27 października 2016

Trzysta czterdzieści siedem

Miriam
To przypominało zabawę w kotka i myszkę.
Była w stanie wyczuć Huntera, tym bardziej, że ten nawet nie próbował ukrywać swojej obecności. Miała wrażenie, że doskonale bawił się jej kosztem – prowokował, na pierwszy rzut oka prosząc się o to, by jednak zdecydowała się do niego pofatygować i spróbować nakopać mu do tyłka. Problem polegał na tym, iż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w ewentualnej walce nie ma żadnych szans. Nigdy nie miała prawa mierzyć się ze swoimi braćmi, a przynajmniej nie w walce wręcz, a już na pewno nie w sytuacji, w której miała do czynienia z kimś wyraźnie spragnionym zemsty. Hunter był dobrym wojownikiem, a do tego wszystkiego otrzymał błogosławieństwo samej Isobel, co najpewniej znaczyło tyle, że nie był sam.
Zapanowanie nad demonami – zwłaszcza tymi, które nie miały materialnej formy – zawsze było trudne. Oczywiście Rafie wydawanie poleceń przychodziło z łatwością, przynajmniej tak długo, jak podporządkowywał się oczekiwaniom Isobel. Mira niejednokrotnie zastanawiała się, czy mniej ważni bracia i siostry w swoich działaniach w ogóle brali pod uwagę to, czego tak naprawdę życzył sobie ich ojciec. Większość najpewniej nie – po prostu służyli, tak jak im nakazano, a skoro teraz mieli trwać przy Isobel, ta zaś wskazywała im konkretny kierunek, dostosowywali się do jej słów bez choćby cienia wahania.
Teraz z kolei to Hunter miał władzę, której tak długo pragnął i którą ostatecznie otrzymał, kiedy przyszedł z wieściami do królowej.
Miriam nie miała pojęcia, czy Rafael właściwie zdawał sobie sprawę z tego, co działo się w tym miejscu. Wiedziała, że kiedy tutaj przybyli, Rafa po zaledwie kilku rozmowach z królową doszedł do wniosku, że ma sytuację pod kontrolą – przynajmniej z praktycznego punktu widzenia. Sama była gotowa się z tym zgodzić, zwłaszcza słuchając argumentów brata i obserwując, jak prezentowały się relacje z wampirzycą. Wszystko wskazywało na to, że ta chcąc nie chcąc przyjęła tłumaczenie demona, tym samym uznając, że ten wciąż stoi u jej boku, gotowy wykonywać rozkazy. Rafael zawsze cieszył się najważniejszą pozycją, a i sama Isobel przez wieki była z niego zadowolona, pozwalając mu na wszystko. Jeśli komuś miała prawem puścić to, że mógłby ją zawieść, to bez wątpienia byłby on, ale…
Z tym, że to wcale nie było takie proste, bo żadne nie wzięło pod uwagę udziału Huntera.
Nie miała pojęcia czy dopisało jej wyjątkowe szczęście, czy może wręcz przeciwnie – niewyobrażalny pech, skoro zupełnym wypadkiem przyłapała nieśmiertelnego na rozmowie z królową. W pierwszym odruchu miała w planach natychmiast zainterweniować, idąc bezpośrednio do Rafaela, by poinformować go, że zdradziecki brat właściwie sam do nich przyszedł. Dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że to coś więcej, kiedy zaś dotarło do niej pełne znaczenie rozmowy nieśmiertelnego z królową…
Isobel wiedziała – i to może nawet więcej, aniżeli którekolwiek z nich mogłoby podejrzewać.
A do tego wszystkiego zamierzała się mścić.
Mira wiedziała, że bal już się zaczął i że Rafa najpewniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego „pani” mogłaby mieć w planach zabicie go przy pierwszej nadarzającej się okazji. Oczywiście w przypadku demona osiągnięcie czegoś takiego nie miało być proste, ale wampirza królowa bez wątpienia przemyślała wszystko. Gdyby oskarżyła go przy wszystkich, wprost mówiąc o ludzkich uczuciach, o Elenie i tym, że jednak zaznał słabości… Och, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej wystarczyłoby to do tego, by serafin stracił w oczach swoich dotychczasowych podwładnych. A biorąc pod uwagę, że sama Ciemność już wygnała za coś podobnego jednego ze swoich synów, Miriam mogła sobie wyobrazić, jak posłuszne Isobel demony bez wahania zaczynają wypełniać rozkazy Huntera – zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że ten zawsze stał w hierarchii niemalże na równi z Rafą.
Musiała coś zrobić, ale nie miała pojęcia w jaki sposób. Jakby tego było mało, zarówno Hunter, jak i Isobel zorientowali się, że podsłuchiwała pod drzwiami, a to wszystko dodatkowo komplikowało. Wszyscy wiedzieli, że była oddana Rafaelowi – bez względu na to, czego ten nie zdecydowałby się zrobić. To był rodzaj więzi, który istniał między nimi od lat i wydawał się Mirze czymś oczywistym. Sama dopiero co musiała tłumaczyć Rafie to, dlaczego przy nim trwała, nie zwracając uwagi na to, czy w ostatnim czasie poznał czym są ludzkie słabości, czy był ranny i co tak naprawdę planował. Ufała mu, bo był najwierniejszym ojca, a z czasem również dlatego, że pomimo tego, jak wiele razy zdarzało mu się ja krzywdzić, wciąż traktował ją dużo lepiej, aniżeli ktokolwiek inny. Wszystko sprowadzało się do tego, że była tylko kobietą – a więc kogoś, kogo w naturalny sposób traktowano gorzej, bo przecież Ciemności nie przystawało mieć córek. To, że nie tyko miała siostry, ale na domiar złego jako jedyna osiągnęła aż tak wysoką pozycję, do tej pory bywało dla niektórych nie do pomyślenia.
Znów usłyszała kroki – spokojne i wyraźnie zmierzające ku miejscu, w którym stała. Hunter nie śpieszył się, być może chcąc w ten sposób uśpić jej czujność. Gdyby sytuacja była inna, pewnie poszłaby do niego bez chwili wahania, gotowa rzucić jakąś złośliwą uwagę. Zwykle bywała cyniczna, mało kiedy ponosząc z tego tytułu jakiekolwiek konsekwencje, ale teraz… Musiałaby być naprawdę naiwna, żeby uwierzyć w to, iż po wszystkim, co usłyszała i co mogła powiedzieć Rafaelowi, tak po prostu mogłaby odejść wolno. Jej własny brat zamierzał ją zabić, niejako mając na to pozwolenie od Isobel, a skoro tak…
– Mira, daj spokój – usłyszała ponownie. Jego głos rozbrzmiał również w jej głowie, ale była na to przygotowana. Wiedziała, że będzie próbował ją zdezorientować, by mieć większą szansę na to, by choć spróbować ją dopaść. – Chodź tutaj. Chcę pogadać.
Jasne. Już ci w to wierzę!, zadrwiła w duchu. Miała ochotę skontaktować się z Rafaelem, ale wiedziała, że gdyby tylko spróbowała, Hunter natychmiast by to wykrył. Nie miała pojęcia, czy polował na nią jako jedyny, więc tym bardziej musiała być ostrożna. Wciąż o tym myśląc, ostrożnie wycofała się w głąb korytarza, nasłuchując i starannie stawiając kolejne kroki. Była dobra w skradaniu się, ale to samo mogła powiedzieć o bracie – w końcu jego imię nie bez powodu oznaczało „łowcę”. Cóż, gdyby miała wskazać idealnego drapieżnika, na pewno wzięłaby Huntera pod uwagę.
W kwestii ewentualnego okrucieństwa również mogła spodziewać się po nim tego, co najgorsze.
Mocniej przywarła plecami do ściany, czując się dzięki temu bezpiecznie. Nie mogła pozwolić zapędzić się w kozi róg, ale też posiadanie tuż za sobą otwartej przestrzeni nie byłoby rozsądne. Wiedziała, że powinna poruszać się tak, by zapewnić sobie ewentualną drogę ucieczki i jednocześnie zminimalizować drogi, którymi Hunter mógł do niej dotrzeć, chociażby próbując zajść ją od tyłu. To było trudne, ale wykonalne i Mira doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W przeszłości kilkukrotnie zdarzało jej się uciekać, jednak nigdy dotąd od jej ewentualnych decyzji nie zależało aż tak wiele – od cudzego życia począwszy.
Miriam…
Tym razem głos rozbrzmiał już tylko i wyłącznie w jej głowie, co okazało się problematyczne, bo poczuła się tak, jakby Hunter próbował wzywać ją ze wszystkich stron na raz. Jego kroki ucichły, a demonica odniosła wrażenie, że mężczyzna może być wszędzie – dosłownie z każdej strony, skryty gdzieś w mroku i przynajmniej tymczasowo znajdujący się gdzieś poza zasięgiem jej wyostrzonych zmysłów. Nie spodobało jej się to uczucie, zresztą tak jak i poczucie tego, że jest osaczona. Jakby tego było mało, przez ułamek sekundy była gotowa przysiąc, że ktoś ją obserwuje, a skoro tak…
Napięła mięśnie, coraz bardziej zaniepokojona sytuacją. Dość!, pomyślała w rozgorączkowany sposób, próbując zapanować nad sobą i sytuacją. Czuła, że coś wokół się zmienia, w miarę jak Hunter próbował bawić się otaczającą ją rzeczywistością. Gdyby była człowiekiem albo jakąkolwiek inną, mniej doświadczoną istotą, pewnie w tamtej chwili naprawdę zaczęłaby się bać, ale zdecydowanie nie mogła sobie na to pozwolić. Równie szalona wydała się nieśmiertelnej myśl o tym, że miałaby tak po prostu dać się pokonać sztuczkom, które wielokrotnie sama stosowała. W końcu również była dzieckiem swego ojca i wiedziała, jak się bronić. Gdyby nie to, już od dawna byłaby martwa, wielokrotnie musząc walczyć o to, żeby przetrwać i nie stracić osiągniętej pozycji.
Wybrałeś złego przeciwnika, Hunter, pomyślała mimochodem. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest zagrożona, ale świadomość tego, że w przeszłości znajdowała się w gorszych opałach, dodawała Mirze pewności siebie. Jeśli miała być ze sobą szczera, im dłużej trwała w tej farsie, tym silniejszą irytację względem zachowania brata czuła. A tak swoją drogą, jesteś idiotą…
Wyczuła, że dotychczas gładka ściana za jej plecami zmieniła się, zwiastując obecność płytkiej wnęki. Kiedy sięgnęła ręką za siebie, wyczuła pod palcami klamkę, co uprzytomniło Miriam, że tuż za nią znajdowały się drzwi. Naparła na nie, próbując je otworzyć i rozluźniając się dopiero w chwili, w której zamek ustąpił, a ona bezszelestnie zdołała wślizgnąć się do środka. Starannie zamknęła się w pomieszczeniu, wciąż nasłuchując i mając nadzieję na to, że w ten sposób zyska przynajmniej chwilę na obmyślenie jakiegoś planu.
Nie mogła tutaj zostać, przynajmniej na razie. Podejrzewała, że Isobel właśnie brała czynny udział w balu, najpewniej dając upust swoim morderczym zapędom, co – przy odrobienie szczęścia – miało przeciągnąć w czasie moment, w którym królowa spróbuje odegrać się również na Rafaelu. Gdyby uciekła, Hunter na pewno szybko nie pochwaliłby się swojej pani, że zawiódł, a to z kolei…
Obejrzała się przez ramię, by móc rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Wypuściła powietrze ze świstem, równie oszołomiona, co i usatysfakcjonowana widokiem czegoś, co wyglądało jak jedna z licznych komnat, które znajdowały się w tym miejscu. Choć dookoła panował półmrok, wyraźnie widziała zarys stojącymi pod ścianami, bez wątpienia antycznych już mebli. Miękki dywan, którym wyściełana była podłoga, tłumił jej kroki, kiedy z wolna ruszyła przed siebie, omijając zajmujące centralną część pomieszczenia łoże. Kątem oka zauważyła wielką szafę oraz drzwi, które najpewniej prowadziły do przylegającej do sypialni łazienki, ale nic z tego nie przykuło uwagi kobiety na dłużej.
Nie, skoro najbardziej interesowało ją prowadzące na zewnątrz okno.
Potrzebowała zaledwie kilku sekund, by dopaść do zewnętrznej ściany i – wcześniej oparłszy się na parapet – wyjrzeć na zewnątrz. Zobaczyła uśpiony dziedziniec oraz ogród, przez wzgląd na porę roku uśpiony i przygnębiający, bowiem kojarzył jej się ze śmiercią. Odwieczny życia krąg, pomyślała z przekąsem i w tamtej chwili prawie zdołała się uśmiechnąć. Rozłożyła skrzydła, po czym z łatwością uporała się z okiennica, zamierzając wspiąć się na parapet i jak najszybciej wydostać na zewnątrz. Miała więcej szczęścia niż mogłaby przypuszczać, bo gdyby już znalazła się tuż pod usłanym gwiazdami, nocnym niebem…
Nie była żadnego ostrzeżenia ani znaku, który wcześniej uprzytomniłby jej, że cokolwiek mogłoby być nie tak. W efekcie początkowo nawet nie była w stanie się obronić, kiedy czyjeś ramiona nagle owinęły się wokół niej, odciągając do tyłu i to na tyle gwałtownie, że aż straciła równowagę, po czym jak długa poleciała na podłogę. Nawet nie poczuła bólu, zbyt przejęta atakiem i tym, że w następnej sekundzie została zmuszona do niemalże panicznej próby ucieczki w bok, by uniknąć ostrza czegoś, co okazało się srebrnym, ostro zakończonym nożem, wymierzonym prosto w jej klatkę piersiową. Usłyszała stukot i przekleństwo, co najpewniej znaczyło, że Hunter trafił w podłogę, ale nie próbowała się nad tym zastanawiać, w pośpiechu podrywając się na równe nogi i z braku lepszych perspektyw próbując rzucić się z powrotem ku drzwiom.
Nie miała po temu okazji. Tym razem demon zareagował w porę, a ona wylądowała na łóżku i to w na tyle ciężki, gwałtowny sposób, że drewniany stelaż najzwyczajniej w świecie nie wytrzymał i z głośnym trzaskiem rozpadł się na pół. Chciała się podnieść, ale powstrzymał ją ciężar demona, który wylądował na jej piersi. Zamachnęła się, próbując uderzyć Huntera w twarz, ale uprzedził ją, tym samym na dłuższą chwilę wytrącając zaskoczoną Mirę z równowagi. Początkowo zaskoczył ją smak krwi w ustach, póki w końcu do jej świadomości nie dotarł ból – pulsujące palenie, które błyskawicznie rozeszło się po całym policzku.
Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, chociaż miała na to ochotę. Również w chwili, w której demon zacisnął obie dłonie na jej gardle, nie pozwoliła sobie na jakiekolwiek oznaki tego, że mogłaby być przerażona.
– Cześć, siostrzyczko – usłyszała rozdrażniony, wyprany z jakichkolwiek emocji głos.
Nie musiała nawet zastanawiać się nad znaczeniem jego tonu, by wiedzieć, że nie miał najmniejszych oporów przed zrobienie tego, do czego właśnie się posuwał. Dla niego nie znaczyła niczego, będąc co najwyżej kobietą, która w niektórych przypadkach bywała przydatna, póki nie zdecydowała się wrócić do Rafaela. Teraz z kolei spoglądał na nią jak na przeszkodę, którą jak najszybciej trzeba było usunąć z drogi, dla osiągnięcia wcześniej zaplanowanego celu.
Zabrakło jej tchu, chociaż powietrze nie było demonom niezbędne do normalnego funkcjonowania – nie w takim stopniu, jak ludziom. Hunter o tym wiedział, ale nie przeszkadzało mu to w pastwieniu się nad nią, co zresztą mogła przewidzieć. Znała go. Po tym, jak potraktował chociażby przyjaciółkę Eleny, mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego, tym bardziej, że była o wiele wytrwalsza od zwykłego człowieka. Była wręcz skłonna się założyć, że jej brat (to słowo nie znaczyło dla niej nic, zwłaszcza w tamtym momencie) miał już gotowy plan tego, jak zamierzał ją zabić.
Och, niedoczekanie twoje…
Szarpnęła się, nie wyobrażając sobie bezczynnego leżenia i czekania na swój koniec. Hunter wydał z siebie przeciągłe warknięcie, jasno dając jej do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko, gdyby jednak pozostała bierna, ale nie zamierzała się do tego dostosować. Sama nie była pewna, jakim cudem zdołała oswobodzić się na tyle, by móc ponownie rzucić się do ucieczki. Demon na chwilę się odsunął, w końcu luzując uścisk na jej gardle, co momentalnie wykorzystała, gotowa zrobić wszystko, byleby móc trzymać go na dystans. Kopnęła na oślep, czując dziką satysfakcję, gdy doszło ją satysfakcjonujące chrupnięcie, a potem całą wiązankę przekleństw, co uprzytomniło jej, że do tego wszystkiego najpewniej zdołała trafić go w twarz. Co prawda większą radość miałaby z pewności, że tym samym miała zmusić brata do tego, żeby trzymał się od niej z daleka, ale wiedziała, że pod tym względem sprawy będą o wiele bardziej skomplikowane.
Zsunęła się z łóżka, początkowo lądując na kolanach. Zdołała odczołgać się od mebla, sukcesywnie przesuwając się ku oknu i tym razem nie zamierzając odpuścić sobie okazji do ucieczki. Chwyciła za parapet, z jego pomocą chwiejnie podnosząc się do pionu i próbując zapanować nad sobą na tyle, by mieć szansę wzbić się w powietrze. Gardło pulsowało bólem, przez co każdy kolejny, machinalnie już brany wdech wydawał się katorgą, ale i ten rodzaj niedogodności nie zrobił na Mirze wrażenia. Nie czuła się wcale gorzej niż po tym, jak Rafael rozerwał jej gardło, by móc pożywić się krwią, zresztą adrenalina i koncentracja na celu sprawiły, że i tak nie przejmowała się tym, jak fizycznie się czuła.
Rozłożyła skrzydła, po czym bez chwili wahania wyskoczyła na zewnątrz. Nie bała się tego, że spadnie, nawet mimo oszołomienia będąc w stanie zbić się w powietrze. Latanie stanowiło dla niej czynność równie oczywistą, co dla ludzi oddychanie. Oni niezależnie od sytuacji pragnęli chwytać powietrze, podczas gdy ona na wszystkie możliwe sposoby szukała kontaktu z niebem. Chłód nocy i możliwość unoszenia się przyniosły demonicy ukojenie, sprawiając, że poczuła się o wiele pewniej. Teraz już tylko musiała znaleźć się jak najdalej stąd, niezależnie od tego, jak trudnym miało się to okazać zadaniem i…
Uderzenie w plecy ją zaskoczyło, chociaż nie aż tak jak pieczenie, które poczuł wkrótce po tym. Tym razem nie powstrzymało się od krzyku, mając wrażenie, że coś dosłownie pali jej skórę, sprawiając, że poczuła się tak, jakby ktoś dźgnął ją rozpalonym do białości prętem. Na moment straciła kontrolę nad sobą i ciałem, i uświadomiła sobie, że spada – tak po prostu, niezdolna dłuższej utrzymać się w górze i to pomimo usilnych starań, by tego dokonać.
Od tamtej chwili wszystko działo się bardzo szybko.
Zauważyła Huntera, chyba jedynie cudem reagując przed kolejnym ciosem, który jej wymierzył. W oszołomieniu spojrzała na zakrwawiony, połyskujący łagodnie nóż – najpewniej srebrny, chociaż nie mogła mieć pewności. Spróbowała mu go wytrącić, ale to okazało się trudne, tym bardziej, że demon nie zamierzał tak po prostu się poddać. Czuła, że robił wszystko, byleby ją dosięgnąć, na wszystkie możliwe sposoby usiłując ją zaatakować – i to niezależnie od tego, czy w ten sposób mógłby ją tylko zranić, czy może od razu zabić.
Kiedy jego palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka, przestała walczyć o to, żeby wciąż utrzymać się w powietrzu. Zaskoczyła go tym, sprawiając, że początkowo nie zareagował, pozwalając, by pociągnęła go w dół. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym oboje z impetem uderzyli o ziemię, spadając z wysokości wystarczającej, by zabić człowieka, choć w ich przypadku śmierć nie wchodziła w grę. W oszołomieniu nie od razu poczuła ból, wciąż bardziej świadoma palenia pomiędzy żebrami, w miejscu, w które dźgnął ją Hunter, aniżeli czegokolwiek innego.
Jęknęła, mając problem z tym, żeby podnieść się do pozycji siedzące. Miała wrażenie, że coś złamała – całe ciało wydawało się pulsować bólem, choć ten powoli ustępował, w miarę jak organizm zaczynał się regenerować. Jedynym problem pozostawało cięcie po nożu, oporne na leczenie i wrażliwe na najdelikatniejszy nawet ruch, ale to nie powstrzymało Miry przed ostatecznym poderwaniem się na równe nogi. Nie widziała Huntera, ten zresztą przestał mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Musiała się stąd wydostać, kwestię zemsty i ewentualnego mordu zostawiając na inną okazję. W takim stanie i tak nie mogłaby sukcesywnie walczyć, a skoro tak…
Godne podziwu, moja córko… Naprawdę godne podziwu, rozległo się w jej głowie, ale tym razem głos nie należał do żadnego z braci. Zesztywniała, nerwowo rozglądając się dookoła, ale wszystko wskazywało na to, że była sama, chociaż w żaden sposób nie potrafiła tego wytłumaczyć. Do głowy przyszło jej bardzo proste rozwiązanie tego, kim był mężczyzna, który do niej przemawiał, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że to niemożliwe. Nie do niej – nigdy nie była wystarczająco dobra, by zasłużyć sobie a jakąkolwiek pochwałę, nawet jeśli faktycznie zrobiła coś dobrze.
W gruncie rzeczy pozostawała tylko kobietą, na dodatek ranną, co mogło tłumaczyć to, że już sama nie była pewna tego, co tak naprawdę działo się wokół niej.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, Miriam raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła, a nabrawszy pewności, że jest bezpieczna, chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie. Miała wrażenie, że nie da rady, kiedy w przypływie desperacji spróbowała wzbić się w powietrze, ale również tym razem skrzydła nie odmówiły jej posłuszeństwa, pozwalając ponownie znaleźć się tuż pod czarnym jak atrament, nocnym niebem.
Nie miała pojęcia, komu albo czemu zasłużyła sobie na to, żeby przeżyć, ale to nie miało znaczenia.
Teraz chciała znaleźć się już tylko jak najdalej stąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa