1 marca 2019

Dwieście czterdzieści trzy

Layla
– Można powiedzieć, że jesteśmy na miejscu. Chyba. – Alice zamilkła, przez chwilę czujnie rozglądając się dookoła. – Ładnie tutaj. Gdyby te domki były ciut większe…
– Osiedle pełne ludzi to dokładnie to, o czym marzyłem – mruknął Jasper, tym samym skutecznie gasząc entuzjazm żony.
Wampirzyca zamilkał, ograniczając się do wzniesienia oczu ku górze. Wprawnie zaparkowała samochód przy chodniku, po czym wyślizgnęła się na zewnątrz, wciąż z zaciekawieniem wodząc wzrokiem dookoła. Uśmiechała się, choć nie tak entuzjastycznie jak wcześniej, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Layla. W zasadzie po kobiecie trudno było stwierdzić, co tak naprawdę chodziło jej w tamtej chwili po głowie.
– Niczego nie widzę – przyznała z westchnieniem. – Ale to może oznaczać, że Cassie tutaj jest. Jej bym nie zobaczyła.
Mnie również, pomyślała mimochodem Layla, ale zachowała tę uwagę dla siebie. Przed wyjazdem z domu, Alice na wszystkie sposoby próbowała sprawdzić przyszłość, twierdząc, że była w stanie przynajmniej po części obejść ograniczenia, które zwykle blokowały jej wizję. Przez lata zdążyła przywyknąć, że jej dar stał się jeszcze mniej pewny i aż tak praktyczny niż wcześniej, więc najpewniej wiedziała co robi, ale Lay i tak miała wątpliwości. Zwłaszcza przy problemach, które mieli, kolejne komplikacje – i to zwłaszcza takie, które miały szansę umknąć zdolnościom ciotki Nessie – wydawały się dość prawdopodobne.
Poczuła szturchniecie w ramię i to wystarczyło, by jednak zdołała się uśmiechnąć. Spojrzała na pozornie puste miejsce po swojej lewej stronie, nie pierwszy raz dziwnie czując się z tym, że nawet nie mogła zobaczyć Renesmee. Zaczynała przywykać do tego, że bratowa na wszystkie możliwe sposoby dawała znać o swojej obecności, no i już przestało przyprawiać ją to o atak serca, ale sytuacja sama w sobie i tak pozostawała co najmniej dziwna.
– Nie odchodź nigdzie – mruknęła, machinalnie zniżając głos do szeptu. I tak miała wrażenie, że zwracała się przede wszystkim do siebie. – Naprawdę nie musiałaś…
Tym razem uderzenie w ramie było dużo mniejsze i bardziej zdecydowane. To wystarczyło, by Layla zamilkła, w zamian po prostu wywracając oczami. Okej, zrozumiała. Najpewniej musiała, co zresztą wcale jej nie dziwiło. Mogła tylko wyobrazić sobie frustrację Renesmee, tym bardziej że ta już od dłuższego czasu była w stanie co najwyżej siedzieć z założonymi ramionami i biernie obserwować. Bezczynność niezmiennie była najgorszym doświadczeniem, jakie można było sobie wyobrazić, więc upór Nessie ani trochę Layli nie dziwił. To, że angażowała się w sprawę związaną z Cassandrą, tym bardziej – i to zwłaszcza po wszystkich obietnicach, które dziewczyna złożyła jej i Ryanowi.
Machinalnie spojrzała na milczącego, podrygującego nerwowo chłopaka. Początkowo nie była przekonana co do jego towarzystwa, mimo wszystko pamiętając o tym, że zaatakował Rufusa i Claire, ale ostatecznie doszła do wniosku, że jego obecność miała szansę cokolwiek ułatwić. On też martwił się o przyjaciółkę, zresztą wiedział o niej więcej niż którekolwiek z nich. Cóż, przynajmniej w teorii, bo Layla nie mogła pozbyć się wrażenia, że Cassandra zmieniła się w dość znaczący sposób. Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić charakteru tej zmiany, tym bardziej że nie miała okazji dziewczyny poznać, ale po ostatniej kłótni była gotowa przysiąc, że coś musiało być na rzeczy. Zmieniające się wampiry bywały nieprzewidywalne i Layla wiedziała to z doświadczenia, a skoro tak, mogli się spodziewać dosłownie wszystkiego.
Tak czy inaczej, przynajmniej Ryan wyglądał na zdecydowanego i w pełni spokojnego. W zasadzie przez większość czasu milczał, zupełnie jakby za punkt honoru wziął sobie to, by udawać, że nie istnieje. Przez całą drogę wpatrywał się w ciemność za oknem, być może oszołomiony tym, że w końcu miał szansę ruszyć się gdzieś poza okolicę domu. Do Layli dopiero w tamtej chwili w pełni dotarło to, że nie ruszał się nigdzie od momentu, w którym Rufusowi udało się go unieruchomić.
– Idziecie?
Pytanie Alice skutecznie wyrwało ją z zamyślenia. Nie miała pewności czy wampirzyca robiła to świadomie, ale to krótkie pytanie zabrzmiało w pełni naturalnie i prawie na pewno obejmowało również Nessie. To było tak, jakby obecność nie do końca materialnej bratanicy nie była dla nieśmiertelnej ani trochę dziwna.
Layla w pośpiechu ruszyła się z miejsca, w końcu decydując się wysiąść. Słońce zaszło już jakiś czas temu, co znacznie ułatwiało jej swobodne poruszanie. Po zmroku czuła się dużo lepiej, nie tylko obawiając się wpływu światła dnia, ale na dodatek mogąc cieszyć dodatkowo wyostrzonymi zmysłami. Instynktownie powiodła wzrokiem dookoła, przy okazji wykorzystując moc, by sprawdzić okolicę, ale nic nie wskazywało na to, by w pobliżu znajdował się ktoś niepożądany. Wszystko wydawało się w porządku, a jednak…
Zawahała się, mimo wszystko pełna wątpliwości. Kiedy zaatakowali ją łowcy, też w porę nie wychwyciła zagrożenia. W całym tym szaleństwie były jeszcze hybrydy, które tylko pozornie mogła zrozumieć. To wciąż byli ludzie, jakkolwiek irracjonalne by się to nie wydawało. Sęk w tym, że zarazem mieli z wampirów dość, by ta mieszanka wzbudzała niepokój. Layla nie mogła pozbyć się wrażenia, że stąpali po bardzo cienkim lodzie, aż prosząc się o to, by w którymś momencie coś poszło nie tak.
– Też nie czuję Cassie – oznajmił nagle Ryan. To były pierwsze słowa, które padły z jego ust od momentu, w którym zasugerował, że chciałby pomóc w poszukiwaniach. W zasadzie to przede wszystkim bijący od niego spokój przekonał Laylę, by zaryzykować i dać mu szansę. Co prawda podejrzewała, że Rufus zabiłby ją za głupotę, gdyby przyznała, że zamierzała wypuścić gdziekolwiek kogoś, kto poniekąd był demonem, ale… dziewczyna podświadomie czuła, że to było dobrym pomysłem. A czego jej mąż nie wiedział, tego zdecydowanie nie miało być mu żal. – Chociaż jest tutaj coś takiego…
– Co masz na myśli? – zapytała wprost, nagle zaalarmowana.
Ryan speszył się, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że powiedział o słowo za dużo. Energicznie potrząsnął głową, wciąż sprawiając wrażenie czymś mocno zaniepokojonego. Przez chwilę wyglądał na chętnego, by się wycofać, ale coś w naglącym spojrzeniu Layli ostatecznie przekonało go do tego, by zdecydować inaczej.
– Nie jestem pewien – przyznał w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Ale może… śmierć?
Wzdrygnęła się, co najmniej zaniepokojona tym krótkim stwierdzeniem. Słodka bogini, pomyślała w oszołomieniu, czując, że zaczyna robić jej się zimno. Nie chodziło o samą reakcję Ryana, choć ta wystarczyła, by wzbudzić w wampirzycy wątpliwości. Prawdziwy niepokój wzbudziło w niej to, że kiedyś usłyszała już podobne słowa i te zdecydowanie nie przyniosły niczego dobrego. W zasadzie przez krótką chwilę Layla czuła się tak, jakby znów miała przed sobą miotająca się na prawo i lewo, przerażoną własnymi odczuciami Lorenę.
Coś niewłaściwego. Bliżej niesprecyzowane uczucie.
Śmierć.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Od tamtego momentu minęły całe lata, ale nie była w stanie zapomnieć czegoś takiego, tym bardziej że wiązało się z jej wówczas najlepszą przyjaciółką. Od tamtego czasu zresztą nie potrafiła wątpić w takie słowa, nieważne jak irracjonalne by się wydawały. Coś było na rzeczy, a przynajmniej Layla nie była w stanie nie uwierzyć w słowa Ryana.
– Poprowadzisz? – poprosiła z wahaniem, bezskutecznie próbując zachować spokój. Czuła, że atmosfera jak na zawołanie zgęstniała, kiedy do głosu doszedł niepokój. – Nie czuję tutaj niczego, ale i tak bądźmy ostrożni.
Chłopak jedynie skinął głową. Layla zauważyła, że Jasper spojrzał na nią dziwnie, ale nawet jeśli miał jakieś uwagi, zachował je dla siebie. Zdążyła się zorientować, że wampir bywał przesadnie wręcz ostrożny, zwłaszcza gdy w grę wchodziło potencjalne zagrożenie. Za takie najwyraźniej uważał Ryana, co zresztą nie wydało jej się dziwne. Może i nie mieli do czynienia z nowo narodzonym w pełnym znaczeniu tego słowa, ale i tak mieli dość powodów do niepokoju. Kto jak kto, ale Jasper najpewniej doskonale zdawał sobie z tego sprawę – pokrywające jego ciało blizny mówiły same za siebie.
Z wolna wypuściła powietrze, próbując się uspokoić. Nessie uparła się na poruszanie w większej grupie, co zresztą wcale nie wydało się Layli dziwne. Nie bała się o siebie, w gruncie rzeczy wcale nie potrzebując obstawy, ale była w stanie zrozumieć niepokój bratowej. W ostatnim czasie wydarzyło się dość, zresztą obecność dwójki wampirów wcale jej nie ciążyła. Lubiła Alice i to ze wzajemnością, jeśli zaś chodziło o jej męża… Cóż, na pewno wyglądał na kogoś, kto potrafił podejmować decyzje niezależnie od sytuacji. Ceniła ten rodzaj charyzmy, tym bardziej że niezmiennie kojarzył jej się z Isabeau.
Szturchnięcie w ramię uświadomiło jej, że Renesmee wciąż była obok. Layla uśmiechnęła się mimowolnie, uspokojona. Dopiero po chwili ruszyła za Ryanem, wciąż czujnie rozglądając się dookoła i wypatrując czegoś, co mogłaby przyporządkować do jego niepokojących słów. W efekcie panujący na ulicy spokój zaczął przyprawiać ją o dreszcze, sprawiając wrażenie co najmniej nienaturalnego. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, że w mroku czaiło się coś, czego być nie powinno, a skoro tak…
Nie chciała o tym myśleć.
Nie była pewna jak długo trwali w ciszy. Podejrzewała, że wszystko sprowadzało się do zaledwie kilku minut, choć z jej perspektywy wydawało się ciągnąć przez całe godziny. Szła szybkim, choć wciąż ludzkim krokiem, chcąc nie chcąc zmuszona udawać. Kilka razy obejrzała się przez ramie, machinalnie sprawdzając, czy bliscy Renesmee wciąż jej towarzyszyli, choć tak naprawdę robiła to przede wszystkim po to, by upewnić się, że nikt więcej nie zamierzał spróbować zajść ją od tyłu.
– Tutaj. – Ryan zatrzymał się tak gwałtownie, że tylko cudem na niego nie wpadła. Spojrzenie wbił w jeden z wielu domków jednorodzinnych, na pierwszy rzut oka nie wyróżniający się od pozostałych niczym szczególnym. – Ja… Coś jest nie tak.
Nie dał Layli okazji, by zastanowiła się nad znaczeniem jego słów. Zdążyła zaledwie mrugnąć zanim Ryan ruszył się z miejsca, błyskawicznie pokonując odległość dzielącą go od ganku. Natychmiast ruszyła za nim, po czym zaklęła pod nosem, gdy przekonała się, że drzwi wejściowe były otwarte. Nie zauważyła tego wcześniej, ale to, że ustąpiły, gdy tylko chłopak nacisnął klamkę, okazało się dość wymowne.
– Czekajcie! – usłyszała za plecami spięty głos Jaspera, ale właściwie nie zwróciła na niego uwagi.
W zamian błyskawicznie odskoczyła, instynktownie unikając czegoś, co ze świstem przecięło powietrze. Z wrażenia aż zatoczyła się na framugę, raz jeszcze niespokojnie oglądając przez ramię. Nie bała się, że Jasperowi i Alice mogłoby coś grozić, bo zranienie wampirów takich jak oni graniczyło z cudem, ale serce i tak podeszło jej do gardła, gdy zauważyła wbity w ziemię drewniany kołek.
A potem usłyszała zdławiony okrzyk i dźwięk charakterystyczny dla osuwającego się na podłogę ciała.
Niech to szlag…
Wyczuła, że Renesmee znów spróbowała zwrócić na siebie jej uwagę, ale tym razem po prostu bratową zignorowała. W zamian wpadła do domu, w ciemnościach próbując wypatrzeć potencjalne zagrożenie. Kątem oka wychwyciła ruch, ale kiedy spojrzała w tamtą stronę, zamiast wroga zauważyła klęczącego na ziemi, pośpiesznie chwytającego oddech Ryana. Dłoń przyciskał do krwawiącej rany na barku, dopiero po chwili decydując się zacisnąć palce do wciąż wystającego z ramienia kołka.
– Kto…? – zaczęła spiętym tonem Layla, w pośpiechu rozglądając się dookoła.
W mroku widziała wystarczająco dobrze, by wychwycić szczegóły. Instynkt sam podpowiedział jej, gdzie powinna się zwrócić, zwłaszcza że wyraźnie poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Miała zaledwie ułamek sekundy, by przywołać do siebie moc, wyciągnąć rękę i zdecydowanym ruchem odtrącić kolejny bełt, który ktoś wycelował w jej stronę. Siła uderzenia wytrąciła kołek z toru lotu, sprawiając, że ten z impetem uderzył w ścianę, po chwili lądując na podłogę.
– Wystarczy!
Nie miała pewności do kogo należało to krótkie polecenie. Wiedziała jedynie, że nagle tuż przed nią zmaterializowali się Jasper i Alice, jak gdyby nigdy nic stając pomiędzy oprawcami a podatnymi na drewno nieśmiertelnymi. Layla wyraźnie wyczuła poruszenie, kiedy coś poruszył się w mroku. Serce podeszło jej do gardła, kiedy usłyszała dźwięk jakże charakterystyczny dla przeładowywanej broni. Natychmiast przesunęła się bliżej, ponad ramieniem drobniutkiej Alice spoglądając wprost w głąb korytarza, skąd nadeszła ściskająca broń, aż nazbyt znajoma postać.
Usłyszała jęk, ale dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że dźwięk wyrwał się z jej gardła. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w mężczyznę, którego przecież tak dobrze znała, zwłaszcza że ich ostatnie spotkanie nie przyniosło niczego dobrego.
Nick Evans na moment zamarł, w dłoniach wciąż trzymając wycelowany pistolet. Musiał wyczuć, że na niego patrzyła, bo na krótką chwilę przeniósł wzrok wprost na nią. Ich spojrzenia na moment się spotkały, zanim mężczyzna w pośpiechu uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Layla wciąż na niego patrzyła, przez moment czując się niemalże tak, jakby doznała jakiegoś paraliżu.
Gdzieś za plecami mężczyzny rozbrzmiały kroki i to uświadomiło jej, że w domu było więcej osób, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi. W tamtej chwili była w stanie myśleć wyłącznie o tym, że kolejny raz wpadła akurat na ojca Liz.
– To wy…
Ucisk w gardle przybrał na sile, kiedy usłyszała jego głos. Brzmiał dziwnie, zdławiony i jakby zrezygnowany, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem. Nie była w stanie określić jakie targały nim emocje, w gruncie rzeczy świadoma wyłącznie tego, co działo się w jej wnętrzu. Uprzytomniła sobie, że w którymś momencie zaczęła drżeć, z trudem powstrzymując pragnienie natychmiastowej ucieczki. Inna jej cząstka pragnęła najzwyczajniej w świecie wyminąć stojących jej na drodze Cullenów, by móc rzucić się Nickowi do gardła, ale stanowczo nakazała jej się zamknąć.
„To jego się boisz?” – przypomniała sobie słowa Marco. „Już nie” – odpowiedziała mu wtedy, ale tkwiąc za plecami dwójki osłaniających ją wampirów, z całą mocą uprzytomniła sobie, że to nieprawda.
– Ile osób jest w domu?
Pytanie Jaspera wyrwało ją z zamyślenia. Zadał to pytanie w bezpośredni, zdecydowany sposób, jak gdyby nigdy nic przechodząc do rzeczy. Nawet jeśli był podenerwowany, nie dał niczego po sobie poznać. Co więcej stał pewnie, wciąż ją osłaniając, a w którymś momencie przesuwając bliżej Alice, choć jego żona nie sprawiała wrażenia kogoś, kto potrzebował dodatkowego wsparcia.
Odpowiedziała mu cisza. Wampir drgnął, wciąż uważnie przypatrując wycelowanej w przestrzeń broni. Nick nie wymierzył w nikogo konkretnego, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że w ogóle trzymał w dłoniach pistolet – być może ten sam, który…
Layla wbiła wzrok w podłogę. Przez moment niemalże słyszała huk wystrzału, słodycz krwi i opadające na ziemie ciało.
To oraz okrzyk Marco, który…
Prawie nie zarejestrowała momentu, w którym Jasper bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszył się z miejsca. Poruszał się błyskawicznie, bez wątpienia zmierzając ku ojcu Liz, nim jednak zdążył go dosięgnąć, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Layla aż zachłystnęła się powietrzem, kiedy poczuła ból. W oszołomieniu nie od razu rozpoznała przeszywające pulsowanie w skroniach – to samo, które wytrąciło ją z równowagi w wieczór, kiedy obiecała Damienowi przypilnować Liz. Zgięła się wpół, instynktownie chwytając za głowę i przez moment będąc w ręcz gotowa przysiąc, że niewiele brakowało, by ciśnienie rozsadziło jej czaszkę od środka. W oszołomieniu zauważyła jedynie, że stojąca najbliżej niej Alice też pisnęła, jednak nie była w stanie skupić się na wampirzycy na tyle, by zauważyć cokolwiek więcej.
– Dość! Powiedziałem: dosyć! – doszedł ją podenerwowany głos Nicka. Tyle przynajmniej zdążyła zrozumieć, bo poszczególne słowa dochodziły do niej jakby z oddali.
Dziwne wrażenie minęło równie nagle, co wcześniej się pojawił. Ból po prostu zniknął, choć gdzieś w pamięci wciąż była świadoma jego echa – odległego, ale bardzo realnego. Uprzytomniła sobie, że w którymś momencie osunęła się na kolana, ciężko dysząc i ledwo łapiąc oddech. Na moment pociemniało jej przed oczami, więc zamrugała nieprzytomnie, próbując pozbyć się ciemnych plam z pola widzenia. Poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie uniosła głowę, by w panice spojrzeć przed siebie.
Cokolwiek się wydarzyło, zdecydowanie nie było normalne. Uprzytomniła sobie, że nie jako jedyna klęczała, próbując otrząsnąć się po czymś, czego nie potrafiła wyjaśnić. Kiedy z wolna opuściła dłonie, w końcu przestając przyciskać je do skroni, zwróciła uwagę na wyczuwalny w powietrzu słodki zapach krwi. Kątem oka spojrzała na wciąż kulącego się na podłodze Ryana, w niejakim oszołomieniu odkrywając, że posoka płynęła nie tylko z rany na ramieniu, ale również z uszu. To sprawiło, że sama również dla pewności otarła twarz, odkrywając, że miała wilgotne policzki – i to bynajmniej nie dlatego, że mogłaby płakać.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Na moment wszyscy zamarli i to łącznie z Cullenami, choć Layla nie od razu uprzytomniła sobie, że na nich również mogłoby zadziałać to, czego doświadczyła. Nie krwawili, ale to, że Alice z trudem podniosła się z podłogi, mówiło samo za siebie. Jasper zamarł gdzieś między nią a Nickiem, trzymając się na dystans i już nie próbując wytrącić mężczyźnie broni.
Ojciec Liz w końcu opuścił pistolet, kierując lufę ku ziemi. Wyglądał przede wszystkim na zmęczonego, a coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że Layla przez moment była bliska tego, by zacząć mu współczuć. Może gdyby nie miała go za potwora, uwierzyłaby, że cierpiał – cokolwiek miałoby to oznaczać.
– Nick… – odezwał się z wahaniem jakiś mężczyzna.
Choć Layla instynktownie pragnęła obserwować wyłącznie ojca Elizabeth, przeniosła wzrok na przybysza. Wtedy też przekonała się, że ludzi było więcej – łącznie piątka, choć poza Nickiem, wampirzyca była w stanie rozpoznać wyłącznie starszą kobietę, Ninę. Babcia Liz milczała, jedynie wymownie spoglądając na syna.
– Dość. Nie róbcie nic – powtórzył Nick. Zniecierpliwionym ruchem wyciągnął rękę ku mężczyźnie, który wypowiedział jego imię. – Na moją odpowiedzialność.
Layla nie była w stanie stwierdzić, co takiego miał na myśli. Zauważyła jedynie, że w odpowiedzi na tych kilka słów obcy mężczyzna westchnął i podał ojcu Liz coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak telefon. Nick w pośpiechu wsunął urządzenie do kieszeni marynarki, po czym na powrót zwrócił ku niej i Cullenom. Milczał, wydając się nad czymś intensywnie myśleć; choć nic nie wskazywało na to, by zamierzał zrobić coś głupiego, Layla i tak podświadomie wyczekiwała momentu, w którym sprawy na powrót miały się skomplikować.
Poczuła, że Nessie pociągnęła ją za włosy, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Była w stanie wyobrazić sobie panikę dziewczyny, ale w tamtej chwili zdecydowanie nie była w stanie jej odpowiedzieć. W zamian mogła myśleć wyłącznie o tym, że w domu Cassandry z jakiegoś powodu znaleźli się łowcy – w tym jeden, który omal nie doprowadził ją do grobu. Jakby tego było mało, ci ludzie jakimś cudem zdołali unieruchomić wampiry, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Wszystko było nie tak. Cisza jedynie pogarszała sytuację i choć Layla miała ochotę przeniknąć umysł wzbudzającego jej niepokój mężczyzny, ostatecznie się na to nie zdobyła. Mogła co najwyżej wciąż klęczeć i patrzeć, w duchu modląc o to, by Nick nie zwrócił na nią uwagi. Czuła pulsującą w żyłach moc, ale choć tym razem nic nie blokowało jej telepatycznych zdolności, wciąż nie potrafiła zmusić się do starcia tych ludzi z powierzchni ziemi. Była jak sparaliżowana, a jakby tego było mało…
– Chyba mamy problem – odezwał się cicho Nick, starannie dobierając słowa. Layla drgnęła, gdy mężczyzna zrobił ostrożny krok naprzód, zwłaszcza że w dłoni wciąż ściskał naładowaną broń. – Na jak bardzo szalonego wyjdę, jeśli teraz poproszę, byśmy chwilę porozmawiali…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa