Pozbycie się Olivera
przyszło jej z łatwością. W zasadzie całą sobą czuła, że chłopak
wolał trzymać się na dystans po tym, co stało się ostatnim
razem. Co prawda nie zamienili nawet słowa o tym, jak potraktowała go
tamtego wieczora, tylko cudem powstrzymując się od pozbawienia
pół-wampira życia, kiedy…
Nie, to nie tak.
Claudia wcale nie chciała go zabić. Mogła wmawiać sobie coś innego, ale dobrze
wiedziała, że gdyby tamtego dnia posunęła się za daleko, nie wybaczyłaby
sobie. Wyrzuty sumienia, które towarzyszyły jej niemal na każdym
kroku, mówiły same za siebie. I choć uczucie to nie było
wampirzycy obce, wydawało się intensywniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Ucieczka
pod wieloma względami była wygodna. Może nie właściwa, ale jednak
praktyczna – i to zwłaszcza dla kogoś, kto odzwyczaił się od funkcjonowania
między ludźmi. Towarzysze, których czasami sobie brała, kiedy samotność stawała się
wyjątkowo uciążliwa, należeli do zupełnie innej kategorii. Ich z łatwością
mogła porzucić, czasem bez większego żalu, ale w przypadku
Olivera… sprawy miały się zupełnie inaczej.
Wciąż nie rozumiała,
czemu ten chłopak z takim uporem trwał obok. Wiary Claire tym
bardziej.
A teraz
sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej.
Wciąż nie miała
pewności, co sądzić o Layli i tym, że ta nagle została we
wszystko wtajemniczona. Claudia podejrzewała, że prędzej czy później do tego
dojdzie, ale ani przez moment nie brała pod uwagę, że
sprawy mogłyby przybrać akurat taki obrót. Dużo łatwiej mogła sobie
wyobrazić, że ktoś z ciekawości podąży za Claire albo w nieodpowiednim
momencie wpadnie na jej trop, zwłaszcza że Claudia już nawet nie próbowała się
ukrywać.
Poniekąd na
to liczyła. Udawanie i narażanie tej dziewczyny już dawno straciło
rację bytu. Pod wieloma względami obie pozostawały bezbronne, a jednak…
Szlag, sama
tylko rozmowa z wampirzycą wystarczyła, by wytrącić Claudię z równowagi.
W zasadzie kobieta miała wrażenie, że wolałaby stanąć oko w oko z bratem
albo wściekłą królową. Ich reakcję przynajmniej mogłaby zrozumieć.
Nazwałaby te emocje i przewidziała, czego powinna się spodziewać. A potem
– a jakże! – spróbowałaby się obronić, zdecydowanie nie zamierzając
pozwolić, by ktoś ot tak ją skrzywdził. To, na co tak naprawdę
zasłużyła, pozostawało sprawą drugorzędną.
Layla Prime
jednak pozostawała dla niej zagadką. Wydawała się urocza i słodka,
zresztą Claudia dobrze pamiętała opinie, które słyszała na temat tej
dziewczyny w Mieście Nocy. To był ten cudowny charakter, który w parę
chwilę zdobywał zaufanie i sympatię większości napotykanych na drodze
osób. Urocza blondyneczka, której nie dało się nie lubić. I,
cholera, naprawdę mogła sobie to wyobrazić, ale…
Och, w swoim
przypadku spodziewała się raczej ujrzeć drugą twarz bratowej – tę, w której
Layla przywołuje ogień, by raz na zawsze pozbyć się osoby, która
odważyła się skrzywdzić jej rodzinę. W jakiś pokrętny sposób to też
wydawał się właściwe, a Claudia przyjęłaby taką reakcję ze spokojem.
Była wręcz gotowa przysiąc, że po wszystkim nie miałaby pretensji.
Tyle że nic
podobnego nie miała miejsca.
Szlag.
Chyba zaczynała rozumieć, skąd Claire miała w sobie tyle zaparcia, by dać
szansę komuś, kto ją skrzywdził. Jej matka najwyraźniej była dokładnie
taka sama. Co prawda sprawiała wrażenie bardzo ostrożnej i skołowanej, ale
to nie powstrzymało jej od tego, żeby się martwić. Kto inny
z taką swobodą mówiłby o mieszkaniu albo oczekiwał tylko i wyłącznie
przeprosin? Claudia miała nadzieję, że kiedy z brutalną szczerością
przypomni wampirzycy, co ta tak naprawdę powinna jej zarzucić, Layla
przejrzy na oczy, ale… jej naprawdę to wystarczyło.
I choć
Claudia nie chciała się do tego przyznać, wtedy po raz
kolejny pozwoliła sobie na odrobinę nadziei. Bo co, jeśli faktycznie mogła
zostać ocalona…?
Idąc
zatłoczoną ulicą, starała się o tym nie myśleć. Działała niemal
jak automat, skupiona na celu, który pojawił się tak nieoczekiwanie,
a który traktowała jak swoiste wybawienie. Co prawda perspektywa
zweryfikowania wątpliwości, które rozbudziły w niej słowa Claire i jej matki
wzbudzały w kobiecie niepokój, ale przynajmniej miała powód, żeby
działać. Od jakiegoś czasu wszystko wydawało się lepsze od bezruchu.
Namierzenie
hotelu Hilton okazało się dziecinnie proste. Nawet gdyby Claudia miała
jakiekolwiek wątpliwości, kiedy zaczęła przybliżać się do pokaźnych
rozmiarów budynku, wyraźnie poczuła, że coś było nie tak. To była
drobna zmiana w powietrzu – taka, której przeciętny śmiertelnik nie miał
prawa dostrzec – ale ona poczuła ją aż nazbyt wyraźnie. Wierzyła, że
podobne uczucie zwabiło do niej Amelie, kiedy wraz z Claire odprawiła
rytuał.
Nieprzyjemny
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Tak naprawdę nie potrzebowała
niczego więcej. Obecność magii, na dodatek pod każdym względem
niewłaściwej, pozostawała oczywista. Co prawda początkowo Claudia wątpiła, czy będzie
w stanie właściwie to ocenić, ale najwyraźniej z czasami
było tak, jak z jazdą na rowerze – pewnych rzeczy po prostu się
nie zapominało. Nawet wciąż wyczuwalne, szczątkowe ślady demonów nie były
w stanie przysłonić obecności niewłaściwej energii, która naznaczyła to miejsce.
Claudia
przystanęła, niespokojnie obserwując budynek. Powiodła wzrokiem dookoła,
ogarnięta nieprzyjemnym wrażeniem, że ktoś ją obserwuje. W pośpiechu
poprawiła ciemne okulary, po czym mocniej otuliła się narzuconym na ramiona
płaszczem. Choć wiedziała, że po kolejnej zmianie wyglądu nie było
szansy, żeby ktoś zwrócił na nią uwagę, a co dopiero ją rozpoznał,
wolała dmuchać na zimne. Nie wątpiła zresztą, że gdyby do tego
wszystkiego wpadła na Charona, nawet najlepsze przebranie by jej nie pomogło.
Kiedy w grę
wchodziły wampirze zdolności, nie musiała się obawiać. To było
znajome; ukrywanie się przychodziło jej naturalnie. Zamierzała się
tego trzymać, nie chcąc ryzykować kolejnych zawrotów głowy i zmęczenia,
które dopadały ją za każdym razem, gdy sięgała po dziedzictwo matki.
Nie miała pewności, co kryło się za tym stanem, ale powoli
zaczynała godzić się z myślą, że szybko się go nie pozbędzie.
Doprowadzanie się do skraju wytrzymałości tylko dlatego, że
chciała jak najszybciej odzyskać utracone dziedzictwo, nie należało do najmądrzejszych
posunięć.
Nie
potrzebowała czarów, by dostać się do recepcji. Wysokie obcasy
zastukały o starannie wypolerowaną posadzkę. Jeden rzut oka na eleganckie,
utrzymane w czystości wnętrze wystarczył, by Claudia zrozumiała,
dlaczego jakiekolwiek niewyjaśnione zjawiska wzbudziły w ludziach aż takie
zainteresowanie. Na co dzień trzymała się z daleka od mediów,
ale kiedy z ciekawości zajrzała do pierwszej lepszej gazety,
przekonała się, że Seattle najwyraźniej wciąż żyło „zagadkowym samobójstwem i zniknięciami
w renomowanym hotelu Hilton”.
Uczucie
niepokoju przybrało na sile. Starając się przybrać neutralny wyraz
twarzy, Claudia poprawiła krótkie, sięgające do połowy łopatek kasztanowe
włosy. Chcąc nie chcąc ściągnęła okulary przeciwsłoneczne, dochodząc do wniosku,
że pomieszczeniu niepotrzebnie zwracały uwagę. I tak nie musiała
martwić się kolorem oczu, zamiast krwistej czerwieni, prezentując
recepcjonistce najzwyklejszy w świecie brąz.
– Dzień
dobry. – Uśmiechając się czarująco, Claudia nachyliła się nad kontuarem.
– Potrzebuję pokoju na dwa dni – oznajmiła, decydując się przejść do rzeczy.
Nie potrafiła
zliczyć, jak wiele razy zdarzało jej się odbywać podobne rozmowy. Co
prawda zwykle decydowała się zatrzymywać w miejscach, które nie bez powodu
inni omijali z daleka.
– Dzień
dobry. Och… – wyrwało się recepcjonistce. Wydawała się zmęczona. Mimo
wszystko odwzajemniła uśmiech w nieco wymuszony, wręcz przepraszający
sposób. – Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że nie ma wolnych
miejsc. Widzi pani… W ostatnim czasie mamy znaczne obłożenie, a trzecie
piętro wciąż jest zamknięte – wyjaśniła. Po jej tonie Claudia nie miała
wątpliwości, że w ostatnim czasie kobieta musiała prowadzić podobne
rozmowy zdecydowanie zbyt wiele razy. – Aczkolwiek bardzo chętnie pomogę pani
znaleźć pokój w innym hotelu. Przepraszamy za utrudniania.
– Nic się
nie stało. Ale gdyby była pani taka dobra…
– Oczywiście.
Proszę poczekać w restauracji – zasugerowała recepcjonistka, wyraźnie się
rozluźniając.
Claudia
mogła sobie wyobrazić, jak w takim razie musiała reagować część gości,
zwłaszcza takich, którzy przywykli do myśli, że pieniądze rozwiązywały
wszystkie problemy. Tym bardziej nie zaskoczyło jej, że hotel najwyraźniej
przeżywał wyjątkowo dobry okres, nawet mimo tego, co się wydarzyło.
Czasami śmiertelnicy bywali nie do pojęcia, wydając się lgnąć do miejsc,
które każda normalna osoba ominęłaby z daleka.
Wciąż się
uśmiechając, bez pośpiechu wycofała się w kierunku, który
wskazała jej recepcjonistka. Oczywiście nie zamierzała korzystać z restauracji,
a tym bardziej nie potrzebowała pokoju. Wręcz przeciwnie –
interesowały ją dość konkretne miejsca, jedno najwyraźniej ulokowane na trzecim
piętrze. Co prawda dostanie się tam mogło okazać się bardziej
skomplikowane niż wejście do hotelu, ale Claudia nie zamierzała
narzekać. Dzięki recepcjonistce przynajmniej nie musiała błądzić bardziej
niż to konieczne.
Skręciła,
zamiast do restauracji wślizgując się do toalety. Zamknęła się
w kabinie, nie chcąc ryzykować, że ktoś pojawi się w niewłaściwym
momencie. Tu przynajmniej nie musiała obawiać się kamer.
Namierzenie jej faktycznej tożsamości i tak nie wchodziło w grę,
ale wolała nie dorzucać policji kolejnej zagadki, tym razem w postaci
samoistnie zmieniającej wygląd kobiety.
Do recepcji
wróciła bogatsza o czarne włosy do pasa i niebieskie oczy. Zostawiła
płaszcz, w zamian ukazując światu elegancką, skromną garsonkę. Starając się
zachowywać jak ktoś, kto wcale nie przekroczył progu hotelu po raz
pierwszy, szybkim krokiem ruszyła wprost ku schodom. Kiedy kątem oka zerknęła w kierunku
recepcji, przekonała się, że kobieta, z którą rozmawiała, zajęta była
rozmową przez telefon.
Świetnie.
Nogi same
powiodły ją na odpowiednie piętro. Zrezygnowała z windy, podejrzewając,
że dojście na trzeci poziom zostało zablokowane – czy to przez
wyłączenie przycisku, czy też poprzez oddelegowanie pracownika, który
cierpliwie odganiałby ciekawskich. Schody sprawdziły się niewiele lepiej,
o czym przekonała się, kiedy jej oczom ukazały się policyjne
taśmy i znudzony, oparty o ścianę mężczyzna.
– Tu nie wolno
wchodzić – rzucił już na wstępie, nawet nie sprawdzając, czy Claudia
przypadkiem nie kierowała się na wyższe piętro.
Dopiero po chwili
zdecydował się na nią spojrzeć. Wyglądał młodo, co najwyżej na trzydzieści
lat, choć równie dobrze mógł okazać się młodszy. Jeden rzut oka na jego znużoną
twarz wystarczył, by wampirzyca zaczęła podejrzewać, że najwyraźniej wciąż
był na tyle nisko w hierarchii, by to na niego spadały
najbardziej niewdzięczne zadania.
Powstrzymała
uśmiech. Och, gdyby odpowiednio to rozegrała…
–
Przepraszam – zreflektowała się, próbując zabrzmieć tak niewinnie, jak
tylko mogła. – Po prostu szłam na górę. Nie chciałam przeszkadzać
– zapewniła, niedbałym ruchem odrzucając włosy na plecy. Wyczuła, że
uważnie prześledził ruch jej ręki. Faceci są tacy prości… – Nie przepadam
za windami, to wszystko.
– Nie, nie…
To ja przepraszam. – Mężczyzna wyraźnie się ożywił. – Nie uwierz
pani, ile osób przyszło tutaj tylko dzisiaj. Myślą, że jeśli mnie
zignorują, niczego im nie powiem, jeśli spróbują przejść.
Claudia
uniosła brwi. Tak, to też mogła sobie wyobrazić.
– Hm… Z jakiegoś
konkretnego powodu?
Tym razem
policjant spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
Mimochodem zauważyła, że miał wyjątkowo ładne oczy – jasne i niewinne, trochę
jak u dziecka.
– Nie słyszała
pani? – zapytał zaskoczony. – Myślałem, że wszyscy o tym gadają.
– Mów mi
Dominica.
Usłyszała,
jak jego serce przyspiesza. Stanął niemal na baczność, przez chwilę
błądząc wzrokiem dookoła, choć jego spojrzenie wyraźnie uciekało w jej stronę.
Po sposobie, w jaki przestąpił z nogi na nogę poznała, że
udało jej się wprawić go w konsternację.
– Dominica…
– powtórzył tępo. – Rob jestem.
Chcąc nie chcąc
ujęła wyciągniętą ku niej dłoń, starając się ignorować to, że ta okazała się
wilgotna. Nawet się nie skrzywiła, z trudem powstrzymując chęć
odruchowego wytarcia ręki o ubranie.
Starając się
zachować neutralny wyraz twarz, Claudia z wolna przesunęła się bliżej.
Zachęcająco skinęła głową na zamknięte piętro i policyjne taśmy.
– Opowiesz
mi coś więcej?
– Może przy
drinku? – wypalił Rob. Zaczerwienił się, ledwo tylko uświadomił sobie
znaczenie własnych słów. – Znaczy…
– Jeśli twoja
odpowiedź mnie zadowoli, mogę o tym pomyśleć.
Jeszcze
kiedy mówiła, przesunęła się bliżej. Mężczyzna zesztywniał, kiedy znalazła się
tuż obok. Claudia mogła tylko zgadywać, co oszołomiło go bardziej – jej zachowanie
czy może właściwy dla istoty nieśmiertelnej urok. Ludzie podświadomie
wyczuwali wampiry, nawet jeśli nie zawsze poprawnie reagowali na zagrożenie.
Zdecydowanie zbyt wielu ulegało pięknej fasadzie, za którymi kryli się
wprawieni mordercy.
Puls Roba
przyspieszył jeszcze bardziej, kiedy dosłownie przycisnęła go do ściany. Słodki
zapach krwi uderzył ją w nozdrza, pobudzając zmysły. Momentalnie poczuła
napływający do ust jad i nieprzyjemne pieczenie w gardle. Nie zamierzała
go zabijać, zwłaszcza w takim miejscu, ale…
– N-nie
jesteś zagubionym gościem, prawda? – usłyszała niepewny szept swojego towarzysza.
Och, więc może jednak wiedział, co robi na tym stanowisku… – Jesteś z gazety?
– Można tak powiedzieć
– odparła wymijająco. – Czy to coś zmienia?
Potrząsnął
głową. Poruszył się niespokojnie, ale wciąż nie próbował jej odepchnąć.
– Ta… Nie.
Nie wiem – wymamrotał coraz bardziej rozgorączkowanym tonem. – Jebać. I
tak za mało mi za to płacą.
Uśmiechnęła się
pod nosem. Korzystając z dezorientacji wręcz wciśniętego w ścianę
mężczyzny, nachyliła się bliżej jego twarzy – prawie jak do pocałunku.
Natychmiast rozchylił wargi i…
– Dobranoc,
Rob – szepnęła mu wprost do ucha.
Pstryknęła
palcami. Tyle wystarczyło, by zwalił się na posadzkę, pozbawiony
przytomności.
Odetchnęła.
Na drżących nogach odeszła kilka kroków, próbując ignorować zawroty głowy –
nieznaczne, ale jednak obecne. Zwiesiła ramiona, czekając aż zejdzie z niej
całe napięcie.
W porządku,
udało się. Na taki drobiazg mogła sobie pozwolić.
Przeskoczyła
nad bezwładnym ciałem, prześlizgnęła się pod taśmą i niemalże
biegiem ruszyła w głąb korytarza. Wpłynięcie na jednego człowieka było
proste – o wiele bardziej niż to, co chciała zrobić Oliverowi – ale i
tak wolała uważać. Uciekanie się do magii wciąż przypominało
igranie z ogniem. Gdyby do tego wszystkiego pojawiło się więcej
osób…
Przestała o tym
myśleć w chwili, w której wróciło do niej znajome już napięcie.
To, co wychwyciła przed hotelem, okazało się namiastką aury z wewnątrz.
Claudia uświadomiła sobie, że nawet gdyby nie wyciągnęła informacji od recepcjonistki,
do sali konferencyjnej dotarłaby z zamkniętymi oczami. Problem
polegał na tym, że wszystko w niej z daleka krzyczało, że wcale
nie chciała tam wchodzić.
Obejrzała się
przez ramię, chcąc upewnić się, że korytarz wciąż był opustoszały. Odetchnęła,
kiedy odpowiedziała jej martwa cisza, ale nawet wtedy nie zdołała się
rozluźnić.
W porządku,
więc Rob był jedyny. Może powinno ją to zaskoczyć, ale po chwili
wahania doszła do wniosku, że to było do przewidzenia. Minęło dość
czasu, by policja przetrząsnęła salę na wszystkie możliwe sposoby.
Brak jakichkolwiek śladów czy ciał tak naprawdę nie dawał
podstaw, by angażować więcej osób, a tym bardziej zamknąć hotel.
Tabliczka
przed drzwiami wciąż informowała o zlocie. Claudia sięgnęła do klamki,
ale drzwi okazały się zamknięte. Skrzywiła się, przez chwilę mając
ochotę je wyłamać, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie ten pomysł.
Nie, to zdecydowanie nie brzmiało jak rozsądne posunięcie.
Jeszcze
raz…
Zamknęła
oczy. Wciąż trzymając dłoń na klamce, ostrożnie ją nacisnęła.
Wyczuła
poruszenie, kiedy już i tak przesycone śladami magii powietrze zadrżało.
Zamek kliknął, po czym w końcu ustąpił, pozwalając wampirzycy jak
gdyby nigdy nic wkroczyć do środka.
Tym razem
zawroty głowy ustąpiły niemal natychmiast.
Nie była
pewna, czego się spodziewała. Myśląc o demonach, łatwo mogła sobie
wyobrazić krwawą masę, ślady czerwieni na ścianach i wszechobecny odór
śmierci. Oczywiście gdyby za drzwiami skrywało się właśnie to, na straży
nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby żółtodzioba, ale i tak Claudia
wolała zachować ostrożność. I to nie tylko dlatego, że gdzieś w pobliżu
mógł się równie dobrze kręcić którymś z wysłanników Rafaela.
Starając się
stłumić stukot obcasów, Claudia ruszyła w głąb sali. Starannie zamknęła za sobą
drzwi, dla pewności gestem sprawiając, by zamek wskoczył na swoje
miejsce. Poczuła się niemal klaustrofobicznie, kiedy uświadomiła sobie, że
osobiście zamknęła się w miejscu, w którym bez wątpienia
wydarzyło się coś niedobrego.
Nieprzyjemny
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Z niedowierzaniem potrząsnęła
głową, wciąż niedowierzając temu, że przed oczami… nie miała niczego
konkretnego. Ktoś uprzątnął salę, wynosząc sporą część mebli. Podłoga aż
lśniła, bez śladu krwi albo czegokolwiek, co wydałoby się niepokojące.
Nawet po bytności demonów pozostały jedynie resztki ich niepokojącej
aury, te zresztą ginęły za sprawą innej, o wiele bardziej
niepokojącej mocy.
Magia.
Claudia zwłaszcza teraz mogła ją rozpoznać i bez pytania czując, że
ktoś, kto naruszył spokój tego miejsca, nie miał dobrych zamiarów – a przy
tym dysponował zadziwiającą mocą.
Skrzywiła
się. Poczuła się jak dziecko, nagle poirytowana własną bezradnością. Jak
sama mogła nazywać się czarownicą – potomkinią Lily Anne – skoro wciąż
przerastało ją rzucenie najprostszego zaklęcia?
Duma i pośpiech
to źli doradcy, upomniała się w myślach, ale własna
rada wydała jej się śmieszna. Musiała coś zrobić. Nie przyszła tu po to,
żeby wyjść z niczym! Co prawda mogła z czystym sumieniem powiedzieć
Claire i Layli, że w hotelu Hilton wydarzyło się coś bardzo
złego, ale…
–
Obiecałam, że nie zrobię nic głupiego – mruknęła, w zamyśleniu
przesuwając palcami po ścianie. Jej głos zabrzmiał nienaturalnie w panującej
ciszy.
Ach… Zaczynała
przypominać sobie, dlaczego nigdy nie lubiła składać jakichkolwiek
obietnic.
Zawahała
się. Nie powinna, ale… jaki miała wybór? Bała się swojego cienia
przez całe wieki i dokąd ją to zaprowadziło?
Claudia już
nie chciała być słaba.
– Wiem, że
zostawiłaś mnie bardzo dawno temu, ale i tak spróbuję. W końcu
podobno bogini wróciła i odpowiada tym, którzy jej potrzebują – wyszeptała,
nie odrywając wzroku od nienaturalnie wręcz czystej, pustej sali. –
Pokaż mi to, co ukryte. Pozwól mi ujrzeć to, co skryło się przed niepowołanymi
oczami.
Poczuła się
dziwnie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że przemawiała w pustkę.
Znów zadrżała, aż nazbyt świadoma wypełniającego powietrze napięcia. Miała
wrażenie, że przestrzeń dookoła gęstniała, tak ciężka, że z powodzeniem
można byłoby ją kroić nożem.
Nie
przestając szeptać, Claudia ostrożnie ruszyła przed siebie. Kroczyła wzdłuż
ściany, niczym mantrę powtarzając jedno, jedyne zdanie.
– Pokaż mi
to, co ukryte…
Coś
ścisnęło ją w gardle. Przełknęła z trudem, nie zamierzając
przerwać inkantacji. Wiedziała, że najrozsądniej byłoby uiścić opłatę – jeszcze
jako człowiek w ramach podzięki za pomoc, utoczyłaby sobie krwią –
ale już od dawna nie mogła sobie na to pozwolić.
Cholera. Może
jednak mogła zabrać ze sobą Olivera.
Pokaż mi
to, co ukryte, poprosiła po raz wtóry. Czuła się tak, jakby w każdej
chwili mogła zacząć dusić się przez nadmiar emocji.
Coś tu było.
Musiało. Pewne wydarzenia zostawiały ślady zbyt trwałe, by dało się ot
tak je zamaskować. Claudia po prostu musiała je odnaleźć – a potem
sprawić, by ukazały jej się w pełni. To, czego miała się dowiedzieć,
na pewno nie miało należeć do najprzyjemniejszych przeżyć, ale z tym
liczyła się do samego początku. Była gotowa.
To
przynajmniej wmawiała sobie jeszcze w mieszkaniu, kiedy w pośpiechu
szykowała się do wyjścia.
Przeszła do kolejnej
części sali. Ta na pierwszy rzut oka wyglądała prowizoryczna scena,
zwłaszcza że w kącie Claudia dostrzegła sprzęt nagłaśniający. Wciąż
bezgłośnie powtarzając prośbę o to, żeby dostrzec wszystko, co skrywało się
przed wzrokiem, przykucnęła przed głośnikiem. Sprzęt też wyglądał normalnie,
jakby nikt z niego nie korzystał, ale…
Gwałtownie
szarpniecie w piersi wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi.
Chwyciła się za pierś, nie tyle walcząc o oddech, co przez
zaskoczenie. Sala zawirowała, ale to działo się gdzieś poza nią, odległe
i jakby pozbawione znaczenia.
Choć czuła się przy tym tak, jakby właśnie opadała w odmęty wody, Claudii w końcu udało się zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz