21 maja 2019

Dwieście dziewięćdziesiąt jeden

Gabriel

Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem znajdował się w podobnej sytuacji. Milczał, z uwagą obserwując krążącą tam i z powrotem kobietę. Nie śpieszyła się, poruszając w pełni ludzkim tempem i pozwalając, by wysokie obcasy jej butów raz po raz uderzały o parkiet. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, choć dopiero co zdradzała przede wszystkim gniew. Ta chwila słabości dała mu do myślenia, ale nic ponadto; kto jak kto, ale Isobel panowała nad sobą wystarczająco dobrze, by szybko wziąć się w garść.
Poczuł się dziwnie, kiedy zostali sami. Amelie nie poszła z nimi, posłusznie ustępując, kiedy pierwotna nakazała jej odejść. Mniej więcej wtedy Gabriela naszły wątpliwości, ale stanowczo je w sobie zdusił. Po pierwsze, sam się w to wplątał, od samego początku podejrzewając, że spotkanie z królową zdecydowanie nie skończy się na towarzyskich pogaduszkach. A po drugie, mimo wszystko brał taki scenariusz pod uwagę.
Obolałe żebra wciąż dawały o sobie znać, ale bez większego wysiłku zignorował ból. Próbował zachowywać się spokojnie, zupełnie jakby nic wartego nie miało miejsca. Prawdziwym wyzwaniem okazało się to, by przypadkiem wampirzycy nie sprowokować, zwłaszcza że już sama jego obecność wystarczyła, żeby nieśmiertelną rozdrażnić. To, że zaintrygował ją na tyle, by na powitanie nie rozerwała mu gardła, samo w sobie było niczym cud.
Dyskretnie powiódł wzrokiem dookoła. Nie zaskoczyło go to, że zajęła drogie, urządzone z rozmysłem mieszkanie, czy też raczej kosztowny, luksusowy apartament. Och, znał ją, może nawet lepiej, aniżeli mógłby sobie tego życzyć. Kto jak kto, ale Isobel nie pozwoliłaby sobie na gorsze warunki, o ile nie byłaby naprawdę zdesperowana. Lubiła drogie rzeczy, antyki i wszystko to, co w jakikolwiek sposób mogło podkreślić jej pozycję. Pod tym względem się nie zmieniła, ale to również nie wydało mu się dziwne. Wampiry miały to do siebie, że choć z łatwością przystosowywały się do otaczającej je rzeczywistości, mentalne zmiany przychodziły im z trudem.
Tak było również z nią, choć jak nic wpadłaby w szał, gdyby ktokolwiek jej to zasugerował. Była królową, czyż nie? Przynajmniej w jej mniemaniu pozostawała kimś doskonalszym i wyjątkowym niż ci, którymi nazywała swoimi dziećmi.
Chwilami wciąż nie wierzył, że zaledwie kilka lat wcześniej naprawdę wierzył w to, że cokolwiek z tego, co mówiła, mogło mieć sens.
Z trudem powstrzymał grymas. Próbował kontrolować myśli i każdy, nawet najmniej znaczący ruch, ale to przychodziło mu z trudem. Aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawy z tego, jak łatwo mógłby popełnić błąd, w najgorszym wypadku po prostu narażając się na niebezpieczeństwo. Czegokolwiek nie myślałby o Isobel, nie mógł zaprzeczyć, że wciąż była niebezpieczna. Nie miało znaczenia, co działo się z nią w ostatnim czasie i czy ograniczyli jej moc. W zasadzie podejrzewał, że w każdej chwili mogła znów po nią sięgnąć albo przynajmniej spróbować. To, że tego nie robiła, o niczym jeszcze nie świadczyło, a tym bardziej nie umniejszało zdolności nieśmiertelnej. Fakt, że przebywał w jej domu, tym samym zdany na jej łaskę, jedynie wszystko komplikował.
Przeciągające się milczenie nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli chciała go zdenerwować, była na dobrej drodze, choć robił wszystko, byleby tego nie okazywać. W gruncie rzeczy tylko wyczekiwał momentu, w którym wampirzyca jednak dojdzie do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zabicie go. Podświadomie oczekiwał właśnie tego – momentu, w którym kolejny ruch okaże się wstępem do ataku. Gdyby do tego doszło, byłby gotowy, ale…
– Nie wiem, czy chcę cię wysłuchać. – Jej głos był chłodny i obojętny. Gabriel wciąż nie był w stanie określić, jakie targały nią emocje. – Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałam się zobaczyć i tylko dlatego wciąż żyjesz. Ustalmy to sobie na początku.
Jeszcze żyję, poprawił ją w myślach. Jedno słowo czyniło różnicę i choć nie padło, Gabriel czuł je aż nazbyt wyraźnie. Zawisło gdzieś pomiędzy nimi, wyraźniejsze od nawet najgłośniejszego krzyku.
– Moja pani…
Nie dała mu dokończyć. Po prostu się roześmiała – w ten niepokojący, pozbawiony emocji sposób. Dobrze znał ten dźwięk, choć nie słyszał go wystarczająco długo, by się od niego odzwyczaić.
– Nie baw się w Rufusa. Ciebie akurat stać na trochę więcej fantazji, Gabrielu – stwierdziła niemalże urażonym tonem Isobel. – Kłamał jak z nut na balu, ale rozbawił mnie na tyle, bym pozwoliła mu mówić. Tyle że te same scenariusze po czasie robią się nudne. – Wampirzyca spojrzała na niego z zaciekawieniem. Jej rubinowe tęczówki wydawały się lśnić. – Za nic nie uwierzyłabym, że którykolwiek z nas dobrowolnie postanowił do mnie wrócić, więc darujmy sobie tę część. Postaraj się bardziej i spróbuj chociaż przekonać mnie do tego, żebym już teraz nie wyrzuciła cię przez drzwi balkonowe. Byłeś na tyle bezczelny, by się tutaj prosić, więc pewnie już zauważyłeś, że nie mam nastroju. Tobie jednemu nie muszę tłumaczyć, co to oznacza, prawda?
Oczywiście, że nie musiała. Chciał tego czy nie, rozumiał. Trudno, by było inaczej, skoro w którymś momencie naprawdę stał się jedną z najbliższych jej osób. Wciąż porażało go to, jak łatwo przychodziło mu wyobrażenie sobie jej różnych reakcji – mniej lub bardziej gwałtownych. Co prawda czuł, że robiła wszystko, by się przy nim pilnować, ale niektóre szczegóły mimo wszystko zauważał. Nerwowość jej ruchów, błysk w oczach, ton, jakim się do niego zwracała… To wszystko było znajome, a zarazem wzbudzało w Gabrielu jeszcze silniejszy niepokój.
To i jej mentalna obecność. Przez moment poczuł się co najmniej tak, jakby go spoliczkowała, kiedy poczuł królową w swojej głowie. Nawet nie próbowała się kryć, zachowując się w nie mniej bezczelny sposób, co i on, gdy zdecydował się wejść do apartamentowca. Spróbował powstrzymać grymas i instynktowne pragnienie, by się od niej odciąć, dobrze wiedząc, że w ten sposób popsułby wszystko. Skoro chciała grać w otwarte karty, zamierzał na to pozwolić.
Więc po prostu spokojnie stał, chociaż nie sądził, że będzie do tego zdolny. Pozwalał, by buszowała po jego umyśle, sięgając tam, gdzie tylko sobie zażyczyła. Taki stan zdecydowanie nie był dla niego naturalny. Tak naprawdę istniała tylko jedna osoba, której mógł pozwolić na taką ingerencję; na pełną swobodę, skoro nie było niczego, co chciałby przed nią ukryć. Sęk w tym, że nie miał wyboru, a próby walki z Isobel przyniosłyby więcej szkody, niż gdy poddawał jej się dobrowolnie.
Tego też domyślił się przed przyjściem tutaj. Był pewien, że jeśli przeczucie go nie myliło, a pierwotna nie zabije go na wstępie, będzie chciała go dręczyć. Znała go równie dobrze, co i on – a może nawet lepiej, choć o tym próbował nie myśleć. Tak czy siak, Isobel była jedną z tych osób, które doskonale wiedziały, gdzie uderzyć, by zabolało najmniej.
Nie wątpił, że zamierzała to wykorzystać.
– Doprawdy? – rzuciła jakby od niechcenia. Wystarczył ułamek sekundy, by zmaterializowała się tuż przed nim, z równym powodzeniem mogąc pokusić się o to, co zasugerowała wcześniej. Mimowolnie drgnął, w ostatniej chwili powstrzymując się przed odsunięciem się. – Widzę, dlaczego tutaj jesteś. To takie ckliwe – stwierdziła, wzdychając przeciągle. W tamtej chwili wydała mu się przede wszystkim rozczarowana. – Przyznaj, że bez wspomnień było ci dużo łatwiej.
Zacisnął usta. Miał ochotę na nią warknąć – chociaż tyle i aż tyle – ale również na to nie mógł sobie pozwolić. Mógł wyklinać w myślach do woli, ale musiał zachowywać to dla siebie, nawet jeśli Isobel dobrze wiedziała, co chodziło mu po głowie. Tym razem to ona rozdawała karty i – och, tego też był pewien! – bez wątpienia sprawiło jej to przyjemność.
Problem polegał na tym, że mimo wszystko trafiła w sedno. Prawie, bo problem w rzeczywistości leżał nie tyle we wspomnieniach, co emocjach. Gabriel nie wyobrażał sobie ponownego odcięcia od tego, czego doświadczył od chwili poznania Nessie, ale nie mógł zaprzeczyć, że obojętność bywała kusząca. Zaangażowanie niosło ze sobą komplikacje i ryzyko zranienia, a jednak…
– Nie rozumiem – stwierdziła Isobel, uśmiechając się chłodno. – To jak masochizm, nie uważasz? Nikt nie wmówi mi, że w ślepym pożądaniu za uczuciem jest cokolwiek pozytywnego. – Jeszcze gdy mówiła, wyciągnęła dłoń ku jego twarzy. – Oboje wiemy, że to tylko biologia. Pożądanie i nic ponadto.
Nie odpowiedział, po prostu pozwalając jej mówić. Kolejny raz go prowokowała, tym razem zmuszając do tego, by musiał walczyć z instynktownym pragnieniem, by odepchnąć dłoń, którą ułożyła na jego policzku. Czuł dotyk lodowatych, ocierających się o jego skórę palców – jakże różnych od ciepłego, żywego ciała Nessie.
Wciąż milczał, gdy Isobel przesunęła się na tyle, by dosłownie napierać na niego całym ciałem. Zesztywniał, przez moment wytrącony z równowagi, kiedy zaskoczyła go bardziej, niż gdyby jednak postanowiła pogruchotać mu kości. Spodziewał się wielu rzeczy, ale zdecydowanie nie tego, że nieśmiertelna tak po prostu zdecyduje się go pocałować. To był pewny, władczy pocałunek, który chcąc nie chcąc odwzajemnić, nie zamierzając sprawdzać, co by było, gdyby spróbował jej odmówić. Przecież dobre znał te zagrywki – wyuczone ruchy, które miały na celu co najwyżej podkreślić jej przewagę, ale na pewno nie okazać uczucia.
Całowanie jej było proste. Przecież już to robił – zdecydowanie zbyt często, choć minęło dość czasu, by zdążył wyprzeć to z pamięci. Tego przynajmniej chciał, traktując czas, który spędził u jej boku jako coś, co tak naprawdę nie powinno mieć miejsca. Renesmee też tego od niego oczekiwała, wciąż powtarzając, że nie miał wpływu na to, co wydarzyło się po powrocie królowej, ale przecież to nie było tak. Nie do końca. Od zawsze wiedział, że zrzucenie całej winy na pierwotną i brak wspomnień, po prostu nie miało racji bytu. Tak naprawdę wampirzyca wyciągnęła z niego coś, co miał w sobie od zawsze, by to wykorzystać – tylko tyle i aż tyle.
Cieszę się, że się rozumiemy.
Wzdrygnął się, gdy w jego głowie rozbrzmiał jej mentalny głos. Wsłuchiwała się w jego myśli, aż nazbyt świadoma każdej, nawet najmniej subtelnej wątpliwości. Niemalże czuł przyjemność, którą czerpała z możliwości dręczenia go. Nie zawahała się przed wykorzystaniem sytuacji, nie tylko przytłaczając go swoją obecnością, ale również fizyczną bliskością – tym, w jaki sposób napierała na niego całym ciałem, bijącym od niego chłodem i tym, w jaki sposób podkreślała przewagę, którą nad nim miała.
Jej dłonie wylądowały na jego torsie. Z trudem powstrzymał jęk, kiedy – świadomie bądź nie – naruszyła już i tak poobijane żebra.
– Więc… – wyszeptała, zaciskając palce na przodzie jego koszuli. Odchyliła głowę, by móc spojrzeć mu w twarz. Nie uśmiechała się, ale błysk w jej oczach mówił sam za siebie. – Przyszedłeś, bo masz w tym interes. Potrzebujesz… przysługi – dodała, starannie dobierając kolejne słowa. Tym razem kąciki jej ust nieznacznie drgnęły. – No, powiedz to.
– Przecież wiesz – wyrwało mu się.
Isobel po prostu się roześmiała – w pozbawiony wesołości, ale niezwykle pociągający sposób. W tamtej chwili nie miał już wątpliwości, że robiła to specjalnie. Bawiła się jego emocjami, najwyraźniej dobrze się dzięki temu bawiąc.
– Oczywiście. – Nie miał pewności czy reagowała tylko na jego słowa, czy również myśli. – Ale chcę to usłyszeć. Co z twoją żoną, Gabrielu? – podjęła i zabrzmiało to niemalże troskliwie.
Zacisnął usta. Z opóźnieniem uprzytomnił sobie, że się trzęsie – tylko nieznacznie, ale jednak. Co więcej, to nie miało żadnego związku z bijącym od ciała wampirzycy chłodem czy świadomości, że stojąca przed nim nieśmiertelna wciąż z pełną swobodą mogła przetrącić mu kark.
Tym razem Isobel nie próbowała go poganiać. Obserwowała go z zaciekawieniem, nawet nie mrugając. Jej spojrzenie wydało mu się zdecydowanie zbyt przenikliwe i tak niepokojące, że zaczął marzyć o tym, by odwróciła wzrok. Nie zrobiła tego, z uporem tkwiąc w jednej pozycji. Komu jak komu, ale nieśmiertelnej przychodziło to bez większego trudu.
– Nessie… – zaczął i zaraz urwał, czując się tak, jakby nagle zabrakło mu tchu.
Uśmiech Isobel stał się bardziej drapieżny. Jej palce bardziej stanowczo zacisnęły się na przodzie jego koszuli.
– Tak? – drążyła, nie zamierzając ustąpić. – Gdzie ona jest?
– Nie wiem – wyrzucił z siebie na wydechu, w końcu pozwalając na to, by te słowa rozbrzmiały w pokoju. Nienawidził siebie za pobrzmiewającą w głosie bezradność. – Sęk w tym, że ja nie… Zniknęła. – Potrząsnął głowa. – I ona, i więź. Żadne z nich się z tym nie spotkało.
– I przychodzisz z tym do mnie – stwierdziła ze spokojem królowa, starannie wypowiadając każde kolejne słowo. – Zadziwiające. Chociaż robienie głupot to już chyba domena Licavolich, czyż nie?
Po jej tonie trudno było stwierdzić czy bardziej ją to zaskoczyło, czy może próbowała z niego drwić. W zasadzie to i tak nie miało dla Gabriela znaczenia. Całą uwagę poświęcał przede wszystkim na próbach złapania oddechu, wciąż mając wrażenie, że na piersi zalegał mu jakiś olbrzymi ciężar.
Isobel zachichotała.
– Przecież wiesz, co to jest. Po prostu to nazwij – nakazała, ale tym razem odpowiedziało jej milczenie. Nie wyglądała na szczególnie rozeźloną z tego powodu. – Więc ja to zrobię – zaproponowała ze spokojem. – Wyrzuty sumienia. O co się obwiniasz?
I tym razem nie był w stanie odpowiedzieć. Przynajmniej początkowo, bo kolejne chwile wymownego milczenia okazały się czymś, czego Isobel najwyraźniej nie miała zamiaru znosić. Jej palce mocniej zacisnęły się na jego koszuli, kiedy nachyliła się w jego stronę.
Znów się wzdrygnął, tym razem z obrzydzenia, kiedy poczuł na policzku jej słodki, lodowaty oddech.
– Czyja to wina, hm? – nie dawała za wygraną. – I nie pytam tu o Simona. Gdybym nie widziała powodów, by zachować go przy życiu, chętnie dałabym ci wolną rękę, aczkolwiek… – Isobel uśmiechnęła się chłodno. – Wracając do tematu… Z jakiego powodu tutaj jesteś? – podjęła, z uporem ponawiając pytanie, którego zdecydowanie wolałby nie słyszeć. – Kto zabił twoją żonę?
– Ona nie jest… – zaczął, ale wampirzyca nie pozwoliła mu dokończyć.
– Jeśli mi nie odpowiesz – oznajmiła ze spokojem – prędzej czy później będzie. Nawet ty wiesz, że nie powinno się igrać z kimś od kogo oczekujesz pomocy, czyż nie?
Gwałtownie zaczerpnął powietrza, tylko cudem się nim nie krztusząc. Znów zadrżał, tym razem w przypływie frustracji, którą chcąc nie chcąc musiał w sobie zdusić. Miała go w garści i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. On również, a jednak…
– W porządku – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Moja wina. To chciałaś usłyszeć? – jęknął, już nawet nie dbając o to, że w tamtej chwili zdecydowanie nie zwracał się do niej jak do królowej. Mogła go za to ukarać i tym samym pokazać, że zaprzepaścić wszystko, ale w tamtej chwili o tym nie myślał. – Pomożesz mi czy nie?
– Skąd pomysł, że mogę?
Nie tego pytania się spodziewał. Już i tak ledwo był w stanie zebrać myśli, nie tylko wytrącony z równowagi jej bliskością, ale również sposobem, w jaki go traktowała. Wciąż stała zdecydowanie zbyt blisko, by mógł poczuć się choć odrobinę swobodnie… O ile w jej obecności taka możliwość w ogóle wchodziłaby w grę.
– Byłaś… Byłaś pierwsza – zauważył przytomnie. – I jako wampirzyca, i telepatka. Jeśli nie ty…
– Rozumiem.
Posłusznie zamilkł, po sposobie w jaki wypowiedziała to słowo poznając, że właśnie tego oczekiwała. Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy, ona milcząca, wyniosła i w końcu spoglądająca w inną stronę niż na jego twarz. Nie miał pewności czy to dobrze, ale z dwojga złego wolał taki stan, niż gdy dosłownie taksowała go wzrokiem. W zasadzie wszystko wydawało się lepsze od sposobu, w jaki ta kobieta próbowała go dręczyć.
Czuł się wykończony i obolały, bynajmniej nie dlatego, że na dobry początek jednak zareagowała tak, jakby planowała go zabić. Poobijane żebra czy urażona duma okazały się niczym przy konieczności wypowiedzenia słów, które ostatecznie na nim wymogła. Nie sądził, że to możliwe, a jednak to krótkie i – co gorsza – szczere wyznanie, okazało się gorsze od jakichkolwiek tortur.
I Isobel doskonale o tym wiedziała.
– Zaraz zobaczymy – stwierdziła w zamyśleniu. Gabriel drgnął, gdy spojrzenie rubinowych tęczówek na powrót spoczęło na nim. – Twoje szczęście, że mam do ciebie słabość… I twoja głowa w tym, żeby tak pozostało.
– Moja… pani… – zaczął, chociaż te słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
– Pocałuj mnie. Tylko z większym zaangażowaniem niż przed chwilą, a może nawet się zastanowię. Kiedyś nie musiałam cię do tego zachęcać. – Przez jej twarz przemknął cień. – Nie mam żadnej przyjemności ze zdobywania czegoś, co po prostu mogę sobie zabrać. Wolę dostawać… A od ciebie dostawałam bardzo wiele.
Przez moment sam nie był pewien czy powinien się śmiać, czy może płakać. Nie poruszył się nawet o milimetr, jedynie bezmyślnie się w nią wpatrując i nie będąc w stanie zdobyć na żadną sensowną reakcję. Milczał, zresztą tak jak i ona, po prostu nerwowo napinając mięśnie i czekając… Och, sam nie wiedział na nią. Oczekiwała czegoś, o czym nade wszystko pragnął zapomnieć, wciąż czując się tak, jakby wspomnienia, do których się odwoływała, należały do kogoś innego.
Kiedyś było inaczej. Przez blisko wiek, choć właśnie te lata niepamięci były czymś, co chętnie wyrzuciłby z głowy. Chciał traktować to jak sen – gorszy etap, który nie miał ani znaczenia, ani racji bytu. Jak koszmar, który dało się wyrzucić z głowy wraz z przebudzeniem. Tak było prościej, a przy Nessie okazało się to o wiele prostsze niż przypuszczał.
Tyle że teraz jej nie było, a przeszłość wróciła w sposób, którego Gabriel nie wziął pod uwagę. Wszystko zaś sprowadzało się do tej kobiety – kogoś, o kim sądził, że już nigdy nie będzie miał nad nim władzy.
– I nie mam. – Isobel spojrzała na niego w niemalże pobłażliwy sposób. – Ani władzy, ani cierpliwości. Skoro nic z tego…
Zareagował instynktownie. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, naparł na nią całym ciałem, bezceremonialnie wpijając się w jej usta. To przypominało odtwarzanie znajomego scenariusza, który jakimś cudem pamiętał, choć od ostatniego razu, gdy przyszło mu odgrywać akurat tę rolę, minęło tyle czasu. I choć nie sądził, że uda mu się w tym odnaleźć, w chwili, w której stanowczo odepchnął od siebie emocje, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Przecież to nic nie znaczyło, prawda? Powtarzał to sobie niczym mantrę, próbując odszukać spokój, który towarzyszył mu przed tym, jak w jego życiu pojawiła się Renesmee. Już raz tego dokonał – odsunął od siebie emocje, poddając się pragnieniom i odruchom, które mimo wszystko były naturalne. Teraz wystarczyło to powtórzyć.
Hm…
Mentalny głos Isobel wciąż pobrzmiewał w jego głosie, ale odległy i jakby pozbawiony znaczenia. Skupił się wyłącznie na jej ciele, sposobie w jaki się o siebie ocierały i pocałunku, który nagle przerodził się w coś więcej, niż tylko nieudolną próbę wkupienia się w łaski królowej.
Nie zarejestrował momentu, w którym oboje się przemieścili. Stłumił jęk, gdy wampirzyca bezceremonialnie przycisnęła go do ściany – gwałtownie, ale nie na tyle, by odebrał to za kolejną próbę ataku.
– Właśnie tak – wyszeptała z satysfakcją. Był gotów przysiąc, że jej głos rozbrzmiewał również  w jego głowie. – Nie ufam ci. Ani trochę – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. – Ale bawi mnie to, jak łatwo cię złamać… Kto wie, może jak trochę się postarasz, nawet ci wybaczę.
Coś w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa, uświadomiło mu, że nie planowała względem niego niczego dobrego.
Kiedy ułamek sekundy później jej mentalna obecność okazała się wręcz bolesna, dosłownie go miażdżąc, nie miał już co do tego żadnych wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa