22 maja 2019

Dwieście dziewięćdziesiąt dwa

Isabeau
Ocknęła się gwałtownie, ciężko dysząc i walcząc o każdy oddech. Nerwowym gestem przeczesała włosy palcami, odgarniając je na bok. Przynajmniej próbowała, bo niesforne kosmyki w nieprzyjemny sposób kleiły się do wilgotnej skóry. W pierwszej chwili pomyślała, że to pot, ale podświadomie czuła, że chodziło o coś innego. Dopiero gdy otarła oczy, dotarło do niej, że to łzy – najzwyklejsze w świecie, pozbawione śladów krwi – choć to przecież nie miało sensu.
Ze świstem wypuściła powietrze. Płakała? Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując w pośpiechu wziąć się w garść. Z bijącym sercem poderwała się na równe nogi, po czym – obojętna na to, że zdecydowanie nie nadawała się do tego, by komukolwiek pokazać się na oczy – szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom.
– Beau.
Dimitr omal nie oberwał drzwiami sypialni. Oboje zastygli w progu, on wziąć tkwiąc na korytarzu. Chociaż w ich przypadku stworzenie więzi było niemożliwe, czasami miała wrażenie, że wampir dysponował jakimś wyjątkowym szóstym zmysłem, pozwalającym mu dotrzeć do niej zawsze wtedy, gdy go potrzebowała.
Czuła na sobie jego spojrzenie. Wystarczyła chwila, by zmierzył ją wzrokiem – bladą, wciąż dziwnie roztrzęsioną i w koszuli nocnej. Czuła, że na zewnątrz wciąż musiało być jasno, ale wyjątkowo wpływ dnia wydawał się znikomy. Nie była zmęczona, ale pobudzona – i to na tyle, by w przypływie emocji zrobić coś naprawdę głupiego.
– Coś się stało? – zapytał wprost Dimitr. Ich spojrzenia się spotkały, a po wyrazie jego twarzy Isabeau momentalnie zorientowała się, co zaraz usłyszy. – Twoje oczy…
– Cholera.
Tylko na tyle było ją stać. Przesunęła się, w następnej sekundzie bezceremonialnie wpadając mężowi w ramiona. Poczuła się pewniej, kiedy ją objął, choć w ten sposób zdecydowanie nie miała być w stanie zrozumieć tego, co najważniejsze.
– Znów nie pamiętasz wizji? – drążył dalej Dimitr. – Isabeau, na litość bogini…
– Bogini raczej nie miała z tym nic wspólnego – wymamrotała nerwowo. – Ale wiesz co? Mogłabym przysiąc, że chodziło o Gabriela. I że najpewniej nakopię go do tyłka, jak tylko go znajdę – dodała, po czym spróbowała wyminąć stojącego jej na drodze króla, ale ten nie dał jej po temu okazji.
– Co znaczy, że chcesz znaleźć Gabriela?
Isabeau prychnęła. Nie miała wrażenia, by jej słowa były jakkolwiek niejasne.
– Dokładnie to, co powiedziałam. – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Mam złe przeczucia. I pewność, że mój brat zrobi albo już zrobił coś bardzo głupiego, więc…
Jeszcze kiedy mówiła, spróbowała wyślizgnąć się na korytarz, nagle jeszcze bardziej zniecierpliwiona. Wystarczyła chwila, by dłoń Dimitra zacisnęła się wokół jej nadgarstka, a wampir bezceremonialnie okręcił ją w taki sposób, by na niego spojrzała. Uścisk zelżał, po chwili przenosząc się  na jej ramiona i nie pozostawiając wampirzycy innego wyboru, jak tylko na mężczyznę spojrzeć.
– Nie rób mi tego znowu – oznajmił, znów spoglądając jej w oczy. Isabeau zamarła, przez moment czując się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch. – I uspokój się. Beau, Nemezis, co widziałaś?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Miała wrażenie, że coś zmieniło się w chwili, w której desperacko poprosiła, by przy niej został, gdy omal nie pokłócili się ostatnim razem. Gdyby sytuacja była jakkolwiek normalna, nie zawahałaby się przed zostawieniem wampira bez wyjaśnień i rzuceniem do działania, ale teraz…
Nie zorientowała się, w którym momencie tak naprawdę zdecydowała się Dimitra posłuchać. Wzięła kilka głębszych wdechów, z trudem zapanowując nad własnym ciałem i tłukącym się w jej piersi sercem. Zadrżała, gdy dłoń wampira z czułością przesunęła się po jej policzku. Jego dotyk był znajomy, zresztą jak i bijący od jego ciała chłód. Coś w tej bliskości pozwoliło jej się rozluźnić, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna.
– Ja… Nie jestem pewna – przyznała niechętnie.
W głowie miała pustkę. Przynajmniej w teorii, bo zarazem jej myśli wirowały, mieszając się ze sobą w trudny do zrozumienia, coraz bardziej skomplikowany sposób. Uprzytomniła sobie, że faktycznie zachowywała się jak desperatka, w gruncie rzeczy sama niepewna, co planowała zrobić po wyjściu z pokoju. Gdzie by poszła? Do tej pory miała pretensje do Rufusa o to, że ot tak rzucił się załatwiać sprawy we Florencji, zamiast dać komukolwiek znać o ponownym pojawieniu się Charona, a jednak… Cóż, on przynajmniej miał jakimś konkretny cel.
Zacisnęła usta. Nie tego oczekiwano by po dowódczyni straży.
– Widziałam… – Zamknęła oczy. Dotyk Dimitra ją rozpraszał, ale mimo wszystko okazał się lepszy od bezsensownego miotania na prawo i lewo. W zasadzie wampir wydawał się najbardziej rzeczywisty ze wszystkiego, czego doświadczała w tamtej chwili. Był niczym jej zdrowy rozsądek, którego w ostatnim czasie tak bardzo Isabeau brakowało. – Widziałam – zaczęła raz jeszcze i coś ścisnęło ją w gardle. – Isobel. I Gabriela.
Wszystko wróciło, tak po prostu układając się w sensowną całość. Nagle poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Gwałtownie zaczerpnęła tchu, bynajmniej nie po to, żeby się uspokoić. Zamrugała, bezskutecznie próbując pozbyć się sprzed oczu obrazu, który tak bardzo wytrącił ją z równowagi, a którego zdecydowanie nie chciała oglądać.
Nie zarejestrowała momentu, w którym zmaterializowała się po drugiej stronie sypialni. Usłyszała huk i dopiero wtedy dotarło do niej, że musiała coś potrącić. W roztargnieniu spojrzała na kawałki tego, co zostało z jakieś zmyślnej figury, dotychczas stojącej na komodzie. Dimitr miał czasami fantazję, poza tym lubię antyki.
Cóż, ten jeden drobiazg musiał jej wybaczyć.
Oddychając szybko i płytko, mocniej zacisnęła dłonie w pięści. Z trudem powstrzymała się przed uderzeniem w ścianę.
– Co za kretyn!
Samą siebie zaskoczyła brzmieniem własnego głosu. Był dziwnie piskliwy, zachrypnięty i w najmniejszym stopniu nie brzmiał jak coś, co mogłoby wyrwać się z piersi kogoś, kto nad sobą panował. Do Isabeau dotarło, że znów płakała, chociaż nie była pewna dlaczego. Gniewnym ruchem otarła policzki, ale prawie natychmiast miejsce startych łez zastąpiły nowe – wciąż ciepłe i tak bardzo niechciane.
Właśnie wtedy dotarło do niej, że się bała. Gdyby chodziło tylko o głupotę, którą zrobiłby Gabriel, nie czułaby się aż do tego stopnia roztrzęsiona. To, co pamiętała, wydawało się być zaledwie wstępem do czegoś, czego nie chciała widzieć – a więc może również pamiętać. Nie miała pojęcia, co to znaczyło, ale targające nią emocje zdecydowanie nie wróżyły niczego dobrego.
Ale… nie zobaczyłam. Nie zobaczyłam, żeby on…
– Isabeau.
Głos Dimitra przywołał ją do porządku. Poruszając się trochę jak w transie, z wolna zwróciła się ku mężowi, bynajmniej niezaskoczona tym, że ten zmaterializował się tuż za nią. Z ulgą przyjęła to, że nie próbował jej dotykać ani naciskać na wyjaśnienia. W tamtej chwili nie ręczyła ani za siebie, ani tym bardziej za swoje reakcje.
– Widziałam ich. Gabriela i Isobel… Ten idiota do niej poszedł – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Tym razem jej słowa zabrzmiały przede wszystkim w stłumiony, ledwo zrozumiały sposób, zwłaszcza że instynktownie docisnęła drżącą dłoń do ust. – Mam pierdolone déjà vu.
Jeszcze kilka lat temu taka wizja nie znaczyłaby niczego złego. Nie aż tak jak mogła teraz, skoro Gabriel był zapatrzony w królową jak w obrazek. Nawet to, że mógłby ją całować, nie byłoby aż takie zaskakujące, a jednak…
Nie chciała wiedzieć, dlaczego to oznaczyła. I skąd brało się towarzyszące jej przerażenie. Co więcej, dotarło do niej, że mówiła o wydarzeniach w czasie przeszłym, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Cokolwiek widziała, już się wydarzyło – być może w chwili, w której zdołała to dostrzec. Mogła tylko zgadywać, co wydarzyło się później, zwłaszcza że w widzeniu nie dostrzegła niczego, co mogłaby określić mianem tragedii. Cóż, nie w takim znaczeniu, w jakim zdążyła do tego przywyknąć.
Cholerne niejasne widzenia, jęknęła w duchu. Znajoma frustracja powróciła, chociaż Isabeau próbowała ją w sobie zdusić. To był zły moment na dalsze zadręczanie tym, że nie była w stanie w porę zareagować na nadchodzące nieszczęścia. Do tego tak naprawdę powinna się przyzwyczaić, aż nazbyt świadoma, że załamywanie rąk i wyklinanie na czym świat stoi nie było w stanie niczego zmienić. Z drugiej strony, skoro zobaczyła tylko tyle…
– Muszę wracać do Seattle – oznajmiła, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. Była tego dziwnie pewna, dokładnie jak wtedy, gdy wyjechała z Miasta Nocy, gotowa przysiąc, że potrzebowała ją Layla. – Nie obchodzi mnie, że nie wiem, gdzie go szukać. Mam wrażenie, że jeśli tego nie zrobię, ten kretyn zrobić coś bardzo głupiego i… – Potrząsnęła głową. – Albo już zrobił.
Mówiła, nawet nie zastanawiając się nad doborem słów. Czuła się trochę tak, jakby wciąż trwała w transie, choć – całe szczęście! – w pełni zdawała sobie sprawę z tego, gdzie się znajdowała. Równie wyraźnie czuła na sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, rubinowych tęczówek Dimitra. Momentalnie zorientowała się, że oczy wampira pociemniały – tylko nieznacznie, ale to mówiło samo za siebie.
Miała wrażenie, że minęła całą wieczność, zanim ten zdecydował się odezwać.
– Ubierz się.
– Powiedziałam już, że mu… – Urwała, gdy dotarł do niej sens jego słów. – Co proszę?
– Ubierz się – powtórzył ze spokojem. – Dam znać reszcie. Dariusowi też? – zapytał, ignorując jej skonsternowaną minę. – Byłoby dobrze, by ktoś kontrolował sytuację, kiedy nas nie będzie.
– Ale…
Dimitr potrząsnął głową.
– Tym razem jadę z tobą. Nie zamierzam drugi raz czekać, aż twoja siostra zadzwoni do mnie z informacją, że potrzebujesz wsparcia – oznajmił  nieznoszącym sprzeciwu tonem. Brwi Isabeau powędrowały ku górze, gdy dotarło do niej, że Dimitr tak naprawdę nie pytał. – Reszta też będzie chciała wiedzieć na czym stoimy. Skoro chodzi o Gabriela…
– Na pewno chodzi o Gabriela – oznajmiła z naciskiem.
Mało kiedy była tak pewna tego, co widziała. Zwłaszcza w ostatnim czasie widzenia bywały problematyczne, w gruncie rzeczy przynosząc jej więcej frustracji niż faktycznej wiedzy. Nie żeby w przypadku akurat tych wizji mogła liczyć na cokolwiek konkretnego. Z drugiej strony, już raz popełniła błąd, odpychając od siebie ostrzeżenie – jakiekolwiek by ono nie było. Czegokolwiek nie czułaby względem Selene i bezradności, jaką ta raz po raz ją karała, tym razem nie zamierzała uciekać.
– Oboje wiemy, że dodatkowa godzina nas nie zbawi. – Dimitr rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. Oczywiście, że nie. I tak nie powstrzymamy tego, co musi się wydarzyć, pomyślała z goryczą. – I że emocje nie są dobrym doradcą. Tobie nie muszę tego tłumaczyć, prawda?
– Podoba mi się, kiedy jesteś taki władczy – wymamrotała, a wampir spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Na pewno dobrze się czujesz, Nemezis?
Przez moment miała ochotę na niego warknąć. Choć na krótką chwilę wątpliwości zeszły na dalszy plan, w końcu pozwalając jej się uspokoić. Nie sądziła, że będzie do tego zdolna, a jednak zdołała się uspokoić – na tyle, na ile było to możliwe.
– Idź już, bo zaraz się rozmyślę.
Nie zawahał się. Co prawda była gotowa przysiąc, że wciąż patrzył na nią dziwnie, kiedy wychodził, ale nie miała mu tego za złe. Po tym, co działo się ostatnio, mogła się tego spodziewać.
Przez chwilę tkwiła na środku sypialni, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. Jej spojrzenie obojętnie przesunęło się po odłamkach zniszczonej figury, chociaż i tak nie była w stanie się na nich skupić. Była co najwyżej modlić się o to, by jej podejrzenia okazały się słuszne, a los Gabriela nie był przesądzony.
Jeśli tak, to i tak zginiesz, braciszku. Osobiście cię rozszarpię.
Nie miała pojęcia, co strzeliło mu do głowy, ale nie chciała o tym myśleć. Wiedziała jedynie, że nie było dobrze. Nie chodziło tylko o to, że mógłby całować się z Isobel, choć szczerze wątpiła, by Renesmee była zadowolona z takiego obrotu spraw. Zdrada nie wchodziła w grę, co do tego Beau nie miała wątpliwości. Gabriel wplątał się w coś, co mogło skończyć się naprawdę źle i już jej głowa było w tym, by w porę zapanować nad sytuacją.
Jeśli wciąż byli w stanie coś zdziałać, zamierzała wykorzystać sytuację. Jednego brata już straciła, a powtarzanie tego scenariusza było ostatnim, na co zamierzała pozwolić.
Gdyby jeszcze do tego wszystkiego miała pewność, że miała coś do powiedzenia, wszystko stałoby się dużo prostsze.

– Królowo!
Z trudem powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwo. Nie zatrzymała się, ograniczając się wyłącznie do rzucenia Dariusowi ostrzegawczego, dość jednoznacznego spojrzenia. „Próbuję pracować. Bądź taki dobry i spróbuj mi nie przeszkadzać” – dokładnie to chciała mu przekazać, choć czuła, że gdyby zdecydowała się ująć tę kwestię słowami, przekaz zabrzmiałby o wiele bardziej… dobitnie.
Oczywiście, że nie odpuści, jęknęła w duchu, gdy mężczyzna w pośpiechu się z nią zrównał. Zmaterializował się tuż obok, po chwili zagradzając jej drogę.
Tym razem naprawdę musiała ze sobą walczyć, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś złośliwego.
– Dimitr powiedział mi, że wyjeżdżacie. To znaczy… – zaczął raz jeszcze mężczyzna, ale zbyła go machnięciem ręki. Przez jego twarz przemknął cień. – Isabeau!
– Tak mam na imię – mruknęła z rozdrażnieniem. – Cieszę się, że w końcu zaczynasz go używać. Tytuły są męczące.
– Ale…
– Po co pytasz, skoro już wszystko wiesz? Tak, wyjeżdżamy. Sprawy osobiste – ucięła stanowczo. – Mam do pogadania z kilkoma osobami, więc gdybyś był taki dobry… – Zacisnęła usta. Chwilami nie rozumiała, jakim cudem Dimitrowi udawało się zachowywać jak dyplomata nawet wtedy, gdy najlepszym rozwiązaniem wydawała się starannie ułożona wiązanka. – Liczę na ciebie, okej? Wolelibyśmy mieć gdzie wracać. Co prawda są jeszcze Pavarotti, ale i tak masz wolną rękę. Ciesz się! – dodała, wysilając się na blady uśmiech.
Coś mimo wszystko złagodniało w jej tonie, kiedy dostrzegła wyraz jego twarzy. Wciąż zadziwiało ją oddanie, które okazywał niemalże na każdym kroku. Zaskakiwał ją, chociaż nie była pewna czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Wiedziała jedynie, że Dimitr najpewniej nie popełnił błędu, wyznaczając na jej zastępcę akurat tego wampira, chociaż fakt, że go nie znała, komplikował naprawdę wiele.
– W tym wszystkim nie chodzi o wolną rękę. Ani pozycję – obruszył się Darius. – Wybacz bezpośredniość, ale wciąż podtrzymuję to, co powiedziałem podczas uroczystości. Król i królowa działają na własną rękę, a to…
– Poza granicami tego miejsca nie jestem nikim ważnym. Tutaj zresztą to też nie jest takie proste – oznajmiła, bez wahania wchodząc mu w słowo. – To miłe, że się martwisz. Ale chodzi o sprawy osobiste i tyle w tej chwili jestem w stanie powiedzieć.
– Dlaczego to brzmi jak bardzo niebezpieczne sprawy osobiste?
Chciała odejść, ale po jego słowach przystanęła w pół kroku, przez moment czując się tak, jakby wpadła na jakąś niewidzialną ścianę. Co to dopiero co o nim myślała? Że ją zaskakiwał? Choć zdążyła już dojść do takiego wniosku, Dariusowi i tak udało się wytrącić ją z równowagi po raz kolejny.
Był bystry. Tyle zdążyła zauważyć, a przenikliwe spojrzenie, którym ją obdarzył, jedynie utwierdziło ją w tym przekonaniu. Co prawda wszyscy wiedzieli jakim darem dysponowała, ale i tak poczuła się dziwnie, kiedy spojrzał jej w oczy. Nie wątpiła, że wciąż były bardziej srebrne niż niebieskie, ale mimo wszystko…
– Nie przejmuj się. – Wciąż się uśmiechała, choć przychodziło jej to z trudem. – Po prostu zajmij się tym miejscem lepiej ode mnie. W sumie w ostatnim czasie to nie takie trudne.
Otworzył usta, jakby chcąc zaprotestować, ale ostatecznie tego nie zrobił. W zamian westchnął bezradnie, w końcu uprzytomniając sobie, że tracił czas.
– Jak sobie życzysz, kró…
– Isabeau – poprawiła go. – A teraz weź się w garść i zajmij tym, o co prosiłam. Sprawdzę cię po powrocie – zapowiedziała, mrugając do niego porozumiewawczo.
Nie dała mu czasu na zorientowanie się, czy mówiła poważnie. W końcu odeszła, w pośpiechu dopadając do schodów i zbiegając po nich tak błyskawicznie, że dla postronnego obserwatora musiała wyglądać tak, jakby po prostu zmaterializowała się na dole. Jej spojrzenie machinalnie powędrowało wprost na fałszywe niebo – dziwnie spokojne, jasne i czyste. W niczym nie przypominało tego, co w tamtej chwili działo się w jej wnętrzu.
– Nemezis, tutaj! – usłyszała nieco tylko spięty głos Dimitra.
Dostrzegła go przy drzwiach biblioteki, zresztą nie jako jedynego. Natychmiast ruszyła ku niemu i Carlisle’owi, ledwo powstrzymując się od wywrócenia oczami, kiedy ten drugi spojrzał na nią badawczo. Cóż, przynajmniej już nie płakała, choć podejrzewała, że nadal przypominała siódme nieszczęście.
– Mam nadzieję, że zdążyłeś załatwić coś więcej niż tylko o mnie poplotkować i nasłać panikującego Dariusa – rzuciła na wstępie, siląc się na zdecydowany ton głosu.
– O ile mnie pamięć nie myli, sama pozwoliłaś mu zachować stanowisko. – Dimitr potrząsnął głową. – Zresztą nie o to chodzi. Możliwe, że mamy problem.
Ledwo powstrzymała się od wybuchu histerycznego śmiechu. Och, jakby spodziewała się czegokolwiek innego! Spojrzała na Carlisle’a, w ostatniej chwili rezygnując z powiedzenia czegoś złośliwego, byleby tylko przestał się tak na nią patrzeć. W tamtej chwili zdecydowanie nie mieli na to czasu.
– Świetnie się zapowiada – rzuciła, wzdychając ciężko. – Jeszcze jakieś dobre wieści?
– Nie mamy jak dostać się do Seattle.
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego. Jej brwi powędrowały ku górze, kiedy spojrzała na stojących przed nią nieśmiertelnych tak, jakby widziała ich po raz pierwszy.
– Słucham?
Tym razem to Carlisle zdecydował się w końcu odezwać.
– Dopiero co rozmawiałem z Esme. Mieliśmy małe komplikacje i… – Zawahał się na moment. Isabeau zacisnęła usta, nagle jeszcze bardziej zaniepokojona. – Wspominała, że Aldero miał pojawić się tu z Lilly w dniu, w którym Claire i Layla wróciły do Seattle. Nie wiem skąd taka decyzja i dlaczego się do nich nie odzywał, ale…
– Wiedziałabym, gdyby mój syn był w mieście – obruszyła się.
Chyba. W to przynajmniej pragnęła wierzyć, choć nigdy tak naprawdę nie próbowała bliźniaków kontrolować. Jakkolwiek by jednak nie było, nie czuła się aż tak złą matką, by całkiem stracić kontrolę nad własnymi dziećmi. Skoro Al zdecydował się wrócić…
– W tym rzecz. Wychodzi na to, że ani on, ani Lilianne się nie pojawili – wyjaśnił pośpiesznie Dimitr. – Próbowałem do niej dzwonić, ale nie odbiera. Wysłałem Matta, ale…
– Cholera.
Niepokój nasilił się, choć nie sądziła, że to możliwe. Z drugiej strony, tym bardziej nie spodziewała się, że do tego wszystkiego przyjdzie jej zamartwiać się jeszcze bardziej, na dodatek wcale nie o Gabriela. Cokolwiek się działo, nie wróżyło dobrze.
Zwróciła się do obu nieśmiertelnych plecami, nerwowo podrygując. W tamtej chwili wolała, by nie widzieli jej twarzy.
– Co tak naprawdę wiemy? – zapytała, starannie dobierając słowa. Zachowanie spokoju przychodziło jej z trudem. – Ustalmy priorytety. Teraz dowiaduję się, że najpewniej zaginął mój syn, a poza tym nie mamy jak dostać się do Seattle. Jeszcze jakieś rewelacje?
– Volturi… – zaczął Carlisle, ale wampirzyca jedynie potrząsnęła głową.
– Mój brat najpewniej radośnie pobiegł dać się zabić, bo dopiero co widziałam go z Isobel. Chwilowo nie interesują mnie Volturi – żachnęła się. – O ile nie wypowiedzieli wam wojny, zgaduję, że mamy ważniejsze problemy.
Odpowiedziała jej cisza. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Niczego nie mówiłem Alessi. Jeśli faktycznie Gabriel… – Carlisle zamilkł, wyraźnie zaniepokojony. – Co zamierzasz? Musi być jakieś wyjaśnienie, ale…
– Chwilowo żadnego nie dostrzegam – stwierdziła grobowym tonem. Zaraz po tym z westchnieniem obejrzała się, spoglądając wprost na Dimitra. – Ale mam pomysł… I chyba nawet lepiej, że pójdziesz ze mną – dodała po chwili zastanowienia. – Jest ktoś, kto może pomóc, ale obawiam się, że zanim się porozumiemy, dokonam mordu w afekcie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa