
Alessia
Przebudzenia były dwa.
Za
pierwszym razem ocknęła się gwałtownie, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie
mętliku w głowie. Czuła się dziwnie pobudzona, choć zarazem zebranie myśli
okazało się wyzwaniem, które najzwyczajniej w świecie ją przerosło. Tkwiła
w bezruchu, skupiona przede wszystkim na chwytaniu oddechu, póki nie dotarło
do niej, że zbyt gwałtowne nabieranie powietrza nie było dobrym pomysłem.
Nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej skutecznie przypomniało jej o wszystkim
– od ceremonii, przez czas spędzony w tym ciemnym, niepokojącym miejscu i Charona,
który…
Tym razem
ból okazał się jeszcze trudniejszy do wytrzymania, gdy bardziej gwałtownie
zassała powietrze. Wyrwał jej się zdławiony jęk, tak słaby, że równie dobrze
mogła go sobie wyobrazić. Natychmiast spróbowała poderwać się do pionu, ale
ciało odmówiło jej posłuszeństwa, nagle wydając się ważyć tonę.
– Ali, cii…
– doszedł ją znajomy głos. Wyczuła ruch, a chwilę później ktoś nachylił się
nad nią, choć nie była w stanie skupić się na tyle, by rozpoznać, kto przy
niej siedział. – Jest w porządku. Nie ruszaj się.
Chciała zaprotestować,
wciąż wytrącona z równowagi. Skrzywiła się, kiedy czyjeś dłonie zacisnęły
się na jej nadgarstkach, ale mimo wszystko nie próbowała wyrywać rąk. Dotyk był
przyjemnie ciepły i delikatny, co skutecznie wybiło jej z głowy myśl,
że mogłaby mieć do czynienia z kimś, kto próbował ją skrzywdził.
Podświadomie czuła, że była bezpieczna, ale… coś mimo wszystko było nie tak.
Jakby tego
było mało, z opóźnieniem dotarło do niej, że dotykał ją ktoś jeszcze. Zesztywniała,
gdy poczuła nacisk cudzych palców na brzuchu. Już nie czuła bólu – nie tak
wyraźnie jak w chwili, w której Charon przesuwał nożem po jej skórze –
ale i tak momentalnie spróbowała się odsunąć. Co prawda chciała
podporządkować się do słów osoby, która kazała jej pozostać w bezruchu,
ale to okazało się trudne, zwłaszcza gdy do głosu doszła panika. Już niczego
nie była pewna, a wymykające się spod kontroli emocje jedynie pogarszały
sytuację.
– Ali, proszę
– odezwał się ponownie zatroskany głos. Tym razem udało jej się go rozpoznać. –
Wytrzymaj chwilę. Ranę trzeba przemyć.
Z trudem była
w stanie skupić się na poszczególnych słowach. Rozumiała je, tak jak i była
w stanie pojąc kolejność poszczególnych słów, ale i tak potrzebowała
dłuższej chwili, żeby zrozumieć sens. Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy znów
poczuła nacisk na brzuchu – to i chłód, który dopiero po chwili utożsamiła
z wilgocią. Znów jęknęła, tym razem w odpowiedzi na nieprzyjemne
pieczenie, początkowo niezdolna znaleźć sensu w tym, co się działo.
Chociaż czuła, że przemawiająca do niej osoba chciała pomóc, nie pojmowała,
dlaczego w takim razie pozwalała na to, by ktokolwiek ją krzywdził.
Nie, to nie
tak… Wzmianka o ranie niejako tłumaczyła wszystko, przynajmniej teoretycznie.
Jakaś jej cząstka rozumiała, że cięcia trzeba było przemyć i to bynajmniej
nie samą wodą, ale Alessia i tak nie była w stanie się dzięki temu
uspokoić. Nie, skoro wszystko w niej aż krzyczało, że coś nie było nie
tak.
Umykało jej
coś istotnego. Poza tym wydarzyło się dość, by…
Ariel.
Znalazła w sobie
dość siły, by jednak się podnieść – tylko nieznacznie, ale to wystarczyło.
Instynktownie spróbowała odepchnąć od siebie ręce, które jak na zawołanie
owinęły się wokół niej, próbując ją unieruchomić. Usłyszała, że ktoś westchnął,
ale nie zwróciła na to większej uwagi, bardziej zaniepokojona zdecydowanym
uściskiem, kiedy ktoś spróbował ułożyć ją z powrotem na materacu. Szarpnęła
się, a przynajmniej taki miała zamiar, bo ostatecznie bezradnie osunęła
się w objęciach podtrzymującej ją osoby.
– Spróbuj
ją uspokoić – rzucił spiętym tonem kolejny głos i ten również wydał jej się
znajomy. Prawie, bo nie przypominała sobie, by kiedykolwiek brzmiał tak
łagodnie. – Nie pomogę, jeśli zacznie ze mną walczyć.
Ciepłe
ramiona bardziej stanowczo owinęły się wokół niej. Kiedy poderwała głowę,
napotkała spojrzenie pary lśniących, przypominających zamarzającą wodę oczu.
Teraz nie miała już wątpliwości kto ją trzymał, delikatnie tuląc do siebie i miarowo
kołysząc, co najmniej jakby była małym dzieckiem.
– Beau… –
wyrwało jej się.
– Jestem
tutaj – oznajmiła bez chwili wahania wampirzyca. Jej głos brzmiał dziwnie, choć
Alessia nie była pewna dlaczego. Do Isabeau zdecydowanie nie pasowało to, że
mogłaby płakać. – A ty jesteś bezpieczna. Rufus zaraz skończy, ale…
– Skończę –
wtrącił sam zainteresowany, nagle materializując się na tyle blisko, by była w stanie
go dostrzec – jeśli w końcu mi na to pozwolisz. Znów krwawisz, a to
niedobrze. Próbuję zaoszczędzić ci szwów, ale jeśli tak dalej pójdzie… – Urwał,
a może to po prostu jej uciekł dalszy ciąg jego wypowiedzi. – Uwielbiacie z Nessie
dostarczać mi rozrywki, prawda?
Nawet nie
próbowała mu odpowiadać. Bez słowa wtuliła się w Isabeau, w tamtej
chwili skupiona wyłącznie na bliskości ciotki. Choć wciąż z trudem pojmowała to, co działo się
wokół niej, coraz więcej bodźców zaczynało do niej docierać. Już rozpoznawała
głosy, wyraźniej niż wcześniej czując, że żaden z jej opiekunów nie
próbował jej skrzywdzić, a to samo w sobie o czymś świadczyło.
Co prawda i tak wyrwał jej się zdławiony jęk, kiedy Rufus na powrót skupił
się na jej brzuchu, ale tym razem zmusiła się do pozostania w bezruchu.
Jedynie wzdrygnęła się, tym samym sprawiając, że Beau bardziej stanowczo
przygarnęła ją do siebie.
Uderzyło ją
to, że wampirzyca milczała, tak po prostu podporządkowując się temu, co polecił
jej Rufus. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem widziała tę dwójkę w sytuacji,
w której próbowaliby współpracować. W normalnym wypadku jak nic
rzuciliby się sobie do gardeł, ale tym razem w pokoju panowała przede
wszystkim cisza. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Alessia… –
westchnęła Isabeau, niemalże z czułością odgarniając jej włosy z twarzy.
Wierzchem dłoni musnęła policzek dziewczyny. – Już dobrze, księżniczko.
Wszystko dobrze…
Powtarzała
to raz po raz, głosem na tyle kojącym, by Alessi udało się rozluźnić. Mimo
wszystko miała wrażenie, że Beau próbowała przekonać przede wszystkim samą
siebie, wciąż dziwnie spięta i wyraźnie podenerwowana. Jej głos nadal
brzmiał dziwnie – zdławiony i drżący od nadmiaru emocji. Mogła tylko
zgadywać, co to tak naprawdę oznaczało.
Zamknęła
oczy. Próbowała skupić się przede wszystkim na bliskości Isabeau, obojętna na
to, że w ramionach ciotki czuła się prawie jak mała dziewczynka. Czuła, że
Rufus wciąż ją dotykał, ale to zeszło gdzieś na dalszy plan. Przynajmniej
Alessia próbowała o tym nie myśleć, nie chcąc ryzykować, że pod wpływem
emocji jednak zaczęłaby z wampirem walczyć. Pamiętała, że wampir badał ją już
wcześniej i że coś wytrąciło go z równowagi, ale wspomnienie okazało
się odległe i zbyt zamazane, by mogła się na nim skupić. Wątpiła zresztą,
by ktokolwiek uświadomił ją, co tak naprawdę się wydarzyło – i to łącznie z Rufusem.
Jakaś jej
cząstka wolała, by naukowiec trzymał się z daleka i to zwłaszcza od
jej brzucha. Przez krótką chwilę znów była gotowa zacząć o to prosić, nie
tyle z obawy przed tym, że wampir mógłby zrobić jej krzywdę. Wystarczyło,
że na samo wspomnienie powracającego raz po raz bólu, który zafundował jej
Charon, robiło jej się niedobrze. Czyjkolwiek dotyk przyprawiał ją o dreszcze,
zwłaszcza w tamtym miejscu, a jakby tego było mało…
– Jeszcze
chwilę – doszedł ją spięty głos Rufusa, gdy znów szarpnęła się w ramionach
Isabeau, nagle prostując niczym struna, gdy pieczenie przybrało na sile.
Dłonie Beau
bardziej stanowczo zacisnęły się na jej barkach. Alessia nie zaprotestowała,
kiedy wampirzyca w zdecydowany, choć zarazem niezwykle delikatny sposób,
ułożyła ją z powrotem na materacu. Chcąc nie chcąc opadła na poduszkę,
wciąż ciężko dysząc, choć to jedynie potęgowało nieprzyjemne pulsowanie w żebrach.
Rana na brzuchu paliła, ale to też zeszło gdzieś na dalszy plan. Mimo wszystko
czuła, że Rufus robił co mógł, by zaoszczędzić jej bólu. Co prawda trudno było
utożsamić sobie tego wampira z delikatnością, ale to nie zmieniało faktu,
że właśnie taki był. Ruchy miał wprawne i szybkie, choć Alessia i tak
nie była pewna, co takiego próbował jej zrobić.
Jej uwaga raz
po raz uciekała ku Isabeau. Wampirzyca wciąż nachylała się nad nią, gotowa w razie
potrzeby ją pochwycić. W którymś momencie zaczęła coś cicho nucić, co na
moment wytrąciło Ali z równowagi. Śpiewająca Beau była rzadkością, poza
tym również jak na zawołanie skojarzyła jej się z dzieciństwem. To ją
uspokoiło, choć na moment pozwalając zapomnieć o tym, że nie miała co
liczyć na pojawienie się rodziców. Renesmee nie byłaby w stanie przy niej
siedzieć, z kolei Gabriel…
Cóż, o jego
nieobecności na razie wolała nie myśleć.
Końcówki
włosów Isabeau musnęły twarz Alessi, gdy wampirzyca nachyliła się, by móc
ucałować bratanicę w czoło. To był delikatny, czuły gest, który pozwolił
jej się rozluźnić, choć paradoksalnie wzbudził w dziewczynie jeszcze więcej
wątpliwości. Beau mało kiedy zachowywała się w ten sposób. Co więcej,
wciąż wydawała się przerażona, nawet jeśli robiła wszystko, byleby to ukryć.
– Ciociu? –
rzuciła sennie, nie odrywając wzroku od twarzy wampirzycy.
Isabeau
jedynie potrząsnęła głową.
– Odpocznij
sobie, księżniczko. – Jej dłoń na powrót wylądowała na policzku Alessi. –
Jesteś bezpieczna i to się liczy. My… później porozmawiamy.
Zawahała
się zaledwie na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by wzbudzić w Ali
jeszcze więcej wątpliwości. Wzdrygnęła się i to bynajmniej nie za sprawą
dotyku Rufusa. Wciąż czuła się obolała i słaba, ale nie na tyle, żeby
przestać rozumieć, co działo się wokół niej. Bijący od Isabeau niepokój jedynie
pogorszył sytuację, sprawiając, że Alessia chcąc nie chcąc sięgnęła pamięcią do
tego, co wydarzyło się wcześniej.
Było coś, o czym
musiała pamiętać.
Ktoś, o kogo
się martwiła i…
– Ariel –
wyrzuciła z siebie na wydechu. Spojrzała na Beau niemalże błagalnie,
czekając na wyjaśnienia. – On… przyszedł po mnie, ale…
– To teraz
nie ma znaczenia.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Nie miała pojęcia, jak powinna interpretować te słowa i to
doprowadzało ją do szału. Próbowała zrozumieć, ale nie była w stanie,
zwłaszcza że z twarzy Isabeau mimo wszystko nie była w stanie
wyczytać niczego konkretnego. Plączące się, coraz bardziej niespójne myśli
również nie pomagały, potęgując już i tak dający się dziewczynie we znaki
mętlik w głowie.
– Ale…
Nie miała
okazji, żeby dokończyć. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym u jej
boku znów zmaterializował się Rufus. On wydawał się spokojniejszy, choć nie
sądziła, że to w ogóle możliwy. Przez dłuższą chwilę po prostu na nią
patrzył, jakby chcąc w ten sposób ocenić, w jakim była stanie.
– Śpij, dziecko.
To ci dobrze zrobi – stwierdził i zabrzmiało to niemalże łagodnie.
Chciała
zaprotestować, mimo wszystko niezdolna podporządkować się temu, czego oczekiwał.
Czuła, że miał rację, zwłaszcza że słabość raz po raz dochodziła do głosu,
czyniąc zachowanie przytomności prawdziwym wyzwaniem, ale i tak próbowała z tym
walczyć. Spazmatyczne chwytanie oddechu również, zwłaszcza że w ten sposób
jedynie potęgowała nieprzyjemne pulsowanie żeber, ale nie była w stanie
nad sobą zapanować.
Wzdrygnęła
się, kiedy Rufus bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął dłoń ku jej twarzy. Nie
zaprotestowała, kiedy ujął ją pod brodę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
W tamtej chwili Alessia niemalże spodziewała się wybuchu frustracji z jego
strony, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
W zamian poczuła
się jeszcze bardziej słabo, nagle nie będąc w stanie zapanować nad coraz to
silniejszymi zawrotami głowy.
Wpływ, uświadomiła sobie, choć to w pierwszej
chwili wydało jej się niedorzeczne. Jako telepatka zwykle była odporna na próby
mieszania w głowie, zwłaszcza w wykonaniu wampirów takich jak Rufus. W normalnym
wypadku po prostu by go zignorowała, nie zamierzając się poddać, ale…
Z tym, że w tamtej
chwili nie miała siły nawet się podnieść, a co dopiero z kimkolwiek
walczyć. Kiedy do tego wszystkiego do głosu doszedł znajomy, jakże specyficzny
rodzaj głodu, dotarło do niej, że tak naprawdę była bezbronna. W tamtej
chwili jej umysł nie był w stanie przeciwstawić się komukolwiek, nieważne
jak bardzo tego chciała.
A potem w końcu
się poddała i po prostu zapadła w ciemność.
Kiedy obudziła się po raz
kolejny, myślenie okazało się o wiele prostsze. Tym razem nie czuła się aż
tak roztrzęsiona, a tym bardziej nie czuła potrzeby, by panikować i walczyć
z kimkolwiek. Potrzebowała zaledwie chwili, by uporządkować wszystko, co
się wydarzyło, choć przywołanie wspomnień minionych godzin okazało się trudne.
Pamiętała kojący szept Beau i to, że ostatecznie Rufus ją uśpił, ale to
wydawało się tak odległe i niewyraźne, że równie dobrze mogło być tylko snem.
Co prawda byłaby w stanie rozpoznać to, że śniła, ale w tamtej chwili
Alessia nie była już pewna niczego, w tym tego, co tak naprawdę podsuwały
jej zmysły.
Jakby tego
było mało, czuła się przede wszystkim zmęczona. W tym wszystkim nadal był
ból, zwłaszcza że żebra przy każdym wdechu dawały jej się we znaki, ale ten
okazał się znośny. O wiele intensywniejszy okazał się głód i to
bynajmniej nie ten, który mogłaby zaspokoić krwią. Czuła się przede wszystkim
otępiała, nadal mając wrażenie, że jej ciało waży tonę. To było tak, jakby coś nieustannie
ciągnęło ją w dół, wprost ku ciemności. Jakaś jej cząstka pragnęła się
poddać i zasnąć na choćby kilka dodatkowych godzin, ale Alessia nie była w stanie
się na to zdobyć. Podświadomie walczyła, gotowa zrobić wszystko, byleby
zachować przytomność.
Kiedy
pierwszy szok minął, zaczęła zwracać uwagę na to, co działo się wokół niej.
Wymęczona czy nie, wiedziała, że już nie była w miejscu, do którego zabrał
ją Charon. Leżała na czymś miękkim, poza tym było jej ciepło i już nie
drżała z zimna, na sobie mając co najmniej skrawki tego, co zostało z jej
sukienki. Czuła, że ktoś przykrył ją i to pod samą szyję, ale to było
dobre. Niosło ze sobą poczucie bezpieczeństwa, tak jak i objęcia Beau
kojarząc Alessi przede wszystkim z dzieciństwem.
Nasłuchiwała,
próbując stwierdzić, czy ktokolwiek znajdował się w pobliżu. Spróbowała
otworzyć oczy, ale to również okazało się wyzwaniem, które ostatecznie ją
przerosło. Tak naprawdę marzyła już tylko o tym, żeby spać, ale…
– Co ty
tutaj robisz?
Nie od razu
uprzytomniła sobie, że słowa Isabeau nie były przeznaczone dla niej. Wampirzyca
szeptała, poza tym wydawała się przede wszystkim zmęczona. Do kogokolwiek się
zwracała, wyraźnie ją zaskoczył, choć nie na tyle, by wydawała się chętna
wyrzucić intruza za drzwi – przynajmniej na razie.
Alessia
zawahała się, wciąż oszołomiona. Nie przypominała sobie, by słyszała dźwięk
otwieranych drzwi albo kroki. W gruncie rzeczy nie była w stanie wyczuć
nawet obecność Isabeau, choć ta musiała
znajdować się tuż obok, najwyraźniej czuwając.
– Lepiej mi
powiedz, co z nią jest – padło w odpowiedzi.
W tamtej
chwili niewiele brakowało, by jednak poderwała się do pionu. Jedynie słabość ją
powstrzymała, choć Alessia prawie nie zwróciła na to uwagi, bardziej wytrącona z równowagi
obecnością kogoś, kogo zdecydowanie nie spodziewała się zobaczyć przy sobie po
przebudzeniu. Co, na litość bogini, Lawrence miałby robić w Mieście Nocy…?
Zamarła w oczekiwaniu,
niemalże spodziewając się tego, że Isabeau jednak na wampira warknie i spróbuje
go wyprosić. Wymowne milczenie, które zapadło po słowa wampira, wydawało się dodatkowo
potwierdzać taką możliwość. Ewentualnie mogło być też dowodem na to, że śniła,
najzwyczajniej w świecie wyobrażając sobie obecność Lawrence’a, ale…
– Śpi –
przyznała w końcu Isabeau. Wciąż szeptała, poza tym przemieściła się, choć
zarejestrowanie tego ruchu przyszło Alessi z trudem. Wyraźnie wyczuła
jedynie moment, w którym ciotka przysiadła tuż obok niej. Wyraźnie
poczuła, że materac łóżka ugiął się pod ciężarem dodatkowego ciała. – I jest
wymęczona, a przynajmniej tyle wiemy na ten moment. Później sama coś na to
zaradzę – stwierdziła, na powrót układając dłoń na policzku dziewczyny.
Ciepłe
palce przesunęły się po jej skórze. Dłoń Isabeau na ułamek sekundy musnęła jej
czoło, ale wampirzyca prawie natychmiast ją zabrała, najwyraźniej nie
zauważając niczego, co uznałaby za niepokojące. Alessia właściwie nie pamiętała
już, w jaki sposób czuła się podczas grypy, którą przeszła jako dziecko,
ale nie sądziła, żeby miała gorączkę. W tamtej chwili najbardziej intensywny
okazał się przede wszystkim głód, dodatkowo spotęgowany przez obecność kogoś,
kto dysponował telepatycznymi zdolnościami. Gdyby tylko mogła uzupełnić
energię…
– Skoro tak
uważasz… Chociaż ładne mi nic – stwierdził cicho Lawrence. On również zniżył
głos do szeptu, choć przychodziło mu to z wyraźnym trudem. Wiedziała, że
rozmawiali w ten sposób wyłącznie przez wzgląd na nią. – Co stało się podczas
uroczystości? Nie zadowalają mnie te wasze lakoniczne wyjaśnienia przez
telefon, więc…
– I naprawdę
chcesz rozmawiać o tym teraz? – przerwała mu cierpkim tonem Isabeau.
Coś w jej
słowach skutecznie zamknęło Lawrence’owi usta. Ali była niemalże gotowa przysiąc,
że wampir również się poruszył, choć to działo się jakby na granicy jej
świadomości. Czuła, że oboje ją obserwowali i to na tyle intensywnie, że
poczuła się nieswojo. Miała wrażenie, że próbowali kontrolować jej oddech, a to
zdecydowanie nie było normalne. Słodka bogini, przecież nigdzie się nie wybierała!
– Zawsze
była taka blada?
Po tonie L.
poznała, że aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, czego
potrzebowała. Kto jak kto, ale zdążył ją poznać i to nawet lepiej niż
mogłaby sobie tego życzyć. Nie potrafiła zliczyć jak wiele razy sam wyciągał ją
z kłopotów, zwłaszcza wtedy, gdy Isobel pozbawiła ją wspomnień. Co prawda Lawrence
nie był w stanie pomóc jej zapanować nad głodem, jeśli ten wiązał się z utratą
energii, ale wiedział, co jej dolegało. Sęk w tym, że gdy w grę
wchodziło pragnienie, dotychczas polegała przede wszystkim na bracie.
Z tym, że
teraz Damiena nie było. Znajdował się gdzieś daleko, a na dodatek nie
uzdrawiał, a to…
Wyrzuty
sumienia wróciły, gdy przypomniała sobie o tym, co uprzytomniła sobie już wcześniej.
Nie odcięła go od bólu, choć przecież byli połączeni. Cierpiał razem z nią,
a to w żadnym wypadku nie powinno mieć miejsca.
Wyrwał jej się
zdławiony jęk. Jednak znalazła w sobie dość siły, by otworzyć oczy i nawet
spróbować się podnieść, choć to drugie okazało się z góry skazane na niepowodzenie.
Ból sprawił, że momentalnie z powrotem opadła na poduszkę, bezskutecznie
próbując wyrównać oddech. Nie minęła sekunda jak tuż obok niej znów pojawiła
się wyraźnie zmartwiona Isabeau. Tym razem nie musiała się wysilać, by zmusić bratanicę
do leżenia, ale i tak dla pewności zacisnęła dłonie na jej ramionach.
–
Obudziliśmy cię – stwierdziła, wzdychając cicho. – Już dobrze, księżniczko. Jak
się czujesz?
Ali nie
odpowiedziała od razu, przez chwili po prostu przypatrując się twarzy wampirzycy.
Beau zdążyła nas sobą zapanować, przynajmniej na pierwszy rzut oka spokojniejsza
niż podczas pierwszego przebudzenia, gdy Alessia dosłownie przelewała jej się w rękach.
Z tym, że
przecież znała ciotkę aż za dobrze. Osłabiona czy nie, wciąż była w stanie
rozpoznać, kiedy Isabeau chciała ją oszukać. Nie pierwszy raz wampirzyca robiła
wszystko, byleby ukryć faktyczne emocje, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze.
Nie po
wszystkim, co się wydarzyło.
Bez wahania
spojrzała Isabeau w oczy. Kobieta drgnęła, ale nie odwróciła wzroku, choć
wyraźnie miała na to ochotę.
– Ariel –
rzuciła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Beau, na litość bogini, co z Arielem?
Ja…
Wampirzyca przerwała
jej ostatnimi słowami, których Alessia mogłaby się spodziewać:
– Tak
bardzo cię przepraszam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz