
Renesmee
Krążyłam niespokojnie, coraz
bardziej podenerwowana. Kręciłam się przede wszystkim przy Layli, gotowa
przysiąc, że jakimś cudem mogłam wyczuć jej emocje. W zasadzie to, że
wampirzyca dosłownie odchodziła od zmysłów, było dla mnie równie oczywiste, co i bezradność,
która towarzyszyła mi przez cały ten czas.
Podrygiwałam,
chociaż i tak nikt nie był w stanie tego zobaczyć. Kamień spadł mi z serca,
kiedy łowcy ustąpili na tyle, by zacząć rozmawiać z moimi bliskimi we
względnie normalny sposób, ale wcale nie poczułam się dzięki temu rozluźniona. W pamięci
wciąż miałam to, co wydarzyło się, gdy tylko przekroczyliśmy próg – moment, w którym
oberwał Ryan i później, kiedy wszyscy jak na zawołanie wylądowali na kolanach.
Do tej pory nie pojmowałam, co wtedy się wydarzyło, ale nie podobało mi się to.
Później
było już tylko gorzej, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Jakby
tego było mało, najbardziej z równowagi
wytrącili mnie nie zagrażający moim najbliższym ludzie, ale wzmianka o Cassandrze.
W duchu stanowczo protestowałam przeciwko temu, co sugerował ojciec Liz,
ale w gruncie rzeczy nie miałam podstaw, by zarzucić mu kłamstwo. Słodka
bogini, przecież właśnie przed tym ostrzegał dziewczynę Rufus. Jakby tego było
mało, wina przede wszystkim leżała po mojej stronie, a przynajmniej tak
się czułam. To ja jej nie ochroniłam, choć każda z obietnic, które złożyłam
jej i Ryanowi, sprowadzała się właśnie do tego.
Zastygłam w bezruchu,
z trudem łapiąc oddech. W dłoni nerwowo ściskałam kryształ, gotowa
przysiąc, że znacznie rozgrzał się, kiedy zaczęłam się denerwować. To i bijące
od Layli emocje sprawiło, że przez krótką chwilę poczułam się niemalże jak
wtedy, gdy straciłam nad sobą panowanie na łące, na której spędzałam większość czasu
w świecie snów. Uprzytomniłam sobie, że drżę, w którymś momencie
całkiem przestając zwracać uwagi na to, co działo się wokół mnie. To sprzeczne
emocje wysunęły się na pierwszy plan, z kolei to…
Energicznie
potrząsnęłam głową, by nad sobą zapanować. Przyszło mi to z trudem, ale
coś w myśli o tym, że działo się ze mną coś niedobrego, pozwoliło mi
się uspokoić. W gruncie rzeczy pamiętałam przede wszystkim przerażoną
twarz Joce, kiedy patrzyła na mnie, gdy ostatnim razem miotałam się tak, jakbym
postradała zmysły. W tamtej chwili wcale nie czułam się bezpieczniejsza.
Próbując
trzymać nerwy na wodzy, niespokojnie powiodłam wzrokiem dookoła. W pozornie
uporządkowanym salonie wyczuwałam coś, czego nie potrafiłam nazwać, choć nie
dawało mi spokoju. Dopiero po chwili uprzytomniłam sobie, że wrażenie to mogło
wiązać się nie tyle z jednym pokojem, co samym domem, zwłaszcza że ktoś w nim
zginął. Skoro balansowałam gdzieś na granicy…
Kolejny raz
uderzyło mnie to, jak wielkiego stresu na co dzień musiała doświadczać Joce. Doświadczyłam
tego już wcześniej, gdy spotkałam się z Dallasem, ale w tamtej chwili
rozumiałam to lepiej niż kiedykolwiek.
– Więc
szukaliście jej – doszedł mnie spięty głos Nicka. – Dlaczego dopiero teraz?
Ciało znaleźliśmy kilka dni temu, a skoro tak…
– To brzmi
jak oskarżenie – zauważył przytomnie Jasper. Natychmiast zwróciłam się ku rozmawiającym,
woląc kontrolować sytuację. Z niejaką ulgą przyjęłam to, że wujek
zdecydował się podjąć rozmowę, zwłaszcza że w tamtej chwili zdecydowanie
nie ręczyłam za bladą, wyraźnie roztrzęsiona Laylę. – Mieliśmy swoje problemy.
Poza tym ten chłopak – skinął na Ryana – też jest pod nasz opieką.
– Otóż to. A Cassie
była dość nerwowa, prawda? – wtrąciła pośpiesznie Alice. – Nikomu nie przyszło
do głowy, że zrobi coś takiego.
Layla
zacisnęła usta. Nerwowo wpatrywała się w swoje dłonie.
– To teraz
nie ma znaczenia – zauważyła, siląc się na cierpliwość. – Lepiej powiedzcie,
czego oczekujecie. Skoro jej tutaj nie ma, nie mam pojęcia, gdzie jeszcze mogła
pójść, ale na pewno będziemy szukać… O ile możemy odejść.
Coś w jej
słowach przyprawiło mnie o dreszcze. Wypowiedziała je z pozorną
lekkością, ale aż nazbyt wyraźnie wyczułam w tym krótkim stwierdzeniu nie
tylko strach, ale przede wszystkim gorycz. Wampirzyca zacisnęła powieki, ale i tak
byłam gotowa przysiąc, że dotychczas błękitne oczy Layli zmieniły kolor na czerwony.
Do kogo jak kogo, ale do niej taki stan zdecydowanie nie pasował.
Przez twarz
Nicka przemknął cień. Zauważyłam, że nerwowym ruchem wsunął rękę do kieszeni i to
skutecznie przypomniało mi, że wcześniej widziałam jak coś do niej schował –
mały przedmiot, który podał mu inny łowca. Nie miałam pojęcia, co o tym
myśleć, ale…
–
Oczywiście – wtrąciła natychmiast Nina. – Cokolwiek sobie myślisz, drugi raz
nie popełnimy tego samego błędu.
– Cóż za łaskawość…
– mruknęła bez przekonania Layla.
Ktoś drgnął,
po czym spojrzał na kobietę z niedowierzaniem. Nick również przyglądał się
matce w niespokojny, trudny do określenia sposób.
– Nina…
– Wydawało
mi się, że ostatnim razem wydarzyło się dość. Jak długo nie są przeciwko nam,
nie widzę powodu, by ich dręczyć – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem
kobieta. – Zresztą możemy sobie nawzajem pomóc. Mieliśmy… pewien problem, jeśli
chodzi o znalezienie jakichkolwiek śladów w tym miejscu.
Layla
poderwała głowę. Kiedy zatrzepotała powiekami, jej tęczówki przybrały w pełni
naturalny, po prostu niebieski odcień, ale ja i tak wyczułam w jej
spojrzeniu coś, czego nie potrafiłam nazwać. Wiedziałam jedynie, że od dawno
zachowanie szwagierki nie przyprawiało mnie o dreszcze.
– Co macie
na myśli?
Nawet
słowem nie skomentowała krótkiej wymiany zdań, która niejako dotyczyła ich
nietykalności. Nie byłam pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– W domu
był mały pożar – wyjaśniła z wahaniem Nina, ostrożnie dobierając słowa. – W pokoju
dziewczyny. To wyglądało, jakby chciała spalić dom, ale ogień na szczęście nie
rozprzestrzenił się za daleko. Poszło trochę dymu, zresztą dlatego sąsiedzi w ogóle
zorientowali się, że coś jest nie tak.
Oczy Layli
rozszerzyły się, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że coś podobnego
mogłoby mieć miejsce. Natychmiast poderwała się na równe nogi, poruszając
zdecydowanie szybciej niż przeciętny człowiek. Zignorowała niespokojne
spojrzenia, które jak na zawołanie spoczęły na niej, w zamian uważnie wodząc
wzrokiem dookoła. Nie musiałam sprawdzać ani pytać, żeby wiedzieć, że węszyła.
– Chcę
zobaczyć – poprosiła spiętym tonem. – Może będę w stanie dostrzec coś, co
wam umknęło… Miejsce, w którym znaleźliście ciało jej matki również.
Zwracała
się do Niny, choć nic nie wskazywało na to, by nagle zaczęła pałać do niej sympatią.
To jedno byłam w stanie rozpoznać, zwłaszcza że znałam Laylę. Doprowadzić tę
dziewczynę do stanu, w którym zaczynała okazywać niechęć, stanowiło nie
lada wyzwanie.
– W porządku
– oznajmiła bez chwili wahania babcia Liz, nie czekając aż ktokolwiek jeszcze
spróbuje dojść do głosu. – Przejdźmy się w takim razie… Panowie,
zostańcie, co? – dodała, wymownie spoglądając przede wszystkim na syna. – I spróbujcie
nie pozabijać.
– Nie puszę
was samych – zaoponował Nick.
Nina
westchnęła, wyraźnie sfrustrowana. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale
Layla nie dała jej po temu okazji.
– Niech
idzie, skoro tak bardzo się obawia – powiedziała, choć przyszło jej to z wyraźnym
trudem. Raz po raz z niepokojem spoglądała na mężczyznę. – Nie mam nic
przeciwko.
To było jedno
wielkie kłamstwo, ale nawet jeśli ktoś prócz mnie je wychwycił, nie dał niczego
po sobie poznać. Layla bez pośpiechu zwróciła się w stronę pozostałych,
wymownie spoglądając na Alice i Jaspera. Ta pierwsza wysiliła się na
blady, uspokajający uśmiech, choć wyraźnie przyszedł jej z trudem. Wujek
po prostu siedział u jej bok, czujnie obserwując wszystkich wokół.
Ryan nie
odezwał się nawet słowem, gdy błękitne tęczówki mojej szwagierki spoczęły
wprost na nim.
– Wszystko
gra? – zapytała cicho.
Drgnął, po
czym przycisnął dłonie do barku. Już nie krwawił, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu,
że kołek, którym oberwał, nie był posrebrzany.
– Mhm…
Nie
wyglądał, a tym bardziej nie brzmiał na przekonanego. Myślami wydawał się
być gdzieś daleko, ale to nie wydało mi się dziwne. Pomijając to, że już na samym
wstępie znów oberwał, tutaj mimo wszystko chodziło o dziewczynę, którą
znał. Czemu jak czemu, ale przyjaźni z Cassandrą zdecydowanie nie mógł
zaprzeczyć.
Layla
westchnęła, ale więcej nie drążyła tematu. Bez pośpiechu ruszyła za Niną,
pozwalając, by ta wyprowadziła ją z salonu. Ruszyłam za nimi, gdy tylko
zauważyłam, że Nick faktycznie zamierzał im towarzyszyć. Co prawda nikt nie był
w stanie mnie zauważyć, ale i tak wolałam wyrównać szansę. W gruncie
rzeczy pragnęłam już tylko przybliżyć się do siostry Gabriela i w jakikolwiek
sposób dać jej do zrozumienia, że byłam obok. Ostatnim, czego chciałam, było
to, żeby akurat ona czuła się źle. Ci ludzie skrzywdzili ją wystarczająco,
żebym pragnęła ją chronić – i to za wszelką cenę.
Trzymałam
się blisko szwagierki, w odległości wystarczającej, bym mogła obserwować
Ninę i Nicka. Ten drugi przynajmniej już nie wymachiwał bronią, ale wciąż
trzymał dłonie w kieszeniach i to mnie niepokoiło. Mały przedmiot,
który zabrał od innego łowcy, nie dawał mi spokoju.
– Kobieta
zginęła w łazience – odezwała się cicho Nina. Rozpoznałam korytarz, którym
nas poprowadziła, zwłaszcza że nie tak dawno sama byłam w tym domu z Rufusem.
Wciąż nie byłam w stanie wyczuć niczego konkretnego, choć w chwili, w której
przystanęłam przy otwartych drzwiach łazienki, towarzyszący mi niepokój nasilił
się. – Przynajmniej tu znaleźliśmy ciało i… cóż, praktycznie nie było krwi.
– Rozumiem –
szepnęła w odpowiedzi Layla.
Spojrzeli
na nią dziwnie, zwłaszcza że jej głos nie wyrażał żadnych konkretnych emocji.
Jedynie potrząsnęłam głową, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czego tak
naprawdę spodziewali się po wampirzycy? Dla większość z nas śmierć była
częścią egzystencji, nieważne jak przerażające by się to nie wydawało.
Obserwowałam
Laylę, kiedy bez pośpiechu podeszła bliżej, przypatrując się płytkom. Nawet jeśli
faktycznie doszło w tym miejscu do mordu, nie pozostał po nim nawet ślad.
Podłoga wręcz wydawała się błyszczeć, zupełnie jakby ktoś w wolnej chwili
ją wypolerował. Pomieszczenie zdecydowanie wydawało się zbyt czyste i to
wystarczyło, żeby mnie zaniepokoić.
Kątem oka
spojrzałam na bliskich Elizabeth, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy to była
ich zasługa. Jeśli tak, w ukrywaniu śladów byli niepokojąco dobrzy.
– Nie
musimy martwić się policją, ale to źle wygląda. Ostatnio dzieje się tu zbyt wiele
złych rzeczy, byśmy mogli tuszować je w nieskończoność – oznajmił spiętym tonem
Nick. Zauważyłam, że Layla zesztywniała, kiedy znalazł się tuż za jej plecami.
Mimowolnie pomyślałam o hotelu i stosie ciał; czegoś takiego nie dało
się ukryć bez dobrych znajomości, a skoro tak… – Poza tym w sąsiedztwie
zginęła jeszcze jedna kobieta. A w innej części miasta pastor.
Czułam się
dziwnie, musząc słuchać o tym wszystkim. Oczywiście, ludzie ginęli i to
właściwie na co dzień, ale szczerze wątpiłam, by łowcy zwracali uwagę na przypadkowe
zgony. Skoro je łączyli, musieli mieć dość konkretne podejrzenia.
– Coś
jeszcze? – zapytała cicho Layla, siląc się na cierpliwość. Jej głos brzmiał
nienaturalnie spokojnie.
– Ty mi
powiedz – zaproponował mężczyzna. – I tak wiecie już za dużo. A jeśli
coś stanie się mojej córce…
– O tym
już rozmawialiśmy – wycedziła przez zaciśnięte zęby wampirzyca.
Z trudem
sama powstrzymałam się przed zrobieniem czegoś głupiego. Nawet gdybym spróbowała
dać znać o swojej obecności, obawiałam się, że wszelakie ruchy z mojej
strony mogłyby zostać przypisane Layli, a tego chciałam uniknąć.
Przesuwające się przedmioty zbyt łatwo można było skojarzyć ze zdolnościami
telepatów.
Mimo
wszystko przesunęłam się bliżej, zupełnie jakby w każdej chwili mogła
zareagować, gdyby zaszła taka potrzeba. Sęk w tym, że nawet gdybym
chciała, nie byłabym w stanie niczego zrobić. Pustka w głowie mi nie
pomagała, a jak tego było mało…
– Nick –
upomniała syna Nina.
Mężczyzna
zesztywniał, ale przynajmniej usłuchał. Z wolna wyprostował się, po czym
skrzyżował ramiona na piersiach. Coś w tym geście sprawiło, że odważyłam
się przesunąć jeszcze bliżej niego, po czym – zanim zastanowiłam się nad tym
czy to, co robiłam, miało sens – wsunęłam dłoń do kieszeni jego marynarki. Potrzebowałam
chwili, by zacisnąć drżące palce na czymś, co w pierwszej kolejności
skojarzyło mi się z… breloczkiem jak te, które widywałam przy kluczykach od
samochodu? W pośpiechu wycofałam się, w duchu modląc o to, bym nie
upuściła znaleziska albo w żaden inny sposób nie ściągnęła na siebie
uwagi. Wytłumaczenie unoszących się przedmiotów byłoby ciężkie.
Z powątpiewaniem
spojrzałam na znalezisko. Tak, to wyglądało jak mały pilocik albo wyjątkowo ubogi
telefon komórkowy. Mogłam tylko zgadywać, do czego służył przedmiot, który
ściskałam w dłoni, ale eksperymentowanie musiało poczekać na bardziej
sprzyjające warunki.
Chcąc nie
chcąc zostawiłam Laylę samą, kiedy wszyscy skierowali się u pokojowi
Cassandry. Zostałam sama w korytarzu, całą energie poświęcając na utrzymanie
znaleziska w rękach. W duchu modliłam się o to, bym tym samym nie
popełniła błędu, zwłaszcza że wciąż martwiłam się o szwagierkę. Layla była
rozsądna, ale kiedy w grę wchodziły emocje – i to zwłaszcza po
wszystkim, co się wydarzyło – mogło wydarzyć się dosłownie wszystko.
Westchnęłam
cicho, co najmniej zaniepokojona. Gdyby jeszcze tylko w tym leżał
największy problem…
Coś się
działo – i to wystarczająco niepokojącego, by łowcy nawet w osłabionym
składzie chcieli zareagować.
To nie mógł
być przypadek.
Miałam wrażenie, że minęła
cała wieczność, zanim Layla wróciła do salonu. Przyczaiłam się gdzieś w kącie,
całkiem wprawnie udając, że nie istnieję, co w moim przypadku okazało się
dziecinnie proste. W dłoniach wciąż obracałam dziwny przedmiot, przynajmniej
do momentu, w którym ten omal nie wyślizgnął mi się z rąk. Dopiero wtedy
w pośpiechu odłożyłam go na podłogę, wciąż licząc na to, że nikt go nie zauważy.
Byłam w stanie
określić wyłącznie to, że Layla była zdenerwowana. Z uporem milczała, poza
tym jednak nie dała po sobie poznać żadnych intensywniejszych emocji. Mogłam
tylko zgadywać, co takiego w tamtej chwili sobie myślała, a tym
bardziej czy zauważyła coś w pokoju Cassie.
– Skoro to
wszystko – powiedziała cicho, ledwo tylko znalazła się w zasięgu słuchu
pozostałych – to możemy iść? W tym domu nie ma niczego jeszcze.
– W zasadzie…
– zaczął Nick.
Wymownie
powiódł wzrokiem po salonie, jakby chcąc upewnić się, że pozostali mężczyźni,
których zostawił z moimi bliskimi i Ryanem wciąż żyli. Widziałam
dość, by sytuacja wydała mi się co najmniej komiczna i niepokojąca
zarazem. Przez większość czasu Alice jak gdyby nigdy nic zagadywała Jaspera,
swobodnie opowiadając mu o swoich planach na otwarcie klubu i rozwodząc
się nad kolorem serwetek. Łowcy w tym
czasie obserwowali ją tak, jakby sądzili, że postradała zmysły. Nie miałam wątpliwości,
że ciotka robiła to specjalnie, zachowując się w przesadnie wręcz lekki i niewinny
sposób, ale to i tak mnie niepokoiło. To, z jakim uporem ci ludzie
próbowali utożsamiać nas z potworami, było zatrważające.
– A co
z nim? – zapytał ktoś, skinieniem głowy wskazując na Ryana.
Chłopak
gwałtownie się wyprostował. Jego oczy zabłysły w gniewny sposób, choć
przynajmniej nie zrobiły się czerwone.
– Ona jako
opiekunka bardziej mi odpowiada – rzucił z irytacją, przenosząc spojrzenie
na Laylę. – Wam już chyba podziękuję.
Mimowolnie
spięłam się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że to wcale nie musiało być takie
proste. Gdyby spróbowali odzyskać kogoś, kto niejako pozostawał ich własnym
dziełem…
– Niech idą
– uciął temat Nick. Zauważyłam, że uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, jakby
sam nie był w stanie na chłopaka patrzeć.
–
Zadziwiająco łaskawe jak na to, że wcześniej wysłaliście go jako broń – wytknęła
mu Layla.
W pokoju
jak na zawołanie zapanowała wymowna cisza. Sama również wyprostowałam się na
swoim miejscu, co najmniej zaniepokojona słowami szwagierki. Ostatnim, czego
potrzebowaliśmy, to kłótnia na krótko przed tym jak łowcy dali nam szansę na względnie
pokojowe zakończenie tego spotkania.
– O czym
mówisz? – zapytał w końcu Nick.
Layla potrząsnęła
głową.
– Nie
wiesz? – obruszyła się. Nie uwierzyła mu. – Zaatakował w domu dziewczyny,
która zaginęła jakiś czas temu. Nie miał opieki, a mieszkańcy mówili o organizacji.
W zasadzie to najpewniej jej ojciec dał wam znać, więc…
– Nigdy nie
poleciłbym wysłania niestabilnego emocjonalnie dziecka, nawet gdybym mógł tym coś
osiągnąć – oznajmił bez chwili wahania mężczyzna. Wciąż unikał na spoglądanie
na któregokolwiek z obecnych w salonie, zwłaszcza Laylę i Ryana.
– Myśl sobie, co tylko chcesz, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Mówiłem
już, że Simon miał wolną rękę.
Sama nie
była pewna dlaczego, ale byłam gotowa przysiąc, że mówił prawdę. Może to było
coś w jego zachowaniu, a może tonie – nie miałam pewności, to zresztą
pozostawało najmniej istotne. W gruncie rzeczy i tak nie miałam pewności,
co powinnam myśleć, a bijące od Layli napięcie i to wymowne, przeciągające
się coraz bardziej milczenie jedynie pogarszało sytuację.
– Chodźmy w końcu.
Dopiero te
słowa Layli uprzytomniły mi, że wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na jej
reakcję. Poczułam się tak, jakby uszło ze mnie całe napięcie, zwłaszcza że w odpowiedzi
na słowa dziewczyny wszystko potoczyło się bardzo szybko. Alice natychmiast
poderwała się na równe nogi, jak gdyby nigdy nic obdarowując zebranych uroczym
uśmiechem.
– Do
widzenia – rzuciła na odchodne, wciąż niepokojąco wręcz uprzejma. Mimo wszystko
każde z nas doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że ponowne
spotkanie było ostatnim, czego którekolwiek z nas pragnęło – i to
niezależnie od strony, po której staliśmy.
Wciąż byłam
spięta, kiedy moi bliscy ruszyli ku drzwiom. Ryan wymknął się z pokoju
jako pierwszy, jakby w obawie przed tym, że ktoś jednak zmieni zdanie i znów
spróbuje go postrzelić. Poniekąd podzielałam te obawy, dlatego pozostałam na
swoim miejscu, czujnie obserwując łowców aż do momentu, w którym wszyscy
moi bliscy znaleźli się bezpiecznie poza ich zasięgiem. Dopiero wtedy przymusiłam
się do tego, by zacisnąć palce z powrotem na tym dziwnym urządzeniu, zanim
poderwałam się na równe nogi i ruszyłam za resztą. W pewnym momencie miałam
nawet wrażenie, że Nick wyglądał na chętnego, by o coś zapytać, ale ostatecznie
tego nie zrobił.
Oddychając
szybko i płytko, wypadłam na podjazd. Myślałam o tych ludziach,
zwłaszcza ojcu i babce Liz, ale mimo usilnych starań nie potrafiłam im współczuć.
Słodka bogini, martwili się o Liz, oczywiście, ale… to niczego nie
zmieniało.
W hotelu
wydarzyło się coś, o czym żadne z nas nie miało być w stanie
zapomnieć.
– Nessie?
Drżący głos
Layli wyrwał mnie z zamyślenia. Pośpiesznie dogoniłam towarzystwo, by
szturchnięciem dać wampirzycy znać, że nadal znajdowałam się gdzieś obok.
Wyraźnie rozluźniła się, gdy tylko nabrała pewności, że w ogólnym
zamieszaniu nie oddzieliłam się od reszty. Natychmiast wykorzystałam okazję, by
wcisnąć jej w dłonie moje znalezisko, zwłaszcza że wciąż nie ufałam sobie
na tyle, by targać je aż do domu, ryzykując przy tym, że w którymś momencie
stracę kontakt nad rzeczywistością.
Layla na
moment zamarła, z niedowierzaniem spoglądając na przedmiot. Jej brwi jak
na zawołanie powędrowały ku górze.
– Co
właściwie…? – Spojrzała w miejsce, w którym stałam. Co prawda nadal
nie patrzyła na mnie na tyle świadomie jak w sytuacji, w której by
mnie dostrzegła, ale nie chciałam o tym myśleć. – Uwielbiam cię –
oznajmiła i te dwa słowa wystarczyły, bym wysiliła się na uśmiech.
– Nie wiem o co
chodzi, ale w tej chwili wracajmy do domu – wtrącił cicho Jasper, z powątpiewaniem
spoglądając na wampirzycę. Coś w targających nią emocjach wyraźnie go zaniepokoiło.
– Mam serdeczne dość wrażeń jak na jeden dzień, a teraz mamy jeszcze do
pogadania z resztą.
Skinęłam
głową, choć nie mogli tego zobaczyć. Jedno było pewne – jak na kilka godzin
wydarzyło się zdecydowanie zbyt wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz