Elena
Klucz nie pierwszy raz wydał
jej się nienaturalnie ciepły. Nie parzył, co przyjęła z ulga, choć coś w tym
zjawisku nie dawało jej spokoju. Chwilę obserwowała jak wpasował się w zagłębienie
między piersiami, zanim zdecydowała się ukryć go pod ubraniem. Instynkt
podpowiadał jej, że lepiej było zbytnio się z tym drobiazgiem nie afiszować.
– To dość
nietypowy prezent – zauważyła mimochodem Esme. Elena rzuciła jej pytające
spojrzenie. – Wygląda na stary. Mam na myśli… Teraz mało kiedy natrafia się na
takie zdobienia – wyjaśniła, nawet słowem nie komentując tego, że dziewczyna w pośpiechu
zdecydowała się schować klucz pod ubranie. – Nie sądziłam, że lubisz takie
rzeczy.
–
Biżuterię? – rzuciła w zamyśleniu.
Wampirzyca
jedynie potrząsnęła głową.
– Nie
wygląda na zwykły wisiorek – przyznała, a Elena mimowolnie się spięła.
Gdyby to faktycznie było aż takie proste…
– Bo może
nią nie jest. Nie mam pojęcia jak to jest z demonami. – Wzruszyła
ramionami. – Jeden z braci Rafaela mi do dał i stwierdził, że dobrze
byłoby, żebym miała go przy sobie. Więc mam.
Na tyle
mogła się zdobyć. Przynajmniej miała nadzieję, że bez zagłębiania się w szczegóły
nie robiła niczego złego, zwłaszcza że wszystko jak najbardziej się zgadzało –
dostała klucz w prezencie ślubnym i miała go nosić. Pomijając to, że
znała imię demona, który jej go podarował, tak naprawdę wiedziała o drobiazgu
właśnie tyle – to, że był stary, lśniący i pasował nie wiadomo gdzie.
– Otwiera
coś konkretnego? – odezwała się ponownie Esme, tym samym skutecznie wyrywając córkę
z zamyślenia.
– Dobre
pytanie. – Wywróciła oczami, nie mogąc się powstrzymać. – Mam tylko nadzieję,
że nie kolejne mieszkanie, bo Rafa nerwowo tego nie wytrzyma. Wystarczy, że
patrzył na mnie jak na kosmitkę, kiedy zaczęłam rozwodzić się nad kolorami
ścian…
Esme
zaśmiała się w odpowiedzi i to wystarczyło, by Elenie w końcu
udało się rozluźnić. Było coś kojącego w tym dźwięku, zwłaszcza że brzmiał
w pełni szczerze i naturalnie. Przez krótką chwilę wszystko wydało
się być na swoim miejscu, choć nie sądziła, że to w ogóle okaże się
możliwe. Biorąc pod uwagę to, że gdzieś tam sama Ciemność próbowała na nią polować,
jakiekolwiek oznaki radości wydawały się co najmniej dziwne.
Z drugiej
strony, Elena nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem poczuła się naprawdę
lekko. Może wtedy, gdy latała z Rafaelem i słuchała jego wywodów na
temat niezmienności nieba, ale to wciąż nie było to samo. Mogła koncentrować
się na demonie, kiedy byli razem, ale to w najmniejszym stopniu nie
rozwiązywało żadnego z innych problemów. Zbyt długo odkładała konieczność
rozmowy z bliskimi, by dalej pozostawać obojętną na to, że przez cały ten
czas się mijali.
– Mam
nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe, ale… – Esme zawahała się, nagle
speszona. – Szczerze mówiąc, słuchałam o czym rozmawiałaś z tatą. Nie
od początku, ale dość. Pomyślałam po prostu, że nie będę wam przeszkadzać.
Uniosła
brwi, co najmniej zaskoczona. To nie wyznanie Esme zrobiło na niej największe
wrażenie, zwłaszcza że jej obecność wcale nie wydała się Elenie niewłaściwa.
Przeciwnie – w gruncie rzeczy czuła, że powinna porozmawiać z nimi
oboje, zwłaszcza że nadarzyła się po temu okazja. Spokoju nie dawało jej coś
zupełnie innego.
– Dlaczego?
– zapytała wprost. Mama spojrzała na nią pytająco, więc w pośpiechu rozwinęła
temat. – Dlaczego to zabrzmiało, jakbym przed tobą wcale nie musiała się
tłumaczyć? Wiem, że się martwisz, ale…
– Właśnie
przez to, co przed chwilą powiedziałam. Jestem wdzięczna Rafaelowi – przerwała
Esme, starannie dobierając słowa. – Nie jestem w stanie dokładniej ci tego
wytłumaczyć. Wiem jedynie, że moment, w którym umarłaś… To nie jest coś,
co można tak po prostu zrozumieć, jeśli nie ma się dzieci.
Wyrzuty sumienia
wróciły, choć Elena nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, skąd się brały. Za
każdym razem, kiedy to mama wspominała o dniu balu, wszystko to brzmiało o wiele
gorzej niż zazwyczaj. Przez większość czasu wręcz nie docierało do niej, że do
tego doszło – że Isobel naprawdę próbowała wyrwać jej serce, na dodatek na
oczach wszystkich obecnych. Tamten wieczór był niczym sen albo raczej koszmar,
który co prawda wciąż był obecny gdzieś w umyśle Eleny, ale jednak powoli
się zacierał, przez co nie była w stanie przywołać szczegółów. W gruncie
rzeczy wcale nie chciała. Wystarczyło, że aż za dobrze pamiętała histeryczny
krzyk Esme i ten nieludzki, przyprawiający o dreszcze wrzask ogarniętego
szałem demona.
Gdzieś w pamięci
miała również to, czego dowiedziała się później – świadomość, że Rafael jednego
wieczoru uszczuplił straż Volturi, na dodatek w dość znaczący sposób.
Mogła sobie to tylko wyobrażać, ale – jeśli miała być ze sobą szczera –
zdecydowanie nie chciała.
Nie,
zdecydowanie nie była w stanie ot tak przyjąć do wiadomości tego, co się
wydarzyło. Po śmierci Allegry łatwiej było jej sobie wyobrazić jak czuł się
ktoś, kto stracił kogoś bliskiego, ale to wciąż nie było to samo. Nawet przypominając
sobie strach, który towarzyszył jej, gdy biegła za Mirą, próbując opędzić się
od myśli, że miałaby stracić Rafę, wciąż nie rozumiała. Jakoś nie miała
wątpliwości, że mimo usilnych starań nie byłaby w stanie choć po części zwizualizować
sobie tego, czego doświadczyła Esme w chwili, gdy zobaczyła, jak ktoś
zabija jej dziecko…
Jedyne, bo
mimo całej miłości, którą wampirzyca darzyła całą sobą przybraną rodzinę, to wciąż
właśnie Elena była jej jedyną biologiczną córką – cudem, biorąc pod uwagę to,
że po przemianie w nieśmiertelną szanse na to, by zostać matką, spadały
niemalże do zera.
Zadrżała,
co najmniej porażona tymi myślami. Bez słowa przesunęła się na tyle, by znaleźć
się bliżej mamy. Kobieta rzuciła jej zaciekawione, pytające spojrzenie, ale
wciąż milczała, co jednak wydało się Elenie właściwe. Równie naturalnie
przyszło jej to, by po prostu wyciągnąć ku niej ręce, a potem wtulić się w nią,
gdy znalazła się wystarczająco blisko. Na dłuższą chwilę obie zamarły w takiej
pozycji, milczące i skupione wyłącznie na wzajemnej bliskości.
– Naprawdę
chcę wierzyć w to, że wiesz, co robisz – usłyszała tuż przy uchu.
To świetnie, bo ja też, pomyślała, ale
nie była w stanie zmusić się do wypowiedzenia któregokolwiek z tych
słów na głos. W zamian po prostu zdawkowo skinęła głową. Mimo wszystko nie
potrafiła wątpić w Rafaela, nie wspominając o tym, że tak naprawdę
wcale nie chciała. No i było na to zdecydowanie za późno, skoro na własne
życzenie zapoczątkowała to, co ich łączyło. Miała wrażenie, że zabrnęli zbyt
daleko, by móc czegokolwiek żałować albo próbować się wycofać.
Wciąż o tym
myślała, gdy drzwi do gabinetu otworzyły się po raz kolejny. Carlisle
uśmiechnął się blado na ich widok, poza tym jednak nawet słowem nie skomentował
ani pozycji, w której trwały, ani nie zasugerował, że mógłby słyszeć
cokolwiek z tego, o czym rozmawiały. Mimo wszystko wydał się Elenie zamyślony,
to jednak nie wydało jej się dziwne. Nie miała wątpliwości, że wciąż
potrzebował czasu, by oswoić się ze wszystkim, co zdążyła mu powiedzieć.
– Proszę,
kochanie.
Spojrzała
na niego z powątpiewaniem, kiedy podsunął jej kubek z krwią. Naczynie
wciąż było ciepłe, chociaż Elena wolała się nie zastanawiać nad tym, co to oznaczało.
Czasami wywracała oczami, kiedy któreś z jej kuzynów bawiło się w przelewanie
posoki z woreczków do zwykłych naczyń, a później podgrzewanie jej w mikrofali,
ale przez większość czasu próbowała o tym nie myśleć. To było dziwne,
nawet jeśli wciąż pozostawało lepszą alternatywą niż polowania na ludzi.
Albo Briana… Briana można zaliczyć do ludzi?
To była
jedna z tych kwestii, nad którymi zdecydowanie nie chciała się rozwodzić.
W
zamyśleniu zaczęła obracać kubek w dłoniach, uważnie przypatrując się jego
zawartości. Milczała, próbując zrozumieć, dlaczego tak nieswojo czuła się nie tyle
przez perspektywę wypicia tej krwi, ale przede wszystkim… przez samą krew.
Miała wrażenie, że powinna poczuć coś konkretnego, a jednak nawet słodki
zapach nie robił na niej wrażenia. Nie poczuła się tak jak w chwili, w której
zaatakowała Briana, tym samym pierwszy raz kosztując posoki bezpośrednio od
dawcy. Wcale nie miała ochoty, by jak najszybciej się napić, a tym bardziej
opróżnić naczynie duszkiem – i to nawet pomimo tego, że jej organizm mógł
potrzebować regeneracji.
– Nie żeby
coś – zaczęła z wahaniem, ostrożnie dobierając słowa – ale skąd ten
pomysł?
Nie mogła
powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. W zasadzie dręczyło ją od
chwili, w której tata zasugerował, że zamierzał przynieść jej krwi. To nie
było aż takie dziwne, ale mimo wszystko…
– Co masz
na myśli? – Rzucił jej przenikliwe, badawcze spojrzenie. – Wszystko w porządku?
– To ty
nagle dajesz mi ludzką krew – zauważyła przytomnie.
Tym razem
to on się zawahał, wyraźnie zaskoczony kierunkiem, który przybrała rozmowa. Co
prawda nie aż tak jak tym, co powiedziała wcześniej, ale Elena i tak była w stanie
wyczuć tę dezorientację.
– Wydało mi
się to sensowne. Sądziłem… – Znów się zawahał. – Ani razu nie widziałem, żebyś
polowała, odkąd… Cóż, wróciłaś – przyznał, z wyraźną niechęcią nawiązując
do jej śmierci. – Pamiętam, co mówił Rafael. Demony i krew… Zresztą wiem,
że sporo czasu spędziłaś z Lawrence’em.
Spojrzała
na niego z zaciekawieniem, słysząc ten ostatni argument. Mimowolnie
uśmiechnęła się, w następnej chwili po prostu wybuchając śmiechem.
Spróbowała nad sobą zapanować, co przyszło jej w dość łatwy sposób, ale i tak
nie była w stanie ukryć rozbawienia.
– Nakłanianie
mnie do picia ludzkiej krwi… Och, tak, to zabrzmiało jak L.
Właściwie
sama nie była pewna czy bardziej ją to bawiło, czy zaskakiwało. Wiedziała, że
mieli problem z porozumieniem, ale nie zdawała sobie sprawy, jak daleko
mogłoby to sięgnąć. Nie żeby dziwne wydało jej się to, że Lawrence mógłby
kogokolwiek wytrącić z równowagi, ale w przewrażliwienie Carlisle’a
mimo wszystko nie było czymś, czego się spodziewała.
Ponownie
wbiła wzrok w kubek, przez moment zastanawiając nad tym, czy ciągnięcie
tematu krwi – zwłaszcza ludzkiej – było dobrym pomysłem. Miała wrażenie, że już
nie byłaby w stanie bardziej się pogrążyć, nawet wspominając o Brianie,
ale ostatecznie doszła do wniosku, że to nie miało znaczenia. Już i tak
czuła się zmęczona, a dodatkowe rozwodzenie nad tym, czy atak na chłopaka
był jej winą, czy może zaledwie błędem, który miała prawo popełnić,
przynajmniej tymczasowo wydało jej się czymś ponad jej siły.
I tak nie daliby ci się obwiniać,
uświadomiła sobie. Tylko tata i Rose
nigdy nie napili się ludzkiej krwi… To o czymś znaczy.
Mimo
wszystko nie miała pewności, czy cokolwiek w tej świadomości faktycznie
miało szansę ją uspokoić.
– Eleno? –
Drgnęła, słysząc swoje imię. W końcu oderwała wzrok od kubka, by w roztargnieniu
spojrzeć na ojca. – Wiesz, że nie musisz tego pić, jeśli nie chcesz, prawda?
Pomyślałem po prostu, że tak łatwiej dojdziesz do siebie. Wyglądasz, jakbyś musiała
się posilić, a w obecnej sytuacji…
Właściwie
nie musiał dodawać niczego więcej. To brzmiało sensownie, zwłaszcza że wciąż nie
była w stanie się ruszyć. Co prawda już nie czuła bólu w kostce, ale
podejrzewała, że zawdzięczała to wyłącznie siedzeniu w miejscu. I tak
nie pozwoliłby jej sprawdzić, czy faktycznie miała powody do obaw, a i
Elena wolała nie ryzykować, że akurat teraz mogłaby zrobić sobie poważniejszą
krzywdę. Problemy z bieganiem zdecydowanie nie brzmiały dobrze, kiedy było
się jedną z ofiar jakiegoś mistycznego, polującego na cudze życia Łowcy.
Mimo
wszystko nie od razu zdecydowała się unieść naczynie do ust. Właściwie sama nie
była pewna, czego spodziewała się po najbliższych i sobie samej. Czuła się
dziwnie z tym, że na nią patrzyli, choć bynajmniej nie dlatego, że
którekolwiek z nich mogłoby zachowaniem sugerować, że mieli do niej
jakiekolwiek pretensje. Wręcz przeciwnie – wcale nie czuła się, jakby próbowała
zrobić coś złego. To tylko krew,
pomyślała, choć podejrzewała, że dla kogoś niewtajemniczonego zabrzmiałoby to co
najmniej niedorzecznie.
Jakaś jej cząstka
obawiała się tego, jak mogłaby zareagować. Nie czuła pragnienia, a tym
bardziej potrzeby, by łapczywie wypić wszystko, co dostała, ale i tak miała
swoje obawy. Gdyby nagle dała się ponieść instynktowi…
Z tym, że
gdy wzięła pierwszy łyk, nie wydarzyło się nic. Doświadczenie nawet w połowie
nie przypominało tego, czego mogłaby się spodziewać po ataku na Briana czy
nawet zwykłym polowaniu na zwierzęta. Piła, czuła słodycz i przyjemne ciepło,
kiedy płyn rozszedł się po jej ciele, ale nic ponadto. Na moment zamarła,
zaskoczona niemalże palącym rozczarowaniem, które skutecznie przysłoniło
wszystko inne. W tamtej chwili równie dobrze mogłaby mieć do czynienia ze
zwykłą wodą albo czymś równie nieistotnym. Dokładnie w ten sam sposób
reagowała na ludzkie jedzenie, kiedy już miała z nim styczność – jak na
coś w zupełności neutralnego, czego mogła spróbować, ale co nie wzbudzało w niej
żadnych konkretnych emocji. W zasadzie nawet przekąski, z którymi
stykała się na imprezach albo szkolnej stołówce, wydawały się lepsze.
– To… krew –
powiedziała cicho, czując się przy tym jak skończona idiotka. Z drugiej
strony, wciąż chciała się upewnić. – Zwykła krew.
– Jak powiedziałem.
Coś się stało? – zaniepokoił się Carlisle.
Potrząsnęła
głową. Przez krótką chwilę przyszło jej do głowy, że może dla pewności jednak
próbował podsunąć jej jakieś leki, ale to nie miało sensu. Nie sądziła, by nie
uwierzył w to, co powiedziała, zresztą nawet jeśli miałby wątpliwości, nie
istniał żaden powód, dla którego miałby uciekać się do podstępu, by cokolwiek
jej podać. Nie odmówiłaby, gdy zaczął naciskać, woląc przekonać się osobiście.
Co nie
zmieniało faktu, że smak krwi nie dawał jej spokoju. Był znajomy, tak, ale…
– Nie… Nie,
nic się nie stało – zapewniła, ale bez większego przekonania. Znów uniosła naczynie
do ust, ale tylko po to, by po kolejnym łyku zdecydować się odstawić je na bok.
– Nic mi nie jest.
– Na pewno?
– zaniepokoił się tata. Patrzył na nią dziwnie, co jasno dało Elenie do
zrozumienia, że nie do końca wierzył w jej słowa. – Nic więcej cię nie boli?
Chciałem, żebyś to wypiła, by szybciej dojść do siebie – wyjaśnił, odgarniając
jej włosy z twarzy.
Westchnęła
przeciągle, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co powinna mu powiedzieć.
Chciała zrozumieć, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nie miała
ochoty na krew, a przynajmniej nie na tę, chociaż…
Nie na tę.
Coś
ścisnęło ją w gardle, bynajmniej nie dlatego, że krew w kubku nagle
mogłaby zacząć ją odrzucać. Elena wyprostowała się niczym struna, gwałtownie nabierając
powietrza do płuc. Myślała o tym już wcześniej, ale tak naprawdę do samego
końca nie brała pod uwagę, że sprawy mogłyby skomplikować się aż do tego
stopnia. Co prawda nie wątpiła w słowa Miriam, kiedy ta naskoczyła na nią i Rafaela,
gdy ten karmił ją swoją krwią, ale wtedy nie zdążyła w pełni poczuć
skutków uzależnienia od demona – nie, skoro w międzyczasie pojawił się
również Aldero.
O cholera… O cholera, nie zrobiłeś mi
tego, pomyślała w rozgorączkowaniu, ale przecież dobrze wiedziała, że
oszukiwała samą siebie. Pół-wampirzyca czy ktoś zupełnie inny, to nie miało
znaczenia. Tak naprawdę nie przypominała sobie, by próbowała pić czyjąkolwiek
krew prócz tej, którą podsuwał jej Rafael. Dopiero słowa ojca uprzytomniły jej,
że podświadomie zwlekała z polowaniami tak długo, że aż dziwne było, że nie
dostała jeszcze szału z winy pragnienia. Tak naprawdę wcale go nie czuła, jednak
to w tamtej chwili nie było ważne.
Jasne, że
nie mogła się zregenerować. Na pewno nie w takim stopniu jak wcześniej,
kiedy nawet pogruchotane gości nie były w stanie powstrzymać jej przed
kolejnymi atakami na demona. Tym razem zwykłe skręcenie mogło okazać się
problematyczne, skoro podchodziła do problemu nie w ten sposób, w który
powinna. Przez cały ten czas potrzebowała czegoś konkretnego – i to bynajmniej
nie krwi w kubku, nawet jeśli ta należała do człowieka.
Zacisnęła
dłonie w pięści. Tylko to, że w porę odstawiła naczynie na bok uchroniło
ją przed roztrzaskaniem go na kawałeczki.
– A niech
go szlag! – wyrwało jej się.
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Jak na
zawołanie poczuła na sobie jeszcze bardziej niespokojne spojrzenia rodziców,
ale nie była w stanie spojrzeć na którekolwiek z nich. W ułamku
sekundy wyprostowała się niczym struna, jedynie cudem powstrzymując przed poderwaniem
się na równe nogi. Podejrzewała, że bardzo szybko by tego pożałowała, choć i tak
z trudem była w stanie zapanować nad pragnieniem, by zacząć niespokojnie
krążyć tam i z powrotem.
– Elena? –
nie dawała za wygraną Esme. Dziewczyna wzdrygnęła się, czując na ramieniu
chłodną dłoń mamy. – Co się stało? Strasznie pobladłaś i…
– Zapytaj
mojego męża – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Wiedziała,
że to niczego nie wyjaśniało, ale nie potrafiła się tym przejąć. Z jękiem
ukryła twarz w dłoniach, energicznie pocierając skronie. Ból głowy był
najmniejszym z dręczących ją problemów, ale i tak okazał się
uciążliwy. Sposób, w jaki plątały się ze sobą niespójne myśli, również. Na
moment zamarła w bezruchu, drżąc od nadmiaru emocji i nie będąc w stanie
wykrztusić z siebie chociażby słowa.
To Carlisle
pierwszy przymusił ją do tego, by jednak na niego spojrzała. Drgnęła, w pierwszym
odruchu mając ochotę się odsunąć, kiedy ujął ją pod brodę, przymuszając do
uniesienia głowy, ale ostatecznie nie próbowała się odsunąć. Mimo wszystko
poczuła się nieswojo, czując na sobie intensywne spojrzenie złocistych
tęczówek.
– Co się stało?
– zapytał wprost. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale coś w brzmieniu
jego głosu ją powstrzymało. To, że po takim czasie w końcu zaczęła być
szczera z nim i mamą również, tym bardziej że zdecydowanie nie
chciała tego zaprzepaścić. – Eleno… Co zrobił Rafael?
To nie
zabrzmiało jak oskarżenie. Przynajmniej z założenia nie miało nią być, co
samo w sobie uznała za dobry znak. Cokolwiek myślał o demonie,
przynajmniej starał się trzymać nerwy na wodzy i była mu za to wdzięczna.
Westchnęła
przeciągle. Spuściła wzrok, coraz bardziej podenerwowana.
– Raczej ja
– poprawiła machinalnie. Przełknęła z trudem, czując nieprzyjemne pieczenie
w gardle. Głód doszedł do głosu akurat wtedy, gdy nie miała jak go zaspokoić.
– Podejrzewam, że się na mnie za to zdenerwujecie, ale… Och, to po prostu
dziwne. I pewnie cholernie głupie – dodała, niemalże spodziewając, że mama
za moment znów zdecyduje się ją upomnieć.
Tak po prawdzie… Co z tego, co
powiedziałam, takie nie jest?, pomyślała z przekąsem. Mimo wszystko wciąż
nie była w stanie poczuć się lepiej.
– Cokolwiek
to jest, możesz o tym powiedzieć – zapewnił pośpiesznie Carlisle. Do jego
głosu momentalnie wkradło się napięcie. – Eleno, na Boga, nie rób nam tego. Nie
znowu.
Zacisnęła usta
w odpowiedzi na jego słowa. Ucisk w gardle przybrał na sile, chociaż
okazał się niczym w porównaniu z wciąż dającym jej się we znaki pragnieniem.
Przełknęła z trudem.
– Ta… Ta
krew – powiedziała w końcu dziwnie zdławionym, zachrypniętym głosem. – To
nie jest dobra krew – dokończyła, choć miała przy tym poczucie, że zaczynała
pleść od rzeczy. – Nie dla mnie.
– Co masz
na myśli? Eleno…
– Mira
powiedziała nam, że od krwi demona można się uzależnić. Mało kiedy się nią
dzielą, ale kiedy przychodzi co do czego… – Parsknęła nieco gorzkim,
pozbawionym wesołości śmiechem. – Chciał to ma. Nie jestem w stanie tego
wypić. – Wymownie zerknęła na wciąż pełen kubek z krwią. – Obawiam się, że
w tej chwili pomóc może mi tylko Rafael…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz