6 marca 2019

Dwieście czterdzieści pięć

Renesmee
Krążyłam niespokojnie, coraz bardziej podenerwowana. Kręciłam się przede wszystkim przy Layli, gotowa przysiąc, że jakimś cudem mogłam wyczuć jej emocje. W zasadzie to, że wampirzyca dosłownie odchodziła od zmysłów, było dla mnie równie oczywiste, co i bezradność, która towarzyszyła mi przez cały ten czas.
Podrygiwałam, chociaż i tak nikt nie był w stanie tego zobaczyć. Kamień spadł mi z serca, kiedy łowcy ustąpili na tyle, by zacząć rozmawiać z moimi bliskimi we względnie normalny sposób, ale wcale nie poczułam się dzięki temu rozluźniona. W pamięci wciąż miałam to, co wydarzyło się, gdy tylko przekroczyliśmy próg – moment, w którym oberwał Ryan i później, kiedy wszyscy jak na zawołanie wylądowali na kolanach. Do tej pory nie pojmowałam, co wtedy się wydarzyło, ale nie podobało mi się to.
Później było już tylko gorzej, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Jakby tego było mało,  najbardziej z równowagi wytrącili mnie nie zagrażający moim najbliższym ludzie, ale wzmianka o Cassandrze. W duchu stanowczo protestowałam przeciwko temu, co sugerował ojciec Liz, ale w gruncie rzeczy nie miałam podstaw, by zarzucić mu kłamstwo. Słodka bogini, przecież właśnie przed tym ostrzegał dziewczynę Rufus. Jakby tego było mało, wina przede wszystkim leżała po mojej stronie, a przynajmniej tak się czułam. To ja jej nie ochroniłam, choć każda z obietnic, które złożyłam jej i Ryanowi, sprowadzała się właśnie do tego.
Zastygłam w bezruchu, z trudem łapiąc oddech. W dłoni nerwowo ściskałam kryształ, gotowa przysiąc, że znacznie rozgrzał się, kiedy zaczęłam się denerwować. To i bijące od Layli emocje sprawiło, że przez krótką chwilę poczułam się niemalże jak wtedy, gdy straciłam nad sobą panowanie na łące, na której spędzałam większość czasu w świecie snów. Uprzytomniłam sobie, że drżę, w którymś momencie całkiem przestając zwracać uwagi na to, co działo się wokół mnie. To sprzeczne emocje wysunęły się na pierwszy plan, z kolei to…
Energicznie potrząsnęłam głową, by nad sobą zapanować. Przyszło mi to z trudem, ale coś w myśli o tym, że działo się ze mną coś niedobrego, pozwoliło mi się uspokoić. W gruncie rzeczy pamiętałam przede wszystkim przerażoną twarz Joce, kiedy patrzyła na mnie, gdy ostatnim razem miotałam się tak, jakbym postradała zmysły. W tamtej chwili wcale nie czułam się bezpieczniejsza.
Próbując trzymać nerwy na wodzy, niespokojnie powiodłam wzrokiem dookoła. W pozornie uporządkowanym salonie wyczuwałam coś, czego nie potrafiłam nazwać, choć nie dawało mi spokoju. Dopiero po chwili uprzytomniłam sobie, że wrażenie to mogło wiązać się nie tyle z jednym pokojem, co samym domem, zwłaszcza że ktoś w nim zginął. Skoro balansowałam gdzieś na granicy…
Kolejny raz uderzyło mnie to, jak wielkiego stresu na co dzień musiała doświadczać Joce. Doświadczyłam tego już wcześniej, gdy spotkałam się z Dallasem, ale w tamtej chwili rozumiałam to lepiej niż kiedykolwiek.
– Więc szukaliście jej – doszedł mnie spięty głos Nicka. – Dlaczego dopiero teraz? Ciało znaleźliśmy kilka dni temu, a skoro tak…
– To brzmi jak oskarżenie – zauważył przytomnie Jasper. Natychmiast zwróciłam się ku rozmawiającym, woląc kontrolować sytuację. Z niejaką ulgą przyjęłam to, że wujek zdecydował się podjąć rozmowę, zwłaszcza że w tamtej chwili zdecydowanie nie ręczyłam za bladą, wyraźnie roztrzęsiona Laylę. – Mieliśmy swoje problemy. Poza tym ten chłopak – skinął na Ryana – też jest pod nasz opieką.
– Otóż to. A Cassie była dość nerwowa, prawda? – wtrąciła pośpiesznie Alice. – Nikomu nie przyszło do głowy, że zrobi coś takiego.
Layla zacisnęła usta. Nerwowo wpatrywała się w swoje dłonie.
– To teraz nie ma znaczenia – zauważyła, siląc się na cierpliwość. – Lepiej powiedzcie, czego oczekujecie. Skoro jej tutaj nie ma, nie mam pojęcia, gdzie jeszcze mogła pójść, ale na pewno będziemy szukać… O ile możemy odejść.
Coś w jej słowach przyprawiło mnie o dreszcze. Wypowiedziała je z pozorną lekkością, ale aż nazbyt wyraźnie wyczułam w tym krótkim stwierdzeniu nie tylko strach, ale przede wszystkim gorycz. Wampirzyca zacisnęła powieki, ale i tak byłam gotowa przysiąc, że dotychczas błękitne oczy Layli zmieniły kolor na czerwony. Do kogo jak kogo, ale do niej taki stan zdecydowanie nie pasował.
Przez twarz Nicka przemknął cień. Zauważyłam, że nerwowym ruchem wsunął rękę do kieszeni i to skutecznie przypomniało mi, że wcześniej widziałam jak coś do niej schował – mały przedmiot, który podał mu inny łowca. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć, ale…
– Oczywiście – wtrąciła natychmiast Nina. – Cokolwiek sobie myślisz, drugi raz nie popełnimy tego samego błędu.
– Cóż za łaskawość… – mruknęła bez przekonania Layla.
Ktoś drgnął, po czym spojrzał na kobietę z niedowierzaniem. Nick również przyglądał się matce w niespokojny, trudny do określenia sposób.
– Nina…
– Wydawało mi się, że ostatnim razem wydarzyło się dość. Jak długo nie są przeciwko nam, nie widzę powodu, by ich dręczyć – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem kobieta. – Zresztą możemy sobie nawzajem pomóc. Mieliśmy… pewien problem, jeśli chodzi o znalezienie jakichkolwiek śladów w tym miejscu.
Layla poderwała głowę. Kiedy zatrzepotała powiekami, jej tęczówki przybrały w pełni naturalny, po prostu niebieski odcień, ale ja i tak wyczułam w jej spojrzeniu coś, czego nie potrafiłam nazwać. Wiedziałam jedynie, że od dawno zachowanie szwagierki nie przyprawiało mnie o dreszcze.
– Co macie na myśli?
Nawet słowem nie skomentowała krótkiej wymiany zdań, która niejako dotyczyła ich nietykalności. Nie byłam pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– W domu był mały pożar – wyjaśniła z wahaniem Nina, ostrożnie dobierając słowa. – W pokoju dziewczyny. To wyglądało, jakby chciała spalić dom, ale ogień na szczęście nie rozprzestrzenił się za daleko. Poszło trochę dymu, zresztą dlatego sąsiedzi w ogóle zorientowali się, że coś jest nie tak.
Oczy Layli rozszerzyły się, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że coś podobnego mogłoby mieć miejsce. Natychmiast poderwała się na równe nogi, poruszając zdecydowanie szybciej niż przeciętny człowiek. Zignorowała niespokojne spojrzenia, które jak na zawołanie spoczęły na niej, w zamian uważnie wodząc wzrokiem dookoła. Nie musiałam sprawdzać ani pytać, żeby wiedzieć, że węszyła.
– Chcę zobaczyć – poprosiła spiętym tonem. – Może będę w stanie dostrzec coś, co wam umknęło… Miejsce, w którym znaleźliście ciało jej matki również.
Zwracała się do Niny, choć nic nie wskazywało na to, by nagle zaczęła pałać do niej sympatią. To jedno byłam w stanie rozpoznać, zwłaszcza że znałam Laylę. Doprowadzić tę dziewczynę do stanu, w którym zaczynała okazywać niechęć, stanowiło nie lada wyzwanie.
– W porządku – oznajmiła bez chwili wahania babcia Liz, nie czekając aż ktokolwiek jeszcze spróbuje dojść do głosu. – Przejdźmy się w takim razie… Panowie, zostańcie, co? – dodała, wymownie spoglądając przede wszystkim na syna. – I spróbujcie nie pozabijać.
– Nie puszę was samych – zaoponował Nick.
Nina westchnęła, wyraźnie sfrustrowana. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale Layla nie dała jej po temu okazji.
– Niech idzie, skoro tak bardzo się obawia – powiedziała, choć przyszło jej to z wyraźnym trudem. Raz po raz z niepokojem spoglądała na mężczyznę. – Nie mam nic przeciwko.
To było jedno wielkie kłamstwo, ale nawet jeśli ktoś prócz mnie je wychwycił, nie dał niczego po sobie poznać. Layla bez pośpiechu zwróciła się w stronę pozostałych, wymownie spoglądając na Alice i Jaspera. Ta pierwsza wysiliła się na blady, uspokajający uśmiech, choć wyraźnie przyszedł jej z trudem. Wujek po prostu siedział u jej bok, czujnie obserwując wszystkich wokół.
Ryan nie odezwał się nawet słowem, gdy błękitne tęczówki mojej szwagierki spoczęły wprost na nim.
– Wszystko gra? – zapytała cicho.
Drgnął, po czym przycisnął dłonie do barku. Już nie krwawił, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że kołek, którym oberwał, nie był posrebrzany.
– Mhm…
Nie wyglądał, a tym bardziej nie brzmiał na przekonanego. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, ale to nie wydało mi się dziwne. Pomijając to, że już na samym wstępie znów oberwał, tutaj mimo wszystko chodziło o dziewczynę, którą znał. Czemu jak czemu, ale przyjaźni z Cassandrą zdecydowanie nie mógł zaprzeczyć.
Layla westchnęła, ale więcej nie drążyła tematu. Bez pośpiechu ruszyła za Niną, pozwalając, by ta wyprowadziła ją z salonu. Ruszyłam za nimi, gdy tylko zauważyłam, że Nick faktycznie zamierzał im towarzyszyć. Co prawda nikt nie był w stanie mnie zauważyć, ale i tak wolałam wyrównać szansę. W gruncie rzeczy pragnęłam już tylko przybliżyć się do siostry Gabriela i w jakikolwiek sposób dać jej do zrozumienia, że byłam obok. Ostatnim, czego chciałam, było to, żeby akurat ona czuła się źle. Ci ludzie skrzywdzili ją wystarczająco, żebym pragnęła ją chronić – i to za wszelką cenę.
Trzymałam się blisko szwagierki, w odległości wystarczającej, bym mogła obserwować Ninę i Nicka. Ten drugi przynajmniej już nie wymachiwał bronią, ale wciąż trzymał dłonie w kieszeniach i to mnie niepokoiło. Mały przedmiot, który zabrał od innego łowcy, nie dawał mi spokoju.
– Kobieta zginęła w łazience – odezwała się cicho Nina. Rozpoznałam korytarz, którym nas poprowadziła, zwłaszcza że nie tak dawno sama byłam w tym domu z Rufusem. Wciąż nie byłam w stanie wyczuć niczego konkretnego, choć w chwili, w której przystanęłam przy otwartych drzwiach łazienki, towarzyszący mi niepokój nasilił się. – Przynajmniej tu znaleźliśmy ciało i… cóż, praktycznie nie było krwi.
– Rozumiem – szepnęła w odpowiedzi Layla.
Spojrzeli na nią dziwnie, zwłaszcza że jej głos nie wyrażał żadnych konkretnych emocji. Jedynie potrząsnęłam głową, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czego tak naprawdę spodziewali się po wampirzycy? Dla większość z nas śmierć była częścią egzystencji, nieważne jak przerażające by się to nie wydawało.
Obserwowałam Laylę, kiedy bez pośpiechu podeszła bliżej, przypatrując się płytkom. Nawet jeśli faktycznie doszło w tym miejscu do mordu, nie pozostał po nim nawet ślad. Podłoga wręcz wydawała się błyszczeć, zupełnie jakby ktoś w wolnej chwili ją wypolerował. Pomieszczenie zdecydowanie wydawało się zbyt czyste i to wystarczyło, żeby mnie zaniepokoić.
Kątem oka spojrzałam na bliskich Elizabeth, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy to była ich zasługa. Jeśli tak, w ukrywaniu śladów byli niepokojąco dobrzy.
– Nie musimy martwić się policją, ale to źle wygląda. Ostatnio dzieje się tu zbyt wiele złych rzeczy, byśmy mogli tuszować je w nieskończoność – oznajmił spiętym tonem Nick. Zauważyłam, że Layla zesztywniała, kiedy znalazł się tuż za jej plecami. Mimowolnie pomyślałam o hotelu i stosie ciał; czegoś takiego nie dało się ukryć bez dobrych znajomości, a skoro tak… – Poza tym w sąsiedztwie zginęła jeszcze jedna kobieta. A w innej części miasta pastor.
Czułam się dziwnie, musząc słuchać o tym wszystkim. Oczywiście, ludzie ginęli i to właściwie na co dzień, ale szczerze wątpiłam, by łowcy zwracali uwagę na przypadkowe zgony. Skoro je łączyli, musieli mieć dość konkretne podejrzenia.
– Coś jeszcze? – zapytała cicho Layla, siląc się na cierpliwość. Jej głos brzmiał nienaturalnie spokojnie.
– Ty mi powiedz – zaproponował mężczyzna. – I tak wiecie już za dużo. A jeśli coś stanie się mojej córce…
– O tym już rozmawialiśmy – wycedziła przez zaciśnięte zęby wampirzyca.
Z trudem sama powstrzymałam się przed zrobieniem czegoś głupiego. Nawet gdybym spróbowała dać znać o swojej obecności, obawiałam się, że wszelakie ruchy z mojej strony mogłyby zostać przypisane Layli, a tego chciałam uniknąć. Przesuwające się przedmioty zbyt łatwo można było skojarzyć ze zdolnościami telepatów.
Mimo wszystko przesunęłam się bliżej, zupełnie jakby w każdej chwili mogła zareagować, gdyby zaszła taka potrzeba. Sęk w tym, że nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie niczego zrobić. Pustka w głowie mi nie pomagała, a jak tego było mało…
– Nick – upomniała syna Nina.
Mężczyzna zesztywniał, ale przynajmniej usłuchał. Z wolna wyprostował się, po czym skrzyżował ramiona na piersiach. Coś w tym geście sprawiło, że odważyłam się przesunąć jeszcze bliżej niego, po czym – zanim zastanowiłam się nad tym czy to, co robiłam, miało sens – wsunęłam dłoń do kieszeni jego marynarki. Potrzebowałam chwili, by zacisnąć drżące palce na czymś, co w pierwszej kolejności skojarzyło mi się z… breloczkiem jak te, które widywałam przy kluczykach od samochodu? W pośpiechu wycofałam się, w duchu modląc o to, bym nie upuściła znaleziska albo w żaden inny sposób nie ściągnęła na siebie uwagi. Wytłumaczenie unoszących się przedmiotów byłoby ciężkie.
Z powątpiewaniem spojrzałam na znalezisko. Tak, to wyglądało jak mały pilocik albo wyjątkowo ubogi telefon komórkowy. Mogłam tylko zgadywać, do czego służył przedmiot, który ściskałam w dłoni, ale eksperymentowanie musiało poczekać na bardziej sprzyjające warunki.
Chcąc nie chcąc zostawiłam Laylę samą, kiedy wszyscy skierowali się u pokojowi Cassandry. Zostałam sama w korytarzu, całą energie poświęcając na utrzymanie znaleziska w rękach. W duchu modliłam się o to, bym tym samym nie popełniła błędu, zwłaszcza że wciąż martwiłam się o szwagierkę. Layla była rozsądna, ale kiedy w grę wchodziły emocje – i to zwłaszcza po wszystkim, co się wydarzyło – mogło wydarzyć się dosłownie wszystko.
Westchnęłam cicho, co najmniej zaniepokojona. Gdyby jeszcze tylko w tym leżał największy problem…
Coś się działo – i to wystarczająco niepokojącego, by łowcy nawet w osłabionym składzie chcieli zareagować.
To nie mógł być przypadek.

Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Layla wróciła do salonu. Przyczaiłam się gdzieś w kącie, całkiem wprawnie udając, że nie istnieję, co w moim przypadku okazało się dziecinnie proste. W dłoniach wciąż obracałam dziwny przedmiot, przynajmniej do momentu, w którym ten omal nie wyślizgnął mi się z rąk. Dopiero wtedy w pośpiechu odłożyłam go na podłogę, wciąż licząc na to, że nikt go nie zauważy.
Byłam w stanie określić wyłącznie to, że Layla była zdenerwowana. Z uporem milczała, poza tym jednak nie dała po sobie poznać żadnych intensywniejszych emocji. Mogłam tylko zgadywać, co takiego w tamtej chwili sobie myślała, a tym bardziej czy zauważyła coś w pokoju Cassie.
– Skoro to wszystko – powiedziała cicho, ledwo tylko znalazła się w zasięgu słuchu pozostałych – to możemy iść? W tym domu nie ma niczego jeszcze.
– W zasadzie… – zaczął Nick.
Wymownie powiódł wzrokiem po salonie, jakby chcąc upewnić się, że pozostali mężczyźni, których zostawił z moimi bliskimi i Ryanem wciąż żyli. Widziałam dość, by sytuacja wydała mi się co najmniej komiczna i niepokojąca zarazem. Przez większość czasu Alice jak gdyby nigdy nic zagadywała Jaspera, swobodnie opowiadając mu o swoich planach na otwarcie klubu i rozwodząc się  nad kolorem serwetek. Łowcy w tym czasie obserwowali ją tak, jakby sądzili, że postradała zmysły. Nie miałam wątpliwości, że ciotka robiła to specjalnie, zachowując się w przesadnie wręcz lekki i niewinny sposób, ale to i tak mnie niepokoiło. To, z jakim uporem ci ludzie próbowali utożsamiać nas z potworami, było zatrważające.
– A co z nim? – zapytał ktoś, skinieniem głowy wskazując na Ryana.
Chłopak gwałtownie się wyprostował. Jego oczy zabłysły w gniewny sposób, choć przynajmniej nie zrobiły się czerwone.
– Ona jako opiekunka bardziej mi odpowiada – rzucił z irytacją, przenosząc spojrzenie na Laylę. – Wam już chyba podziękuję.
Mimowolnie spięłam się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że to wcale nie musiało być takie proste. Gdyby spróbowali odzyskać kogoś, kto niejako pozostawał ich własnym dziełem…
– Niech idą – uciął temat Nick. Zauważyłam, że uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, jakby sam nie był w stanie na chłopaka patrzeć.
– Zadziwiająco łaskawe jak na to, że wcześniej wysłaliście go jako broń – wytknęła mu Layla.
W pokoju jak na zawołanie zapanowała wymowna cisza. Sama również wyprostowałam się na swoim miejscu, co najmniej zaniepokojona słowami szwagierki. Ostatnim, czego potrzebowaliśmy, to kłótnia na krótko przed tym jak łowcy dali nam szansę na względnie pokojowe zakończenie tego spotkania.
– O czym mówisz? – zapytał w końcu Nick.
Layla potrząsnęła głową.
– Nie wiesz? – obruszyła się. Nie uwierzyła mu. – Zaatakował w domu dziewczyny, która zaginęła jakiś czas temu. Nie miał opieki, a mieszkańcy mówili o organizacji. W zasadzie to najpewniej jej ojciec dał wam znać, więc…
– Nigdy nie poleciłbym wysłania niestabilnego emocjonalnie dziecka, nawet gdybym mógł tym coś osiągnąć – oznajmił bez chwili wahania mężczyzna. Wciąż unikał na spoglądanie na któregokolwiek z obecnych w salonie, zwłaszcza Laylę i Ryana. – Myśl sobie, co tylko chcesz, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Mówiłem już, że Simon miał wolną rękę.
Sama nie była pewna dlaczego, ale byłam gotowa przysiąc, że mówił prawdę. Może to było coś w jego zachowaniu, a może tonie – nie miałam pewności, to zresztą pozostawało najmniej istotne. W gruncie rzeczy i tak nie miałam pewności, co powinnam myśleć, a bijące od Layli napięcie i to wymowne, przeciągające się coraz bardziej milczenie jedynie pogarszało sytuację.
– Chodźmy w końcu.
Dopiero te słowa Layli uprzytomniły mi, że wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na jej reakcję. Poczułam się tak, jakby uszło ze mnie całe napięcie, zwłaszcza że w odpowiedzi na słowa dziewczyny wszystko potoczyło się bardzo szybko. Alice natychmiast poderwała się na równe nogi, jak gdyby nigdy nic obdarowując zebranych uroczym uśmiechem.
– Do widzenia – rzuciła na odchodne, wciąż niepokojąco wręcz uprzejma. Mimo wszystko każde z nas doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że ponowne spotkanie było ostatnim, czego którekolwiek z nas pragnęło – i to niezależnie od strony, po której staliśmy.
Wciąż byłam spięta, kiedy moi bliscy ruszyli ku drzwiom. Ryan wymknął się z pokoju jako pierwszy, jakby w obawie przed tym, że ktoś jednak zmieni zdanie i znów spróbuje go postrzelić. Poniekąd podzielałam te obawy, dlatego pozostałam na swoim miejscu, czujnie obserwując łowców aż do momentu, w którym wszyscy moi bliscy znaleźli się bezpiecznie poza ich zasięgiem. Dopiero wtedy przymusiłam się do tego, by zacisnąć palce z powrotem na tym dziwnym urządzeniu, zanim poderwałam się na równe nogi i ruszyłam za resztą. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że Nick wyglądał na chętnego, by o coś zapytać, ale ostatecznie tego nie zrobił.
Oddychając szybko i płytko, wypadłam na podjazd. Myślałam o tych ludziach, zwłaszcza ojcu i babce Liz, ale mimo usilnych starań nie potrafiłam im współczuć. Słodka bogini, martwili się o Liz, oczywiście, ale… to niczego nie zmieniało.
W hotelu wydarzyło się coś, o czym żadne z nas nie miało być w stanie zapomnieć.
– Nessie?
Drżący głos Layli wyrwał mnie z zamyślenia. Pośpiesznie dogoniłam towarzystwo, by szturchnięciem dać wampirzycy znać, że nadal znajdowałam się gdzieś obok. Wyraźnie rozluźniła się, gdy tylko nabrała pewności, że w ogólnym zamieszaniu nie oddzieliłam się od reszty. Natychmiast wykorzystałam okazję, by wcisnąć jej w dłonie moje znalezisko, zwłaszcza że wciąż nie ufałam sobie na tyle, by targać je aż do domu, ryzykując przy tym, że w którymś momencie stracę kontakt nad rzeczywistością.
Layla na moment zamarła, z niedowierzaniem spoglądając na przedmiot. Jej brwi jak na zawołanie powędrowały ku górze.
– Co właściwie…? – Spojrzała w miejsce, w którym stałam. Co prawda nadal nie patrzyła na mnie na tyle świadomie jak w sytuacji, w której by mnie dostrzegła, ale nie chciałam o tym myśleć. – Uwielbiam cię – oznajmiła i te dwa słowa wystarczyły, bym wysiliła się na uśmiech.
– Nie wiem o co chodzi, ale w tej chwili wracajmy do domu – wtrącił cicho Jasper, z powątpiewaniem spoglądając na wampirzycę. Coś w targających nią emocjach wyraźnie go zaniepokoiło. – Mam serdeczne dość wrażeń jak na jeden dzień, a teraz mamy jeszcze do pogadania z resztą.
Skinęłam głową, choć nie mogli tego zobaczyć. Jedno było pewne – jak na kilka godzin wydarzyło się zdecydowanie zbyt wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa