Elena
♪ Peter Gundry – „Life's Divide”
Nie potrafiła określić, czy
ktoś na nią patrzył. W gruncie rzeczy wcale tego nie chciała, próbując
skupić się na Aldero, panującym w świątyni półmroku i nadchodzącej
uroczystości. Wystarczyła chwila, by Elena zaczęła czuć się niemalże
klaustrofobicznie, do pewnego stopnia przytłoczona liczbą osób, które ścisnęły
się w mimo wszystko niewielkiej sali. Również w atmosferze tego
miejsca było coś, co sprawiło, że poczuła się nieswojo, raz po raz oglądając
się w stronę wyjścia i mając ochotę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie chciała
tutaj być. Teraz już nie miała wątpliwości, że być może nawet nie powinna, co
samo w sobie wydało jej się niepokojące. Uczucie było uciążliwe i trudne
do określenia, na swój sposób przypominając obawy, które towarzyszyły jej przy
każdym wschodzie słońca. Z drugiej strony, wciąż nie stanęła w płomieniach,
a tym bardziej nic nie wskazywało na to, by miała wylecieć ze świątyni z hukiem,
zupełnie jakby była niepożądanym intruzem. Mimo wszystko wydało jej się to
pocieszające, nawet jeśli nie była pewna, co powinna o tym sądzić.
Czyli co? Jednak bliżej mi do demona?,
pomyślała, próbując określić, co to tak naprawdę oznaczało. Rafael ujmował to w zupełnie
inny sposób, ale przecież mógł się mylić. Może w rzeczywistości po śmierci
jednak przestała należeć do tego świata, a tym bardziej nie było dla niej
miejsca w świątyni poświęconej bogini. Nie żeby kiedykolwiek szczególnie
wierzyła, ale z drugiej strony…
Spokój
pojawił się nagle, rozchodząc się przyjemnie ciepłą falą po całym jej ciele. Zawahała
się, w końcu rozluźniając, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Przypominało
to trochę sposób, w jaki czuła się, kiedy Jasper próbował wykorzystywać
swoje zdolności, jednak tym razem zdecydowanie nie było to zasługą tego z jej
przybranych braci. Jako jedyna pojawiła się na pogrzebie, a przynajmniej
taki od samego początku był plan.
Cokolwiek
to oznaczało, liczyło się, że wątpliwości w ułamku sekundy zniknęły,
zresztą jak i poczucie, że mogłaby nie być mile widziana w tym
miejscu. Wszystko to zniknęło, pozostawiając po sobie wyłącznie ulgę i przyjemne
ciepło, które błyskawicznie rozeszło się po całym jej ciele. W jednej
chwili poczuła się po prostu dobrze, mimowolnie rozluźniając i będąc w stanie
z łatwością zignorować zebrane w świątyni osoby. Nawet jeśli ktoś
faktycznie zwracał na nią uwagę bardziej niż powinien, nie była tego świadoma.
Co prawa to nie był pierwszy raz, kiedy z wprawą ignorowała niechciane
towarzystwo, ale dawno nie czuła się przy tym aż tak pewna siebie.
Łagodny
blask świec skutecznie rozpraszał półmrok. Choć wewnątrz świątyni wciąż łatwo
można było poczuć się klaustrofobicznie, w ciemnościach nie była w stanie
dostrzec ścian. Uwagę przykuwał przede wszystkim przystrojony kwiatami ołtarzyk
i krąg ze świec – jedyne miejsce, gdzie wciąż dało się zauważyć chociaż
skrawek wolnej przestrzeni. Nie zaprotestowała, kiedy Aldero pociągnął ją za
sobą, chcąc znaleźć się bliżej. Zarówno on, jak i jego brat byli na tyle charakterystycznie,
że bez większych problemów przepuszczono ich naprzód, ale Elena wcale nie
poczuła się dzięki temu lepiej.
Nigdy dotąd
nie była na pogrzebie. Nie takim, choć słyszała to i owo na temat
uroczystości. Z pewnością w grę wchodził ogień, dlatego nie zaskoczył
jej widok Layli, która przystanęła gdzieś z boku, nerwowo podrygując. Jasne
włosy mocno kontrastowały z czarną sukienką, którą miała na sobie. Sama
Lay wydawała się nienaturalnie wręcz blada, co w przypadku kogoś, kogo
dręczyła wieczna gorączka, wyjątkowo rzucało się w oczy. Raz po raz
spoglądała w stronę zejścia do podziemi świątyni, najpewniej wypatrując
Isabeau.
– Nie
widzę… Cóż, ciała – odezwała się cicho, nie kryjąc podenerwowania. Z siłą
zacisnęła palce na ramieniu Aldero, mocniej do niego przywierając. – Nie żebym
narzekała, ale myślałam…
Urwała,
kiedy wampir energicznie potrząsnął głową.
– Z założenia
też powinniśmy siedem dni czuwać przy zmarłych. Tyle że mama źle to znosi. – Al
westchnął przeciągle. – Z tego, co wiem, najważniejsze rozegra się na
cmentarzu. Teraz chodzi raczej o oczyszczenie.
Nieprzyjemny
dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Zawahała się, przez moment zastanawiając
nad tym, czy powinna zacząć żałować, że na własne życzenie zgodziła się wziąć w tym
udział, ale prawie natychmiast wzięła się w garść.
Kiedy
chwilę później w końcu pojawiła się Isabeau, już i tak nie miała
większego wyboru, jak tylko skupić się na uroczystości.
Czegokolwiek
nie powiedziałaby o wampirzycy, nie mogła zaprzeczyć, że Beau wyglądała
zjawiskowo. Choć blada i obojętna, nawet w takim stanie miała coś, co
przyciągało uwagę. Z wolna weszła w utworzony ze świec krąg,
zatrzymując się na samym środku i w milczeniu wodząc wzrokiem
dookoła. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślała
albo czuła. Elena zawahała się, na moment wytrącona z równowagi
zadziwiającą wręcz pustką, bijącą do lśniących, przypominających zamarzającą
wodę oczu. Przez ułamek sekundy poczuła się wręcz zagrożona, choć nie sądziła,
że to w ogóle możliwe, zwłaszcza że kapłanka nie zwracała na nią większej
uwagi.
Nie
pamiętała już, kiedy ostatnim razem brała udział w jakiejkolwiek uroczystości.
Od przeprowadzki z Miasta Nocy minęło sporo czasu, zresztą nigdy nie
zwracała większej uwagi na pielęgnowane przez żyjące w tym miejscu wampiry
tradycje. Pamiętała jedynie, że miało to w sobie coś hipnotyzującego –
muzyka, kwiaty i piękna kobieta w samym środku tego wszystkiego. W gruncie
rzeczy niewiele się zmieniło, a w równym stopniu urzeczona, co i zaniepokojona,
wpatrywała się w Isabeau.
Z
opóźnieniem uświadomiła sobie, że dookoła zapanowała nieprzenikniona cisza. Tak
po prostu – dogłębna, przenikliwa i wręcz nienaturalna, zważywszy na to,
ile zebrało się osób. Elena obejrzała się przez ramię, chcąc upewnić czy
świątynia jakimś cudem nie opustoszała, szybko jednak odkryła, że tuż za nią
jak najbardziej wciąż kłębiły się liczne, odziane w czerń postacie. Coś w tym
widoku sprawiło, że serce podeszło jej do gardła, bijąc jeszcze szybciej i bardziej
gwałtownie.
Wyprostowała
się niczym struna, na powrót przenosząc wzrok na Isabeau. Zaraz po tym
przeciągające się milczenie przerwał łagodny, rytmiczny głos Lucasa, choć mimo
usilnych starań nie była w stanie wypatrzeć wampira.
Na
nocnym niebie chmury się kłębią
Noc mnie ogarnia,
pieści swą głębią
Podmuchy wiatru liśćmi
targają
Szeleszczą, huczą,
zawodzą, grają
Chłód mnie przenika do
szpiku kości
Ciemność
rozgrzewa – kocham Ciemności...*
Gwałtowny
dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści,
przez ułamek sekundy gotowa przysiąc, że jednak nie wytrzyma i po prostu
odwróci się na pięcie, by jak najszybciej wyjść. Bardziej stanowczo uchwyciła
się ramienia Aldero, mając wrażenie, że niewiele brakuje, by w przypływie
gwałtowności połamała mu kości. Spróbowała nad sobą zapanować, ale to okazało
się trudne, tym bardziej że kuzyn w żaden sposób nie okazał tego, że miał
do niej o zachowanie pretensje.
Kiedy na
niego spojrzała, przekonała się, że z uwagą przypatrywał się matce, co
uświadomiło jej, że Isabeau ruszyła się z miejsca. Milczała, jednocześnie
ostrożnie przechadzając się po krawędzi kręgu. Choć tym razem uroczystości nie
towarzyszyła żadna muzyka, zachowywała się tak, jakby głos Lucasa sam w sobie
był doskonałą pod każdym względem melodią. Poruszała się z gracją, jakby
płynęła albo unosiła się w powietrzu. Również miała na sobie czarną
suknię, ta jednak wydawała się wykonana z tak delikatnego, zwiewnego
materiału, że przypominała Elenie kłębiący się dym – i to zwłaszcza gdy
Beau pozostawiała w ruchu, a tren dosłownie wił się u jej stóp. Blask
świec rzucał długie cienie, co wydało się dziewczynie jeszcze bardziej niepokojące,
zwłaszcza że jak na zawołanie pomyślała o lubiących kryć się w takich
warunkach demonach.
Zdecydowanie jestem przewrażliwiona, pomyślała
mimochodem. To, że na motyw przewodni wybrano dodatkowo wiersz o Ciemności,
wszystko komplikowało.
Na
horyzoncie widać tańczące
Rozbłyski
burzę obwieszczające
Wraz z tymi
słowami, jakby na zawołanie świece zapłonęły bardziej intensywnie. Gdzieś w mroku
zamajaczyło ich więcej, w miejsca, w których nawet przy wyostrzonych
zmysłach trudno było je wcześniej dostrzec. Coś w tym blasku sprawiło, że
Elena poczuła się lepiej, aż nazbyt świadoma, że wszystko było zasługą Layli. Krótko
zerknęła na wciąż tkwiącą w tym samym miejscu wampirzycę, by przekonać
się, że tak z uwagą obserwowała krążącą po kręgu siostrę. Wydawała się
zmartwiona, to jednak nie wydało się Elenie zaskakujące, zważywszy na
okoliczności.
W nich aura strachu i moc
miłości
Energia cierpień, czar
namiętności
Północ minęła już bez
wątpienia
W przestrzeń kosmiczną
Twego imienia
– Allegra…
Głos
Isabeau ją zaskoczył. To, że kobieta nagle się zatrzymała, znów lądując w samym
środku kręgu, również. W świątyni na powrót zapanowała cisza, ciężka i pełna
niezrozumiałego dla Eleny napięcia. W samym centrum tego wszystkiego na
powrót wylądowała kapłanka, rzucając się w oczy tak bardzo, jakby
rozświetlał ją jakiś nadnaturalny, intensywny blask. Być może wszystko było
zasługą świec i sposobu, w jaki Layla manipulowała ogniem, niemniej
efekt okazał się co najmniej zadziwiający.
Isabeau
milczała przez dłuższą chwilę, wydając się nad czymś intensywnie myśleć. Mimo
wszystko wciąż wyglądała na równie pewną siebie, co i zazwyczaj, choć to
równie dobrze mogło być wyłącznie doskonałym kłamstwem. Kto jak kto, ale wampiry
bywały doskonałymi aktorami. W zasadzie to samo tyczyło się wszystkich
nieśmiertelnych.
– Sądzę,
że… nie muszę mówić, dlaczego wszyscy tutaj jesteśmy – odezwała się w końcu
kapłanka, starannie dobierając słowa. Głos miała cichy i łagodny, równie
rytmiczny, co i sposób, w jaki Lucas deklamował dla niej wiersz. Nie
trzeba było niczego więcej, by wszyscy zdołali ją usłyszeć. – Zdaję sobie
sprawę, że być może się pośpieszyłam. W dobrym tonie byłoby odczekać
siedem dni, tak jak nakazuje tradycja. Niemniej znam moją matkę i wiem,
czego by ode mnie oczekiwała. – Isabeau zawahała się na moment. – Odebrać życie
gwałtem to zbrodnia… I mówię to ja, wampirzyca. Niemniej to, co się
wydarzyło, sprawia, że nie potrafię milczeć.
Znów
zamilkła, jakby oczekując tego, że ktoś jednak spróbuje zaprotestować. Nic
podobnego nie miało miejsca – w świątyni wciąż panowała cisza, na dodatek
tak przenikliwa, że Elena sama zapragnęła ją przerwać.
Z tym
większą ulgą przyjęła to, że kapłanka po chwili zdecydowała się ponowie
odezwać.
– Widzę
przyszłe tragedie, które szykuje dla nas los. Nigdy tego nie ukrywałam, zresztą
jak i sprawdzalności moich wizji… A sprawdzają się zawsze. – W tamtej
chwili Elena była gotowa wręcz przysiąc, że lodowate spojrzenie Isabeau na
ułamek sekundy spoczęło na niej. – Bogini pozwoliła mi wiedzieć również tym
razem, choć ani ja, ani Allegra nie znałyśmy okoliczności tego, co ostatecznie
się wydarzyło. Nie wnikam dlaczego. Ona też nie pytała, bo całą sobą od zawsze
wierzyła w Selene i to, co przygotowała dla niej bogini – podjęła ze
spokojem Isabeau. Mimo wszystko głos nieznacznie zadrżał jej przy ostatnich
słowach. – Możliwe, że to lekcja. Jedna z wielu, choć nie we wszystkich
wydarzeniach od razu jesteśmy w stanie je dostrzec… I właśnie dlatego
uważam, że powinno się głośno mówić o tym, co się wydarzyło.
Elena mimowolne
się spięła. Co tak naprawdę powinna rozumieć przez te słowa? W milczeniu
wpatrywała się Isabeau, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ta… była inna. Nie
żeby kiedykolwiek poznała tę wampirzycę na tyle, by móc jednoznacznie to ocenić,
ale i tak nie mogła pozbyć się wrażenia, że w kobiecie było coś odmiennego,
wręcz niepokojącego. To, jak zmieniła się pod wpływem panującej w świątyni
atmosfery, było niesamowite, a może to właśnie Beau odpowiedziała za
udzielający się wszystkim wokół nastrój.
Mówić o tym, co się stało…,
pomyślała z niepokojem. Dlaczego nie
chcę o tym słuchać…?
Mimo
wszystko dowiedziała się dość. To już i tak bolało, tym bardziej że
dodatkowo łączyło się z Liz, ale…
– Nigdy nie
wątpiłam w siłę ludzi – oznajmiła z powagą Isabeau. – Człowieczeństwo
to wciąż największy atut, jaki w sobie mamy. Ale to też pułapka… – Przez
twarz wampirzycy przemknął cień. – A może to niewiedza jest tu
najniebezpieczniejsza. Czasami bywa wręcz… zabójcza.
Kolejne
słowa wydawały się przychodzić jej z trudem. Choć wciąż brzmiała na tyle
pewnie, by przykuwać uwagę, Elena odniosła wrażenie, jakby Isabeau sama nie była
pewna tego, co chciała powiedzieć. Albo raczej w jakiś sposób. W zasadzie
prędzej była w stanie wyobrazić sobie, że kapłanka nagle straci
cierpliwość i wybuchnie, zdecydowanie nie zamierzając przebierać w słowach.
Gorycz
wydała się Elenie czymś najzupełniej oczywistym i naturalnym. Dopiero
wtedy dotarło do niej, skąd brały się te wszystkie wątpliwości, które czuła od
chwili pojawienia się w świątyni. Negatywne
emocje…, uświadomiła sobie. Demony potrafiły je wyczuć, nieraz traktując uczucia
niczym pokarm. Możliwe, że z nią również tak było, choć zdecydowanie nie
czułą się dzięki takiej atmosferze silniejsza. Wręcz przeciwnie.
– Moją matkę
zabiła właśnie niewiedza. I to nie jej, a ludzi. Z tego samego
powodu prawie straciłam siostrę.
Milcząca do
tej pory Layla jęknęła.
– Isabeau…
Wampirzyca
energicznie potrząsnęła głową.
– To ważne –
nie dawała za wygraną, z uporem ignorując siostrę. – Mogę tylko zgadywać,
gdzie w tym wszystkim sens. Liczy się, że gdzieś tam wciąż czeka więcej
zagrożeń… Nie tylko Isobel. Ani demony. – Pokręciła głową. W pośpiechu
wyrzucała z siebie kolejne słowa, już nie zastanawiając się nad doborem
słów. Dotychczasowy spokój zniknął na rzecz coraz bardziej wymykających się
spod kontroli emocji. – Są jeszcze ludzi, choć tak łatwo przyszło nam o tym
zapomnieć. Łowcy… Prawdziwi łowcy, kierujący się uprzedzeniami z przeszłości.
Może to zrozumiałe – ten lęk i przekonanie, że należy z nami walczyć.
Ale, na litość bogini, to posuwa się dalej. Tutaj już nie chodzi tylko o samoobronę.
– Urwała, żeby złapać oddech. Błękitne oczy zabłysły niezdrowo. – Moja matka wiedziała,
co prędzej czy później ją spotka. Tyle że z pewnością nie brała pod uwagę,
że zginie z ręki człowieka, na dodatek nie próbując nikogo skrzywdzić. A bogini
jej na to pozwoliła, chociaż wszyscy tak bardzo jej ufamy i… Ja nie…
Tym razem zamilkła
w połowie zdania, najwyraźniej nie będąc w stanie dokończyć. Zamrugała
nieco nieprzytomnie, po czym przyłożyła dłoń do ust, jakby uświadomiła sobie,
że zabrnęła za daleko. Krótko powiodła wzrokiem dookoła, w milczeniu
spoglądając na wpatrzonych w nią nieśmiertelnych. Elena wyczuła poruszenie,
pierwszy raz od chwili rozpoczęcia uroczystości świadoma, że jednak nie był w świątyni
sami. Dotychczasowy spokój i czar Isabeau zniknęły, ustępując miejsca
goryczy.
Wampirzyca
przez dłuższą chwilę tkwiła w miejscu, niespokojnie rozglądając się i dosłownie
chwiejąc na nogach. Zaraz po tym bezceremonialnie odwróciła się na pięcie, ruszając
ku zejściu do podziemi.
– A ogień
oczyszcza – rzuciła w pośpiechu. – Ja… Po prostu zrób to, co miałaś
zrobić, Lay.
Z tymi
słowami w pośpiechu zniknęła zebranym z oczu.
Aldero
drgnął, zupełnie zamierzał za nią ruszyć. Zatrzymał się wyłącznie dlatego, że napotkał
opór ze strony wciąż uczepionej jego ramienia Eleny. Bardziej stanowczo uczepiła
się kuzyna, chociaż prawie nie była tego świadoma. Zareagowała instynktownie,
gotowa wręcz przysiąc, że niepotrzebne zamieszanie było ostatnim, czego tak
naprawdę potrzebowali.
Kuzyn
rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie, ale nie próbował protestować. Oboje
spojrzeli na wciąż tkwiącą w tym samym miejscu Laylę, wyraźnie rozdartą
między popędzeniem za siostrą, a próbą zapanowania nad uroczystością. O ile
to w ogóle miało znaczenie, skoro kapłanka najzwyczajniej w świecie
zdecydowała się wycofać.
– Klif…
Teraz powinniśmy przejść na klif! – doszedł ją pełen napięcia głos Alessi. Dziewczyna
pojawiła się w kręgu, próbując zwrócić na siebie uwagę. – Na tę chwilę
wystarczy. Uroczystość zakończona.
Nie
brzmiała tak pewnie jak Isabeau, ale jakimś cudem jej słowa wystarczyły, by
choć częściowo odzyskać kontrolę. Kiedy w ułamek sekundy później świece
bezceremonialnie zgasły, pogrążając świątynię w ciemnościach, nikt już i tak
nie miał większego wyboru, jak tylko ruszyć ku wyjściu. Elena zawahała się, bynajmniej
nie zaskoczona tym, że Aldero nie ruszył się z miejsca. Została przy nim,
próbując ignorować zamieszanie dookoła i dziwne wrażenie, które wywoływały
w niej przemieszczające się tuż za jej plecami postacie.
Nie tylko
ona i Aldero zdecydowali się zostać. To Layla jako pierwsza rzuciła im się
w oczy, po dłuższej chwili trwania w ciemnościach przywołując ogień,
by choć trochę rozjaśnić wnętrze. Al bez słowa pociągnął Elenę w stronę
ciotki, wyraźnie podenerwowany. Ruszyła za nim, świadoma wyłącznie pustki w głowie
i tego, że uroczystości zdecydowanie nie powinny wyglądać w ten
sposób.
– Cholera… –
Aż wzdrygnęła się, słysząc spięty głos Gabriela, kiedy ten dosłownie zmaterializował
się u boku siostry. – Co to było?
– Nie mam
pojęcia, ale Beau… – Krótko zerknęła ku
zejściu do podziemi. – Idziemy do niej?
– Lepiej ja
to zrobię. Już wcześniej nie miała nastroju – zaproponował natychmiast Dimitr.
Jego obecność również nie wydała się Elenie dziwna. – Tylko co dalej? Radzisz
sobie, Ali?
Stojąca w środku
kręgu dziewczyna jedynie potrząsnęła głową.
– I tak
nie mam większego wyboru – zauważyła, nie kryjąc podenerwowania. – Wielkie
dzięki. O takim chrzcie bojowym marzyłam – rzuciła z przekąsem.
– Wszyscy
wiemy, że dasz sobie radę, księżniczko – zapewnił Gabriel, ale myślami wydawał
się być gdzieś daleko. Elenę nie pierwszy raz uderzyło to, jak bardzo był
blady.
– Arielowi
chyba udało się zapanować nad towarzystwem. Chyba zamierza zaprowadzić ich na
miejsce. – Cammy pojawił się dosłownie znikąd, ale tym razem nawet się nie
wzdrygnęła. Powoli zaczynała do tego przywykać, zresztą w ogólnym zamieszaniu
pojawienie się kuzyna wydało jej się nieistotne. – Co robimy?
– Idźcie z resztą
– powiedział natychmiast Dimitr. – Ja z nią porozmawiam.
– Ale… –
zaczął Aldero, ale jedno spojrzenie wampira wystarczyło, żeby się wycofał.
– Jak ją
znam, dostanie szału, jeśli wszyscy tam teraz pójdziemy – oznajmił z przekonaniem.
– Zresztą lepiej, żeby Alessia nie została z tym sama, prawda?
Elena
szczerze wątpiła, by czyjakolwiek obecność poprawiła kuzynce nastrój, ale
zdecydowała się tego nie komentować. Poczuła na sobie spojrzenie Aldero, więc
tylko wzruszyła ramionami. Uświadomiła sobie, że wciąż zaciskała palce na jego
ramieniu i to wystarczyło, by w pośpiechu się odsunęła, w końcu
poluzowując uścisk.
– Nie tak
miało to wyglądać, prawda? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.
– Ani
trochę – zapewniła natychmiast Layla. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie,
choć wyraźnie próbowała nad sobą zapanować. – Beau poniosło. A przecież
wiedziała, że wcale nie musi tego robić.
Żeby tylko to…
Coś w tej
myśli kolejny raz wzbudziło w Elenie wątpliwości. Czuła się dziwnie,
trochę tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Nie
miała pojęcia, skąd brało się to wrażenie, ale nie podobało jej się, tym
bardziej że dotychczasowy spokój, który przez moment czuła tuż przed rozpoczęciem
uroczystości, po prostu zniknął. W zamian do głosu znów doszła
dezorientacja i narastające z każdą chwilą poczucie pustki, którego w żaden
sposób nie potrafiła sprecyzować.
Nie podobało
jej się to, co działo się z Isabeau – jej emocje i słowa, nieważne
jak bardzo gwałtowne i nieprzemyślane. Dokądkolwiek to wszystko prowadziło,
zdecydowanie nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza podczas uroczystości, która z założenia
powinna przynosić ulgę i oczyszczenie. Tyle przynajmniej zrozumiała,
analizując wiersz, który deklamował Lucas, choć z poezją nigdy nie było
jej po drodze.
Z drugiej
strony, o to chodziło, a przynajmniej takie rozwiązanie wydawało się
Elenie sensowne. Czego, jeśli nie ukojenia, wszyscy potrzebowali po kolejnej
tragedii…?
– Musimy
iść – rzucił spiętym tonem Aldero, wyrywając ją z zamyślenia. Po jego tonie
poznała, że wciąż nie był przekonany, ale przynajmniej nie próbował kłócić się z Dimitrem.
– Nie tak to sobie wyobrażałem.
– Wierz mi,
że ja też.
W tamtej
chwili nie marzyła już o niczym innym prócz tego, by cały ten pogrzeb dobiegł
końca.
*William Blake – „Mroczny Hymn”. Fragmenty zaczerpnięte stąd: KLIK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz