23 lipca 2018

Pięćdziesiąt dwa

Elena
Peter Gundry – „Life's Divide”

Nie potrafiła określić, czy ktoś na nią patrzył. W gruncie rzeczy wcale tego nie chciała, próbując skupić się na Aldero, panującym w świątyni półmroku i nadchodzącej uroczystości. Wystarczyła chwila, by Elena zaczęła czuć się niemalże klaustrofobicznie, do pewnego stopnia przytłoczona liczbą osób, które ścisnęły się w mimo wszystko niewielkiej sali. Również w atmosferze tego miejsca było coś, co sprawiło, że poczuła się nieswojo, raz po raz oglądając się w stronę wyjścia i mając ochotę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie chciała tutaj być. Teraz już nie miała wątpliwości, że być może nawet nie powinna, co samo w sobie wydało jej się niepokojące. Uczucie było uciążliwe i trudne do określenia, na swój sposób przypominając obawy, które towarzyszyły jej przy każdym wschodzie słońca. Z drugiej strony, wciąż nie stanęła w płomieniach, a tym bardziej nic nie wskazywało na to, by miała wylecieć ze świątyni z hukiem, zupełnie jakby była niepożądanym intruzem. Mimo wszystko wydało jej się to pocieszające, nawet jeśli nie była pewna, co powinna o tym sądzić.
Czyli co? Jednak bliżej mi do demona?, pomyślała, próbując określić, co to tak naprawdę oznaczało. Rafael ujmował to w zupełnie inny sposób, ale przecież mógł się mylić. Może w rzeczywistości po śmierci jednak przestała należeć do tego świata, a tym bardziej nie było dla niej miejsca w świątyni poświęconej bogini. Nie żeby kiedykolwiek szczególnie wierzyła, ale z drugiej strony…
Spokój pojawił się nagle, rozchodząc się przyjemnie ciepłą falą po całym jej ciele. Zawahała się, w końcu rozluźniając, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Przypominało to trochę sposób, w jaki czuła się, kiedy Jasper próbował wykorzystywać swoje zdolności, jednak tym razem zdecydowanie nie było to zasługą tego z jej przybranych braci. Jako jedyna pojawiła się na pogrzebie, a przynajmniej taki od samego początku był plan.
Cokolwiek to oznaczało, liczyło się, że wątpliwości w ułamku sekundy zniknęły, zresztą jak i poczucie, że mogłaby nie być mile widziana w tym miejscu. Wszystko to zniknęło, pozostawiając po sobie wyłącznie ulgę i przyjemne ciepło, które błyskawicznie rozeszło się po całym jej ciele. W jednej chwili poczuła się po prostu dobrze, mimowolnie rozluźniając i będąc w stanie z łatwością zignorować zebrane w świątyni osoby. Nawet jeśli ktoś faktycznie zwracał na nią uwagę bardziej niż powinien, nie była tego świadoma. Co prawa to nie był pierwszy raz, kiedy z wprawą ignorowała niechciane towarzystwo, ale dawno nie czuła się przy tym aż tak pewna siebie.
Łagodny blask świec skutecznie rozpraszał półmrok. Choć wewnątrz świątyni wciąż łatwo można było poczuć się klaustrofobicznie, w ciemnościach nie była w stanie dostrzec ścian. Uwagę przykuwał przede wszystkim przystrojony kwiatami ołtarzyk i krąg ze świec – jedyne miejsce, gdzie wciąż dało się zauważyć chociaż skrawek wolnej przestrzeni. Nie zaprotestowała, kiedy Aldero pociągnął ją za sobą, chcąc znaleźć się bliżej. Zarówno on, jak i jego brat byli na tyle charakterystycznie, że bez większych problemów przepuszczono ich naprzód, ale Elena wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Nigdy dotąd nie była na pogrzebie. Nie takim, choć słyszała to i owo na temat uroczystości. Z pewnością w grę wchodził ogień, dlatego nie zaskoczył jej widok Layli, która przystanęła gdzieś z boku, nerwowo podrygując. Jasne włosy mocno kontrastowały z czarną sukienką, którą miała na sobie. Sama Lay wydawała się nienaturalnie wręcz blada, co w przypadku kogoś, kogo dręczyła wieczna gorączka, wyjątkowo rzucało się w oczy. Raz po raz spoglądała w stronę zejścia do podziemi świątyni, najpewniej wypatrując Isabeau.
– Nie widzę… Cóż, ciała – odezwała się cicho, nie kryjąc podenerwowania. Z siłą zacisnęła palce na ramieniu Aldero, mocniej do niego przywierając. – Nie żebym narzekała, ale myślałam…
Urwała, kiedy wampir energicznie potrząsnął głową.
– Z założenia też powinniśmy siedem dni czuwać przy zmarłych. Tyle że mama źle to znosi. – Al westchnął przeciągle. – Z tego, co wiem, najważniejsze rozegra się na cmentarzu. Teraz chodzi raczej o oczyszczenie.
Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Zawahała się, przez moment zastanawiając nad tym, czy powinna zacząć żałować, że na własne życzenie zgodziła się wziąć w tym udział, ale prawie natychmiast wzięła się w garść.
Kiedy chwilę później w końcu pojawiła się Isabeau, już i tak nie miała większego wyboru, jak tylko skupić się na uroczystości.
Czegokolwiek nie powiedziałaby o wampirzycy, nie mogła zaprzeczyć, że Beau wyglądała zjawiskowo. Choć blada i obojętna, nawet w takim stanie miała coś, co przyciągało uwagę. Z wolna weszła w utworzony ze świec krąg, zatrzymując się na samym środku i w milczeniu wodząc wzrokiem dookoła. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślała albo czuła. Elena zawahała się, na moment wytrącona z równowagi zadziwiającą wręcz pustką, bijącą do lśniących, przypominających zamarzającą wodę oczu. Przez ułamek sekundy poczuła się wręcz zagrożona, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe, zwłaszcza że kapłanka nie zwracała na nią większej uwagi.
Nie pamiętała już, kiedy ostatnim razem brała udział w jakiejkolwiek uroczystości. Od przeprowadzki z Miasta Nocy minęło sporo czasu, zresztą nigdy nie zwracała większej uwagi na pielęgnowane przez żyjące w tym miejscu wampiry tradycje. Pamiętała jedynie, że miało to w sobie coś hipnotyzującego – muzyka, kwiaty i piękna kobieta w samym środku tego wszystkiego. W gruncie rzeczy niewiele się zmieniło, a w równym stopniu urzeczona, co i zaniepokojona, wpatrywała się w Isabeau.
Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że dookoła zapanowała nieprzenikniona cisza. Tak po prostu – dogłębna, przenikliwa i wręcz nienaturalna, zważywszy na to, ile zebrało się osób. Elena obejrzała się przez ramię, chcąc upewnić czy świątynia jakimś cudem nie opustoszała, szybko jednak odkryła, że tuż za nią jak najbardziej wciąż kłębiły się liczne, odziane w czerń postacie. Coś w tym widoku sprawiło, że serce podeszło jej do gardła, bijąc jeszcze szybciej i bardziej gwałtownie.
Wyprostowała się niczym struna, na powrót przenosząc wzrok na Isabeau. Zaraz po tym przeciągające się milczenie przerwał łagodny, rytmiczny głos Lucasa, choć mimo usilnych starań nie była w stanie wypatrzeć wampira.
Na nocnym niebie chmury się kłębią
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią
Podmuchy wiatru liśćmi targają
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają
Chłód mnie przenika do szpiku kości
Ciemność rozgrzewa – kocham Ciemności...*
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, przez ułamek sekundy gotowa przysiąc, że jednak nie wytrzyma i po prostu odwróci się na pięcie, by jak najszybciej wyjść. Bardziej stanowczo uchwyciła się ramienia Aldero, mając wrażenie, że niewiele brakuje, by w przypływie gwałtowności połamała mu kości. Spróbowała nad sobą zapanować, ale to okazało się trudne, tym bardziej że kuzyn w żaden sposób nie okazał tego, że miał do niej o zachowanie pretensje.
Kiedy na niego spojrzała, przekonała się, że z uwagą przypatrywał się matce, co uświadomiło jej, że Isabeau ruszyła się z miejsca. Milczała, jednocześnie ostrożnie przechadzając się po krawędzi kręgu. Choć tym razem uroczystości nie towarzyszyła żadna muzyka, zachowywała się tak, jakby głos Lucasa sam w sobie był doskonałą pod każdym względem melodią. Poruszała się z gracją, jakby płynęła albo unosiła się w powietrzu. Również miała na sobie czarną suknię, ta jednak wydawała się wykonana z tak delikatnego, zwiewnego materiału, że przypominała Elenie kłębiący się dym – i to zwłaszcza gdy Beau pozostawiała w ruchu, a tren dosłownie wił się u jej stóp. Blask świec rzucał długie cienie, co wydało się dziewczynie jeszcze bardziej niepokojące, zwłaszcza że jak na zawołanie pomyślała o lubiących kryć się w takich warunkach demonach.
Zdecydowanie jestem przewrażliwiona, pomyślała mimochodem. To, że na motyw przewodni wybrano dodatkowo wiersz o Ciemności, wszystko komplikowało.
Na horyzoncie widać tańczące
Rozbłyski burzę obwieszczające
Wraz z tymi słowami, jakby na zawołanie świece zapłonęły bardziej intensywnie. Gdzieś w mroku zamajaczyło ich więcej, w miejsca, w których nawet przy wyostrzonych zmysłach trudno było je wcześniej dostrzec. Coś w tym blasku sprawiło, że Elena poczuła się lepiej, aż nazbyt świadoma, że wszystko było zasługą Layli. Krótko zerknęła na wciąż tkwiącą w tym samym miejscu wampirzycę, by przekonać się, że tak z uwagą obserwowała krążącą po kręgu siostrę. Wydawała się zmartwiona, to jednak nie wydało się Elenie zaskakujące, zważywszy na okoliczności.

W nich aura strachu i moc miłości
Energia cierpień, czar namiętności
Północ minęła już bez wątpienia
W przestrzeń kosmiczną Twego imienia

– Allegra…
Głos Isabeau ją zaskoczył. To, że kobieta nagle się zatrzymała, znów lądując w samym środku kręgu, również. W świątyni na powrót zapanowała cisza, ciężka i pełna niezrozumiałego dla Eleny napięcia. W samym centrum tego wszystkiego na powrót wylądowała kapłanka, rzucając się w oczy tak bardzo, jakby rozświetlał ją jakiś nadnaturalny, intensywny blask. Być może wszystko było zasługą świec i sposobu, w jaki Layla manipulowała ogniem, niemniej efekt okazał się co najmniej zadziwiający.
Isabeau milczała przez dłuższą chwilę, wydając się nad czymś intensywnie myśleć. Mimo wszystko wciąż wyglądała na równie pewną siebie, co i zazwyczaj, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie doskonałym kłamstwem. Kto jak kto, ale wampiry bywały doskonałymi aktorami. W zasadzie to samo tyczyło się wszystkich nieśmiertelnych.
– Sądzę, że… nie muszę mówić, dlaczego wszyscy tutaj jesteśmy – odezwała się w końcu kapłanka, starannie dobierając słowa. Głos miała cichy i łagodny, równie rytmiczny, co i sposób, w jaki Lucas deklamował dla niej wiersz. Nie trzeba było niczego więcej, by wszyscy zdołali ją usłyszeć. – Zdaję sobie sprawę, że być może się pośpieszyłam. W dobrym tonie byłoby odczekać siedem dni, tak jak nakazuje tradycja. Niemniej znam moją matkę i wiem, czego by ode mnie oczekiwała. – Isabeau zawahała się na moment. – Odebrać życie gwałtem to zbrodnia… I mówię to ja, wampirzyca. Niemniej to, co się wydarzyło, sprawia, że nie potrafię milczeć.
Znów zamilkła, jakby oczekując tego, że ktoś jednak spróbuje zaprotestować. Nic podobnego nie miało miejsca – w świątyni wciąż panowała cisza, na dodatek tak przenikliwa, że Elena sama zapragnęła ją przerwać.
Z tym większą ulgą przyjęła to, że kapłanka po chwili zdecydowała się ponowie odezwać.
– Widzę przyszłe tragedie, które szykuje dla nas los. Nigdy tego nie ukrywałam, zresztą jak i sprawdzalności moich wizji… A sprawdzają się zawsze. – W tamtej chwili Elena była gotowa wręcz przysiąc, że lodowate spojrzenie Isabeau na ułamek sekundy spoczęło na niej. – Bogini pozwoliła mi wiedzieć również tym razem, choć ani ja, ani Allegra nie znałyśmy okoliczności tego, co ostatecznie się wydarzyło. Nie wnikam dlaczego. Ona też nie pytała, bo całą sobą od zawsze wierzyła w Selene i to, co przygotowała dla niej bogini – podjęła ze spokojem Isabeau. Mimo wszystko głos nieznacznie zadrżał jej przy ostatnich słowach. – Możliwe, że to lekcja. Jedna z wielu, choć nie we wszystkich wydarzeniach od razu jesteśmy w stanie je dostrzec… I właśnie dlatego uważam, że powinno się głośno mówić o tym, co się wydarzyło.
Elena mimowolne się spięła. Co tak naprawdę powinna rozumieć przez te słowa? W milczeniu wpatrywała się Isabeau, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ta… była inna. Nie żeby kiedykolwiek poznała tę wampirzycę na tyle, by móc jednoznacznie to ocenić, ale i tak nie mogła pozbyć się wrażenia, że w kobiecie było coś odmiennego, wręcz niepokojącego. To, jak zmieniła się pod wpływem panującej w świątyni atmosfery, było niesamowite, a może to właśnie Beau odpowiedziała za udzielający się wszystkim wokół nastrój.
Mówić o tym, co się stało…, pomyślała z niepokojem. Dlaczego nie chcę o tym słuchać…?
Mimo wszystko dowiedziała się dość. To już i tak bolało, tym bardziej że dodatkowo łączyło się z Liz, ale…
– Nigdy nie wątpiłam w siłę ludzi – oznajmiła z powagą Isabeau. – Człowieczeństwo to wciąż największy atut, jaki w sobie mamy. Ale to też pułapka… – Przez twarz wampirzycy przemknął cień. – A może to niewiedza jest tu najniebezpieczniejsza. Czasami bywa wręcz… zabójcza.
Kolejne słowa wydawały się przychodzić jej z trudem. Choć wciąż brzmiała na tyle pewnie, by przykuwać uwagę, Elena odniosła wrażenie, jakby Isabeau sama nie była pewna tego, co chciała powiedzieć. Albo raczej w jakiś sposób. W zasadzie prędzej była w stanie wyobrazić sobie, że kapłanka nagle straci cierpliwość i wybuchnie, zdecydowanie nie zamierzając przebierać w słowach.
Gorycz wydała się Elenie czymś najzupełniej oczywistym i naturalnym. Dopiero wtedy dotarło do niej, skąd brały się te wszystkie wątpliwości, które czuła od chwili pojawienia się w świątyni. Negatywne emocje…, uświadomiła sobie. Demony potrafiły je wyczuć, nieraz traktując uczucia niczym pokarm. Możliwe, że z nią również tak było, choć zdecydowanie nie czułą się dzięki takiej atmosferze silniejsza. Wręcz przeciwnie.
– Moją matkę zabiła właśnie niewiedza. I to nie jej, a ludzi. Z tego samego powodu prawie straciłam siostrę.
Milcząca do tej pory Layla jęknęła.
– Isabeau…
Wampirzyca energicznie potrząsnęła głową.
– To ważne – nie dawała za wygraną, z uporem ignorując siostrę. – Mogę tylko zgadywać, gdzie w tym wszystkim sens. Liczy się, że gdzieś tam wciąż czeka więcej zagrożeń… Nie tylko Isobel. Ani demony. – Pokręciła głową. W pośpiechu wyrzucała z siebie kolejne słowa, już nie zastanawiając się nad doborem słów. Dotychczasowy spokój zniknął na rzecz coraz bardziej wymykających się spod kontroli emocji. – Są jeszcze ludzi, choć tak łatwo przyszło nam o tym zapomnieć. Łowcy… Prawdziwi łowcy, kierujący się uprzedzeniami z przeszłości. Może to zrozumiałe – ten lęk i przekonanie, że należy z nami walczyć. Ale, na litość bogini, to posuwa się dalej. Tutaj już nie chodzi tylko o samoobronę. – Urwała, żeby złapać oddech. Błękitne oczy zabłysły niezdrowo. – Moja matka wiedziała, co prędzej czy później ją spotka. Tyle że z pewnością nie brała pod uwagę, że zginie z ręki człowieka, na dodatek nie próbując nikogo skrzywdzić. A bogini jej na to pozwoliła, chociaż wszyscy tak bardzo jej ufamy i… Ja nie…
Tym razem zamilkła w połowie zdania, najwyraźniej nie będąc w stanie dokończyć. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym przyłożyła dłoń do ust, jakby uświadomiła sobie, że zabrnęła za daleko. Krótko powiodła wzrokiem dookoła, w milczeniu spoglądając na wpatrzonych w nią nieśmiertelnych. Elena wyczuła poruszenie, pierwszy raz od chwili rozpoczęcia uroczystości świadoma, że jednak nie był w świątyni sami. Dotychczasowy spokój i czar Isabeau zniknęły, ustępując miejsca goryczy.
Wampirzyca przez dłuższą chwilę tkwiła w miejscu, niespokojnie rozglądając się i dosłownie chwiejąc na nogach. Zaraz po tym bezceremonialnie odwróciła się na pięcie, ruszając ku zejściu do podziemi.
– A ogień oczyszcza – rzuciła w pośpiechu. – Ja… Po prostu zrób to, co miałaś zrobić, Lay.
Z tymi słowami w pośpiechu zniknęła zebranym z oczu.
Aldero drgnął, zupełnie zamierzał za nią ruszyć. Zatrzymał się wyłącznie dlatego, że napotkał opór ze strony wciąż uczepionej jego ramienia Eleny. Bardziej stanowczo uczepiła się kuzyna, chociaż prawie nie była tego świadoma. Zareagowała instynktownie, gotowa wręcz przysiąc, że niepotrzebne zamieszanie było ostatnim, czego tak naprawdę potrzebowali.
Kuzyn rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie, ale nie próbował protestować. Oboje spojrzeli na wciąż tkwiącą w tym samym miejscu Laylę, wyraźnie rozdartą między popędzeniem za siostrą, a próbą zapanowania nad uroczystością. O ile to w ogóle miało znaczenie, skoro kapłanka najzwyczajniej w świecie zdecydowała się wycofać.
– Klif… Teraz powinniśmy przejść na klif! – doszedł ją pełen napięcia głos Alessi. Dziewczyna pojawiła się w kręgu, próbując zwrócić na siebie uwagę. – Na tę chwilę wystarczy. Uroczystość zakończona.
Nie brzmiała tak pewnie jak Isabeau, ale jakimś cudem jej słowa wystarczyły, by choć częściowo odzyskać kontrolę. Kiedy w ułamek sekundy później świece bezceremonialnie zgasły, pogrążając świątynię w ciemnościach, nikt już i tak nie miał większego wyboru, jak tylko ruszyć ku wyjściu. Elena zawahała się, bynajmniej nie zaskoczona tym, że Aldero nie ruszył się z miejsca. Została przy nim, próbując ignorować zamieszanie dookoła i dziwne wrażenie, które wywoływały w niej przemieszczające się tuż za jej plecami postacie.
Nie tylko ona i Aldero zdecydowali się zostać. To Layla jako pierwsza rzuciła im się w oczy, po dłuższej chwili trwania w ciemnościach przywołując ogień, by choć trochę rozjaśnić wnętrze. Al bez słowa pociągnął Elenę w stronę ciotki, wyraźnie podenerwowany. Ruszyła za nim, świadoma wyłącznie pustki w głowie i tego, że uroczystości zdecydowanie nie powinny wyglądać w ten sposób.
– Cholera… – Aż wzdrygnęła się, słysząc spięty głos Gabriela, kiedy ten dosłownie zmaterializował się u boku siostry. – Co to było?
– Nie mam pojęcia, ale Beau…  – Krótko zerknęła ku zejściu do podziemi. – Idziemy do niej?
– Lepiej ja to zrobię. Już wcześniej nie miała nastroju – zaproponował natychmiast Dimitr. Jego obecność również nie wydała się Elenie dziwna. – Tylko co dalej? Radzisz sobie, Ali?
Stojąca w środku kręgu dziewczyna jedynie potrząsnęła głową.
– I tak nie mam większego wyboru – zauważyła, nie kryjąc podenerwowania. – Wielkie dzięki. O takim chrzcie bojowym marzyłam – rzuciła z przekąsem.
– Wszyscy wiemy, że dasz sobie radę, księżniczko – zapewnił Gabriel, ale myślami wydawał się być gdzieś daleko. Elenę nie pierwszy raz uderzyło to, jak bardzo był blady.
– Arielowi chyba udało się zapanować nad towarzystwem. Chyba zamierza zaprowadzić ich na miejsce. – Cammy pojawił się dosłownie znikąd, ale tym razem nawet się nie wzdrygnęła. Powoli zaczynała do tego przywykać, zresztą w ogólnym zamieszaniu pojawienie się kuzyna wydało jej się nieistotne. – Co robimy?
– Idźcie z resztą – powiedział natychmiast Dimitr. – Ja z nią porozmawiam.
– Ale… – zaczął Aldero, ale jedno spojrzenie wampira wystarczyło, żeby się wycofał.
– Jak ją znam, dostanie szału, jeśli wszyscy tam teraz pójdziemy – oznajmił z przekonaniem. – Zresztą lepiej, żeby Alessia nie została z tym sama, prawda?
Elena szczerze wątpiła, by czyjakolwiek obecność poprawiła kuzynce nastrój, ale zdecydowała się tego nie komentować. Poczuła na sobie spojrzenie Aldero, więc tylko wzruszyła ramionami. Uświadomiła sobie, że wciąż zaciskała palce na jego ramieniu i to wystarczyło, by w pośpiechu się odsunęła, w końcu poluzowując uścisk.
– Nie tak miało to wyglądać, prawda? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.
– Ani trochę – zapewniła natychmiast Layla. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie, choć wyraźnie próbowała nad sobą zapanować. – Beau poniosło. A przecież wiedziała, że wcale nie musi tego robić.
Żeby tylko to…
Coś w tej myśli kolejny raz wzbudziło w Elenie wątpliwości. Czuła się dziwnie, trochę tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Nie miała pojęcia, skąd brało się to wrażenie, ale nie podobało jej się, tym bardziej że dotychczasowy spokój, który przez moment czuła tuż przed rozpoczęciem uroczystości, po prostu zniknął. W zamian do głosu znów doszła dezorientacja i narastające z każdą chwilą poczucie pustki, którego w żaden sposób nie potrafiła sprecyzować.
Nie podobało jej się to, co działo się z Isabeau – jej emocje i słowa, nieważne jak bardzo gwałtowne i nieprzemyślane. Dokądkolwiek to wszystko prowadziło, zdecydowanie nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza podczas uroczystości, która z założenia powinna przynosić ulgę i oczyszczenie. Tyle przynajmniej zrozumiała, analizując wiersz, który deklamował Lucas, choć z poezją nigdy nie było jej po drodze.
Z drugiej strony, o to chodziło, a przynajmniej takie rozwiązanie wydawało się Elenie sensowne. Czego, jeśli nie ukojenia, wszyscy potrzebowali po kolejnej tragedii…?
– Musimy iść – rzucił spiętym tonem Aldero, wyrywając ją z zamyślenia. Po jego tonie poznała, że wciąż nie był przekonany, ale przynajmniej nie próbował kłócić się z Dimitrem. – Nie tak to sobie wyobrażałem.
– Wierz mi, że ja też.
W tamtej chwili nie marzyła już o niczym innym prócz tego, by cały ten pogrzeb dobiegł końca.
*William Blake – „Mroczny Hymn”. Fragmenty zaczerpnięte stąd: KLIK.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa