Gabriel
Nie pamiętał, kiedy ostatnim
razem znajdował się w podobnej sytuacji. Milczał, z uwagą obserwując
krążącą tam i z powrotem kobietę. Nie śpieszyła się, poruszając w pełni
ludzkim tempem i pozwalając, by wysokie obcasy jej butów raz po raz uderzały
o parkiet. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, choć dopiero co
zdradzała przede wszystkim gniew. Ta chwila słabości dała mu do myślenia, ale nic
ponadto; kto jak kto, ale Isobel panowała nad sobą wystarczająco dobrze, by szybko
wziąć się w garść.
Poczuł się
dziwnie, kiedy zostali sami. Amelie nie poszła z nimi, posłusznie
ustępując, kiedy pierwotna nakazała jej odejść. Mniej więcej wtedy Gabriela
naszły wątpliwości, ale stanowczo je w sobie zdusił. Po pierwsze, sam się w to
wplątał, od samego początku podejrzewając, że spotkanie z królową
zdecydowanie nie skończy się na towarzyskich pogaduszkach. A po drugie,
mimo wszystko brał taki scenariusz pod uwagę.
Obolałe
żebra wciąż dawały o sobie znać, ale bez większego wysiłku zignorował ból.
Próbował zachowywać się spokojnie, zupełnie jakby nic wartego nie miało
miejsca. Prawdziwym wyzwaniem okazało się to, by przypadkiem wampirzycy nie
sprowokować, zwłaszcza że już sama jego obecność wystarczyła, żeby
nieśmiertelną rozdrażnić. To, że zaintrygował ją na tyle, by na powitanie nie
rozerwała mu gardła, samo w sobie było niczym cud.
Dyskretnie
powiódł wzrokiem dookoła. Nie zaskoczyło go to, że zajęła drogie, urządzone z rozmysłem
mieszkanie, czy też raczej kosztowny, luksusowy apartament. Och, znał ją, może
nawet lepiej, aniżeli mógłby sobie tego życzyć. Kto jak kto, ale Isobel nie
pozwoliłaby sobie na gorsze warunki, o ile nie byłaby naprawdę zdesperowana.
Lubiła drogie rzeczy, antyki i wszystko to, co w jakikolwiek sposób
mogło podkreślić jej pozycję. Pod tym względem się nie zmieniła, ale to również
nie wydało mu się dziwne. Wampiry miały to do siebie, że choć z łatwością
przystosowywały się do otaczającej je rzeczywistości, mentalne zmiany
przychodziły im z trudem.
Tak było
również z nią, choć jak nic wpadłaby w szał, gdyby ktokolwiek jej to
zasugerował. Była królową, czyż nie? Przynajmniej w jej mniemaniu pozostawała
kimś doskonalszym i wyjątkowym niż ci, którymi nazywała swoimi dziećmi.
Chwilami
wciąż nie wierzył, że zaledwie kilka lat wcześniej naprawdę wierzył w to,
że cokolwiek z tego, co mówiła, mogło mieć sens.
Z trudem
powstrzymał grymas. Próbował kontrolować myśli i każdy, nawet najmniej
znaczący ruch, ale to przychodziło mu z trudem. Aż nazbyt dobrze zdawał
sobie sprawy z tego, jak łatwo mógłby popełnić błąd, w najgorszym
wypadku po prostu narażając się na niebezpieczeństwo. Czegokolwiek nie myślałby
o Isobel, nie mógł zaprzeczyć, że wciąż była niebezpieczna. Nie miało
znaczenia, co działo się z nią w ostatnim czasie i czy
ograniczyli jej moc. W zasadzie podejrzewał, że w każdej chwili mogła
znów po nią sięgnąć albo przynajmniej spróbować. To, że tego nie robiła, o niczym
jeszcze nie świadczyło, a tym bardziej nie umniejszało zdolności nieśmiertelnej.
Fakt, że przebywał w jej domu, tym samym zdany na jej łaskę, jedynie
wszystko komplikował.
Przeciągające
się milczenie nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli chciała go zdenerwować, była
na dobrej drodze, choć robił wszystko, byleby tego nie okazywać. W gruncie
rzeczy tylko wyczekiwał momentu, w którym wampirzyca jednak dojdzie do
wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zabicie go. Podświadomie oczekiwał
właśnie tego – momentu, w którym kolejny ruch okaże się wstępem do ataku.
Gdyby do tego doszło, byłby gotowy, ale…
– Nie wiem,
czy chcę cię wysłuchać. – Jej głos był chłodny i obojętny. Gabriel wciąż
nie był w stanie określić, jakie targały nią emocje. – Jesteś ostatnią
osobą, którą spodziewałam się zobaczyć i tylko dlatego wciąż żyjesz.
Ustalmy to sobie na początku.
Jeszcze żyję, poprawił ją w myślach.
Jedno słowo czyniło różnicę i choć nie padło, Gabriel czuł je aż nazbyt
wyraźnie. Zawisło gdzieś pomiędzy nimi, wyraźniejsze od nawet najgłośniejszego
krzyku.
– Moja pani…
Nie dała mu
dokończyć. Po prostu się roześmiała – w ten niepokojący, pozbawiony emocji
sposób. Dobrze znał ten dźwięk, choć nie słyszał go wystarczająco długo, by się
od niego odzwyczaić.
– Nie baw
się w Rufusa. Ciebie akurat stać na trochę więcej fantazji, Gabrielu –
stwierdziła niemalże urażonym tonem Isobel. – Kłamał jak z nut na balu,
ale rozbawił mnie na tyle, bym pozwoliła mu mówić. Tyle że te same scenariusze
po czasie robią się nudne. – Wampirzyca spojrzała na niego z zaciekawieniem.
Jej rubinowe tęczówki wydawały się lśnić. – Za nic nie uwierzyłabym, że
którykolwiek z nas dobrowolnie postanowił do mnie wrócić, więc darujmy
sobie tę część. Postaraj się bardziej i spróbuj chociaż przekonać mnie do
tego, żebym już teraz nie wyrzuciła cię przez drzwi balkonowe. Byłeś na tyle
bezczelny, by się tutaj prosić, więc pewnie już zauważyłeś, że nie mam
nastroju. Tobie jednemu nie muszę tłumaczyć, co to oznacza, prawda?
Oczywiście,
że nie musiała. Chciał tego czy nie, rozumiał. Trudno, by było inaczej, skoro w którymś
momencie naprawdę stał się jedną z najbliższych jej osób. Wciąż porażało
go to, jak łatwo przychodziło mu wyobrażenie sobie jej różnych reakcji – mniej
lub bardziej gwałtownych. Co prawda czuł, że robiła wszystko, by się przy nim
pilnować, ale niektóre szczegóły mimo wszystko zauważał. Nerwowość jej ruchów,
błysk w oczach, ton, jakim się do niego zwracała… To wszystko było znajome,
a zarazem wzbudzało w Gabrielu jeszcze silniejszy niepokój.
To i jej
mentalna obecność. Przez moment poczuł się co najmniej tak, jakby go
spoliczkowała, kiedy poczuł królową w swojej głowie. Nawet nie próbowała się
kryć, zachowując się w nie mniej bezczelny sposób, co i on, gdy
zdecydował się wejść do apartamentowca. Spróbował powstrzymać grymas i instynktowne
pragnienie, by się od niej odciąć, dobrze wiedząc, że w ten sposób
popsułby wszystko. Skoro chciała grać w otwarte karty, zamierzał na to
pozwolić.
Więc po
prostu spokojnie stał, chociaż nie sądził, że będzie do tego zdolny. Pozwalał,
by buszowała po jego umyśle, sięgając tam, gdzie tylko sobie zażyczyła. Taki
stan zdecydowanie nie był dla niego naturalny. Tak naprawdę istniała tylko
jedna osoba, której mógł pozwolić na taką ingerencję; na pełną swobodę, skoro
nie było niczego, co chciałby przed nią ukryć. Sęk w tym, że nie miał
wyboru, a próby walki z Isobel przyniosłyby więcej szkody, niż gdy
poddawał jej się dobrowolnie.
Tego też
domyślił się przed przyjściem tutaj. Był pewien, że jeśli przeczucie go nie
myliło, a pierwotna nie zabije go na wstępie, będzie chciała go dręczyć.
Znała go równie dobrze, co i on – a może nawet lepiej, choć o tym
próbował nie myśleć. Tak czy siak, Isobel była jedną z tych osób, które
doskonale wiedziały, gdzie uderzyć, by zabolało najmniej.
Nie wątpił,
że zamierzała to wykorzystać.
– Doprawdy?
– rzuciła jakby od niechcenia. Wystarczył ułamek sekundy, by zmaterializowała
się tuż przed nim, z równym powodzeniem mogąc pokusić się o to, co zasugerowała
wcześniej. Mimowolnie drgnął, w ostatniej chwili powstrzymując się przed
odsunięciem się. – Widzę, dlaczego tutaj jesteś. To takie ckliwe – stwierdziła,
wzdychając przeciągle. W tamtej chwili wydała mu się przede wszystkim
rozczarowana. – Przyznaj, że bez wspomnień było ci dużo łatwiej.
Zacisnął
usta. Miał ochotę na nią warknąć – chociaż tyle i aż tyle – ale
również na to nie mógł sobie pozwolić. Mógł wyklinać w myślach do woli, ale
musiał zachowywać to dla siebie, nawet jeśli Isobel dobrze wiedziała, co
chodziło mu po głowie. Tym razem to ona rozdawała karty i – och, tego też
był pewien! – bez wątpienia sprawiło jej to przyjemność.
Problem
polegał na tym, że mimo wszystko trafiła w sedno. Prawie, bo problem w rzeczywistości
leżał nie tyle we wspomnieniach, co emocjach. Gabriel nie wyobrażał sobie ponownego
odcięcia od tego, czego doświadczył od chwili poznania Nessie, ale nie mógł
zaprzeczyć, że obojętność bywała kusząca. Zaangażowanie niosło ze sobą
komplikacje i ryzyko zranienia, a jednak…
– Nie
rozumiem – stwierdziła Isobel, uśmiechając się chłodno. – To jak masochizm, nie
uważasz? Nikt nie wmówi mi, że w ślepym pożądaniu za uczuciem jest
cokolwiek pozytywnego. – Jeszcze gdy mówiła, wyciągnęła dłoń ku jego twarzy. –
Oboje wiemy, że to tylko biologia. Pożądanie i nic ponadto.
Nie
odpowiedział, po prostu pozwalając jej mówić. Kolejny raz go prowokowała, tym
razem zmuszając do tego, by musiał walczyć z instynktownym pragnieniem, by
odepchnąć dłoń, którą ułożyła na jego policzku. Czuł dotyk lodowatych, ocierających
się o jego skórę palców – jakże różnych od ciepłego, żywego ciała Nessie.
Wciąż
milczał, gdy Isobel przesunęła się na tyle, by dosłownie napierać na niego całym
ciałem. Zesztywniał, przez moment wytrącony z równowagi, kiedy zaskoczyła
go bardziej, niż gdyby jednak postanowiła pogruchotać mu kości. Spodziewał się
wielu rzeczy, ale zdecydowanie nie tego, że nieśmiertelna tak po prostu
zdecyduje się go pocałować. To był pewny, władczy pocałunek, który chcąc nie chcąc
odwzajemnić, nie zamierzając sprawdzać, co by było, gdyby spróbował jej
odmówić. Przecież dobre znał te zagrywki – wyuczone ruchy, które miały na celu
co najwyżej podkreślić jej przewagę, ale na pewno nie okazać uczucia.
Całowanie
jej było proste. Przecież już to robił – zdecydowanie zbyt często, choć minęło
dość czasu, by zdążył wyprzeć to z pamięci. Tego przynajmniej chciał,
traktując czas, który spędził u jej boku jako coś, co tak naprawdę nie
powinno mieć miejsca. Renesmee też tego od niego oczekiwała, wciąż powtarzając,
że nie miał wpływu na to, co wydarzyło się po powrocie królowej, ale przecież
to nie było tak. Nie do końca. Od zawsze wiedział, że zrzucenie całej winy na pierwotną
i brak wspomnień, po prostu nie miało racji bytu. Tak naprawdę wampirzyca
wyciągnęła z niego coś, co miał w sobie od zawsze, by to wykorzystać –
tylko tyle i aż tyle.
Cieszę się, że się rozumiemy.
Wzdrygnął
się, gdy w jego głowie rozbrzmiał jej mentalny głos. Wsłuchiwała się w jego
myśli, aż nazbyt świadoma każdej, nawet najmniej subtelnej wątpliwości.
Niemalże czuł przyjemność, którą czerpała z możliwości dręczenia go. Nie zawahała
się przed wykorzystaniem sytuacji, nie tylko przytłaczając go swoją obecnością,
ale również fizyczną bliskością – tym, w jaki sposób napierała na niego
całym ciałem, bijącym od niego chłodem i tym, w jaki sposób
podkreślała przewagę, którą nad nim miała.
Jej dłonie
wylądowały na jego torsie. Z trudem powstrzymał jęk, kiedy – świadomie
bądź nie – naruszyła już i tak poobijane żebra.
– Więc… –
wyszeptała, zaciskając palce na przodzie jego koszuli. Odchyliła głowę, by móc
spojrzeć mu w twarz. Nie uśmiechała się, ale błysk w jej oczach mówił
sam za siebie. – Przyszedłeś, bo masz w tym interes. Potrzebujesz… przysługi
– dodała, starannie dobierając kolejne słowa. Tym razem kąciki jej ust
nieznacznie drgnęły. – No, powiedz to.
– Przecież
wiesz – wyrwało mu się.
Isobel po
prostu się roześmiała – w pozbawiony wesołości, ale niezwykle pociągający
sposób. W tamtej chwili nie miał już wątpliwości, że robiła to specjalnie.
Bawiła się jego emocjami, najwyraźniej dobrze się dzięki temu bawiąc.
–
Oczywiście. – Nie miał pewności czy reagowała tylko na jego słowa, czy również
myśli. – Ale chcę to usłyszeć. Co z twoją żoną, Gabrielu? – podjęła i zabrzmiało
to niemalże troskliwie.
Zacisnął usta.
Z opóźnieniem uprzytomnił sobie, że się trzęsie – tylko nieznacznie, ale
jednak. Co więcej, to nie miało żadnego związku z bijącym od ciała wampirzycy
chłodem czy świadomości, że stojąca przed nim nieśmiertelna wciąż z pełną swobodą
mogła przetrącić mu kark.
Tym razem
Isobel nie próbowała go poganiać. Obserwowała go z zaciekawieniem, nawet
nie mrugając. Jej spojrzenie wydało mu się zdecydowanie zbyt przenikliwe i tak
niepokojące, że zaczął marzyć o tym, by odwróciła wzrok. Nie zrobiła tego,
z uporem tkwiąc w jednej pozycji. Komu jak komu, ale nieśmiertelnej
przychodziło to bez większego trudu.
– Nessie… –
zaczął i zaraz urwał, czując się tak, jakby nagle zabrakło mu tchu.
Uśmiech
Isobel stał się bardziej drapieżny. Jej palce bardziej stanowczo zacisnęły się
na przodzie jego koszuli.
– Tak? –
drążyła, nie zamierzając ustąpić. – Gdzie ona jest?
– Nie wiem –
wyrzucił z siebie na wydechu, w końcu pozwalając na to, by te słowa
rozbrzmiały w pokoju. Nienawidził siebie za pobrzmiewającą w głosie bezradność.
– Sęk w tym, że ja nie… Zniknęła. – Potrząsnął głowa. – I ona, i więź.
Żadne z nich się z tym nie spotkało.
– I przychodzisz
z tym do mnie – stwierdziła ze spokojem królowa, starannie wypowiadając
każde kolejne słowo. – Zadziwiające. Chociaż robienie głupot to już chyba
domena Licavolich, czyż nie?
Po jej tonie
trudno było stwierdzić czy bardziej ją to zaskoczyło, czy może próbowała z niego
drwić. W zasadzie to i tak nie miało dla Gabriela znaczenia. Całą
uwagę poświęcał przede wszystkim na próbach złapania oddechu, wciąż mając wrażenie,
że na piersi zalegał mu jakiś olbrzymi ciężar.
Isobel zachichotała.
– Przecież
wiesz, co to jest. Po prostu to nazwij – nakazała, ale tym razem odpowiedziało
jej milczenie. Nie wyglądała na szczególnie rozeźloną z tego powodu. –
Więc ja to zrobię – zaproponowała ze spokojem. – Wyrzuty sumienia. O co
się obwiniasz?
I tym razem
nie był w stanie odpowiedzieć. Przynajmniej początkowo, bo kolejne chwile
wymownego milczenia okazały się czymś, czego Isobel najwyraźniej nie miała
zamiaru znosić. Jej palce mocniej zacisnęły się na jego koszuli, kiedy
nachyliła się w jego stronę.
Znów się wzdrygnął,
tym razem z obrzydzenia, kiedy poczuł na policzku jej słodki, lodowaty
oddech.
– Czyja to
wina, hm? – nie dawała za wygraną. – I nie pytam tu o Simona. Gdybym
nie widziała powodów, by zachować go przy życiu, chętnie dałabym ci wolną rękę,
aczkolwiek… – Isobel uśmiechnęła się chłodno. – Wracając do tematu… Z jakiego
powodu tutaj jesteś? – podjęła, z uporem ponawiając pytanie, którego
zdecydowanie wolałby nie słyszeć. – Kto zabił twoją żonę?
– Ona nie jest…
– zaczął, ale wampirzyca nie pozwoliła mu dokończyć.
– Jeśli mi
nie odpowiesz – oznajmiła ze spokojem – prędzej czy później będzie. Nawet ty
wiesz, że nie powinno się igrać z kimś od kogo oczekujesz pomocy, czyż
nie?
Gwałtownie
zaczerpnął powietrza, tylko cudem się nim nie krztusząc. Znów zadrżał, tym
razem w przypływie frustracji, którą chcąc nie chcąc musiał w sobie
zdusić. Miała go w garści i doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. On również, a jednak…
– W porządku
– wycedził przez zaciśnięte zęby. – Moja wina. To chciałaś usłyszeć? – jęknął,
już nawet nie dbając o to, że w tamtej chwili zdecydowanie nie
zwracał się do niej jak do królowej. Mogła go za to ukarać i tym samym
pokazać, że zaprzepaścić wszystko, ale w tamtej chwili o tym nie myślał.
– Pomożesz mi czy nie?
– Skąd
pomysł, że mogę?
Nie tego
pytania się spodziewał. Już i tak ledwo był w stanie zebrać myśli,
nie tylko wytrącony z równowagi jej bliskością, ale również sposobem, w jaki
go traktowała. Wciąż stała zdecydowanie zbyt blisko, by mógł poczuć się choć
odrobinę swobodnie… O ile w jej obecności taka możliwość w ogóle
wchodziłaby w grę.
– Byłaś…
Byłaś pierwsza – zauważył przytomnie. – I jako wampirzyca, i telepatka.
Jeśli nie ty…
– Rozumiem.
Posłusznie
zamilkł, po sposobie w jaki wypowiedziała to słowo poznając, że właśnie
tego oczekiwała. Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy, ona milcząca,
wyniosła i w końcu spoglądająca w inną stronę niż na jego twarz.
Nie miał pewności czy to dobrze, ale z dwojga złego wolał taki stan, niż
gdy dosłownie taksowała go wzrokiem. W zasadzie wszystko wydawało się
lepsze od sposobu, w jaki ta kobieta próbowała go dręczyć.
Czuł się wykończony
i obolały, bynajmniej nie dlatego, że na dobry początek jednak zareagowała
tak, jakby planowała go zabić. Poobijane żebra czy urażona duma okazały się niczym
przy konieczności wypowiedzenia słów, które ostatecznie na nim wymogła. Nie
sądził, że to możliwe, a jednak to krótkie i – co gorsza – szczere wyznanie,
okazało się gorsze od jakichkolwiek tortur.
I Isobel
doskonale o tym wiedziała.
– Zaraz
zobaczymy – stwierdziła w zamyśleniu. Gabriel drgnął, gdy spojrzenie rubinowych
tęczówek na powrót spoczęło na nim. – Twoje szczęście, że mam do ciebie słabość…
I twoja głowa w tym, żeby tak pozostało.
– Moja…
pani… – zaczął, chociaż te słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
– Pocałuj mnie.
Tylko z większym zaangażowaniem niż przed chwilą, a może nawet się
zastanowię. Kiedyś nie musiałam cię do tego zachęcać. – Przez jej twarz
przemknął cień. – Nie mam żadnej przyjemności ze zdobywania czegoś, co po
prostu mogę sobie zabrać. Wolę dostawać… A od ciebie dostawałam bardzo
wiele.
Przez
moment sam nie był pewien czy powinien się śmiać, czy może płakać. Nie poruszył
się nawet o milimetr, jedynie bezmyślnie się w nią wpatrując i nie
będąc w stanie zdobyć na żadną sensowną reakcję. Milczał, zresztą tak jak i ona,
po prostu nerwowo napinając mięśnie i czekając… Och, sam nie wiedział na
nią. Oczekiwała czegoś, o czym nade wszystko pragnął zapomnieć, wciąż
czując się tak, jakby wspomnienia, do których się odwoływała, należały do kogoś
innego.
Kiedyś było
inaczej. Przez blisko wiek, choć właśnie te lata niepamięci były czymś, co chętnie
wyrzuciłby z głowy. Chciał traktować to jak sen – gorszy etap, który nie
miał ani znaczenia, ani racji bytu. Jak koszmar, który dało się wyrzucić z głowy
wraz z przebudzeniem. Tak było prościej, a przy Nessie okazało się to
o wiele prostsze niż przypuszczał.
Tyle że
teraz jej nie było, a przeszłość wróciła w sposób, którego Gabriel
nie wziął pod uwagę. Wszystko zaś sprowadzało się do tej kobiety – kogoś, o kim
sądził, że już nigdy nie będzie miał nad nim władzy.
– I nie
mam. – Isobel spojrzała na niego w niemalże pobłażliwy sposób. – Ani
władzy, ani cierpliwości. Skoro nic z tego…
Zareagował
instynktownie. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, naparł na nią całym ciałem,
bezceremonialnie wpijając się w jej usta. To przypominało odtwarzanie
znajomego scenariusza, który jakimś cudem pamiętał, choć od ostatniego razu,
gdy przyszło mu odgrywać akurat tę rolę, minęło tyle czasu. I choć nie
sądził, że uda mu się w tym odnaleźć, w chwili, w której
stanowczo odepchnął od siebie emocje, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Przecież to
nic nie znaczyło, prawda? Powtarzał to sobie niczym mantrę, próbując odszukać
spokój, który towarzyszył mu przed tym, jak w jego życiu pojawiła się
Renesmee. Już raz tego dokonał – odsunął od siebie emocje, poddając się
pragnieniom i odruchom, które mimo wszystko były naturalne. Teraz
wystarczyło to powtórzyć.
Hm…
Mentalny
głos Isobel wciąż pobrzmiewał w jego głosie, ale odległy i jakby
pozbawiony znaczenia. Skupił się wyłącznie na jej ciele, sposobie w jaki
się o siebie ocierały i pocałunku, który nagle przerodził się w coś
więcej, niż tylko nieudolną próbę wkupienia się w łaski królowej.
Nie
zarejestrował momentu, w którym oboje się przemieścili. Stłumił jęk, gdy wampirzyca
bezceremonialnie przycisnęła go do ściany – gwałtownie, ale nie na tyle, by
odebrał to za kolejną próbę ataku.
– Właśnie
tak – wyszeptała z satysfakcją. Był gotów przysiąc, że jej głos
rozbrzmiewał również w jego głowie.
– Nie ufam ci. Ani trochę – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. – Ale
bawi mnie to, jak łatwo cię złamać… Kto wie, może jak trochę się postarasz,
nawet ci wybaczę.
Coś w sposobie,
w jaki wypowiedziała te słowa, uświadomiło mu, że nie planowała względem
niego niczego dobrego.
Kiedy
ułamek sekundy później jej mentalna obecność okazała się wręcz bolesna, dosłownie
go miażdżąc, nie miał już co do tego żadnych wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz