17 maja 2018

Trzysta czterdzieści

Layla
Cassandra okazała się najzwyklejszą w świecie, nieco tylko przestraszoną. To przynajmniej pomyślała Layla, kiedy po zapukaniu do drzwi jednego z pokoi, z sypialni wyszła drobniutka, wyraźnie zaspana brunetka. Dziewczyna przystanęła w progu, w co najmniej skonsternowany sposób patrząc najpierw na Laylę, a później na wciąż tulącą się do wampirzycy Claire.
– To miło, że ktoś tutaj jednak o mnie pamięta – mruknęła, krzyżując ramiona na piersi i cofając się o krok. Zaraz po tym westchnęła, jakby uprzytomniła sobie, że jej słowa nie zabrzmiały najlepiej. – Przepraszam. Po prostu zaczynam mieć dość czekania.
– Dlatego obiecałam, że kogoś przyprowadzę – powiedziała pośpiesznie Claire. – Wpadłam na Cassie rano. I dlatego od razu pomyślałam o tobie – dodała, zwracając się do Layli.
Cassandra zacisnęła usta, bynajmniej nieprzekonana.
– Wolałabym rozmawiać z tą waszą rudą o dziwnym imieniu – przyznała, a Layla ledwo powstrzymała grymas.
Dobra bogini, musiała zobaczyć się z Gabrielem – najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe. Przypominała sobie o tym na każdym kroku, zwłaszcza że brat wyraźnie próbował się od niej odciąć.
– Nessie jest… chwilowo nieosiągalna – wyjaśniła, starannie dobierając słowa. Zaraz po tym spojrzała Cassandrze w oczy i wysiliła się na blady uśmiech, próbując wyglądać jak najbardziej sympatycznie. – Cześć, jestem Layla.
Dziewczyna wyraźnie się speszyła, bynajmniej nie wyglądając na przekonaną. Przez krótką chwilę tkwiła w progu, uważnie mierząc wampirzycę wzrokiem i wydając się nad czymś intensywnie myśleć. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić, co takiego chodziło jej po głowie. Na pewno była zaniepokojona, choć próbowała to ukryć, być może zdając sobie sprawę z tego, jak nieśmiertelni reagowali na jakiekolwiek gwałtowne emocje.
O samej Cassandrze Layla nie była w stanie powiedzieć niczego konkretnego. Dziewczyna wyglądała normalnie, jakkolwiek mało odkrywczo by to brzmiało. Sęk w tym, że jeśli miała jakiś związek z Rufusem, a na dodatek była tutaj…
– Przepraszam – wymamrotała nagle.
Kolory odpłynęły z jej twarzy, a przynajmniej tyle zdążyła zauważyć Layla, zanim dziewczyna przemknęła tuż obok niej, dosłownie wypadając na korytarz. Chwilę później zniknęła w łazience, w pośpiechu zamykając za sobą drzwi, to jednak nie miało znaczenia, skoro wampirzyca i tak doskonale słyszała, że Cassandra zwymiotowała.
– Niedobrze z nią, co? – zapytała z wahaniem, pytająco zerkając na córkę. Miała naprawdę złe przeczucia. – O co właściwie chodzi?
– O wampirzą krew – przyznała niechętnie Claire. Zawahała się na dłuższą chwilę, wyraźnie mając problem z zebraniem myśli. – Albo demoniczną. Tata rozumie to dużo lepiej ode mnie. – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Ta dziewczyna studiuje na uczelni z Nessie. Albo studiowała, bo wątpię, żeby teraz mogła wró… Mamo? – zaniepokoiła się i dopiero wtedy do Layli dotarło, że w którymś momencie zesztywniała, zaciskając palce tak mocno, że nawet dla niej okazało się to bolesnym doświadczeniem.
Zrozumienie pojawiło się nagle i na swój sposób ją oszołomiło. Nie, pomyślała, w pośpiechu ruszając się z miejsca i podążając w ślad za Cassandrą. Zatrzymała się przed drzwiami łazienki, wahając nad wejściem do środka. Ostatecznie nie zrobiła tego, podejrzewając, że obca bądź co bądź dziewczyna zdecydowanie nie byłaby zachwycona, gdyby ktoś zobaczył ją w tak marnym stanie.
Wyczuła ruch i to wystarczyło, by pojęła, że Claire wciąż znajdowała się tuż obok. Chyba nawet wypowiedziała jej imię, wyraźnie zmartwiona, ale Layla nie potrafiła skupić się na niczym, prócz myśli, która nagle pojawiła się w jej głowie. Wampirza lub demoniczna krew… Słodka bogini, mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła się równie beznadziejnie, co i w sytuacji, w której ktoś z całej siły uderzyłby ją w brzuch. Wzięła kilka drżących oddechów, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową, choć nikt nie był w stanie tego gestu zobaczyć.
Co wyście narobili, Simon…?, pomyślała nie po raz pierwszy. Teraz nawet nie miała komu tego pytania zadać, ale jakie to miało znaczenie? Liczyło się, że ta dziewczyna równie dobrze mogła być z jej powodu – bo w końcu nie potrafiła powstrzymać łowców przed prowadzeniem tych chorych eksperymentów. Kto wie, może w grę wchodziła nawet jej własna krew albo…
– O czymkolwiek myślisz, przestań.
Podskoczyła, skutecznie wyrwana z zamyślenia. Błyskawicznie zwróciła się ku Rufusowi, bynajmniej nie zaskoczona tym, że ten w którymś momencie znalazł się tuż za nią. Nie zauważyła, kiedy pojawił się na korytarzu, ale w jakimś stopniu ulżyło jej na jego widok. Co prawda wciąż wyglądał na zaspanego, ale nie skomentowała tego nawet słowem, zresztą jak i poczucia, że kolejny raz orientował się w sytuacji lepiej od niej.
– A o czym myślę? – zapytała, zakładając ramiona na piersi. – Co się znowu dzieje? Ta dziewczyna…
– Musiała mieć styczność z wampirzą krwią już sporo przed tym, jak zniknęłaś – stwierdził, bez wahania wchodząc w jej słowo.
Layla prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. To brzmiało tak, jakby Rufus uważał, że ta informacja jakkolwiek rozwiązywała problem.
– I co w związku z tym? Rufus… – zaczęła, ale wampir po raz kolejny zdecydował się wejść jej w słowo.
– Mniej więcej tyle, że to nie twoja wina – wyjaśnił usłużnie. – Popraw mnie, jeśli coś źle zinterpretowałem, bo wiesz co sądzę o więzi, ale… w tej chwili się obwiniasz. Przestań.
Wypuściła powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. Być może miał rację, ale to przecież nie było takie proste. Myślami była przy Simonie i tym, czego nie tak dawno temu doświadczyła – tamtej umierającej na jej oczach dziewczyny, której nie była w stanie pomóc.
– Co robimy? – zapytała wprost. – I dlaczego ty masz z tym jakikolwiek związek? – dodała, a brwi wampira jak na zawołanie powędrowały ku górze.
Rufus skrzywił się, wyraźnie sfrustrowany. Krótko spojrzał na stojącą tuż obok Claire, a w jego oczach jak na zawołanie pojawiło się zrozumienie.
– Dzięki, moja mała. Właśnie tak chciałem zainicjować tę rozmowę – rzucił z przekąsem.
– Jak cię znam, gdyby nie Claire, wcale byś jej nie zainicjował – obruszyła się.
W odpowiedzi jedynie wywrócił oczami. Mogła się tego po nim spodziewać.
– Nie uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział, że czekałem na odpowiednie warunki, prawda?
– Tak jak w Lille? – rzuciła z powątpiewaniem.
Westchnął, sfrustrowany bynajmniej nie z powodu tego, że mogłaby odpowiedzieć mu pytaniem na pytanie.
– W porządku, nie było tematu – powiedział w końcu, po czym raptownie spoważniał. – Skoro o Lille mowa, to byłoby dobrym punktem zaczepienia. To, o czym rozmawialiśmy w bibliotece.
Layla otworzyła i zaraz zamknęła usta, ostateczne ograniczając się do zdawkowego skinienia głową. Dobrze wiedziała, którą rozmowę miał na myśli. Och, w zasadzie trudno, żeby było inaczej, bo od dawna nie słyszała, by Rufus musiał z czegokolwiek się jej spowiadać. To było równie intymne i zapadające w pamięć, co i blisko wiek wcześniej, kiedy trzymał ją w ramionach, opowiadając o tym, co spotkało Rosę.
– Tak… Pamiętam – wyszeptała, z niejaką obawą spoglądając mu w oczy. – W takim razie domyślam się, że… rozumiesz też to. – Skinęła głową w stronę zamkniętych drzwi łazienki. – Wiedziałeś na długo przed tym, jak Simon i reszta zaczęli wykorzystywać tę krew – dodała, z zaskoczeniem przekonując się, że tak naprawdę nie pytała, ale stwierdzała fakt.
– Hm… Kim jest Simon?
– Nie zmieniaj tematu! – obruszyła się. Myślałby kto, że akurat teraz mógłby być zazdrosny! – Chcę wiedzieć, co takiego…
Nie miała okazji dokończyć. Powstrzymały ją otwierające się drzwi do łazienki i to, że blada jak papier Cassandra stanęła w progu, nerwowo przytrzymując się framugi.
– Ach, więc jednak… – mruknęła słabym głosem. Wyglądała na bliską tego, żeby się roześmiać – i to w histeryczny, pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości sposób. – To nie była krew żadnego z was, więc nie ma problemu? – rzuciła, nie kryjąc rozżalenia.
– Dla mnie jest – zapewniła natychmiast Layla. Zrobiła krok w stronę dziewczyny, po czym zawahała, widząc, że ta się wzdrygnęła. – Pomagałam innym takim jak ja, więc tym bardziej pomogę tobie, czymkolwiek by to nie było. Tylko najpierw sama muszę to zrozumieć – dodała, zakładając ramiona na piersi. – Rufus tym bardziej może ci pomóc.
– Pomogę? – rzucił z powątpiewaniem sam zainteresowany.
Miała ochotę na niego warknąć. W zamian po prostu spiorunowała wampira wzrokiem.
– On? – Cassandra zawahała się, nagle bardziej poirytowana niż zmartwiona. No i wciąż wyglądała blado, chociaż nie aż tak, jakby znów miała zwymiotować. – Jak na razie poinformował mnie, że nie mam co liczyć na normalność, a jeśli zostanę w rodzinnym domu, najpewniej zamorduję własną matkę. O, poza tym jeśli dobrze zrozumiałam, w najgorszym wypadku jednak umrę w trakcie. Jeśli to jest pomoc, to ja podziękuję.
– Co ci powiedział!? – wyrwało jej się.
Cassandra wydęła usta. Nie odpowiedziała, zresztą nawet jeśli miała to w planach, ubiegł ją wyraźnie podenerwowany Rufus:
– Nie przesadzajmy. Nie ująłem tego aż tak bezpośrednio – wymamrotał, a dziewczyna prychnęła.
– Ująłeś – oznajmiła z uporem.
Wampir podejrzliwie zmrużył oczy.
– Od początku byłaś taka pyskata, czy to po prostu ten dom, co?
Cassie zapowietrzyła się, wyraźnie chętna odpowiedzieć. Layla drgnęła, po czym pośpiesznie zmaterializowała się między nią a mężem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, które przed którym powinna bronić. Co prawda Cassandra była człowiekiem (to nic, że bliskim przemiany), ale sądząc po jej tonie i wyrazie twarzy, w razie potrzeby jednak spróbowałaby kogoś zagryźć. Kto wie, możliwe, że słusznie, ale na chwilę obecną Layli w zupełności wystarczył żal po śmierci Allegry.
– Dość! – wyrzuciła z siebie na wydechu. Zadziałało, bo oboje jak na zawołanie zamilkli i na nią spojrzeli. Wzięła kilka głębszych wdechów, w duchu błagając o opatrzność o cierpliwość. – Rufus… Na słówko – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Teraz.
Oczekiwała, że cokolwiek powie, ale – o dziwo – po prostu wzruszył ramionami i wycofał się, bez słowa ruszając z powrotem do sypialni. Krótko spojrzała na wciąż wzburzoną Cassandrę, zanim popędziła za nim. Starannie zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie plecami i  nie od razu decydując się spojrzeć na męża. Próbowała poukładać myśli, by być w stanie powiedzieć coś sensownego, ale w głowie wciąż miała pustkę. Wiedziała, że najpewniej powinna być na niego zła, ale…
– Hm… Co z tym słówkiem? – usłyszała tuż przy uchu i aż się wzdrygnęła, mimowolnie zastanawiając nad tym, kiedy znalazł się tak blisko.
Nie wyglądał na przejętego, ale to było do przewidzenia. Ułożyła dłonie na jego torsie, podejrzewając, że powinna go odepchnąć albo przynajmniej zwiększyć dzielący ich dystans, ale ostatecznie się na to nie zdobyła. W zamian po prostu z powątpiewaniem spojrzała na wampira, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy to możliwe, żeby próbował mieszać jej w głowie.
– Jesteś okropny – stwierdziła, starannie dobierając słowa. – Ta dziewczyna…
– Gdybym przynajmniej był za to odpowiedzialny, może właśnie zrobiłoby mi się przykro. Ale nie jestem.
– Ale to wciąż ma związek z tym, o czym mi opowiadałeś, prawda? – zapytała wprost, bo to wydawało się oczywiste.
– Z SA? – Wzruszył ramionami. – Owszem. Ale gdybym przejmował się każdym skutkiem ubocznym moich eksperymentów, dawno bym oszalał – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością. – Powtórzę: nie ja jej to zrobiłem.
Zacisnęła usta, ledwo powstrzymując się od westchnienia. Czasami nie pojmowała tego, w jaki sposób patrzył na świat. Pod tym względem tak bardzo się różnili, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne – zresztą tak jak i to, że kiedy przychodziło co do czego, Rufus potrafił być najbardziej ludzką osobą, jaką znała.
Lekko zadrżała, czując jego oddech na policzku. Wciąż był bardzo blisko – i to na tyle, że mógł bez przeszkód oprzeć czoło o jej własne.
– Wnioskuję, że… wróciłaś.
Te słowa z jakiegoś powodu przyprawiły ją o dreszcze. Zaskoczył ją w szczególności ulgą, która pobrzmiewała w jego głosie. To było tak, jakby do tej pory nie do końca docierał do niej ten fakt – jej obecność i to, że mogłaby być tuż obok. Do niej poniekąd też, chociaż konsekwencje tego, co wydarzyło się minionej nocy, były na tyle poważne, że pochłaniały całą jej uwagę.
Do czasu. Kiedy jej dotykał, było inaczej i liczyło się wyłącznie to. Wciąż nie miała dość wzajemnej bliskości i poczucia bezpieczeństwa, które w związku z tym czuła. Wiedziała, że traktował ją jak swoje człowieczeństwo i może coś w tym było, podczas gdy dla niej zwłaszcza teraz jego obecność stanowiła swego rodzaju gwarant zdrowych zmysłów.
Musiał wyczytać z jej zachowania swego rodzaju przyzwolenie, bo po chwili poczuła muśnięcie ciepłych warg na ustach. Każdego innego starłaby na pył, ale w przypadku Rufusa nawet się nie wahała, po prostu odwzajemniając pocałunek. Zwłaszcza teraz, kiedy czuła się lepiej i już nie przelewała mu się w rękach, mogła z łatwością skoncentrować się na tym, co się działo. Na moment naprawdę chciała o wszystkim zapomnieć, ale… przecież nie mogła.
– Powinnam ci przyłożyć – mruknęła, odsuwając się na tyle, na ile było to możliwe, skoro tkwiła pomiędzy nim a drzwiami. – Naprawdę…
– Kiepsko ci idzie – stwierdził, bynajmniej nieprzejęty. – Zresztą mówisz tak, jakbym miał cokolwiek do powiedzenia w kwestii tych dzieciaków.
– To prawda – przyznała, ale mimo wszystko westchnęła przeciągle. – Jak to działa? Ta dziewczyna…
– Jeśli pytasz o to, czy mogę powstrzymać skutki podanej raz krwi… to nie, obawiam się, że nie.
Spuściła wzrok. W gruncie rzeczy tego się spodziewała, aż za dobrze wiedząc jak działało to w przypadku pół-wampirów, ale mimo wszystko wolała się upewnić.
– W porządku – westchnęła, nie kryjąc rozczarowania. – Więc co możesz?
Tym razem osiągnęła tyle, że Rufus się odsunął, nagle prostując niczym struna. Poczuła się niemalże rozczarowana, kiedy nagle zmaterializował się po drugiej stronie pokoju, szukając czegoś na stojącym w rogu regale. Sama wciąż opierała się o drzwi, świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca. Wciąż czuła bijące od wampira ciepło i mrowienie na ustach, nagle zaczynając żałować, że przerwała pocałunek tak szybko. Minuta czy dwie więcej nikogo by nie zbawiły.
– Dobre pytanie – stwierdził Rufus, myślami wydając się być gdzieś daleko. Znała ten ton, niejednokrotnie widząc go skupionego na czymś, czego znaczenia co najwyżej mogła się domyślać. Czegokolwiek nie mówiłby o pomocy dla Cassandry, najwyraźniej w międzyczasie zdążył się zaangażować. – Jak wspomniałem, to skutek uboczny. Nie miałem z tym do czynienia od wieków… I wciąż zastanawia mnie to, od jakiej strony podeszli do tematu łowcy.
– Nie rozumiem…
Rzucił jej pobłażliwe spojrzenie. Nagle na powrót zmaterializował się przy niej i przekonała się, że miał ze sobą coś, co wyglądało jak fiolka z lekami. W roztargnieniu obracał pojemniczek w palcach, przez co nie mogła mu się przyjrzeć.
– Krew to jedno. Na tę chwilę nawet trudno mi powiedzieć czy faktycznie mamy do czynienia wyłącznie z wampirami, czy może znów chodzi o demony. – Zamilkł, po czym lekko przekrzywił głowę. – To dała mi ta dziewczyna – wyjaśnił, unosząc tabletki – ale to nadal niewiele mi mówi. W tych lekach coś jest i nie mam tu na myśli wyłącznie krwi.
– Więc co? – drążyła, ale wampir jedynie potrząsnął głową.
– Sam chciałbym to wiedzieć. Jak długo nie mam pojęcia, niewiele mam do powiedzenia – wyjaśnił, a do jego głosu wkradła się frustracja. To było do przewidzenia, zwłaszcza że zawsze z trudem przychodziło mu przyznawanie się do niewiedzy. – Pomyślę, kiedy już wrócimy do Miasta Nocy. Zresztą na chwilę obecną mamy ważniejsze problemy.
– No dobrze, ale… co z Cassandrą? – nie dawała za wygraną. – I… Zaraz! Dlaczego mówiłeś o dzieciakach?
– Cholera…
Napięła mięśnie. Palce w pośpiechu zacisnęła na przodzie jego koszuli, bynajmniej nie po to, żeby przygarnąć go do siebie. Cóż, nie w celu, którego mógłby oczekiwać.
– Co znowu? – zniecierpliwiła się. – Chodzi o to, że jest ktoś jeszcze prócz Cassandry? Simon mówił mi, że prawie wszyscy umierali. Myślałam, że…
– Bo w większości przypadków to właśnie tak wygląda – przerwał jej pośpiesznie. – Dalej mi nie powiedziałaś, kim jest ten cały Simon.
– Kimś, kogo wolałabym więcej nie widzieć na oczy – oznajmiła grobowym tonem, w pośpiechu uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Wyczuła, że Rufus drgnął, wyraźnie zaniepokojony jej słowami. Mimo wszystko coś w jej tonie musiało dać mu do zrozumienia, że lepiej nie ciągnąć tematu, bo ostatecznie nie skomentował tego w żaden sposób.
Prawie.
– Jedna rzecz… – powiedział i wyczuła, że był co najmniej zmartwiony. – Skrzywdził cię?
– Nie bardziej od Nicka – ucięła, a Rufus wydał z siebie zdławiony jęk.
Zadrżała, kiedy przesunął palcami po jej policzkach. Znów znalazła się w jego ramionach, co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. Zdołała się rozluźnić, chociaż wciąż w głowie wciąż miała mętlik, skupiona na tym, co w tamtej chwili mimo wszystko wydało jej się najważniejsze.
Z trudem zmusiła się do tego, by odsunąć się od Rufusa i podjąć temat, który omawiali do tej pory.
– Więc spróbujesz coś zrobić… Jak nie dla Cassandry, to na mnie. – Zamilkła, by spojrzeć mu w oczy. – Na tyle, na ile to możliwe… Tak? Powinnam ją traktować jak słabszą wersję zarażonego pół-wampira?
– Można tak powiedzieć. – Mimo wszystko nie brzmiał na przekonanego.
Layla z wolna skinęła głową.
– Więc co robimy? Wracamy do domu? – zapytała, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Nie powinnam zostawiać Gabriela.
– Wiedziałem, że to powiesz – stwierdził, ale nie brzmiał aż tak złośliwie, jak mogłaby się tego spodziewać. Jeśli miałaby zgadywać, powiedziałaby, że on też się przejmował, chociaż postanowiła tego nie komentować. I tak by się nie przyznał. – Twój brat to jedno… Inna sprawa, że będę miał tutaj kilka rzeczy do zrobienia. Począwszy od sprawdzenia tych podziemi, tym razem bez łowców i ich bezużytecznych alarmów.
Zamarła, co najmniej zaskoczona jego słowami. Oczy Layli rozszerzyły się nieznacznie, kiedy wyprostowała się i rzuciła mu oszołomione spojrzenie.
– Chcesz tam wrócić? Ale…
– Prawie tam umarłaś, zresztą tak jak i twoje rodzeństwo. – Zacisnął usta, wyraźnie podenerwowany. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale ludzie z wielkim kryształem i bronią, którą można okiełznać wampira, to nic dobrego. Jasne, nie żyją, ale podejrzewam, że organizacja jest mimo wszystko bardziej rozbudowana, niż ta mała zbieranina. Dobrze byłoby wiedzieć na czym stoimy, nie uważasz?
Wiedziała, że miał rację, ale i tak jej się to nie podobało. Na samą myśl o ponownym zejściu do tamtego miejsca robiło jej się niedobrze, ale przecież nie mogła puścić go samego. Nie żeby wątpiła w możliwości Rufusa, ale ze strony łowców doświadczyła dość, by podchodzić do nic w niemalże przewrażliwiony sposób. Co więcej, ona też chciała się do czegoś przydać – i to zwłaszcza w sytuacji, w której chodziło o bezpieczeństwo osób, które były dla niej ważne.
– Jak uważasz – powiedziała, a głos nieznacznie jej zadrżał. Przełknęła z trudem, próbując się uspokoić. – Ale nie teraz, poza tym… Hm, dalej mi nie powiedziałeś, dlaczego użyłeś liczby mnogiej. Jest tutaj ktoś poza Cassandrą?
Również tym razem nie od razu doczekała się odpowiedzi. Rufus nerwowo postukał palcami w pojemnik z lekami, wciąż nerwowo obracając go w dłoni. Layla miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu zdecydował się na nią spojrzeć – w na swój sposób przepraszający, roztargniony sposób.
– Hm… Za jak bardzo niewłaściwe uznajesz trzymanie potencjalnego zagrożenia w piwnicy? – zapytał, kolejny raz wytrącając ją z równowagi. – Na swoje usprawiedliwienie mam to, że dzieciak zaatakował mnie i Claire – dodał, ale Layla już praktycznie nie słuchała.
– Och, na litość bogini… – wyrwało jej się. Nawet nie próbowała pytać o to, czy właśnie sobie z niej żartował. – Nie możesz być normalny, prawda? – jęknęła, wyślizgując się z jego objęć.
Wraz z tymi słowami wypadła na korytarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa