8 lutego 2019

Dwieście dwadzieścia siedem

Alessia
Przebudzenia były dwa.
Za pierwszym razem ocknęła się gwałtownie, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie mętliku w głowie. Czuła się dziwnie pobudzona, choć zarazem zebranie myśli okazało się wyzwaniem, które najzwyczajniej w świecie ją przerosło. Tkwiła w bezruchu, skupiona przede wszystkim na chwytaniu oddechu, póki nie dotarło do niej, że zbyt gwałtowne nabieranie powietrza nie było dobrym pomysłem. Nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej skutecznie przypomniało jej o wszystkim – od ceremonii, przez czas spędzony w tym ciemnym, niepokojącym miejscu i Charona, który…
Tym razem ból okazał się jeszcze trudniejszy do wytrzymania, gdy bardziej gwałtownie zassała powietrze. Wyrwał jej się zdławiony jęk, tak słaby, że równie dobrze mogła go sobie wyobrazić. Natychmiast spróbowała poderwać się do pionu, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa, nagle wydając się ważyć tonę.
– Ali, cii… – doszedł ją znajomy głos. Wyczuła ruch, a chwilę później ktoś nachylił się nad nią, choć nie była w stanie skupić się na tyle, by rozpoznać, kto przy niej siedział. – Jest w porządku. Nie ruszaj się.
Chciała zaprotestować, wciąż wytrącona z równowagi. Skrzywiła się, kiedy czyjeś dłonie zacisnęły się na jej nadgarstkach, ale mimo wszystko nie próbowała wyrywać rąk. Dotyk był przyjemnie ciepły i delikatny, co skutecznie wybiło jej z głowy myśl, że mogłaby mieć do czynienia z kimś, kto próbował ją skrzywdził. Podświadomie czuła, że była bezpieczna, ale… coś mimo wszystko było nie tak.
Jakby tego było mało, z opóźnieniem dotarło do niej, że dotykał ją ktoś jeszcze. Zesztywniała, gdy poczuła nacisk cudzych palców na brzuchu. Już nie czuła bólu – nie tak wyraźnie jak w chwili, w której Charon przesuwał nożem po jej skórze – ale i tak momentalnie spróbowała się odsunąć. Co prawda chciała podporządkować się do słów osoby, która kazała jej pozostać w bezruchu, ale to okazało się trudne, zwłaszcza gdy do głosu doszła panika. Już niczego nie była pewna, a wymykające się spod kontroli emocje jedynie pogarszały sytuację.
– Ali, proszę – odezwał się ponownie zatroskany głos. Tym razem udało jej się go rozpoznać. – Wytrzymaj chwilę. Ranę trzeba przemyć.
Z trudem była w stanie skupić się na poszczególnych słowach. Rozumiała je, tak jak i była w stanie pojąc kolejność poszczególnych słów, ale i tak potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć sens. Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy znów poczuła nacisk na brzuchu – to i chłód, który dopiero po chwili utożsamiła z wilgocią. Znów jęknęła, tym razem w odpowiedzi na nieprzyjemne pieczenie, początkowo niezdolna znaleźć sensu w tym, co się działo. Chociaż czuła, że przemawiająca do niej osoba chciała pomóc, nie pojmowała, dlaczego w takim razie pozwalała na to, by ktokolwiek ją krzywdził.
Nie, to nie tak… Wzmianka o ranie niejako tłumaczyła wszystko, przynajmniej teoretycznie. Jakaś jej cząstka rozumiała, że cięcia trzeba było przemyć i to bynajmniej nie samą wodą, ale Alessia i tak nie była w stanie się dzięki temu uspokoić. Nie, skoro wszystko w niej aż krzyczało, że coś nie było nie tak.
Umykało jej coś istotnego. Poza tym wydarzyło się dość, by…
Ariel.
Znalazła w sobie dość siły, by jednak się podnieść – tylko nieznacznie, ale to wystarczyło. Instynktownie spróbowała odepchnąć od siebie ręce, które jak na zawołanie owinęły się wokół niej, próbując ją unieruchomić. Usłyszała, że ktoś westchnął, ale nie zwróciła na to większej uwagi, bardziej zaniepokojona zdecydowanym uściskiem, kiedy ktoś spróbował ułożyć ją z powrotem na materacu. Szarpnęła się, a przynajmniej taki miała zamiar, bo ostatecznie bezradnie osunęła się w objęciach podtrzymującej ją osoby.
– Spróbuj ją uspokoić – rzucił spiętym tonem kolejny głos i ten również wydał jej się znajomy. Prawie, bo nie przypominała sobie, by kiedykolwiek brzmiał tak łagodnie. – Nie pomogę, jeśli zacznie ze mną walczyć.
Ciepłe ramiona bardziej stanowczo owinęły się wokół niej. Kiedy poderwała głowę, napotkała spojrzenie pary lśniących, przypominających zamarzającą wodę oczu. Teraz nie miała już wątpliwości kto ją trzymał, delikatnie tuląc do siebie i miarowo kołysząc, co najmniej jakby była małym dzieckiem.
– Beau… – wyrwało jej się.
– Jestem tutaj – oznajmiła bez chwili wahania wampirzyca. Jej głos brzmiał dziwnie, choć Alessia nie była pewna dlaczego. Do Isabeau zdecydowanie nie pasowało to, że mogłaby płakać. – A ty jesteś bezpieczna. Rufus zaraz skończy, ale…
– Skończę – wtrącił sam zainteresowany, nagle materializując się na tyle blisko, by była w stanie go dostrzec – jeśli w końcu mi na to pozwolisz. Znów krwawisz, a to niedobrze. Próbuję zaoszczędzić ci szwów, ale jeśli tak dalej pójdzie… – Urwał, a może to po prostu jej uciekł dalszy ciąg jego wypowiedzi. – Uwielbiacie z Nessie dostarczać mi rozrywki, prawda?
Nawet nie próbowała mu odpowiadać. Bez słowa wtuliła się w Isabeau, w tamtej chwili skupiona wyłącznie na bliskości ciotki. Choć wciąż  z trudem pojmowała to, co działo się wokół niej, coraz więcej bodźców zaczynało do niej docierać. Już rozpoznawała głosy, wyraźniej niż wcześniej czując, że żaden z jej opiekunów nie próbował jej skrzywdzić, a to samo w sobie o czymś świadczyło. Co prawda i tak wyrwał jej się zdławiony jęk, kiedy Rufus na powrót skupił się na jej brzuchu, ale tym razem zmusiła się do pozostania w bezruchu. Jedynie wzdrygnęła się, tym samym sprawiając, że Beau bardziej stanowczo przygarnęła ją do siebie.
Uderzyło ją to, że wampirzyca milczała, tak po prostu podporządkowując się temu, co polecił jej Rufus. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem widziała tę dwójkę w sytuacji, w której próbowaliby współpracować. W normalnym wypadku jak nic rzuciliby się sobie do gardeł, ale tym razem w pokoju panowała przede wszystkim cisza. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Alessia… – westchnęła Isabeau, niemalże z czułością odgarniając jej włosy z twarzy. Wierzchem dłoni musnęła policzek dziewczyny. – Już dobrze, księżniczko. Wszystko dobrze…
Powtarzała to raz po raz, głosem na tyle kojącym, by Alessi udało się rozluźnić. Mimo wszystko miała wrażenie, że Beau próbowała przekonać przede wszystkim samą siebie, wciąż dziwnie spięta i wyraźnie podenerwowana. Jej głos nadal brzmiał dziwnie – zdławiony i drżący od nadmiaru emocji. Mogła tylko zgadywać, co to tak naprawdę oznaczało.
Zamknęła oczy. Próbowała skupić się przede wszystkim na bliskości Isabeau, obojętna na to, że w ramionach ciotki czuła się prawie jak mała dziewczynka. Czuła, że Rufus wciąż ją dotykał, ale to zeszło gdzieś na dalszy plan. Przynajmniej Alessia próbowała o tym nie myśleć, nie chcąc ryzykować, że pod wpływem emocji jednak zaczęłaby z wampirem walczyć. Pamiętała, że wampir badał ją już wcześniej i że coś wytrąciło go z równowagi, ale wspomnienie okazało się odległe i zbyt zamazane, by mogła się na nim skupić. Wątpiła zresztą, by ktokolwiek uświadomił ją, co tak naprawdę się wydarzyło – i to łącznie z Rufusem.
Jakaś jej cząstka wolała, by naukowiec trzymał się z daleka i to zwłaszcza od jej brzucha. Przez krótką chwilę znów była gotowa zacząć o to prosić, nie tyle z obawy przed tym, że wampir mógłby zrobić jej krzywdę. Wystarczyło, że na samo wspomnienie powracającego raz po raz bólu, który zafundował jej Charon, robiło jej się niedobrze. Czyjkolwiek dotyk przyprawiał ją o dreszcze, zwłaszcza w tamtym miejscu, a jakby tego było mało…
– Jeszcze chwilę – doszedł ją spięty głos Rufusa, gdy znów szarpnęła się w ramionach Isabeau, nagle prostując niczym struna, gdy pieczenie przybrało na sile.
Dłonie Beau bardziej stanowczo zacisnęły się na jej barkach. Alessia nie zaprotestowała, kiedy wampirzyca w zdecydowany, choć zarazem niezwykle delikatny sposób, ułożyła ją z powrotem na materacu. Chcąc nie chcąc opadła na poduszkę, wciąż ciężko dysząc, choć to jedynie potęgowało nieprzyjemne pulsowanie w żebrach. Rana na brzuchu paliła, ale to też zeszło gdzieś na dalszy plan. Mimo wszystko czuła, że Rufus robił co mógł, by zaoszczędzić jej bólu. Co prawda trudno było utożsamić sobie tego wampira z delikatnością, ale to nie zmieniało faktu, że właśnie taki był. Ruchy miał wprawne i szybkie, choć Alessia i tak nie była pewna, co takiego próbował jej zrobić.
Jej uwaga raz po raz uciekała ku Isabeau. Wampirzyca wciąż nachylała się nad nią, gotowa w razie potrzeby ją pochwycić. W którymś momencie zaczęła coś cicho nucić, co na moment wytrąciło Ali z równowagi. Śpiewająca Beau była rzadkością, poza tym również jak na zawołanie skojarzyła jej się z dzieciństwem. To ją uspokoiło, choć na moment pozwalając zapomnieć o tym, że nie miała co liczyć na pojawienie się rodziców. Renesmee nie byłaby w stanie przy niej siedzieć, z kolei Gabriel…
Cóż, o jego nieobecności na razie wolała nie myśleć.
Końcówki włosów Isabeau musnęły twarz Alessi, gdy wampirzyca nachyliła się, by móc ucałować bratanicę w czoło. To był delikatny, czuły gest, który pozwolił jej się rozluźnić, choć paradoksalnie wzbudził w dziewczynie jeszcze więcej wątpliwości. Beau mało kiedy zachowywała się w ten sposób. Co więcej, wciąż wydawała się przerażona, nawet jeśli robiła wszystko, byleby to ukryć.
– Ciociu? – rzuciła sennie, nie odrywając wzroku od twarzy wampirzycy.
Isabeau jedynie potrząsnęła głową.
– Odpocznij sobie, księżniczko. – Jej dłoń na powrót wylądowała na policzku Alessi. – Jesteś bezpieczna i to się liczy. My… później porozmawiamy.
Zawahała się zaledwie na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by wzbudzić w Ali jeszcze więcej wątpliwości. Wzdrygnęła się i to bynajmniej nie za sprawą dotyku Rufusa. Wciąż czuła się obolała i słaba, ale nie na tyle, żeby przestać rozumieć, co działo się wokół niej. Bijący od Isabeau niepokój jedynie pogorszył sytuację, sprawiając, że Alessia chcąc nie chcąc sięgnęła pamięcią do tego, co wydarzyło się wcześniej.
Było coś, o czym musiała pamiętać.
Ktoś, o kogo się martwiła i…
– Ariel – wyrzuciła z siebie na wydechu. Spojrzała na Beau niemalże błagalnie, czekając na wyjaśnienia. – On… przyszedł po mnie, ale…
– To teraz nie ma znaczenia.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Nie miała pojęcia, jak powinna interpretować te słowa i to doprowadzało ją do szału. Próbowała zrozumieć, ale nie była w stanie, zwłaszcza że z twarzy Isabeau mimo wszystko nie była w stanie wyczytać niczego konkretnego. Plączące się, coraz bardziej niespójne myśli również nie pomagały, potęgując już i tak dający się dziewczynie we znaki mętlik w głowie.
– Ale…
Nie miała okazji, żeby dokończyć. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym u jej boku znów zmaterializował się Rufus. On wydawał się spokojniejszy, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwy. Przez dłuższą chwilę po prostu na nią patrzył, jakby chcąc w ten sposób ocenić, w jakim była stanie.
– Śpij, dziecko. To ci dobrze zrobi – stwierdził i zabrzmiało to niemalże łagodnie.
Chciała zaprotestować, mimo wszystko niezdolna podporządkować się temu, czego oczekiwał. Czuła, że miał rację, zwłaszcza że słabość raz po raz dochodziła do głosu, czyniąc zachowanie przytomności prawdziwym wyzwaniem, ale i tak próbowała z tym walczyć. Spazmatyczne chwytanie oddechu również, zwłaszcza że w ten sposób jedynie potęgowała nieprzyjemne pulsowanie żeber, ale nie była w stanie nad sobą zapanować.
Wzdrygnęła się, kiedy Rufus bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął dłoń ku jej twarzy. Nie zaprotestowała, kiedy ujął ją pod brodę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. W tamtej chwili Alessia niemalże spodziewała się wybuchu frustracji z jego strony, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
W zamian poczuła się jeszcze bardziej słabo, nagle nie będąc w stanie zapanować nad coraz to silniejszymi zawrotami głowy.
Wpływ, uświadomiła sobie, choć to w pierwszej chwili wydało jej się niedorzeczne. Jako telepatka zwykle była odporna na próby mieszania w głowie, zwłaszcza w wykonaniu wampirów takich jak Rufus. W normalnym wypadku po prostu by go zignorowała, nie zamierzając się poddać, ale…
Z tym, że w tamtej chwili nie miała siły nawet się podnieść, a co dopiero z kimkolwiek walczyć. Kiedy do tego wszystkiego do głosu doszedł znajomy, jakże specyficzny rodzaj głodu, dotarło do niej, że tak naprawdę była bezbronna. W tamtej chwili jej umysł nie był w stanie przeciwstawić się komukolwiek, nieważne jak bardzo tego chciała.
A potem w końcu się poddała i po prostu zapadła w ciemność.

Kiedy obudziła się po raz kolejny, myślenie okazało się o wiele prostsze. Tym razem nie czuła się aż tak roztrzęsiona, a tym bardziej nie czuła potrzeby, by panikować i walczyć z kimkolwiek. Potrzebowała zaledwie chwili, by uporządkować wszystko, co się wydarzyło, choć przywołanie wspomnień minionych godzin okazało się trudne. Pamiętała kojący szept Beau i to, że ostatecznie Rufus ją uśpił, ale to wydawało się tak odległe i niewyraźne, że równie dobrze mogło być tylko snem. Co prawda byłaby w stanie rozpoznać to, że śniła, ale w tamtej chwili Alessia nie była już pewna niczego, w tym tego, co tak naprawdę podsuwały jej zmysły.
Jakby tego było mało, czuła się przede wszystkim zmęczona. W tym wszystkim nadal był ból, zwłaszcza że żebra przy każdym wdechu dawały jej się we znaki, ale ten okazał się znośny. O wiele intensywniejszy okazał się głód i to bynajmniej nie ten, który mogłaby zaspokoić krwią. Czuła się przede wszystkim otępiała, nadal mając wrażenie, że jej ciało waży tonę. To było tak, jakby coś nieustannie ciągnęło ją w dół, wprost ku ciemności. Jakaś jej cząstka pragnęła się poddać i zasnąć na choćby kilka dodatkowych godzin, ale Alessia nie była w stanie się na to zdobyć. Podświadomie walczyła, gotowa zrobić wszystko, byleby zachować przytomność.
Kiedy pierwszy szok minął, zaczęła zwracać uwagę na to, co działo się wokół niej. Wymęczona czy nie, wiedziała, że już nie była w miejscu, do którego zabrał ją Charon. Leżała na czymś miękkim, poza tym było jej ciepło i już nie drżała z zimna, na sobie mając co najmniej skrawki tego, co zostało z jej sukienki. Czuła, że ktoś przykrył ją i to pod samą szyję, ale to było dobre. Niosło ze sobą poczucie bezpieczeństwa, tak jak i objęcia Beau kojarząc Alessi przede wszystkim z dzieciństwem.
Nasłuchiwała, próbując stwierdzić, czy ktokolwiek znajdował się w pobliżu. Spróbowała otworzyć oczy, ale to również okazało się wyzwaniem, które ostatecznie ją przerosło. Tak naprawdę marzyła już tylko o tym, żeby spać, ale…
– Co ty tutaj robisz?
Nie od razu uprzytomniła sobie, że słowa Isabeau nie były przeznaczone dla niej. Wampirzyca szeptała, poza tym wydawała się przede wszystkim zmęczona. Do kogokolwiek się zwracała, wyraźnie ją zaskoczył, choć nie na tyle, by wydawała się chętna wyrzucić intruza za drzwi – przynajmniej na razie.
Alessia zawahała się, wciąż oszołomiona. Nie przypominała sobie, by słyszała dźwięk otwieranych drzwi albo kroki. W gruncie rzeczy nie była w stanie wyczuć  nawet obecność Isabeau, choć ta musiała znajdować się tuż obok, najwyraźniej czuwając.
– Lepiej mi powiedz, co z nią jest – padło w odpowiedzi.
W tamtej chwili niewiele brakowało, by jednak poderwała się do pionu. Jedynie słabość ją powstrzymała, choć Alessia prawie nie zwróciła na to uwagi, bardziej wytrącona z równowagi obecnością kogoś, kogo zdecydowanie nie spodziewała się zobaczyć przy sobie po przebudzeniu. Co, na litość bogini, Lawrence miałby robić w Mieście Nocy…?
Zamarła w oczekiwaniu, niemalże spodziewając się tego, że Isabeau jednak na wampira warknie i spróbuje go wyprosić. Wymowne milczenie, które zapadło po słowa wampira, wydawało się dodatkowo potwierdzać taką możliwość. Ewentualnie mogło być też dowodem na to, że śniła, najzwyczajniej w świecie wyobrażając sobie obecność Lawrence’a, ale…
– Śpi – przyznała w końcu Isabeau. Wciąż szeptała, poza tym przemieściła się, choć zarejestrowanie tego ruchu przyszło Alessi z trudem. Wyraźnie wyczuła jedynie moment, w którym ciotka przysiadła tuż obok niej. Wyraźnie poczuła, że materac łóżka ugiął się pod ciężarem dodatkowego ciała. – I jest wymęczona, a przynajmniej tyle wiemy na ten moment. Później sama coś na to zaradzę – stwierdziła, na powrót układając dłoń na policzku dziewczyny.
Ciepłe palce przesunęły się po jej skórze. Dłoń Isabeau na ułamek sekundy musnęła jej czoło, ale wampirzyca prawie natychmiast ją zabrała, najwyraźniej nie zauważając niczego, co uznałaby za niepokojące. Alessia właściwie nie pamiętała już, w jaki sposób czuła się podczas grypy, którą przeszła jako dziecko, ale nie sądziła, żeby miała gorączkę. W tamtej chwili najbardziej intensywny okazał się przede wszystkim głód, dodatkowo spotęgowany przez obecność kogoś, kto dysponował telepatycznymi zdolnościami. Gdyby tylko mogła uzupełnić energię…
– Skoro tak uważasz… Chociaż ładne mi nic – stwierdził cicho Lawrence. On również zniżył głos do szeptu, choć przychodziło mu to z wyraźnym trudem. Wiedziała, że rozmawiali w ten sposób wyłącznie przez wzgląd na nią. – Co stało się podczas uroczystości? Nie zadowalają mnie te wasze lakoniczne wyjaśnienia przez telefon, więc…
– I naprawdę chcesz rozmawiać o tym teraz? – przerwała mu cierpkim tonem Isabeau.
Coś w jej słowach skutecznie zamknęło Lawrence’owi usta. Ali była niemalże gotowa przysiąc, że wampir również się poruszył, choć to działo się jakby na granicy jej świadomości. Czuła, że oboje ją obserwowali i to na tyle intensywnie, że poczuła się nieswojo. Miała wrażenie, że próbowali kontrolować jej oddech, a to zdecydowanie nie było normalne. Słodka bogini, przecież nigdzie się nie wybierała!
– Zawsze była taka blada?
Po tonie L. poznała, że aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, czego potrzebowała. Kto jak kto, ale zdążył ją poznać i to nawet lepiej niż mogłaby sobie tego życzyć. Nie potrafiła zliczyć jak wiele razy sam wyciągał ją z kłopotów, zwłaszcza wtedy, gdy Isobel pozbawiła ją wspomnień. Co prawda Lawrence nie był w stanie pomóc jej zapanować nad głodem, jeśli ten wiązał się z utratą energii, ale wiedział, co jej dolegało. Sęk w tym, że gdy w grę wchodziło pragnienie, dotychczas polegała przede wszystkim na bracie.
Z tym, że teraz Damiena nie było. Znajdował się gdzieś daleko, a na dodatek nie uzdrawiał, a to…
Wyrzuty sumienia wróciły, gdy przypomniała sobie o tym, co uprzytomniła sobie już wcześniej. Nie odcięła go od bólu, choć przecież byli połączeni. Cierpiał razem z nią, a to w żadnym wypadku nie powinno mieć miejsca.
Wyrwał jej się zdławiony jęk. Jednak znalazła w sobie dość siły, by otworzyć oczy i nawet spróbować się podnieść, choć to drugie okazało się z góry skazane na niepowodzenie. Ból sprawił, że momentalnie z powrotem opadła na poduszkę, bezskutecznie próbując wyrównać oddech. Nie minęła sekunda jak tuż obok niej znów pojawiła się wyraźnie zmartwiona Isabeau. Tym razem nie musiała się wysilać, by zmusić bratanicę do leżenia, ale i tak dla pewności zacisnęła dłonie na jej ramionach.
– Obudziliśmy cię – stwierdziła, wzdychając cicho. – Już dobrze, księżniczko. Jak się czujesz?
Ali nie odpowiedziała od razu, przez chwili po prostu przypatrując się twarzy wampirzycy. Beau zdążyła nas sobą zapanować, przynajmniej na pierwszy rzut oka spokojniejsza niż podczas pierwszego przebudzenia, gdy Alessia dosłownie przelewała jej się w rękach.
Z tym, że przecież znała ciotkę aż za dobrze. Osłabiona czy nie, wciąż była w stanie rozpoznać, kiedy Isabeau chciała ją oszukać. Nie pierwszy raz wampirzyca robiła wszystko, byleby ukryć faktyczne emocje, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Nie po wszystkim, co się wydarzyło.
Bez wahania spojrzała Isabeau w oczy. Kobieta drgnęła, ale nie odwróciła wzroku, choć wyraźnie miała na to ochotę.
– Ariel – rzuciła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Beau, na litość bogini, co z Arielem? Ja…
Wampirzyca przerwała jej ostatnimi słowami, których Alessia mogłaby się spodziewać:
– Tak bardzo cię przepraszam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa