Layla
Cassandra okazała się
najzwyklejszą w świecie, nieco tylko przestraszoną. To przynajmniej
pomyślała Layla, kiedy po zapukaniu do drzwi jednego z pokoi, z sypialni
wyszła drobniutka, wyraźnie zaspana brunetka. Dziewczyna przystanęła w progu,
w co najmniej skonsternowany sposób patrząc najpierw na Laylę, a później
na wciąż tulącą się do wampirzycy Claire.
– To miło,
że ktoś tutaj jednak o mnie pamięta – mruknęła, krzyżując ramiona na
piersi i cofając się o krok. Zaraz po tym westchnęła, jakby
uprzytomniła sobie, że jej słowa nie zabrzmiały najlepiej. – Przepraszam. Po
prostu zaczynam mieć dość czekania.
– Dlatego
obiecałam, że kogoś przyprowadzę – powiedziała pośpiesznie Claire. – Wpadłam na
Cassie rano. I dlatego od razu pomyślałam o tobie – dodała, zwracając
się do Layli.
Cassandra
zacisnęła usta, bynajmniej nieprzekonana.
– Wolałabym
rozmawiać z tą waszą rudą o dziwnym imieniu – przyznała, a Layla
ledwo powstrzymała grymas.
Dobra
bogini, musiała zobaczyć się z Gabrielem – najlepiej tak szybko, jak tylko
byłoby to możliwe. Przypominała sobie o tym na każdym kroku, zwłaszcza że
brat wyraźnie próbował się od niej odciąć.
– Nessie
jest… chwilowo nieosiągalna – wyjaśniła, starannie dobierając słowa. Zaraz po
tym spojrzała Cassandrze w oczy i wysiliła się na blady uśmiech,
próbując wyglądać jak najbardziej sympatycznie. – Cześć, jestem Layla.
Dziewczyna
wyraźnie się speszyła, bynajmniej nie wyglądając na przekonaną. Przez krótką
chwilę tkwiła w progu, uważnie mierząc wampirzycę wzrokiem i wydając
się nad czymś intensywnie myśleć. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić,
co takiego chodziło jej po głowie. Na pewno była zaniepokojona, choć próbowała
to ukryć, być może zdając sobie sprawę z tego, jak nieśmiertelni reagowali
na jakiekolwiek gwałtowne emocje.
O samej
Cassandrze Layla nie była w stanie powiedzieć niczego konkretnego.
Dziewczyna wyglądała normalnie, jakkolwiek mało odkrywczo by to brzmiało. Sęk w tym,
że jeśli miała jakiś związek z Rufusem, a na dodatek była tutaj…
–
Przepraszam – wymamrotała nagle.
Kolory
odpłynęły z jej twarzy, a przynajmniej tyle zdążyła zauważyć Layla,
zanim dziewczyna przemknęła tuż obok niej, dosłownie wypadając na korytarz.
Chwilę później zniknęła w łazience, w pośpiechu zamykając za sobą
drzwi, to jednak nie miało znaczenia, skoro wampirzyca i tak doskonale
słyszała, że Cassandra zwymiotowała.
– Niedobrze
z nią, co? – zapytała z wahaniem, pytająco zerkając na córkę. Miała
naprawdę złe przeczucia. – O co właściwie chodzi?
– O wampirzą
krew – przyznała niechętnie Claire. Zawahała się na dłuższą chwilę, wyraźnie
mając problem z zebraniem myśli. – Albo demoniczną. Tata rozumie to dużo
lepiej ode mnie. – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Ta dziewczyna
studiuje na uczelni z Nessie. Albo studiowała, bo wątpię, żeby teraz mogła
wró… Mamo? – zaniepokoiła się i dopiero wtedy do Layli dotarło, że w którymś
momencie zesztywniała, zaciskając palce tak mocno, że nawet dla niej okazało
się to bolesnym doświadczeniem.
Zrozumienie
pojawiło się nagle i na swój sposób ją oszołomiło. Nie, pomyślała, w pośpiechu ruszając się z miejsca i podążając
w ślad za Cassandrą. Zatrzymała się przed drzwiami łazienki, wahając nad
wejściem do środka. Ostatecznie nie zrobiła tego, podejrzewając, że obca bądź
co bądź dziewczyna zdecydowanie nie byłaby zachwycona, gdyby ktoś zobaczył ją w tak
marnym stanie.
Wyczuła
ruch i to wystarczyło, by pojęła, że Claire wciąż znajdowała się tuż obok.
Chyba nawet wypowiedziała jej imię, wyraźnie zmartwiona, ale Layla nie potrafiła
skupić się na niczym, prócz myśli, która nagle pojawiła się w jej głowie. Wampirza lub demoniczna krew… Słodka
bogini, mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła się równie
beznadziejnie, co i w sytuacji, w której ktoś z całej siły
uderzyłby ją w brzuch. Wzięła kilka drżących oddechów, po czym z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, choć nikt nie był w stanie tego gestu zobaczyć.
Co wyście narobili, Simon…?, pomyślała
nie po raz pierwszy. Teraz nawet nie miała komu tego pytania zadać, ale jakie
to miało znaczenie? Liczyło się, że ta dziewczyna równie dobrze mogła być z jej
powodu – bo w końcu nie potrafiła powstrzymać łowców przed prowadzeniem
tych chorych eksperymentów. Kto wie, może w grę wchodziła nawet jej własna
krew albo…
– O czymkolwiek
myślisz, przestań.
Podskoczyła,
skutecznie wyrwana z zamyślenia. Błyskawicznie zwróciła się ku Rufusowi,
bynajmniej nie zaskoczona tym, że ten w którymś momencie znalazł się tuż
za nią. Nie zauważyła, kiedy pojawił się na korytarzu, ale w jakimś
stopniu ulżyło jej na jego widok. Co prawda wciąż wyglądał na zaspanego, ale
nie skomentowała tego nawet słowem, zresztą jak i poczucia, że kolejny raz
orientował się w sytuacji lepiej od niej.
– A o czym
myślę? – zapytała, zakładając ramiona na piersi. – Co się znowu dzieje? Ta
dziewczyna…
– Musiała
mieć styczność z wampirzą krwią już sporo przed tym, jak zniknęłaś –
stwierdził, bez wahania wchodząc w jej słowo.
Layla
prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. To brzmiało tak, jakby Rufus uważał, że
ta informacja jakkolwiek rozwiązywała problem.
– I co
w związku z tym? Rufus… – zaczęła, ale wampir po raz kolejny
zdecydował się wejść jej w słowo.
– Mniej
więcej tyle, że to nie twoja wina – wyjaśnił usłużnie. – Popraw mnie, jeśli coś
źle zinterpretowałem, bo wiesz co sądzę o więzi, ale… w tej chwili
się obwiniasz. Przestań.
Wypuściła
powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. Być może miał rację,
ale to przecież nie było takie proste. Myślami była przy Simonie i tym,
czego nie tak dawno temu doświadczyła – tamtej umierającej na jej oczach
dziewczyny, której nie była w stanie pomóc.
– Co
robimy? – zapytała wprost. – I dlaczego ty masz z tym jakikolwiek
związek? – dodała, a brwi wampira jak na zawołanie powędrowały ku górze.
Rufus
skrzywił się, wyraźnie sfrustrowany. Krótko spojrzał na stojącą tuż obok
Claire, a w jego oczach jak na zawołanie pojawiło się zrozumienie.
– Dzięki,
moja mała. Właśnie tak chciałem zainicjować tę rozmowę – rzucił z przekąsem.
– Jak cię
znam, gdyby nie Claire, wcale byś jej nie zainicjował – obruszyła się.
W
odpowiedzi jedynie wywrócił oczami. Mogła się tego po nim spodziewać.
– Nie
uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział, że czekałem na odpowiednie warunki, prawda?
– Tak jak w Lille?
– rzuciła z powątpiewaniem.
Westchnął,
sfrustrowany bynajmniej nie z powodu tego, że mogłaby odpowiedzieć mu
pytaniem na pytanie.
– W porządku,
nie było tematu – powiedział w końcu, po czym raptownie spoważniał. –
Skoro o Lille mowa, to byłoby dobrym punktem zaczepienia. To, o czym
rozmawialiśmy w bibliotece.
Layla
otworzyła i zaraz zamknęła usta, ostateczne ograniczając się do zdawkowego
skinienia głową. Dobrze wiedziała, którą rozmowę miał na myśli. Och, w zasadzie
trudno, żeby było inaczej, bo od dawna nie słyszała, by Rufus musiał z czegokolwiek
się jej spowiadać. To było równie intymne i zapadające w pamięć, co i blisko
wiek wcześniej, kiedy trzymał ją w ramionach, opowiadając o tym, co
spotkało Rosę.
– Tak…
Pamiętam – wyszeptała, z niejaką obawą spoglądając mu w oczy. – W takim
razie domyślam się, że… rozumiesz też to. – Skinęła głową w stronę zamkniętych
drzwi łazienki. – Wiedziałeś na długo przed tym, jak Simon i reszta
zaczęli wykorzystywać tę krew – dodała, z zaskoczeniem przekonując się, że
tak naprawdę nie pytała, ale stwierdzała fakt.
– Hm… Kim
jest Simon?
– Nie
zmieniaj tematu! – obruszyła się. Myślałby kto, że akurat teraz mógłby być
zazdrosny! – Chcę wiedzieć, co takiego…
Nie miała
okazji dokończyć. Powstrzymały ją otwierające się drzwi do łazienki i to,
że blada jak papier Cassandra stanęła w progu, nerwowo przytrzymując się
framugi.
– Ach, więc
jednak… – mruknęła słabym głosem. Wyglądała na bliską tego, żeby się roześmiać
– i to w histeryczny, pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości
sposób. – To nie była krew żadnego z was, więc nie ma problemu? – rzuciła,
nie kryjąc rozżalenia.
– Dla mnie
jest – zapewniła natychmiast Layla. Zrobiła krok w stronę dziewczyny, po
czym zawahała, widząc, że ta się wzdrygnęła. – Pomagałam innym takim jak ja,
więc tym bardziej pomogę tobie, czymkolwiek by to nie było. Tylko najpierw sama
muszę to zrozumieć – dodała, zakładając ramiona na piersi. – Rufus tym bardziej
może ci pomóc.
– Pomogę? –
rzucił z powątpiewaniem sam zainteresowany.
Miała
ochotę na niego warknąć. W zamian po prostu spiorunowała wampira wzrokiem.
– On? –
Cassandra zawahała się, nagle bardziej poirytowana niż zmartwiona. No i wciąż
wyglądała blado, chociaż nie aż tak, jakby znów miała zwymiotować. – Jak na
razie poinformował mnie, że nie mam co liczyć na normalność, a jeśli
zostanę w rodzinnym domu, najpewniej zamorduję własną matkę. O, poza tym jeśli
dobrze zrozumiałam, w najgorszym wypadku jednak umrę w trakcie. Jeśli
to jest pomoc, to ja podziękuję.
– Co ci
powiedział!? – wyrwało jej się.
Cassandra
wydęła usta. Nie odpowiedziała, zresztą nawet jeśli miała to w planach,
ubiegł ją wyraźnie podenerwowany Rufus:
– Nie
przesadzajmy. Nie ująłem tego aż tak
bezpośrednio – wymamrotał, a dziewczyna prychnęła.
– Ująłeś –
oznajmiła z uporem.
Wampir
podejrzliwie zmrużył oczy.
– Od
początku byłaś taka pyskata, czy to po prostu ten dom, co?
Cassie
zapowietrzyła się, wyraźnie chętna odpowiedzieć. Layla drgnęła, po czym
pośpiesznie zmaterializowała się między nią a mężem, mimowolnie
zastanawiając się nad tym, które przed którym powinna bronić. Co prawda
Cassandra była człowiekiem (to nic, że bliskim przemiany), ale sądząc po jej
tonie i wyrazie twarzy, w razie potrzeby jednak spróbowałaby kogoś
zagryźć. Kto wie, możliwe, że słusznie, ale na chwilę obecną Layli w zupełności
wystarczył żal po śmierci Allegry.
– Dość! –
wyrzuciła z siebie na wydechu. Zadziałało, bo oboje jak na zawołanie
zamilkli i na nią spojrzeli. Wzięła kilka głębszych wdechów, w duchu
błagając o opatrzność o cierpliwość. – Rufus… Na słówko – wycedziła
przez zaciśnięte zęby. – Teraz.
Oczekiwała,
że cokolwiek powie, ale – o dziwo – po prostu wzruszył ramionami i wycofał
się, bez słowa ruszając z powrotem do sypialni. Krótko spojrzała na wciąż
wzburzoną Cassandrę, zanim popędziła za nim. Starannie zamknęła za sobą drzwi,
opierając się o nie plecami i nie od razu decydując się spojrzeć na
męża. Próbowała poukładać myśli, by być w stanie powiedzieć coś
sensownego, ale w głowie wciąż miała pustkę. Wiedziała, że najpewniej
powinna być na niego zła, ale…
– Hm… Co z tym
słówkiem? – usłyszała tuż przy uchu i aż się wzdrygnęła, mimowolnie
zastanawiając nad tym, kiedy znalazł się tak blisko.
Nie
wyglądał na przejętego, ale to było do przewidzenia. Ułożyła dłonie na jego
torsie, podejrzewając, że powinna go odepchnąć albo przynajmniej zwiększyć
dzielący ich dystans, ale ostatecznie się na to nie zdobyła. W zamian po
prostu z powątpiewaniem spojrzała na wampira, mimowolnie zastanawiając się
nad tym, czy to możliwe, żeby próbował mieszać jej w głowie.
– Jesteś
okropny – stwierdziła, starannie dobierając słowa. – Ta dziewczyna…
– Gdybym
przynajmniej był za to odpowiedzialny, może właśnie zrobiłoby mi się przykro.
Ale nie jestem.
– Ale to
wciąż ma związek z tym, o czym mi opowiadałeś, prawda? – zapytała
wprost, bo to wydawało się oczywiste.
– Z SA?
– Wzruszył ramionami. – Owszem. Ale gdybym przejmował się każdym skutkiem
ubocznym moich eksperymentów, dawno bym oszalał – oznajmił z rozbrajającą
wręcz szczerością. – Powtórzę: nie ja jej to zrobiłem.
Zacisnęła
usta, ledwo powstrzymując się od westchnienia. Czasami nie pojmowała tego, w jaki
sposób patrzył na świat. Pod tym względem tak bardzo się różnili, że to
wydawało się wręcz nieprawdopodobne – zresztą tak jak i to, że kiedy
przychodziło co do czego, Rufus potrafił być najbardziej ludzką osobą, jaką
znała.
Lekko
zadrżała, czując jego oddech na policzku. Wciąż był bardzo blisko – i to
na tyle, że mógł bez przeszkód oprzeć czoło o jej własne.
–
Wnioskuję, że… wróciłaś.
Te słowa z jakiegoś
powodu przyprawiły ją o dreszcze. Zaskoczył ją w szczególności ulgą,
która pobrzmiewała w jego głosie. To było tak, jakby do tej pory nie do
końca docierał do niej ten fakt – jej obecność i to, że mogłaby być tuż
obok. Do niej poniekąd też, chociaż konsekwencje tego, co wydarzyło się
minionej nocy, były na tyle poważne, że pochłaniały całą jej uwagę.
Do czasu.
Kiedy jej dotykał, było inaczej i liczyło się wyłącznie to. Wciąż nie
miała dość wzajemnej bliskości i poczucia bezpieczeństwa, które w związku
z tym czuła. Wiedziała, że traktował ją jak swoje człowieczeństwo i może
coś w tym było, podczas gdy dla niej zwłaszcza teraz jego obecność
stanowiła swego rodzaju gwarant zdrowych zmysłów.
Musiał
wyczytać z jej zachowania swego rodzaju przyzwolenie, bo po chwili poczuła
muśnięcie ciepłych warg na ustach. Każdego innego starłaby na pył, ale w przypadku
Rufusa nawet się nie wahała, po prostu odwzajemniając pocałunek. Zwłaszcza
teraz, kiedy czuła się lepiej i już nie przelewała mu się w rękach,
mogła z łatwością skoncentrować się na tym, co się działo. Na moment
naprawdę chciała o wszystkim zapomnieć, ale… przecież nie mogła.
– Powinnam
ci przyłożyć – mruknęła, odsuwając się na tyle, na ile było to możliwe, skoro
tkwiła pomiędzy nim a drzwiami. – Naprawdę…
– Kiepsko
ci idzie – stwierdził, bynajmniej nieprzejęty. – Zresztą mówisz tak, jakbym
miał cokolwiek do powiedzenia w kwestii tych dzieciaków.
– To prawda
– przyznała, ale mimo wszystko westchnęła przeciągle. – Jak to działa? Ta
dziewczyna…
– Jeśli
pytasz o to, czy mogę powstrzymać skutki podanej raz krwi… to nie, obawiam
się, że nie.
Spuściła
wzrok. W gruncie rzeczy tego się spodziewała, aż za dobrze wiedząc jak
działało to w przypadku pół-wampirów, ale mimo wszystko wolała się
upewnić.
– W porządku
– westchnęła, nie kryjąc rozczarowania. – Więc co możesz?
Tym razem
osiągnęła tyle, że Rufus się odsunął, nagle prostując niczym struna. Poczuła
się niemalże rozczarowana, kiedy nagle zmaterializował się po drugiej stronie
pokoju, szukając czegoś na stojącym w rogu regale. Sama wciąż opierała się
o drzwi, świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca. Wciąż czuła
bijące od wampira ciepło i mrowienie na ustach, nagle zaczynając żałować, że
przerwała pocałunek tak szybko. Minuta czy dwie więcej nikogo by nie zbawiły.
– Dobre
pytanie – stwierdził Rufus, myślami wydając się być gdzieś daleko. Znała ten ton,
niejednokrotnie widząc go skupionego na czymś, czego znaczenia co najwyżej
mogła się domyślać. Czegokolwiek nie mówiłby o pomocy dla Cassandry,
najwyraźniej w międzyczasie zdążył się zaangażować. – Jak wspomniałem, to
skutek uboczny. Nie miałem z tym do czynienia od wieków… I wciąż zastanawia
mnie to, od jakiej strony podeszli do tematu łowcy.
– Nie
rozumiem…
Rzucił jej pobłażliwe
spojrzenie. Nagle na powrót zmaterializował się przy niej i przekonała
się, że miał ze sobą coś, co wyglądało jak fiolka z lekami. W roztargnieniu
obracał pojemniczek w palcach, przez co nie mogła mu się przyjrzeć.
– Krew to
jedno. Na tę chwilę nawet trudno mi powiedzieć czy faktycznie mamy do czynienia
wyłącznie z wampirami, czy może znów chodzi o demony. – Zamilkł, po
czym lekko przekrzywił głowę. – To dała mi ta dziewczyna – wyjaśnił, unosząc
tabletki – ale to nadal niewiele mi mówi. W tych lekach coś jest i nie
mam tu na myśli wyłącznie krwi.
– Więc co? –
drążyła, ale wampir jedynie potrząsnął głową.
– Sam chciałbym
to wiedzieć. Jak długo nie mam pojęcia, niewiele mam do powiedzenia – wyjaśnił,
a do jego głosu wkradła się frustracja. To było do przewidzenia, zwłaszcza
że zawsze z trudem przychodziło mu przyznawanie się do niewiedzy. –
Pomyślę, kiedy już wrócimy do Miasta Nocy. Zresztą na chwilę obecną mamy
ważniejsze problemy.
– No
dobrze, ale… co z Cassandrą? – nie dawała za wygraną. – I… Zaraz! Dlaczego
mówiłeś o dzieciakach?
– Cholera…
Napięła mięśnie.
Palce w pośpiechu zacisnęła na przodzie jego koszuli, bynajmniej nie po
to, żeby przygarnąć go do siebie. Cóż, nie w celu, którego mógłby
oczekiwać.
– Co znowu?
– zniecierpliwiła się. – Chodzi o to, że jest ktoś jeszcze prócz Cassandry?
Simon mówił mi, że prawie wszyscy umierali. Myślałam, że…
– Bo w większości
przypadków to właśnie tak wygląda – przerwał jej pośpiesznie. – Dalej mi nie
powiedziałaś, kim jest ten cały Simon.
– Kimś, kogo
wolałabym więcej nie widzieć na oczy – oznajmiła grobowym tonem, w pośpiechu
uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Wyczuła, że
Rufus drgnął, wyraźnie zaniepokojony jej słowami. Mimo wszystko coś w jej
tonie musiało dać mu do zrozumienia, że lepiej nie ciągnąć tematu, bo
ostatecznie nie skomentował tego w żaden sposób.
Prawie.
– Jedna
rzecz… – powiedział i wyczuła, że był co najmniej zmartwiony. – Skrzywdził
cię?
– Nie
bardziej od Nicka – ucięła, a Rufus wydał z siebie zdławiony jęk.
Zadrżała,
kiedy przesunął palcami po jej policzkach. Znów znalazła się w jego ramionach,
co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. Zdołała się rozluźnić,
chociaż wciąż w głowie wciąż miała mętlik, skupiona na tym, co w tamtej
chwili mimo wszystko wydało jej się najważniejsze.
Z trudem
zmusiła się do tego, by odsunąć się od Rufusa i podjąć temat, który
omawiali do tej pory.
– Więc
spróbujesz coś zrobić… Jak nie dla Cassandry, to na mnie. – Zamilkła, by spojrzeć
mu w oczy. – Na tyle, na ile to możliwe… Tak? Powinnam ją traktować jak
słabszą wersję zarażonego pół-wampira?
– Można tak
powiedzieć. – Mimo wszystko nie brzmiał na przekonanego.
Layla z wolna
skinęła głową.
– Więc co
robimy? Wracamy do domu? – zapytała, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Nie
powinnam zostawiać Gabriela.
–
Wiedziałem, że to powiesz – stwierdził, ale nie brzmiał aż tak złośliwie, jak
mogłaby się tego spodziewać. Jeśli miałaby zgadywać, powiedziałaby, że on też
się przejmował, chociaż postanowiła tego nie komentować. I tak by się nie
przyznał. – Twój brat to jedno… Inna sprawa, że będę miał tutaj kilka rzeczy do
zrobienia. Począwszy od sprawdzenia tych podziemi, tym razem bez łowców i ich
bezużytecznych alarmów.
Zamarła, co
najmniej zaskoczona jego słowami. Oczy Layli rozszerzyły się nieznacznie, kiedy
wyprostowała się i rzuciła mu oszołomione spojrzenie.
– Chcesz
tam wrócić? Ale…
– Prawie
tam umarłaś, zresztą tak jak i twoje rodzeństwo. – Zacisnął usta, wyraźnie
podenerwowany. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale ludzie z wielkim
kryształem i bronią, którą można okiełznać wampira, to nic dobrego. Jasne,
nie żyją, ale podejrzewam, że organizacja jest mimo wszystko bardziej rozbudowana,
niż ta mała zbieranina. Dobrze byłoby wiedzieć na czym stoimy, nie uważasz?
Wiedziała,
że miał rację, ale i tak jej się to nie podobało. Na samą myśl o ponownym
zejściu do tamtego miejsca robiło jej się niedobrze, ale przecież nie mogła
puścić go samego. Nie żeby wątpiła w możliwości Rufusa, ale ze strony łowców
doświadczyła dość, by podchodzić do nic w niemalże przewrażliwiony sposób.
Co więcej, ona też chciała się do czegoś przydać – i to zwłaszcza w sytuacji,
w której chodziło o bezpieczeństwo osób, które były dla niej ważne.
– Jak uważasz
– powiedziała, a głos nieznacznie jej zadrżał. Przełknęła z trudem,
próbując się uspokoić. – Ale nie teraz, poza tym… Hm, dalej mi nie
powiedziałeś, dlaczego użyłeś liczby mnogiej. Jest tutaj ktoś poza Cassandrą?
Również tym
razem nie od razu doczekała się odpowiedzi. Rufus nerwowo postukał palcami w pojemnik
z lekami, wciąż nerwowo obracając go w dłoni. Layla miała wrażenie,
że minęła cała wieczność, zanim w końcu zdecydował się na nią spojrzeć – w na
swój sposób przepraszający, roztargniony sposób.
– Hm… Za
jak bardzo niewłaściwe uznajesz trzymanie potencjalnego zagrożenia w piwnicy?
– zapytał, kolejny raz wytrącając ją z równowagi. – Na swoje usprawiedliwienie
mam to, że dzieciak zaatakował mnie i Claire – dodał, ale Layla już praktycznie
nie słuchała.
– Och, na litość
bogini… – wyrwało jej się. Nawet nie próbowała pytać o to, czy właśnie
sobie z niej żartował. – Nie możesz być normalny, prawda? – jęknęła,
wyślizgując się z jego objęć.
Wraz z tymi
słowami wypadła na korytarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz