
Elena
Zamarła w bezruchu,
spoglądając na Rafaela tak, jakby widziała go po raz pierwszy. To miał być
jakiś żart? W naturalny sposób pomyślała, że najpewniej tak, tym bardziej,
że wciąż nie dochodził do niej pełen sens jego wypowiedzi. Być może tak było
nawet lepiej, bo gdyby okazało się, że w takiej sytuacji mógłby robić
sobie z niej żarty, wtedy po prostu by go zabiła, nie wspominając o tym,
że…
Ale on był
poważny i nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał nagle wybuchnąć
śmiechem. Obserwował ją spokojnie, w ten przenikliwy sposób, który zdążyła
już poznać i który stopniowo zaczynał doprowadzać ją do szału. Słodka
bogini, jeśli tak było, a on naprawdę sugerował jej to, co właśnie
zrozumiała… W przypadku Rafy była gotowa uwierzyć w wiele, ale
zdecydowanie nie wpadłaby na coś takiego.
Milczała,
choć czuła, że powinna się odezwać – to byłoby naturalne w obecnej
sytuacji. A jednak w głowie miała pustkę, zaś sformułowanie chociaż
kilku, choćby względnie sensownych słów, nagle zaczęło graniczyć z cudem.
– Elena? –
pojawił ją i w tamtej chwili wydał jej się co najmniej niespokojny. – Zrozumiałaś
w ogóle to, co powiedziałem? Jeśli nadal jesteś na mnie zła…
– Żartujesz
sobie ze mnie? – przerwała mu, nie mogąc się powstrzymać. Jej głos zabrzmiał co
najmniej dziwnie, bardziej niż zwykle piskliwy i bynajmniej nie należący
do kogoś, kto miałby szansę zapanować nad sytuacją.
Serafin
spojrzał na nią spod uniesionych brwi.
– Nie
śmiałbym – oznajmił z powagą.
Skinęła
głową, choć jego słowa niczego nie wyjaśniały. Z drugiej strony, być może
jakiekolwiek tłumaczenie wydawało mu się zbędne – w końcu z technicznego
punktu widzenia jego komunikat był aż nazbyt oczywisty.
Powiedział,
że chce ją poślubić.
Ją. Tak po
prostu i…
To nie
miało sensu.
– Jak ty…?
– Urwała, coraz bardziej oszołomiona. Miała wrażenie, że mówił do niej w jakimś
innym, obcym języku, choć zarazem wydawało się to aż nazbyt oczywiste. Proste
pytanie, które jej zadał i na które powinna odpowiedzieć bez choćby cienia
wahania. – O czym ty do mnie mówisz, Rafa?
Liczyła się
z tym, że w ten sposób może go urazić, a w najgorszym wypadku
nawet zdenerwować, więc tym bardziej zaskoczył ją tym, że pozostał spokojny. W zamian
jak gdyby nigdy nic zajął miejsce na łóżku, siadając tuż przy niej i w
najzupełniej naturalnym geście ujmując ją za rękę.
–
Podejrzewam, że nie w ten sposób sobie to wyobrażałaś, co lilan? Jasne, powinnaś otrzymać więcej…
Coś innego w bardziej sprzyjających warunkach – stwierdził, a ona
zesztywniała. Naprawdę uważał, że w obecnej sytuacji właśnie to było jej
największym zmartwieniem? – Piękno w otoczeniu rożnych płatków i…
– Co ty
pieprzysz? – wyrwało jej się.
Spojrzał na
nią z blaskiem w oczach, co najmniej rozbawiony kierunkiem, który
przybrała rozmowa. Zdawała sobie sprawę z tego, że takie pytanie
zabrzmiało co najmniej marnie, biorąc pod uwagę to, o czym powinni mówić,
ale nie dbała o to. Wiedziała już, że był poważny, ale sama kwestia ślubu,
który właśnie jej sugerował, wydała się Elenie co najmniej szalona.
– Byłoby
miło, gdybyś jednak zaczęła uważać na słowa – zasugerował niemalże łagodnie
demon. Pomyślała, że najpewniej doskonale bawił się jej kosztem. – Jakbyś do
tego wszystkiego mi odpowiedziała, wtedy już w ogóle byłbym zadowolony. I nie
patrz na mnie w ten sposób, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że nie wszystko jest zgodne z obyczajami. To, że do tej pory takie kwestie
mnie nie interesowały, nie oznacza, że niczego nie zaobserwowałem – zapewnił i uśmiechnął
się w pozbawiony wesołości sposób. – Mógłbym zrobić to tradycyjnie i poprosić
rodziców o rękę córki, ale podejrzewam, że to nieco problematyczna
kwestia.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Nie pojmowała,
jakim cudem mógł naigrywać się z niej akurat teraz, ale po chwili wahania
doszła do wniosku, że to najmniej istotna kwestia. Miała już pewność, że mówił
poważnie – przynajmniej tak to brzmiało – ale nie czuła się dzięki temu ani
trochę lepiej. Wręcz przeciwnie: sytuacja zaczynała ją przerastać, w równym
stopniu nieprawdopodobna, co i na swój sposób niesamowita.
Ponieważ
chciał ją. Przecież sam powiedział, że pragnął ją za żonę, ale…
– Jak ty to
sobie wyobrażasz? – zapytała tak cicho, że ledwo była w stanie zrozumieć
samą siebie. – Dlaczego teraz? Przecież my… Ile czasu się znamy, Rafa? –
dodała, bo kilka miesięcy zdecydowanie nie pomagało jej w podjęciu
decyzji.
– Jakie to
ma znaczenie w naszym przypadku? – zapytał z powątpiewaniem. – Jesteś
moja, Eleno… I oferuję ci siebie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zrobię coś
takiego, a jednak… – Urwał, dając jej czas na zebranie myśli. – Nie wiem,
co stanie się podczas tego balu, lilan.
– Więc
jednak nie jesteś taki pewien tego, że jestem bezpieczna.
Zawahał
się, ale ostatecznie skinął głową.
– Biorę pod
uwagę różne możliwości – przyznał, ostrożnie dobierając słowa. – Poza tym
myślałem o tym już od dłuższego czasu… I jestem coraz pewniejszy
tego, że chcę, żebyś była moja.
– Była twoja – powtórzyła z naciskiem,
mając wątpliwości do wydźwięku tych słów. Czasami martwiła się tym, jak musiał
na nią spoglądać w takich chwilach. – Rafa…
– Nie
przejmuj się. Oboje wiemy, że nie pozwolisz na to, żebym cię stłamsił – mruknął
ze słabym uśmiechem. – Pod tym względem jesteś wyjątkowa.
Słuchała,
będąc w stanie co najwyżej na niego patrzeć. Nadmiar informacji sprawiał,
że zaczynało kręcić jej się w głowie, co samo w sobie okazało się dekoncentrujące.
To, że czuła, iż zdecydowanie zbyt długo zwlekała z udzieleniem mu
odpowiedzi, również nie poprawiało jej nastroju. O ile to jednak nie był
jakiś szalony sen, właśnie została poproszona o rękę – tak po prostu,
jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Taka sytuacja miała prawo
namieszać w głowie i to na dodatek w dość znaczący sposób.
Problem
polegał na tym, że to wciąż do niej nie docierało, Elena zaś za wszelką cenę
chciała spróbować zrozumieć, co takiego właśnie działo się wokół niej.
– Jak ty to
sobie wyobrażasz? – zapytała wprost. To nie był najlepszy moment na to, żeby dyskutować
o tym, czy faktycznie miała silny charakter. – Powiedziałeś, że chcesz
żebym… za ciebie wyszła – powiedziała w końcu, choć tych kilka słów ledwo
było w stanie przejść dziewczynie przez usta. – Ja. Za ciebie… Zanim
wyjedziesz – dodała, a potem coś sobie uświadomiła. – Mówiłeś, że kiedy
masz do niej dołączyć?
– Jutro
wieczorem już mnie tutaj nie będzie.
Zaklęła, po
czym błyskawicznie poderwała się na równe nogi, sama niepewna tego, jakim cudem
udało jej się utrzymać pion. Nie była w stanie ustać w miejscu, przez
co ostatecznie zaczęła niespokojnie krążyć, czując narastające z każdą
kolejną sekundą zdenerwowanie. A niech go szlag! Sytuacja robiła się coraz
bardziej szalona, zaś Elena nie miała pojęcia, co takiego powinna zrobić, czy
mieć szansę odzyskać kontrolę. W głowie miała pustkę, nadmiar bodźców nie
pozwalał na zebranie myśli, z kolei ona…
Och, mogła
umrzeć.
Rafael nie
powiedział jej tego wprost – nie zrobił tego ani razu od chwili, w której pojawił
się temat wizji, którą miała Isabeau – ale przecież wiedziała swoje. Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że to, co przewidziała wampirzyca, prędzej
czy później musiało się spełnić, nawet jeśli demon temu zaprzeczał. Próbował
udawać, że wszystko jest w porządku, ale ona wbrew jego opinii nie była
głupia – wiedziała, że oboje tak naprawdę udają o wiele silniejszych,
aniżeli byli w rzeczywistości. Co więcej, każde z nich na swój sposób
czuło się co najmniej zaniepokojone, choć i tego nie zamierzali przyznać.
Aż do tego
– bo jego prośba jednoznacznie świadczyła o tym, że brał pod uwagę każde
rozwiązanie, w mniej lub bardziej świadomy sposób próbując odzyskać
kontrolę na sytuacją.
Zawahała się,
niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. W zamian bez pośpiechu
podeszła do Rafaela, zatrzymując się tuż naprzeciwko demona i uważnie
mierząc go wzrokiem. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, wyciągnęła przed siebie
rękę, by moc dotknąć jego policzka. Nie odsunął się, pozwalając, by przesunęła
się jeszcze bliżej, niejako wpadając mu w ramiona. Objął ją, pozwalając
żeby przesunęła się bliżej, niejako ocierając o jego tors i wciąż przesuwając
palcami po twarzy nieśmiertelnego. Przez chwilę miała ochotę go pocałować, ale
powstrzymała się, aż nazbyt świadoma tego, że gdyby tylko się na to
zdecydowała, dalsza rozmowa raczej nie miałaby racji bytu, przynajmniej przez
kilka następnych minut.
– Co
powinnam sądzić o tym, co stało się w centrum? – zapytała w końcu,
choć cała złość uleciała z niej równie nagle, co wcześniej się pojawiła.
Teraz czuła przede wszystkim coś, co wydawało się stanowić mieszankę
podekscytowana i strachu zarazem. Wciąż brała pod uwagę, że to wszystko
może być snem, ale z drugiej strony… – W porządku, nie chciałeś tego,
o co cię oskarżyłam… Tak sądzę – dodała po chwili wahania. – A teraz
sugerujesz mi coś takiego.
– Gdybyś
nie odstawiła takiej sceny, najpewniej wyszłabyś ze sklepu z pierścionkiem
na palcu – oznajmił takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Mówiłem już, że jestem problematyczna, Eleno.
Prychnęła,
wręcz nie dowierzając temu, że po tym wszystkim tak po prostu był w stanie
zasugerować, że wszystko niejako było jej winą. Jasne, być może przesadziła,
ale co innego miała sobie pomyśleć? Sam zresztą nie zachował się lepiej, w żaden
sposób nie sugerując tego, czego tak naprawdę od niej oczekiwał. Do głowy by
jej nie przyszło, że ostatecznie usłyszy taką propozycję, ale z drugiej
strony… chyba właśnie o to chodziło, prawda? Na brak niespodzianki nie
mogła narzekać, choć zarazem sama nie była pewna czy w tym przypadku to
było dobre, czy może wręcz przeciwnie.
– Wkurzasz
mnie, wiesz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Posłał jej
znajomy już, cyniczny uśmieszek.
– Wzajemnie,
lilan. Nie sądzę, żeby po ślubie coś w tej
kwestii uległo zmianie – dodał, a w niej aż się zagotowało.
– Jeszcze za
ciebie nie wyszłam – warknęła, nawet nie zastanawiając się nad doborem słów.
Kolejny
uśmieszek wytrącił ją z równowagi bardziej niż cokolwiek innego.
– To „jeszcze”
sugeruje, że jak najbardziej masz taki zamiar – zauważył niemalże pogodnym
tonem.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, w głowie szukając jakiejś sensownej,
odpowiednio złośliwej odpowiedzi, ale Rafael nie zamierzał czekać na to, aż
zdecyduje się odezwać. Omal nie wyszła z siebie, kiedy zdecydowanym ruchem
przyciągnął ją do siebie, zaciskając obie dłonie na ramionach zaskoczonej
dziewczyny i jak gdyby nigdy nic spoglądając jej w oczy.
Mimo
wszystko było w jego spojrzeniu coś, co sprawiło, że poczuła się pewniej. W gruncie
rzeczy sama nie była pewna tego, co i dlaczego czuła, ale doszła do
wniosku, że to najmniej istotne. Musiała pewne rzeczy przemyśleć, a to w jego
towarzystwie zdecydowanie nie miało być możliwe.
– Kiedy się
zobaczymy, zrobię to jak należy… Albo i nie – wyszeptał i bez
jakichkolwiek zbędnych wyjaśnień krótko musnął wargami jej usta. W osłupieniu
odwzajemniła pocałunek, mając niejasne wrażenie, że Rafa już sam odpowiedział
sobie na własne pytanie, niejako nie pozostawiając jej innego wyboru jak to,
żeby się zgodzić. – Bądź taka dobra i zamiast dalej się boczyć, przyjdź
jutro rano do apartamentowca, w porządku? Może kapliczka byłaby bardziej
adekwatna, ale…
– Nie
zamierzam nawet brać pod uwagę tego, że miałabym brać ślub na cmentarzu –
syknęła, decydując się postawić sprawę jasno.
Coś
podpowiedziało jej, że w odpowiedzi na to stwierdzenie, demon jedynie
wywrócił oczami. Swoją drogą, była gotowa przysiąc, że znów zaczynała się
pogrążać, zwłaszcza z jego perspektywy.
– Tak tylko
sprawdzałem – zreflektował się pośpiesznie. Po jego tonie trudno było
stwierdzić, czy w istocie sobie w tej kwestii z niej żartował. –
Przypomnę i tylko, że mamy bardzo mało czasu… Ale to żadna przeszkoda –
stwierdził ze spokojem. – Sukienkę już masz. Biel to biel.
Nerwowo zacisnęła
dłonie w pięści. Miała przez to rozumieć, że to w jakiś pokrętny sposób
również zostało ukartowane…?
W końcu czemu nie, prawda? Sam przyznał, że
potrafi mieszać innym w głowach…
–
Wyrzuciłam ją – przyznała, ale entuzjazm Rafaela bynajmniej nie przygasł.
– Miriam
twierdzi, że dla niej jest zbyt jasna i najpewniej za ciasna w biuście…
Cokolwiek to znaczy – oznajmił, a ona prychnęła. Mogła się tego
spodziewać, zresztą jak i wyjątkowego „komplementu” ze strony tej
demonicy.
– Podziękuj
jej – zadrwiła, nie szczędząc sobie sarkazmu.
Chciała
dodać coś jeszcze, ale powstrzymał ją kolejny pocałunek. Tym razem pieszczota
sprawiła, że chcąc nie chcąc zamknęła oczy i spróbowała się rozluźnić, raz
po raz powtarzając samej sobie, że wszystko było w najzupełniejszym
porządku. Chyba powinna być szczęśliwa, prawda?
– Dobrej
nocy, lilan – usłyszała jeszcze i to
wystarczyło, żeby uprzytomniła sobie, że tak naprawdę nie miała już niczego do
powiedzenia.
Ba! Chyba w rzeczywistości
nie chciała nic mówić, tym bardziej, że jakaś jej cząstka już zadecydowała. Być
może miało to jakiś związek z szokiem i późną porą, ale coś w kroku,
który zasugerował jej Rafael, sprawiało Elenie przyjemność. To było tak, jakby
podświadomie wyczekiwała tego przez cały ten czas, wręcz nie mogąc doczekać się
chwili, w której pewne sprawy się uporządkują. Wiedziała, że to, co robi
(zamierzała zrobić?), było co najmniej szalone, ale z drugiej strony…
W gruncie
rzeczy sytuacja była bardzo prosta i to już od chwili, w której
wpadli na siebie po raz pierwszy. Nie zastanawiała się nad znaczeniem
przeznaczenia, losem czy jakimkolwiek fatum, ale myśląc o tym przez
pryzmat tego, co właśnie miało miejsce, zaczynała dochodzić do wniosku, że w ich
przypadku właśnie coś takiego miało miejsce. Kilka niefortunnych zbiegów
okoliczności i brzemiennych w skutkach decyzji – począwszy od tej,
którą musiał podjąć on, by zgodnie z rozkazem zachować ją przy życiu, przez
pomoc, której mu udzieliła, aż po pocałunek, który tak naprawdę zmienił
wszystko. Mimowolnie pomyślała o tym, że chyba powoli zaczynała rozumieć,
co mieli na myśli telepaci, kiedy mówili o częściach duszy w dwóch
ciałach – istniejących po to, żeby prędzej czy później móc się odnaleźć,
niezależnie od czasu i możliwych konsekwencji.
No cóż,
nawet jeśli tak było, nie sądziła, żeby którekolwiek z jej bliskich ze
spokojem przyjęło to, że związała się z demonem i że być może wkrótce
miała nazywać go swoim mężem. Wciąż dręczyła ją kwestia tego, że prędzej czy
później musiał nadejść moment, w którym zostałaby zmuszona do tego, by ujawnić
prawdę, ale to wydawało się najmniej istotną kwestią w obliczu ewentualnej
śmierci. Doskonale rozumiała, co takiego miał na myśli Rafael, nalegając na to,
żeby zgodziła się zostać jego, zanim doszłoby do balu – a więc do
wydarzenia, którem zarazem mogło wyjaśnić, jak i zniszczyć wszystko, co
dotychczas osiągnęli. Cokolwiek miało wtedy zajść, zdecydowanie nie byłoby
dobre – i to dla żadnej z osób, które znała i cokolwiek dla niej
znaczyły.
Otworzyła
oczy, by móc rozejrzeć się pokoju. Wcale nie była zaskoczona tym, że na powrót
leżała w swoim łóżku, czując się dokładnie tak, jakby właśnie przebudziła
się ze snu.
Nie
zaskoczyło jej również to, że sypialnia okazała się pusta.
Nie miała
pojęcia, jakim cudem udało jej się zapaść w sen i we względnie
spokojny sposób przeczekać aż do wschodu słońca. Początkowo miała wątpliwości –
niepokojące, powracające raz za razem myśli, sprowadzającą się do tego, że
wszystko było tylko i wyłącznie snem, a ona co najwyżej mogła zrobić z siebie
idiotkę. Dopiero wiadomość, którą otrzymała, utwierdziła ją w przekonaniu,
że Rafael faktycznie przyszedł do niej w nocy, decydując się poruszyć
jeden z najbardziej wrażliwych, trudnych tematów, jakie tylko mogły w ich
przypadku zaistnieć.
Czekam na Ciebie
Dłuższą
chwilę wpatrywała się w to jedno, krótkie zdanie, w głowie mając
pustkę. Niezmiennie przypominała sobie szczegóły przeprowadzonej dopiero co
rozmowy, nie dowierzając temu, co zamierzała zrobić. Nie miała pojęcia, kiedy
tak naprawdę podjęła decyzję, to zresztą nie miało znaczenia, Elena zaś
podświadomie czuła, że postępuje dobrze. Nie potrafiłaby inaczej, zbytnio
przerażona myślą, że mogłaby go stracić – w jakichkolwiek okolicznościach,
niezależnie od tego czy sama by ucierpiała, czy może wydarzyłoby się coś
innego.
Z jakiegoś
powodu przypomniała sobie sen o lustrach, który nawiedził ją całe tygodnie
wcześniej, a który sprowadzał się tylko i wyłącznie do tęsknoty za
Rafaelem – wówczas obcym i wzbudzającym w niej wątpliwości, tym
bardziej, że tak naprawdę nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Przed
oczami wciąż miała moment, w którym ją zostawił, wcześniej wydając się
oskarżać o coś, czego nie potrafiła sprecyzować, a co najwyraźniej
skłoniło go do tego, żeby zacząć nią gardzić. Sama ta perspektywa wydawała się
gorsza niż cokolwiek innego, łącznie z ciemnością i lustrzaną salą,
która niezmiennie wzbudzała w dziewczynie lęk.
Nie była
pewna, kiedy tak naprawdę przywiązała się do demona do tego stopnia, by jego
utrata zaczęła jawić jej się jako co najmniej bolesna. Miała wrażenie, że już
teraz byli ze sobą związani w szczególny, wciąż niejasny dla niej sposób,
to jednak wydawało się niczym w porównaniu z perspektywą tego, co
dopiero zamierzali zrobić. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że to nie
jest aż takie proste, mimo wszystko pomyślała, że z chwilą, w której ostatecznie
potwierdzą to, że należą do siebie, już nic więcej nie będzie w stanie ich
rozdzielić.
Czuła, że
to nie jest uczciwe, zwłaszcza względem niczego nieświadomej rodziny, ale nawet
wyrzuty sumienia nie były w stanie sprawić, by ostatecznie zaczęła żałować
albo zdecydowała się z czegokolwiek wycofać. Zawsze byłam egoistką, pomyślała i w tamtej chwili
niewiele brakowało do tego, żeby roześmiała się w nieco histeryczny
sposób. Cóż, przynajmniej mogła przyznać rację tym, którzy uważali ją za
płytką.
Ubrała się w pośpiechu,
wciąż myśląc nad tym, gdzie i dlaczego właśnie się wybierała. Nie miała
pojęcia, jak całe przedsięwzięcie umyślił sobie Rafael, ale zdecydowała się mu
zaufać, poniekąd dlatego, że i tak nie miała wyboru. Sama perspektywa
cichego ślubu, najpewniej bez świadków i kogokolwiek, wydawała się
nieprawdopodobna, zresztą tak jak i to, że demon miałby przysięgać przed
kimkolwiek. Nigdy nie zapytała go o jego stosunek do Selene czy jakiegokolwiek
innego boga albo bogini, tym bardziej, że w jego przypadku byłoby to… co
najmniej niezręczne, ale mimo wszystko…
Wyszła z sypialni,
za wszelką cenę usiłując nad sobą zapanować. Był weekend, dzięki czemu nie
musiała szukać powodów, dla których miałaby zerwać się ze szkoły, co przyjęła z ulgą,
bo dodatkowe komplikacje stanowiły ostatnią rzecz, której potrzebowała. Już i tak
była zbyt podekscytowana i niespokojna, by do tego wszystkiego stresować
się szukaniem wymówki, nie wspominając o tym, że kłamstwo w takim
stanie mogło doprowadzić do tragedii – najdelikatniej rzecz ujmując. Już i tak
miała wrażenie, że wszystko w niej aż krzyczało, że właśnie zamierzała
zrobić coś szalonego, zupełnie jakby nad jej głową znajdował się olbrzymi,
jaskrawy neon, wszem i wobec obwieszczający wszystkim, że właśnie była na
dobrej drodze do tego, żeby przyjąć oświadczyny demona.
Oszalałam. Zdecydowanie oszalałam, ale…
Właściwie
nie wyczuła niczego, co świadczyłoby o czyjejkolwiek obecności w korytarzu.
W gruncie rzeczy nie przejmowała się tym, że we własnym domu mogłaby wpaść
na któregokolwiek członka rodziny, ale i tak prawie wyszła z siebie,
kiedy – będąc już przy schodach – usłyszała tuż za plecami znajomy głos.
– Dlaczego
mam wrażenie, że znowu gdzieś wychodzisz, Eleno?
Powoli się
odwróciła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz