Milczały, ale to wydawało się
właściwe. Layla potrzebowała dłuższej chwili, by zebrać myśli i uspokoić
oddech. Nie do końca poczuła się dzięki temu lepiej, ale na dobry
początek musiało wystarczyć.
Nie
wiedziała, co robić. Kątem oka obserwowała Claudię, próbując zrozumieć, co tak naprawdę
względem niej czuła. Chciała powiedzieć coś, co zabrzmiałoby choć odrobinę
sensownie, ale pustka w głowie skutecznie jej to utrudniała.
Wątpiła zresztą, by jakiekolwiek słowa zabrzmiały w tej sytuacji
właściwie.
Co miała
powiedzieć? Że rozumie? Mogła, ale nie bez poczucia, że właśnie
okłamywała samą siebie. O wiele właściwiej zabrzmiałoby, że chciała
zrozumieć, ale to z kolei jawiło się jako najgorsze pocieszenie
na świecie. Miała zresztą wrażenie, że kobieta przed nią nie chciała
zapewnień w żadnej formie.
Bez słowa przysiadła
na skraju fotelu u boku Claire. Mimowolnie wciąż analizowała
wspomnienia dziewczyny, w nadmiarze bodźców próbując odnaleźć coś, co
mogłoby jej pomóc. Jedno w tym wszystkim pozostawało oczywiste – jej córka
ufała ciotce. W sposób, który wydawał się niepojęty po tym, jak
ta na jej oczach skrzywdziła ważną dla niej osobę, ale…
– A Seth?
– wyszeptała, nie mogąc się powstrzymać. Wyczuła, że Claire poruszyła się
niespokojnie. – Przepraszam, ale…
Bezradnie
potrząsnęła głową. To nie była jej sprawa, ale ta kwestia również
wydała się Layli istotna.
– Och… Wilk.
– Do głosu Claudii wkradła się dziwna, trudna do określenia nuta.
– Jak beznadziejnie zabrzmię, jeśli stwierdzę, że spanikowałam?
– Co
proszę?
Wampirzyca
westchnęła. Poderwała się na równe nogi, najwyraźniej dłużej nie będąc
w stanie usiedzieć w miejscu.
– Isobel się
ode mnie odwróciła – przypomniała cicho. – Amelie zniknęła. Czułam, że
posunęłam się za daleko, kiedy pojawiliście się, żeby pomóc królowej.
Musiałam jakoś się wydostać, kiedy ty… Cóż. Nie miałam pojęcia, czy on
tego nie wyczuł – wyjaśniła, kolejny raz wprawiając Laylę w konsternację.
Och, pamiętała ostatnie spotkanie z Claudią i ból głowy, który
skutecznie powstrzymał ją przed zatrzymaniem kobiety. Już wtedy nabrała
pewności, że coś było z nią nie tak. – Domyśl się, co sobie
wyobraziłam, kiedy zobaczyłam twoją córkę przerażoną i w towarzystwie
wilkołaka.
–
Zmiennokształtnego – wtrąciła cicho Claire. – Seth nie…
– To nie miało
dla mnie znaczenia – obruszyła się Claudia. – Ja po prostu…
Layla
zamrugała. O bogini…, jęknęła w duchu, z niedowierzaniem
spoglądając to na jedną, to na drugą z kobiet. Nie tego się
spodziewała. I kolejny raz nie miała pojęcia, co o tym myśleć.
– Mówisz, że…
to był przypadek? Po prostu pomyłka? – zapytała z niedowierzaniem.
To brzmiało jak najokrutniejsze zrządzenie losu na świecie.
Claudia nie odpowiedziała
od razu. Nerwowym gestem przeczesała włosy palcami.
– To, co zrobiłam?
Pewnie tak – odparła beznamiętnie. – Spotkanie moje i Claire? Ani trochę,
ale to zrozumiałam później.
Nie dodała
niczego więcej, ale to nie miało znaczenia. Tak naprawdę Layla nie sądziła,
by w tej sytuacji cokolwiek było do powiedzenia. Niespokojnie spojrzała
na córkę, ale i ta milczała, z uporem spoglądając gdzieś w bok.
Tyle wystarczyło, by wampirzyca nabrała pewności, że najwyraźniej już wiedziała,
co zaszło tamtego wieczora. Layla mogła tylko zgadywać, jak się z tym
wszystkim czuła.
Cholera.
Claudia ani trochę jej nie ułatwiała. Zaufanie jej albo wyciągniecie
jakichkolwiek jednoznacznych wniosków nie wchodziło w grę.
– Jeszcze
coś? – rzuciła jakby od niechcenia sama zainteresowana. Przystanęła przy
oknie, wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na zewnątrz.
– Odpowiem, jeśli zapytacie. Chwilowo jest mi wszystko jedno.
– Hotel – wtrąciła
pospiesznie Claire. – Co stało się w hotelu?
Layla otworzyła
i zaraz zamknęła usta. Skinęła głową, niemalże z ulgą przyjmując
zmianę tematu. Miała wrażenie, że słyszała zdecydowanie za dużo, by pytać
o więcej. Pustka w głowie i tak jej nie pomagała.
– No, tak… –
Claudia wyraźnie się ożywiła. Co prawda wciąż nie patrzyła na żadną
z nich, ale nawet z daleka widać było, że w końcu zdołała się
rozluźnić. Wyprostowała się, już nie sprawiając wrażenia kogoś, kto w każdej
chwili mógłby osunąć się na ziemię. – Dałyście mi do myślenia
tym, co tam się stało. Zwłaszcza salą, z której nie dało się
wyjść. Oczywiście, to mógł być rodzaj przymusu, ale…
– Ale pomyślałaś
o magii? – rzuciła z wahaniem Layla.
Claudia
natychmiast się odwróciła. Skinęła głową, po czym bez pośpiechu
podeszła bliżej.
– Dopiero niedawno
odważyłam się sięgnąć po moje dziedzictwo. W zasadzie… – Urwała.
Potrząsnęła głową, jakby chcąc opędzić się od jakiejś niechcianej
myśli. – Nieważne. Sęk w tym, że pewne wydarzenia pozostawiają ślady.
Telepatia też… Czyż nie tak? – dodała, wbijając wzrok w Laylę. –
Potrafiłabyś wyczuć, gdyby ktoś wykorzystał moc, zwłaszcza w dużej ilości.
– Nawet z daleka
– przyznała, aż za dobrze znając uczucie przywodzące na myśl świeżość
ozonu zaraz po burzy.
– Z magią
bywa podobnie. Zwłaszcza taką, która pochłonęła ofiary – podjęła pospiesznie Claudia.
– Ale żeby się upewnić, musiałam tam pójść. W zasadzie nabrałam
pewności jeszcze przed wejściem, ale… – Przez jej twarz przemknął cień. –
Dawno nie pozwoliłam sobie na tak dużo. Nie sadziłam, że wciąż
potrafię… – przyznała, uśmiechając się niepewnie. To była zaledwie
chwila, ale i tak sprawiła, że Layla poczuła… ciepło. Kiedy ta kobieta
pozwalała sobie na szczery uśmiech, wydawała się zadziwiająco ludzka.
– Nie podoba mi się to, co zobaczyłam. I że najwyraźniej ma
jakiś związek z nim.
Uśmiech
zniknął równie szybko, co się pojawił. Claudia spoważniała, nagle spięta i wyraźnie
zmartwiona. Dłonie zacisnęła w pięści, być może chcąc ukryć drżenie, ale wyszło
jej to co najmniej marnie.
Co on ci zrobił?,
pomyślała w oszołomieniu Layla, ale jakaś jej cząstka szczerze
wątpiła w to, czy chciała poznać odpowiedź. O pewnych rzeczach
nie opowiadało się przypadkowym osobom. Może za jakiś czas,
gdyby wyjątkowo się postarała i…
Dlaczego w ogóle
chciała wiedzieć? Czemu czuła, że mogłaby się z Claudią zaprzyjaźnić
i…?
Drgnęła,
porażona własnymi myślami. Może wciąż była pod wpływem wspomnień Claire, a może
ostatecznie oszalała. Och, podejrzewała, że Rufus z czystym sumieniem
zasugerowałby jej to drugie.
Natychmiast
odrzuciła od siebie niechciane myśli.
– Zaraz…
Charon miałby odpowiadać za to, co spotkało tych wszystkich ludzi? –
zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. To wszystko nie miało sensu. –
Al na pewno wyczułby wilkołaka. Mira tym bardziej. No i łowcy…
– Nie osobiście.
Mówiłam już, że chodziło o magię – zniecierpliwiła się Claudia. – To zdecydowanie
robota kogoś takiego jak ja. Och, Claire… – westchnęła, bez ostrzeżenia
zwracając się do dziewczyny. Jej głos zabrzmiał łagodniej,
niemal przepraszająco. – Mówiłam, że nie wiem, co się stanie, kiedy odprawimy
rytuał. Na pewno już o tym wie. I wychodzi na to, że
znalazł sobie wiedźmę, która mu pomaga.
Coś w jej tonie
dało Layli do myślenia. Nawet jeśli była przerażona, nie dała tego po sobie
poznać. W zamian do jej głosu wkradła się frustracja, jakby to,
że mogłaby mieć konkurencję, wyjątkowo ją drażniło. Cokolwiek zobaczyła w hotelu,
wyraźnie jej się nie podobało.
– A co
z łowcami? Dlaczego…? – zaczęła, próbując skupić się na najbardziej
neutralnych kwestiach.
– Mogę
tylko zgadywać, ale mnie to wyglądało na próbę sił. To, co
tam się stało… – Claudia niecierpliwie machnęła ręką. – Na odległość
zabili ponad czterdzieści osób. Rozumiecie, co to oznacza? Tyle dobrego,
że to wciąż ludzie, ale i tak mi się nie podoba. Jeśli
Charon pociąga za sznurki, będzie gorzej.
– Na szczęście?
– powtórzyła z niedowierzaniem. – Wciąż ludzie? Jakie szczęście, na litość
bogini?!
Skrzywiła
się, słysząc jak piskliwie zabrzmiał jej własny głos. Spróbowała się uspokoić,
ale w głowie wciąż miała mętlik. Czuła się niewiele lepiej niż
podczas rozmowy z Rufusem, kiedy próbowała nadążyć nad wyciąganymi
przez niego wnioskami. Za część zwykle miała ochotę zdzielić go po głowie,
zwłaszcza gdy bez mrugnięcia okiem przyjmował istnienie przypadkowych
ofiar. Jakby to, że przynajmniej oni byli bezpieczni, wszystko
usprawiedliwiało.
Spojrzała wyczekująco
na Claudię, jednak to nie ona zdecydowała się jej odpowiedzieć.
– Al i Mira
nie ucierpieli – wtrąciła cicho Claire. – To znaczy, że wpływ nie zadziała
na wampiry i demony. Albo po prostu nikt nie spodziewał się
ich pojawienia.
– Tak. Tak sadzę
– odetchnęła Claudia.
Layla
odetchnęła, próbując się uspokoić. Czuła, jak uchodzi z niej cała
energia.
– W porządku…
Co teraz?
Tym razem
odpowiedziała jej wymowna cisza. Spojrzała wyczekująco na Claudię,
ale ta jedynie potrząsnęła głową.
– Nie mam
pojęcia. Wiem jedynie, że Charon bawi się magią. I najwyraźniej ma
potężnego sojusznika – wyjaśniła, potrząsając z niedowierzaniem głową. –
Nie żeby tego potrzebował. Od wieków tańczy z diabłem i dobrze
na tym wychodzi.
– Mówiłaś,
że nie da się go zabić. To też magia?
– A cóż
innego? Gdybym chociaż wiedziała z kim się układał… – Przez jej twarz
przemknął cień. – Nie podoba mi się to, jak zwleka. Mógłby znaleźć mnie
ot tak, gdyby chciał. Skoro zwleka, ma powody.
Nie dodała
niczego więcej, ale nie musiała. Sposób, w jaki spojrzała na Claire,
wydawał się mówić sam za siebie.
Layla
poczuła, że zaczyna robić jej się niedobrze. W porównaniu z tym,
jak wyglądał faktyczny problem, hotel wydawał się niczym. Co więcej, niezależnie
od emocji, które żywiła względem Claudii, nie potrafiła zaprzeczyć,
że ta jako jedyna wydawała się wiedzieć, z czym mieli do czynienia.
Skoro tak…
O bogini. Jeśli
do tej pory czuła się bezsilna, po kolejnych rewelacjach tym
bardziej nie wiedziała, co powinni zrobić.
Weź się
w garść. Po prostu pomyśl i…
Gdyby to było
takie proste!
Poruszyła się
niespokojnie. Pod wpływem impulsu przesunęła się bliżej Claire, dla
pewności chwytając dziewczynę za rękę. Zupełnie jakby w ten sposób
mogła ją osłonić i to niezależnie do tego, skąd miało nadejść niebezpieczeństwo.
– Mamo? –
rzuciła z wahaniem Claire.
– Amelie –
oznajmiła pod wpływem impulsu. Nie patrzyła na córkę, całą sobą
wciąż skupiona na Claudii. – Powiedziałaś, że to twoja stwórczyni.
Możesz ją odnaleźć? – zapytała, a podchwyciwszy pytające spojrzenie
wampirzycy, w pośpiechu dodała: – Rufus jej szuka. Ona i mój brat
działali razem i… O bogini, nie wiem. Ale to jedyne, co przychodzi
mi do głowy.
Claudia
parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem.
– Kto jak
kto, ale Amelie na pewno wie, że ktoś jej szuka. Jeśli nie zdecydowała się
pokazać, to ma w tym swoje powody – oznajmiła, krzyżując ramiona na piersi.
– Dlatego
proszę ciebie. Chciałaś pomóc, tak? – zniecierpliwiła się Layla. – Nie będę
siedzieć i czekać. Wplątałaś moją córkę w kłopoty, więc teraz
coś wymyśl!
Może była
niesprawiedliwa, ale nie dbała o to. Gniewnie zmrużyła oczy, ani na moment
nie odrywając wzroku od wampirzycy. Miała ochotę nią potrząsnąć, co i
tak wydawało się lepsze od morderczych odruchów, które Claudia
wyzwalała w niej jakiś czas temu. Ani trochę nie podobało jej się
to, o czym mówiła i że swoimi wyjaśnieniami niejako zaburzała
wszystko, w co wierzyła Layla, ale jeśli ta kobieta pozostawała
ich jedyną nadzieją… Och, zamierzała to przyjąć. Niezależnie od tego,
jak mieli zareagować pozostali.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym poderwała się na równe nogi.
To, że straciła kontrolę, uświadomiła sobie dopiero w chwili, w której
poczuła owijające się wokół nadgarstka ciepłe palce. W roztargnieniu
spojrzała wprost w lśniące, błękitne oczy Claire.
– Przestańcie
– poprosiła niemal błagalnie. – Obie. Claudia przecież… – Dziewczyna spuściła
wzrok. – Robi co może.
– To miłe,
że ty jedna to rozumiesz – mruknęła wampirzyca. Na jej ustach
pojawił się pozbawiony wesołości uśmiech. – Amelie traktuje mnie niewiele
lepiej, jeśli akurat nie ma ochoty się spotkać. Mogę jej poszukać,
ale niczego ci nie obiecam.
To nie brzmiało
jak wiarygodna obietnica. Layla zawahała się, wciąż wzburzona. Potrzebowała
dłuższej chwili, by zapanować nad sobą na tyle, by spróbować się
rozluźnić. Rzuciła Claire przepraszające spojrzenie i nawet spróbowała
wysilić się na uśmiech, ale przyszło jej to z trudem.
Plan.
Potrzebowali planu, ale… żaden sensowniejszy nie przychodził jej do głowy.
–
Przepraszam – mruknęła, ostrożnie dobierając słowa. – Nie wiem, co myśleć.
Ja…
Claudia
wywróciła oczami.
– Nie krępuj
się. Pewnie zachowywałabym się tak samo na twoim miejscu –
stwierdziła jakby od niechcenia. – Poszukam Amelie. Spróbuję wymyślić coś
sensownego, ale to trudne, skoro poruszamy się po omacku. Jakby stało się
coś jeszcze, wiesz, gdzie mnie szukać.
– Dam ci znać.
Gdybyś czegoś potrzebowała…
– Poradzę
sobie – ucięła pospiesznie Claudia. – Przyjechałyście, kiedy tego
potrzebowałam. To i tak dużo.
Skinęła głową.
Wciąż czuła wzburzenie, ale to bardzo szybko ustąpiło miejsca bezradności.
Naskakiwanie na Claudię i tak nie miało sensu. Musiała przynajmniej
spróbował jej zaufać, ale…
–
Powinnyśmy iść – rzuciła wymijająco. – O ile lepiej się czujesz.
Olivera nie ma, więc…
Urwała, po samym
tylko spojrzeniu kobiety poznając, że ta i tak miała odmówić.
Choć w jakimś stopniu Layla nie chciała zostawiać jej samej,
kiedy ostatecznie opuściły wraz z Claire mieszkanie, poczuła ulgę. Co prawda
wciąż czuła się jak pijana, porażona nadmiarem informacji i sprzecznych
uczuć, ale…
O
bogini.
– Mamo? –
zmartwiła się Claire.
Przystanęły
w korytarzu, w połowie drogi na parter. Layla z westchnieniem
oparła się o ścianę, wplatając palce we włosy. Chwyciła się za głowę,
energicznie pocierając skronie. Miała ochotę krzyczeć – cokolwiek, byleby jakoś się
wyładować.
– Nie wierzę,
że to mówię – oznajmiła cicho – ale ona jest gorsza od twojego
ojca. Macie jeszcze jakieś rewelacje?
Claire
zaprzeczyła. Dalej wyglądała na zmartwioną, choć wyraźnie próbowała to ukryć.
Wyglądała dziwnie, zwłaszcza na pozbawionym oświetlenia półpiętrze. W ciemnościach
Layla wyraźnie widziała jej bladą twarz i lśniące, nienaturalnie
jasne oczy. Coś w błękicie tęczówek dziewczyny sprawiło, że poczuła się
jeszcze bardziej nieswojo.
Nawet nie drgnęła,
kiedy córka bez słowa przesunęła się bliżej, tak po prostu wpadając
jej w ramiona. W jakiś pokrętny sposób uścisk okazał się bardziej
wymowny i pomocy, aniżeli cokolwiek innego. Layla przygarnęła ją do siebie,
bez wahania odwzajemniając gest. Ostrożnie przeczesała ciemne włosy Claire
palcami. Jak długo miała ją przy sobie żywą i bezpieczną, mogła
przynajmniej udawać, że wszystko było w porządku.
Przez
chwilę trwały w ciszy, ale to wydawało się właściwe. Przynajmniej
poczuła się lepiej, choć na moment odzyskując równowagę. Co prawda to ani trochę
nie uczyniło tematów czarownic, hotelu i Charona bardziej
przystępnymi, ale…
– Możemy
ufać Claudii – usłyszała tuż przy uchu.
Drgnęła.
Coś w sposobie w jaki Claire wypowiedziała te słowa, sprawiło, że nie potrafiła
ich zignorować.
I, cholera,
naprawdę chciała w nie uwierzyć.
Zanim wróciły do domu,
Layla w końcu zdołała się uspokoić. Na tyle, na ile było to możliwe.
Przynajmniej nie rozbiła samochodu Nessie na pierwszym z brzegu
drzewie, a to już o czym świadczyło. Och, no i wciąż myślała
na tyle przytomnie, by w pierwszej kolejności skierować się
do centrum handlowego. Powrót z zapowiedzianych zakupów bez choćby
kilku drobiazgów wydałby się równie podejrzany, co i wrócenie do domu
z czystym przerażeniem w oczach.
Chodząc po sklepach,
wciąż myślała o rozmowie z Claudią. Nie miała pojęcia, co czuć
względem tej wampirzycy, zwłaszcza że miała jej do zarzucenia tak wiele.
Wyjaśnienia, które usłyszała, niczego nie rozwiązywały. Wręcz przeciwnie –
słuchając ich, Layla miała jedynie więcej wątpliwości. Ocenienie tej kobiety
okazało się równie skomplikowane, co i spokojne przyjmowanie większości
rewelacji Rufusa.
Cóż, już
nie chciała jej zabić. Na dobry początek musiało wystarczyć.
Skupiła się
na Claire, z premedytacją unikając jakichkolwiek niewygodnych
tematów. Miała wrażenie, że obie tego potrzebowała – chwili wytchnienia i spędzenia
czasu na czymś, co nie wymagało zbędnego myślenia. Layla nie pamiętała,
kiedy ostatnim razem pozwoliły sobie na coś równie prostego, jak chodzenie
po sklepach. W zasadzie dobrze wiedziała, że dziewczyna do wspólnych
wyjść miała podejście podobne do ojca, a jednak wydawała się spokojna
i szczęśliwa. Jakby to, o czym rozmawiały raptem godzinę wcześniej,
nie miało miejsca.
Coś w wypowiedzianych
w korytarzu słowach nie dawało jej spokoju. Nie miała pojęcia,
czy Claire w ogóle zdawała sobie z tego sprawę, ale brzmiała
równie poważnie, co i Isabeau, kiedy zdarzało jej przekazywać
ostrzeżenia.
A może po prostu
Layla chciała w to wierzyć, szukając punktu zaczepienia, który pozwoliłby dojść
do ładu z tym, co działo się w jej głowie.
Poprawiła papierową
torbę z logo jednego z butików. Miała coś dla siebie i dla
Claire. Wierzyła, że to wystarczy, by nie wzbudzać podejrzeń.
Dziewczyna i tak okazała się zadziwiająco cierpliwa, być może
dlatego, że Layla wyjątkowo nie miała cierpliwości do porównywania
kolorów i zachwycania się wszystkim, co wpadło jej w oczy.
Co prawda buszowanie między wieszakami było przyjemne, ale…
Coś innego
przykuło jej uwagę. Zanim zdążyła się zastanowić, chwyciła córkę za rękę
i pociągnęła do witryny sklepiku z biżuterią. Oczy skupiła na drobiazgu,
który przyciągnął ją z daleka – pozłacanej, wyróżniającej się na czarnej
poduszce bransoletce.
– Co sądzisz?
– zapytała wprost, śledząc wzrokiem delikatny łańcuszek i zapięcie.
Zwłaszcza to drugie przykuło jej uwagę. Wyglądało jak… anielskie
skrzydła. – Spodoba jej się.
– Jej?
Claire uniosła
brwi. Zerknęła bransoletkę, ale prawie natychmiast spojrzenie utkwiła z powrotem
w Layli.
Wampirzyca
westchnęła. Chwyciła kosmyk włosów, nerwowo oplatając je wokół palca.
– No…
Claudii – przyznała zgodnie z prawdą. – Tak sobie pomyślałam… Jest
urocza – wyjaśniła, kiwając głową w stronę bransoletki. – A ja mogłam
trochę przesadzić, kiedy na nią naskoczyłam.
Musiała się
zdecydować. Co prawda to jeszcze o niczym nie świadczyło, ale Layla
i tak nie mogła się powstrzymać. Może i nie ufała Claudii –
wciąż nie w pełni – ale jej potrzebowała. A może po prostu…
Próbuję
być miła. Chociaż tyle.
– Jest
ładna – przyznała Claire. Mimo wszystko nie brzmiała na przekonaną. –
Ale nie widziałam, żeby Claudia kiedykolwiek nosiła bransoletki.
– Każda
kobieta doceni dobrą biżuterie – obruszyła się. Wysiliła się na blady
uśmiech. Wzrokiem wciąż wodziła po bransoletce. – Joce mówiła, że dałaś
jej wisiorek… Od Claudii? – dodała, po minie córki poznając, że
trafiła w sedno.
– Miałam
wrażenie, że… jej bardziej się przyda – wyjaśniła wymijająco.
– Mhm… –
Layla przekrzywiła głowę. – Wezmę ją – zdecydowała, kierując się ku
wejściu do sklepu.
– Zaczekam
w księgarni.
Parsknęła
śmiechem. W porządku, tego akurat mogła się spodziewać.
Kiedy pięć minut
później wyszła ze sklepu z niewielkim, starannie zamkniętym pudełeczkiem, poczuła się
zaskakująco wręcz spokojna. Nie miała pewności, czego spodziewać się
po tej kobiecie, ani czy ta faktycznie zamierzała odszukać Amelie.
Ba! Nie wiedziała nawet, czy w tym przypadku pierwotna zdecyduje się
pomóc, ale o tym starała się nie myśleć. Spoglądając na siebie
nieufnie i tak nie miały niczego zdziałać.
Raz jeszcze
pomyślała o połyskującej, złocistej bransoletce. I skrzydłach.
Claudia ani trochę nie wyglądała na anioła, ale…
Potrząsnęła
głową. W najgorszym wypadku wampirzyca miała ją wyśmiać. Nie żeby to w ogóle
miało znaczenie, zwłaszcza w tej sytuacji.
Musiała coś
wymyślić. Zając się Charonem, cokolwiek to znaczyło i jak miała się
do tego zabrać. Sprawy miały się źle, ale przynajmniej dowiedziała się
w porę. To, że Claire do niej przyszło, wciąż traktowała za najlepsze,
co mogło się wydarzyć. Tym bardziej nie chciała jej zawieść,
nawet jeśli to oznaczało ostrożne działanie i utrzymanie sekretu.
Layla nie była tym zachwycona, ale wiedziała, że nie ma innego
wyboru – nie, skoro wiedziała, jak jej rodzeństwo i mąż zareagowaliby
na samą wzmiankę o Claudii.
Coś
wymyślę. Chyba, przeszło jej przez myśl. Wątpiła, by tym razem ładny
uśmiech i błagalne „Tylko się nie denerwuj!” wystarczyły, by udobruchać
Rufusa. Nie żeby kiedykolwiek działały jak powinny.
Cóż, zawsze
mogła mu przyłożyć. To i tak było lepsze, niż gdyby miał osobiście
sprawdzić, ile tak naprawdę potrafiła jego siostra. Mieli zbyt wielki
problem, by w tym wszystkim walczyć ze sobą.
Wraz z tą myślą, Layla poprawiła torby z zakupami i ruszyła na poszukiwanie córki.
Jeśli ktoś tu jest, to szczęśliwego nowego roku! <3 A więcej moich wynurzeń tu: KLIK.
OdpowiedzUsuń