
Layla
– Można powiedzieć, że
jesteśmy na miejscu. Chyba. – Alice zamilkła, przez chwilę czujnie rozglądając
się dookoła. – Ładnie tutaj. Gdyby te domki były ciut większe…
– Osiedle
pełne ludzi to dokładnie to, o czym marzyłem – mruknął Jasper, tym samym skutecznie
gasząc entuzjazm żony.
Wampirzyca
zamilkał, ograniczając się do wzniesienia oczu ku górze. Wprawnie zaparkowała
samochód przy chodniku, po czym wyślizgnęła się na zewnątrz, wciąż z zaciekawieniem
wodząc wzrokiem dookoła. Uśmiechała się, choć nie tak entuzjastycznie jak
wcześniej, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Layla. W zasadzie
po kobiecie trudno było stwierdzić, co tak naprawdę chodziło jej w tamtej
chwili po głowie.
– Niczego
nie widzę – przyznała z westchnieniem. – Ale to może oznaczać, że Cassie
tutaj jest. Jej bym nie zobaczyła.
Mnie również, pomyślała mimochodem
Layla, ale zachowała tę uwagę dla siebie. Przed wyjazdem z domu, Alice na
wszystkie sposoby próbowała sprawdzić przyszłość, twierdząc, że była w stanie
przynajmniej po części obejść ograniczenia, które zwykle blokowały jej wizję.
Przez lata zdążyła przywyknąć, że jej dar stał się jeszcze mniej pewny i aż
tak praktyczny niż wcześniej, więc najpewniej wiedziała co robi, ale Lay i tak
miała wątpliwości. Zwłaszcza przy problemach, które mieli, kolejne komplikacje
– i to zwłaszcza takie, które miały szansę umknąć zdolnościom ciotki
Nessie – wydawały się dość prawdopodobne.
Poczuła
szturchniecie w ramię i to wystarczyło, by jednak zdołała się
uśmiechnąć. Spojrzała na pozornie puste miejsce po swojej lewej stronie, nie
pierwszy raz dziwnie czując się z tym, że nawet nie mogła zobaczyć
Renesmee. Zaczynała przywykać do tego, że bratowa na wszystkie możliwe sposoby
dawała znać o swojej obecności, no i już przestało przyprawiać ją to o atak
serca, ale sytuacja sama w sobie i tak pozostawała co najmniej
dziwna.
– Nie
odchodź nigdzie – mruknęła, machinalnie zniżając głos do szeptu. I tak
miała wrażenie, że zwracała się przede wszystkim do siebie. – Naprawdę nie
musiałaś…
Tym razem
uderzenie w ramie było dużo mniejsze i bardziej zdecydowane. To
wystarczyło, by Layla zamilkła, w zamian po prostu wywracając oczami.
Okej, zrozumiała. Najpewniej musiała, co zresztą wcale jej nie dziwiło. Mogła
tylko wyobrazić sobie frustrację Renesmee, tym bardziej że ta już od dłuższego
czasu była w stanie co najwyżej siedzieć z założonymi ramionami i biernie
obserwować. Bezczynność niezmiennie była najgorszym doświadczeniem, jakie można
było sobie wyobrazić, więc upór Nessie ani trochę Layli nie dziwił. To, że angażowała
się w sprawę związaną z Cassandrą, tym bardziej – i to zwłaszcza
po wszystkich obietnicach, które dziewczyna złożyła jej i Ryanowi.
Machinalnie
spojrzała na milczącego, podrygującego nerwowo chłopaka. Początkowo nie była
przekonana co do jego towarzystwa, mimo wszystko pamiętając o tym, że
zaatakował Rufusa i Claire, ale ostatecznie doszła do wniosku, że jego
obecność miała szansę cokolwiek ułatwić. On też martwił się o przyjaciółkę,
zresztą wiedział o niej więcej niż którekolwiek z nich. Cóż, przynajmniej
w teorii, bo Layla nie mogła pozbyć się wrażenia, że Cassandra zmieniła
się w dość znaczący sposób. Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić
charakteru tej zmiany, tym bardziej że nie miała okazji dziewczyny poznać, ale
po ostatniej kłótni była gotowa przysiąc, że coś musiało być na rzeczy.
Zmieniające się wampiry bywały nieprzewidywalne i Layla wiedziała to z doświadczenia,
a skoro tak, mogli się spodziewać dosłownie wszystkiego.
Tak czy
inaczej, przynajmniej Ryan wyglądał na zdecydowanego i w pełni spokojnego.
W zasadzie przez większość czasu milczał, zupełnie jakby za punkt honoru
wziął sobie to, by udawać, że nie istnieje. Przez całą drogę wpatrywał się w ciemność
za oknem, być może oszołomiony tym, że w końcu miał szansę ruszyć się
gdzieś poza okolicę domu. Do Layli dopiero w tamtej chwili w pełni
dotarło to, że nie ruszał się nigdzie od momentu, w którym Rufusowi udało
się go unieruchomić.
– Idziecie?
Pytanie
Alice skutecznie wyrwało ją z zamyślenia. Nie miała pewności czy
wampirzyca robiła to świadomie, ale to krótkie pytanie zabrzmiało w pełni
naturalnie i prawie na pewno obejmowało również Nessie. To było tak, jakby
obecność nie do końca materialnej bratanicy nie była dla nieśmiertelnej ani
trochę dziwna.
Layla w pośpiechu
ruszyła się z miejsca, w końcu decydując się wysiąść. Słońce zaszło
już jakiś czas temu, co znacznie ułatwiało jej swobodne poruszanie. Po zmroku
czuła się dużo lepiej, nie tylko obawiając się wpływu światła dnia, ale na
dodatek mogąc cieszyć dodatkowo wyostrzonymi zmysłami. Instynktownie powiodła
wzrokiem dookoła, przy okazji wykorzystując moc, by sprawdzić okolicę, ale nic
nie wskazywało na to, by w pobliżu znajdował się ktoś niepożądany.
Wszystko wydawało się w porządku, a jednak…
Zawahała
się, mimo wszystko pełna wątpliwości. Kiedy zaatakowali ją łowcy, też w porę
nie wychwyciła zagrożenia. W całym tym szaleństwie były jeszcze hybrydy,
które tylko pozornie mogła zrozumieć. To wciąż byli ludzie, jakkolwiek
irracjonalne by się to nie wydawało. Sęk w tym, że zarazem mieli z wampirów
dość, by ta mieszanka wzbudzała niepokój. Layla nie mogła pozbyć się wrażenia,
że stąpali po bardzo cienkim lodzie, aż prosząc się o to, by w którymś
momencie coś poszło nie tak.
– Też nie
czuję Cassie – oznajmił nagle Ryan. To były pierwsze słowa, które padły z jego
ust od momentu, w którym zasugerował, że chciałby pomóc w poszukiwaniach.
W zasadzie to przede wszystkim bijący od niego spokój przekonał Laylę, by
zaryzykować i dać mu szansę. Co prawda podejrzewała, że Rufus zabiłby ją
za głupotę, gdyby przyznała, że zamierzała wypuścić gdziekolwiek kogoś, kto
poniekąd był demonem, ale… dziewczyna podświadomie czuła, że to było dobrym
pomysłem. A czego jej mąż nie wiedział, tego zdecydowanie nie miało być mu
żal. – Chociaż jest tutaj coś takiego…
– Co masz
na myśli? – zapytała wprost, nagle zaalarmowana.
Ryan
speszył się, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że powiedział
o słowo za dużo. Energicznie potrząsnął głową, wciąż sprawiając wrażenie
czymś mocno zaniepokojonego. Przez chwilę wyglądał na chętnego, by się wycofać,
ale coś w naglącym spojrzeniu Layli ostatecznie przekonało go do tego, by zdecydować
inaczej.
– Nie
jestem pewien – przyznał w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Ale może…
śmierć?
Wzdrygnęła
się, co najmniej zaniepokojona tym krótkim stwierdzeniem. Słodka bogini, pomyślała w oszołomieniu, czując, że zaczyna
robić jej się zimno. Nie chodziło o samą reakcję Ryana, choć ta
wystarczyła, by wzbudzić w wampirzycy wątpliwości. Prawdziwy niepokój
wzbudziło w niej to, że kiedyś usłyszała już podobne słowa i te
zdecydowanie nie przyniosły niczego dobrego. W zasadzie przez krótką
chwilę Layla czuła się tak, jakby znów miała przed sobą miotająca się na prawo i lewo,
przerażoną własnymi odczuciami Lorenę.
Coś
niewłaściwego. Bliżej niesprecyzowane uczucie.
Śmierć.
Bezwiednie
zacisnęła dłonie w pięści. Od tamtego momentu minęły całe lata, ale nie
była w stanie zapomnieć czegoś takiego, tym bardziej że wiązało się z jej
wówczas najlepszą przyjaciółką. Od tamtego czasu zresztą nie potrafiła wątpić w takie
słowa, nieważne jak irracjonalne by się wydawały. Coś było na rzeczy, a przynajmniej
Layla nie była w stanie nie uwierzyć w słowa Ryana.
–
Poprowadzisz? – poprosiła z wahaniem, bezskutecznie próbując zachować
spokój. Czuła, że atmosfera jak na zawołanie zgęstniała, kiedy do głosu doszedł
niepokój. – Nie czuję tutaj niczego, ale i tak bądźmy ostrożni.
Chłopak
jedynie skinął głową. Layla zauważyła, że Jasper spojrzał na nią dziwnie, ale
nawet jeśli miał jakieś uwagi, zachował je dla siebie. Zdążyła się zorientować,
że wampir bywał przesadnie wręcz ostrożny, zwłaszcza gdy w grę wchodziło
potencjalne zagrożenie. Za takie najwyraźniej uważał Ryana, co zresztą nie
wydało jej się dziwne. Może i nie mieli do czynienia z nowo
narodzonym w pełnym znaczeniu tego słowa, ale i tak mieli dość powodów
do niepokoju. Kto jak kto, ale Jasper najpewniej doskonale zdawał sobie z tego
sprawę – pokrywające jego ciało blizny mówiły same za siebie.
Z wolna wypuściła
powietrze, próbując się uspokoić. Nessie uparła się na poruszanie w większej
grupie, co zresztą wcale nie wydało się Layli dziwne. Nie bała się o siebie,
w gruncie rzeczy wcale nie potrzebując obstawy, ale była w stanie
zrozumieć niepokój bratowej. W ostatnim czasie wydarzyło się dość, zresztą
obecność dwójki wampirów wcale jej nie ciążyła. Lubiła Alice i to ze wzajemnością,
jeśli zaś chodziło o jej męża… Cóż, na pewno wyglądał na kogoś, kto potrafił
podejmować decyzje niezależnie od sytuacji. Ceniła ten rodzaj charyzmy, tym
bardziej że niezmiennie kojarzył jej się z Isabeau.
Szturchnięcie
w ramię uświadomiło jej, że Renesmee wciąż była obok. Layla uśmiechnęła się
mimowolnie, uspokojona. Dopiero po chwili ruszyła za Ryanem, wciąż czujnie rozglądając
się dookoła i wypatrując czegoś, co mogłaby przyporządkować do jego
niepokojących słów. W efekcie panujący na ulicy spokój zaczął przyprawiać
ją o dreszcze, sprawiając wrażenie co najmniej nienaturalnego. Z łatwością
mogła sobie wyobrazić, że w mroku czaiło się coś, czego być nie powinno, a skoro
tak…
Nie chciała
o tym myśleć.
Nie była
pewna jak długo trwali w ciszy. Podejrzewała, że wszystko sprowadzało się
do zaledwie kilku minut, choć z jej perspektywy wydawało się ciągnąć przez
całe godziny. Szła szybkim, choć wciąż ludzkim krokiem, chcąc nie chcąc zmuszona
udawać. Kilka razy obejrzała się przez ramie, machinalnie sprawdzając, czy
bliscy Renesmee wciąż jej towarzyszyli, choć tak naprawdę robiła to przede
wszystkim po to, by upewnić się, że nikt więcej nie zamierzał spróbować zajść
ją od tyłu.
– Tutaj. –
Ryan zatrzymał się tak gwałtownie, że tylko cudem na niego nie wpadła. Spojrzenie
wbił w jeden z wielu domków jednorodzinnych, na pierwszy rzut oka nie
wyróżniający się od pozostałych niczym szczególnym. – Ja… Coś jest nie tak.
Nie dał Layli
okazji, by zastanowiła się nad znaczeniem jego słów. Zdążyła zaledwie mrugnąć
zanim Ryan ruszył się z miejsca, błyskawicznie pokonując odległość
dzielącą go od ganku. Natychmiast ruszyła za nim, po czym zaklęła pod nosem,
gdy przekonała się, że drzwi wejściowe były otwarte. Nie zauważyła tego wcześniej,
ale to, że ustąpiły, gdy tylko chłopak nacisnął klamkę, okazało się dość wymowne.
–
Czekajcie! – usłyszała za plecami spięty głos Jaspera, ale właściwie nie
zwróciła na niego uwagi.
W zamian
błyskawicznie odskoczyła, instynktownie unikając czegoś, co ze świstem
przecięło powietrze. Z wrażenia aż zatoczyła się na framugę, raz jeszcze
niespokojnie oglądając przez ramię. Nie bała się, że Jasperowi i Alice mogłoby
coś grozić, bo zranienie wampirów takich jak oni graniczyło z cudem, ale
serce i tak podeszło jej do gardła, gdy zauważyła wbity w ziemię
drewniany kołek.
A potem
usłyszała zdławiony okrzyk i dźwięk charakterystyczny dla osuwającego się
na podłogę ciała.
Niech to szlag…
Wyczuła, że
Renesmee znów spróbowała zwrócić na siebie jej uwagę, ale tym razem po prostu
bratową zignorowała. W zamian wpadła do domu, w ciemnościach próbując
wypatrzeć potencjalne zagrożenie. Kątem oka wychwyciła ruch, ale kiedy
spojrzała w tamtą stronę, zamiast wroga zauważyła klęczącego na ziemi, pośpiesznie
chwytającego oddech Ryana. Dłoń przyciskał do krwawiącej rany na barku, dopiero
po chwili decydując się zacisnąć palce do wciąż wystającego z ramienia
kołka.
– Kto…? –
zaczęła spiętym tonem Layla, w pośpiechu rozglądając się dookoła.
W mroku
widziała wystarczająco dobrze, by wychwycić szczegóły. Instynkt sam podpowiedział
jej, gdzie powinna się zwrócić, zwłaszcza że wyraźnie poczuła na sobie czyjeś
spojrzenie. Miała zaledwie ułamek sekundy, by przywołać do siebie moc,
wyciągnąć rękę i zdecydowanym ruchem odtrącić kolejny bełt, który ktoś
wycelował w jej stronę. Siła uderzenia wytrąciła kołek z toru lotu,
sprawiając, że ten z impetem uderzył w ścianę, po chwili lądując na
podłogę.
–
Wystarczy!
Nie miała
pewności do kogo należało to krótkie polecenie. Wiedziała jedynie, że nagle tuż
przed nią zmaterializowali się Jasper i Alice, jak gdyby nigdy nic stając
pomiędzy oprawcami a podatnymi na drewno nieśmiertelnymi. Layla wyraźnie
wyczuła poruszenie, kiedy coś poruszył się w mroku. Serce podeszło jej do
gardła, kiedy usłyszała dźwięk jakże charakterystyczny dla przeładowywanej
broni. Natychmiast przesunęła się bliżej, ponad ramieniem drobniutkiej Alice spoglądając
wprost w głąb korytarza, skąd nadeszła ściskająca broń, aż nazbyt znajoma
postać.
Usłyszała
jęk, ale dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że dźwięk wyrwał się z jej
gardła. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w mężczyznę, którego przecież
tak dobrze znała, zwłaszcza że ich ostatnie spotkanie nie przyniosło niczego
dobrego.
Nick Evans
na moment zamarł, w dłoniach wciąż trzymając wycelowany pistolet. Musiał
wyczuć, że na niego patrzyła, bo na krótką chwilę przeniósł wzrok wprost na
nią. Ich spojrzenia na moment się spotkały, zanim mężczyzna w pośpiechu
uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Layla wciąż na niego patrzyła, przez moment czując
się niemalże tak, jakby doznała jakiegoś paraliżu.
Gdzieś za
plecami mężczyzny rozbrzmiały kroki i to uświadomiło jej, że w domu
było więcej osób, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi. W tamtej chwili
była w stanie myśleć wyłącznie o tym, że kolejny raz wpadła akurat na
ojca Liz.
– To wy…
Ucisk w gardle
przybrał na sile, kiedy usłyszała jego głos. Brzmiał dziwnie, zdławiony i jakby
zrezygnowany, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem. Nie była
w stanie określić jakie targały nim emocje, w gruncie rzeczy świadoma
wyłącznie tego, co działo się w jej wnętrzu. Uprzytomniła sobie, że w którymś
momencie zaczęła drżeć, z trudem powstrzymując pragnienie natychmiastowej
ucieczki. Inna jej cząstka pragnęła najzwyczajniej w świecie wyminąć stojących
jej na drodze Cullenów, by móc rzucić się Nickowi do gardła, ale stanowczo
nakazała jej się zamknąć.
„To jego
się boisz?” – przypomniała sobie słowa Marco. „Już nie” – odpowiedziała mu
wtedy, ale tkwiąc za plecami dwójki osłaniających ją wampirów, z całą mocą
uprzytomniła sobie, że to nieprawda.
– Ile osób
jest w domu?
Pytanie
Jaspera wyrwało ją z zamyślenia. Zadał to pytanie w bezpośredni,
zdecydowany sposób, jak gdyby nigdy nic przechodząc do rzeczy. Nawet jeśli był
podenerwowany, nie dał niczego po sobie poznać. Co więcej stał pewnie, wciąż ją
osłaniając, a w którymś momencie przesuwając bliżej Alice, choć jego żona
nie sprawiała wrażenia kogoś, kto potrzebował dodatkowego wsparcia.
Odpowiedziała
mu cisza. Wampir drgnął, wciąż uważnie przypatrując wycelowanej w przestrzeń
broni. Nick nie wymierzył w nikogo konkretnego, ale to nie miało
znaczenia. Liczyło się, że w ogóle trzymał w dłoniach pistolet – być
może ten sam, który…
Layla wbiła
wzrok w podłogę. Przez moment niemalże słyszała huk wystrzału, słodycz
krwi i opadające na ziemie ciało.
To oraz
okrzyk Marco, który…
Prawie nie
zarejestrowała momentu, w którym Jasper bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszył
się z miejsca. Poruszał się błyskawicznie, bez wątpienia zmierzając ku ojcu
Liz, nim jednak zdążył go dosięgnąć, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Layla aż
zachłystnęła się powietrzem, kiedy poczuła ból. W oszołomieniu nie od razu
rozpoznała przeszywające pulsowanie w skroniach – to samo, które wytrąciło
ją z równowagi w wieczór, kiedy obiecała Damienowi przypilnować Liz.
Zgięła się wpół, instynktownie chwytając za głowę i przez moment będąc w ręcz
gotowa przysiąc, że niewiele brakowało, by ciśnienie rozsadziło jej czaszkę od
środka. W oszołomieniu zauważyła jedynie, że stojąca najbliżej niej Alice
też pisnęła, jednak nie była w stanie skupić się na wampirzycy na tyle, by
zauważyć cokolwiek więcej.
– Dość!
Powiedziałem: dosyć! – doszedł ją podenerwowany głos Nicka. Tyle przynajmniej
zdążyła zrozumieć, bo poszczególne słowa dochodziły do niej jakby z oddali.
Dziwne
wrażenie minęło równie nagle, co wcześniej się pojawił. Ból po prostu zniknął,
choć gdzieś w pamięci wciąż była świadoma jego echa – odległego, ale
bardzo realnego. Uprzytomniła sobie, że w którymś momencie osunęła się na
kolana, ciężko dysząc i ledwo łapiąc oddech. Na moment pociemniało jej
przed oczami, więc zamrugała nieprzytomnie, próbując pozbyć się ciemnych plam z pola
widzenia. Poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie uniosła głowę, by
w panice spojrzeć przed siebie.
Cokolwiek
się wydarzyło, zdecydowanie nie było normalne. Uprzytomniła sobie, że nie jako
jedyna klęczała, próbując otrząsnąć się po czymś, czego nie potrafiła wyjaśnić.
Kiedy z wolna opuściła dłonie, w końcu przestając przyciskać je do
skroni, zwróciła uwagę na wyczuwalny w powietrzu słodki zapach krwi. Kątem
oka spojrzała na wciąż kulącego się na podłodze Ryana, w niejakim
oszołomieniu odkrywając, że posoka płynęła nie tylko z rany na ramieniu,
ale również z uszu. To sprawiło, że sama również dla pewności otarła
twarz, odkrywając, że miała wilgotne policzki – i to bynajmniej nie
dlatego, że mogłaby płakać.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Na moment wszyscy zamarli i to łącznie z Cullenami,
choć Layla nie od razu uprzytomniła sobie, że na nich również mogłoby zadziałać
to, czego doświadczyła. Nie krwawili, ale to, że Alice z trudem podniosła
się z podłogi, mówiło samo za siebie. Jasper zamarł gdzieś między nią a Nickiem,
trzymając się na dystans i już nie próbując wytrącić mężczyźnie broni.
Ojciec Liz w końcu
opuścił pistolet, kierując lufę ku ziemi. Wyglądał przede wszystkim na
zmęczonego, a coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że Layla przez
moment była bliska tego, by zacząć mu współczuć. Może gdyby nie miała go za
potwora, uwierzyłaby, że cierpiał – cokolwiek miałoby to oznaczać.
– Nick… – odezwał
się z wahaniem jakiś mężczyzna.
Choć Layla instynktownie
pragnęła obserwować wyłącznie ojca Elizabeth, przeniosła wzrok na przybysza.
Wtedy też przekonała się, że ludzi było więcej – łącznie piątka, choć poza
Nickiem, wampirzyca była w stanie rozpoznać wyłącznie starszą kobietę,
Ninę. Babcia Liz milczała, jedynie wymownie spoglądając na syna.
– Dość. Nie
róbcie nic – powtórzył Nick. Zniecierpliwionym ruchem wyciągnął rękę ku
mężczyźnie, który wypowiedział jego imię. – Na moją odpowiedzialność.
Layla nie
była w stanie stwierdzić, co takiego miał na myśli. Zauważyła jedynie, że w odpowiedzi
na tych kilka słów obcy mężczyzna westchnął i podał ojcu Liz coś, co na
pierwszy rzut oka wyglądało jak telefon. Nick w pośpiechu wsunął urządzenie
do kieszeni marynarki, po czym na powrót zwrócił ku niej i Cullenom.
Milczał, wydając się nad czymś intensywnie myśleć; choć nic nie wskazywało na
to, by zamierzał zrobić coś głupiego, Layla i tak podświadomie wyczekiwała
momentu, w którym sprawy na powrót miały się skomplikować.
Poczuła, że
Nessie pociągnęła ją za włosy, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Była w stanie
wyobrazić sobie panikę dziewczyny, ale w tamtej chwili zdecydowanie nie
była w stanie jej odpowiedzieć. W zamian mogła myśleć wyłącznie o tym,
że w domu Cassandry z jakiegoś powodu znaleźli się łowcy – w tym
jeden, który omal nie doprowadził ją do grobu. Jakby tego było mało, ci ludzie
jakimś cudem zdołali unieruchomić wampiry, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze.
Wszystko było
nie tak. Cisza jedynie pogarszała sytuację i choć Layla miała ochotę przeniknąć
umysł wzbudzającego jej niepokój mężczyzny, ostatecznie się na to nie zdobyła.
Mogła co najwyżej wciąż klęczeć i patrzeć, w duchu modląc o to,
by Nick nie zwrócił na nią uwagi. Czuła pulsującą w żyłach moc, ale choć
tym razem nic nie blokowało jej telepatycznych zdolności, wciąż nie potrafiła
zmusić się do starcia tych ludzi z powierzchni ziemi. Była jak sparaliżowana,
a jakby tego było mało…
– Chyba mamy
problem – odezwał się cicho Nick, starannie dobierając słowa. Layla drgnęła,
gdy mężczyzna zrobił ostrożny krok naprzód, zwłaszcza że w dłoni wciąż ściskał
naładowaną broń. – Na jak bardzo szalonego wyjdę, jeśli teraz poproszę, byśmy
chwilę porozmawiali…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz