po czym mocniej otuliła się narzuconym na ramiona płaszczem. Choć wiedziała, że po kolejnej zmianie wyglądu nie było szansy, żeby ktoś zwrócił na nią uwagę, a co dopiero ją rozpoznał, wolała dmuchać na zimne. Nie wątpiła zresztą, że gdyby do tego wszystkiego wpadła na Charona, nawet najlepsze przebranie by jej nie pomogło.

Kiedy w grę wchodziły wampirze zdolności, nie musiała się obawiać. To było znajome; ukrywanie się przychodziło jej naturalnie. Zamierzała się tego trzymać, nie chcąc ryzykować kolejnych zawrotów głowy i zmęczenia, które dopadały ją za każdym razem, gdy sięgała po dziedzictwo matki. Nie miała pewności, co kryło się za tym stanem, ale powoli zaczynała godzić się z myślą, że szybko się go nie pozbędzie. Doprowadzanie się do skraju wytrzymałości tylko dlatego, że chciała jak najszybciej odzyskać utracone dziedzictwo, nie należało do najmądrzejszych posunięć.

Nie potrzebowała czarów, by dostać się do recepcji. Wysokie obcasy zastukały o starannie wypolerowaną posadzkę. Jeden rzut oka na eleganckie, utrzymane w czystości wnętrze wystarczył, by Claudia zrozumiała, dlaczego jakiekolwiek niewyjaśnione zjawiska wzbudziły w ludziach aż takie zainteresowanie. Na co dzień trzymała się z daleka od mediów, ale kiedy z ciekawości zajrzała do pierwszej lepszej gazety, przekonała się, że Seattle najwyraźniej wciąż żyło „zagadkowym samobójstwem i zniknięciami w renomowanym hotelu Hilton”.

Uczucie niepokoju przybrało na sile. Starając się przybrać neutralny wyraz twarzy, Claudia poprawiła krótkie, sięgające do połowy łopatek kasztanowe włosy. Chcąc nie chcąc ściągnęła okulary przeciwsłoneczne, dochodząc do wniosku, że pomieszczeniu niepotrzebnie zwracały uwagę. I tak nie musiała martwić się kolorem oczu, zamiast krwistej czerwieni, prezentując recepcjonistce najzwyklejszy w świecie brąz.

– Dzień dobry. – Uśmiechając się czarująco, Claudia nachyliła się nad kontuarem. – Potrzebuję pokoju na dwa dni – oznajmiła, decydując się przejść do rzeczy.

Nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy zdarzało jej się odbywać podobne rozmowy. Co prawda zwykle decydowała się zatrzymywać w miejscach, które nie bez powodu inni omijali z daleka.

– Dzień dobry. Och… – wyrwało się recepcjonistce. Wydawała się zmęczona. Mimo wszystko odwzajemniła uśmiech w nieco wymuszony, wręcz przepraszający sposób. – Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że nie ma wolnych miejsc. Widzi pani… W ostatnim czasie mamy znaczne obłożenie, a trzecie piętro wciąż jest zamknięte – wyjaśniła. Po jej tonie Claudia nie miała wątpliwości, że w ostatnim czasie kobieta musiała prowadzić podobne rozmowy zdecydowanie zbyt wiele razy. – Aczkolwiek bardzo chętnie pomogę pani znaleźć pokój w innym hotelu. Przepraszamy za utrudniania.

– Nic się nie stało. Ale gdyby była pani taka dobra…

– Oczywiście. Proszę poczekać w restauracji – zasugerowała recepcjonistka, wyraźnie się rozluźniając.

Claudia mogła sobie wyobrazić, jak w takim razie musiała reagować część gości, zwłaszcza takich, którzy przywykli do myśli, że pieniądze rozwiązywały wszystkie problemy. Tym bardziej nie zaskoczyło jej, że hotel najwyraźniej przeżywał wyjątkowo dobry okres, nawet mimo tego, co się wydarzyło. Czasami śmiertelnicy bywali nie do pojęcia, wydając się lgnąć do miejsc, które każda normalna osoba ominęłaby z daleka.

Wciąż się uśmiechając, bez pośpiechu wycofała się w kierunku, który wskazała jej recepcjonistka. Oczywiście nie zamierzała korzystać z restauracji, a tym bardziej nie potrzebowała pokoju. Wręcz przeciwnie – interesowały ją dość konkretne miejsca, jedno najwyraźniej ulokowane na trzecim piętrze. Co prawda dostanie się tam mogło okazać się bardziej skomplikowane niż wejście do hotelu, ale Claudia nie zamierzała narzekać. Dzięki recepcjonistce przynajmniej nie musiała błądzić bardziej niż to konieczne.

Skręciła, zamiast do restauracji wślizgując się do toalety. Zamknęła się w kabinie, nie chcąc ryzykować, że ktoś pojawi się w niewłaściwym momencie. Tu przynajmniej nie musiała obawiać się kamer. Namierzenie jej faktycznej tożsamości i tak nie wchodziło w grę, ale wolała nie dorzucać policji kolejnej zagadki, tym razem w postaci samoistnie zmieniającej wygląd kobiety.

Do recepcji wróciła bogatsza o czarne włosy do pasa i niebieskie oczy. Zostawiła płaszcz, w zamian ukazując światu elegancką, skromną garsonkę. Starając się zachowywać jak ktoś, kto wcale nie przekroczył progu hotelu po raz pierwszy, szybkim krokiem ruszyła wprost ku schodom. Kiedy kątem oka zerknęła w kierunku recepcji, przekonała się, że kobieta, z którą rozmawiała, zajęta była rozmową przez telefon.

Świetnie.

Nogi same powiodły ją na odpowiednie piętro. Zrezygnowała z windy, podejrzewając, że dojście na trzeci poziom zostało zablokowane – czy to przez wyłączenie przycisku, czy też poprzez oddelegowanie pracownika, który cierpliwie odganiałby ciekawskich. Schody sprawdziły się niewiele lepiej, o czym przekonała się, kiedy jej oczom ukazały się policyjne taśmy i znudzony, oparty o ścianę mężczyzna.

– Tu nie wolno wchodzić – rzucił już na wstępie, nawet nie sprawdzając, czy Claudia przypadkiem nie kierowała się na wyższe piętro.

Dopiero po chwili zdecydował się na nią spojrzeć. Wyglądał młodo, co najwyżej na trzydzieści lat, choć równie dobrze mógł okazać się młodszy. Jeden rzut oka na jego znużoną twarz wystarczył, by wampirzyca zaczęła podejrzewać, że najwyraźniej wciąż był na tyle nisko w hierarchii, by to na niego spadały najbardziej niewdzięczne zadania.

Powstrzymała uśmiech. Och, gdyby odpowiednio to rozegrała…

– Przepraszam – zreflektowała się, próbując zabrzmieć tak niewinnie, jak tylko mogła. – Po prostu szłam na górę. Nie chciałam przeszkadzać – zapewniła, niedbałym ruchem odrzucając włosy na plecy. Wyczuła, że uważnie prześledził ruch jej ręki. Faceci są tacy prości… – Nie przepadam za windami, to wszystko.

– Nie, nie… To ja przepraszam. – Mężczyzna wyraźnie się ożywił. – Nie uwierz pani, ile osób przyszło tutaj tylko dzisiaj. Myślą, że jeśli mnie zignorują, niczego im nie powiem, jeśli spróbują przejść.

Claudia uniosła brwi. Tak, to też mogła sobie wyobrazić.

– Hm… Z jakiegoś konkretnego powodu?

Tym razem policjant spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Mimochodem zauważyła, że miał wyjątkowo ładne oczy – jasne i niewinne, trochę jak u dziecka.

– Nie słyszała pani? – zapytał zaskoczony. – Myślałem, że wszyscy o tym gadają.

– Mów mi Dominica.

Usłyszała, jak jego serce przyspiesza. Stanął niemal na baczność, przez chwilę błądząc wzrokiem dookoła, choć jego spojrzenie wyraźnie uciekało w jej stronę. Po sposobie, w jaki przestąpił z nogi na nogę poznała, że udało jej się wprawić go w konsternację.

– Dominica… – powtórzył tępo. – Rob jestem.

Chcąc nie chcąc ujęła wyciągniętą ku niej dłoń, starając się ignorować to, że ta okazała się wilgotna. Nawet się nie skrzywiła, z trudem powstrzymując chęć odruchowego wytarcia ręki o ubranie.

Starając się zachować neutralny wyraz twarz, Claudia z wolna przesunęła się bliżej. Zachęcająco skinęła głową na zamknięte piętro i policyjne taśmy.

– Opowiesz mi coś więcej?

– Może przy drinku? – wypalił Rob. Zaczerwienił się, ledwo tylko uświadomił sobie znaczenie własnych słów. – Znaczy…

– Jeśli twoja odpowiedź mnie zadowoli, mogę o tym pomyśleć.

Jeszcze kiedy mówiła, przesunęła się bliżej. Mężczyzna zesztywniał, kiedy znalazła się tuż obok. Claudia mogła tylko zgadywać, co oszołomiło go bardziej – jej zachowanie czy może właściwy dla istoty nieśmiertelnej urok. Ludzie podświadomie wyczuwali wampiry, nawet jeśli nie zawsze poprawnie reagowali na zagrożenie. Zdecydowanie zbyt wielu ulegało pięknej fasadzie, za którymi kryli się wprawieni mordercy.

Puls Roba przyspieszył jeszcze bardziej, kiedy dosłownie przycisnęła go do ściany. Słodki zapach krwi uderzył ją w nozdrza, pobudzając zmysły. Momentalnie poczuła napływający do ust jad i nieprzyjemne pieczenie w gardle. Nie zamierzała go zabijać, zwłaszcza w takim miejscu, ale…

– N-nie jesteś zagubionym gościem, prawda? – usłyszała niepewny szept swojego towarzysza. Och, więc może jednak wiedział, co robi na tym stanowisku… – Jesteś z gazety?

– Można tak powiedzieć – odparła wymijająco. – Czy to coś zmienia?

Potrząsnął głową. Poruszył się niespokojnie, ale wciąż nie próbował jej odepchnąć.

– Ta… Nie. Nie wiem – wymamrotał coraz bardziej rozgorączkowanym tonem. – Jebać. I tak za mało mi za to płacą.

Uśmiechnęła się pod nosem. Korzystając z dezorientacji wręcz wciśniętego w ścianę mężczyzny, nachyliła się bliżej jego twarzy – prawie jak do pocałunku. Natychmiast rozchylił wargi i…

– Dobranoc, Rob – szepnęła mu wprost do ucha.

Pstryknęła palcami. Tyle wystarczyło, by zwalił się na posadzkę, pozbawiony przytomności.

Odetchnęła. Na drżących nogach odeszła kilka kroków, próbując ignorować zawroty głowy – nieznaczne, ale jednak obecne. Zwiesiła ramiona, czekając aż zejdzie z niej całe napięcie.

W porządku, udało się. Na taki drobiazg mogła sobie pozwolić.

Przeskoczyła nad bezwładnym ciałem, prześlizgnęła się pod taśmą i niemalże biegiem ruszyła w głąb korytarza. Wpłynięcie na jednego człowieka było proste – o wiele bardziej niż to, co chciała zrobić Oliverowi – ale i tak wolała uważać. Uciekanie się do magii wciąż przypominało igranie z ogniem. Gdyby do tego wszystkiego pojawiło się więcej osób…

Przestała o tym myśleć w chwili, w której wróciło do niej znajome już napięcie. To, co wychwyciła przed hotelem, okazało się namiastką aury z wewnątrz. Claudia uświadomiła sobie, że nawet gdyby nie wyciągnęła informacji od recepcjonistki, do sali konferencyjnej dotarłaby z zamkniętymi oczami. Problem polegał na tym, że wszystko w niej z daleka krzyczało, że wcale nie chciała tam wchodzić.

Obejrzała się przez ramię, chcąc upewnić się, że korytarz wciąż był opustoszały. Odetchnęła, kiedy odpowiedziała jej martwa cisza, ale nawet wtedy nie zdołała się rozluźnić.

W porządku, więc Rob był jedyny. Może powinno ją to zaskoczyć, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że to było do przewidzenia. Minęło dość czasu, by policja przetrząsnęła salę na wszystkie możliwe sposoby. Brak jakichkolwiek śladów czy ciał tak naprawdę nie dawał podstaw, by angażować więcej osób, a tym bardziej zamknąć hotel.

Tabliczka przed drzwiami wciąż informowała o zlocie. Claudia sięgnęła do klamki, ale drzwi okazały się zamknięte. Skrzywiła się, przez chwilę mając ochotę je wyłamać, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie ten pomysł. Nie, to zdecydowanie nie brzmiało jak rozsądne posunięcie.

Jeszcze raz…

Zamknęła oczy. Wciąż trzymając dłoń na klamce, ostrożnie ją nacisnęła.

Wyczuła poruszenie, kiedy już i tak przesycone śladami magii powietrze zadrżało. Zamek kliknął, po czym w końcu ustąpił, pozwalając wampirzycy jak gdyby nigdy nic wkroczyć do środka.

Tym razem zawroty głowy ustąpiły niemal natychmiast.

Nie była pewna, czego się spodziewała. Myśląc o demonach, łatwo mogła sobie wyobrazić krwawą masę, ślady czerwieni na ścianach i wszechobecny odór śmierci. Oczywiście gdyby za drzwiami skrywało się właśnie to, na straży nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby żółtodzioba, ale i tak Claudia wolała zachować ostrożność. I to nie tylko dlatego, że gdzieś w pobliżu mógł się równie dobrze kręcić którymś z wysłanników Rafaela.

Starając się stłumić stukot obcasów, Claudia ruszyła w głąb sali. Starannie zamknęła za sobą drzwi, dla pewności gestem sprawiając, by zamek wskoczył na swoje miejsce. Poczuła się niemal klaustrofobicznie, kiedy uświadomiła sobie, że osobiście zamknęła się w miejscu, w którym bez wątpienia wydarzyło się coś niedobrego.

Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, wciąż niedowierzając temu, że przed oczami… nie miała niczego konkretnego. Ktoś uprzątnął salę, wynosząc sporą część mebli. Podłoga aż lśniła, bez śladu krwi albo czegokolwiek, co wydałoby się niepokojące. Nawet po bytności demonów pozostały jedynie resztki ich niepokojącej aury, te zresztą ginęły za sprawą innej, o wiele bardziej niepokojącej mocy.

Magia. Claudia zwłaszcza teraz mogła ją rozpoznać i bez pytania czując, że ktoś, kto naruszył spokój tego miejsca, nie miał dobrych zamiarów – a przy tym dysponował zadziwiającą mocą.

Skrzywiła się. Poczuła się jak dziecko, nagle poirytowana własną bezradnością. Jak sama mogła nazywać się czarownicą – potomkinią Lily Anne – skoro wciąż przerastało ją rzucenie najprostszego zaklęcia?

Duma i pośpiech to źli doradcy, upomniała się w myślach, ale własna rada wydała jej się śmieszna. Musiała coś zrobić. Nie przyszła tu po to, żeby wyjść z niczym! Co prawda mogła z czystym sumieniem powiedzieć Claire i Layli, że w hotelu Hilton wydarzyło się coś bardzo złego, ale…

– Obiecałam, że nie zrobię nic głupiego – mruknęła, w zamyśleniu przesuwając palcami po ścianie. Jej głos zabrzmiał nienaturalnie w panującej ciszy.

Ach… Zaczynała przypominać sobie, dlaczego nigdy nie lubiła składać jakichkolwiek obietnic.

Zawahała się. Nie powinna, ale… jaki miała wybór? Bała się swojego cienia przez całe wieki i dokąd ją to zaprowadziło?

Claudia już nie chciała być słaba.

– Wiem, że zostawiłaś mnie bardzo dawno temu, ale i tak spróbuję. W końcu podobno bogini wróciła i odpowiada tym, którzy jej potrzebują – wyszeptała, nie odrywając wzroku od nienaturalnie wręcz czystej, pustej sali. – Pokaż mi to, co ukryte. Pozwól mi ujrzeć to, co skryło się przed niepowołanymi oczami.

Poczuła się dziwnie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że przemawiała w pustkę. Znów zadrżała, aż nazbyt świadoma wypełniającego powietrze napięcia. Miała wrażenie, że przestrzeń dookoła gęstniała, tak ciężka, że z powodzeniem można byłoby ją kroić nożem.

Nie przestając szeptać, Claudia ostrożnie ruszyła przed siebie. Kroczyła wzdłuż ściany, niczym mantrę powtarzając jedno, jedyne zdanie.

– Pokaż mi to, co ukryte…

Coś ścisnęło ją w gardle. Przełknęła z trudem, nie zamierzając przerwać inkantacji. Wiedziała, że najrozsądniej byłoby uiścić opłatę – jeszcze jako człowiek w ramach podzięki za pomoc, utoczyłaby sobie krwią – ale już od dawna nie mogła sobie na to pozwolić.

Cholera. Może jednak mogła zabrać ze sobą Olivera.

Pokaż mi to, co ukryte, poprosiła po raz wtóry. Czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła zacząć dusić się przez nadmiar emocji.

Coś tu było. Musiało. Pewne wydarzenia zostawiały ślady zbyt trwałe, by dało się ot tak je zamaskować. Claudia po prostu musiała je odnaleźć – a potem sprawić, by ukazały jej się w pełni. To, czego miała się dowiedzieć, na pewno nie miało należeć do najprzyjemniejszych przeżyć, ale z tym liczyła się do samego początku. Była gotowa.

To przynajmniej wmawiała sobie jeszcze w mieszkaniu, kiedy w pośpiechu szykowała się do wyjścia.

Przeszła do kolejnej części sali. Ta na pierwszy rzut oka wyglądała prowizoryczna scena, zwłaszcza że w kącie Claudia dostrzegła sprzęt nagłaśniający. Wciąż bezgłośnie powtarzając prośbę o to, żeby dostrzec wszystko, co skrywało się przed wzrokiem, przykucnęła przed głośnikiem. Sprzęt też wyglądał normalnie, jakby nikt z niego nie korzystał, ale…

Gwałtownie szarpniecie w piersi wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi. Chwyciła się za pierś, nie tyle walcząc o oddech, co przez zaskoczenie. Sala zawirowała, ale to działo się gdzieś poza nią, odległe i jakby pozbawione znaczenia.

Choć czuła się przy tym tak, jakby właśnie opadała w odmęty wody, Claudii w końcu udało się zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa